0
Canon 4 stycznia 2018 11:33
Wszystko rozpoczyna się jak zwykle. To nie my wybieramy kierunek – to kierunek wybiera nas. Tak było i tym razem, gdy Qatar Airways ogłosił zimową promocję w styczniu. Długo się opieraliśmy, żeby coś kupić, bo plany na 2017 były już i tak napięte, a cena nie była mocno atrakcyjna.
Z poprzednimi relacjami się nie udało. Tej z Dubaju nie dokończyłem, a z Bali nawet dobrze nie zacząłem. Dlatego też, aby się lepiej zmotywować zrobiłem sobie postanowienie staroroczne, że zanim opublikuję pierwszą część tej relacji, to napiszę ją do końca, a przed publikowaniem kolejnych części będę je dopracowywał. Tym razem się rozpisałem. Relacja jest podzielona na 16 części. Żeby Was nie zamęczyć, będę wrzucał jedną część dziennie ;)

W końcu przy przedłużeniu promocji skusiliśmy się na propozycję znalezioną w Internecie, czyli opcję multicity. Zaczynamy w Warszawie, lecimy przez Doha do Bangkoku, tam siedzimy tydzień, następnie lecimy Qatarem do Hanoi, a wracamy z Sajgonu. W międzyczasie kilka dni na wietnamskiej wyspie Phu Quoc i powrót do domu. Całość zajęła nam ponad trzy tygodnie. Ten czas spokojnie by nam pozwolił na dokładniejsze zwiedzenie Wietnamu, ale nie chcieliśmy tylko odklepywać kolejnych miejsc, zabytków i pędzić dalej. Założenie było takie, żeby wytracić trzy tygodnie zimy i nie potrzebować odpoczynku po powrocie z urlopu.
Jest to nasza pierwsza, dłuższa wyprawa do Azji. Mamy trochę obawy, czy wszystko się uda i wrócimy cali, ale daliśmy radę i zaostrzyliśmy apetyt na więcej.

Plan wyjazdu układał się następująco:
22.11.2017 WAW-DOH QR260 A330-300
23.11.2017 DOH-BKK QR836 A380-800
29.11.2017 BKK-HAN QR834 B777-300ER
05.12.2017 HAN-PQC VJ451 A321
11.12.2017 PQC-SGN VJ322 A320
13.12.2017 SGN-DOH QR971 A330-300
14.12.2017 DOH-WAW QR263 A330-300

Image

Na długo przed podróżą, Qatar Airways przyspieszyło o 2 godziny wylot z Warszawy nie informując nas o tym. Dobrze jest dodawać wszystkie swoje loty do aplikacji CheckMyTrip, która informuje nawet o najdrobniejszych zmianach w godzinach, bo Qatar do samego końca nie pofatygował się z informacją. Na trzy dni przed odlotem akceptuję zmiany rozkładu i zastanawiam się, ilu osobom linia mogła pokrzyżować w ten sposób plany.

Przy stanowisku odpraw stawiamy się nieco ponad 2 godziny przed odlotem. Ze wcześniejszą odprawą online udaje nam się ominąć kolejkę i sprawnie odprawić na lot, jednak okazuje się, że w numerze paszportu na mojej wizie wietnamskiej brakuje jednej cyfry i mogę mieć mały problem za tydzień. No nic, na szczęście mamy też promesy wizowe, które wyrobiliśmy zanim doczytałem, że możemy posiadać e-wizę. Bez stresu lecimy do kontroli bezpieczeństwa i na gate. Kolejka jest krótka, ale ciągnie się niemiłosiernie. Było przed nami z 10 osób, a czekaliśmy prawie pół godziny.
Czas pozostały do odlotu wytracamy snując się po sklepach i godzinkę przed odlotem przychodzimy do bramki. Na loterii wygrywamy miejsca przy drzwiach, zarówno na pierwszym, jak i na drugim odcinku. Boarding przebiega sprawnie i już po chwili siedzimy na swoich fotelach – 31 A i B.

