0
ostrand 25 czerwca 2018 22:21
Po latach obserwowania forum postanowiłem na jego łamach zamieścić relację (mam nadzieję, że prowadzoną w miarę na bieżąco) z wyprawy do Peru i Boliwii na którą ruszam wraz z 12-letnim synem :lol:
Ze względu na tematykę forum czuję się w obowiązku przedstawić trasę naszych lotów i w bardzo ogólnym zarysie planowaną trasę podróży po Peru i Boliwii. Na dzień dzisiejszy plan podróży na miejscu jest bardzo mglisty więc dokładna prezentacja mija się z celem… dla osób ciekawych co z tego wyniknie zapraszam do śledzenia relacji :roll:

Pozdrawiam, Andrzej25.06.2018 (poniedziałek)
Naszą podróż zaczynamy w poniedziałkowy ranek na pl. Defilad w Warszawie;), skąd busem Transway jedziemy do Lublina. Samą podróż lepiej przemilczeć, bo nie była zbyt komfortowa… ale najważniejsze, że chwilę po 10-ej jesteśmy na miejscu. Ponieważ mamy pewien zapas czasu, to najpierw ruszamy na lubelskie Stare Miasto… które rzeczywiście zasługuje na to aby zaliczać je do grona najpiękniejszych w Polsce. Szczególnie jest to duża gratka dla miłośników „pogranicza kultur”.

20180625_103559c.jpg



20180625_103857c.jpg



20180625_104431c.jpg


Po godzinnym spacerze ruszamy na dworzec… co okazuje się sporym wyzwaniem. 3-kilometrowy spacer z plecakami kosztuje nas trochę sił, ale docieramy około 15-minut przed odjazdem pociągu. Na koniec jeszcze czeka nas krótki wyścig na peron nr 4, do którego dojście (raczej chwilowo) jest dość pokrętne Ale ostatecznie jesteśmy 5 minut przed odjazdem pociągu. Dojazd na lotnisko w Świdniku zajmuje jedynie 15 minut i na lotnisku meldujemy się w samo południe. Nadajemy bagaż – dwa plecki (choć tylko jeden mamy opłacony to miła Pani w obsłudze EasyJet namawia nas na nadanie również „podręcznego” plecaka - Forclaz 50).

20180625_134645cc.jpg


Nasz lot jest opóźniony około 30 minut i w Mediolanie (MXP) lądujemy chwilę przed 16-tą. Dodatkowo opóźnia się wyjście z samolotu, i w końcu bagaż odbieramy dopiero o 16:30, przez co spóźniamy się na nasz hotelowy „shuttle bus” i musimy czekać na następny prawie 45 minut. Do hotelu Hilton Garden Inn, gdzie mamy zarezerwowany nocleg, jedziemy razem z pilotem naszego samolotu :shock:Po krótkim odpoczynku w hotelu ruszamy do miasteczka - Somma Lombardo. To dość spokojna miejscowość, licząca około 15 tys. mieszkańców, nie wyróżniająca się niczym szczególnym... Jedna z ciekawostek jest fakt, ze w tutejszym zamku w 1535 roku urodził się Niccolo Sfondrati, późniejszy papież - Grzegorz IV.

20180625_190032c.jpg



20180625_190133c.jpg


Po 3h spacerze i kolacji wracamy do hotelu, i w końcu zabieram się za relację.

20180625_204819c.jpg

26.06.2018 (wtorek)
Dzień zaczynamy wcześnie, bo już o 4:40 i po pół godzinie opuszczamy hotel. Zabieramy się pierwszym kursem hotelowego shuttle bus-a. Na lotnisku jesteśmy po 15 minutach i ekspresowo odprawiamy się na lot do Zurychu. Na śniadanie idziemy do całkiem przyjemnego saloniku Lufthansy, który znajduje się niedaleko naszej bramki.

20180626_063221c.jpg



20180626_055805c.jpg



20180626_055818c.jpg


Sam lot trwa około godziny, a serwis ogranicza się do wody i mundialowych pralinek, ale najlepszy jest widok bajecznych Alp.

