-Tyś czy oszalał. Tam terroryści, al-kaida, bomby, głowę ci utną! -Ale gdzie? -No w tym twoim Iraku gdzie chcesz jechać! -Nie Irak, ale Iran. -A jeden pies, każdy arabus to taki sam!
Cytat prawdziwy. I nie raz spotykany!
Powiedzieć komuś ze chcesz lecieć do Iranu, to jakby podpisywać testament ze nie wrócisz z stamtąd.
Iran kojarzony przez wszystkich, takich jak media nam pokazują. Zły Khomeini będzie cie ścigać bombą atomową przez cały Iran. Arabusy cię zlinczują bo spojrzałeś kobietę.
Arabusy. I tu niestety okazuje się pierwsza nie-wiedza. I to wielka niewiedza. Iran nie ma nić wspólnego z arabusami. No ba, i oni się obrażą nawet, jak ktoś im powie ze są arabami (tak jak porównają polaków do rusków). Irańczycy to dumny naród Persów. Szczerze, nikt nie wie, po jakiego grzyba ostatni Szach Reza, zmienił nazwę z Persia na Iran. Perska nazwa Iran wywodzi się od średnioperskiej formy Eran (partyjskie Arjan), czyli nazwy ludu Ariów. Dlatego nazwaniem im, arabami, to może się skonczyć niezłym faux pas!
Do Iranu ciągnęło mnie, dobre 10 lat. Odkąd kolega wrócił i opowiadał mi, jak tam super! Przyjemni ludzie, jedzenie, piękne meczety.
Ciągnęło mnie, długo. Nawet przewodnik kupiłem do Iranu, i oglądałem zdjęcia, myszląc ze może kiedyś tam polecę albo nawet pojadę słynnym pociągiem Trans Asia z Stambułu do Teheranu.
Ale nie było wtedy mowy. Bo kto by pomyślał, ze ktoś chce jechać na wakacje/urlop to Iranu, jak tyle piękna w Europie. I tak zamknął się mały rozdział Iranu, czekając ponowne otwarcie.
Było wiele okazji polecieć, w ramach wielu fajnych ofert. A tu Pegasus z Lwowa, a tu Germania z Berlina, a tu Aegean z Warszawy. A ja brak urlopu, albo zły sezon.
I tak przez parę dobrych lat, czytając książki o Iranie (ulubiona własnie Szachinszach Kapuścińskiego), filmy (Persepolis, Argo) i czytanie relacji na forum (takie jak @Gadekk, @suszek, @Don_Bartoss albo ostanie @Pabloo która zmotywowała mnie do ciekawego powrotu do Polski) gdzie zbierało się chęci do zaznaczenia pinezką na mapie!
Był to maj 2017. Piątek. Problemy osobiste, gdzie musiałem się z kim spotkać na piwo. Siedzimy z @seba w Re, w Krakowie, i kupujemy pierwszy bilet trasy. Z Kijowa do Teheranu przez Baku ( @seba nie był w Azerbejdżanie, łatwa wiza do wyrobienia, więc 18h na Baku, wpadło idealnie), i plany na wolne pierwszego listopada siadły idealnie!
Tydzień do największego wroga USA, zaklepane!
Zapraszam na pierwszą część mojej relacji!Jak ja kocha, autocorrecta <3Gdzie jeszcze ludziom tak dobrze jak tu...
Trasa już mniej więcej odklepana. Znów Gringo Trail (tylko ze tym razie wersja Farsi) czyli Teheran - Isfahan - Yazd - Sziraz - Teheran (tutaj @seba dolatuje do Europy a ja jadę dalej) Tabriz - Jolfa - Norduz (granica IR/AM)
Do Kijowa się dostać, jest multum opcji z Polski. Można W6 prawie z każdego lotniska (niestety daty nie pasowały nam), UIA też fajne godziny, ale już ceny nie były tak dobre, więc została opcja z ciuchcią z Lwowa do Kijowa.
Gadka smatka, bilet kupiony na wieczór z Lwowa, tak żeby na spokojnie dojechać do Lwowa. Wieczorkiem. A tu mały zong powstał. Dostaję informacje, o organizowaniu wieczoru kawalerskiego koledze w Lwowie. I dobra strona Prawa Murphiego, dzień przed wylotem do Baku. Idealnie dopasowane! Czyli dobry dzień do wypicia "nielegalnego" trunku w Iranie, przed abstynencią!
No to wio!
27/10/17 Lwów
Poranny przejazd Boznańską do Przemyśla. A jak na kawalerski się przystało, to "In flight service" też podpasowany do tego
Cała podróż na wesoło, przy piwie, rozmowach.
Przejście graniczne z małymi komplikacjami (oczywiście przez Polską Strażą Graniczną), i jesteśmy na Ukrainie!
Szybko do marszrutki, i kolejny postój, w słynnej Pravdzie
I pub crawling to wieczora po Lwowie
Gazowa Lampa
Po szotach prosto do dworca, do pociągu do Kijowa,
28/10/17 Kijów
Tak jak na ukraińskie koleje przystało, pociąg przyjechał i odjechał o czasie, więc wcześnie rano już byliśmy w Kijowie. Sky-bus i dojeżdżamy do mglistego Boryspila
Check in, kontrola paszportowa, śniadanko w pustym saloniku
I niebieską strzałą prosto na Kaukaz!
Pizdzi jak w Bakijskim!
Niezły folklor. To pierwsza rzec która mi przychodzi do głowy jak wlazłem do Airbusa 320 Azerbaijan Airlines. Nie mowa o pasażerach, ale o atmosferze jaka panowała w samolocie. I to przez muzykę ludową która leciała z głośnik. Trochę przypominało Grecję, ciut Turcję ale za nić Kaukaz i ichniejsze chóry.
No dobra, znajduję moje miejsce, rozlokuję się i czekamy na start. Push back nawet wcześniej niż było zaplanowane i startujemy o czasie. I z nami dalej folklor, tym razem połączony z różnymi wideo promujące Azerbejdżan.
Serwis pokładowy był dziwny. Aż za bardzo. Niby obiad jest (który nie urywał 4 litery, nawet nie dało się tego zjeść), herbata do picia i łaskawie woda, jak stewardesa zauważy ze machasz do niej. No i można było kupić cole, alkohol ale nikt nie wiedział jaki cennik bo nigdzie go nie było. Trzeba było dopitywac stewardesy co i jak. No cóż taki urok. Jak nie było nić innego do roboty, to została drzemka aż do czasu lądowania.
Lądujemy wcześniej niż było przewidziane. No i fajnie! Taxi do nowego terminala (pierwszy szok dla mnie, bo pamiętam tą spelunę z 2014r. więcej czytać tu: niesamowity-azerbejdzan,214,48242 ) naprawdę szybka kontrola paszportowa i już jesteśmy poza terenem lotniska.
No i szok dla mnie kolejny to autobus lotniskowy. Bardziej autokar niż autobus. Myślałem/liczyłem ze będzie znów taki sam jak z 14 roku, czyli z dziurą na podłodze, a tu wygodny autokar. Bilet, kupiony, patrzę na te nowe Bakijskie Taksówki TX4 (takie same jak Londyńskie Cab - Hackney), i przypomniałem dawne rozpadające Lady jakie tam były.
