- Pojedziesz ze mną na Białoruś ? - zapytał Szoni - W lipcu, w zasadzie za darmo. Cóż, dwa razy nie musiał powtarzać:) Bladego pojęcia o szczegółach eskapady nie miałam, bo rozmywały się one gdzieś na linii ja←Szoni←kolega ←- organizator, ale któż by się przejmował. Wiedziałam tylko tyle, że mamy spakować nasze sarmackie stroje i że weźmiemy udział imprezie pt “Dni Króla Stefana Batorego”, która miała odbyć się na terenie Nowego Zamku w Grodnie: http://museum-grodno.by/pl/nowy-zamek/. W opowieści nie występują żadne samoloty, mam nadzieję, że wybaczycie to niedopatrzenie
;-) (obiecuję poprawę w kolejnych relacjach;-) ) Już w trakcie podróży dowiedziałam się, że całe to przedsięwzięcie zorganizował Bartek Siedlar i fundacja Hussar, przy współpracy z Grodzieńskim Muzeum Historyczno- Archeologicznym, Polską Macierzą Szkolną oraz Konsulatem generalnym RP w Grodnie, a także… dzięki Ministerstwu Obrony Narodowej i Wojsku Polskiemu. No serio, zapewnili autokar wraz z kierowcą. Drive4free
:)
12 lipca 2017 “Zachwycić się po prostu tak ..I wzruszyć jak najmocniej… Idź szukać wiatru w polu...pocałuj noc, najwyższą z gwiazd… zapomnij się i......tańcz…” - z uberowego radia rzewnie doradza Lipnicka. Różne te moje podróże, czasem zaplanowany każdy krok, ale najbardziej lubię właśnie tak…Zmierzamy na parking, z którego ma nas zabrać autokar, w głowie jeszcze Maroko (opiszę!), skaczemy po tym lipcu jak … jak kiedyś, gdy jeździłam w Podróż Dokądkolwiek:), a ja czuję w duszy ten cudowny Stan Podróży, w którym można smakować każdą chwilę, zostawiając za sobą codzienność ze wszystkimi swoimi rachunkami, sprawami, zebraniami, lunchami…
W autokarze spotykamy kolegów Szoniego z jego grupy rekonstrukcyjnej, Bractwo Kurkowe, szlachciców i wojów z Krakowa, Radomia, Poznania. Oczywiście siadamy w tylnej wesołej części pojazdu
:) Jeszcze przystanek w Białymstoku i dojeżdżamy na granicę w Kuźnicy. Chłopaki uzupełniają deklaracje celną dla podróżnych, ja szczęśliwie nie muszę bo nie mam szabli
;-) Celnik zabiera stosik paszportów. 4:52 kwitniemy na przejściu, zagraniczne chmury przed nami, a ja się czuję jak na wycieczce szkolnej do Czechosłowacji. Mijamy słupki graniczne. Pojawia się celnik białoruski, liczy nas, zabiera paszporty. Jest 5 rano. Celnik rzuca okiem do bagaży. Komentarz Czarka “E, odpuścił, widzą że debile jadą”
;-). No ale w sumie z taka iloscia szabli, to Polacy tu dawno nie byli;-) Dostajemy jakieś świstki do wypełnienia, trzeba tam wpisac m.in nr paszportu, a paszportu nadal niet… Ha, przydają się jego zdjęcia (ha, jednak uczesana i poważna;-) ) Głupoty w głowie, żarty sytuacyjne o piątej nad ranem, Czarnorusin wysiadający z autokaru praha minsk… nie pytajcie
;-) Z info praktycznych, przy przejeździe dla autokarów jest wc za 50 kopiejek, ale pani jest ustępliwa, drobne polskie wystarczą. Ja się wbijam za dziewczynami, nie wzięłam bilonu, 50 zł za siku do dziury nie dam. Celnica zabiera paszporty i papióry. Jest prawie 6 rano. Po kolejnej godzinie zasypiam... i budzę się w Polsce ! Okazało się, że biuro podróży (wjeżdżamy na teren bezwizowy, ale pewne formalności trzeba załatwić przez biuro) źle podało dane ośmiu osób i musimy poczekać na polskiej stronie. Rzucam okiem do paszportu, który za chwilę ponownie zabierze mi polska celniczka. Pieczątka wjazdowa jest przekreślona …. 8:17…..11:33 nadal na granicy, inna zmiana, inne pomysły. Teraz wklepują wszystkie deklaracje dotyczące szabli. Każą też zrobić sobie kopię, manualnie;) Po łącznie 7,5 godzinach na granicy, z dwoma pieczątkami ( jedna przekreślona) ruszamy dalej...