Image

Start z pasa 15. Nasz lot ma potrwać równe 5 godzin. Maszyna, która ma podrzucić nas do Doha to 12 letni Airbus 330-300 A7-AED, który dwa dni wcześniej zrobił psikusa i opóźnił się o prawie 20 godzin. Nasz lot jednak odbywa się zgodnie z planem i w Doha meldujemy się nawet przed czasem.
Godzinę po starcie zaczyna się serwis. Do wyboru mamy kurczaka z orientalnymi przyprawami i ryżem, wołowinę z plackiem ziemniaczanym i warzywami oraz serowe tortellini z pesto bazyliowym. Wybieramy kurczaka i wołowinę, co nie do końca było chyba dobrym pomysłem, bo porcje są dalekie od ideału, żeby nie powiedzieć, że niejadalne. Podobnie mogło być z opcją wegetariańską. Wino również nie najlepszej jakości, a z piwa niestety tylko Heineken. Z przyjemnością wciągamy jedynie deser. Posiłek obfity, ale jednak lepiej zmniejszyć ilość, a podnieść jakość.

Jeśli chodzi o załogę to zdecydowanie ciągną w górę moją ocenę o Qatarze. Niezwykle uprzejmi, mili, a uśmiech nie wydaje się być jedynie maską. Na locie obsługiwała nas również Polka. Bardzo serdeczna osoba. Nasze miejsca spisują się świetnie. Odkrywamy podnóżki, które można rozłożyć i obrać wygodną pozycję do snu. (na zdjęciu moja lepsza połowa)

Image

W międzyczasie mijamy, a tak mi się przynajmniej wydaje, ogień z szybów naftowych. Płomienie rozciągają się na ogromnej przestrzeni za oknem.

Image

Chwilę później za oknem rozpoczyna się spektakl. Błyskawice rozświetlają niebo z lewej strony samolotu. Przez długi czas nie możemy odkleić się od widoku CBków i rozbłysków. Taka pogoda towarzyszy nam do zniżania.

Image

Image

Image

Image

Niedługo przed lądowaniem mijamy centrum Doha od prawej strony.

Image

I lotnisko.

Image

Siadamy na pasie 34L. Kołujemy na stanowisko oddalone. Deboarding busem, co nas lekko zaskoczyło, ale na głowę się nie leje, można zrobić zdjęcie z zewnątrz, więc nie narzekamy.

Image

Image

Na przesiadkę mamy około 3 godziny. Była opcja półtoragodzinnej, ale DOH-BKK byłby wtedy na B777-300ER, a my koniecznie chcieliśmy sprawdzić A380-800, bo na 773 trafimy tydzień później.

Image

Przesiadka przebiega sprawnie. Należy przejść kontrolę bezpieczeństwa. Nikt nie zwraca uwagi na płyny, bardziej na elektronikę. Jest otwartych dużo stanowisk, dlatego wszystko idzie szybko. Myślę, że czas przesiadki nawet 40-50 minut nie powinien stanowić większego problemu. Plusem są poidełka z wodą pitną przy każdej toalecie, dlatego posiadając pustą butelkę nie musimy przepłacać za wodę w sklepie.

Image

Kręcimy się kilka chwil po strefie i powoli zmierzamy w stronę bramki, gdzie już oczekuje nasz A380. Maszyna z regiem A7-APE ma dwa i pół roku. W środku jest dobrze utrzymana i wszystko działa jak należy.

Image

Boarding na 3 rękawy. Zajmujemy miejsca 78 A i B w ostatniej sekcji samolotu.

Image

Dookoła pusto, miejsce obok nas wolne. Słyszymy komunikat „All customers on board” co wprawia nas w zdumienie, bo obłożenie można oszacować na około 30%.

Image


Plusem tych miejsc jest oczywiście większa przestrzeń na nogi, ale siedzimy prawie w kuchni. Światło z niej docierające i krzątanina towarzyszy nam przez cały lot.
Od wejścia na pokład do wypychania minęło prawie półtorej godziny. Z bloków wyszliśmy 30 minut po czasie, ale ostatecznie wylądowaliśmy nawet przed. Dosyć szybko załoga uwinęła się z pierwszym serwisem. Chyba chcieli mieć nas z głowy ; )
Do wyboru mini-bardzoniewłoskie-calzone z mięsem lub wegetariańskie o smaku curry.

Image

Bierzemy jeden z mięsem, drugi wegetariański i po winku na sen. Posiłek okazuje się bardzo słaby i chcemy szybko o nim zapomnieć. Jesteśmy już trochę zmęczeni. Większość lotu przesypiamy. Jak i na poprzednim, tak i tutaj za bardzo nie zagłębiam się w system rozrywki na pokładzie. Nie mniej jednak zauważamy dużą przepaść w jakości PTV pomiędzy A330, a A380. Na plus oczywiście ten drugi.