Autobus zostawia nas przy dworcu kolejowym, i metrem jedziemy dalej. Metro jednak sporo się nie zmienił. Chyba porządnie go umyli. Tak jak z Dworcem Warszawa Centralna. Szybkie kwaterowanie w hotelu, i jedziemy do İçəri Şəhər, do Starego Miasta.
Tu nić się nie zmieniło. Urok jest taki sam, jak był. Pięknie zadbane domy, wszystkie w żółtym kolorze.
Po prostu fajnie się pogubić w alejkach.
Qiz Qalasi - Baszta Dziewicza
Dywany azerskie
Żeby dotrzeć do promenady
I zobaczyć słynne Wieże Ognia
Potem znów się pogubić w trakcje szukania coś na ząb
Spróbować miejscowe kofta (pulpety) zgrilowane w dodatku świeżutkiego ajranu
Space dementia in your eyes and Peace will arise
Powrót na promenadę, po ostatni alkohol przed wielkim wyjazdem
i do hostelu, żeby się przespać przed podróżą
Poranna pobudka. Szybko zbieramy manatki, i jedziemy na lotnisko na nasz lot AzAlem.
Dojeżdżamy na lotnisko, i liczymy ze jeszcze wejdziemy do saloniku, na szybkie co nie co. W sumie, nie do końca. Sprawdzając tabelę odlotów, nie widzimy naszego lotu do Teheranu. W ogóle go nie ma. Przychodzi do nas pracownik AzAlu, bo widział ze coś jest nie tak. Mówimy ze mamy kupiony lot do Teheranu AzAlem, ale nie widzimy go na tablice odlotów.
Koleś szuka w papierkach, i mówi nam, ze do Teheranu, lot odbędzie się z Terminalu 2 (stary), i już pierwsze czarne myśli przychodzą ze to będzie lot, z jednej z najdziwniejszych linii lotniczej, czyli Buta Airways (Low cost AzAl), na którym nie ma się żadnego bagażu podręcznego i trzeba zapłacić za niego (sic!).
No dobra, Carpe Diem, będziemy ostro się kłócić jak by co. 2 kontrole przed samym check inem ( :O ) i idziemy się odprawić. Oczywiście lekkie zamieszanie, bo nas na listę pasażerów ni ma (surprise, surprise) i gdybanie się pracowników co z nami zrobić. Bilet jest, ale ich nie ma. Dobre 15 minut staliśmy, aż dostaliśmy boarding passy, i machanie ręką na naszych plecakach.
Kolejna kontrola (4 tego dnia!) i paszportowa. No dobra, jesteśmy w airside, i widzę salonik. No ba, jest naklejka Priority Pass. Wchodzę, pokazuję moją kartę, a tu odpowiedz: Wie pan, jeszcze nie współpracujemy z PP, dopiero dziś otworzyliśmy salonik (ale naklejka już jest) ale jak pan chce, to zapraszam za 50 USD.
Dziękuję ślicznie, i szukam coś innego w terminalu do wypicia - zjedzenia. Ni ma. Gorzej niż na lotnisku w Radomiu. Nawet WiFi nie chce współpracować z nami...
Ale dobra, boarding o czasie, podjazka pod nasz nowiutki Embraer i lecimy do kraju Chomejniego. Serwis ubogi (kanapka i szklanka wody) ale smaczniejszy niż ten z KBP-GYD.
Większość czasu spędzam oglądając z okna widoki, tak jak najwyższy szczy Iranu, Damawand
mt Damavand 5609 m
No i to co będzie nasz towarzyszyć cały czas, czyli piasek
Lądowanie o czasie. Słońce świeci, ciepło. Czyli witamy na lotnisku Imama Chomejniego. Wchodzimy do autobusu, i ciut w nim czekamy, dopóki wszyscy skończą teleturgię a'la św. Jan Paweł II, czyli pocałować ziemię Irańską. Szczerze nie wiem dlaczego, akurat na tym locie wszyscy to robili. Tęsknota za krajem? Strach latania Azerskimi liniami? Nigdy chyba się nie dowiem.
W terminalu kierujemy się do dział wizowego. Oczywiście pierwsze zaskoczenie (podobnie jak hiszpańska inkwizycja od Montych Pythonów), były pracowniczki Ministerstwa Zdrowia, które wyłapywali turystów i sprawdzali ubezpieczenie zdrowotne i to słynne: Including Iran.
Już docieramy pod okienko VOA. Podajemy paszporty, dostajemy kwitek żeby pójść do banku obok zapłacić za wizę i każą nam czekać. Kolejka była (oczywiście opóźniła się przez grupę nieszczęsnych chińczyków... ), zapytani zostaliśmy od pracownika o naszych planach w Iranie i po 15 minutach (pracownicze zajęło 3 minuty zanim przeczytała moje imię i nazwisko) dała nam paszporty, i z uśmiechem na twarzy powiedział: Welcome to Iran!
Wsiadł do metra człowiek z plastrem na nosie
Nikt go nie poratuje nikt mu nic nie powie. Tylko się każdy gapi. Tylko się każdy gapi i nic
Albo coś w tym stylu. Pierwsze zderzenie kulturalne, w Iranie: Teheran
Po przejścia kontroli paszportowej, skierowaliśmy do doładowania mojej karty Irancell. Poszło gładko, i szukamy tych słynnych kantorów, co każdy chwalił ze mają najlepszy kurs w całym Iranie. Było cięzko. Nie znaleźć je, ale żeby się odczepić od tych taksówkarzy. Za kija nie rozumieją słowa: No, Merci. Oni dalej swoje. Ze za 20 euro was na wskazany adres w Teheranie oprowadzę.
Po 20 minutach, upierdliwi taksówkarz poddał się, więc i my na spokojnie wymieniliśmy dolary na riale, i zaczęliśmy szukać stację metra. Wystarczyło tylko wyjść z terminalu, przejść na drugą stronę i już byliśmy na peronie. Kosztu biletu nie powiem wam, bo nie mam bladego pojęcia ile płaciliśmy za metro tam, jako ze dziwnie dostawaliśmy resztę ;D
Nasz punkt numer jeden to Dworzec kolejowy, z którego wieczorem mieliśmy pociąg do Isfahanu. Powód przejazdu, to liczenie ze będzie przechowalniana żebyśmy zostawili plecaki do wieczora. Ale o tym później, bo własnie jechaliśmy jeżdżąca galerię. Nie galerią sztuki, ale tą z sklepami. Dosłownie na każdym przystanku jakiś inny sprzedawca. A tu skarpetki, a tu selfie stick, a tu power bank, długopisy. No takie TV Mango na żywo. Z hitem dla mnie, to mini sokowirówka do cytryn, z darmową degustacją potem. No hit!
Kolejna ciekawostka, to te słynne plastry, co napisałem na początku tematu. Prawie co 5 pasażer (ogólnie Irańczyk) miał je w nosie. Powód, jest to operacja plastyczna na nosie. W Iranie, wszyscy starają się o operację i poprawę nosa, na Europejski. Koszty ciut drogo (w Teheranie od 1000 USD, najtaniej w Isfahanie za 400 USD, ale jakościowo nie tak dobrze jak w Teheranie) dlatego sporo ludzi kupuje same plastry, żeby się pokazać. Jak się mówi w zagranico: poser!
