0
greg2014 17 lipca 2018 20:02
Od jakiegoś już czasu chodził mi po głowie pomysł jakiegoś krótkiego wypadu do Bawarii – a w zasadzie do Monachium. Akurat do tej części Niemiec przed długi czas z południa Polski nie latał żaden low cost, ale sytuacja zmieniła się z pojawieniem się w siatce Wizzaira lotów z Katowic do Memmingen (na marginesie: sądząc po ostatnich informacjach chyba tylko na chwilę bo zaraz znikają…). Pierwotny plan zakładał wypad na jakiś weekend (lub weekend+ w zależności od rozkładu lotów) tylko do Monachium. Ale jak to z planami bywa, ten również ewoluował – a głównym motywatorem jego zmiany była godzina powrotnych lotów z Memmingen do Katowic, która wymagałaby konkretnego zarwania nocki, czego przyznam szczerze na takich krótkich wyjazdach nie robię póki nie muszę :-) Wracać do domu jak zoombie – to nie o to chodzi. W ten sposób zacząłem kombinować z powrotem, aż przypomniałem sobie, że przecież Ryanair lata z Krakowa do Norymbergi – i tak skonkretyzował się plan podróży.

Nie zakładałem pisania relacji z tego krótkiego wypadu, ale przygotowując się do wyjazdu zauważyłem, że na F4F w ogóle jest bardzo mało aktualnych informacji nt. zarówno Monachium jak i Norymbergi. Dziwne – biorąc pod uwagę, że oba miasta należą do jednych z najładniejszych i najatrakcyjniejszych turystycznie miast w Niemczech. Stwierdziłem zatem, że uzupełnię te braki, ewentualnie zaktualizuję trochę nieświeże informacje. Być może komuś się przydadzą przy planowaniu jakiegoś wyjazdu a może kogoś w ogóle zachęcą do zainteresowania się tym kierunkiem ?

Przy okazji pisząc tę relację, chciałem trochę zmienić temat bo dotychczasowe moje "osiągnięcia" w tym zakresie były wyjątkowo monotematyczne – rejsy, statki, porty itd.

Zatem ostateczny plan wyglądał następująco: w piątek o 6 rano wylot z Katowic do Memmingen (Wizzair), stamtąd transfer do Monachium, gdzie zostałem do niedzieli rano. W niedzielę rano Flixbus do Norymbergi i tam do zagospodarowania reszta dnia oraz przedpołudnie w poniedziałek. Powrotny lot o 14:45 z Norymbergi do Krakowa (Ryanair).

W obu wymienionych miastach byłem wielokrotnie ale ani jedna moja wizyta w nich nie miała charakteru turystycznego – tylko jakieś targi, biznesy i spotkania podczas których tzw. "zobaczenie miasta" ograniczało się zazwyczaj do wizyty z jednej tamtejszych knajp. Nie mówię, że było to nieciekawie – podczas tego wyjazdu knajpom również poświęciłem trochę czasu bo szczególnie w Monachium należą one do niepisanego kanonu obowiązkowych atrakcji turystycznych. Zresztą o tym też parę słów napiszę. A ponieważ plan akurat tego wyjazdu nie obejmował żadnych innych celów poza turystyką więc mogłem sobie swobodnie rozparcelować czas na to co mi tylko przyszło do głowy :-)

Z racji różnych lotnisk rozpoczęcia i zakończenia wyjazdu, odpadała podróż samochodem z Krakowa na lotnisko w Pyrzowicach. Z tego powodu skorzystałem z jednej z popularnych firm oferujących transfery busikami. Niestety w tym przypadku z racji porannego lotu musiałem nagiąć swoje zasady i "zarwać" nockę. Jedną można :-) Trochę naiwnie zakładałem, że jakąś drzemkę utnę sobie jeszcze w busie do Pyrzowic – o naiwności ! Kierowca mojego busa okazał się prawdziwie niespełnionym kierowcą rajdowym. Już na ulicy 29 listopada w Krakowie (czyli max. 5 minut po wyjechaniu z dworca) rozwinął prędkość 110 km/h (pod sufitem był zamontowany jakiś rejestrator, który cały czas wyświetlał prędkość i godzinę więc prędkość pojazdu była dla pasażerów widoczna). To co działo się po drodze nawet przy bardzo liberalnym podejściu do przepisów było trudne do uwierzenia, więc wolę opuścić tutaj kurtynę milczenia. Dość powiedzieć, że na lotnisku w Pyrzowicach byliśmy 55 minut po wyjechaniu z dworca w Krakowie i 45 minut przed planowanym czasem przyjazdu. Nie wiem po co – może to jakaś nowa konkurencja między kierowcami busów ? W każdym razie mogę powiedzieć, że swoim samochodem nigdy nawet się nie zbliżyłem do takich osiągów – a trasę tę przemierzałem wielokrotnie. Jak nic, kandydat do bolidu Formuły 1.

W każdym razie efekt uboczny tej pierwszej części podróży był taki, że adrenalinę miałem już podniesioną do końca dnia i mimo tego, że spałem zaledwie kilka godzin, do końca dnia ziewnąłem może kilka razy :-)

W bonusie miałem okazję zobaczyć jak wygląda terminal lotniska Pyrzowice by night. Fast track zamknięty. Salonik nieczynny. W sumie trudno się było dziwić – nie było jeszcze 4, kiedy otwierają te przybytki. Zresztą kolejki do odprawy bezpieczeństwa nie było prawie żadnej – tylko jacyś szaleńcy przyjeżdżają na lotnisko z takim wyprzedzeniem…

Na lotnisku w Pyrzowicach nie licząc czarterów (ale te akurat leciały z terminala non-Schengen) o tej porze tak w ogóle to niewiele się dzieje. Życie zaczyna się dopiero w okolicach 6:

Image

Zresztą salonik niedługo potem otwarli – to był niezaprzeczalny dowód na to, że zaczyna się dzień :-) Zauważyłem (nie kojarzę z poprzednich wizyt), że pojawiło się w nim jakieś włoskie wino musujące z nalewaka (białe i różowe) więc na uspokojenie podłączyłem się do tego źródełka. Jak dla mnie białe było całkiem niezłe, różowe co najwyżej poprawne:-)

Sam lot minął bez żadnych atrakcji – czyli planowo i bez wartych odnotowania zdarzeń i turbulencji. Samo lotnisko w Memmingen okazało się bardzo kompaktowe – sądząc po betonowych, porośniętych u góry trawą hangarach w okolicy pasa startowego pewnie było to kiedyś (a może jeszcze częściowo jest) lotnisko wojskowe, które skonwertowano na cywilne. Sam terminal (a w zasadzie terminalik, żeby nie powiedzieć terminalątko) jest malutki ale ma wszystko co potrzeba – ale biorąc pod uwagę obsługiwany ruch jest w zupełności wystarczający.

Image

Sprawa transferu do Monachium z lotniska Memmingen jest stosunkowo prosta. Kilka razy dziennie "wpada" tam Flixbus – ale akurat nie był dopasowany do godziny mojego lotu. Ale oprócz tego jeździ stąd inny operator o nazwie " Allgäu Airport Express", który realizuje regularne kursy do Monachium a także do Zurichu i kilku mniejszych miejscowości. Rozkład jazdy dopasowany jest mniej więcej do rozkładu lotów – ja na swój autobus musiałem poczekać ok. 50 minut. Bilet kupiony w przedsprzedaży przez internet kosztuje 15 EUR, u kierowcy 20 EUR. Szczegółowe rozkłady jazdy można znaleźć tutaj: http://www.aaexpress.de.

Czekając na autobus zrobiłem sobie wycieczce po malutkiej hali terminala, w której zaopatrzyłem się w mapkę Monachium i kilka folderów informacyjnych. Mapka okazała się zresztą bardzo praktyczna i służyła mi przez cały pobyt.

Podróż z lotniska do Monachium zajmuje rozkładowo ok. 1:30. Co istotne – autobus końcowy przystanek ma przed wejściem (schodami) do dworca "Hauptbahnhof Nord" – a nie na głównym dworcu autobusowym (ZOB), skąd odjeżdżają autokary większości przewoźników, np. autobusy Flixbusa. Ten położony jest przy tej samej ulicy kilkaset metrów dalej – jeśli ktoś planuje dalszą podróż Flixbusem musi jakoś przeżyć ten spacerek.

Jak łatwo się domyślić, niemiecki ordnung zakłada obowiązkową obecność przystanku metra, kolejki S-Bahn i wszystkich innych form lokalnej komunikacji na każdym dworcu o nazwie Hauptbahnhof :-) Tak też było, w tym przypadku – sprawnie zatem kupiłem bilet dzienny (6,70 EUR – jeśli ktoś ma w planach częste przemieszczanie się po mieście, sugeruję nawet nie rozważać kupna innych biletów niż dzienne lub trzydniowe), wsiadłem do "swojego" S-Bahna i jakieś 25 minut później (czyli około 11:30) byłem w hotelu – w zasadzie tylko po to, żeby zostawić bagaż i się przebrać.

Na dobry początek dnia dostałem w recepcji czekoladowego batonika więc podładowałem bateryjki:

Image

Można było ruszać na miasto.

C.D.N.Pomimo piątku, 13-ego nie bardzo miałem na co narzekać. Około południa byłem z powrotem w centrum miasta, pogoda była znakomita i nie wydarzyło się nic, co mogłoby popsuć humor. Mówiąc krótko, nic tylko czas zaczynać zwiedzanie :-)

Zacząłem od Odeonsplatzu – jednego z najładniejszych placów Monachium skupiającego kilka przyciągających wzrok zabytków z barokowym kościołem św. Kajetana oraz Feldherrnhalle. Ta druga może niektórym przypominać podobną loggię we Florencji – i słusznie, bo na niej właśnie była wzorowana. Akurat okazało się, że następnego dnia na Odeonsplatz planowany jest jakiś koncert muzyki klasycznej, w związku z czym na placu trwało rozstawianie krzesełek a dostęp do samych obiektów usytuowanych w tym miejscu był nieco ograniczony:

Image

A to Feldherrnhalle w pełnej okazałości:

Image

Odeonsplatz był świadkiem niejednego wydarzenia. Spośród tych ciekawszych warto wspomnieć, że to właśnie tutaj w 1923 roku rozpędzono bojówki Hitlera i tym samym zakończono nieudany pucz, po którym sam Hitler trafił na kilka lat do więzienia.

Z Odeonsplatz jest tylko parę kroków do Hofgarten – renesansowego ogrodu położonego pomiędzy centrum a Englischer Garten. Przylega on do innej monachijskiej perełki-kompleksu pałacowego znanego po prostu pod nazwą Rezydencji (Residenz), który przez wieki był siedzibą rządzącej Bawarią (i nie tylko) rodziny Wittelsbachów.

W centralnej części ogrodu – na skrzyżowaniu prostopadłych alejek można zobaczyć Hofgartentempel znanej bardziej pod nazwą Świątyni Diany:

Image

Do parku przylega siedziba rządu Bawarii będąca połączeniem starego z nowym:

Image

Sama Rezydencja to obiekt o olbrzymich rozmiarach, jego obejście wokół zajmuje trochę czasu. Główna fasada z wejściem do muzeum dominuje nad Max-Joseph Platz:

Image

Zresztą dopiero spacer wokół pałacu oraz po jego niektórych dziedzińcach pokazuje prawdziwy ogrom tego obiektu:

Image


Image

Image

Początki pałacu sięgają XIV wieku jednak przez wieki był on rozbudowywany i przebudowywany tyle razy, że trudno w nim znaleźć pierwotny kształt. Wittelsbachowie byli jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych rodów Europy i rządzili Bawarią aż do połowy XIX wieku. Aktualnie Rezydencja stanowi największy kompleks muzealny w Bawarii.

Moje pierwsze podejście do zwiedzenia wnętrz tego pięknego obiektu zakończyło się niepowodzeniem. Gdy od kasjerki się dowiedziałem, że samo obejście (bez zatrzymywania się) całości trwa około godziny a przeciętnie na zwiedzanie trzeba poświęcić ok. 3 godziny, zrezygnowałem odkładając wizytę na następny dzień – o ile wystarczy czasu. Samo muzeum w sezonie letnim (kwiecień-połowa października) otwarte jest codziennie od 9 do 18, bilet wstępu kosztuje 7 EUR (bez skarbca) lub 11 EUR (ze skarbcem).

Będąc w okolicy Rezydencji nie sposób nie zauważyć drugiego monumentalnego budynku przy Max-Joseph-Platz: Bayerische Staatsoper czyli Opery Bawarskiej:

Image

Na schodach do opery rozłożone są żółte miękkie pufy, na których zmęczeni turyści mogą zrobić sobie przystanek i na chwilę odsapnąć :-) Miłe :-)

Kolejnym moim celem był Peterskirche czyli kościół św. Piotra – najstarsza świątynia Monachium, której początki sięgają XII wieku:

Image

Świątynia zlokalizowana jest w bezpośrednim sąsiedztwie Marienplatz, uważnego za centralny punkt miasta. Łatwo ją zresztą zlokalizować ze względu na wysoką wieżę będącą jednym z najwyższych punktów widokowych w centrum miasta. Na samą wieżę można bez problemu wejść (koszt 3 EUR), o ile ktoś nie ma problemów z chodzeniem po schodach ani klaustrofobii (momentami w przejściach na górę jest trochę ciasno).

Zresztą okratowany wąski taras na samej wieży również należy do dość ciasnych:

Image

Ze względu na liczbę turystów oraz ograniczone możliwości wyminięcia się, trzeba założyć że obejście wieży wokół zajmie ok. 20-30 minut – ale widoki są tego naprawdę warte.

Pierwsza rzuca się w oczy monumentalna katedra (Frauenkirche) – również zlokalizowana w niewielkiej odległości od Marienplatz:

Image

W tle widać wieżę na terenie parku olimpijskiego (o nim trochę później).

Ze Starego Piotra (tak monachijczycy nazywają kościelną wieżę) roztacza się piękny widok na Marienplatz oraz chyba najbardziej rozpoznawalny budynek Monachium – Nowy Ratusz:

Image

W głębi widać wspomnianą wcześniej Rezydencję oraz Englischer Garten – jeden z największych o ile nie największy park miejski Monachium:

Image

Z kolei jeszcze z innej strony w oddali widać słaby zarys Alp:

Image

Wśród innych rozpoznawalnych atrakcji Monachium warto wymienić widoczny również poniżej Viktualienmarkt:

Image

…oraz okolice Marienplatz:

Image

Zwiedzając okolice Marienplatz warto zajrzeć również do kolejnej świątyni-symbolu Monachium: Heiliggeistkirche, pochodzącej z XIII wieku:

Image

Akurat w czasie mojej wizyty okolice Marienplatz były bardzo tęczowe :-)

Image

Na placu przed ratuszem rozstawiono scenę:

Image

…na której w sobotę i niedzielę były planowane koncerty. To fotki z sobotniego:

Image

Image

Jeśli chodzi o zwiedzanie, to samo centrum Monachium jest stosunkowo łatwe do zwiedzania pieszo i szczerze mówiąc w tym miejscu polecam taką właśnie formę. Przejście tego co opisałem powyżej, z wieloma stopami, robieniem zdjęć itd. zajęło mi około 6 godzin.

Na wieczór zaplanowałem inny rodzaj monachijskich atrakcji: rundę po popularnych monachijskich browarach i ogródkach piwnych połączoną z okolicznościową degustacją :-) A uznałem, że ponieważ w sporej części są to miejsca równie kultowe jak Pałac Wittelsbachów czy Marienplatz, zasługują również na kilka zdań komentarza. Zresztą w wyniku tej wizyty stworzyłem na własne potrzeby subiektywny ranking, z którego na pewno skorzystam podczas kolejnych wizyt w Monachium.

Ale o tym napiszę w kolejnej części :-)Monachium to piwo – to oczywista oczywistość :-) Jedno jest powiązane z drugim tak samo jak plaża kojarzy nam się z wodą a pustynia z jej brakiem. Będąc zatem w Monachium nie mogłem sobie odpuścić małego wieczornego turnee po tradycyjnych miejscach, w których konsumuje się piwo.

Od razu zaznaczam, że miejsc takich w Monachium jest nieskończona ilość. W związku z tym wybór był trudny i bardzo subiektywny. To samo dotyczy moich opinii – wszystkim zalecam zachowanie odpowiedniego dystansu :-)

Nie wiem jak długa jest piwna tradycja w Monachium ale sądząc po datach rozpoczęcia działalności przez większość monachijskich browarów, która jest obowiązkowo umieszczana na sztandarach, kuflach, parasolach i wszelkiego rodzaju gadżetach, można spokojnie przyjąć, że wszystko zaczęło się dawno, dawno temu…a na pewno wcześniej niż odkryto (przynajmniej oficjalnie) Amerykę.

W sezonie ogródków piwnych w mieście jest tyle, że do najbliższego nigdy nie będzie więcej niż 5 minut spacerku. Można w nich spotkać pełen przekrój społeczeństwa jeśli chodzi o wiek i płeć. W tego typu miejscach można często także spotkać gości w tradycyjnych bawarskich strojach. Oprócz typowych ogródków jak ten w odległości kilku kroków od Marienplatz, w okolicy Viktualienmarkt:

Image

…oraz bardzo spontanicznych jak ten wykorzystujący jako chłodziarkę jedną z miejskich fontann (ta sama okolica):

Image

…na uwagę zasługuje wiele lokali będącymi w stanie pomieścić jednocześnie tysiące gości – tak pod dachem jak również pod gołym niebem (ewentualnie parasolami).

Największe i najstarsze tego typu przybytki mają kilka wspólnych cech. Zazwyczaj goście siedzą w nich nie przy typowych restauracyjnych stolikach, tylko przy krótszych lub dłuższych drewnianych ławach. Zazwyczaj serwowane jest w nich piwo pochodzące z jednego browaru, a kelnerzy ubrani są w tradycyjne mundurki. Przy zamawianiu warto pamiętać, że duże piwo w tego typu lokalach zazwyczaj oznacza 1 litr – podawany w potężnym kuflu:

Image

Jeśli chodzi o jedzenie to menu jest zazwyczaj krótkie ale porcje potężne. Pozycje obowiązkowe to golonka, kiełbaski, sałatka ziemniaczana, kwaszona kapusta oraz precle (w przeróżnych kombinacjach).

Swój przegląd zacznę od najbardziej oklepanej i popularnej wśród turystów hali piwnej czyli Hofbräuhaus. Niepozorny z zewnątrz narożny budynek, położony w odległości 5 minut spaceru od Marienplatz przy Münzstraße kryje jeden z rajów dla piwoszy:

Image

Tradycje browaru sięgają XVI wieku, o czym nie pozwala nam on zapomnieć ani chwili.

Sale hali są bardzo charakterystyczne, w większości z licznymi malowidłami i zdobieniami:

Image

Image

Nad najlepszymi jeśli chodzi o lokalizację stolikami wiszą tabliczki "Stammtisch" informujące, że jest on przeznaczony tylko dla stałych bywalców. Kiedyś tego przestrzegano, dzisiaj może sobie na tych miejscach usiąść każdy – o ile nie są zarezerwowane.

Zresztą stali bywalcy mają w Hofbräuhaus mają jeszcze jeden ciekawy przywilej. Konsumując piwo, mogą oni korzystać ze swoich – zawsze tych samych kufli, które na czas nieobecności stałego bywalca zamykane są w specjalnych szafkach:

Image

Image

W centralnym miejscu – pomiędzy salami – znajduje się podium dla orkiestry, która w godzinach wieczornych zapewnia bawarski repertuar będąc uciechą co poniektórych gości, którzy próbują czasem nawet nią dyrygować:

Image

Image

Praca kelnera – tak w tym jak i w innych lokalach tego typu do lekkich nie należy.

Image

Musi być on przygotowany na to, aby utrzymać w jednym ręku nawet 5 jednolitrowych kufli. Biorąc pod uwagę, że pusty kufel waży niewiele mniej niż znajdujące się w nim piwo daje to jakieś 10 kg na jedną rękę.

Pomiędzy gośćmi krążą ubrane w bawarskie kubraczki sprzedawczynie precli – muszę uczciwie przyznać, że jedne z lepszych jakie jadłem w Monachium (z masełkiem i różnymi dodatkami):

Image

A piwo ? No cóż – jak dla mnie niestety przeciętne. Wypiłem jednego lagera, który mnie niczym nie powalił i poszedłem dalej.
Podsumowując wizytę w Hofbräuhaus mogę powiedzieć, że lokal na pewno warto zobaczyć – szczególnie w godzinach wieczornych, kiedy jest w nim dużo gości, gra orkiestra, wszędzie uwijają się kelnerzy objuczeni kuflami. Miejsce ma niewątpliwie swój klimat chociaż jak dla mnie przypomina trochę cyrk dla turystów z ładną scenografią – z autentycznością ma niewiele wspólnego. Jest to bardziej już chyba atrakcja turystyczna niż autentyczna bawarska piwiarnia dla lokalsów. Dla zainteresowanych jest tutaj nawet sklepik z gadżetami. W każdym razie za scenografię przyznałbym im 10/10, podobnie jak za precle :-) Za piwo niestety tylko połowę z tego.

Zacząłem od Hofbräuhaus ale nieco wcześniej, przechodząc obok Goetheplatz wpadłem na chwilę (tzn. na długość jednego piwa) do kolejnej znanej knajpy należącej do Paulaner Bräuhaus. Położony jest przy Kapuzinerplatz, nieco dalej od centrum - to od razu było widać – turystów zero.

Image

W tym miejscu usiadłem w ogródku i muszę powiedzieć, że może dlatego, że było relatywnie wcześnie (ok. 17) a może dlatego, że siedziałem właśnie w ogródku - jak dla mnie miejsce to nie ma zupełnie klimatu – zwykły ogródek piwny. Dużo lepsze wrażenie zrobiły wnętrza:

Image

Image

Z kolei piwo było niezłe ale na pewno nie perfekcyjne. Zapewne duża w tym zasługa tego, że nie było pasteryzowane. Kartoffelsalat poprawny ale na pewno nie taki, którego zapamiętuje się na dłużej. Podsumowując: lokal w mojej subiektywnej skali dostał co najwyżej 4/10, piwo za to 8/10.

Kolejny na mojej trasie był Augustiner Bräustuben położony w okolicy dworca kolejowego przy Landsbergerstr.

Na pierwszy rzut oka jest to miejsce inne niż poprzednie – nie ma tutaj jednej wielkiej sali tylko dużo mniejszych (jest również taras). Nad wejściem wisi obraz przedstawiający patrona browaru – św. Augustyna:

Image

Jeśli chodzi o samo miejsce, okazało się być najbardziej autentycznym z tych, które odwiedziłem. Od razu rzucił się w oczy praktycznie brak turystów. Od Hofbräuhaus lokal różnił się także brakiem wydawałoby się obowiązkowej orkiestry, ale po paru minutach stwierdziłem, że to nawet dobrze bo można było nawiązać jakąś konwersację ze współbiesiadnikami. Usiadłem przy wolnym stoliku naprzeciw kuchni. Po paru minutach dosiadł się do mnie najpierw jeden z później jeszcze drugi Niemiec – jak się chwilę potem okazało stali bywalcy tego miejsca. Jak się okazało usiadłem właśnie przy Stammtisch, ale lokalsi nie tylko mnie stąd nie wyprosili ale zaczęli ciekawą konwersację. Początkowo musiałem się wznieść na wyżyny i otworzyć w swoim mózgu wszystkie szufladki z napisem "niemiecki" – ale z biegiem czasu (i ilości piwa), konwersacja była coraz płynniejsza a takie detale jak właściwe rodzajniki, odmiana czy czasy nie przeszkadzały nam w sprawnym porozumiewaniu się :-) Obsługująca nas kelnerka, którą moi współbiesiadnicy nazwali Helgą (nie wiem czy tak miała naprawdę na imię) dbała, żeby nam niczego nie brakowało.

Poniżej zamieszczam kilka fotek z tego przybytku:

Image

Image

Image

Podsumowując: miejsce zdecydowanie polecam, tutejsze piwo oceniam najwyżej spośród tych, które miałem okazję pić w Monachium: 10/10. Sam lokal również wysoko, notka 8/10 myślę, że jest w pełni zasłużona.

Po tej wizycie, korzystając z tego, że jestem w okolicy głównego dworca kolejowego przeszedłem na drugą stronę torów, gdzie znajduje się jeden z najbardziej znanych ogródków piwnych Monachium: Augustiner Keller.

Po drodze pokonałem imponujący most Hackerbrucke, który w godzinach wieczornych zamienia się również w jedyny swoim rodzaju "ogródek piwny". Na przęsłach mostu można spotkać dziesiątki osób konsumujących złocisty napój i wypatrujących zachodu słońca zza torów kolejowych. Romantyczne :-)

Image

Tak ten sam most wygląda za dnia:

Image

Ogródek Augustiner Keller położony jest przy Arnulfstraße, prawie naprzeciwko głównego dworca autobusowego (ZOB). Z daleka widać sztandary browaru:

Image

Ogródek jest bez przesady gigantyczny. To w zasadzie olbrzymi park, w którym rozstawione są setki ław dla gości – liczba miejsc podobno sięga 7000.

Image

Na honorowym miejscu przygrywa oczywiście orkiestra:

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (20)

metia 19 lipca 2018 09:52 Odpowiedz
Quote:Przy okazji pisząc tę relację, chciałem trochę zmienić temat bo dotychczasowe moje "osiągnięcia" w tym zakresie były wyjątkowo monotematyczne – rejsy, statki, porty itd.Przyznaję, że przez chwilę przyszło mi na myśl, jak udało Ci się tam dopłynąć, a zwłaszcza - jak przepłynąłeś z Monachium do Norymbergii :D A poza tym fajnie zobaczyć miasto, w którym niedawno się było, z perspektywy innego aparatu. Z tym, że my byliśmy tylko przejazdem (w sumie 24h) i niestety nie trafiła się pogoda, więc ogródki nie za bardzo wchodziły w grę, ale też zaliczyliśmy Hofbräuhaus (z podobnymi odczuciami). A Nymphenburg przegrał z BMW-Welt ;)
greg2014 19 lipca 2018 10:13 Odpowiedz
No z Monachium do Norymbergi statkiem byłoby faktycznie ciężko:-) Ale warto wspomnieć, że Norymberga jest na trasie bardzo popularnych rejsów rzecznych po Renie - np. z Kolonii do Pasawy. Samo miasto leży nad Pegnitz - jednym z dopływów Renu.Zresztą w Niemczech wszystkie główne rzeki połączone są systemem kanałów. Na rejs rzeczny można się wybrać nawet z Amsterdamu do Budapesztu...To oczywiście inna liga niż rejsy pełnomorskie ale bardzo popularna forma turystyki na Zachodzie. Więcej można znaleźć w popularnym serwisie poświęconym rejsom rzecznym (wersja niemiecka): https://www.flusskreuzfahrtberater.de/kreuzfahrtenA to trasa przykładowego rejs-full wypas przez pół Europy :-) https://www.flusskreuzfahrtberater.de/k ... ssau-koelnPS. W BMW Welt też byłem - napiszę o tym w kolejnej części.
metia 21 lipca 2018 18:01 Odpowiedz
Quote:św. LorenzaŚw. Wawrzyńca :)Część z Norymbergi równie przyjemna w odbiorze i napakowana informacjami, jak odcinki Monachijskie. Też sporo mi się przypomniało z wycieczki z liceum. Szkoda, że nie zabrano nas wtedy na tereny Doku-Zenter - ale zakładam, że te kilkanaście lat temu nie były w takim stopniu zagospodarowane.W ogóle uważam, że Twoja relacja jest bardzo niedoceniona. Ale chyba taki los relacji z Europy :(
greg2014 21 lipca 2018 23:01 Odpowiedz
Dzięki @metia :-) Wpisy takie jak Twój są dla mnie najlepszą motywacją :-) A co do św. Wawrzyńca to oczywiście mea culpa - tak to jest jak człowiek bez żadnej refleksji kalkuje na polski niemieckie (i nie tylko) nazwy.
greg2014 23 lipca 2018 05:08 Odpowiedz
Na koniec w ramach uzupełnienia dołączam jeszcze kilka przydatnych linków:MonachiumKomunikacja miejska (mapki, bilety itd.): https://www.mvg.de/Muzeum - Rezydencja: http://www.residenz-muenchen.de/Pałac Nymphenburg: http://www.schloss-nymphenburg.de/Olympiapark: https://www.olympiapark.de/de/olympiapark-muenchen/BMW Welt: https://www.bmw-welt.com/en.htmlEnglischer Garten: https://www.muenchen.de/sehenswuerdigke ... 20242.htmlNorymbergaKomunikacja miejska (mapki, bilety itd.): https://www.vag.de/Pałac Sprawiedliwości: https://museen.nuernberg.de/memorium-nu ... ngszeiten/Doku-Zentrum: https://museen.nuernberg.de/dokuzentrum ... ngszeiten/Zamek w Norymberdze: http://www.kaiserburg-nuernberg.de/
qba85 13 sierpnia 2018 15:57 Odpowiedz
metia napisał:W ogóle uważam, że Twoja relacja jest bardzo niedoceniona. Ale chyba taki los relacji z Europy :(A dziwisz się? Niemcy to taki kierunek, że ja np. nie przeczytałbym tej relacji, gdyby nie była nominowana w lipcu ;) co nie oznacza, że nie jest ciekawa, bo jest 8-)
metia 13 sierpnia 2018 16:19 Odpowiedz
@Qba85Ja czytam relacje z różnych części świata, również z tych, w które nigdy się nie wybiorę, bo to nie moje klimaty (vide np. rejs na Antarktydę), więc to dla mnie żaden argument ;) Po prostu mam wrażenie, że relacje z Europy ogólnie przegrywają z relacjami spoza Europy już na wstępie. Ale tak już chyba jest, że ludzie najchętniej czytają relacje szalone, ekscytujące, egzotyczne. Dlatego staram się doceniać te niefajerwerkowe, ale równie interesujące :)
qba85 13 sierpnia 2018 16:28 Odpowiedz
W zasadzie miałem na myśli to samo - Niemcy to mało widowiskowy, ekscytujący i egzotyczny kierunek, więc jeśli ktoś się tam nie wybiera i relacja nie jest nominowana to raczej trudno tam trafić ;) nie wszyscy mają czas i chęci, by czytać wszystko :P
pabloz 13 sierpnia 2018 16:33 Odpowiedz
Większość atrakcji (+darmowy transport miejski) dostępna jest przy zakupie 2-dniowej karty turystycznej.http://www.getyourguide.com/nuremberg-l ... rth-t4953/Dodatkowo, przy zakupie karty, w informacji turystycznej można poprosić o darmowe vouchery na podziemne trasy turystyczne, w tym mini-browar i destylarnia whisky (wejście na określone terminy):http://www.historische-felsengaenge.de/ ... llars.htmlhttp://museums.nuernberg.de/world-war-art-bunker/
greg2014 13 sierpnia 2018 17:52 Odpowiedz
@Qba85 i @metia - coś w tym jest z tym docenianiem/niedocenianiem relacji z Europy na forum.Właśnie spojrzałem przed chwilą na historię swoich relacji i widzę, że największym powodzeniem cieszyły się Karaiby i okolice czyli egzotyka. Mówiąc krótko @metia ma rację :-)Na drugim biegunie jest moja majowo-czerwcowa relacja z rejsu po norweskich fiordach, które nie ukrywam że dla mnie były taką perełką, że w przyszłym roku będę polował znowu na jakiś rejs w te okolice - ale na innej trasie. Aczkolwiek w tym przypadku może jakieś znaczenie ma fakt, że ta relacja akurat się nie "załapała" na konkurs.Tak czy inaczej dzięki za Wasze opinie - dobrze wiedzieć, że nawet z oklepanej Europy czasem warto coś napisać :-)
pabloo 13 sierpnia 2018 18:33 Odpowiedz
Dlatego postuluję, by jeśli ktoś chce zagłosować w ankiecie na relację miesiąca, to wcześniej przeczytał wszystkie zakwalifikowane prace. Bo zdarza się, że dużo więcej głosów ma relacja tylko dlatego, że jest z egzotycznego miejsca, a przy tym inne wydają się być w ogóle nieczytane(mało polubień itd.). ;)
metia 13 sierpnia 2018 18:33 Odpowiedz
Być może administracja powinna rozważyć wydzielenie dla relacji z Europy osobnego głosowania? Może nie w trybie miesięcznym, ale np. dwumiesięcznym? Mam wrażenie, że ilość relacji z Europy by w takiej sytuacji wzrosła. W tej chwili piszę relację z Lefkady, mam materiał na kolejną, ale sama się zastanawiam, czy mi się chce, skoro mało kto to przeczyta, bo to tylko Europa i nie będzie żadnych fajerwerków ;)
greg2014 13 sierpnia 2018 19:13 Odpowiedz
@metia - nie zniechęcaj sie mimo wszystko?Ja tez walczyłem ze sobą kończąc relacje z fiordów ale nie żałuje. Zreszta relacji nigdy nie pisałem dla udziału w konkursie-gdy pisałem pierwsza nawet nie wiedziałem, ze jest jakis konkurs...Mimo wszystko zawsze wychodzę z założenia, ze informacje z relacji komuś sie przydadzą a kogoś moze zainspirują.Chociaż z drugiej strony troche rozumiem bo doskonale wiem ile czasu zajmuje napisanie czegoś w miare sensownego z dłuższego wyjazdu, czego potem czlowiek nie bedzie sie wstydzil?
metia 14 sierpnia 2018 00:17 Odpowiedz
@greg2014Konkursy na relacje są na bardzo dalekim planie, nie łudzę się nawet, że kiedyś do jakiejś edycji trafię ;) Bardziej chodzi mi o ogólne zainteresowanie - dwa ostatnie odcinki z Lefkady miały ok. 300 wyświetleń, a reakcji w jakiejkolwiek formie tyle, co kot napłakał. Ale nie poddaje się, brnę dalej i pewnie kolejną relację też napiszę ;)
kat-lee 14 sierpnia 2018 01:14 Odpowiedz
No to ja mam trochę inaczej, bo czytam właśnie głównie relacje z Europy, czyli z miejsc, gdzie już byłam albo na pewno pojadę. No bo prędzej wyląduję w Monachium niż na Antarktydzie ;) Poza tym uwielbiam oglądać znane rzeczy z cudzej perspektywy, a przy okazji kradnę pomysły na własne wyjazdy :D nie dotyczy Azji, którą uwielbiam, i szalonych RTW - tu czytam wsjo jak leci bezkrytycznie :DBtw, zerknełam na ceny tych rzecznych rejsów. Czy mi sie wydaje, czy są dużo wyższe niż niektóre karaibskie? :DTak czy siak - super relacja!
greg2014 14 sierpnia 2018 06:59 Odpowiedz
@kat_lee - dzięki :-)Co do rejsów rzecznych to ja na pierwszy krótki rejsik - do Niemiec zresztą :-) wybieram się za około miesiąc więc wtedy będę miał własne doświadczenia. Kupiłem go z ciekawości, żeby zobaczyć właśnie jak to jest korzystając z jakiejś promocji - aktualnie na większości rzek w Niemczech ze względu na upały są bardzo niskie stany wód co generuje duże problemy z prawidłowym przebiegiem tych rejsów i niektórzy organizatorzy mają pewnie jakieś pule kabin z rezygnacji.Ale faktycznie, tak jak piszesz wiele rejsów rzecznych jest droższa od większości rejsów pełnomorskich. Wynika to po chyba z tego, że popyt na tego typu rejsy jest bardzo duży z podaż z różnych powodów ograniczona. Warto też pamiętać o bardziej kameralnym charakterze takiego rejsu - w rejsie rzecznym uczestniczy zwykle ok. 100-200 osób (w zależności od statku) a w pełnomorskim nawet duże kilka tysięcy. Bardzo często (chociaż nie zawsze) cena takiego rejsu obejmuje jakiś pakiet wycieczek, all inclusive, internet - czego zwykle nie uwzględnia się w bazowej cenie rejsu pełnomorskiego. Z drugiej strony statek na rzece zazwyczaj nie oferuje nawet ułamka tego, czego można doświadczyć na morzu...ale z drugiej strony można z góry założyć, że nie będzie sztormu ani, że nie będzie jakoś zauważalnie (o ile w ogóle) bujało :-) Mówiąc krótko - inny produkt.
brzemia 14 sierpnia 2018 08:33 Odpowiedz
Czekam na relację. Sam myślałem o Dunaju.Wysłane z taptaka.
qba85 14 sierpnia 2018 10:23 Odpowiedz
metia napisał:@greg2014Konkursy na relacje są na bardzo dalekim planie, nie łudzę się nawet, że kiedyś do jakiejś edycji trafię, bo ani u mnie talentu powieściopisarskiego nie ma, ani super pięknych zdjęć ;) Bardziej chodzi mi o ogólne zainteresowanie - dwa ostatnie odcinki z Lefkady miały ok. 300 wyświetleń, a reakcje w jakiejkolwiek formie chyba ze dwie były. Ale nie poddaje się, brnę dalej i pewnie kolejną relację też napiszę ;)A to akurat dziwne, bo kierunek akurat - jak na Europę i Grecję - dość "egzotyczny" ;) pomyśl, że teraz może przeczyta niewielu, ale później ludzie zainteresowani kierunkiem na pewno na nią trafią... Nie jest to przecież Praga, Budapeszt lub Berlin, czyli 3 najbardziej sztampowe europejskie kierunki z Polski ?
brzemia 23 września 2018 16:45 Odpowiedz
Tegoroczny Octoberfest otwarty. Kufel piwa kosztuje ponad 11E [emoji848]Wysłane z taptaka.
greg2014 23 września 2018 21:56 Odpowiedz
Czyli coroczna podwyżka ceny piwa na Oktoberfest stała się już prawdziwą nową świecką tradycją:-)Rok temu piwo na OF kosztowało 10,5 EUR a w 15 lat temu - w 2003 roku 6,3 EUR. W każdym przypadku za skromny litrowy kufelek.Parę miesięcy temu, gdy pisałem tę relację w niektórych naprawdę niezłych miejscach w Monachium płaciłem ok. 3 EUR/500 ml...aż trudno dzisiaj uwierzyć.