Dwie godziny przed lądowaniem zaczyna się serwis śniadaniowy. Do wyboru jajeczny placek, danie wegetariańskie i coś na słodko. Decydujemy się na pierwsze i ostatnie. O ile jajka wjeżdżają na stół ekspresowo, to na słodkie trzeba poczekać.

Image

Okazuje się, że już nie ma. Proszę też o jajko. Zabrakło. Stewardessa oferuje mi porcję obiadową z kurczakiem z przydziału załogowego. Chwilę się waham, ale wolę to niż same warzywa polane chyba beszamelem. Porcja okazuje się być bardzo smaczna i wciągam ją do końca.

Image

Odpalam swój ulubiony kanał, czyli mapę z parametrami lotu, powoli zaczynamy zniżać. W naszej sekcji niewiele się dzieje. Samolot pomimo swojej wielkości sprawia kameralne wrażenie.

Image

Image

Załoga powoli odpływa.

Image

Miękkie lądowanie, szybki zjazd z pasa i jesteśmy na miejscu.

Image

Image

Żegnamy się z "naszą stewką" i uciekamy po bagaże.

Image

(1/16)W czasie gdy my przechodzimy przez paszporty, nasze bagaże nas wyprzedzają i to one na nas czekają.
Odbieramy plecaki, wymieniamy kilka dolarów, kupujemy karty SIM i jedziemy pociągiem w stronę centrum. Po drodze przesiadamy się na tramwaj wodny, którym dojeżdżamy prawie pod sam hotel.

Image

Opłaty za przejazd pobiera bileter-akrobata, który porusza się po zewnętrznej stronie łodzi. Pieniądze podaje się przez pasażerów i w ten sam sposób odbiera bilet. Koszt to 10 THB. Trzeba uważać, bo na tych samych przystaniach zatrzymują się łodzie turystyczne, część przystanków się pokrywa, ale bilet jest kilka razy droższy. Wsiadamy do łodzi, w której widzimy miejscowych. Częstotliwość jest dosyć duża, więc jeśli nie zmieścimy się na jedną to warto poczekać na kolejną, nie ma się co przepychać.

Image

Zatrzymujemy się w hotelu The Seven Luck. Jak na warunki Bangkoku wielkość i widok z pokoju nie są złe. Mocno opieramy się zmęczeniu, ale jednak padamy na dwie godzinki.

Image

Gdy się budzimy jest już ciemno. Dowiadujemy się w recepcji, gdzie można coś zjeść w okolicy. Dostajemy namiary na niewielki bazar dla miejscowych. Zjadamy to co pokażemy palcem, bo angielski jest tutaj równie popularny co u nas chiński. Smaki zgoła inne, brak tu popularnego w turystycznych miejscach pad thaia, kawałków kurczaka z grilla czy naleśników. Dostajemy coś, czego się nie spodziewaliśmy, ani w smaku ani w wyglądzie. Do tego suszona słonina i ostry sos. Smakuje nieźle. Próbujemy jeszcze krewetek w tempurze z sosem słodkie chilli i ogórkami. Super połączenie.

Image

Image

Image

Na koniec wszystko popijamy świeżym kokosem i mamy siłę, żeby pokręcić się po okolicy.

W Bangkoku jesteśmy przez 5 pełnych dni. Plan zakłada jednodniową wycieczkę do Ayutthaya, a drugą do Maeklong i Amphawa. Pozostają trzy dni na ogarnięcie Bangkoku.

Pierwszy dzień zostawiamy sobie na przystosowanie się do strefy czasowej +6 godzin. Cały dzień szwendamy się po mieście, odkrywając jego mniej lub bardziej znane zaułki.

Świątynia Wat Sitaram

Image

Image

Po drodze zatrzymujemy się na śniadanie. Pani poleca ryż z kurczakiem i warzywami. Bierzemy jedną porcję, a ze straganu obok smażone kawałki mięsa z przyprawami.

Image


Smakuje dużo lepiej niż wygląda.

Image

Odwiedzamy kompleks Wat Saket.

Image

Image

Image

Podążamy dalej, naszą trasę zmienia zapach z mijanego baru. Jemy pierwszego padthaia. Zamawiamy z krewetkami, dostajemy z samymi warzywami. No trudno ;) Smak wynagradza.