Co do metra w Iranie. Myślę ze oni nie zrozumieli pojęcia metra. Ze ma być szybko. Tak, faktycznie sporo linii, przystanków ale się jedzie cholernie długo. Za długo. Tak ze z @seba po godzinie mieliśmy dość. Ale, jest to dobra alternatywa od taksówek. Najważniejsze, ze najtańsza alternatywa!
Dojeżdżamy do dworca, i szukamy przechowalni. Tak, jest! Pokazujemy "boarding passy" na nasz wieczorny pociąg, płacimy, 10000 tomanów (czyli 100000 riali, czyli 10 zeta) i już jesteśmy lżejszy o 8kg!
Jedziemy zwiedzać miasto - stalicy!
Punkt taki dość słynny (no ba wszyscy dodają to zdjęcia, jak są tanie loty do Teheranu), to Bordż-e Azadi. Wieża wolności. Powstała dla uczczenia obchodów 2500-lecia Imperium Persów, przez ostatniego Szacha. Przed rewolucją, znajdowało się tam muzeum, po rewolucji niestety została zaniedbana.
No i pomnik choroby 21 wieku, czyli selfie...
Do nieszczęsnego metra, i jedziemy oglądać pałać Golestan. Ostatnią rezydencie Szacha Pahlawiego. Ironicznie, znajduję się obok placu imienia Khomeiniego, czyli ta osoba co obaliła Szacha.
Fajny jest ten mały bazarek przed Głównym Bazarze
Gdzie można kupić słodycze i nawet poczęstować się
Niestety, pocałowaliśmy klamkę pałacu, więc jako ze było jeszcze jasno, jedziemy do Legowiska Szpiegów. Potocznie znane jako den of espionage albo przed Rewolucją Ambasada Stanów Zjednoczonych w Teheranie. Kto oglądał Operację Argo (https://pl.wikipedia.org/wiki/Operacja_Argo) z Benem Afleckiem, będzie wiedzieć co tam się działo. 4 listopada 79 roku radykalni studenci szturmują ambasadę i biorą 52 zakładników. Zakładnicy zostali ostatecznie zwolnieni po 444 dniach od zajęcia ambasady. Dziś znajdziemy tam muzeum szpiegostwa i Anti-Amerykańskie Grafiti
Muszę przyznać ze dla mnie to była jedna z najlepszych atrakcji Teheranu. Jak nie najlepsza. Tak jak dla mnie zrobiło wrażenie mur Berliński lub mur na Cyprze. Ale o gustach się nie mówi
:)
Przed nocnym wojażem pociągu, pierwszy (i nie ostany, ale ten był najlepszy) kabab wołowy/barani w Iranie.
Wracamy na dworzec, odbieramy bagaż, liczymy na darmowy net (i zostaliśmy beż) więc przy herbatce czekamy na nasz pociąg.
Dworzec nie najgorszy ale też nie najlepszy. Już mamy wizję na oczach, jak okropny będzie ten w Isfahanie, a mamy tam prawie pół nocki do przespania (przyjazd o 04:30) więc liczymy na spanie w pociągu o ile będzie taka możliwość.
21:00 wchodzimy do pociągu, 21:30 gwizd i prosto na pustynie....28 urodziny, bez alkoholu ale w mieście znane jako "Połowa Świata" Isfahan - اصفهان
Chyba ktoś na karę takie rozkłady pociągów robi. Rozumiem nocny pociąg, to idealnie żeby się wyspać, a nie pobudka o 4 rano bo koniec trasy. W ziałbym wtedy autobus.
Ale cóż, właśnie dojechaliśmy do Isfahanu. Taki punkt chyba obowiązkowy "prawie" każdemu co odwiedza Iran. 0420 więc noc. Już styknęło 28 rok życia, a ja spędzą nockę na dworcu. Bo co będziemy robić o tej porze w Isfahanie. Baru żadnego nie ma, a płacić za nocleg też nie warto. Więc znajdujemy ławkę żeby tą noc jakoś przetrwać.
Muszę przyznać ze dawno tak dobrze nie spałem jak na tym dworcu. O 8 rano, można powiedzieć wyspani, zaczynamy kolejną przygodę. Tym razem, znalezienie taniego sposobu dojechania do centrum Isfahanu od dworca. Szczerze, nie mam bladego pojęcia kto miał ten pomysł żeby dworce kolejowe były tak daleko od centrum, a większość nawet beż łatwego transferu. Czyli, łap taksę i lic ze cię nie oskubie...
Dobra, odpalamy maps.me. Za 2km od nas jest przystanek autobusowy. No coś musy jechać z stamtąd. Idziemy. Patrzymy, przyjeżdża autobus, ale macha do nas żebyśmy nie wchodzili. No dobra. Może jakiś końcowy przystanek/specjalny. Maps.me. Ok, za 800 metrów jest jakaś główna ulica i przystanek. Sprawdzamy. Przystanek jest, ludzi czekają. Pytamy czy do Isfahanu. Jeden żołnierz podpowiada nam ze jedzie do głównej zajezdny a potem pokaże nam jak dojechać dalej. Tamam, czekamy na autobus.
Przyjeżdża, wchodzimy, chcę zapłacić a koleś macha, ze idź do tyłu. No dobra. Może na koniec pozbiera kasy, albo jak ktoś wysiada. Nić z tego, okazuje się ze jedziemy na legalną - gapę.
W zajezdny wysiadamy, i wpakujemy się do 10-ki, która jedzie prosto do kultowego Abir Kabir hostel. Check in, jemy śniadanie, zostawiamy tabory, sprawdzą face, na moje pierwsze życzenia, i idziemy zwiedzić główny plac Isfahanu.
Kaj to my jesteśmy?
Pogoda dopisuje. Ciepło, słonce i ruch. Turyści, mieszkańcy. Wszyscy jednym kierunku, do Placu Naksz-e Dżahan, Królewskiego. Wraz z przylegającymi budynkami z okresu panowania dynastii Safawidów, znajduje się na Liście UNESCO, o którym każdy przewodnik będzie pisać o tym.
Południową stronę placu zajmuje Meczet Królewski, po zachodniej pałac Ali Kapu, po wschodniej Meczet szacha Lutf Allaha, część północna otwiera się na Wielki Bazar Isfahanu
Zeus mam nadzieję, że dzięki niniejszej relacji w końcu uda mi się namówić partnerkę na trip do Iranu i w najbliższych miesiącach będziemy mieli przyjemność osobiście doświadczyć tej ziemi.
Zeus napisał:Załatwiamy szybko bilety na Sziraz - Teheran i ja do tego Teheran - Tabriż, robimy ostatnie zdjęcie mostu za dnia.Napisałbyś coś więcej? Ceny, linie lotnicze, gdzie kupowałeś? Dlaczego taki wybór, a nie Mahan Air wcześniej przez OTA?Bardzo fajna relacja.
