+1
Bubu69 8 sierpnia 2018 22:23
IMG_7868r.jpg



Fot.292

IMG_7864s.jpg




Ale zaraz zaraz….. Do góry wcale łatwo się nie szło… a tu na punkcie widokowym jakaś mama z małymi dziećmi… hmmm, może szli powoli, dzieci mają zawsze energię, jakoś doszli… chłopak w trampeczkach, ubrany jak zwykły turysta, ani trochę nie wyglądał, jakby był zmęczony szlakiem… coś nam tu nie pasuje. W końcu - facet w garniturze ! No ja pierniczę, czy znowu daliśmy się zfrajerować :P?. No i widzimy znak - parking Glacier Point w tamtą stronę. Czyli do cholery, tu można było przyjechać autem!? Oczywiście, że tak - w Ameryce każdy może zobaczyć najpiękniejszy widok i nie kiwnąć nawet palcem :P. Tak więc, jakby ktoś planował podróż do Yosemite, to informuję, że można tam dojechać samochodem :). Ale jak podeszliśmy, żeby sprawdzić czy to prawda, to okazało się, że auta stoją w strasznym korku, żeby w ogóle wyjechać, a sam parking jest bardzo malutki, więc jest mała szansa, aby postawić auto (zwłaszcza koło godz.10-12). Tak że stwierdziliśmy, że nie jesteśmy w ciemię bici i kto jak kto, ale my dobrze zrobiliśmy, że sobie tu na luzie weszliśmy, a inni muszą teraz stać w korku. A tak, to my sobie na spokojnie zejdziemy i za 2:30 h jesteśmy z powrotem na dole :P. A co się naoglądamy widoków to nasze (a nie tak iść na łatwiznę :P).


Od wejścia na szczyt, trzeba iść na lewo, gdzie mieści się właśnie Glacier Point. Ale wszędzie widoki są cudowne i wyglądają jak z obrazka!


Fot.293

IMG_7673t.jpg



Fot.294

IMG_7698u.jpg



Fot.295

IMG_7737wa.jpg




Po krótkiej chwili przerwy i zjedzeniu w schronisku „hot dog with polish sausage” zaczęliśmy schodzić na dół (tak więc nasze polskie kiełbasy docierają nawet na amerykańskie szczyty - jakkolwiek to znowu brzmi :P). Niedźwiadków nadal nie było, ale za to widoki nieziemskie!


Fot.296

IMG_7861w.jpg



Fot.297

IMG_7754x.jpg



Fot.298

IMG_7772y.jpg




Dotarliśmy do auta, ale w tym punkcie można było przejść na drugą stronę przez polanę i dojść do wodospadu Yosemite Fall. Z daleka widać go w całości, ale jak się podejdzie, to dla oczu dostępna jest tylko niższa część, pod którą można podejść bardzo blisko!


Fot.299

IMG_7778z.jpg



Fot.300

IMG_7782aa.jpg



Fot.301

IMG_7830bb.jpg



Fot.302

IMG_7792cc.jpg



Fot.303

IMG_7845dd.jpg



Fot.304

IMG_7851ee.jpg



Fot.305

IMG_7838ff.jpg




Wróciliśmy do auta i po całym dniu wędrówki skierowaliśmy się z powrotem do motelu. Całe zwiedzanie doliny Yosemite zajęło nam mniej więcej 8 godzin. Tak więc nie było jeszcze tak późno (chociaż z parku też trochę się wyjeżdża, zwłaszcza, że w jednym momencie robili drogę i był ruch wahadłowy). Tym razem poszliśmy na basen wewnętrzny, aby się odprężyć. Oczywiście w trakcie pływania zagadała nas pewna pani, z którą oprócz standardowej rozmowy o życiu, zeszliśmy na temat mistrzostw świata, które właśnie się jakoś rozpoczęły. Hmm, ciekawe kto wygra, no i jak poradzi sobie Polska ;). Potem poszliśmy sobie na kolację do baru i co mogliśmy wziąć innego jak nie frytki :) (i piwo rzecz jasna :)). Znowu kąpiel w naszym prywatnym jacuzzi i do spania. Że też ja wpadłam na ten pomysł podróży do Ameryki :)!


Fot.306

IMG_7875.jpg

Tak, ja też miałam to na myśli! Czyli jednak stoi? Czytałam na jednym blogu gdzieś, że ten tunel już nie istnieje, bo drzewo się zawaliło... Przepraszam, jeśli wprowadziłam kogoś w błąd, jeśli nadal można tamtędy przejechać, to coś cudownego :)! My właśnie tam nie dotarliśmy... @QbaqBA, a czy mógłbyś sprecyzować, w którym miejscu się on znajduje?@channel - szlak na szczęście jest w miarę łagodny, jeśli chodzi o chodzenie przy przepaści :). W zasadzie to prawie w ogóle czegoś takiego nie ma, głównie osłaniają Cię drzewa, a droga jest w miarę szeroka, możesz śmiało iść, bez zastanawiania :) (chyba że sobie wjedziesz autem :P).
Fajnie, że czytacie :)!@maginiak - jak to nie pojechaliście :), ja nie wiem co to się mogło stać, że zostaliście w domu, pewnie miała w tym udział jakaś złamana noga czy coś :P. Ale cieszę się, że dzięki mojej relacji wróciliście do swoich myśli o wyjeździe tam :), dawajcie!

@As.Pe - proszę bardzo, ja też inspiruję się czytając relacje innych, sami fajni tu Forumowicze, z ciekawymi wyprawami :)@Mixsa - ooo, to już niedługo!! Zazdroszczę :), sama bym tam wróciła! Uważaj na misie ;)Dzień 12. Yosemite NP / Bodie 18.06.2018

El Portal – Yosemite NP : Tioga Road – Bodie - Stateline (South Lake Tahoe)


Na dzisiejszy dzień zaplanowany był tylko przejazd przez park Yosemite, zwiedzanie historycznego, opuszczonego miasteczka Bodie i dojazd na nocleg nad jezioro Tahoe.

Mieliśmy jechać przez główną i znaną ze swych pięknych krajobrazów drogę Tioga Rd. Ogólnie w całym parku, a przynajmniej w większości, nie było zasięgu komórkowego ani gps. Dlatego też motel pobierał sobie opłatę za wifi, bo nie było innego dostępu.

Po dobrym i obfitym śniadanku ;) wyruszyliśmy w drogę.

Jak to zwykłam robić przed wyjazdem, obczaiłam sobie drogę Tioga na mapie jak to wygląda. Wiedziałam, że niedaleko od wjazdu do parku Yosemite trzeba będzie na nią zjechać (znak widziałam w dniu wczorajszym), a potem to prosta droga – taka jestem niezła w mapach, jedno spojrzenie i już wiem gdzie jechać ;). A przez to, że nie było zasięgu gps, to droga w mapach offline nam się nie pokazywała, nawet po przełączeniu na online. Ale to nie ważne, skoro trasa jest jedna, każdy wie, że Tioga prowadzi przez park na prawą stronę i tyle, wielka filozofia. Zatem jechaliśmy sobie przyjemnie naszym Nissanem przed siebie. Z opinii wiedziałam, że widoki na tej trasie są przepiękne, więc tylko czekałam aż to wszystko zobaczę (no i misia rzecz jasna, już byłam zdecydowana).

No i jedziemy sobie i jedziemy, krajobrazy niby ładne, ale nie tego się spodziewałam. Głównie lasy, czasem jakieś wysuszone łąki, nic poza tym. Zastanawiałam się nad czym to tak ci ludzie się zachwycają. Dosyć długo jechaliśmy i wezbrało we mnie zdziwienie skąd nagle pojawiają się znaki na San Francisco? Przecież to nie w tę stronę... Hmm, coś tu jest nie tak :P. Postanowiliśmy się zatrzymać i spytać o drogę w przydrożnej knajpie. Tak więc poszłam ja, no bo przecież wiedziałam gdzie się znajdujemy i gdzie chcemy jechać. Zagadałam kelnera gdzie my teraz jesteśmy (ach te moje gadki "która to teraz godzina" i pytania egzystencjalne "gdzie to ja teraz jestem", taaa...) i odpaliłam mapę. Pokazuję mu, że my chcemy jechać na Lee Vining, bo potem kierujemy się tam dalej do góry. I daję mu telefon, żeby pokazał mi gdzie też jesteśmy. A on przesuwa tę mapę w innym kierunku, gdzieś wyżej, zupełnie coś facet myli. I myślę sobie "on się całkowicie nie zna na mapie" i zabieram mu telefon i znowu mu pokazuję, że to nie tu, gdzie on szuka, że wyjechaliśmy stąd i chcieliśmy jechać tam, więc gdzie my na tej trasie się znajdujemy. A on znowu przesuwa w innym kierunku. Myślę sobie "dobra facet, trudno, jak sobie nie poradzisz to gdzie indziej spytam, nic się nie stało, jakoś dojedziemy". No i on nagle mi pokazuje, że znajdujemy się w okolicach Groveland! Zdania typu "oh my god" , "really?" , "are you joking" przewinęły się tam kilkukrotnie, a przemiły pan kelner, jakże znający się na ustaleniu punktu odniesienia powiedział, że w Yosemite Valley powinniśmy w pewnym momencie skręcić w prawo na zjazd "Crane coś tam" i po prostu "Tioga Pass". No ale kto by pomyślał, że ta droga nie jest "prosta" :P?? Tak więc musieliśmy się cofnąć chyba ponad 40 km, jak nie więcej, żeby w końcu wjechać na właściwą trasę. Czyli ten jeden raz, jak nie było zasięgu, to musieliśmy się zgubić, ja pierniczę :)!


