0
pabien 7 maja 2018 18:47
Wycieczka skończona pora napisać wypracowanie.
Lubię Ukrainę, nawet bardzo jednak często mam poczucie, że jeżdżę tam za często. Jest tyle innych miejsc do odwiedzenia. Jednak za każdym razem, gdy przychodzi czas powrotu czuję niedosyt i planuję kolejny wyjazd. A potem bywa różnie.
Majówka miała być moim trzecim wyjazdem na Ukrainę w tym roku. Pierwszy wyjazd do Lwowa nie odbył się, bo mi się odechciało, głównie dlatego, że pogoda była kiepska i miałem trochę pracy do wykonania. Drugi wyjazd zamienił się na wyczieczkę do Turcji (jeśli nie liczyć noclegu w Boryspolu.

Trzeci musiał się odbyć ponieważ miał jasny cel. Odwiedzić ostatnie lotniska na Ukrainie do których lata UIA. Dodatkowe cele obejmowały Krzywy Róg - dla metra oraz zwiedzanie samochodem bliższych lub dalszych okolic Kijowa.

Środki transportu były różne: samolot, wynajęty samochód, komunikacja miejska, uber, taksówka, pociąg i blablacar. Niestety plan nie do końca się udał ze względu na stan dróg na Ukrainie oraz z powodu błędu przy drugiej rezerwacji samochodu (obecnie razem z Opodo dochodzimy do tego czyj to był błąd). W efekcie po pierwsze zamiast podróży nas dnieprem były odwiedziny w Pawłogradzie (po Tarsie uznałem, że warto zobaczyć inne Pawłowo) a zamiast zwiedzania okolic Kijowa było zwiedzanie Kijowa, którego w czasie tej wycieczki było jednak trochę za dużo.

I tyle tytułem wstępu.

Żeby było coś do oglądania dodam dokumentację dotyczącą pierwszego celu dodatkowego.

Od jakiegoś czasu realizuję pewien projekt dotyczący metra. Byłem przekonany, że na Ukrainie metro jest w trzech miastach: Kijowie, Charkowie i Dnieprze. Tymczasem (dzięki relacji na forum) dowiedziałem się, że Krzywy Róg ma może nie metro, ale "metro."


metro krzywyryj.jpg




metro krzywyryjperon.jpg



Jak policzyłem jest 3:1 na rzecz metra, ponieważ są żetony jest znaczek metra, są prawdziwe stacjie podziemne. A to 1 widać na filmie:

https://youtu.be/oPpDvEue8sY?t=3s

C.D.NPierwsze popołudnie i znaczącą część następnego dnia wycieczki spędziłem w Kijowie. Na bogato – w Intercontinentalu. Mogę powiedzieć, że to dobry hotel. Nie miałem specjalnie ambitnych planów – postanowiłem udać się na Podol, który jest jednym z moich ulubionych miejsc w Kijowie.
Zdjęcia nie są reprezentatywne dla tej okolicy, ale – barbusy zawsze zauważam od kiedy dawno temu piecyk w warszawskim barbusie postanowił zaatakować mój płaszcz. Otak, jest ukraińską odpowiedzią na opak, które znalazłem w Adanie, a omijające balkon opakowanie kamienicy jakoś mi się spodobało.


barbus.jpg




Otak.jpg




opakowanko.jpg



Najbardziej mnie zaskoczyło odkrycie trasy kolejki linowej. Byłem w Kijowie naście razy, nigdy nią nie jechałem bo wydawało mi się, że prowadzi gdzieś tam na wzgórze do parku. A tu okazuje się, że to taki miły skrót do centrum. Przy okazji to zdecydowanie najtańsza kolejka linowa jaką kiedykolwiek jechałem – całe 4 UAHy.