Jestem nowy na forum, więc najpierw wypada się przywitać, zatem:Witam serdecznie
:D Relacja świetna i bardzo pomocna, zwłaszcza że w marcu lecę ze znajomymi tą samą trasą i liniami, w tym Buta Airways.Wobec tego miałbym krótkie pytanie - czytałem o tej śmiesznej taryfie bez podręcznego, jednak w odpowiedzi na mojego e-maila do Azal uzyskałem informację, iż na odcinku Lwów-Baku, Baku-Teheran (Buta Airways) mam nie dość, że poręczny to jeszcze rejestrowany. Tego drugiego nie chcę brać ze sobą, jednak podręczny się przyda.
:) Czy zatem były jakieś problemy w powrotnej drodze? Kazali dopłacać? Można było w Teheranie otrzymać bilety na całą drogę powrotną czy tylko do Baku?Aaaa, bym zapomniał
:oops: W powrotnej drodze mamy na przesiadkę 5h więc do miasta już się nie wybieramy. Czy zatem jest możliwe pozostanie w strefie transferowej lotniska, a tym samym uniknięcie zakupu kolejnej wizy (jedną już mamy na dzień przylotu)Trochę dużo pytań, ale chciałbym się poradzić kogoś zdecydowanie bardziej doświadczonego
:D .Pozdrawiam i dziękuję za pomocMaciek.
@Kerund Dotyczy Azal.Jeżeli lecisz z podręcznym to tym bardziej nie będziesz miał problemu w IKA.Bilety dostajesz i do Baku i do Lwowa lub Kijowa.Możesz spokojnie spędzić czas pomiędzy "kokonami".Polecam zaopatrzyć się w dobre wino w jednym ze sklepów za 3 euro.
:lol:
Zeus napisał:[...] z IKA do Ukrainy
:)@Zeus, ja Ciebie proszę - prosta zasada. Pisałem o niej tutaj:re-mobilne-modemy-wifi,183,56782&view=previousCode:Nie piszemy "wyjazd na Włochy" - zawsze wyjeżdżamy DO, za wyjątkiem dwóch przypadków:- wyspy: na Islandię, na Maltę, na Okinawę itp.- tereny rdzennie polskie: na Litwę, na Ukrainę, na Białoruś, na Łotwę, na Słowację na tej samej zasadzie co "na Kujawy", "na Mazury", "na Śląsk" - ale już nie "na Rosję", "na Francję", "na Uzbekistan". Kwestią dyskusyjną są Węgry, gdyż mówi się "jadę na Węgry" - pewnie związane jest to z historyczną bliskością i przyjaźnią między naszymi krajami.
seba napisał:Przebookowali Ci z Azal na Buta czy kupowales od razu Buta?Hej
:D Przede wszystkim dziękuję za szybką pomoc.Co się tyczy pytania, to bilety kupowałem w jeden z promocji na forum bodaj z maja i wtedy loty były Azal. Co ciekawe kupowałem tylko z podręcznym. W październiku dostałem maila, że zmieniają mi godziny lotu Baku-Teheran i jego numer z J2 8005 na J2 9005 . Zacząłem czytać że będę leciał Buta Airways i że w tej linii jest taryfa bez bagażu podręcznego. Wobec tego zadzwoniłem do nich a potem wysłałem e-mail. Z obu źródeł mam informację że na obu odcinkach trasy, tj. Lwów-Baku, Baku-Teheran mam podręczny i rejestrowany. Chociaż patrząc na Wasze przeboje to zastanawiam się na ile mogę im wierzyć
:) Gdzieś jeszcze mogę to sprawdzić?Pozdrawiam Maciek
Code:Nie piszemy "wyjazd na Włochy" - zawsze wyjeżdżamy DO, za wyjątkiem dwóch przypadków:[...]- tereny rdzennie polskie: na Litwę, na Ukrainę, na Białoruś, na Łotwę, na Słowację na tej samej zasadzie co "na Kujawy", "na Mazury", "na Śląsk" - ale już nie "na Rosję", "na Francję", "na Uzbekistan". Kwestią dyskusyjną są Węgry, gdyż mówi się "jadę na Węgry" - pewnie związane jest to z historyczną bliskością i przyjaźnią między naszymi krajami.Nie dlatego, że są rdzennie polskie, bo nie są, tylko ze względu na to, że przez większość czasu obszary te były częścią składową różnych innych jednostek(np. część ziem ukraińskich II RP czy Związku Radzieckiego), co przy bliskości terytorialnej dało podstawę przyzwyczajenia ludzi do takiego wyrażania się. Tzw. zwyczaj językowy, którego należy się dopatrywać nie dalej jak od XIX wieku. Tak samo Węgry, które były częścią Cesarstwa Austro-Węgierskiego, a nie przez przyjaźń.
@Pabloo, otóż nie. W skład ziem II Rzeczpospolitej wchodziły wyłącznie ziemie Polskie. To jest jak z kradzieżą portfela - jak złodziej ukradnie Ci portfel, to ten portfel znajdzie się w jego posiadaniu. Ale nie będzie można powiedzieć, że portfel należy do złodzieja.Wczoraj obchodziliśmy rocznicę rozejmu w Dywilnie, w rezultacie którego rozmiar naszego pięknego kraju był największy w historii. 395 lat temu mieliśmy rozmiar adekwatny do naszego potencjału.
8-) Znowu daję Ci się trollować i cokolwiek odpisuję.Primo „rdzenny" to nie synonim wyrażenia „należący do"(rdzenny - będący rdzeniem, należący do rdzenia). Secundo co to znaczy dla Ciebie ziemie polskie? Bo myślę, że tu trudno będzie dojść do porozumienia nie wyrzuciwszy w siną dal staranności metodologicznej nauki historii. A wydaje mi się jednak, że już w miarę rzetelne przygotowanie humanistyczne, choćby po szkole średniej, daje podstawy do powątpiewania w to, że jakieś ziemie mogą być tylko polskie, czy czyjekolwiek inne.Tertio 395 lat temu „nasz piękny kraj"(rozważania o tym od kiedy można mówić o jakimś kraju na całym świecie już pominę) był Rzeczpospolitą Obojga Narodów, w jego skład wchodziło Wielkie Księstwo Litewskie, a królem był Szwed Zygmunt III Waza. Czy tak samo adekwatny potencjał miała Litwa, a dzisiaj może toczyć dysputy o należeniu do niej Śląska Cieszyńskiego? Czy dzisiaj nasz potencjał jest taki sam ja wtedy wg Ciebie?
8-) A tak symbolicznie to przedawnienie karalności kradzieży portfela następuje po 10 latach. To też może mieć jakieś znaczenie
;)Quinto żeby nie było, że tylko nie na temat i żeby nie usunęli: Świetna relacja @Zeus, zazdroszczę przygód. Ile płaciłeś za szafran w Tebrizie?
8-)
To ja też: Świetna relacja @Zeus, zazdroszczę przygód. Ile płaciłeś za szafran w Tebrizie?
