0
Tom Stedd 3 grudnia 2017 23:42
Jak dotąd była to nasza najdalsza wyprawa. Decyzję co do wyjazdu „podjęły” za nas Wizzair i LOT, żądając za bilet od osoby odpowiednio 44 zł (z Lublina do Tel Awivu) i 107 zł (z Tel Awivu do Lublina).

Poniżej kilka porad praktycznych związanych z transportem na Stare Miasto w Jerozolimie i zachowaniem się na lotnisku:
- przylot nastąpił w sobotni wieczór 25 listopada ok. 21:20
- przejście przez bramkę od ręki, zero kolejek, zero sprawdzania bagażu, z trzy ogólne pytania i wydruk niebieskiej karteczki
- lotnisko duże, trzeba się nachodzić
- do Jerozolimy można przejechać autobusem nr 485, nie pamiętam dokładnie stanowiska, ale każdy z obsługi podpowie, gdzie jest przystanek
- autobus jedzie z terminala 3 i 1, na przystanku są dokładne opisy trasy, godzin itp. po angielsku (na wyświetlaczu elektronicznym)
- bilet kupuje się u kierowcy, kosztuje 16 szekli
- autobus jest klasy turystycznej, nie miejski (jechało może z 10 osób na 50 miejsc)
- przejazd do Jerozolimy zajmuje ok. 40-60 minut w zależności od korków
- trzeba wysiąść na przystanku Central Bus Station (uwaga - to nie jest ostatni przystanek tego autobusu, więc należy dopytać się kierowcy!). Punkt charakterystyczny przed przystankiem: wysoka estakada tramwajowa (a'la most), migająca kolorowymi światełkami
- autobus nie wjeżdża do budynku CBS, tylko staje przy ulicy na zwykłym przystanku
- CBS jest z zewnątrz dość wysokim budynkiem, na dole którego są sklepy i nie jest w ogóle oznakowany, że jest dworcem
- gdy wysiądzie się, to na sąsiedniej ulicy jest linia tramwajowa (jeździ jedna linia nr 1 co kilka, kilkanaście minut). Jedziemy w stronę przeciwną, niż stoi estakada.
- bilet należy kupić w automacie na przystanku, nie można kupić u kierowcy
- maksymalny akceptowalny w automacie nominał to wg miejscowych 20 szekli
- jechałem dwa razy tramwajem i raz trafiłem na kontrolę, więc warto zainwestować w bilet
- jedzie się kilka przystanków, spiker mówi, gdzie się znajdujemy i dodatkowo wyświetlany jest tekst po angielsku
- po wyjściu z tramwaju Damascus Gate jest po prawej stronie, nieco w obniżeniu terenu
- alternatywnie można zrobić sobie spacer wzdłuż torów tramwajowych (ok. 3 km) i nie da się nigdzie zgubić, bo tory nie rozjeżdżają się w różne strony, tylko biegną w jednym kierunku

A teraz w drugą stronę, czyli na lotnisko w Tel Awivie spod Central Bus Station:
- jedziemy linią 485 (nie jest to pierwszy przystanek tej linii!)
- odjazd nie jest z budynku dworca, tylko z ulicy przed nim!
- należy stanąć plecami do CBS i spojrzeć w lewo - po kilkunastu metrach jest pierwszy przystanek, który pomijamy i idziemy ok. 50-60 m w lewo na kolejny przystanek, na którym jest oznakowanie 485
- bilet kupuje się u kierowcy, kosztuje również 16 szekli
- z samego CBS i jego okolic jeździ sporo autobusów, jest wiele przystanków i można łatwo się pogubić, czego doświadczyłem; moja powyższa porada jest najlepszym sposobem na dotarcie na właściwy przystanek
- przejazd na lotnisko zajmuje 40-60 minut, autobus jedzie pod terminal 1 i 3 (ciekawostka - nie ma terminala nr 2)

A jak na lotnisku? Przed odlotem wydrukowaliśmy karty LOT-u z automatu, podeszliśmy do stanowiska Fast Track dla osób z bagażem podręcznym (obok stanowisk VIP). Pracownica zadała kilkanaście mniej lub bardziej dziwnych pytań (np. ile lat jestem z dziewczyną, czy mieszkamy razem itp.) i dosłownie po 2 minutach przykleiła żółte kartki na paszport. Podeszliśmy potem do "bramy" przed security check, gdzie zeskanowano nam bilety i poszliśmy na sprawdzanie bagażu. Nie trzeba było wyjmować niczego z toreb (nawet kosmetyków), nikt nie otwierał naszych bagaży, czy w nich grzebał, tylko spokojnie przejechały przez urządzenie prześwietlające. Ostatnim punktem było foto przy maszynie drukującej karteczkę koloru żółtego i znaleźliśmy się na sali oczekiwań do odlotu.