teleferic.jpg



Drugiego dnia wieczorem czekał mnie lot do Dniepru. Lotnisko jest zlokalizowane nad rzeką o tej samej nazwie co miasto (w zasadzie to kolejność nazywania jest inna), zatem przed samym lądowaniem przy sprzyjających wiatrach ma się atrakcyjny widok na rzekę. Samo lotnisko jest zaskakująco nieduże i skromne jeśli porównać je z lotniskami z innych miast Ukrainy w których odbywały się mecze Euro 2012
Lotnisko jest położone kawałek za miastem do którego postanowiłem udać się komunikacją publiczną, co wychodzi jakieś 30 razy taniej niż taxi z lotniska i 15 razy taniej niż Uber. Dzięki temu, jak również z powodu nieplanowanej przesiadki, miałem okazje obserwować życie przedmieścia w ciepły piątkowy wieczór.
Jest to o tyle istotne, że zgodnie z informacjami od Ukraińców z którymi rozmawiałem i którym mówiłem, że w miastach na Ukrainie mam olbrzymie poczucie bezpieczeństwa otrzymywałem odpowiedź, że owszem tak jest ale tylko w centrach (nawet szeroko pojętych), przedmieścia to patologia narkomania i pijactwo, a w związku z tym tam jest BARDZO niebezpiecznie. Obserwacja pokazała, że faktycznie widać wiele osób najwyraźniej pod wpływem różnych substancji, jednak albo są one całkowicie nie niebezpieczne zalegając na ławkach i trawnikach, albo stanowią niebezpieczeństwo głównie dla samych siebie ponieważ chodzą takim zygzakiem, że chodniki przy jezdniach są dla nich zbyt wąskie i od czasu do czasu zahaczają o jezdnię. To zahaczanie spotyka się z bardzo spokojną reakcją kierowców. Jak później zauważyłem kierowcy na Ukrainie są bardzo tolerancyjni dla niestandardowych zachowań uczestników ruchu.
Czyniąc takie obserwacje dotarłem do mojego ulubionego (tak mi się zdawało przynajmniej) hotelu Rassviet. To budynek z lat 70, z pokojami o różnym standardzie, z których te lepsze mają wspaniały widok na Dniepr. I tu pojawił się problem – Pani w recepcji nie mogła znaleźć mojej rezerwacji zrobionej przez Travelocity, a kiedy powiedziałem jej, że zrobiłem ją w listopadzie zeszłego roku przestała spoglądać na mnie jak na osobę normalną. Cóż pozostało wyjaśnić kwestię z Amerykanami. Viber niestety nie chciał współpracować z ich numerem. Na szczęście działał czat na fejsbuku. Rezerwacja się odnalazła, ale Pani w recepcji nie mogła przyporządkować ceny z rezerwacji do pokoju superior, który zarezerwowałem. Na nic zdały się moje prośby, żeby nie patrzyła na cenę tylko na rodzaj pokoju na rezerwacji. Ale przetrzymałem ją i poddała się. Dostałem upragniony pokój superior z widokiem na Dniepr.
Ten pokój superior (komfort) wygląda tak: http://hotelrassvet.com.ua/rooms/komfort-double/


rassviet.jpg



Następnego dnia miałem zamiar zwiedzać miasto. Niestety, był to ten jeden dzień w którym pogoda nie była sprzyjająca, szczególnie wieczorem.
Dniepr to specyficzne miasto. Duże, przemysłowe i generalnie mocno zużyte. Do jego największych atrakcji należą szeroki Dniepr, nabierieżna, wyłączany wodospad, i stare wesołe miasteczko (to jest w mojej relacji sprzed kilku lat). Z ciekawszych budynków warta odnotowania jest sala koncertowa w jednym z parków. Parki są zresztą warte zwiedzania – w sąsiednim można zastać rodzinę rakiet. Oglądanie tej rodziny skłania do refleksji – patrzymy na Ukrainę jako na kraj biedny i zacofany. A on ma nie tylko przemysł lotniczy lecz również kosmiczny - high tech bez dwóch zdań.


salakoncertowa.jpg




Rodzina rakiet.jpg



Jak wszędzie na Ukrainie również w tym mieście jest niemała grupa ludzi bardzo bogatych, którzy jako że bogaci nie są od dawna odczuwają potrzebę pochwalenia się swoim statusem. Stąd w tym ogólnie zakurzonym mieście jest kilka świecących w nocy budynków i jaskrawo oświetlonych budowli, które wyglądają lekko surrealnie mocno kontrastując z najbliższym otoczeniem i dziurawymi ulicami.


menora.jpg




murek.jpg




Soho.jpg



A z takich innych to natknąłem się na Pro Life w wersji ukraińskiej


Prolife.jpg



To starczy tych opowieści o Dnieprze. Na koniec dodam tylko, że to jest już czwarta nazwa tego miasta, co stanowi niezły wynik zważywszy, że nie ma ono jeszcze 250 lat.