;)@Pabloo, znając chronologię jestem przekonany, że to jednak Ty jesteś inicjatorem aktualnej wymiany zdań, więc o trollowaniu Ciebie przeze mnie nie może być mowy
:)Mamy tutaj przykład pewnych rozbieżności. One występują na różnych płaszczyznach, czego dowodem jest to, że próbujesz moje metafory traktować sensu stricto. Żadna łacina ani inne obce języki nie przesłonią tymczasem prawdy obiektywnej, takiej jaką jest np. etymologia słowa "Ukraina".Obal moją regułę, to będzie można dyskutować.PS. Chyba jednak poprawnie użyłem słowa "rdzenny"
:)
Zeus napisał:Zaczynamy spacer między ruinami, turystów i Persów gdzie przyszli na spacer po ruinach. Fajna relacja i opisy, widze ze kazdy moze postrzegac Iran inaczej.Jak zwiedzalem Persepolis w polowie lat 90-tych to bylem jedynym turysta.
:) Uwielbiam takie miejsca, a jak nie ma turystow to dodatkowy plus. Pamietam, ze duzo zaplacilem w twardej walucie za prywatny transport.
:D
Tak w temacie Echoes, źeby było podrozniczo - Floydzi nagrali koncert na żywo w Pompejach, za zgodą władz miasta, i niekoniecznie ku uciesze mieszkańców, na kilka dni „wzięli” spora cześć dostępnej elektryczności, żeby wszystkie swoje sprzęty podpiąć i się porządnie nagłośnić. Jak to zwykle bywa, wersja koncertowa różni się od płytowej. Taka ciekawostka, mam sentyment do tego kawałka, i PF w ogóle, z racji epizodu w cover-bandzie kiedyśtam
;-) ale Iron M. też niczego sobie
:)
@Don_BartossA jaka jest etymologia słowa „Niemcy"? Podpowiem, że to my taką nazwę wymyśliliśmy. I to są też polskie ziemie?
8-) A troszeczkę poważniej. „Ukraina" to chyba coś z pograniczem
;). Tylko warto choć spróbować pomyśleć o tym, że ludność między Dnieprem i Dniestrem przez tyle wieków też miała swój język. Trochę odrębny, trochę podobny do naszego(ówczesnego), i tak jak oni czerpali od nas znaczenie słów, tak my od nich, bo przez tak długi okres to się swobodnie mieszało. Nie da się określić, kto pierwszy i gdzie danego słowa używał, można co najwyżej powołać się na pierwsze użycie w piśmie. A tak w ogóle to etymologia nazwy ziem to nie to samo co przynależność tych ziem. Reguły, że „żadna łacina ani inne obce języki nie przesłonią tymczasem prawdy obiektywnej" nie śmiem obalać, co najwyżej dopowiem, że mogą ją tylko pomóc opisać.Wydawało mi się oczywiste, że nie biorę Twych metafor wprost - napisałem o symboliczności stwierdzenia, a liczyłem również, że uśmiechnięta żółta buzia z okularami przeciwsłonecznymi przeniesie do internetu pewnego rodzaju dystans odczuwany przeze mnie
8-) Dobra z mojej strony to tyle i już nie będę tego ciągnął.
;) A dla nadania postowi cech zgodności z tematem(
8-) ) dopowiem Zeusowi, że jeśli grosze kosztowało 200g szafranu to chyba musiał być to trochę mniej wartościowy jego rodzaj, o którym pamiętam, jak mi mówiono i pokazywano, że to nie jest prawdziwy szafran, rośnie też w innych państwach, a prawdziwy i pełnowartościowy irański, kosztuje jednak prawie 10 zł za gram. Po powrocie sprawdzałem, i rzeczywiście u nas też można dostać różne produkty o nazwie szafranu, choć nie udało mi się do końca ustalić czy to drugie to podróbka(tak jak na przykład piszą tu, czy po prostu inny gatunek. Czekam na resztę, szczególnie przedarcie się do Armenii i przemyślenia z Meghri. Ja z wielką nostalgią wspominam właśnie pobyt w Agarak
8-)
Są różne gatunki szafranu. Irański jest około 16 PLN za grama jak się kupuje hurtowo Grecki w Grecji około 3-4 euro za grama Ja w Iranie, bodajże dałem 6-7 zeta za grama, bo spakowałem hurtowo (zamówienia ^^)
Pabloo napisał:Bo Ty trollujesz wszystkich forumowiczów, a nie tylko mnie
;)Obstawiam, że trzymanie się tematu rozmowy nie należało do bukietu noworocznych postanowień?
:) Napisałeś to z taką mocą, że czekam teraz na publikację w Monitorze Polskim
:)Pabloo napisał:[...]uśmiechnięta żółta buzia z okularami przeciwsłonecznymi przeniesie do internetu pewnego rodzaju dystans odczuwany przeze mnie
8-)Mnie tam się kojarzy z Bono z U2
8-)
8-)
8-)Pabloo napisał:A jaka jest etymologia słowa „Niemcy"? Podpowiem, że to my taką nazwę wymyśliliśmy. I to są też polskie ziemie?
8-)Oczywiście, że etymologia słowa "Niemcy" nie ma nic wspólnego z geografią. W tym przypadku chodzi o barierę językową. Co do etymologii słowa "Ukraina" to jest po prostu kompletnie inna i dotyczy krańców - terenów na skraju naszego państwa. W tym przypadku etymologia dotykała przynależności terytorialnej. Przecież to tzw. common knowledge.@Zeus, czekam na dalszą część tej fantastycznej relacji. Miło jest mi wrócić wspomnieniami do mojego pobytu w Iranie.
Don_Bartoss napisał:Nie piszemy "wyjazd na Włochy" - zawsze wyjeżdżamy DO, za wyjątkiem dwóch przypadków:- wyspy: na Islandię, na Maltę, na Okinawę itp.Taaa, np. "na Irlandie" takze?Quote:- tereny rdzennie polskie: na Litwę, na Ukrainę, na Białoruś, na Łotwę, na Słowację[...]Tak rdzennie polskie jak Inflanty. A Wielkie Ksiestwo Litewskie (terytorialnie dzisiejsza Bialorus, czesc Ukrainy oraz Litwa czyli dawna Zmudz) bylo czescia Rzeczpospolitej Obojga Narodow nieco ponad 200 lat. Cos na ksztalt federacji - ziemie rdzennie polskie to na pewno nigdy nie byly.Zamiast "tereny rdzennie polskie" lepiej chyba w tym kontekscie uzywac "tereny historycznie wchodzace w sklad Rzeczpospolitej (Obojga Narodow)" i spor zazegnany.@Zeus bardzo dobrze mowi po polsku, a lapsusy zdarzaja sie kazdemu.Ludzie wypisuja tu "napewno", "na prawde", "nie stety", "wziasc" i inne potworki, a jakos nikt tego nie pietnuje.Zeusa nie bronie, bo nie ma takiej potrzeby, ale "zna proporcja, mocium panie".No i tyle, takie moje 2 grosze.