Cdn.
:)Ciąg dalszy musi poczekać;) Wasze zdrowie
:)
13 lipca Docieramy do Grodna, zostawiamy stroje i akcesoria historyczne w Nowym Zamku, autokar podwozi nas pod Hotel Omega. Meldujemy się na 3 noce. Ceny o tu http://hotel-omega.by/pl/pages/price-pl.html . Nie zapisałam, ale zapłaciliśmy chyba coś ponad 100 rubli za pokój dwuosobowy. Hotel cóż... przynajmniej czysty
;) Przyznam, że na www prezentuje się zdecydowanie lepiej. Spacerem wracamy na zamek, zatrzymując się w knajpce Cheburechnaya na czebureka czyli wywodzące się podobno z kuchni tatarskiej smażone pierogi w kształcie trójkąta. Nie jest to jakieś specjalnie wyrafinowane miejsce, bardziej bar niż restauracja, ale całkiem smacznie. Za dwa czebureki z mięsem plus dwa duże piwa płacimy około 12 rubli. Adres : Ozheshko 1 (Orzeszkowej 1). Na zamku przebieramy się w stroje,
po czym wędrujemy na spotkanie i poczęstunek do siedziby Polskiej Macierzy Szkolnej czyli “polskiego stowarzyszenia oświatowego zarejestrowanego 3 grudnia 1995 na Białorusi, którego głównym celem jest "szerzenie oświaty polskojęzycznej na terenie Białorusi w duchu narodowym, chrześcijańskim i obywatelskim".” (Wiki).
Dzień kończymy piwkiem w knajpce przy deptaku.
14 lipca
Plan na poranek -szybkie zwiedzanie.
Włóczymy się po uliczkach i placach Grodna, docieramy też do najstarszej cerkwi prawosławnej - Cerkiew Świętych Borysa i Gleba.
Taka stara a kod QR ma
;-)
Pracownik muzeum archeologicznego, opowiada nam trochę o mieście. Np.o tym że Niemena wyrzucono tu ze szkoły, bo miał złe oceny, ze śpiewu też
:lol: o tym, że Grodzianie na tyle lubili Orzeszkową, że gdy zachorowała na serce, to ulice obok jej domu wyścielili słomą, by powozy nie przeszkadzały jej w odpoczynku. Ciekawostka - wiele pomników nie ma tabliczek z nazwiskami, dlatego, że ich powstanie musi zatwierdzić prezydent. A że rzadko to robi, to budują bez. No ale ten pan tabliczkę zdecydowanie ma
;-)
Wypływamy na krótki rejs po Niemnie,
mi się najbardziej ten tajemniczy zameczek podobał... przyznam że nic o nim nie wiem, ktoś coś podpowie?
A to niestety wiem - spalony Pałac Sapiehów
:(
Cdn.To jeszcze nie koniec relacji, postaram się dopisać dalszy ciąg dziś wieczorem.Po rejsie wpadamy do restauracji, czasu jest tylko na bardzo szybkie placki, chłodnik i dwa niefiltrowane
:) Płacimy za to 27 rubli.
Wsiadamy do autokaru, który tym razem zabiera nas w podróż bardzo smutną.
Naumowicze to miejsce, w którym podczas drugiej wojny światowej życie straciło wielu Polaków. Naziści rozstrzeliwali tu nawet dzieci
:( Przewodnik opowiada o beatyfikowanej w 1999 roku Mariannie Biernackiej, która ubłagała esesmana by móc zginąć zamiast swojej ciężarnej synowej… o ocalałym z Holocaustu Żydzie Feliksie Zandmanie - przeżył pogrom Grodna siedząc przez 17 miesięcy wykopanej pod podłogą pokoju jamie! “Nigdy nie gaśnie nadzieja” to książka o jego losach. A także o tym, że miejscem pochówku osób pomordowanych podczas wojny opiekuje się dziewięćdziesięcioparoletnia kobieta, między innymi dlatego, że w Naumowiczach leży jej siedemnastoletnia koleżanka z rodziną …Ech, obyśmy nie żyli w ciekawych czasach :/
26 km od Grodna leży miasteczko Sopokoćkinie, zamieszkana głównie przez Polaków. Przelotny deszcz nie sprzyjał integracji, ale nasz barwny przemarsz wywoływał wiele pozytywnych reakcji. Jednak cel naszej wyprawy był bardzo nostalgiczny.
Cmentarz w Sopoćkiniach
I jeszcze lans nad Kanałem Augustowskim ;D
Następnie zakupy “na wieczór”... Czy aby z XVII wieku ten zakwas…?
;-)
Kupą tu waszmościowie, kupą!
;-)
A to już Karalino, dwór z XVII wieku, w którym bywał nasz ostatni król.
Obecnie można tam wynająć pokój, domek czy też zorganizować polską banię w ruskiej bani
;-) Więcej szczegółów nie zdradzę. No może jeszcze parę fotek z ożywczego spaceru, pomiędzy toastami z jarmużu
;-)
I jeszcze z serii Nigdy nie wierz kobiecie... Jest samolot!!
8-)
Oto najstarsze lotnisko na Białorusi - Karalino. Przepraszam za jakość zdjęć, i za to że dotarłam tam kompletnie nieświadomie;-) No ale cóż... Przypadek...? Nie sądzę
;-)@dubaj1910 dziękuję. @michzak
:) Oj przyznam, że faktycznie - zainteresowanie było ogromne, błyskały flesze, kręciły się filmy, machali do nas ludzie z samochodów, młode pary prosiły o zdjęcia…
:D
To już kolejny dzień - 15 lipca … a my znowu na zamku. Pozujemy, zabawiamy, inscenizujemy.
(fot. Tomasz Jastrzębski)
Zwiedzamy też muzeum w Starym Zamku… i już nie wiadomo kto na kogo patrzy
;-) I czy przypadkiem nie uciekliśmy z gabloty
;-)
A gdy już robi się napraaaawdę dziwnie...
... uciekamy do karczmy na pyszne placki i zupę serową.
Coś dla ciała, coś dla ducha. Msza w Naumowiczach za pomordowanych, biskup, oficjele, harcerze, skrzypce...
(fot. Tomasz Jastrzębski)
Powrót, impreza na zamku, magiczny Niemen nad Niemnem. Nie umiem opisać jak on brzmiał w nocy na dziedzińcu...
Niedziela 16 lipca To już ostatni dzień ale nie zwalniamy. Rano kolejna msza,
następnie spotkanie (m.in. z konsulem) w siedzibie Macierzy.
A potem to już tylko Polaków zakupy na Wschodzie (polecam brzozową;-) i droga powrotna. I mata odkażająca na dzień dobry
;-)
Jeszcze parę ciekawostek i garstka informacji praktycznych: - wiele elementów krajobrazu Grodna wykonana jest z czerwonego granitu. Krawężniki np.:
- w Hipermarkecie Korona pierwszy raz w życiu widziałam automat z soczewkami, w którym mogłabym zakupić moje dramatyczne dioptrie
- Łukaszenko zabrał się za odrabianie z najmłodszym synem (obecnie trzynastoletni Kola) prac domowych, co poskutkowało wielką przeróbką podręczników (na zasadzie - weźcie to poprawcie, co to w ogóle jest
;) ) - w grodzieńskich kantorach spokojnie można wymieniać złotówki - fajne pamiątki (np. talię kart z królami Polski) można kupić np. tu:
I to już na tyle, dziękuję za uwagę, a redaktorowi Oradea za motywację
;-)
Sopoćkinie (be "ko") w środku :-) Rodzinne ziemie mojej familii. Przed II WŚ było to miasteczko a teraz tylko wieś - tak skutecznie między 1939 a 1941 rokiem przechodziły tędy wojska wszelakie.
Familijnie - mój pradziadek przed wojną był tam wójtem a nazwisko panieńskie babci - Giedo (po 1945 roku pisane jako Gedo) nadal widać na tablicy pamiątkowej na miejscowym cmentarzu.