Mapa 7

mapa 7.png




Dotarliśmy do skrętu i mogliśmy już w spokoju jechać dalej, z nadzieją, że jak wyjedziemy z gór wróci zasięg i pokaże nam dalszą trasę. W końcu też zaczęły pojawiać się te piękne krajobrazy, których tak wyglądałam! No i to jest to! Niesamowite widoki, gdzie można by się zatrzymywać co 100 metrów i podziwiać. Na całej rozciągłości drogi znajdują się różne szlaki i punkty widokowe, ale niestety my mieliśmy już dalsze plany, tak więc jak ktoś przewiduje 2 lub więcej dni na Yosemite, to bardzo polecam tamte tereny, bo są śliczne, również jak z bajki. Jeśli jeszcze kiedyś będzie dane mi tam wrócić, to wybiorę się na któryś z tamtejszych szlaków.


Fot.307

IMG_7895a.jpg



Fot.308

DSC01221b.JPG



Fot.309

DSC01223c.JPG



Fot.310

DSC01233d.JPG



Fot.311

DSC01235f.JPG



Fot.312

DSC01236g.JPG




W końcu wyjechaliśmy z gór, złapaliśmy zasięg i nawigacja już nas dalej prowadziła (całe szczęście, a tak myślałam, że jestem dobra z geografii :P). Naszym kolejnym punktem było odwiedzenie opuszczonego miasteczka Bodie, które akurat znajdowało się mniej więcej na naszej trasie, tylko musieliśmy kawałek odbić. Droga do niego prowadzi przez odludną ścieżkę piaskowo-kamienną i już się zastanawiałam, gdzie to ja znowu nas wyprowadziłam. Myślałam też, że atrakcja ta leży tak po prostu przy drodze na uboczu, mało ludzi ją zna i tylko jak się akurat przejeżdża, to można się zatrzymać i pobuszować w opuszczonych chatach (troszkę straszne, bo wiecie, duchy i te sprawy, no ale przygoda to przygoda, jakby coś miało się dziać, to na pewno nie zachowałabym się jak te wszystkie laski w horrorach i nie biegłabym na górę, zamiast wybiec przez drzwi i tym podobne, takie scenariusze już mam dawno przerobione w myślach). Po 40 minutach jazdy po zakurzonej drodze docieramy do bramy wjazdowej do miasteczka, pojawiły się też inne auta, więc nie byliśmy tam sami. Okazało się, że teren jest ogrodzony, wjazd płatny i do tego pełna infrastruktura, parkingi, toalety, wszystko dla wygody zwiedzających.


Fot.313

DSC01237h.JPG




Bodie – historyczne miasto widmo, w którym na końcu XIX wieku odkryto pokaźne złoża złota. Ludność miała tu wszystko co trzeba, zaczynając od sklepów, szkoły, kościoła, szpitala, barów, poprzez własną straż pożarną, linię kolejową, a kończąc nawet na więzieniu. W momencie gdy zasoby się kończyły, ludzie zaczęli opuszczać swoje domy w poszukiwaniu lepszego życia gdzie indziej, a ostatni mieszkańcy wyprowadzili się stąd na początku lat 60-tych XX wieku, zostawiając większość swojego dobytku. Na szczęście w porę na miejscu pojawili się strażnicy, którzy dopilnowali, aby złodzieje nie rozkradli i nie zniszczyli żadnych domostw. W miasteczku krążą oczywiście legendy o duchach małych dziewczynek, które zginęły w strasznych okolicznościach, ale też że każdego, kto zabierze stamtąd jakąś rzecz dopadną duchy miasteczka i nie spoczną, póki nie odda się tego z powrotem na swoje miejsce.
Na szczęście nie w głowie mi takie numery, więc spokojnie mogłam się tam przechadzać i zwiedzać taką ciekawostkę :). W mieście ostało się ok.100 budynków, wokół których można sobie spacerować, a niektóre z nich otwarte są dla gości i można zajrzeć do środka. Wygląda to wszystko super, sami zobaczcie!


Fot.314

DSC01239i.JPG



Fot.315

DSC01241j.JPG



Fot.316

DSC01302ka.JPG



Fot.317

DSC01244k.JPG



Fot.318

IMG_7961u.jpg



Fot.319

DSC01258m.JPG



Fot.320

DSC01257n.JPG



Fot.321

DSC01299o.JPG



Fot.322

DSC01271p.JPG



Fot.323

DSC01252r.JPG



Fot.324

DSC01261sa.JPG



Fot.325

DSC01297s.JPG



Fot.326


Fot.327

DSC01248l.JPG



Fot.328

IMG_8393w.jpg



Fot.329

IMG_8160x.jpg



Fot.330

RJRF8372y.jpg



Fot.331

DSC01260z.JPG



Fot.332

DSC01301aa.JPG



Fot.333

IMG_8397bb.jpg



Fot.334

IMG_7973cc.jpg



Fot.335

IMG_7989dd.jpg



Fot.336

IMG_8166ee.jpg



Fot.337

IMG_8398ff.jpg




Upewniając się, że żaden duch nas nie goni (jakbym go mogła widzieć hehehe) ruszyliśmy dalej. Planem było odwiedzenie miejscowości South Lake Tahoe, która znajdowała się właśnie nad samym jeziorem oraz wykąpanie się w lazurowym odcieniu wody, jaką ponoć miało Lake Tahoe. Na drugi dzień chciałam spróbować wypożyczyć kajak i aktywnie spędzić czas. Pokój zarezerwowałam w miasteczku Stateline (graniczącym z SLT, a jednocześnie leżącym na granicy dwóch stanów – Kaliforni i Nevady), w hotelu Montbleu Casino. Jest to hotel przypominający obiekty znajdujące się w Las Vegas i pomyślałam, że może fajnie będzie do czegoś takiego wrócić po kilku nocach spędzonych wśród natury. Oczywiście zastanawiałam się także nad hotelem przy samej wodzie, z własną plażą, żeby to miało jakiś sens bycia nad jeziorem, ale summa summarum zostałam przy swoim pierwotnym wyborze (teraz wybrałabym inaczej).


Droga fajna, prowadząca pod koniec przez góry, więc dojeżdżając miałam nadzieję na piękny widok na całe jezioro. Jednak nie do końca było widoczne, ale jeszcze nic straconego. Sama miejscowość ciekawa, przypominająca górskie miasteczka, ale nastawiona bardziej na sezon zimowy - wyciągi narciarskie itd. Dojechaliśmy do naszego hotelu z wielkim parkingiem i znowu zaczęło się targanie walizek po tym całym gmachu :) (z resztą noclegów mieliśmy szczęście, bo jedno- czy dwuparterowe motele mają często podjazd pod sam pokój).

I tu właśnie miałam swój pierwszy problem z zarezerwowanym noclegiem, który opiszę jako radę dla innych. Obeznanych w temacie odsyłam akapit dalej, ale stawiających swe pierwsze kroki w zagranicznych rezerwacjach zapraszam do lektury jako "ciekawostkę" :). Otóż bukując wcześniej pokoje, robiłam to na koncie męża, czyli z jego imieniem (wszystko na bookingu, tak jak wcześniej pisałam). Ale gdy potwierdzenia rezerwacji przychodziły na jego maila, w związku z czym on widział gdzie jedziemy i będziemy spali, to w ramach idei niespodzianki, postanowiłam zmienić maila na swojego i jednocześnie konto na moje imię, w razie gdyby w momencie zapłaty chcieli użyć karty kredytowej na te same dane (nie wiedziałam jeszcze jak to tam wygląda, więc nie chciałam problemów, oczywiście jak się okazało, to niepotrzebnie się martwiłam). Więc w zrobionych już rezerwacjach EDYTOWAŁAM tylko dane wynajmującego, zmieniając na siebie. I teraz w recepcji pani mi mówi, czy zgadza się, że mam 2 rezerwacje, na imię męża i moje. Ja mówię, że nie, jest tylko jedna rezerwacja, bo zmieniałam dane, że wcześniej był M, a teraz jestem ja i tyle. Jednak pani mówi, że ona widzi dwie, ale to nic takiego, ona tamtą drugą jakby anuluje, a ja mam sobie wyjaśnić to z bookingiem, bo to jest błąd po ich stronie. Nie zrozumiałam też czy w takim razie mam za obie zapłacić, tzn. czy mi to ściągną, ale w sumie myślę, że może nie, bo tak na luzie powiedziała, jakby faktycznie nic się nie stało. Mimo to podczas zapłaty podała mi inną kwotę do uregulowania, niż tę którą miałam zapisaną w swoim notatniku. Myślę, ok, może coś się zmieniło, było to chyba ok.30 $ więcej, no ale dobra. Zapłaciłam też inną kartą, niż tą co użyłam do rezerwacji, bo tą nową debetową. I teraz tak, aby dokończyć ten wątek. Rano okazało się, że na wycieraczce pod drzwiami leży rachunek, ze ściągniętą drugą kwotą, z pierwszej karty, czyli jednak mi pobrali. Ale tak jak mi pani powiedziała, uwierzyłam, że błąd popełnił booking, który może zdublował rezerwację w momencie jak edytowałam dane. Tak też to zostawiłam z myślą zajęcia się sprawą po powrocie.
Dodatkowo w międzyczasie hotel w miejscowości Moab pobrał mi kasę z karty, mimo że zgodnie z regulaminem i zrobioną rezerwacją anulowałam o czasie dany nocleg, wiedząc już, że tam nie dojedziemy (okolice Arches NP, za Monument Valley). Czasami motele pobierają jakąś kwotę w celu weryfikacji karty, ale to raczej przed samym noclegiem jak już, a tu ewidentnie pobrali po tym jak tam już nie dojechałam.
Obydwie sprawy zaczęłam wyjaśniać po powrocie. I tu możliwości reklamacji są dwie. Albo używamy do tego celu formularzy reklamacji dostępnych na bookingu (trochę trzeba się naszukać) albo dzwonimy po prostu telefonicznie. Najpierw próbowałam zrobić pierwszą opcję, ale nie będąc pewną czy mi się udało to stwierdziłam, że zadzwonię. Po połączeniu się z nimi rozmawiałam z panią po polsku i opisałam obydwie sytuacje.
Pierwsza to, że ściągnęli mi kasę za niewykorzystany nocleg, anulowany o czasie - oni wtedy kontaktują się z motelem w celu wyjaśnienia sprawy i motel ma czas chyba 5 lub 7 dni na odpowiedź, jeśli nie odezwie się lub nie wypłaci im pobranych pieniędzy to tak czy inaczej booking mi zwraca. W moim obowiązku jedynie jest przesłanie wyciągu z karty na dowód, że pobrali mi pieniądze. Wtedy oczekuję po prostu na znak lub zwrot.
Druga sytuacja była bardziej skomplikowana, gdyż okazało się, że ja dałam się trochę zrobić i może być problem z odzyskaniem pieniędzy. Bo wygląda to tak (dla hotelu), jakbym zrobiła sobie na miejscu drugą rezerwację i zapłaciła jeszcze inną kartą niż użytą dla bukowania, a teraz chcę od bookingu zwrot kasy (za teoretycznie mój błąd). Oczywiście pani wiedziała, że to ich wina i nie ulega to wątpliwości i że sama była w kilku hotelach tych co ja (ale fajnie :)) i wie, że często trudno jest się z nimi dogadać. Więc niestety to przez niekompetencję pani z recepcji, która powinna spojrzeć na obydwie rezerwacje i zobaczyć, że jest ten sam nr rezerwacji, bo nie mogło być inaczej i by wiedziała, że jest tylko jedna. A przez moją niewiedzę doszło do takiej pomyłki i może być ciężko to odkręcić. My tak często nie wyjeżdżamy, więc nie znam się na tym co robi się w takiej sytuacji, a powinno się zrobić tak : w momencie jak jest problem na recepcji, to od razu dzwonimy do bookingu (oni są 24 h na infolinii) i wtedy oni wyjaśniają to na miejscu. Taką radę dostałam od pani i Wam przekazuję (gdyby ktoś jeszcze nie wiedział), podobno taka powinna być procedura. Tak więc po wszystkich konsultacjach i wyjaśnieniu problemu (tutaj też musiałam wysłać potwierdzenie z banku) miałam oczekiwać na kontakt od bookingu.
Minęło trochę czasu i obydwie moje reklamacje zostały rozpatrzone pozytywnie :)!!! Po uprzednim telefonie z infolinii i potwierdzeniu reklamacji, dostałam przelew na obydwie karty :)! Tak więc jestem bardzo zadowolona z tej firmy i ze szczerym sercem mogę ich na 100 % polecić :)! Ja na pewno będę korzystać z ich usług za każdym wyjazdem :)


A teraz wróćmy dalej do wyjazdu :). Wiem, że czytaliście iż moim planem na spędzenie czasu w tej ciekawej miejscowości będzie kajakowanie, a już co najmniej pływanie w lazurowym odcieniu wody. Otóż okazało się, że planując wyjazd kilka miesięcy wcześniej zgadaliśmy się z mężem w jakich dniach będziemy w San Francisco. I jestem pewna, że mówiąc mu 19 -20 sierpnia dodałam, że 19-tego będziemy tam POPOŁUDNIU, a nawet i później (w zależności jak szybko wyjedziemy ze Stateline). On twierdzi, że na bank mu tego nie mówiłam, tylko podałam te daty i to wszystko. No cóż, damskie słowo przeciwko męskiemu, nie rozwiążesz tej trudnej zagadki :). W związku z czym on planując sobie jedną, jedyną rzecz, którą wiedział, że będzie robił, umówił się w SF w studiu tatuażu na zrobienie kolejnego tattoo (teraz już kolejnego, wtedy miał być pierwszy i jedyny ;)). W Polsce zazwyczaj trzeba dłużej czekać na terminy, więc i tam chciał sobie zarezerwować czas. Aha, no i oczywiście zrobił to na 12 w południe. Czyli będąc w Stateline pod wieczór musieliśmy być już następnego dnia rano w SF. Świetnie :). Tak więc przejechaliśmy się po South Lake Tahoe nie wiedząc gdzie co jest i jakie atrakcje (tak, tu też nie zdążyłam za dużo przestudiować, ale w końcu wypożyczalnię kajaków na pewno łatwo znaleźć, u nas w Polsce podchodzisz do jednego brzegu, w jednej miejscowości na krzyż i już jest). W tych okolicach zrobiło się już chłodno, tak na bluzę i kurtkę i męża też trochę rozweseliła moja chęć popływania w jeziorze, ale co, nie można sobie czasem czegoś głupiego wymyśleć :P? (a i na złość bym tam weszła, żeby tylko mu pokazać :P, drugi raz bym się już przecież nie przeziębiła :) (a tak poza tym to się lubimy :P)). Po drodze natrafiliśmy na Denny’s , jakże polecany przez innych :) i nasz już ulubiony lokal i poszliśmy na pyszną kolację. Wtedy też stwierdziliśmy, że trudno, idziemy spać, wstajemy wcześnie rano i jedziemy do SF, żeby zdążyć być tam na 10 rano i pójść do jakiegoś baru obejrzeć mecz Polski z Senegalem! He he he :) (absolutnie nie neguję, nie wyśmiewam, po prostu tylko mi wesoło, wtedy też nie wiedzieliśmy jak wesoło będzie nam na drugi dzień :P


Fot.338

DSC01317gg.JPG



Fot.339

IMG_8106hh.jpg



Fot.340

IMG_8108ii.jpg



Fot.341


Dodaj Komentarz

Komentarze (140)