20180626_073919c.jpg



20180626_073942.jpg


W Zurychu mamy dość mało czasu (około 1,5h), więc żwawym krokiem ruszamy w kierunku terminalu E, skąd odlatuje nasz Airbus
A330 do Nowego Jorku. Po około 30 minutach jesteśmy na miejscu. Dzięki *G w Star Alliance omijamy olbrzymią kolejkę do kontroli imigracyjnej. Niestety po jej przejściu okazuje się, że oznaczenie 'SSSS' znajdujące się na mojej karcie pokładowej oznacza dodatkową kontrolę bezpieczeństwa, którą przechodzi się za czarnym parawanem przy bramce. Po kilku minutach testów strażniczka uznaje, ze nie stanowię zagrożenia dla USA i możemy lecieć. Właśnie zaczyna się boarding. Mamy miejsca w środkowym rzędzie, tuz za bussiness class, więc mamy dużo miejsca na nogi. Niestety po chwili okazuje się, że przez awarię "komputera' sterowania ruchem we Francji lot będzie opóźniony i musimy czekać... Startujemy w końcu o 11:35, ponad 1,5h po planowanym czasie. Serwis i lot jest całkiem przyjemny;)

20180626_120327c.jpg



20180626_153144c.jpg


Jest czas na chwile odpoczynku, planowanie i uzupełnienie relacji. System rozrywki pokładowej nie jest może najnowocześniejszy, ale wybór filmów jest dość duży. Oglądam m.in. znakomity dokument 'Dejame Vivir' o niezwykłej pasji biegania po górach. Polecam!

20180626_141405c.jpg

W Nowym Jorku lądujemy na terminalu T4 około 14-ej. Sprawy wizowe załatwiamy dość sprawnie i po odebraniu plecaków ruszamy na poszukiwanie przechowalni bagażu, którą znajdujemy bez większego problemu w hali przylotów na krańcu terminala. Przepakowanie się i załatwienie formalności zajmuje dłuższą chwilę, ale w końcu możemy ruszać. Kolejką AirTrain podjeżdżamy do stacji Jamaica i stamtąd niebieską linią metra (E) jedziemy na Dolny Manhattan.

20180626_160111c.jpg


W NYC rolę przewodnika wciela się Leon i on bierze sprawy w swoje ręce. Zwiedzanie zaczynamy od World Trade Center, gdzie m.in. wjeżdżamy na 102 piętro One World Observatory (bilety kupiliśmy na miejscu, praktycznie bez kolejki). Naszym zdaniem widok panoramy NYC jest znakomity i warto wydać te 37$.

20180626_164742c.jpg



20180626_165108c.jpg



20180626_173112c.jpg



20180626_181200c.jpg


Później spacerujemy głównie po Manhattanie podziwiając takie atrakcje jak: Financial District, panoramę nadbrzeża rzeki Hudson, most Brookliński, itd. Oczywiście nie może też zabraknąć wizyty w McDonnaldzie i Starbucksie. Wieczór kończymy na Times Square. W ciągu 6 godzin przeszliśmy 20 km (a rejestrację trasy włączyłem dopiero po wizycie na tarasie widokowym), więc jesteśmy trochę zmęczeni… ale Leo powtarza, że trzeba ćwiczyć przed Peru :)


20180626_195932c.jpg



20180626_200720c.jpg



20180626_212951c.jpg



20180626_234400c.jpg


Kilka minut po północy wsiadamy w metro E i tą samą trasą co wcześniej wracamy na lotnisko.

20180627_012145c.jpg


Odbieramy bagaż i idziemy do odprawy linii Avianca, którą polecimy do Limy via Salvador. Na tych odcinkach mamy loty w biznes klasie, więc odprawa nie zajmuje nam dużo czasu i już po chwili jesteśmy po kontroli bezpieczeństwa. Mając jeszcze spory zapas czasu idziemy do saloniku Swissa (na tym terminalu jedynego z sojuszu Star Alliance). Niestety okazuje się, że będzie on czynny jeszcze tylko przez pół godziny, więc nie tracąc czasu posilamy się trochę, gasimy pragnienie i właściwie na nic więcej nie pozostaje nam czasu, choć po całym dniu marzył się jeszcze prysznic 8-)Pozostały czas do odlotu spędzamy w okolicach bramki, gdzie dostępne są stanowiska do ładownia elektroniki i działa internet, więc możemy sprawdzić kilka rzeczy na temat San Salvadoru. Boarding rozpoczyna się prawie na godzinę przed odlotem, więc dość szybko zajmujemy miejsca w samolocie. Niestety nasz A320 nie należy już do najnowszych i biznes klasa nie robi zbyt dużego wrażenia, ale co ważne siedzenia są wygodne i jest mnóstwo miejsca na nogi (praktycznie mogę wyciągnąć się :geek: ). Po długim dniu jesteśmy zmęczeni, więc Leon zasypia jeszcze przed odlotem i śpi snem kamiennym praktycznie przez cały 4h lot, ja natomiast zjadam jeszcze śniadanie (tak, tak… to już ta pora ;) ) i też trochę przysypiam. Serwis na tym locie nie jest szczególnie bogaty, ale obsługa jest bardzo miła.

20180627_061308c.jpg



27.06.2018 (środa)
W Salwadorze lądujemy około 7:30 (różnica w stosunku do czasu polskiego wynosi -8h). Terminal nie jest zbyt duży, ale dość nowoczesny, z dużą ilością sklepów i barów. Najpierw udajemy się do saloniku Avianki, głównie aby skorzystać z Internetu i sprawdzić informacje na temat dojazdu do centrum miasta.

20180627_090623c.jpg



20180627_074218c.jpg



20180627_135245c.jpg


Po niespełna godzinie jesteśmy gotowi i udajemy się do kontroli paszportowej... a tam spotyka nas nieprzewidziana sytuacja – straż graniczna nie chce wypuścić nas poza teren lotniska. W zamian prowadzą nas do biura podróży, które proponuje zorganizowaną 4-godzinną wycieczkę do stolicy w cenie 40$/osobę. Uznajemy, że to zbyt wygórowana cena i ponownie idziemy „negocjować” ze strażnikami, ale na nic się to zdaje... W końcu dajemy za wygraną i wracamy do saloniku. Wizyta w San Salvador musi poczekać.
W saloniku jest sporo miejsca w kilku salach i choć ze względu na małą ilość lotów w okolicach południa wybór przekąsek był ograniczony, to dość długie oczekiwanie na lot stało się zdecydowanie znośniejsze i czas minął szybko, m.in. obejrzeliśmy mecz Serbia-Brazylia.O 14:30 wsiadamy do samolotu Airbus A330. W tych modelach biznes klasa Avianki jest zdecydowanie atrakcyjniejsza, m.in. fotele rozkładają się do pozycji leżącej, a serwis jest dużo bogatszy niż podczas poprzedniego lotu i tak jak poprzednio obsługa jest niezwykle sympatyczna (miłe jest, że wcześniej uczą się imion i nazwisk, i do każdego zwracają się imiennie). Ja na obiad zjadam eskalopki wołowe, a Synek ravioli… mój wybór jest średnio udany, natomiast Leo jest bardzo usatysfakcjonowany :D Stewardessy nie pozwalają też aby kieliszek zbyt długo stał pusty 8-)

20180627_144022c.jpg



20180627_144528c.jpg



20180627_160819c.jpg



20180627_171845c.jpg


W Limie lądujemy przed godziną 20-tą, gdy jest już ciemno. Kontrola paszportowa jest szybka i bezproblemowa, natomiast chwilę czekamy na bagaż. Do hotelu jedziemy busem, który łapiemy przy drodze przed lotniskiem. Najpierw podjeżdżamy w kierunku dzielnicy Pueblo Libre, a stamtąd autobusem do Plaza Bolognesi (oplata za przejazd jest wręcz symboliczna - 3+1 SOL / osobę).

20180627_204201c.jpg


Z placu Bolognesi do hotelu Sheraton w którym dziś zatrzymujemy się jest już bardzo blisko. Niestety dość długo trwa meldowanie, ale chwilę po 22-ej dostajemy karty do pokoju. Jesteśmy na miejscu!

20180628_092744c.jpg



20180628_092502c.jpg



20180627_221547c.jpg



20180627_221638c.jpg

28.06.2018 (czwartek)
O wczorajszym wieczorze po dotarciu do hotelu wiele pisał nie będę, bo trwał… jeden krótki momencik ;) Śpi się nam bardzo dobrze, choć ja budzę się dość wcześnie, bo już przed 5-tą, Synka zaś budzę dopiero około 8-ej. Ranek wykorzystuję na kupienie biletów na dzisiejszą podróż do Paracas (co okazuje się niełatwe, ponieważ albo przewoźnicy nie sprzedają już na dziś biletów, albo już zostały sprzedane). W końcu znajduję bardzo dobre połączenie na 12:45 z PerúBus (cena 32 SOL/osobę), rezerwuję też hotel Bamboo Lodge w Paracas.
Ranek zaczynamy od kawy w hotelowym barze, przy okazji zerkając na mecz Senegal-Kolumbia, który cieszy się tu sporą popularnością i wszyscy kibicują tutaj Kolumbijczykom :roll: Relację z meczu Polska-Japonia możemy śledzić tylko w Internecie :?
Około 9-ej wychodzimy na pierwszy spacer po Limie. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to ponura mgła – garúa – unosząca się nad miastem. Jest ciepło, temperatura wynosi około 20 °C i nie ma wiatru. Najpierw kręcimy się wokół hotelu.

20180628_111643c.jpg


W mieście jest duży ruch, na ulicach mnóstwo straganów na których serwowane są rożne przekąski – najczęściej są to proste kanapki ze świeżej bułki z jakimś dodatkiem – sadzonym jajkiem, omletem, serem, mięsem… i całym mnóstwem różnych rozmaitości :o (cena 1 SOL), do tego sprzedawcy soków i świeżych owoców. Wszystko świeże i pyszne – to nasze dzisiejsze śniadanie.

20180628_100211c.jpg



20180628_100827c.jpg


Po złapaniu orientacji ruszamy w kierunku Plaza Mayor. Po drodze przechodzimy przez bardzo ładny plac San Martin otoczony kolonialnymi budynkami, spośród których najbardziej rzuca się w oczy stylowy hotel Gran Bolivar. Na środku placu stoi pomnik kawalerzysty-wyzwoliciela Jose‘a de San Martina, od nazwiska którego pochodzi nazwa placu.

20180628_103021c.jpg



20180628_102740c.jpg


Mimo, że dla placu San Martin trudno odmówić uroku, to dopiero na Plaza Mayor wyrywa nam się głośne „wow”! Plac jest przepiękny. Spośród budynków wokół placu najbardziej rzucają się w oczy: katedra, Pałac Arcybiskupi, Pałac Prezydencki i Ratusz. Dziś ograniczamy się do spaceru wokół placu, no szczegółowe zwiedzanie nie mamy czasu (ale jeszcze tu wrócimy :D ).

20180628_104027c.jpg



20180628_104245c.jpg



20180628_104618c.jpg



20180628_105142c.jpg


Sam środek placu jest zamknięty, nie mamy więc możliwości obejrzenia największej fontanny świata pochodzącej z XVII-wieku. Po jednej ze stron, tuż obok Ratusza, ustawiony jest telebim. Właśnie dobiega końca mecz Senegalu z Kolumbią i oczywiście wokół zebrała się duża grupa kibiców. Plac jest pilnie strzeżony przez policjantów wyposażonych w wielkie tarcze i uzbrojonych.

20180628_104712c.jpg



20180628_104531c.jpg


Zaglądamy jeszcze na przyległe uliczki i wracamy do hotelu deptakiem Jiron de La Unión mijając m.in. Bazylikę Matki Bożej Miłosierdzia (Iglesia de la Merced), wpisaną na listę świtowego dziedzictwa UNESCO.


Dodaj Komentarz

Komentarze (13)

