0
jolkah 19 czerwca 2018 19:19
Od mojej ostatniej relacji minęło sporo - dwie umarły w trakcie pisania, jedna jeszcze przed jej rozpoczęciem. Ale teraz, po ślubie, mam już wreszcie upragniony spokój i trochę czasu, więc ogłaszam wielki powrót. Zapraszam na fotorelację z Gruzji.

Nie wiem jak inni ludzie wybierają destynacje na swoją podróż poślubną, nigdy wcześniej tego nie robiłam, więc doświadczenie miałam zerowe. Jedni radzili pojechać w ciepłe miejsce i odpocząć, inni oszczędzać kasę [nie wiem na co?] i nie jechać najlepiej nigdzie. Ani jedna, ani druga opcja nie wchodziła w moim przypadku w grę. Ludzie dziwili się tym bardziej, gdy mówiłam, że kierunek na podróż poślubną wybrał mnie sam i to na rok wcześniej. Była to praktycznie pierwsza rzecz, którą zrobiłam w trakcie organizacji i nie żałuję :) Gruzja od dawna siedziała w mojej głowie, a miejsca, które chciałam zobaczyć na żywo przelatywały między oczami, gdy oglądałam zdjęcia wszystkich innych forumowiczów, którzy skorzystali z tanich lotów. Pewnego dnia pojawiły się upragnione bilety i kupiłam. Bartka postawiłam przed faktem dokonanym. Zaakceptował.

Nie wiedziałam też jak „powinna” wyglądać prawdziwa podróż poślubna, ale moja była idealna – wróciłam zmęczona, niewyspana, z zakwasami, siniakami, z zaoszczędzonymi pieniędzmi, kacem, z napchanym żołądkiem i głową pełną cudownych wspomnień!

Gdzie: Wrocław – Kutaisi, które po zmianach w kalendarzu zamieniłam na Katowice – Kutaisi – Katowice.

Kiedy: 28 maja – 1 czerwca / wreszcie przełamałam barierę 4 dni i tym razem zaszalałam – 5 dni :)

Trasa: Kutaisi – Tbilisi – Mccheta – Anannuri – Gudauri – Stepancminda – Dariali – Stepancminda – Tbilisi – Kutaisi

Ile nas to wyszło [2 os.]:
- wypożyczenie auta Renault Sandero Stepway [którym udało się nawet wjechać pod Cminda Sameba ostatniego dnia; zamawialiśmy jako 4x4, ale ten model chyba akurat nie miał :roll: ] --> 123 EUR = 360 GEL
- paliwo --> 35 GEL
- 2 noclegi dla 2 osób w Tbilisi, Plac Wolności + śniadanie --> 120 GEL
- 2 noclegi w Stepancmindzie ze śniadaniem --> 160 GEL
- wypożyczenie kijków na trekking do Cminda Sameba --> 20 GEL
- Georgian Bus na trasie Kutaisi – Tbilisi --> 72 GEL
- funicular w Tbilisi na wzgórze Mtatsminda --> 6 GEL
- kolejka linowa na twierdzę Narikala --> 4 GEL
- dwie porządne obiadokolacje w stolicy --> 100 GEL
- dwie porządne obiadokolacje w Stepancmindzie --> 120 GEL
+ wino i pamiątki

W sumie: ok 1000 GEL --> +/- 1 500 PLN + 312 PLN LOTY.


Dzień I
Jako że cała podróż miała się kręcić wokół Gruzińskiej Drogi Wojennej i widoku na Kazbek, Tbilisi zeszło na drugi plan, czego teraz bardzo żałuję. Na zwiedzanie stolicy zostało nam łącznie może 10 godzin pierwszego i ostatniego dnia podróży. Ale robiliśmy, co mogliśmy.