zloty 8 sierpnia 2018 22:46 Odpowiedz
Czekam!Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
88309 9 sierpnia 2018 11:17 Odpowiedz
Fajnie się zaczyna. Czekam z niecierpliwością na dalszą część relacji :)
farmer 9 sierpnia 2018 12:22 Odpowiedz
@Bubu69 super, dajesz dalej:) sam w tym roku zabiorę się za pierwszą moją relację!
oszukani 9 sierpnia 2018 18:15 Odpowiedz
Czekam na dalszą część :) za miesiąc robimy prawie identyczną trasę :)
manix2 10 sierpnia 2018 10:12 Odpowiedz
Fajna, szczegołowa relacja. Minęło zaledwie 4 lata kiedy tam byłem a wydaje się, że to wieki temu. Czekam na więcej.
correos 10 sierpnia 2018 10:18 Odpowiedz
@Bubu69mozesz wrzucic chocby najbardziej prowizoryczna mapke z pokonanej trasy?
farmer 10 sierpnia 2018 10:54 Odpowiedz
@Bubu69możesz też się pokusić o podsumowanie kosztów ;) założyłaś, że tego nie zrobisz, ale może jednak :) na pewno się przyda realny koszt innym forumowiczom
monroe 10 sierpnia 2018 11:23 Odpowiedz
@Bubu69Z którego dokładnie miejsca zrobiłaś tak fajne zdjęcie znaku Hollywood?
cerro 10 sierpnia 2018 14:43 Odpowiedz
Zaczęłam czytać, jestem zachwycona, czekam na dalszy ciąg. :PDo USA jakoś mnie nigdy nie ciągnęło, ale ostatnio moje podróżnicze ambicje rosną i czuję, że zdjęcia tamtejszej przyrody mogłyby mnie przekonać. :D
jerry90 10 sierpnia 2018 21:40 Odpowiedz
Super relacja. Robimy z żoną podobną - choć krótszą - trasę na początku września. Widzę parę nowych patentów (GoPro), które można wykorzystać:DCzekam na ciąg dalszy:)
88309 11 sierpnia 2018 21:12 Odpowiedz
Fajny dzień! Sporo jeżdżenia, ale tak jak pisałem w naszych wiadomościach, że to sama przyjemność :) My jechaliśmy z LA do LV i potem do GC, ale za drugim razem zrobiłbym właśnie taką trasę jak Wy. Hackberry w środku to nic innego jak sklep + jakieś pamiątki po Route 66. Zauważyliście to w Hackberry? :)
bubu69 13 sierpnia 2018 05:08 Odpowiedz
Hej @Ruben$ :), tak widzieliśmy ten podpis :lol: ! Na zdjęciu 44 tez można coś małego wypatrzeć, tak że nasi są wszędzie ;).Trasa faktycznie długa, ale uspokoiłeś mnie, że jazda tam to zupełnie co innego, więc nie miałam obaw planować takiej kilometrówki, zreszta codziennie mieliśmy długie dystanse (i tak jak pisałeś, automat, tempomat i można rozglądać się na boki :P).Bardzo Ci dziękuję za wszelką pomoc, przysłużyłeś się do fajnych wakacji :) i milo mi, że teraz Ty czytasz moją relację :).
manix2 14 sierpnia 2018 10:26 Odpowiedz
Quote:Około godziny 18 dojeżdżamy do Hackberry, przy którym znajduje się takie jakby muzeum Route 66. Niestety na pierwszy rzut oka dla nas wyglądało to na trochę starą (ale naprawdę fajną) ruderę, która była zamieszkiwana, ale myśleliśmy, że po prostu stoi tam stara buda i różne oldschoolowe auta itd. Okazało się, że do środka można było wstąpić, ale zorientowaliśmy się dopiero w momencie jak ktoś stamtąd wyszedł, a właścicielka zamknęła za nimi drzwi na klucz. Czy ktoś z Was był w środku i wie co tam jest?W środku jest sklep z pamiątkami i niewielki bar (można wypić kawę albo coś zimnego). Zabawna jest wizyta w toalecie ;) zarówno damskiej jak i męskiej.Pamiątki takie jak wszędzie przy Route 66 więc nie ma czego żałować. Warto na pewno tam się zatrzymac bo miejscówka na zdjęcia jest super.
correos 14 sierpnia 2018 10:49 Odpowiedz
Bardzo mi sie spodobalo to zdanie :) hahaha :)..... trafilas do raju za życiacodziennie jakiś burger, frytki, kurczak lub burrito, a dodatkowo w czasie jazdy autem ciasteczka i chipsy :), masakra (nie to żeby mi było źle :P)
bubu69 14 sierpnia 2018 13:45 Odpowiedz
Zarówno @Manix2 jak i @Ruben$ - dzięki za odpowiedź odnośnie Hackberry, czyli aż tak nie straciliśmy, ale jestem ciekawa zatem co się dzieje w tej toalecie :). Miejscówka tak czy inaczej bardzo fajna i klimtyczna :)Hahaha, @correos uwierz, że mi się też podobało takie menu, niestety to nie najzdrowsze jedzenie jest zawsze najsmaczniejsze, ale czego się nie robi, żeby jakoś "przetrwać" hehehe :lol:
bozenak 14 sierpnia 2018 17:41 Odpowiedz
Podoba mi się Twoja relacja :D ... jest taka ...radosna :lol: ;) . Zdjęcia piękne :)
japonka76 14 sierpnia 2018 18:51 Odpowiedz
Fajnie się Ciebie czyta. Ale narobiłaś mi smaka na te okolice, i ...mam nadzieję już niedługo sama tam pobuszować.Nie, nie przeklinasz za bardzo, bo stosujesz zdrobnienia. ;) A co do antybiotyków na wyjazdach - to czasami się przydadzą. Napiszę na PW. Czekam na więcej, i na zdjęcia koniecznie.
travelerka 15 sierpnia 2018 10:36 Odpowiedz
Bardzo lubię czytać takie historie. Mam tu na myśli, relacje pisane przez osoby, które nie są jeszcze podróżniczo zblazowane (przynajmniej takie sprawiasz wrażenie :)) i naprawdę potrafią czerpać przyjemność z wyjazdu w każdym jego aspekcie. Potrafią się po prostu z niego cieszyć. Nie zapomnę nigdy mojej podróży na Hawaje. Choć widziałam już wtedy nieco świata to jednak zrobiły one na mnie tak niesamowite wrażenie, że do dziś wspominam je z wielkim sentymentem. Spotkałam tam natomiast parę Polaków (myślę, że nacja nie ma tu nic do rzeczy, ale Ci akurat byli naszymi krajanami), którzy kręcili nosem dosłownie na wszystko, od pogody, poprzez ludzi, a skończywszy na krajobrazach, za każdym razem podkreślając, że na Jamajce to było tak, a w Tajlandii tak, itp. Brakowało im tego entuzjazmu i takiego pierwotnego zachwytu. Wtedy myślałam, że to dlatego, że zwiedzili pół świata i wszystko już dla nich wygląda podobnie. Obiecałam sobie wtedy, że jeśli też zacznę taka być to przestanę podróżować, bo to będzie tylko strata kasy. Na szczęście jeszcze nic nie zaoszczędziłam ;) i tym bardziej chętnie czytam relacje osób, które nadal mają w sobie tę dziecięcą radość z okrywania świata. Piękna podróż @Bubu69!
bubu69 15 sierpnia 2018 11:07 Odpowiedz
@bozenak , @Japonka76, @travelerka - dziękuję za miłe komentarze :)! @bozenak - owszem, na całej wyprawie czułam się radośnie i wesoło (ale przysięgam, że nie zapaliłam tam ani jednego skręta :P, jakby mogło się wydawać hehehe) - po prostu cieszyłam się bardzo tym wyjazdem!@Japonka76 - taki właśnie miałam zamiar, aby ktoś, kto mnie czyta, nabrał ochoty na wycieczkę w te strony, więc życzę Ci, aby się udało :). Czekam na info i zdjęcia oczywiście, że będą :)!@travelerka - zgadzam się z Tobą w 100%! Niestety znajdą się i tacy, którzy narzekają na wszystko i też nie wiem po co w ogóle gdzieś jadą. Na przykład nie mogę również wyrobić z osób, których wymagania chyba zawędrowały wyżej niż ich wzrost i piszą w opiniach o noclegach "dywan był brudny" albo "brak mydełka" albo "było głośno na ulicy"... no naprawdę? Jakby to miało znacząco wpłynąć na udany wyjazd... Gdy coś rezerwujesz widzisz opis, widzisz zdjęcia, jak można się wtedy do czegoś przyczepić? Uważam, że trzeba doceniać wszystko co dane jest zobaczyć i przeżyć, cieszyć się każdym dniem - jak ma się takie podejście z góry, to każdy wyjazd będzie udany, gwarantuję (a jak coś się nie uda, to przynajmniej będzie potem co opowiadać ;))! Dziękuję bardzo za miłe słowa :), mam nadzieję, że też kiedyś odwiedzę Hawaje, bo wydają się piękne ze zdjęć, a Tobie życzę kolejnych podróży :)!
dziabulek 15 sierpnia 2018 11:41 Odpowiedz
