0
Ryglu 9 lutego 2018 13:42
poniedzialek16.jpg




poniedzialek17.jpg




poniedzialek18.jpg




poniedzialek19.jpg




poniedzialek20.jpg




poniedzialek21.jpg



Właściwie większość czasu kręcimy się bez specjalnego celu, delektując się architekturą, ale powoli kierując się w stronę Duomo di Padova, która niestety otwierała się o godzinie 16.00. Dwie godziny czekania nie wchodziło w grę. Myśleliśmy o pizzy na Piazza Duomo, ale coperto w wysokości 2 EUR skutecznie nas zniechęca. Z Piazza Duomo przez Piazza dei Signori, Piazza della Ragione oraz Piazza della Frutta kierujemy się w stronę stacji. Dostrzegam mocne oznaki zmęczenia i lekko utykającą mamę, więc nie chce jej dłużej obciążać.


poniedzialek22.jpg




poniedzialek23.jpg




poniedzialek24.jpg



Na dworzec docieramy ok godziny 15.00 i pociągiem za 4,25 EUR OW ruszamy w stronę Wenecji. W pociągu odrobiny sił dodaje nam Krupnik Pigwowy i ze stacji przez dzielnicę Cannaregio ruszamy w stronę hotelu. Po drodze zaglądamy do nieodnalezionej wieczór wcześniej dzielnicy żydowskiej (która ma nawet własną ochronę) i alejką Fondamenta dei Ormessini kierujemy się na odpoczynek. Po drodze chwytamy po całkiem sporym kawałku pizzy za 2 EUR sztuka oraz zatrzymujemy się na kieliszek Aperola w Bacaro Ae Bricoe za 2,5 EUR. Miejsce bardzo przyjemne i z tego co później wyczytałem bardzo dobrze oceniane przez zarówno miejscowych jak i turystów. W ogóle w tej okolicy jest mnóstwo fajnych budżetowych opcji. Obok Bacaro znajduje się lokal z piwami kraftowymi. Niestety nie dane było mi spróbować ze względu na wczesną porę. Miałem ambicję wrócić tam wieczorem, ale mój organizm odmówił posłuszeństwa.


poniedzialek25.jpg




poniedzialek26.jpg




poniedzialek27.jpg




poniedzialek28.jpg




poniedzialek29.jpg




poniedzialek30.jpg



Idąc wzdłuż kanału mijamy Scuola Grande della Misericordia i dalej w prawo docieramy do głównej alejki okolicy Strada Nova, która niespiesznym krokiem doprowadza nas do hotelu. Po drodze korzystamy z okazji i zakupujemy magnesy dla znajomych i dla siebie po 0,60 EUR sztuka. Zanim jednak zamelinujemy się w pokoju, idziemy jeszcze do zamkniętej dzień wcześniej Dal Moro’s Fresh Pasta to Go. Obsługa mówiąca bardzo dobrze po angielsku i ilość turystów zapaliła mi czerwoną lampkę w głowie, ale nie mamy ochoty na dalsze poszukiwania. Skoro ma świetne opinie to prawdopodobnie jedzenie jest dobre. Niestety, mocno się zawiedliśmy oboje – o ile sam makaron w smaku bardzo dobry, o tyle sosy mdłe i bez smaku (5,50 EUR za al ragu). Poprzedni wybór był zdecydowanie lepszy.

W hotelu meldujemy się ok godziny 19. Oboje mamy dosyć, mimo szczerych chęci nasze organizmy odmawiają współpracy, podnoszą się na chwilę żeby wyskoczyć na kieliszek jeszcze czegoś mocniejszego, ale po 30 minutach wracamy do hotelu na zasłużony odpoczynek.23.01.2018 – Wtorek

Wtorek rozpoczynamy o godzinie 8.00. Pakujemy nasze małe plecaki i wymeldowujemy się z hotelu. Zaliczamy ostatnią kawę i croissanta i udajemy się do dzielnicy, która przypadła nam do gustu najbardziej – Cannaregio. Tam chcemy zobaczyć kościół Madonna dell’Orto, ale zanim tam dotrzemy ostatnie spojrzenie na San Marco i Rialto.


wtorek.jpg




wtorek2.jpg




wtorek3.jpg



Do kościoła docieramy całkiem sprawnie, wejście kosztuje 3 EUR na co jednak się nie decydujemy i oglądamy go jedynie z zewnątrz. Stamtąd ruszamy w kierunku terminala promowego Ospedale, skąd rozpościera się widok na Cmentarz San Michele. Przechadzamy się wzdłuż nabrzeża, ale wiatr staje się przenikliwie zimny i po przejściu do końca kierujemy się w stronę Dzielnicy Żydowskiej. Po drodze natrafiamy na lokalną piekarnię, gdzie kosztujemy jeszcze ciepłe słodkie wypieki – przepyszne! Po tej słodkiej uczcie powoli ruszamy w stronę Piazzale Roma, skąd autobusem numer 5 dostaniemy się na lotnisko.


wtorek4.jpg




wtorek5.jpg



Zanim jednak wsiądziemy decydujemy się na ostatnia kawę i po 20 minutowej przejażdżce docieramy na przystanek Tessera skąd dochodzimy spokojnym krokiem pod terminal. Tym razem to moja mama jest sprawdzana przez Security, ale wszystko przechodzi sprawnie i z uśmiechem, jakże odmiennie od moich doświadczeń z Security w Bolonii. Samolot rusza przed czasem zatem w Krakowie również pojawiamy się odpowiednio przed wyznaczoną godziną. Po krótkim spacerze pakujemy się do samochodu i pod Łodzią meldujemy się o 19:30.


wtorek6.jpg




wtorek7.jpg




wtorek8.jpg



Na tym skończyła się nasza druga wspólna podróż – wyciągnąłem wnioski z poprzedniej - więcej przystanków, więcej powietrza, wolniejsze tempo, brak konkretnego planu, a raczej niespieszna wędrówka po tym jakże fascynującym miejscu, gdzie na każdym kroku czuć ducha historii. Dzięki temu było mniej spięć i nieustający uśmiech na mojej mamy twarzy co jest największą nagrodą i upewnia mnie tylko w tym, że w dobie nieustającego konsumpcjonizmu, tego, że każdy chce mieć najlepszy smartfon, laptop, konsole czy telewizor wspólna podróż mamy z synem to najlepszy pomysł na prezent jaki mogłem jej sprawić!
Już wiem, że za rok jak zdrowie pozwoli czeka nas kolejna wspólna wycieczka! Gdzie? To tylko kwestia odpowiedniej promocji!
Dla mnie to jednak dopiero początek podróży w tym roku, który zapowiada się rekordowo jeśli chodzi o przeloty. Już za trzy dni kolejny wyjazd tym razem na Sycylię, ale z małżonką!


wtorek9.jpg



Dziękuje za uwagę tym, którzy przeczytali mimo mocno wyeksploatowanego kierunku :)

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

miriam 9 lutego 2018 13:55 Odpowiedz
@Ryglu chwytasz za serce.Czekam co dalej i zazdroszczę mamie takiego syna :P
lavarsovienne 12 lutego 2018 01:12 Odpowiedz
Szczerze powiedziawszy ten dzień poza Wenecją nie prezentuje się jakoś specjalnie lajtowo;-) Vicenza i Padwa w 5 godz. to raczej nie było niespieszne wałęsanie. Zważywszy, że chyba zabrakło sił, by dotrzeć do najważniejszej w Padwie Bazyliki Św. Antoniego, do której ciągną tłumnie pielgrzymki. Przyznam się, że rzadko odwiedzam słynne miejsca sakralne w danym mieście, ale do bazyliki wlazłam i naprawdę robi wrażenie. Plus w niedalekiej odległości (500m) największy piazza we Włoszech - Prato della Viale. Poza tym u mnie Wenecja też czeka na tę drugą odsłonę po kilkunastu latach od pierwszych odwiedzin a propos obozu w Rimini. :)Oby w równie pięknym słońcu, jakie Wam się trafiło:-)
ryglu 12 lutego 2018 08:44 Odpowiedz
Centrum Vicenzy jest malutkie. Tak naprawdę poświęciliśmy mu max 2h. Padwę potraktowaliśmy rzeczywiście po macoszemu - po 1 ze względu na moje słabe przygotowanie pod kątem atrakcji turystycznych (wpadł ten pomysł na spontanie, ponieważ pierwotnie miała być tylko Vicenza), ale również dlatego, że nie do końca przypadła nam do gustu i stąd decyzja o wcześniejszym powrocie do Wenecji. Prato della Viale rzeczywiście mocno żałuje, ale nie miałem sumienia już mamy ciągnąć kolejne kilkaset metrów. Przeszło mi przez myśl żeby ją zostawić gdzieś na kawie i ruszyć samemu, ale wiem że czułaby się w tej sytuacji bardzo niekomfortowo bez znajomości języka - taki typ :)Jest co naprawiać przy kolejnej wizycie ;-)A Wenecję też ostatni raz widziałem właśnie przy okazji obozu w Rimini ;-)
stasiek-t 12 lutego 2018 10:50 Odpowiedz
Co do Padwy, to z Wenecją czy Rzymem raczej porównania nie wytrzymuje, ale... udało Ci się sporo ominąć ;). Oprócz wspomnianej już przez @LaVarsovienne bazyliki Św. Antoniego, obok zamkniętej katedry do której nie weszliście (i nie ma czego żałować moim zdaniem) jest małe okrągłe baptysterium z pięknym wnętrzem. Nawet jeśli ktoś nie jest wielbicielem muzeów i malarstwa, będzie pod wrażeniem fresków Giotta w Cappella degli Scrovegni czy częściowo zniszczonych i cyfrowo rekonstruowanych w Chiesa degli Eremitani fresków Mantegni.Jak sam piszesz, będzie do czego wracać :) , a sam pomysł wyjazdów z rodzicami warto kontynuować, póki się da...
malediwy 12 lutego 2018 16:03 Odpowiedz
Gratuluję tej ciekawej relacji!Zastanawia mnie tylko dlaczego mieszkając w Wenecji nie pokusiłeś się o odwiedzenie innych wysp Laguny Weneckiej czyli np. Murano czy Burano a wybrałeś Padwę i Vicenze?
ryglu 15 lutego 2018 14:20 Odpowiedz
@malediwy - sprawa jest pozorna, aczkolwiek nieoczywista - gdy dwie części lądu oddziela woda, to jedyną akceptowalną na tą chwilę przez moją mamę drogą dostania się na drugi brzeg jest - most :) Pewien rodzaj emocji wolałem dawkować umiarkowanie - lot to był jeden duży stres, po co dorzucać kolejny. Wyjazd ma być przyjemnością dla obu stron (o czym czasem zapominałem rok wcześniej).
malediwy 21 lutego 2018 08:30 Odpowiedz
Rozumiemiem! To zmienia postać rzeczy w takiej sytuacji i dobór atrakcji na lądzie z Twojej strony był w takim razie wyborny! :-)