Podsumowując: albo mieliśmy szczęście, albo nie jest tak strasznie, jak opisywano na forum. Przy przylocie i odlocie sprawy załatwione były na bieżąco, nie czekaliśmy na nic, nie grzebano w bagażach, nie robiono przesłuchań, nikt nie robił żadnych trudności, wszystko odbywało się grzecznie, bez strachu, czy groźnych spojrzeń. Szykowaliśmy się na dwugodzinną procedurę przed wylotem, a zajęła może z 8 minut.

A teraz przejdźmy do samej relacji z pobytu w Jerozolimie. Nocleg znalazłem na booking.com w ścisłym centrum Starego Miasta w Hebron Youth Hostel w cenie 215 dolarów za cztery noce w pokoju dwuosobowym z łazienką. Plusy obiektu to na pewno położenie, darmowa kawa i herbata oraz codzienna wieczorna micha ryżu z dodatkami. Minusy? Były i to spore – pokoje dzieliły cieniutkie plastikowe ściany (zero prywatności), kiepska łazienka i … bicie dzwonów. Autentycznie, pierwsze kuranty biły przed czwartą rano i nie wiem, czy ktoś nie robił sobie żartów, ale w jednym z kościołów uderzono w dzwon 160 razy! (przeliczyłem). Na szczęście uderzenia były krótkie, bo inaczej możnaby zwariować.





Nie mieliśmy zaplanowanego zwiedzania, ale oczywiście poczytaliśmy wcześniej o tym, co warto zobaczyć w Jerozolimie i okolicach. Po krótkiej dyskusji na pierwszą wyprawę wybraliśmy Instytut Yad Waszem. Na miejsce dojechaliśmy tramwajem nr 1 spod Damascus Gate (należy wysiąść na ostatnim przystanku). Instytut zajmuje spory teren i można w nim spędzić wiele godzin.

Na pewno każdy w Polsce słyszał o tym miejscu i kojarzy go z alejami drzew upamiętniającymi Polaków, którzy ratowali w czasie wojny Żydów (Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata). Drzewka i tabliczki nie dotyczą jedynie naszych rodaków, ale ludzi z całej Europy, np. z Holandii, Francji, czy Węgier.



Nazwiska Sprawiedliwych umieszczane są obecnie na tablicach, bo po prostu brakuje już miejsc, gdzie można posadzić nowe drzewka.





Zwiedzający mogą zobaczyć w Yad Waszem o wiele więcej, np. muzeum, synagogę, galerie sztuki, czy budynek upamiętniający ofiary Holocaustu.











Na pewno spore wrażenie robi stojący nad przepaścią autentyczny wagon z czasów wojny, którym przewożono ludzi do obozów zagłady.



Duży teren zajmują wysokie głazy z nazwami miast, miasteczek i wsi z całej Europy, w których kiedyś żyli Żydzi i w nich cierpieli. Liczyłem, że znajdę nazwę mojego miasta (Ostrowiec Św.), w którym w czasie wojny było getto i obóz pracy i nie zawiodłem się. W takich momentach refleksje same przychodzą do głowy.





Na terenie Yad Waszem znajduje się również kilkanaście różnych monumentów upamiętniających miejsca lub zdarzenia. Jednym z nich jest pomnik Janusza Korczaka, który ratował dzieci z getta warszawskiego.



Ciekawostką jest to, że w Yad Waszem przechowywana jest statuetka Oskara, którą otrzymał Branko Lustig za „Listę Schindlera”. Nawiasem mówiąc oryginalna lista Schindlera, czyli spis osób, które uratował przedsiębiorca Oskar Schindler jest przechowywana w tym instytucie, a sam Schindler znalazł miejsce spoczynku w Jerozolimie (o czym w dalszej części relacji).



Obok Yad Waszem można zwiedzić jeszcze duży park z wieloma miejscami pamięci, w tym grobem Theodora Herzl’a, politycznego wizjonera syjonizmu, który pośrednio swoimi ideami przyczynił się do powstania państwa Izrael. Ciekawostką jest kilkadziesiąt drzew zasadzonych przez królów, prezydentów, premierów i ministrów z mniej lub bardziej egzotycznych krajów.