Image

Kolejnym punktem jest Świątynia Wat Suthat. Tutaj musimy wskoczyć w długie spodnie i rękaw albo zakupić odpowiedni strój od pani, która stoi przy wejściu. Byliśmy na to przygotowani, przebieramy się i wchodzimy. Ci, którzy chcą odwiedzić świątynię, a nie mają swoich ubrań muszą zapłacić cenę kilka razy wyższą niż na bazarze. Większe negocjacje nie wchodzą w grę.

Image

Image

Podobno największy leżący Budda.

Image

Image

Image

Król i jego rodzina obstawiają dużo skrzyżowań i placów w Bangkoku. Są bardzo szanowani, przy obrazach zawsze stoją świeże kwiaty i ktoś się modli.

Image

Ministerstwo Obrony

Image

Świątynia Wat Phra Kaeo

Image

Image

Wielki Pałac Królewski


Dodaj Komentarz

Komentarze (19)

kaya 5 stycznia 2018 12:41 Odpowiedz
...glodna sie zobilam od tych zdjec :mrgreen:Czekam na wiecej!
lapka88 9 stycznia 2018 11:43 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja i ładne zdjęcia :)
flower188 12 stycznia 2018 13:54 Odpowiedz
jestem ciekawa dalszego ciągu! zwłaszcza o Phu Quoc - w drugiej połowie listopada byliśmy w Wietnamie i kraj nas zauroczył, a wybieraliśmy właśnie między Phu Quoc a Mui Ne. Postawiliśmy na to drugie miejsce ze względu na więcej atrakcji w okolicy. Czy Phu Quoc warto obrać za cel przy okazji kolejnej podróży?
lapka88 14 stycznia 2018 11:59 Odpowiedz
Ta gra to zapewne Jenga :)
krystoferson112 14 stycznia 2018 13:00 Odpowiedz
Bombowa relacja, super się czyta.
malgo1987 16 stycznia 2018 11:00 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja :)Mam pytanie odnośnie rejsu po zatoce Ha Long - Wasz statek wygląda fajnie, pamiętasz może, jak się nazywał i ile płaciliście? Bookowaliście w jakiejś agencji w Hanoi? Lecimy w marcu i cały czas się zastanawiam, czy zrobić rejs, czy może coś innego, np. Nin Binh, bo takie formacje skalne widzieliśmy już w kilku krajach Azji.
canon 16 stycznia 2018 22:12 Odpowiedz
malgo1987 napisał:Bardzo fajna relacja :)Mam pytanie odnośnie rejsu po zatoce Ha Long - Wasz statek wygląda fajnie, pamiętasz może, jak się nazywał i ile płaciliście? Bookowaliście w jakiejś agencji w Hanoi? Lecimy w marcu i cały czas się zastanawiam, czy zrobić rejs, czy może coś innego, np. Nin Binh, bo takie formacje skalne widzieliśmy już w kilku krajach Azji.Dzięki wszystkim za miłe słowa, aż chce się pisac ;)Rezerwowaliśmy przez Internet https://www.halongbaytours.com .Na papierach mieliśmy tę firmę https://www.bluedragontours.com.Płaciliśmy 250 USD za dwie osoby. Wiem, drogo. Na pewno da się znaleźć taniej i może lepiej. My nie chcieliśmy biegać po Hanoi i szukać wycieczki, porównywać cen, a na koniec i tak zapłacić 120 USD za wypas albo 280 USD za biedę. Czysta loteria. Jeśli drugi raz miałbym pojechać na taką wycieczkę zorganizowaną to uderzyłbym do tej samej firmy, bo przewodnik był przesympatyczny, jedzenie było dobre, było na statku czysto i jedyny minus to za krótki czas na kajakach.
tomwie 17 stycznia 2018 07:24 Odpowiedz
Super relacja. Dzieki
lapka88 17 stycznia 2018 10:47 Odpowiedz
Więcej, więcej :)
nenyan 18 stycznia 2018 00:04 Odpowiedz
Ale mi się zamarzyły te temperatury, plaże, palmy i apetyczne jedzonko przez te Twoje słoneczne zdjęcia! A tu zimowa breja za oknem i żadnych szans na rychłą zmianę klimatu... :(
flower188 23 stycznia 2018 11:47 Odpowiedz