krystoferson112 27 czerwca 2018 12:26 Odpowiedz
Fajnie się zapowiada, dobrze słyszeć pozytywne opinie o moim mieście wojewódzkim.
ostrand 6 lipca 2018 13:38 Odpowiedz
Za chwilę ruszamy do La Paz, a później do Uyuni. Prawdopodobnie przez klika dni będziemy mieli ograniczony dostęp do internetu…
ostrand 9 lipca 2018 14:49 Odpowiedz
Mieliśmy małą zmianę planu - dłużej zostaliśmy w La Paz ;) Teraz jesteśmy w Uyuni i za chwilę ruszamy na trzydniową wycieczkę. Będziemy bez dostępu do internetu, więc następne wpisy muszą poczekać :?
katka256 9 lipca 2018 20:00 Odpowiedz
no to czekamy, super podróż. Czekam też na podsumowanie
bozenak 9 lipca 2018 20:18 Odpowiedz
Podziwiam za decyzję podróży z synem w taką wyprawę , napisz pod koniec również jakie są jego wrażenia :D . Bardzo mi się podoba i czekam na więcej.
ostrand 14 lipca 2018 08:45 Odpowiedz
W ciągu sześciu dni bardzo dużo się u nas działa, o czym szczegółowo wkrótce napiszę... jesteśmy trochę zmęczeni, ale dziś będziemy spali po królewsku - w łóżkach z pościelą :shock:, więc mam nadzieję, że zregenerujemy trochę siły ;) Ostatnie kilka nocy spędziliśmy w autobusach, a wcześniej na płaskowyżu Altiplano w Boliwii, na wysokości około 4 tys. metrów, gdzie w nocy w pokojach temperatura była niewiele wyższa od 0 °C... a o ciepłej wodzie w kranach mogliśmy tylko pomarzyć:)Jesteśmy teraz w Aguas Calientes - "bramie" Machu Picchu, które jutro planujemy zwiedzić :) PS. Bardzo dziękuję za pozytywne komentarze :D
chan 30 września 2018 11:23 Odpowiedz
Cześć,Będziesz kontynuować relację?Bardzo zależy mi na opisie pobytu w Uyuni.
chan 22 października 2018 20:09 Odpowiedz
Cześć,Wielkie dzięki za informacje (na PW) o kontynuacji relacji!Czy możesz jeszcze dać znać na temat ceny za wycieczkę? Czy 1180 BOB to za jedna osobę czy dwie?Zakupy, które robiliście na wyprawę. Co wg. Ciebie i ile trzeba zabrać na 3 dniową wycieczkę?Jakie są ceny w hotelach, restauracjach w których się zatrzymuje?Mam zarezerwowaną wycieczkę z Salty Desert Aventours i zajmujemy ze znajomymi cały samochód.Nikt z nas nie mówi po hiszpańsku. Jak myślisz czy warto dopłacać do przewodnika, mówiącego po angielsku?Pozdrawiam,Chan
ostrand 22 października 2018 22:23 Odpowiedz
Cena 1180 BOB / 2 osoby. Za taką samą cenę znajdziesz wycieczkę z przewodnikiem mówiącym po angielsku (po prostu dopytaj organizatora). Na miejscu ceny we wszystkich biurach są bardzo zbliżone, i nie słyszałem żeby ktoś cenę uzależniał od przewodnika mówiącego po angielsku.Pełne wyżywienie jest wliczone w cenę (łącznie z napojami, owocami do posiłków), więc ewentualne zakupy zrób zgodnie ze swoimi potrzebami (woda, alkohol, słodycze). Miejsca noclegowe są bardzo skromne i najczęściej nie ma tam nawet żadnego baru/sklepiku (część posiłków kierowca zabrał z Uyuni), choć na trasie rzeczywiście gdzieniegdzie można coś kupić, np. w miejscowości San Juan (w okolicy której spaliśmy pierwszej nocy). Ale raczej warto zakupy zrobić w Uyuni. Zakupy, zakupami, ale najważniejsza sprawa to ciepła odzież. Natychmiast po zachodzie słońca robi się bardzo zimno, temperatura odczuwalna spada nawet do -20°C, wieje przenikliwy wiatr... miejsca noclegowe są nieogrzewane, więc z tej wycieczki robi się mała "szkoła przetrwania", co moim zdaniem dodatkowo nadaje tej wycieczce uroku ;) Andrzej
ruda-laur 1 listopada 2018 12:55 Odpowiedz
super relacja, za rok też planuję podobną trasę także czekam na więcej! :) Podziwiam, syna, że dał radę w takich warunkach i na takich wysokościach.
ruda-laur 18 grudnia 2018 14:14 Odpowiedz
mega zdjęcia ?, kiedy cd? ?
b79 15 marca 2019 15:35 Odpowiedz
Naprawdę dobra i ciekawa relacja, też przyłączam się do wywieranej presji na autorze, by kontynuował. Koniecznie!
camilozeta 5 stycznia 2020 22:08 Odpowiedz
Hej, i co bylo dalej? Mialo byc Cuzco a tu zonk, dwie dziurki w nosie i skonczylo sie :)