Także czytam z zaciekawieniem i uwagą, tym bardziej, że za trochę ponad miesiąc robię podobną trasę. Trochę zamartwiłaś mnie tylko tym, że w okolicy Venice Beach nie kręciła byś się w nocy. My mamy 3 noce obok plaży, bo chcemy trochę odpocząć i po wylegiwać się w słońcu. Nie zakładałem, ze po zmroku zostanie mi tylko pokój hotelowy.
88309 15 sierpnia 2018 12:06 Odpowiedz
Po prostu przy deptaku na Venice Beach bardzo dużo bezdomnych i różnej maści "dziwaków" niekoniecznie trzeźwych (i nie myślę tu o alkoholu, raczej o narkotykach). W ciągu dnia jest tam w miarę bezpiecznie bo sporo jest patroli policyjnych. Wieczorem może byc mniej przyjaźnie.
bubu69 15 sierpnia 2018 12:13 Odpowiedz
Zgadzam się z @Ruben$, kręci się tam wielu dziwnych ludzi, gadających do siebie i na pewno pod wpływem. Jak już wracaliśmy, to deptak był raczej opustoszały i było dosyć ciemno. @dziabulek pomyślcie o jakichś fajnych knajpkach w okolicy lub o nocnych przejażdżkach po atrakcjach LA (tj. np. Griffith Observatory), a w dzień śmiało możecie plażować!P.S. Dziś kolejny post z relacji :)
channel 15 sierpnia 2018 15:06 Odpowiedz
Wspaniale się czyta. :) Czekam z niecierpliwością na jeszcze. Chciałabym pojechać ale kaskę trzeba odłożyć i zejdzie mi pewnie z 5 lat :-D
bubu69 17 sierpnia 2018 17:04 Odpowiedz
@channel To dokładnie tak jak mi, ale wyczekałam i się udało :), więc życzę powodzenia, a póki co zapraszam do lektury :)!
katka256 17 sierpnia 2018 20:21 Odpowiedz
Piszesz tak ciekawie, że aż chce się, żebyś od razu opisała całą trasę. A tak trzeba czekać na kolejną wrzutkę.
bubu69 18 sierpnia 2018 09:46 Odpowiedz
@katka256 Dziękuję bardzo :), staram się pisać jak najszybciej :P, ale przygotowanie tekstu i zdjęć zajmuje naprawdę duuużo czasu! Myślę też, że czasami fajniej zobaczyć coś po trochu, niż wszystko naraz, dłużej trwa (tak jak z sezonem serialu :P). Ale miło mi za tak pozytywne komentarze, postaram się codziennie 1 dzień wrzucić ;)
dziabulek 18 sierpnia 2018 09:46 Odpowiedz
Ja także czekam, tym bardziej, że aktualnie planuje noclegi w tych okolicach na podobnej trasie i chętnie wyszukuje wszystkich rekomendacji. Co prawda część już mam zaklepane, ale sporo jest z anulacją więc kto wie czy nie posłucham się Ciebie:)
bubu69 18 sierpnia 2018 10:20 Odpowiedz
@dziabulek - to super :), ja mogę polecić naprawdę każdy nocleg w którym byłam, co prawda w jednym będzie jeszcze mały problem, ale to dopiero opiszę (za jakieś 6 dni :P). Również rezerwowałam z możliwością anulacji, to jest dobra opcja. Ale fajnie by było, jakbyście byli w tym samym miejscu, może akurat coś Ci przypadnie do gustu :)!
dziabulek 18 sierpnia 2018 15:30 Odpowiedz
No póki co czekam na dalsze odcinki aby mieć kompletną listę noclegów:)
sranda 18 sierpnia 2018 15:59 Odpowiedz
Bubu69 napisał:Widok z okna był oszałamiający, więc ustawiłam kamerkę GoPro na time lapsa, a my poszliśmy standardowo na basen.A to tak zaraz po zrobieniu tatuażu można iść na basen? ;)
cerro 18 sierpnia 2018 17:53 Odpowiedz
!!!Zgodnie z przewidywaniami, zaczęły się zdjęcia kanionów i jestem zakochana. :o Tak podobne a jednocześnie tak inne od wysokogórskich "księżycowych" widoczków - wow, wow, wow!
bubu69 18 sierpnia 2018 20:17 Odpowiedz
@dziabulek - myślę, że kolejny nocleg też Ci się spodoba, tak że jest szansa, że coś wybierzesz huhuhu :P@sranda - a no można :) - otóż w takiej małej, niepozornej mieścince jak Page, nasz "więzienny" kolega :P polecił nam super patent na gojenie się tatuażu, podobno mega nowość i bardzo się sprawdza - mianowicie przeźroczysty plaster/opatrunek o nazwie Tegaderm firmy Nexcare lub Saniderm, który nakleja się od razu bezpośrednio na tatuaż, po pierwszej dobie się zdejmuje i zakłada kolejny i zostawia już na tydzień! Rewelacja, nie trzeba nic smarować, tatuaż się sam goi, opatrunek nieprzemakalny, można z nim robić wszystko!@Cerro - oj tak, tam jest tak pięknie, że aż sama nie mogłam uwierzyć w to co widzę :)!
channel 19 sierpnia 2018 16:05 Odpowiedz
Uuuuu, czekam na "wincyj" :-)
mikus 21 sierpnia 2018 11:30 Odpowiedz
Początkowo widząc kolejną relacje z Zachodu USA, myślałem że znów powieje standardem, tymczasem Twoja relacja jest tak naturalna i spontaniczna, że czytając ją, człowiek sam się uśmiecha :) Dołączam do czytelników i...keep going !
mikus 21 sierpnia 2018 11:50 Odpowiedz
Początkowo widząc kolejną relacje z Zachodu USA, myślałem że znów powieje standardem, tymczasem Twoja relacja jest tak naturalna i spontaniczna, że czytając ją, człowiek sam się uśmiecha :) Dołączam do czytelników i...keep going !
bubu69 21 sierpnia 2018 11:50 Odpowiedz
@channel i @mikuś - dzięki wielkie, to moja pierwsza relacja :), no i jakoś tak idzie :)! Będzie więcej :P
correos 21 sierpnia 2018 11:51 Odpowiedz
:) prenumerujelink do relacji juz w ulubionych :)
88309 22 sierpnia 2018 11:02 Odpowiedz
Tak jak myślałem. Angels Landing tylko tak strasznie wygląda na zdjęciach i filmach :) Na pewno trzeba uważać bo każde poślizg może źle się skończyć. Gratuluje podejścia :)
bubu69 22 sierpnia 2018 17:56 Odpowiedz
@correos - bardzo mi miło, mam nadzieję, że kolejne posty także przypadną Ci do gustu :)!@Ruben$ - I vice versa - również gratuluję wejścia :) (cieszę się, że czytasz dalej ;))
channel 22 sierpnia 2018 22:22 Odpowiedz
Kurka, podziwiam :-) Ja mam duuży lęk wysokości do Kasprowego podchodziłam 2 razy, udało mi się dopiero od Hali Gąsienicowej ;) Może zapodaj swój filmik, z przyjemnością obejrzę. :-D
bubu69 23 sierpnia 2018 20:25 Odpowiedz
Jasne @channel , jak uda mi się jakiś filmik zmajstrować, to prześlę tu linka :). Ja też mam trochę lęk wysokości, ale naprawdę nie było tak źle ;), myślę, że tam również podjęłabyś próbę, która mogłaby z całą pewnością zakończyć się sukcesem ;)
luki 23 sierpnia 2018 20:25 Odpowiedz
Rewelacyjna relacja. Odpowiednia ilość zdjęć okraszonych ciekawym opisem, bez narzekania na cokolwiek. Czysta przyjemność podróży i czyta przyjemność czytania jej przebiegu. Aż chce się pojechać waszymi śladami.
kama1978k 24 sierpnia 2018 07:03 Odpowiedz
Boskie zdjęcia!!!Czy one sa jakość "podrasowane" czy zupełnie bez filtra? Świetna relacja- gratuluję! USA nigdy jakoś nie było na pierwszym miejscu moich podróżniczych planów ale po takim opisie......
channel 24 sierpnia 2018 10:47 Odpowiedz
O ja Cię! Dolina Śmierci była zawsze moim marzeniem! Zobaczyć wschód słońca na Zabirskie Point, Wydmy, Badwater …. taaa a mam lęk wysokości, panicznie boję się latać, i mam klaustrofobię - w sam raz na road tripa po USA :lol: :lol: Zdjęcia bajeczne! Tak pozytywnie zazdraszczam :) A jak wygląda tankowanie samochodu ? Chodzi mi o ilość i dostępność stacji paliw tak aby np. w Dolinie Śmierci nie brakło paliwa? I nie tylko, bo dotyczy to wszystkich Parków które się odwiedza.
niciej 24 sierpnia 2018 10:47 Odpowiedz
W Death Valley jest stacja - jak byłem z miesiąc temu chcieli tam 5$ za galon (w tym samym czasie koło LV płaciłem 3$/galon, a w SF 4$/galon;))
bubu69 24 sierpnia 2018 14:36 Odpowiedz