Wzruszająco - sentymentalnie...
Sopoćkinie (be "ko") w środku
:-) Rodzinne ziemie mojej familii. Przed II WŚ było to miasteczko a teraz tylko wieś - tak skutecznie między 1939 a 1941 rokiem przechodziły tędy wojska wszelakie.
Familijnie - mój pradziadek przed wojną był tam wójtem a nazwisko panieńskie babci - Giedo (po 1945 roku pisane jako Gedo) nadal widać na tablicy pamiątkowej na miejscowym cmentarzu.
Wzruszająco - sentymentalnie...
Cóż, dwa razy nie musiał powtarzać:) Bladego pojęcia o szczegółach eskapady nie miałam, bo rozmywały się one gdzieś na linii ja←Szoni←kolega ←- organizator, ale któż by się przejmował. Wiedziałam tylko tyle, że mamy spakować nasze sarmackie stroje i że weźmiemy udział imprezie pt “Dni Króla Stefana Batorego”, która miała odbyć się na terenie Nowego Zamku w Grodnie: http://museum-grodno.by/pl/nowy-zamek/.
W opowieści nie występują żadne samoloty, mam nadzieję, że wybaczycie to niedopatrzenie ;-) (obiecuję poprawę w kolejnych relacjach;-) )
Już w trakcie podróży dowiedziałam się, że całe to przedsięwzięcie zorganizował Bartek Siedlar i fundacja Hussar, przy współpracy z Grodzieńskim Muzeum Historyczno- Archeologicznym, Polską Macierzą Szkolną oraz Konsulatem generalnym RP w Grodnie, a także… dzięki Ministerstwu Obrony Narodowej i Wojsku Polskiemu. No serio, zapewnili autokar wraz z kierowcą. Drive4free :)
12 lipca 2017
“Zachwycić się po prostu tak ..I wzruszyć jak najmocniej… Idź szukać wiatru w polu...pocałuj noc, najwyższą z gwiazd… zapomnij się i......tańcz…” - z uberowego radia rzewnie doradza Lipnicka. Różne te moje podróże, czasem zaplanowany każdy krok, ale najbardziej lubię właśnie tak…Zmierzamy na parking, z którego ma nas zabrać autokar, w głowie jeszcze Maroko (opiszę!), skaczemy po tym lipcu jak … jak kiedyś, gdy jeździłam w Podróż Dokądkolwiek:), a ja czuję w duszy ten cudowny Stan Podróży, w którym można smakować każdą chwilę, zostawiając za sobą codzienność ze wszystkimi swoimi rachunkami, sprawami, zebraniami, lunchami…
W autokarze spotykamy kolegów Szoniego z jego grupy rekonstrukcyjnej, Bractwo Kurkowe, szlachciców i wojów z Krakowa, Radomia, Poznania. Oczywiście siadamy w tylnej wesołej części pojazdu :) Jeszcze przystanek w Białymstoku i dojeżdżamy na granicę w Kuźnicy. Chłopaki uzupełniają deklaracje celną dla podróżnych, ja szczęśliwie nie muszę bo nie mam szabli ;-) Celnik zabiera stosik paszportów. 4:52 kwitniemy na przejściu, zagraniczne chmury przed nami, a ja się czuję jak na wycieczce szkolnej do Czechosłowacji. Mijamy słupki graniczne. Pojawia się celnik białoruski, liczy nas, zabiera paszporty. Jest 5 rano. Celnik rzuca okiem do bagaży. Komentarz Czarka “E, odpuścił, widzą że debile jadą” ;-).
