Głównym źródłem utrzymania znakomitej większości mieszkańców jest rybołówstwo. Szacuje się, że dzięki cyklicznym napływom wód Mekongu, w szczytowym okresie na jednym kilometrze kwadratowym jeziora może znajdować się nawet 10 ton ryb. Zbiornik jest tak zasobny, że dostarcza co najmniej połowę ryb spożywanych w całej Kambodży! Czy natura nie jest genialna?!
Po pewnym czasie dotarliśmy do wioski. Poziom wód był wystarczająco niski, aby móc wyjść na suchy ląd. Najpierw Paren zaprowadził nas do szkoły, w której odbywały się lekcje. Cały budynek to w zasadzie jedna otwarta zadaszona przestrzeń, zbudowana oczywiście na palach. Wchodząc w trakcie zajęć wzbudziliśmy pewne zaciekawienie. Co raz któryś z uczniów zerkał w naszą stronę po kryjomu, ale lekcje nie zostały przerwane ze względu na naszą niezapowiedzianą wizytę. Dopiero kiedy się zakończyły, wykorzystaliśmy moment na przekazanie dzieciom ubrań (para z Singapuru przywiozła je ze sobą, by pomóc lokalnej społeczności). To, co ujęło mnie w tym dniu najbardziej, to sposób w jakim dzieci przyjmowały pomoc. Grzecznie, cierpliwie, bez krzyków czekały na swoją kolej, po czym z uśmiechem, który kradnie serce, dziękowały pełnym szacunku gestem Wai. Niczym, absolutnie niczym, nie przypominały przesiąkniętych i zepsutych turystyką rówieśników z Chong Kneas.
Wąskim pomostem przeszliśmy następnie do centralnego miejsca wioski, gdzie głównie w towarzystwie dzieci spędziliśmy kilka kolejnych chwil. Ponoć podczas wysokiego sezonu w Chong Kneas zatrzymuje się dziennie 7 tysięcy turystów (!!!), głównie liczne grupy z dużych agencji podróży. Przewodnicy skupiają się bardziej na liczbie turystów przynoszących zysk, niż na jakości ich przeżyć. W Kompong Khleang jest na odwrót. W wiosce byliśmy zupełnie sami – tylko nasza szóstka. Prawda, że robi różnicę…?
Kambodża jest jednym z najuboższych krajów Azji. Bieda bije tu po oczach. Ludzie w wiosce wiodą proste i, nie da się ukryć, trudne życie. Jednocześnie wydają się cieszyć tym, co mają i chyba poniekąd akceptują rzeczywistość. Może dlatego, że innej nie znają….? Zszokowała mnie natomiast przerażająca sterta śmieci, wśród których żyją. Dzieci boso biegały po różnego rodzaju odpadach. Straszne. I nie wiązałabym tego z biedą. To, według mnie, stan umysłu, ich mentalność.
Wybierając wycieczkę z Community First mieliśmy możliwość poobserwowania, nie jednej, a aż trzech wiosek. Kompong Khleang, zbudowana na wysokich charakterystycznych palach, jest pierwszą z nich. Na jej terenie spędziliśmy najwięcej czasu, ale na tej wizycie się nie skończyło. Kierując się dalej, na otwarte wody jeziora przepłynęliśmy w pobliżu dwóch kolejnych – khmerskiej Chong Prolay oraz drugiej, w całości zamieszkanej przez Wietnamczyków. Te domy różnią się jednak zasadniczo od tych, które widzieliśmy wcześniej – te tutaj są naprawdę pływające! Cały rok swobodnie dryfują na tratwach!
:shock:
Fajne ale jak dla mnie za dużo zdjęć . Np po co kilkanaście zdjęć domów przy wodzie albo 5 razy ten sam talerz z jedzeniem. Przynajmniej jak się czyta na telefonie to przewijanie jest męczące .