@kama1978k - dzięki :), niektóre zdjęcia mają zmieniony odcień, ale to widać, natomiast większość ma troszkę wzmocnione kolory, ale tylko dlatego, że w aparacie jednak te kolory bledną, a na żywo wyglądają tak jak właśnie na załączonym obrazku :). Więc mam nadzieję, że po przeczytaniu nabierzesz chęci na podróż tam i zobaczysz na własne oczy :).@channel - hahaha, no słuchaj, wcale nic straconego, na czas lotu idź spać :P i już będziesz mogła poczuć to co ja w DV :).Co do tankowania to tj. @niciej napisał jest tam stacja, ale droga, my wtedy zatankowaliśmy w Vegas i tak chyba dojechaliśmy do Ridgecrest. Po drodze są stacje bez problemu, dodatkowo też są znaki, kiedy następna, więc z tym nie ma żadnych kłopotów, paliwa naprawdę starczało na długo (oczywiście zależy jakie auto).
88309 24 sierpnia 2018 15:48 Odpowiedz
Generalnie nie dopuszczać do sytuacji, żeby poziom benzyny spadł poniżej 1/2 albo 1/4 baku. No i właśnie przed takimi miejscami jak Yosemite czy DV lepiej tankować do pełna bo potem cena za galon rośnie. Ceny benzyny w danym stanie sprawdzisz na stronie gasbuddy.com
handsome 24 sierpnia 2018 16:37 Odpowiedz
Zrobiłaś wrażenie!!. Extra relacja i extra foto :P :P :P
brzemia 25 sierpnia 2018 19:29 Odpowiedz
Ogromne sekwoje to jest coś co zawsze chciałem zobaczyć na żywo i kiedyś to na pewno zrobię. Twoja relacja skróciła ten czas znacząco. Czy w tym parku jest ten słynny przejazd przez drzewo?Wysłane z taptaka.
bubu69 25 sierpnia 2018 19:43 Odpowiedz
@brzemia - niestety ten słynny przejazd już nie istnieje :(. Chyba w zeszłym roku drzewo się zawaliło i też nad tym ubolewam, że nie zdążyłam. Ale sekwoje zawsze chciałam zobaczyć na własne oczy i wydaje mi się, że na Ciebie też poczekają ;)
qbaqba 26 sierpnia 2018 19:29 Odpowiedz
W tym parku nadal jest przejazd przez drzewo, ale zwalone. Tylko z tego co kojarzę turyści nie mogą tam wjeżdżać, natomiast przejść przez "tunel" można bez problemu.
dashyss 26 sierpnia 2018 21:03 Odpowiedz
przeczytałam z zapartym tchem jak książke... niesamowicie opisane z cennymi wskazówkami :) Jaki mniej więcej końcowy koszt takiej podróży w $ ? Pozdrawiam
dashyss 26 sierpnia 2018 21:41 Odpowiedz
przeczytałam z zapartym tchem jak książke... niesamowicie opisane z cennymi wskazówkami :) Jaki mniej więcej końcowy koszt takiej podróży w $ ? Pozdrawiam
bubu69 26 sierpnia 2018 21:41 Odpowiedz
@QbaqBA - z tego co wcześniej czytałam, to drzewo, przez które przejeżdżało się samochodem zawaliło się :/ , ale na szlaku do Generała Shermana jest mały tunel dla pieszych, to się zgadza :)@dashyss - super, że Ci się podobało :), to jeszcze nie koniec ;)! Koszty podam mniej więcej w podsumowaniu, jeszcze zostało mi parę dni do opisania :)
channel 26 sierpnia 2018 21:49 Odpowiedz
eeeee, a ja miałam nadzieję, że już jest nowy post..... :-D
bubu69 26 sierpnia 2018 22:23 Odpowiedz
@channel - daj mi 15 minut ! (w porywach do pół godziny :P)
qbaqba 27 sierpnia 2018 11:00 Odpowiedz
Bubu69 napisał:@QbaqBA - z tego co wcześniej czytałam, to drzewo, przez które przejeżdżało się samochodem zawaliło się :/ , ale na szlaku do Generała Shermana jest mały tunel dla pieszych, to się zgadza :)Ja pisałem o tym: I w maju jeszcze wyglądało to tak samo jak na zdjęciu.
bubu69 27 sierpnia 2018 11:30 Odpowiedz
Tak, ja też miałam to na myśli! Czyli jednak stoi? Czytałam na jednym blogu gdzieś, że ten tunel już nie istnieje, bo drzewo się zawaliło... Przepraszam, jeśli wprowadziłam kogoś w błąd, jeśli nadal można tamtędy przejechać, to coś cudownego :)! My właśnie tam nie dotarliśmy... @QbaqBA, a czy mógłbyś sprecyzować, w którym miejscu się on znajduje?
qbaqba 27 sierpnia 2018 12:47 Odpowiedz
Przejechać chyba aktualnie nie można, bo droga jest (była w maju) zamknięta dla turystów. Dokładnej lokalizacji nie pamiętam, ale wydaje mi się że jest zaznaczona na mapce parkowej, a już na pewno są znaki jak się idzie na Moro Rock (swoją drogą polecam, dość blisko od głównej drogi przez park a ładny widok). W każdym razie na południe od Generała Shermana i na północ od Moro Rock. Najbliższy parking to chyba ten przy Giant Forest Museum.
channel 27 sierpnia 2018 15:19 Odpowiedz
Obrazki z parku powalają :) Ten szlak, którym wchodziliście jest mocno ekspozycyjny? Tzn, czy dużo wąskich ścieżek przy bliskości przepaści? No jak być w "Hameryce" i frytek nie jeść ? :-D Ładnie wyglądają :lol:No i oczywiście czekam na kolejny "odcinek" ;)
bubu69 27 sierpnia 2018 17:57 Odpowiedz
@channel - szlak na szczęście jest w miarę łagodny, jeśli chodzi o chodzenie przy przepaści :). W zasadzie to prawie w ogóle czegoś takiego nie ma, głównie osłaniają Cię drzewa, a droga jest w miarę szeroka, możesz śmiało iść, bez zastanawiania :) (chyba że sobie wjedziesz autem :P). Fajnie, że czytacie :)!
channel 27 sierpnia 2018 18:22 Odpowiedz
@Bubu69 dzięki za odpowiedź, tak sobie gdybam (patrząc na Twoje zdjęcia), że fajnie by było w Yosemite zostać ze 2-3 dni..., pięknie tam...
maginiak 27 sierpnia 2018 18:47 Odpowiedz
Czytam z wielką przyjemnością i pewną nutką nostalgii, bo trafiłam na forum dzięki relacji @Maxima0909, planując prawie identyczną podróż.Planowaliśmy wtedy trasę przez dobrych kilka tygodni i w końcu nie pojechaliśmy ;)Dzięki Tobie apetyt powrócił ze zdwojoną siłą!
as-pe 27 sierpnia 2018 19:52 Odpowiedz
Wiedziałam, że kiedyś będę chciała odwiedzić zachodnie Stany, ale dzięki Tobie ten kierunek znacznie się przybliżył. Dziękuję za inspirację i wyznaczenie kierunku następnego tripu (na razie w marzeniach, ale oby jak najszybciej w planach)! Pozdrawiam, Asia :) ... oczywiście czekam na dalszą część relacji!
as-pe 27 sierpnia 2018 19:59 Odpowiedz
Wiedziałam, że kiedyś będę chciała odwiedzić zachodnie Stany, ale dzięki Tobie ten kierunek znacznie się przybliżył. Dziękuję za inspirację i wyznaczenie kierunku następnego tripu (na razie w marzeniach, ale oby jak najszybciej w planach)! Pozdrawiam, Asia :) ... oczywiście czekam na dalszą część relacji!
bubu69 27 sierpnia 2018 19:59 Odpowiedz
@maginiak - jak to nie pojechaliście :), ja nie wiem co to się mogło stać, że zostaliście w domu, pewnie miała w tym udział jakaś złamana noga czy coś :P. Ale cieszę się, że dzięki mojej relacji wróciliście do swoich myśli o wyjeździe tam :), dawajcie!@As.Pe - proszę bardzo, ja też inspiruję się czytając relacje innych, sami fajni tu Forumowicze, z ciekawymi wyprawami :)
mixsa 27 sierpnia 2018 20:55 Odpowiedz
Super, świetnie się czyta :)Ja swój trip zaczynam 5 września a patrząc na te zdjęcia to już nie mogę doczekać się campingu i trekingu w Yosemite :)
bubu69 27 sierpnia 2018 21:06 Odpowiedz
@Mixsa - ooo, to już niedługo!! Zazdroszczę :), sama bym tam wróciła! Uważaj na misie ;)
maginiak 27 sierpnia 2018 21:10 Odpowiedz
Bubu69 napisał:@maginiak - jak to nie pojechaliście :), ja nie wiem co to się mogło stać, że zostaliście w domu, pewnie miała w tym udział jakaś złamana noga czy coś :P. Przeszkodziła nam może nie złamana noga, ale kula - no dobra, niech będzie - kuleczka u nogi w postaci kilkuletniego potomka ;)Planując stanęliśmy przed wyborem, albo zostawiamy tę kuleczkę u rodziców, albo bierzemy ze sobą. U rodziców mógł zostać max na 10 dni, bo na dłużej bym nie miała sumienia - więc ta opcja odpadła, bo nam się kilometry nijak nie chciały wpasować w ilość dni.Zabieranie dziecięcia ze sobą na taki rodzaj wycieczki też nam się nie składało w sensowną całość.Tak więc akurat ta wyprawa musi jeszcze chwilę poczekać do czasu, gdy moje dziecko zacznie się fascynować westernami:)Dobra wiadomość jest taka, że zaczęliśmy planować przed zakupem biletów ;)