1.jpg



2.jpg



3.jpg



4.jpg



5.jpg



6.jpg



7.jpg



8.jpg



9.jpg



10.jpg



11.jpg



12.jpg



19.jpg



13.jpg



Dzień II
Pochmurny dzień drugi upłynął pod znakiem wypożyczenia auta, próby bezpiecznego wyjazdu ze stolicy [kto kierował samochodem w Gruzji, wie o czym mówię] i wjazdu na Gruzińską Drogę Wojenną. To właśnie tego dnia, po środku niczego, spotkałam kolegę z liceum, który będzie nam towarzyszył następnego dnia. Niestety, Stepancminda również okazała się dla nas surowa – deszcz i mgła to jedyne, co było nam dane oglądać po przyjeździe. Gdzieś, za tymi chmurami, podobno był Kazbek, Cminda Sameba i inne szczyty na wys. 3 tys.. Skończyło się na kolacji i piciu wina w knajpie, aczkolwiek po trasie, którą pokonaliśmy i tym co tam widzieliśmy, było to dokładnie to, czego potrzebowałam :)


14.jpg



15.jpg



20.jpg



16.jpg



17.jpg



21.jpg



18.jpg



c.d.n.Słyszałam, że jest taka nowa moda - że się zabiera fotografa do sypialni, w noc poślubną, ale niestety wydałam cały hajs na podróże :)

Czas na kolejną porcję zdjęć :)

Dzień III

Nie ma nic lepszego niż poranne słońce, które budzi Cię po pochmurnym, deszczowym i mglistym, poprzednim dniu. Jak do tego dołożymy jeszcze obfite i przepyszne gruzińskie śniadanie, to już wtedy wiedziałam, że ten dzień będzie udany.
Widoki, te zza domku, w którym nocowaliśmy, zapierały dech w piersiach. Dzień wcześniej takiej bliskości wysokich gór nie było nam dane poczuć! Jednak plan na ten dzień z początku był zupełnie inny. O 10:00 mieliśmy zaplanowaną wycieczkę do Doliny Truso, z nadzieją na lepszą pogodę. Ale widok ze Stepancmindy na wzgórze i Cminda Sameba zmieniły wszystko. To był ten dzień i jedyna szansa na zrobienie wymarzonych zdjęć – postanowiliśmy więc wynająć drobny sprzęt i ruszyć na piechotę pod kościółek w Gergeti. Znalazłam tzw. okno pogodowe i nawet przelotny deszcz i mroźny wiatr, który złapał nas u góry nie mogły już zepsuć mi tego widoku. Z tymi zdjęciami spełniły się kolejne marzenia, a to dopiero był początek…


1.jpg



2.jpg



3.jpg



4.jpg


Im dłużej walczyliśmy z wiatrem i zimnem pod klasztorem Świętej Trójcy, i z tabunami skośnookich turystów, którzy przyjeżdżali busami pod sam kościół, wysiadali, robili setki zdjęć i wsiadali z powrotem, tym bardziej było nam to wynagradzane. Chmury zaczynały się podnosić, a słońce ocieplało zmarznięte ręce wychodząc zza gór. I było ten wino. Być może za sprawą tego gruzińskiego trunku, aczkolwiek mam zdjęcia na potwierdzenie, ukazał nam się Kazbek. Nawet o tym nie marzyłam, nie śmiałam prosić, bo pamiętałam, że co drugą relację i wspomnienia znajomych zawsze łączył jeden wspólny mianownik – zachmurzony / humorzasty Kazbek. Nam się udało :)
Na powrót obraliśmy drogę, którą pod Cminda Sameba wjeżdżają busy z miasteczka. Bartek miał jakiś szatański plan, który miałam nadzieję wybić mu z głowy. Ta droga to jest krótko mówiąc masakra, ale spokojnie, budują nową :D