Słowo końcoweCiężko mi było opisać o cały wyjeździe. Nie było to łatwo, bo nawet kamerą i nagrywaniem 24h, nie pokaże to co Iran ma do zaoferowania. Po prostu trzeba spakować plecak, kupić bilet i polecieć tam. Samy trzeba tam polecieć i zobaczyć jak to jest. Pogubić się w zakamarkach w bazarze, wypić herbatę w licznych czajowniach, poczuć zapachy kebabów/rożna na każdym zakręcie i podyskutować z ciekawszymi Persami. Persowie, to bym mógł pisać godzinami, bo sami oni są jednym wielkim rozdziałem Iranu. Jak nie największym i najważniejszym Może to jedyny powód, gdzie warto tam pojechać, byleby mieć styczność z tymi ludźmi. Porozmawiać z nimi, albo chociaż spróbować, bo wtedy się otworzą i pokażą co jest najlepsze w Iranie. Ich gościnność. Tak jak Anthony Bourdain powiedział o Iranie: They tend to kill their guests with kindness around here. I tyle by było. Zbieram się i rozpoczynam pisanie o Armenii
:)
-Tyś czy oszalał. Tam terroryści, al-kaida, bomby, głowę ci utną!
-Ale gdzie?
-No w tym twoim Iraku gdzie chcesz jechać!
-Nie Irak, ale Iran.
-A jeden pies, każdy arabus to taki sam!
Cytat prawdziwy. I nie raz spotykany!
Powiedzieć komuś ze chcesz lecieć do Iranu, to jakby podpisywać testament ze nie wrócisz z stamtąd.
Iran kojarzony przez wszystkich, takich jak media nam pokazują.
Zły Khomeini będzie cie ścigać bombą atomową przez cały Iran. Arabusy cię zlinczują bo spojrzałeś kobietę.
Arabusy. I tu niestety okazuje się pierwsza nie-wiedza. I to wielka niewiedza.
Iran nie ma nić wspólnego z arabusami. No ba, i oni się obrażą nawet, jak ktoś im powie ze są arabami (tak jak porównają polaków do rusków). Irańczycy to dumny naród Persów. Szczerze, nikt nie wie, po jakiego grzyba ostatni Szach Reza, zmienił nazwę z Persia na Iran. Perska nazwa Iran wywodzi się od średnioperskiej formy Eran (partyjskie Arjan), czyli nazwy ludu Ariów. Dlatego nazwaniem im, arabami, to może się skonczyć niezłym faux pas!
Do Iranu ciągnęło mnie, dobre 10 lat. Odkąd kolega wrócił i opowiadał mi, jak tam super! Przyjemni ludzie, jedzenie, piękne meczety.
Ciągnęło mnie, długo. Nawet przewodnik kupiłem do Iranu, i oglądałem zdjęcia, myszląc ze może kiedyś tam polecę albo nawet pojadę słynnym pociągiem Trans Asia z Stambułu do Teheranu.
Ale nie było wtedy mowy. Bo kto by pomyślał, ze ktoś chce jechać na wakacje/urlop to Iranu, jak tyle piękna w Europie.
I tak zamknął się mały rozdział Iranu, czekając ponowne otwarcie.
Było wiele okazji polecieć, w ramach wielu fajnych ofert. A tu Pegasus z Lwowa, a tu Germania z Berlina, a tu Aegean z Warszawy. A ja brak urlopu, albo zły sezon.
I tak przez parę dobrych lat, czytając książki o Iranie (ulubiona własnie Szachinszach Kapuścińskiego), filmy (Persepolis, Argo) i czytanie relacji na forum (takie jak @Gadekk, @suszek, @Don_Bartoss albo ostanie @Pabloo która zmotywowała mnie do ciekawego powrotu do Polski) gdzie zbierało się chęci do zaznaczenia pinezką na mapie!
Był to maj 2017. Piątek. Problemy osobiste, gdzie musiałem się z kim spotkać na piwo. Siedzimy z @seba w Re, w Krakowie, i kupujemy pierwszy bilet trasy. Z Kijowa do Teheranu przez Baku ( @seba nie był w Azerbejdżanie, łatwa wiza do wyrobienia, więc 18h na Baku, wpadło idealnie), i plany na wolne pierwszego listopada siadły idealnie!
Tydzień do największego wroga USA, zaklepane!
Zapraszam na pierwszą część mojej relacji!Jak ja kocha, autocorrecta <3Gdzie jeszcze ludziom tak dobrze jak tu...
Trasa już mniej więcej odklepana. Znów Gringo Trail (tylko ze tym razie wersja Farsi) czyli Teheran - Isfahan - Yazd - Sziraz - Teheran (tutaj @seba dolatuje do Europy a ja jadę dalej) Tabriz - Jolfa - Norduz (granica IR/AM)
Trochę samolotami, ciut pociągiem, sporo autokarami.
Do Kijowa się dostać, jest multum opcji z Polski. Można W6 prawie z każdego lotniska (niestety daty nie pasowały nam), UIA też fajne godziny, ale już ceny nie były tak dobre, więc została opcja z ciuchcią z Lwowa do Kijowa.
Gadka smatka, bilet kupiony na wieczór z Lwowa, tak żeby na spokojnie dojechać do Lwowa. Wieczorkiem.
A tu mały zong powstał. Dostaję informacje, o organizowaniu wieczoru kawalerskiego koledze w Lwowie. I dobra strona Prawa Murphiego, dzień przed wylotem do Baku. Idealnie dopasowane! Czyli dobry dzień do wypicia "nielegalnego" trunku w Iranie, przed abstynencią!
No to wio!
27/10/17 Lwów
Poranny przejazd Boznańską do Przemyśla.
A jak na kawalerski się przystało, to "In flight service" też podpasowany do tego
Cała podróż na wesoło, przy piwie, rozmowach.
Przejście graniczne z małymi komplikacjami (oczywiście przez Polską Strażą Graniczną), i jesteśmy na Ukrainie!
Szybko do marszrutki, i kolejny postój, w słynnej Pravdzie
I pub crawling to wieczora po Lwowie
Gazowa Lampa
Po szotach prosto do dworca, do pociągu do Kijowa,
28/10/17 Kijów
Tak jak na ukraińskie koleje przystało, pociąg przyjechał i odjechał o czasie, więc wcześnie rano już byliśmy w Kijowie. Sky-bus i dojeżdżamy do mglistego Boryspila
Check in, kontrola paszportowa, śniadanko w pustym saloniku
I niebieską strzałą prosto na Kaukaz!
Pizdzi jak w Bakijskim!
Niezły folklor. To pierwsza rzec która mi przychodzi do głowy jak wlazłem do Airbusa 320 Azerbaijan Airlines. Nie mowa o pasażerach, ale o atmosferze jaka panowała w samolocie. I to przez muzykę ludową która leciała z głośnik. Trochę przypominało Grecję, ciut Turcję ale za nić Kaukaz i ichniejsze chóry.
No dobra, znajduję moje miejsce, rozlokuję się i czekamy na start.
Push back nawet wcześniej niż było zaplanowane i startujemy o czasie. I z nami dalej folklor, tym razem połączony z różnymi wideo promujące Azerbejdżan.
Serwis pokładowy był dziwny. Aż za bardzo. Niby obiad jest (który nie urywał 4 litery, nawet nie dało się tego zjeść), herbata do picia i łaskawie woda, jak stewardesa zauważy ze machasz do niej. No i można było kupić cole, alkohol ale nikt nie wiedział jaki cennik bo nigdzie go nie było. Trzeba było dopitywac stewardesy co i jak. No cóż taki urok. Jak nie było nić innego do roboty, to została drzemka aż do czasu lądowania.