kat-lee 28 sierpnia 2018 02:36 Odpowiedz
Z tatuażami jak z kotami - nigdy nie kończy sie na jednym :DSuper relacja!
jerry90 28 sierpnia 2018 11:05 Odpowiedz
Całkiem fajne to miasteczko Bodie, może też się tam wybierzemy jak czas pozwoli.A co z tymi filmami?:P Jesteś w stanie udostępnić jakiś, chociażby timelapse z trasy?
bubu69 28 sierpnia 2018 11:17 Odpowiedz
@kat_lee - to prawda, już nawet mnie to nie dziwi, a takie pamiątki z wycieczki to coś fajnego :)! Ja osobiście nie mam, ale za to kota (póki co - jednego) mogę potwierdzić :P@Jerry90 - miasteczko super, mimo że jest troszkę zorganizowane pod turystów, to nie straciło swojego ducha (z jednej strony to może niedobrze :P). Filmów mam dużo, jeszcze nie do końca przejrzane, no ale może coś by mi się udało udostępnić (tylko najpierw dokończę przez parę dni tę relację) - tylko jak to zrobić :P? Wrzucić na yt? Jak Wy to ogarniacie :)?
brzemia 28 sierpnia 2018 12:05 Odpowiedz
Musiałabyś siąść i coś zmontować. Z doświadczenia wiem że wielu godzin filmu nikt potem nie ogląda i nie próbuj pokazywać znajomym kilkunastu godzin podczas odwiedzin. Nawet na przewijaniu.Zrób zwiastun z całości do pokazywania dalszym znajomym tak ok 15min max oraz odcinki z poszczególnych części wyjazdu też max 20min na odcinek. Dla ciebie to jest wyprawa życia ale znajomi i rodzina nie koniecznie muszą wiedzieć każda skale i drzewko. I nie pisze tego złośliwie. Pisze to z własnego doświadczenia. Pierwsze filmy z wypraw miałem ok. Godzinne i po latach sam jestem w szoku że to oglądali.Wysłane z taptaka.
bubu69 28 sierpnia 2018 12:20 Odpowiedz
@brzemia - tak, ja to doskonale wiem :)! Co innego oglądać siebie i sobie wspominać, a co innego obce osoby, które nie miały z tym nic wspólnego :) (i też się dziwię, że Wam chce się czytać moją dłuuugą relację :P). Dokładnie zrobię tak jak piszesz, zwiastun, plus dodatkowo krótkie odcinki z poszczególnych dni, ale to faktycznie tylko dla rodziny i znajomych, a tutaj bardziej miałam na myśli nie sam montaż (bo i tak chyba chodziło o jakieś pojedyncze filmiki z trasy), ale udostępnianie, jakich narzędzi do tego używacie :)
brzemia 28 sierpnia 2018 12:39 Odpowiedz
YouTube w trybie udostępniania linku. Chyba że chcesz udostępnić całemu światu ale to już trzeba samemu zdecydować czy chce się być celebrytka.Wysłane z taptaka.
bubu69 28 sierpnia 2018 12:48 Odpowiedz
Do samej chęci zostania celebrytką jeszcze mi daleko, tak więc dzięki za podpowiedź trybu udostępniania filmu tylko z linka (jeszcze tego nie robiłam) ;)
badmoon 28 sierpnia 2018 14:22 Odpowiedz
@brzemia filmik 15 min nie ma nic wspólnego ze zwiastunem (bo nie wiem czy dobrze Cię zrozumiałem). 15 min to max sensowna długość całego filmu. A zwiastun to tak 2-3 min max. Jak się robi coś dłuższego, nawet dla siebie, to potem nawet samemu już się tego nie chce oglądać. Tutaj genialna inspiracja do takiego filmu z wyjazdu, tylko podstawa, trzeba mieć w głowie zarys filmu już na etapie nagrywania, a co najmniej rodzaj muzyki, który użyjemy, bo inaczej będzie katastrofa przy montażu.https://youtu.be/nPtDYYqdrAQ
bubu69 28 sierpnia 2018 14:35 Odpowiedz
@badmoon - aaa, coś pięknego :)!!! Chciałabym coś takiego umieć zmontować, ale na bank temu nie dorównam, może za 20 lat ;) (to Twoje dzieło?). Dokładnie, zwiastun 1-2 min, już robiłam taki po wycieczce z Włoch, także wiem o co chodzi ;) (jakiś tam pomysł na filmiki teraz też był ;))
dziabulek 28 sierpnia 2018 14:49 Odpowiedz
Takie filmiki jak ten z Australii są świetne. Jest tylko jedno, a nawet dwa ale...1. mnóstwo czasu, dziesiątki godzin spędzone na nagrywaniu, wybieraniu i montażu2. sprzęt, zarówno do nagrywania (tutaj był dron i to lepszej niż gorszej jakości) oraz do montażu.Ale pamiątka jest na lata:) @Bubu69 co nie zmontujesz to i tak będziesz miała fajną pamiątkę.
channel 28 sierpnia 2018 15:05 Odpowiedz
Jeśli o mnie chodzi to mogą być filmiki z każdego dnia. :-D Czasami oglądam vlogi z podróży, takie 9-12 minutowe. Fajnie się ogląda :) Przygodę mieliście....jechać gdzie indziej i gdzie indziej się znaleźć :lol: A co do rezerwacji, w sumie dobrze się skończyło, gorzej by było jakbyście bardzo napięty budżet mieli. Tak się zastanawiam, że chyba najłatwiej byłoby tak całkiem "przed" wyjazdem, czyli przed rezerwacjami wyrobić sobie kartę kredytową walutową i na niej zdeponować budżet na paliwo, noclegi i takie tam....jak myślisz?
brzemia 28 sierpnia 2018 15:09 Odpowiedz
Ja codziennie ogladam filmy z podróży innych ludzi na YouTube. Niektóre są naprawdę rewelacyjne. Wolę to niż politykę[emoji16]Wysłane z taptaka.
bubu69 28 sierpnia 2018 16:59 Odpowiedz
@dziabulek - zgadzam się ze wszystkim co napisałeś :P@channel - dobra, jak coś zmontuję to dam Ci znać :)!Ja też lubię oglądać filmy z podróży innych, zwłaszcza jak są fajnie zrobione. Ten wyżej z Australii to coś pięknego, fajnie pooglądać też ciekawe vlogi.Ale żeby tradycji stało się zadość, to dziś powinnam zdążyć z kolejnym postem, tak więc kto ciekaw przygód w SF - zapraszam ;)
badmoon 28 sierpnia 2018 18:12 Odpowiedz
@Bubu69 film z Australii nie jest mój. Raczej nie doszedłem jeszcze do takiego poziomu, ale staram się. Tak jak napisałem, żeby nagrać fajny film z wyjazdu w takim stylu jak powyższy, to trzeba mieć już jakiś zarys obrazu w głowie zanim w ogóle cokolwiek zaczniesz nagrywać. Wtedy dużo łatwiej idzie składanie tego w całość.@brzemia użyte w tym filmie sprzęty nie są jakoś wybitnie pro. Dron to DJI Mavic Pro. Równie dobry Mavic Air kosztuje w tej chwili 3500 zł. Do tego bezlusterkowiec Sony a6300 to koszt ok. 2700 zł no i jakieś szkła do tego. Razem wyjdzie to pod 10k PLN, ale jak się zbiera stopniowo zabawki, to aż tak bardzo się tego nie odczuje. A dużą zaletą jest mobilność takiego sprzętu w porównaniu np. do lustrzanek.
badmoon 29 sierpnia 2018 11:14 Odpowiedz
Będzie w końcu zdjęcie z policjantem? :)
bubu69 29 sierpnia 2018 11:22 Odpowiedz
@badmoon - Hahaha :), no cóż, musisz jeszcze chwilkę poczekać, aby się przekonać ;). Ale dobra, podpowiem trochę, nadzieja jest, ale marna :P
sergio 29 sierpnia 2018 12:43 Odpowiedz
@Bubu69 Mega relacja, lekko i zabawnie napisana, do tego świetne zdjęcia. Nas tak samo zauroczyło West Cost i ta niesamowita radość, wolność i wszechobecny luz który się tam czuje. Naprawdę świetnie się to czyta mimo że byliśmy tam raptem 3 miesiące temu :DQbaqBA napisał:Przejechać chyba aktualnie nie można, bo droga jest (była w maju) zamknięta dla turystów chcących przejechać samochodem. Ale z buta przejść można ;) Dokładnej lokalizacji nie pamiętam, ale wydaje mi się że jest zaznaczona na mapce parkowej, a już na pewno są znaki jak się idzie na Moro Rock (swoją drogą polecam, dość blisko od głównej drogi przez park a ładny widok). W każdym razie na południe od Generała Shermana i na północ od Moro Rock. Najbliższy parking to chyba ten przy Giant Forest Museum.Co do przejazdu pod zwalonym drzewem to jak byliśmy 24 maja to można było bez problemu samochodem przejechać, poniżej lokalizacja z Google Maps:https://www.google.com/maps/place/Sequo ... 18.7613823
