+1
paweł p 13 stycznia 2018 17:39
Po jednodniowym rekonesansie na Islandii, przyszedł czas na kolejne wyjazdy - tym razem 4 dniowe w 2018 i 2019 i z kolejnymi członkami rodzinki, obejmujące okolicę od Reykiaviku - " Złoty Krąg" i południową częścią jedynki - do Hofn. Dłuższe wyjazdy miały nastąpić w 2020 i zimą 2021. Z wiadomych powodów nie doszły do skutku. Kiedy w marcu 2021 wybuchł wulkan Fagradalsfjall stwierdziłem, że najwyższy czas zużyć w końcu punkty Wizz i pod wpływem impulsu wziąłem bilety na cały pierwszy tydzień maja. Na początku było trochę niepewności - wpuszczą, nie wpuszczą ale na koniec okazało się, że wpis w żółtej książeczce o odbytych szczepieniach jest wystarczającą przepustką do wjazdu na Islandię. Musieliśmy tylko zaczekać na wynik obowiązkowego dla wszystkich testu pobranego na lotnisku. Samochód wypożyczyliśmy w Ice-Pol i kolejny raz mogę ich polecić. Tym razem mieliśmy Peugeot Expert przerobiony na mini kampera. Po nocy spędzonej na pustym parkingu na uboczu w okolicy wybrzeża południowego półwyspu Reykjanes. Jeśli chodzi o ten parking, nie było na nim zakazu "kamperowania". Jednak, co sprawdziłem po powrocie, nocowanie w samochodach i minikamperach dozwolone jest tylko i wyłącznie na polach namiotowych i nawet jeśli nie będzie znaku zakazu i tak można dostać mandat. Następnego dnia, po około 12 godzinach od pobrania testu przyszedł wynik negatywny i mogliśmy zacząć podróż. Zaczęliśmy od pola geotermalnego Krísuvík.

Krísuvík.jpg


Jak w całej Islandii były pustki, to w okolicach wulkanu tłumy, budowane są nowe parkingi. Widoki wspaniałe a sam wulkan robi ogromne wrażenie.

wulkan.jpg



wulkan1.jpg



przypomnienie o wirusie.jpg


Przez cały pobyt pogoda nam dopisywała - tzn świeciło słońce, prawie nie było mrozu, a co najdziwniejsze ani razu nie padał deszcz (bo śnieg to i owszem). Był za to wiatr, ale to normalne. Z racji długiego dnia udawało nam się robić po około 500 km dziennie i jednocześnie jeszcze coś zobaczyć. Ruszyliśmy wokół wyspy zgodnie ze wskazówkami zegara. Na pierwszy ogień poszedł półwysep Snaefellsnes.

Budakirkja.jpg



Londrangar Snaefell.jpg



Kirkjufell.jpg



Kirkjufell z boku.jpg



Wieczorem dojechaliśmy do Fiordów Zachodnich.

F.zach.jpg



f.zach1.jpg



FZ1.jpg



Latrabjarg.jpg


Trochę niepokoiliśmy się czy zastaniemy maskonury, okazało się, że niepotrzebnie.

puffin.jpg



puffin1.jpg



puffin2.jpg



W zasadzie poza ptakami nikogo nie spotkaliśmy, również nieliczne muzea były pozamykane, co w sumie nie dziwi, bo turystów też nie spotkaliśmy.

Fz2.jpg



Isafjordur.jpg


Udało się za to upolować wieloryba.

wieloryb.jpg



Dynjandi.jpg



parking pod Dynjandi.jpg


W drodze do Akureyri

zagroda na owce.jpg



zagroda.jpg



Hvitserkur.jpg


Do Borgarvirki –( wyglądający jak ruiny średniowiecznej twierdzy szczyt wulkaniczny) drogę zagrodziły nam islandzkie urocze koniki i długo nie chciały przepuścić.

Borgarvirki.jpg



koniki2.jpg


Po przejechaniu Akureyri

Godafoss.jpg



Hverir.jpg



Hverir2.jpg


Do wulkanu Krafla – tu już nie udało się podjechać, trzeba było przejść.

IMGP6451.jpg



Kravla.jpg


Wieczorem dojechaliśmy do Detifoss i Selfoss.

Detifoss.jpg



Selfoss.jpg


Jedynymi turystami jakich tam spotkaliśmy był Polak mieszkający pół roku na fiordach zachodnich, drugie pół w Polsce, oprowadzający po Islandii swoich rodziców, którzy lecieli z nami tym samym samolotem. Polecił nam nocleg w Möðrudalur – fantastyczne miejsce pośrodku „niczego”.

Modrudalur2.jpg



Modrudalur1.jpg


Cały ten dom był tylko nasz, naprawdę wyjątkowo urocze miejsce i na pewno tu wrócimy.

Modrudalur.jpg


Następnego dnia celem było wschodnie wybrzeże. Po drodze zboczyliśmy do kanionu Stuðlagil, swojego czasu odkryty reklamą WOW Air

Studlagil.jpg


Tuż przed wybrzeżem pogoda się troszkę popsuła

F. wschodnie.jpg


ale i szybko poprawiła

F.wsch.1.jpg


Znów udało się zobaczyć puffiny

Puffin3.jpg


oraz wygrzewające się na kamieniach foczki

Foczka.jpg


Następnie zaczęliśmy się kierować z powrotem do Keflaviku południowym wybrzeżem.
Na Diamentowej Plaży znów je spotkaliśmy

foka.jpg


Tuż za Jökulsárlón jest kolejne jeziorko – Fjallsárlón, na którym można wykupić wycieczkę łódką

Fjallsarlon.jpg


a parę kilometrów dalej lodowiec Svínafellsjökull.

Svínafellsjokull.jpg


Ostatni nocleg przed powrotem spędziliśmy w Vik.

Vik.jpg


Nie mogliśmy oczywiście pominąć Czarnej plaży, na której znów spotkaliśmy maskonury.

Reynisfiara.jpg



Puffin4.jpg


Ostatniego dnia przed powrotem postanowiliśmy cofnąć się jeszcze kawałek, by zobaczyć Fjaðrárgljúfur

Fjadrárgljúfur.jpg


Następnie już powolutku skierowaliśmy się na lotnisko. Po drodze zatrzymaliśmy się w Dyrhólaey, Skógafoss, we Flúðir wykąpaliśmy się w Secret Lagoon.

Dyrholaey.jpg



Skógafoss.jpg



Na deser zostawiliśmy sobie Gulfoss, który dla mnie jest chyba najfajniejszym z islandzkich wodospadów które widziałem.


Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

sudoku 30 maja 2021 23:08 Odpowiedz
Rewelacja.Ja specjalnie jechałem na Vestmannaeyjar, żeby zobaczyć maskonury, ale tak lało, że się pochowały.Jest przynajmniej powód aby wrócić na Islandię.
warsawreceiver 6 października 2021 23:09 Odpowiedz
Piękne widoki. Córka namawia mnie na wycieczkę w przyszłym roku. Twoje zdjęcia mnie przekonały. ;)