No ale w sumie z taka iloscia szabli, to Polacy tu dawno nie byli;-)
Dostajemy jakieś świstki do wypełnienia, trzeba tam wpisac m.in nr paszportu, a paszportu nadal niet… Ha, przydają się jego zdjęcia (ha, jednak uczesana i poważna;-) )
Głupoty w głowie, żarty sytuacyjne o piątej nad ranem, Czarnorusin wysiadający z autokaru praha minsk… nie pytajcie ;-)
Z info praktycznych, przy przejeździe dla autokarów jest wc za 50 kopiejek, ale pani jest ustępliwa, drobne polskie wystarczą. Ja się wbijam za dziewczynami, nie wzięłam bilonu, 50 zł za siku do dziury nie dam. Celnica zabiera paszporty i papióry. Jest prawie 6 rano. Po kolejnej godzinie zasypiam... i budzę się w Polsce ! Okazało się, że biuro podróży (wjeżdżamy na teren bezwizowy, ale pewne formalności trzeba załatwić przez biuro) źle podało dane ośmiu osób i musimy poczekać na polskiej stronie. Rzucam okiem do paszportu, który za chwilę ponownie zabierze mi polska celniczka. Pieczątka wjazdowa jest przekreślona …. 8:17…..11:33 nadal na granicy, inna zmiana, inne pomysły. Teraz wklepują wszystkie deklaracje dotyczące szabli. Każą też zrobić sobie kopię, manualnie;) Po łącznie 7,5 godzinach na granicy, z dwoma pieczątkami ( jedna przekreślona) ruszamy dalej...
Cdn. :)Ciąg dalszy musi poczekać;) Wasze zdrowie :)
13 lipca
Docieramy do Grodna, zostawiamy stroje i akcesoria historyczne w Nowym Zamku, autokar podwozi nas pod Hotel Omega. Meldujemy się na 3 noce. Ceny o tu http://hotel-omega.by/pl/pages/price-pl.html . Nie zapisałam, ale zapłaciliśmy chyba coś ponad 100 rubli za pokój dwuosobowy. Hotel cóż... przynajmniej czysty ;) Przyznam, że na www prezentuje się zdecydowanie lepiej.
Spacerem wracamy na zamek, zatrzymując się w knajpce Cheburechnaya na czebureka czyli wywodzące się podobno z kuchni tatarskiej smażone pierogi w kształcie trójkąta. Nie jest to jakieś specjalnie wyrafinowane miejsce, bardziej bar niż restauracja, ale całkiem smacznie.
Za dwa czebureki z mięsem plus dwa duże piwa płacimy około 12 rubli. Adres : Ozheshko 1 (Orzeszkowej 1).
Na zamku przebieramy się w stroje,
po czym wędrujemy na spotkanie i poczęstunek do siedziby Polskiej Macierzy Szkolnej czyli “polskiego stowarzyszenia oświatowego zarejestrowanego 3 grudnia 1995 na Białorusi, którego głównym celem jest "szerzenie oświaty polskojęzycznej na terenie Białorusi w duchu narodowym, chrześcijańskim i obywatelskim".” (Wiki).
Dzień kończymy piwkiem w knajpce przy deptaku.
14 lipca
Plan na poranek -szybkie zwiedzanie.
Włóczymy się po uliczkach i placach Grodna, docieramy też do najstarszej cerkwi prawosławnej - Cerkiew Świętych Borysa i Gleba.
Taka stara a kod QR ma ;-)
Pracownik muzeum archeologicznego, opowiada nam trochę o mieście. Np.o tym że Niemena wyrzucono tu ze szkoły, bo miał złe oceny, ze śpiewu też :lol: o tym, że Grodzianie na tyle lubili Orzeszkową, że gdy zachorowała na serce, to ulice obok jej domu wyścielili słomą, by powozy nie przeszkadzały jej w odpoczynku.
Ciekawostka - wiele pomników nie ma tabliczek z nazwiskami, dlatego, że ich powstanie musi zatwierdzić prezydent. A że rzadko to robi, to budują bez.
No ale ten pan tabliczkę zdecydowanie ma ;-)
Wypływamy na krótki rejs po Niemnie,
mi się najbardziej ten tajemniczy zameczek podobał... przyznam że nic o nim nie wiem, ktoś coś podpowie?
A to niestety wiem - spalony Pałac Sapiehów :(
Cdn.To jeszcze nie koniec relacji, postaram się dopisać dalszy ciąg dziś wieczorem.Po rejsie wpadamy do restauracji, czasu jest tylko na bardzo szybkie placki, chłodnik i dwa niefiltrowane :) Płacimy za to 27 rubli.
Wsiadamy do autokaru, który tym razem zabiera nas w podróż bardzo smutną.