W drodze powrotnej z Yad Waszem przeżyliśmy bardzo nietypowe zdarzenie. Otóż tramwaj zatrzymał się przy Central Bus Stadion i wszyscy musieli wysiąść. Udaliśmy się więc do pobliskiego domu towarowego, gdzie nagle zaczęło bardzo śmierdzieć. Podobnie było i na ulicy, a nikt nie wiedział, co się dzieje. Wtem na zewnątrz dało się słyszeć krzyki i zamieszanie, a po chwili przebiegło kilkuset Żydów w typowych czarnych płaszczach i kapeluszach. Gdy tłum już przebiegł, ruszyliśmy pieszo wzdłuż torów i o mało nie wymiotowaliśmy od panującego powszechnie smrodu. Nie mogąc go znieść, weszliśmy do jednego z okolicznych budynków, gdzie od pracownicy ochrony dowiedzieliśmy się, że w centrum protestowali ortodoksyjni Żydzi przeciwko wcielaniu ich do służby wojskowej, a policja spryskała cały teren strasznie śmierdzącą substancją. Działania policji były skuteczne, bo manifestacja została rozpędzona, ale że przy okazji potraktowano smrodem całą okolicę i tysiące przypadkowych przechodniów, to już inna sprawa. Warto dodać, że odór potrafi się utrzymać kilka dni i wystawia nienajlepszą opinię władzom Jerozolimy. Po tej przygodzie dotarliśmy pieszo do naszego hostelu.

Kolejnego dnia z samego rana udaliśmy się do Bazyliki Grobu Świętego. Przyjmuje się, że to właśnie w tym miejscu odbyły się męka, ukrzyżowanie, złożenie do grobu i zmartwychwstanie Jezusa. W przeszłości bazylika była o wiele większa, a obecnie jest we władaniu kilku różnych kościołów, które nie zawsze żyją ze sobą w zgodzie, przez co jest mocno zaniedbana i bardzo zróżnicowana. Trzeba przyznać, że bazylika z zewnątrz nie prezentuje się okazale, ciężko w ogóle stwierdzić, że jest to najważniejsza budowla dla chrześcijan. Nie ma na niej nawet krzyża.



Tuż za progiem znajduje się Kamień Namaszczenia, czyli miejsce, gdzie namaszczono ciało Jezusa przed złożeniem do grobu. Osoby odwiedzające bazylikę rzadko modlą się przy nim, częściej robią sobie selfie, pocierają kamień różnymi przedmiotami, kładą na nim swoje rzeczy itp. traktując go raczej jako swego rodzaju czakram, niż jako miejsce święte.



Po prawej stronie od wejścia na piętrze znajduje się Golgota, czyli miejsce, gdzie ukrzyżowano Jezusa. Pod ołtarzem jest miejsce, gdzie usadowiony był krzyż. Wierni na czworakach wchodzą pod ołtarz, by dotknąć tego świętego miejsca.





Pod Golgotą znajduje się Kaplica Adama, czyli wg tradycji żydowskiej miejsce grobu biblijnego pierwszego człowieka Adama. Za szkłem znajduje się fragment skały Golgoty.





Najważniejszą część Bazyliki Grobu Świętego stanowi miejsce, w którym zgodnie z tradycją znajdował się grobowiec Jezusa. Obecnie można wejść do niego na krótki czas (otwierany jest o 7.45). Czasami trzeba odstać w kolejce, a czasami można wejść niejako z marszu. Tutaj panuje bardziej podniosły nastrój, niż przy Kamieniu Namaszczenia.





Wnętrze grobowca jest bogato zdobione. Właściwy grobowiec znajduje się pod widocznymi płytami, a badania naukowe z zeszłego roku potwierdziły, że układ niszy grobowej pod nimi jest zgodny z tradycyjnymi opisami przekazywanymi od stuleci.



W bazylice znajduje się jeszcze kilkanaście różnych miejsc związanych z tradycją chrześcijańską i innych kościołów. Warto na spokojnie zwiedzić to miejsce i poczuć jego niepowtarzalny klimat.









W pobliżu bazyliki wznosi się luterański Kościół Odkupiciela, w którym można zwiedzić muzeum, podziemną trasę archeologiczną i wspiąć się na wieżę (odpłatnie). Wnętrze jest bardzo proste, pozbawione praktycznie jakichkolwiek ozdobników.





Od godziny 11 poszliśmy na free tour, który rozpoczynał się przy Jaffa Gate. W tym miejscu warto wspomnieć, że Stare Miasto w Jerozolimie otoczone jest murem z siedmioma czynnymi bramami i jedną zamurowaną (Golden). Według wierzeń, tą bramą wjechał Jezus do Jerozolimy.

Free tour nie był może nadmiernie ekscytujący, ale pozwolił zaznajomić się z czterema dzielnicami Jerozolimy: ormiańską, żydowską, muzułmańską i chrześcijańską. Każda ma swoją specyfikę, każda związana jest z trudną historią tych ziem. Niewiele osób wie, że najnowsze budynki znajdują się w dzielnicy żydowskiej, która została zniszczona prawie w stu procentach i dopiero potem odbudowana od podstaw.