Lądujemy wcześniej niż było przewidziane. No i fajnie! Taxi do nowego terminala (pierwszy szok dla mnie, bo pamiętam tą spelunę z 2014r. więcej czytać tu: niesamowity-azerbejdzan,214,48242 ) naprawdę szybka kontrola paszportowa i już jesteśmy poza terenem lotniska.
No i szok dla mnie kolejny to autobus lotniskowy. Bardziej autokar niż autobus. Myślałem/liczyłem ze będzie znów taki sam jak z 14 roku, czyli z dziurą na podłodze, a tu wygodny autokar. Bilet, kupiony, patrzę na te nowe Bakijskie Taksówki TX4 (takie same jak Londyńskie Cab - Hackney), i przypomniałem dawne rozpadające Lady jakie tam były.
Autobus zostawia nas przy dworcu kolejowym, i metrem jedziemy dalej. Metro jednak sporo się nie zmienił. Chyba porządnie go umyli. Tak jak z Dworcem Warszawa Centralna. Szybkie kwaterowanie w hotelu, i jedziemy do İçəri Şəhər, do Starego Miasta.
Tu nić się nie zmieniło. Urok jest taki sam, jak był. Pięknie zadbane domy, wszystkie w żółtym kolorze.
Po prostu fajnie się pogubić w alejkach.
Qiz Qalasi - Baszta Dziewicza
Dywany azerskie
Żeby dotrzeć do promenady
I zobaczyć słynne Wieże Ognia
Potem znów się pogubić w trakcje szukania coś na ząb
Spróbować miejscowe kofta (pulpety) zgrilowane w dodatku świeżutkiego ajranu
Space dementia in your eyes and
Peace will arise
Powrót na promenadę, po ostatni alkohol przed wielkim wyjazdem
i do hostelu, żeby się przespać przed podróżą
Poranna pobudka. Szybko zbieramy manatki, i jedziemy na lotnisko na nasz lot AzAlem.
Dojeżdżamy na lotnisko, i liczymy ze jeszcze wejdziemy do saloniku, na szybkie co nie co. W sumie, nie do końca. Sprawdzając tabelę odlotów, nie widzimy naszego lotu do Teheranu. W ogóle go nie ma. Przychodzi do nas pracownik AzAlu, bo widział ze coś jest nie tak. Mówimy ze mamy kupiony lot do Teheranu AzAlem, ale nie widzimy go na tablice odlotów.
Koleś szuka w papierkach, i mówi nam, ze do Teheranu, lot odbędzie się z Terminalu 2 (stary), i już pierwsze czarne myśli przychodzą ze to będzie lot, z jednej z najdziwniejszych linii lotniczej, czyli Buta Airways (Low cost AzAl), na którym nie ma się żadnego bagażu podręcznego i trzeba zapłacić za niego (sic!).
No dobra, Carpe Diem, będziemy ostro się kłócić jak by co. 2 kontrole przed samym check inem ( :O ) i idziemy się odprawić. Oczywiście lekkie zamieszanie, bo nas na listę pasażerów ni ma (surprise, surprise) i gdybanie się pracowników co z nami zrobić. Bilet jest, ale ich nie ma. Dobre 15 minut staliśmy, aż dostaliśmy boarding passy, i machanie ręką na naszych plecakach.
Kolejna kontrola (4 tego dnia!) i paszportowa. No dobra, jesteśmy w airside, i widzę salonik. No ba, jest naklejka Priority Pass. Wchodzę, pokazuję moją kartę, a tu odpowiedz: Wie pan, jeszcze nie współpracujemy z PP, dopiero dziś otworzyliśmy salonik (ale naklejka już jest) ale jak pan chce, to zapraszam za 50 USD.
Dziękuję ślicznie, i szukam coś innego w terminalu do wypicia - zjedzenia. Ni ma. Gorzej niż na lotnisku w Radomiu. Nawet WiFi nie chce współpracować z nami...
Ale dobra, boarding o czasie, podjazka pod nasz nowiutki Embraer i lecimy do kraju Chomejniego. Serwis ubogi (kanapka i szklanka wody) ale smaczniejszy niż ten z KBP-GYD.
Większość czasu spędzam oglądając z okna widoki, tak jak najwyższy szczy Iranu, Damawand
mt Damavand 5609 m
No i to co będzie nasz towarzyszyć cały czas, czyli piasek
Lądowanie o czasie. Słońce świeci, ciepło. Czyli witamy na lotnisku Imama Chomejniego. Wchodzimy do autobusu, i ciut w nim czekamy, dopóki wszyscy skończą teleturgię a'la św. Jan Paweł II, czyli pocałować ziemię Irańską.
Szczerze nie wiem dlaczego, akurat na tym locie wszyscy to robili. Tęsknota za krajem? Strach latania Azerskimi liniami? Nigdy chyba się nie dowiem.
W terminalu kierujemy się do dział wizowego. Oczywiście pierwsze zaskoczenie (podobnie jak hiszpańska inkwizycja od Montych Pythonów), były pracowniczki Ministerstwa Zdrowia, które wyłapywali turystów i sprawdzali ubezpieczenie zdrowotne i to słynne: Including Iran.
Już docieramy pod okienko VOA. Podajemy paszporty, dostajemy kwitek żeby pójść do banku obok zapłacić za wizę i każą nam czekać.
Kolejka była (oczywiście opóźniła się przez grupę nieszczęsnych chińczyków... ), zapytani zostaliśmy od pracownika o naszych planach w Iranie i po 15 minutach (pracownicze zajęło 3 minuty zanim przeczytała moje imię i nazwisko) dała nam paszporty, i z uśmiechem na twarzy powiedział: Welcome to Iran!
Wsiadł do metra człowiek z plastrem na nosie
Nikt go nie poratuje nikt mu nic nie powie. Tylko się każdy gapi. Tylko się każdy gapi i nic
Albo coś w tym stylu. Pierwsze zderzenie kulturalne, w Iranie: Teheran
Po przejścia kontroli paszportowej, skierowaliśmy do doładowania mojej karty Irancell. Poszło gładko, i szukamy tych słynnych kantorów, co każdy chwalił ze mają najlepszy kurs w całym Iranie. Było cięzko. Nie znaleźć je, ale żeby się odczepić od tych taksówkarzy. Za kija nie rozumieją słowa: No, Merci. Oni dalej swoje. Ze za 20 euro was na wskazany adres w Teheranie oprowadzę.
Po 20 minutach, upierdliwi taksówkarz poddał się, więc i my na spokojnie wymieniliśmy dolary na riale, i zaczęliśmy szukać stację metra.
Wystarczyło tylko wyjść z terminalu, przejść na drugą stronę i już byliśmy na peronie. Kosztu biletu nie powiem wam, bo nie mam bladego pojęcia ile płaciliśmy za metro tam, jako ze dziwnie dostawaliśmy resztę ;D
Nasz punkt numer jeden to Dworzec kolejowy, z którego wieczorem mieliśmy pociąg do Isfahanu. Powód przejazdu, to liczenie ze będzie przechowalniana żebyśmy zostawili plecaki do wieczora. Ale o tym później, bo własnie jechaliśmy jeżdżąca galerię. Nie galerią sztuki, ale tą z sklepami. Dosłownie na każdym przystanku jakiś inny sprzedawca. A tu skarpetki, a tu selfie stick, a tu power bank, długopisy. No takie TV Mango na żywo. Z hitem dla mnie, to mini sokowirówka do cytryn, z darmową degustacją potem. No hit!
Kolejna ciekawostka, to te słynne plastry, co napisałem na początku tematu. Prawie co 5 pasażer (ogólnie Irańczyk) miał je w nosie. Powód, jest to operacja plastyczna na nosie. W Iranie, wszyscy starają się o operację i poprawę nosa, na Europejski. Koszty ciut drogo (w Teheranie od 1000 USD, najtaniej w Isfahanie za 400 USD, ale jakościowo nie tak dobrze jak w Teheranie) dlatego sporo ludzi kupuje same plastry, żeby się pokazać. Jak się mówi w zagranico: poser!
Co do metra w Iranie. Myślę ze oni nie zrozumieli pojęcia metra. Ze ma być szybko. Tak, faktycznie sporo linii, przystanków ale się jedzie cholernie długo. Za długo. Tak ze z @seba po godzinie mieliśmy dość. Ale, jest to dobra alternatywa od taksówek. Najważniejsze, ze najtańsza alternatywa!
Dojeżdżamy do dworca, i szukamy przechowalni. Tak, jest! Pokazujemy "boarding passy" na nasz wieczorny pociąg, płacimy, 10000 tomanów (czyli 100000 riali, czyli 10 zeta) i już jesteśmy lżejszy o 8kg!
Jedziemy zwiedzać miasto - stalicy!
Punkt taki dość słynny (no ba wszyscy dodają to zdjęcia, jak są tanie loty do Teheranu), to Bordż-e Azadi. Wieża wolności. Powstała dla uczczenia obchodów 2500-lecia Imperium Persów, przez ostatniego Szacha. Przed rewolucją, znajdowało się tam muzeum, po rewolucji niestety została zaniedbana.
No i pomnik choroby 21 wieku, czyli selfie...
Do nieszczęsnego metra, i jedziemy oglądać pałać Golestan. Ostatnią rezydencie Szacha Pahlawiego. Ironicznie, znajduję się obok placu imienia Khomeiniego, czyli ta osoba co obaliła Szacha.
Fajny jest ten mały bazarek przed Głównym Bazarze
Gdzie można kupić słodycze i nawet poczęstować się
Niestety, pocałowaliśmy klamkę pałacu, więc jako ze było jeszcze jasno, jedziemy do Legowiska Szpiegów. Potocznie znane jako den of espionage albo przed Rewolucją Ambasada Stanów Zjednoczonych w Teheranie. Kto oglądał Operację Argo (https://pl.wikipedia.org/wiki/Operacja_Argo) z Benem Afleckiem, będzie wiedzieć co tam się działo.
4 listopada 79 roku radykalni studenci szturmują ambasadę i biorą 52 zakładników. Zakładnicy zostali ostatecznie zwolnieni po 444 dniach od zajęcia ambasady. Dziś znajdziemy tam muzeum szpiegostwa i Anti-Amerykańskie Grafiti
Muszę przyznać ze dla mnie to była jedna z najlepszych atrakcji Teheranu. Jak nie najlepsza. Tak jak dla mnie zrobiło wrażenie mur Berliński lub mur na Cyprze. Ale o gustach się nie mówi :)
Przed nocnym wojażem pociągu, pierwszy (i nie ostany, ale ten był najlepszy) kabab wołowy/barani w Iranie.
Wracamy na dworzec, odbieramy bagaż, liczymy na darmowy net (i zostaliśmy beż) więc przy herbatce czekamy na nasz pociąg.
Dworzec nie najgorszy ale też nie najlepszy. Już mamy wizję na oczach, jak okropny będzie ten w Isfahanie, a mamy tam prawie pół nocki do przespania (przyjazd o 04:30) więc liczymy na spanie w pociągu o ile będzie taka możliwość.
21:00 wchodzimy do pociągu, 21:30 gwizd i prosto na pustynie....28 urodziny, bez alkoholu ale w mieście znane jako "Połowa Świata"
Isfahan - اصفهان
Chyba ktoś na karę takie rozkłady pociągów robi. Rozumiem nocny pociąg, to idealnie żeby się wyspać, a nie pobudka o 4 rano bo koniec trasy. W ziałbym wtedy autobus.
Ale cóż, właśnie dojechaliśmy do Isfahanu. Taki punkt chyba obowiązkowy "prawie" każdemu co odwiedza Iran. 0420 więc noc. Już styknęło 28 rok życia, a ja spędzą nockę na dworcu. Bo co będziemy robić o tej porze w Isfahanie. Baru żadnego nie ma, a płacić za nocleg też nie warto. Więc znajdujemy ławkę żeby tą noc jakoś przetrwać.
Muszę przyznać ze dawno tak dobrze nie spałem jak na tym dworcu. O 8 rano, można powiedzieć wyspani, zaczynamy kolejną przygodę. Tym razem, znalezienie taniego sposobu dojechania do centrum Isfahanu od dworca. Szczerze, nie mam bladego pojęcia kto miał ten pomysł żeby dworce kolejowe były tak daleko od centrum, a większość nawet beż łatwego transferu. Czyli, łap taksę i lic ze cię nie oskubie...
Dobra, odpalamy maps.me. Za 2km od nas jest przystanek autobusowy. No coś musy jechać z stamtąd. Idziemy. Patrzymy, przyjeżdża autobus, ale macha do nas żebyśmy nie wchodzili. No dobra. Może jakiś końcowy przystanek/specjalny. Maps.me. Ok, za 800 metrów jest jakaś główna ulica i przystanek. Sprawdzamy. Przystanek jest, ludzi czekają. Pytamy czy do Isfahanu. Jeden żołnierz podpowiada nam ze jedzie do głównej zajezdny a potem pokaże nam jak dojechać dalej. Tamam, czekamy na autobus.
Przyjeżdża, wchodzimy, chcę zapłacić a koleś macha, ze idź do tyłu. No dobra. Może na koniec pozbiera kasy, albo jak ktoś wysiada. Nić z tego, okazuje się ze jedziemy na legalną - gapę.
W zajezdny wysiadamy, i wpakujemy się do 10-ki, która jedzie prosto do kultowego Abir Kabir hostel. Check in, jemy śniadanie, zostawiamy tabory, sprawdzą face, na moje pierwsze życzenia, i idziemy zwiedzić główny plac Isfahanu.
Kaj to my jesteśmy?
Pogoda dopisuje. Ciepło, słonce i ruch. Turyści, mieszkańcy. Wszyscy jednym kierunku, do Placu Naksz-e Dżahan, Królewskiego. Wraz z przylegającymi budynkami z okresu panowania dynastii Safawidów, znajduje się na Liście UNESCO, o którym każdy przewodnik będzie pisać o tym.
Południową stronę placu zajmuje Meczet Królewski, po zachodniej pałac Ali Kapu, po wschodniej Meczet szacha Lutf Allaha, część północna otwiera się na Wielki Bazar Isfahanu