Naumowicze to miejsce, w którym podczas drugiej wojny światowej życie straciło wielu Polaków. Naziści rozstrzeliwali tu nawet dzieci :(
Przewodnik opowiada o beatyfikowanej w 1999 roku Mariannie Biernackiej, która ubłagała esesmana by móc zginąć zamiast swojej ciężarnej synowej… o ocalałym z Holocaustu Żydzie Feliksie Zandmanie - przeżył pogrom Grodna siedząc przez 17 miesięcy wykopanej pod podłogą pokoju jamie! “Nigdy nie gaśnie nadzieja” to książka o jego losach.
A także o tym, że miejscem pochówku osób pomordowanych podczas wojny opiekuje się dziewięćdziesięcioparoletnia kobieta, między innymi dlatego, że w Naumowiczach leży jej siedemnastoletnia koleżanka z rodziną …Ech, obyśmy nie żyli w ciekawych czasach :/
26 km od Grodna leży miasteczko Sopokoćkinie, zamieszkana głównie przez Polaków. Przelotny deszcz nie sprzyjał integracji, ale nasz barwny przemarsz wywoływał wiele pozytywnych reakcji. Jednak cel naszej wyprawy był bardzo nostalgiczny.
Cmentarz w Sopoćkiniach
I jeszcze lans nad Kanałem Augustowskim ;D
Następnie zakupy “na wieczór”... Czy aby z XVII wieku ten zakwas…? ;-)
Kupą tu waszmościowie, kupą! ;-)
A to już Karalino, dwór z XVII wieku, w którym bywał nasz ostatni król.
Obecnie można tam wynająć pokój, domek czy też zorganizować polską banię w ruskiej bani ;-) Więcej szczegółów nie zdradzę. No może jeszcze parę fotek z ożywczego spaceru, pomiędzy toastami z jarmużu ;-)
I jeszcze z serii Nigdy nie wierz kobiecie... Jest samolot!! 8-)
Oto najstarsze lotnisko na Białorusi - Karalino. Przepraszam za jakość zdjęć, i za to że dotarłam tam kompletnie nieświadomie;-) No ale cóż... Przypadek...? Nie sądzę ;-)@dubaj1910 dziękuję.
@michzak :) Oj przyznam, że faktycznie - zainteresowanie było ogromne, błyskały flesze, kręciły się filmy, machali do nas ludzie z samochodów, młode pary prosiły o zdjęcia… :D
To już kolejny dzień - 15 lipca
… a my znowu na zamku. Pozujemy, zabawiamy, inscenizujemy.
(fot. Tomasz Jastrzębski)
Zwiedzamy też muzeum w Starym Zamku… i już nie wiadomo kto na kogo patrzy ;-) I czy przypadkiem nie uciekliśmy z gabloty ;-)
A gdy już robi się napraaaawdę dziwnie...
... uciekamy do karczmy na pyszne placki i zupę serową.
Coś dla ciała, coś dla ducha.
Msza w Naumowiczach za pomordowanych, biskup, oficjele, harcerze, skrzypce...
(fot. Tomasz Jastrzębski)
Powrót, impreza na zamku, magiczny Niemen nad Niemnem. Nie umiem opisać jak on brzmiał w nocy na dziedzińcu...
Niedziela 16 lipca
To już ostatni dzień ale nie zwalniamy. Rano kolejna msza,
następnie spotkanie (m.in. z konsulem) w siedzibie Macierzy.
A potem to już tylko Polaków zakupy na Wschodzie (polecam brzozową;-) i droga powrotna.
I mata odkażająca na dzień dobry ;-)
Jeszcze parę ciekawostek i garstka informacji praktycznych:
- wiele elementów krajobrazu Grodna wykonana jest z czerwonego granitu. Krawężniki np.:
- w Hipermarkecie Korona pierwszy raz w życiu widziałam automat z soczewkami, w którym mogłabym zakupić moje dramatyczne dioptrie
- Łukaszenko zabrał się za odrabianie z najmłodszym synem (obecnie trzynastoletni Kola) prac domowych, co poskutkowało wielką przeróbką podręczników (na zasadzie - weźcie to poprawcie, co to w ogóle jest ;) )
- w grodzieńskich kantorach spokojnie można wymieniać złotówki
- fajne pamiątki (np. talię kart z królami Polski) można kupić np. tu:
I to już na tyle, dziękuję za uwagę, a redaktorowi Oradea za motywację ;-)