Podczas przechadzki dotarliśmy do miejsca, skąd można było zobaczyć z góry Ścianę Płaczu. Zrobiła na nas średnie wrażenie, ale mimo to postanowiliśmy podejść pod nią jeszcze kolejnego dnia.





Po południu zdecydowaliśmy się na wyjazd do Betlejem. Z Jerozolimy jeżdżą tam co najmniej dwa autobusy międzymiastowe, ale zdecydowanie polecam ten, który dojeżdża do samego miasta, a nie na tzw. check-point. Po wyjściu z autobusu zostaniecie obskoczeni przez kilku kierowców, którzy za 5-10 szekli od osoby będą chcieli was zawieźć do miejsca narodzin Jezusa. Leniwi mogą skorzystać z tej oferty, ale polecam spacer (ok. 15-20 minut) przez typową arabską dzielnicę handlową. Warto zauważyć, że Betlejem znajduje się już w Autonomii Palestyńskiej, gdzie raczej nie spotkacie Żyda, a przy wyjeździe na check-poincie zostaniecie skontrolowani przez wojsko izraelskie (koniecznie trzeba mieć przy sobie paszport!).

Bazylika Narodzenia Pańskiego nie robi z zewnątrz imponującego wrażenia, a dodatkowo wewnątrz prowadzone są prace remontowe, przez co nie można w pełni podziwiać budowli. Na pewno nietypowe jest wejście (bardzo niskie), które ma taki rozmiar od kilkuset lat (żeby łupieżcy nie mogli wjechać do bazyliki na koniu i zbezcześcić tego miejsca).







Odwiedzający bazylikę czekając w kolejce do wejścia do miejsca urodzin Jezusa z nudów piszą na ochronnych płachtach. Pojawiają się napisy z całego świata, z różnych kontynentów i widać, że „nasi też tu byli”.



Do Groty Narodzenia prowadzi kilka schodków. Nikt nie pogania wewnątrz niej, dlatego można spędzić w środku kilka minut. Najbardziej charakterystycznym elementem Groty jest srebrna gwiazda na posadzce.







W bazylice znajduje się jeszcze kilka innych ciekawych miejsc, np. inne groty i cela św. Hieronima, który mieszkał w niej i dokonywał tłumaczenia tekstów biblijnych.







Tak przy okazji – czy tylko ja widzę tutaj pewnego Antoniego? 



W Betlejem udało nam się obejrzeć jedynie bazylikę (wejścia tylko do godz. 17!) i wróciliśmy autobusem z powrotem do Jerozolimy.

Trzeci dzień pobytu był najbardziej intensywny. Rozpoczęliśmy od podejścia pod Ścianę Płaczu – dojścia do niej strzeżone są przez służby porządkowe i należy przejść kontrolę bagażu. A pod ścianą duże skrajności: ci bardziej pobożni Żydzi czytali księgi święte, modlili się, odchodzili tak, żeby nie stanąć tyłem do Ściany. Mniej pobożne osoby rozmawiały, siedziały na krzesełkach, ziewały. Aha – obowiązują dwa wejścia: odrębne dla kobiet i odrębne dla mężczyzn.











Nad ścianą płaczu znajduje się teren, na którym swoje święte miejsca mają muzułmanie. Dojście jest proste: należy wyjść poza teren Ściany Płaczu z prawej strony i widoczną drewnianą długą kładką przejść w pobliże meczetu Al Aksa (trzecie najświętsze miejsce po Mekce i Medynie) i Kopuły na Skale (nie jest to meczet, ale „obudowa” dla skały, z której Mahomet miał doznać wniebowstąpienia w czasie objawienia). Z kolei według Biblii w tym miejscu Abraham miał złożyć w ofierze swojego syna Izaaka. Wejście do obu budowli jest dla niemuzułmanów zakazane, więc pozostaje podziwianie ich z zewnątrz.











Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl . Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

krystoferson112 20 grudnia 2017 11:28 Odpowiedz
Fajna relacja, wiem teraz, że Yad Vaszem do powtórzenia, pokazałeś akurat te miejsca gdzie nie byłem i nie widziałem. Na szczęście Jerozolimę można zwiedzać po kilka razy i zawsze można coś nowego zobaczyć.
wercyngetoryx 20 grudnia 2017 19:04 Odpowiedz
Z tego co kojarzę to w środku Yad Vashem nie można robić zdjęć.
krystoferson112 20 grudnia 2017 21:16 Odpowiedz
wercyngetoryxZ tego co kojarzę to w środku Yad Vashem nie można robić zdjęć. Nie można....ale trzeba...dla upamiętnienia, mi jeden raz zwrócił uwagę ochroniarz i grzecznie i ja grzecznie przeprosiłem. Tam gdzie tego nie robili i nie zabraniali ...czyniłem. Życie...