Dnipro.jpg

Po drugim noclegu w Dnieprze nadszedł dzień w którym miałem zobaczyć coś nowego. Pierwotny plan zakładał trasę Dniepr-Krzywy Róg- Nikopol. Krzywy Róg dla metra i specyfiki miasta, które jest niewielkie jeśli chodzi o liczbę mieszkańców natomiast ma ponoć sto kilkadziesiąt kilometrów długości. Nikopol dla Dniepru i domniemanego widoku na Energodar. Myślałem też o zobaczeniu Dnieprodzierżyńska, ale kiedy okazało się, że to miasto już się tak nie nazywa, znacząco straciło na atrakcyjności.

Poniżej znajdują się rozważania samochodowo - drogowe, których z jakiegoś powodu nie potrafię wykreślić z tego tekstu. Żeby było łatwo je ominąć zaznazyłem je italikiem.

Uznałem, że najwygodniej będzie mi zrealizować plan jeśli pożyczę samochód. W tym celu musiałem wrócić na lotnisko, gdzie okazało się, że nikt nie słyszał o Avisie, który miał mieć okienko w terminalu. Ponieważ jednak przed lotniskiem stały samochody z tej wypożyczalni (niestety bez mojego Fiata 500) zacząłem poszukiwania. Okazało się, że biura na lotnisku nie ma. Samochody wydaje pracownica, która przyjeżdża z Dniepru. Niestety mój Fiat 500 okazał się być Skodą Fabią – poczułem lekkie rozczarowanie. Był to samochód z automatyczną skrzynią biegów podstawowym wyposażeniem, radio nie chciało współpracować z telefonem. Nowy i w dobrym stanie.
Pani oddając mi klucze ostrzegła, że drogi na Ukrainie nie są najlepsze. Mówiła o jednym zagranicznym wypożyczającym który chwilę po wzięciu samochodu zadzwonił, że on już nie chce i drugim, który niedługo po odebraniu samochodu kompletnie zniszczył przednie zawieszenie. Ja po zeszłorocznym pokonaniu odcinka Kirovogród – Mikołajów nie bałem się szczególnie.
Droga początkowo była bardzo dobra, potem dobra, a następnie pozostając gładka miała coraz więcej dziur różnej wielkości i różnej głębokości. Dało się jechać tak 90 – 110 km/h, przy czym omijanie dziur wymagało sporego skupienia. Szybka jazda miała ten plus, że mało kto mnie wyprzedzał więc miałem możliwość wybierania optymalnej trasy. Tak było OK dopóki nie wpadłem do pierwszej dziury, szczęśliwie niewielkiej. Oprócz tego, że przestraszyłem się dźwięku zawieszenia nic się nie stało. Wyszło na to, że w grze w omijanie dziur nie zawsze wygrywam. Dziury te miały rozmaite wielkości i głębokości, przy czym te najgłębsze mogły liczyć ze 40 cm. Pominąwszy te przeszkody droga była gładka.
Po nieudanym slalomie przy dużej prędkości postanowiłem zmienić taktykę i jechać tak połowę wolniej. Po drodze co kilka kilometrów widziałem stojące samochody – głównie lecz nie jedynie produkty myśli technicznej ZSRR, których kierowcy coś majstrowali przy kołach – pewnie to byli ci którzy przegrali w grze w omijanie dziur. Potem droga robiła się czasem gorsza czasem zła, jednak nieporównanie lepsza od wspomnianego odcinka przejechanego w zeszłym roku. Tym niemniej doszedłem do wniosku, że jestem jednak na wakacjach, gra w omijanie dziur nie jest szczytem mojego wyobrażenia o spędzaniu wolnego czasu. Dlatego zrezygnowałem z wycieczki do Nikopola, dla której google maps pokazywało czas przejazdu sugerujący znacząco wolniejsze jej pokonywanie.
Żeby już ostatecznie zakończyć temat dróg, wybiegnę nieco do przodu i wspomnę o tolerancji kierowców na nietypowe zachowania. Droga Dniepr – Krzywy róg jest drogą dwujezdniową, każda z jezdni ma dwa pasy ruchu. Część drogi zwłaszcza w kierunku przeciwnym jest wyremontowana i jest to na tym odcinku na którym jezdnia w drugą stronę jest najgorsza. Okazało się, że niektórzy kierowcy postanowili wykorzystać fakt istnienia dobrej drogi w kierunku przeciwnym i jechali pod prąd. Na nikim to nie robiło wrażenia. Nie było trąbienia, migania światłami – no cóż pełna tolerancja dla drobnych wykroczeń drogowych.

Mój główny cel wizyty w Krzywym Rogu opisałem w pierwszym poście. Jednak to miejsce wydawało mi się być interesujące również z powodu swojego nietypowego kształtu. Jeśli porównywać je odwiedzonymi przeze mnie miastami to będzie to coś między Berlinem a Ufą. Berlinem ze względu na wielość centrów, a z Ufą ze względu na to, że miasto nie wygląda na metropolie, a jednak wszędzie jest daleko. Krzywy Róg to miasto przemysłowe, a w zasadzie ciąg osiedli poprzedzielanych czynnymi bądź nie kopalniami czy innymi zakładami przemysłowymi.
Miejsca nieczynnych kopalni potrafią wyglądać tak:
https://www.instagram.com/p/BiNDDMoAd5L ... lovyovchik
Niestety mimo kilku prób nie udało mi się ustalić gdzie są takie stawy i jak do nich dojechać.
Ja znalazłem tylko taki widoczek:

Na prirodie.jpg


Trzeba przyznać, że pewnie dzięki zaprzestaniu działalności przez znaczącą część kopalń w mieście widać dużo zieleni. Choć nie tylko. Z hotelu zobaczyłem czerwoną górę i okolicę pod nią o tym samym kolorze. Postanowiłem tam pojechać (jak to w Krzywym Rogu było to z 10 km. Okazało się, znajduje się zakład przemysłowy roboczo przeze mnie uznany za kopalnię czerwonej cegły (a co? Kto powiedział, że cegłę trzeba wypalać skoro można i wykopać?) Ulica przy której jest kopalnia, domy obok -wszystko jest czerwone. Niestety zupełnie nie wiem dlaczego nie mam żadnego zdjęcia stamtąd. Jedynie relief sprzed zakładu, gdzie pyłu było znacznie mniej.

fabryka.jpg


Przykrym widokiem w Krzywym Rogu były bannery informujące o sprzedaży budynków tamtejszych instytucji związanych z kulturą. W Krzywym Rogu można kupić Pałac Kultury i jeszcze inny budynek, który pełnił zapewne podobną funkcję. Smutne to.

Palac kuotury.jpg



inny pałac.jpg


Po zmianie planów mogłem zostać jeszcze jeden dzień w tym mieście – pewnie jeszcze wiele było do zobaczenia, a i stawy w końcu pewnie by mi ktoś wskazał. Niestety w mojej głowie powstał plan. Paweł był niedawno w Tarsie, pora udać się do Pawlogradu
Pawlograd to górnicze miasto po drugiej stronie Dniepru, leżące przy drodze do Doniecka. Wiele więcej nie da się o nim powiedzieć. No jeszcze jadąc tam mija się bardzo malownicze rozlewiska Dniepru.
Byłbym całkiem zły, że tam pojechałem. Na szczęście udało mi się zrobić dwa zdjęcia – jendo bieda zamku a drogie eleganckiego przystanku. Temat pałacowo zamkowy jak zaczął się od Pałacu Kultury na sprzedaż tak przewijał się w różnych formach przez resztę mojej podróży.

przyst.jpg



zamek.jpg


Po wycieczce samochodowej po Obwodzie Dniepropietrowskim wsiadłem w szybki pociąg do Kijowa, aby tam wypożyczyć samochód na kolejną wycieczkę. Nie udało się – wybrałem najtańszą wypożyczalnię, rentalcars nie podało informacji, że 1 maja jest święto więc muszę zapłacić za odbiór poza godzinami, co zwiększało cenę o 80% - zrezygnowałem. Teraz powoli sobie dyskutujemy czy to moja wina czy rentalcars.
Ponieważ 1 maja szans na jakikolwiek bilet kolejowy nie było, próbowałem jeszcze blablacara do Czernichowa, ale kierowca się nie odzywał. W miejsce wycieczki w nieznane miałem zostać 2 dni w Kijowie – nie byłem na to przygotowany, ale udało mi się jakoś z tym poradzić. W czasie tych dwóch dni oraz ostatniego dnia pobytu na Ukrainie m.in: odkryłem Park Kioto, Obołońską nabierirżną wraz z Parkiem Natalka. Zobaczyłem współczesne założenie zamkowe nad Dnieprem – już nie żaden bieda zamek tylko kompleks zamków pełną gębą.

kijzam.jpg


Przejechałem się mistką elektriczką przez Dniepr podziwiając widoki przez potwornie brudne okno i przechodząc przez aleję pijanych do nieprzytomności między stacją elektryczki a stacją metra lewobrzerzna. A poza tym oglądałem uduchowione graffiti (to jedno tabaczit chyba oznacza burłaczy).


kijgr1.jpg



kijgr2.jpg


Zobaczyłem również barbus wersja na bogato.

kijbar.jpg


No i jeszcze piłem Vigor i piwo na balkonie z widokiem zaproszony przez @Elwirka. Właśnie czy na Zlocie ktoś kosztował Vigoru?
A poniżej jeszcze 2 randomowe zdjątka

kijmoz.jpg



kijdom.jpg


A potem rozpoczęła się najmilsza, choć niekoniecznie najciekawsza część mojej wizyty na Ukrainie. Iwano-Frankowsk przez niektórych zwany Stanisławowem oraz Czerniowce, ale o tym będzie później.
Dość powiedzieć, że już w samolocie do Franka widać i słychać było, zże wybieram sie w mocno inne rejony. I ten język ukraiński brzmiał inaczej, i tylko ukraiński było słychać. Ludzie starsi byli ubrani tak jak w Polsce kilkanaście lat temu. A poza tym po doświasczeniach z dni poprzednich pierwsze wrażenie to było - jak tu ładnie! Jak tu wszystko ma ludzkie rozmiary i proporcje! Sam jestem zdziwiony stopniem w jakim mnie to zaskoczyło. Dobrze, że przyleciałem do Franka, a potem powoli dotarłem do Czerniowców nagłe spotkanie z Czerniowcami mogłoby wywołać szok niebezpieczny dla zdrowia.Do Franka przyleciałem wieczorem i po nieskutecznej próbie dostania się do centrum komunikacją publiczną do hostelu dotarłem już ok 23. To takie zwykłe miasto galicyjskie – z rynkiem, ratuszem, kamienicami – ładne i stosunkowo zadbane – nigdzie na Ukrainie nie widziałem takiej liczby osób sprzątających jak tutaj.
Moje ulubione budynki w tym mieście to lekko awangardowy ratusz, hala targowa jak cyrk – niestety wokół niej prowadzone są prace budowlane więc widok jest słaby. Znajdzie się kilka a może nawet kilkadziesiąt ładnych kamieniczek bardziej klasycyzujących lub trochę nowocześniejszych

ratusz.jpg



Rynok cyrk.jpg



seces.jpg


Jest różowy zamek dla księżniczki

Dla księżniczki.jpg


Nawet nowy budynek telekomu przy jednym z placów w centrum jest całkiem elegancki.

telekom.jpg


Ale jest też i takie coś.

Żagielki.jpg


Długo w Iwano-Frankowsku nie zabawiłem i po porannym spacerze pojechałem blablacarem do Czerniowców. W trakcie podróży prowadziłem bardzo miłą rozmowę z kierowcą – on po ukraińsku, a ja zdezorientowany różnie po polsku i rosyjsku. Co ciekawe mój rozmówca w wieku trzydziestu kilku lat upierał się, że on rosyjski rozumie, ale w nim nie mówi, bo nie ma poczucia, że zna go wystarczająco dobrze.
Już w Pavlogradzie usłyszałem, że o ile wyjeżdżający za pracą ze wschodu Ukrainy często zupełnie nie myślą o powrocie to ludzie z zachodu wyjeżdżają po to, żeby zarobić i wrócić. Zbudować dom, naprawić stary i podobne. Generalnie duża część ludzi, mimo wszystkich tragedii, to takie jeszcze pośredniowieczne społeczeństwo przywiązane do swojego miejsca na ziemi (coś dla @Don_Bartoss). Mój kierowca opowiadał mi, że historią zainteresował się kiedy był już dorosły i bardzo mu się spodobał sposób funkcjonowania tych terenów za czasów poprzedniego europejskiego projektu wspólnotowego – monarchii Austro – Węgierskiej z jej wielonarodowością i tolerancją. Oczywiście dla niego wschód jest przeciwieństwem zachodu – tam mieszkają ludzie bez swojego miejsca na ziemi, przypadkowo rzuceni tam a nie gdzie indziej. Nie jest to spostrzeżenie, któremu można odmówić słuszności, chociaż sprawy są lekko bardziej skomplikowane.
Tak rozmawiając dojechaliśmy do Czerniowców. Po przebrnięciu przez przedmieścia dojechaliśmy do centrum i mimo, że już tam byłem kilka lat temu, miasto robi wrażenie piorunujące. Taki mały Lwów, bardziej zaniedbany i bardziej zielony. Coś wspaniałego! Nawet nie za bardzo udało mi się zrobić zdjęcia, bo wybór za duży, skadrować się nie da itp., itd. Tam trzeba pojechać i zobaczyć.
Teraz będzie mała dygresja o drogach, jednak te informacje mogą być bardziej przydatne niż poprzednie. Droga między Frankiem a Czerniowcami jest ok, a czasem nawet bardzo dobra. Ponoć droga do Frankiwska z Lwowa jest również OK. Podobnie jak trasa do Bukovela. Przyjechanie tam samochodem nie będzie istotnym wyzwaniem. Co ciekawe ponoć te nowe drogi (z 10 letnią gwarancją – ewenement jak na warunki ukraińskie) buduje firma mera Czerniowców. I tu mamy świetny przykład, który jest ilustrowany przez szewca chodzącego bez butów. W Czerniowcach znacząca część ulic praktycznie nie istnieje. Muszę przyznać, że z punktu widzenia turysty dodaje im to uroku. Szczególnie przez kontrast z częścią budynków, które są świetnie utrzymane. Architektura jest różna od zachowawczej poprzez neo – tu przykładem jest zupełnie niesamowity Uniwersytet. W takim stanie w jakim jest mógłby mieścić się w jakimkolwiek mieście galicyjskim już poza granicą Ukraińską. I jest też całkiem sporo, może nie najwyższych lotów, jednak czasem ciekawej architektury powiedzmy Art Deco.

Uniwersytet2.JPG



Uniwersytet3.jpg



poliklinika.jpg



drzwi.jpg



dommodern.jpg



ulica.JPG


Poza centrum – a mieszkałem w hotelu przy lotnisku, jakieś 30 min piechotą od centrum miasta już nie jest tak ślicznie. Można jednak znaleźć mniej ambitne przykłady postmodernizmu. Wieżę dla Roszpunki na wynajem czy nowoczesne ruiny zamku mająe jednak dach nad wieżą zwieńczony chorągiewką.

Dla roszpunki.jpg



postmodern.jpg



ruiny.jpg



Lotnisko w Czerniowcach oraz hotel lotniskowy mają zdecydowanie kameralny charakter. Odnotowałem jedynie 3 destynacje – Kijów, Bergamo i Sharm El Sheik. Niewielki rozmiar pozwala na szybkie przejście procedur lotniskowych. Na lot o godzinie 7 wstałem o 6:05 i bez problemu zdążyłem. Mogłem spokojnie spać do 6:15.

A i na koniec dwa piwne przykłady wskazujące, że jednak nie ma problemu z pokazywaniem, że teren Zachodniej Ukrainy należał w swoim czasie do innych państw.

lwowoskie.jpg



kałuskie.jpg


I jeszcze co u nich oznacza „kupuj ukraińskie”


kupuj ukraińskie.jpg


I ze względu na motyw zamkowy przewijający się przez relację ostatnim zdjęciem będą wieżyczki wentylacyjne, które pominąłem przy opisie tego co widziałem w Kijowie.