:D byliśmy na tej samej wycieczce po delcie Mekongu albo wszytskie takie same :D telezakupy na żywo. znajomi byli na dwudniowej opcji i ponoć drugiego dnia faktycznie więcej pływali i mniej było shoppingu; Saigon faktycznie fajne miasto i widze, że też nie udało się Wam zrobić tuneli Cu Chi - uznałam, że to dobry powód żeby tam wrócić, a deltę Mekongu zrobić z Kambodżą ponownie ;) udanych kolejnych podróży i więcej relacji!
malgo1987 29 stycznia 2018 09:42 Odpowiedz
Dzięki za relację, dla mnie bardzo pomocna przez marcowym Wietnamem :)
maciej-gol 18 lutego 2018 01:51 Odpowiedz
Bardzo przyjemnie sie czytało. Mogę spytać o cenę biletów lotniczych? Konkretnie interesuje mnie połączenie WWA-DOH i DOH-WWA. Czy może bilet był łączony?
dryblas 18 lutego 2018 08:57 Odpowiedz
Super relacja, inspiracja dla mojej wyprawy planowanej na przełom 2018/2019.
canon 14 marca 2018 20:10 Odpowiedz
flower188 napisał::D byliśmy na tej samej wycieczce po delcie Mekongu albo wszytskie takie same :D telezakupy na żywo. znajomi byli na dwudniowej opcji i ponoć drugiego dnia faktycznie więcej pływali i mniej było shoppingu; Saigon faktycznie fajne miasto i widze, że też nie udało się Wam zrobić tuneli Cu Chi - uznałam, że to dobry powód żeby tam wrócić, a deltę Mekongu zrobić z Kambodżą ponownie ;) udanych kolejnych podróży i więcej relacji!Pewnie wycieczki organizuje kilka firm, a sprzedaje kilkadziesiąt ;)Tunele Cu Chi nas w ogóle nie interesowały, ale są inne powody, żeby wrócić.
vietzay 16 kwietnia 2018 08:00 Odpowiedz
malgo1987Dzięki za relację, dla mnie bardzo pomocna przez marcowym Wietnamem :)
My nie chcieliśmy biegać po Hanoi i szukać wycieczki, porównywać cen, a na koniec i tak zapłacić 120 USD za wypas albo 280 USD za biedę. Czysta loteria. Jeśli drugi raz miałbym pojechać na taką wycieczkę zorganizowaną to uderzyłbym do tej samej firmy, bo przewodnik był przesympatyczny, jedzenie było dobre, było na statku czysto i jedyny minus to za krótki czas na kajakach. http://www.vietnameseprivatetours.com/vietnam-tours
vietzay 16 kwietnia 2018 08:00 Odpowiedz
malgo1987Dzięki za relację, dla mnie bardzo pomocna przez marcowym Wietnamem :)
My nie chcieliśmy biegać po Hanoi i szukać wycieczki, porównywać cen, a na koniec i tak zapłacić 120 USD za wypas albo 280 USD za biedę. Czysta loteria. Jeśli drugi raz miałbym pojechać na taką wycieczkę zorganizowaną to uderzyłbym do tej samej firmy, bo przewodnik był przesympatyczny, jedzenie było dobre, było na statku czysto i jedyny minus to za krótki czas na kajakach. http://www.vietnameseprivatetours.com/vietnam-tours
vietzay 16 kwietnia 2018 08:01 Odpowiedz
My nie chcieliśmy biegać po Hanoi i szukać wycieczki, porównywać cen, a na koniec i tak zapłacić 120 USD za wypas albo 280 USD za biedę. Czysta loteria. Jeśli drugi raz miałbym pojechać na taką wycieczkę zorganizowaną to uderzyłbym do tej samej firmy, bo przewodnik był przesympatyczny, jedzenie było dobre, było na statku czysto i jedyny minus to za krótki czas na kajakach. http://www.vietnameseprivatetours.com/vietnam-tours
vietzay 16 kwietnia 2018 08:02 Odpowiedz
vietzayMy nie chcieliśmy biegać po Hanoi i szukać wycieczki, porównywać cen, a na koniec i tak zapłacić 120 USD za wypas albo 280 USD za biedę. Czysta loteria. Jeśli drugi raz miałbym pojechać na taką wycieczkę zorganizowaną to uderzyłbym do tej samej firmy, bo przewodnik był przesympatyczny, jedzenie było dobre, było na statku czysto i jedyny minus to za krótki czas na kajakach. http://www.vietnameseprivatetours.com/vietnam-tours