5.jpg



6.jpg



7.jpg



8.jpg



9.jpg



10.jpg



11.jpg



12.jpg



12a.jpg



13.jpg



14.jpg



15.jpg



16.jpg



17.jpg



18.jpg



19.jpg



20.jpg



21.jpg


Mimo, że do godziny 13:00 miałam już zaliczony główny punkt całej tej wycieczki i trekking pod miejsce, o którym marzyłam od dawna, ten dzień nie mógł się tak po prostu już skończyć. W końcu Rosja była na wyciągnięcie ręki – może śmiesznie to zabrzmi, ale nigdy w życiu nie byłam tak blisko granicy z Rosją. Nawet okoliczności przyrody sugerowały, że to jakieś mistyczne miejsce – góry przykryła mgła, zaczęło zachodzić słońce – było widać, że coś tam się święci. A przynajmniej tak sobie wmawiałam, po winie. Zajechaliśmy naszą wesołą wycieczką na koniec gruzińskiej drogi wojennej oglądając po drodze monastyr w Dariali – bardzo urokliwe miejsce. Tyle, że droga prowadząca do tego miejsca była… żadna. Zaczęłam tęsknić za dziurą na dziurze – tutaj nie było nawet asfaltu, wszystko rozkopane do samej granicy :) Ale Renault dał radę.
Korzystając z pięknej pogody i google mapsa wypatrzyłam w okolicy wodospad Gveleti, który polecam wszystkim tym, którzy pokonują Gruzińską Drogę Wojenną i dojadą aż do Stepancmindy. Cisza i spokój, brak żywej duszy, cała trasa dla nas, a na końcu zwieńczenie – huk spadającej wody, bryza i naprawdę wysoki Big Gveleti Waterfall. Przy okazji – trasa tekkingowa po żółtym szlaku, bardzo przyjemna. I te widoki, jedyne w swoim rodzaju, akurat na zakończenie dnia.


22.jpg



23.jpg



24.jpg



25.jpg



26.jpg



27.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (9)

jerzy5 20 czerwca 2018 00:08 Odpowiedz
Proszę tym razem niech twoja relacja nie umrze, pisz bo czytam, choć noc poślubna pamiętam za mglą w kraju :lol:
eskie 20 czerwca 2018 06:39 Odpowiedz
@jerzy5 czy Ty w dobie RODO publicznie sugerujesz aby w relacji zamieścili zdjęcia z nocy poślubnej abyś mógł sobie przypomnieć swoją?!?!?!?!?!?!?!?w pełni popieram :)
jolkah 20 czerwca 2018 13:49 Odpowiedz
Słyszałam, że jest taka moda - że się zabiera fotografa do sypialni, w noc poślubną, ale niestety wydałam cały hajs na podróże :)
vivere 21 czerwca 2018 09:21 Odpowiedz
Gdzie AllIn, gdzie drinki z palemkami na tle basenu, gdzie leżaki?Jak Wy teraz spojrzycie znajomym w oczy :D100% zazdro
michaalok 28 czerwca 2018 18:31 Odpowiedz
[którym udało się nawet wjechać pod Cminda Sameba ostatniego dnia; zamawialiśmy jako 4x4, ale ten model chyba akurat nie miał :roll: ] pod sama Cmide to watpie zeby udało wam się wjechać Dacią Sandero;)
michaalok 28 czerwca 2018 20:22 Odpowiedz
[którym udało się nawet wjechać pod Cminda Sameba ostatniego dnia; zamawialiśmy jako 4x4, ale ten model chyba akurat nie miał :roll: ] pod sama Cmide to watpie zeby udało wam się wjechać Dacią Sandero;)
miriam 28 czerwca 2018 20:22 Odpowiedz
Super pomysł na podróż poślubną i fajne zdjęcia.Gruzja potrafi skraść serce na dłuuugo ;)
jolkah 28 czerwca 2018 20:23 Odpowiedz
Nie Dacia a Renault Sandero Stepway i dojechało pod sam monastyr. I ewidentnie nie miało 4x4. Ale nie polecam nikomu...
jekyll 28 czerwca 2018 21:25 Odpowiedz
Rzeczywiście dość nietypowa podróż poślubna ale widoki wymarzone na sesję ;) Mam nadzieję, że mnie Gruzja też oczaruje :D