Wieże Kijów.jpg



Po powrocie z wyjazdu już planuję następną wycieczkę na Ukrainę. Chcę więcej Galicji, mam niedosyt związany ze zwiedzaniem Krzywego Rogu, nie zobaczyłem Czernichowa, Połtawy, Umania i Żytomierza (tam ponoć mają latać samoloty z Polski). A poza tym pozostał mi Dniepr okołokijowski i właśnie przyszedł mi do głowy pomysł na międzyzlot - taki Rejs po Dnieprze. Od Kijowa do Kaniowa. Albo przynajmniej do Ukrainki. Na pewno potrzebny byłby statek i Kaowiec.

p.s. - napisze mi ktoś jak obrócić obrazki

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

igore 10 maja 2018 18:46 Odpowiedz
A na "Kalince" był?pabien napisał:p.s. - napisze mi ktoś jak obrócić obrazkiUsunąć, obrócić, wrzucić jeszcze raz. ;)
pabien 10 maja 2018 19:00 Odpowiedz
Nawet nie wiem co to jest "Kalinka"A z tymi obrazkami to nie tak prosto, bo to co załączam jest w dobrą stronę, w tapatalku też jest OK.
igore 10 maja 2018 19:11 Odpowiedz
https://uk.wikipedia.org/wiki/%D0%9A%D0 ... 0%BE%D0%BATo może wrzuć krzywo te zdjęcia. ;)
pabien 10 maja 2018 19:14 Odpowiedz
O Jezu! Pewnie, że wiem. Nie miałem czasu tym razem. Poprzednio tylko przejeżdżałem obok jadąc do Kamieńca. Ogromny. Obiecałem sobie, że wkrótce wrócę tam bez pośpiechu.
don-bartoss 10 maja 2018 19:23 Odpowiedz
Wszystko fajnie, ciekawe napisane, interesujące zdjęcia i ciekawy pomysł.Jedno "ale": po polsku piszę się Stanisławów.Jeszcze jedno "ale": przywiązanie do swojego miejsca na ziemi, to nie wyraz zacofania. To wyraz świadomości, jak przetrwać i zachować tożsamość. Jest tylko jeden naród, który potrafił przetrwać bez własnej ziemi (Żydzi) i to godne podziwu, że im się udało.
pabien 10 maja 2018 19:44 Odpowiedz
Dzięki za uwagi. Odniosę się do nichNapisałem "przez niektórych zwany Stanisławowem." Sam ostatnio wykazałeś się pragmatyzmem w tych kwestiach w sprawie Krymu. Na mapie jest Iwanofrankowsk, a od Andruchowycza wziąłem Franka.Ja nie mam nic przeciwko przywiązaniu do tradycji pod warunkiem, że się tego nie narzuca na siłę. Miałem wrażenie sielskości - anielskości, podobało mi się i ta mowa ukraińska - galicyjska też brzmi przyjemniej niż, że tak powiem oficjalny ukraiński słyszany np w Kojowie. Odwołanie do średniowiecza nie było nacechowane pejoratywnie. To zresztą jest ciekawa sprawa, bo ci Ukraińcy z Galicji, tak w końcu podobni do Rosjan nie dali się zsowietyzować. A to, oprócz nich w ramach dawnego ZSRR udało się tylko tym którzy znacząco się różnili czyli z jednej strony Litwinom, Estończykom i w mniejszym stopniu Łotyszom a z drugiej mieszkańcom odległych trudno dostępnych regionów.A tych narodów bez własnego kraju jest znacznie wiecej, są kraje, których diaspora zdaje sobie radzić lepiej niż ci mieszkający w swoim kraju - tak postrzegam Ormian. W imperiach Rosji czy USA (tam w wersji karykaturalnej co prawda) mieszka bardzo wiele narodów bez własnego kraju, często z ciekawą kulturą i zachowujących wyraźną odrębność.
adik78 11 maja 2018 12:42 Odpowiedz
Fajna relacja!Właściciele pensjonatu w Czerniowcach też nie mogli zrozumieć dlaczego zrobiłem rezerwację na 10 miesięcy przed przyjazdem i patrzyli na mnie jak na kosmitę :D