Mi ilość zdjęć zupełnie nie przeszkadzała. Dopiero teraz zauważyłem, że zdjęć BBQ jest kilka
;)Czytałem z zaciekawieniem, dzięki za możliwość miłego spędzenia niedzielnego popołudnia! Nakręciłaś mnie na te klimaty
;)
Fajna relacja, widać że super spędziliście ten czas. No i mega inspirująca, ten kurs gotowania
:D Z niecierpliwością czekam na dalszą część. Na pewno będę korzystac jak w końcu uda mi się tam wybrać
:)
Głównym źródłem utrzymania znakomitej większości mieszkańców jest rybołówstwo. Szacuje się, że dzięki cyklicznym napływom wód Mekongu, w szczytowym okresie na jednym kilometrze kwadratowym jeziora może znajdować się nawet 10 ton ryb. Zbiornik jest tak zasobny, że dostarcza co najmniej połowę ryb spożywanych w całej Kambodży! Czy natura nie jest genialna?!
Po pewnym czasie dotarliśmy do wioski. Poziom wód był wystarczająco niski, aby móc wyjść na suchy ląd. Najpierw Paren zaprowadził nas do szkoły, w której odbywały się lekcje. Cały budynek to w zasadzie jedna otwarta zadaszona przestrzeń, zbudowana oczywiście na palach. Wchodząc w trakcie zajęć wzbudziliśmy pewne zaciekawienie. Co raz któryś z uczniów zerkał w naszą stronę po kryjomu, ale lekcje nie zostały przerwane ze względu na naszą niezapowiedzianą wizytę. Dopiero kiedy się zakończyły, wykorzystaliśmy moment na przekazanie dzieciom ubrań (para z Singapuru przywiozła je ze sobą, by pomóc lokalnej społeczności). To, co ujęło mnie w tym dniu najbardziej, to sposób w jakim dzieci przyjmowały pomoc. Grzecznie, cierpliwie, bez krzyków czekały na swoją kolej, po czym z uśmiechem, który kradnie serce, dziękowały pełnym szacunku gestem Wai. Niczym, absolutnie niczym, nie przypominały przesiąkniętych i zepsutych turystyką rówieśników z Chong Kneas.
Wąskim pomostem przeszliśmy następnie do centralnego miejsca wioski, gdzie głównie w towarzystwie dzieci spędziliśmy kilka kolejnych chwil. Ponoć podczas wysokiego sezonu w Chong Kneas zatrzymuje się dziennie 7 tysięcy turystów (!!!), głównie liczne grupy z dużych agencji podróży. Przewodnicy skupiają się bardziej na liczbie turystów przynoszących zysk, niż na jakości ich przeżyć. W Kompong Khleang jest na odwrót. W wiosce byliśmy zupełnie sami – tylko nasza szóstka. Prawda, że robi różnicę…?
Kambodża jest jednym z najuboższych krajów Azji. Bieda bije tu po oczach. Ludzie w wiosce wiodą proste i, nie da się ukryć, trudne życie. Jednocześnie wydają się cieszyć tym, co mają i chyba poniekąd akceptują rzeczywistość. Może dlatego, że innej nie znają….? Zszokowała mnie natomiast przerażająca sterta śmieci, wśród których żyją. Dzieci boso biegały po różnego rodzaju odpadach. Straszne. I nie wiązałabym tego z biedą. To, według mnie, stan umysłu, ich mentalność.
Wybierając wycieczkę z Community First mieliśmy możliwość poobserwowania, nie jednej, a aż trzech wiosek. Kompong Khleang, zbudowana na wysokich charakterystycznych palach, jest pierwszą z nich. Na jej terenie spędziliśmy najwięcej czasu, ale na tej wizycie się nie skończyło. Kierując się dalej, na otwarte wody jeziora przepłynęliśmy w pobliżu dwóch kolejnych – khmerskiej Chong Prolay oraz drugiej, w całości zamieszkanej przez Wietnamczyków. Te domy różnią się jednak zasadniczo od tych, które widzieliśmy wcześniej – te tutaj są naprawdę pływające! Cały rok swobodnie dryfują na tratwach! :shock: