+1
radionx 6 lutego 2018 21:44
48.jpg



W Mui Ne zaklepałem bungalow w Evergreen Resort po 36$ za dobę. Trochę drożej niż wcześniejsze oferty, ale cisza, spokój, cały bungalow dla mnie i mały basen dla wszystkich. Nie jest w pierwszej linii plażowej, ale ja i tak nie celuję w plażowanie. Choć sama plaża w Mui Ne raczej rozczarowuje. Zabudowana ośrodkiem za ośrodkiem, beton i wąskie przejścia do morza. Ja sam, żeby dostać się na plażę musze pobrać kwitek z mojego hotelu za każdym razem, bo przejście jest tylko przez inny resort. Ja nastawiłem się raczej na windsurfing. Niestety pogoda nie sprzyja. Wiatr i fale są za duże jak na moje umiejętności. Po pół godziny walki dostaję masztem w głowę i rezygnuję na dzisiaj. Pożyczam skuterek z hotelu (ten już raczej rzęch w porównaniu do wcześniejszego, ale za 6$ na dobę) i ruszam szukać czerwonych diun. Spacer po wydmach widokowo bardzo udany. Ze zjazdów na macie rezygnuję – widzę jak inni się męczą bez wielkich sukcesów. Niestety ściemnia się i już za późno na białe diuny, które są o wiele dalej.


49.jpg



Następnego dnia jestem umówiony na windsurfing z właścicielem Jibe’s Beach Club – Kanadyjczykiem. W poszukiwaniu lepszych warunków mamy jechać do ich oddziału na wschód od Mui Ne w Suoi Nuoc. Okazuje się to trafną decyzją nie tylko ze względu na warunki. Tamtejsze piaszczyste plaże o trzy głowy biją te w Mui Ne.-- 07 Lut 2018 19:57 --

Czas na powrót do Sajgonu. Najpierw meldunek w moim Duc Vuong Hotel, wybranym z uwagi na restaurację na dachu. Nocleg co prawda najdroższy z dotychczasowych po 36$ za noc, ale za pokój lux w wersji z oknem. Na miejscu okazuje się, że lux im wyszły i dostaję delux w tej samej cenie. Sam Sajgon zachwyca znacznie mniej niż Hanoi. Może jednak najpierw lepiej zwiedzać południe, a potem północ w celu stopniowania napięcia. Najładniejsze budynki są z czasów panowania Francuzów. Opera, znowu katedra wzorowana na Notre-Dame, budynki luksusowych hoteli. Nad miastem góruje obecnie wieżowiec Bitexco Financial Tower, a z jego tarasu widokowego można obejrzeć sobie miasto z góry. Wstęp oczywiście płatny. Na Ben Thanh Market ruch jak w ulu i od razu opada cię szarańcza sprzedawców. Za to pierwszy raz na żywo widzę jajko balut, które spożywają miejscowi. Dla niewtajemniczonych to jajko z małą kaczką w środku. Chyba jedno z najbardziej scary food. Przed wyjazdem zastanawiałem się, czy odważyć się spróbować. Na żywo wygląda równie źle jak na zdjęciach i rezygnuję z tej przyjemności. Ruch na ulicach to „istny sajgon”. Z jednej strony nawet czasem łatwiej niż w Hanoi, bo przy takim ruchu światła czasami coś znaczą (przynajmniej na dużych skrzyżowaniach). Za to w późno popołudniowych godzinach szczytu uważać trzeba nie tylko na jezdni, ale i na chodniku. Wielu miejscowych próbuje omijać korki, jadąc skuterem po chodniku, więc momentami ma się wrażenie, jakby się szło środkiem jezdni.


1.JPG



2.JPG



3.JPG



4.JPG



5.JPG



6.JPG



7.jpg



8.JPG



Na ostatni pełny dzień pobytu zostawiam sobie wycieczkę po Mekongu. Odpuszczam szukanie agencji turystycznej na mieście i biorę najtańszą wersję z hotelu za 13$. Akurat ta wycieczka rozczarowuje, ale tak to jest jak się weźmie tanią masówkę. Przejazd autobusem, przepłynięcie przez Mekong na wyspę, gdzie pokazują farmy pszczół i próbują wcisnąć swoje produkty. Potem krótka przeprawa małą łodzią jakąś wąską odnogą przez krzaki. Tym razem jedno wiosło i napęd „ręczny”. Główny atut – można zrobić sobie zdjęcie w wietnamskim kapeluszu. Później obiad wyjątkowo mało zachwycający: ryż, zielenina i usmażone ucho świni. Za gruba kasę z karty można wybrać steka z krokodyla, coś tam z węża, lub ich specjalność – Elephant Fish. Zostaję jednak przy moim uchu. Czas wolny, ale poza zakupami pamiątek i tak nie ma co robić.


9.JPG



10.jpg



11.JPG



Ostatni dzień to już tylko pakowanie i wyjazd na lotnisko. Wcześniej czas zabijam w restauracji na dachu hotelu. Wietnam żegna mnie szczerymi łzami. Ruszyła właśnie tropikalna ulewa. Chyba nawet ponadstandardowa, bo na tablicy informacyjnej przy kolejnych lotach wyskakuje coraz częściej „delayed”. Mojego lotu to nie omija i powoli zaczynam obawiać się o zdążenie na przesiadkę. W Doha lądujemy na 25 min przed czasem odlotu do Warszawy. Wypadam z samolotu licząc, że uratuje mnie szybki sprint, ale już w korytarzu wejściowym nadzieja znika. Pracownicy linii już stoją z nowymi kartami pokładowymi. Tak, mają i dla mnie. Zamiast do Warszawy, najpierw Qatarem do Wiednia i dalej LOTem. Mój dodatkowy bonus na koniec wyjazdu – plus siedem godzin do czasu podróży. Za to szacun za organizację dla katarskich linii. Dla wszystkich, co nie zdążyli, mieli już gotowe nowe połączenia i przygotowane karty pokładowe. Nigdzie nie latasz, szukasz, wyjaśniasz. I miłe zaskoczenie na koniec. Pomimo końcowego zamieszania nawet nie zgubili bagażu, który doleciał razem ze mną.

-- 07 Lut 2018 20:28 --

Podsumowanie:

Zacznę od opinii spotkanych rodaków w Hanoi. Dla nich był to pierwszy wyjazd do Azji i chyba nawet pierwszy poza Europę. Cieszyli się ze zwiedzania, ale twierdzili też, że nigdy więcej i ten jeden raz im wystarczy. Widać Wietnam ich nie porwał, a dodatkowo dołożył im brud, smród i gorąc. Mnie się natomiast bardzo podobało, ale ja Azję pokochałem już wcześniej. Czy warto odwiedzić ten kraj? Oczywiście, że warto, ale niekoniecznie polecałbym go na pierwszy wyjazd. Kochasz plażę i morze, to zacznij od bajkowej Tajlandii. Wolisz zabytki, uderzaj do powalających świątyń Angkoru. Wietnam zostaw na deser. Mocnym atutem kraju jest to, że podróżuje się po nim prosto, tanio i bezpiecznie.

Ceny niskie. Jedzenie na ulicy bardzo tanie, w lepszych knajpach ceny mogą być zbliżone do naszych. Wstępy raz taniej, raz drożej, ujdzie.

Hotele, biorąc pod uwagę standard i lokalizację, dużo taniej niż u nas. Podróżowanie w pojedynkę mocno podnosi wydatki na ten cel. Brałem hotele ze średniej półki (2 lub 3*), w dobrej lokalizacji, z dużą ilością ocen i średnią oceną w okolicach co najmniej 8 na booking. Ceny od 17 do 35$ za noc ze śniadaniami.

Bezpieczeństwo. Bardzo komfortowo. To kraj socjalistyczny, wszędzie dużo wojska lub milicji (ja tam ich po mundurach nie rozróżniałem). Główne ryzyka są dwa. Przepłacenie, jak się słabo targujesz. Wpadnięcie pod koła pojazdu, jeśli nie przyzwyczaisz się do ich ruchu kołowego.

Inne. Czystość nie zachwyca. Szczególnie za dnia, bo wieczorami coś tam wysprzątają. Za to czasem palą śmieci na chodniku przed swoim biznesem i można się udusić. W miastach tysiące skuterów i ich różne biznesy skutecznie zanieczyszczają powietrze. W Hanoi dużo szczurów, najwięcej przy zbiornikach wodnych. Owady potrafią oszałamiać rozmiarami. Ćmy w Mui Ne wielkości małych wróbelków. Ruszyło mnie to tylko raz – jak mi 7cm karaluch wlazł pod koszulę w Hanoi.
Pogoda w maju raczej nie dla zimnolubnych. Odczuwalna temperatura grubo ponad 40 stopni, wilgotność pod 100%. Ja akurat kocham upał, więc specjalnie tak celuję. Nastawiałem się na początek pory deszczowej, ale solidnie lało tylko 3 razy (za każdym byłem akurat w środku transportu), no i ten mały deszcz podczas jazdy skuterem. Poza tym na ogół „pełna lampa”.

Co bez żalu mógłbym skreślić z listy? Mekong, Mui Ne (gdyby nie windsurfing).
Co z żalem na tej liście się nie znalazło? Sapa.

KONIEC

-- 07 Lut 2018 20:47 --

Ups. Przepraszam za bałagan w zdjęciach. W samej relacji jest OK, ale na blogu się wymieszały. Nie wiedziałem, że nie można powtarzać nazwy. Postaram się naprawić, o ile się uda.

Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

radionx 7 lutego 2018 21:55 Odpowiedz
Przepraszam za błąd. Poprawione. Usunąłem wszystkie zdjęcia i wstawiłem jeszcze raz bez duplikowania nazw.Teraz już naprawdę KONIEC :D
trav-diver 22 marca 2018 21:18 Odpowiedz
Fajny trip ;-)
koala22 14 stycznia 2019 17:48 Odpowiedz
Fajna wycieczka. Szkoda, że po Delcie Mekongu nie wybrałeś się sam. Łatwo sobie taką wycieczkę zorganizować samemu.
radionx 24 stycznia 2019 16:49 Odpowiedz
To był ostatni dzień przed powrotem, więc już nie chciało mi się bawić w poszukiwania. Do tego Ha Long, Tam Coc i Hue też brałem zorganizowane i z tych byłem zadowolony.