channel 29 sierpnia 2018 16:05 Odpowiedz
Ha, codziennie rano zaglądam czy już jest "nowy odcinek" (urlop się skończył i czas wrócić do pracy :lol: )San Fransisco fajnie przedstawiłaś, do teraz wogóle nie myślałam że chciałabym je zobaczyć, zawsze bardziej Los Angeles mnie pociągało, ale teraz...poczekam na kolejny odcinek! :-DTwoje relacje bardzo fajnie się czyta!Też lubię zwiedzać "na dziko", czyli iść przed siebie i chłonąć klimat miejsca (zabytki można nadrobić, a pierwszego wrażenia i klimatu nie :-) )
bubu69 29 sierpnia 2018 18:01 Odpowiedz
@badmoon - A co do Twojego wcześniejszego komentarza, bo pominęłam, to też dążę do tworzenia fajnych filmików, ale dużo jeszcze przede mną, no i marzę o takim dronie :)! I bardzo mi miło, że moja relacja jest w Twoich zakładkach :)@Sergio_ - Dzięki za miły komentarz :), to prawda, tam jest mega luz! Ja jestem z natury radosna, to sobie wyobrażacie co dopiero tam się ze mną działo :)! Ale myślę, że kto tam nie pojedzie, to każdemu zmienia się nastawienie i podejście do świata ;) (oczywiście na bardziej pozytywne)@channel - Oj coś wiem o skończonym urlopie, dlatego jak piszę tę relację, to piękne wspomnienia wracają :). No i super, że dzięki temu nabrałaś ochoty na odwiedzenie SF, naprawdę warto :)
mixsa 30 sierpnia 2018 06:18 Odpowiedz
Co do skręcania w prawo na czerwonym to czytałam ze można chyba ze jest wyraźnie napisane ze tu nie, czyli dobrze to rozpracowaliście ?
sergio 30 sierpnia 2018 09:14 Odpowiedz
Co do skręcania na czerwonym w prawo to dokładnie tak jest. Jak nie ma znaku że nie można skręcić to znaczy że można, proste jak wiele rzeczy w USA :)
bubu69 30 sierpnia 2018 09:22 Odpowiedz
@Sergio_ i @Mixsa - ooo, no to dobrze ogarnęliśmy, czyli trochę jesteśmy kumaci :P. A tak poza tym, to super tam z tym wszystkim mają :)!
channel 30 sierpnia 2018 16:52 Odpowiedz
Ulice w San Fransisco faktycznie są strome :o znając moje szczęście pewnie samochód by mi się stoczył :lol: Fajna wiktoriańska zabudowa, i super że nie byliście nastawieni na "muszę zobaczyć" tylko na "chcę poczuć", a to robi wielką różnicę.Z zapowiedzi wnioskuję że ...do Los Angeles jechaliście Big Sur, ale chyba wtedy nie była cała otwarta. Teraz już ponoć jest, tak pisał Paweł - Interameryka. No i czekam na cdn. ;) :)
badmoon 31 sierpnia 2018 11:41 Odpowiedz
Przeczytane od deski do deski z ogromną przyjemnością. Rozbawił mnie ten Baywatch Patrol +5 kg. Bardzo pozytywne +5kg :)Co do Twin Peaks, to kultowy hotel nad wodospadem znajduje się w Snoqualmie w stanie Waszyngton (www.salishlodge.com). Jest to mój nr 2 przy kolejnej wizycie w USA, zaraz po The Stanley Hotel w Kolorado z Lśnienia Stephena Kinga.
don-boorak 31 sierpnia 2018 12:19 Odpowiedz
Fenomenalna relacja! :!: :!: :!: Jeśli z jakiegoś powodu nie wygra konkursu na relację miesiąca, kwartału, półrocza i roku, to znaczy, że już wszystko na tym łez padole jest rigged i fixed. :( Niesamowita radość płynąca z każdego postu, taka... niewinność(? :mrgreen: ). Oj, jak tego brakuje tak na co dzień.
brzemia 31 sierpnia 2018 12:23 Odpowiedz
Z tą niewinnością to pojechałeś ale faktycznie relacja wyróżnia się lekkością i optymizmem! Tak trzymać. Czekamy na podsumowanie kosztów. Może być w zaokrągleniu do 1 tys PLN Wysłane z taptaka.
bubu69 31 sierpnia 2018 12:50 Odpowiedz
@badmoon - hahaha, dzięki :), fajnie że mogłam rozbawić, a dodatkowo przyjemnie się czytało, jeszcze zostanie Ci ostatni post do przejrzenia :)! Oj tak, koniecznie trzeba będzie podjechać w te dwa miejsca przy okazji, jak już iść tropem kultowych rzeczy i tego co w filmach :)@Don_Boorak - Super, dziękuję bardzo :)! Jeśli wystartuję w konkursie to zobaczymy, fajnie będzie jak innym też się spodoba :). Oczywiście wiem, co masz na myśli, ale skoro niewinność nie każdemu pasuje, to może nazwijmy to "powiewem świeżości" :P... chociaż "młoda" też już nie jestem, to lepiej nie... może zostańmy po prostu przy radosnej relacji, bo taki był mój cel, a sama też taka jestem :). Dzięki!@brzemia - dzięki za przeczytanie, a co do kosztów, to jednak się wstrzymam ;), bo jeszcze się pomylę o 5 tys. i co będzie? Pozdrawiam! :)
qbaqba 31 sierpnia 2018 13:26 Odpowiedz
Bubu69 napisał:Potem musiałam stanąć przed wyborem : czy jechać dalej do Lucii, w której nie wiem czy jest przejazd (chociaż czytałam, że jest jakaś wąska droga prowadząca przez góry w kierunku autostrady) albo wracać do Monterey i kierować się na 101.Jest przejazd. Nie wiem czy czasowo wychodzi krócej, ale jest wąskimi serpentynami przez góry i lasy a potem obok/przez tereny jakiejś bazy wojskowej, więc moim zdaniem warto i super ;) Choć po zmroku bym już chyba nie polecał.
bubu69 31 sierpnia 2018 13:39 Odpowiedz
@QbaqBA - no właśnie ja czytałam, że tam coś jest, ale szkoda, że nie było jakichś informacji czy znaków, że można przejechać, tylko same tablice "przejazd tylko do Lucii". Więc już do końca nie wiedziałam, czy tego też nie zamknęli. Na szczęście dla innych cała trasa jest już otwarta :)
yeahbunny 31 sierpnia 2018 16:54 Odpowiedz
W zeszłym roku byliśmy na podróży po zachodzie USA i fajnie sobie przypomnieć tamte rejony dzięki Twojej relacji w 90% odwiedziliśmy te same miejsca:)Super relacja! Macie mój głos na relacje miesiąca i roku;)
katka256 31 sierpnia 2018 17:37 Odpowiedz
szkoda, że już powoli koniec :(ale koszty orientacyjne musisz podać, bo bez nich chyba nie da się zgłosić do konkursu. Czy się mylę?Albo podaj, bez sumowania :D nie będzie ci się rzucać koszt w oczy, a dociekliwi sami zsumują :D
bubu69 31 sierpnia 2018 18:41 Odpowiedz
Ale Wy wszyscy jesteście fajni :)! Dzięki za komentarze i za głosy, że na relację miesiąca itd, jestem w szoku, w ogóle o tym nie myślałam :)! @YeahBunny Fajnie jak tak się było w tych samych miejscach, można sobie poprzypominać :P!@katka256 no dobra, coś tam podam :P, bo widzę, że dużo osób jest ciekawych, więc nie ma problemu ;). Ciekawe czy faktycznie trzeba podać te koszty, aby móc wystąpić w konkursie? Zresztą nie ważne, liczy się, czy Wam się podoba i do czegoś przyda :). Poza tym pewno jest wiele wspaniałych relacji, a moja gdzieś tam między nimi się schowa ;)
szarik 31 sierpnia 2018 18:46 Odpowiedz
Bo rzadko zdarza się relacja pisana z taką radością i optymizmem, bez psioczenia, narzekania jak to chcieli wykorzystać czy oszukać Prawdziwego Podróżnika :)
brzemia 31 sierpnia 2018 18:48 Odpowiedz
Do relacji nie trzeba podawać wydatków. Wydaje mi się że jeśli kogoś bardzo interesuje to może na prw zapytać. Ogólnie to się każdy domyśla że nie był to wypad na konserwach i autostopem. Wysłane z taptaka.
szarik 31 sierpnia 2018 18:51 Odpowiedz
Podsumowania finansowe relacji pozwalają całkiem dobrze oszacować koszty planowanych wyjazdów.
88309 31 sierpnia 2018 19:44 Odpowiedz
Ja uważam, że nie pozwalają. Chociaż na pewno trzeba je traktować jako ciekawostkę. Bo można sobie jechać samochodem tanim i drogim, mieszkać w drogich hotelach i tańszych motelach. W Stanach ceny moteli mogą się różnić nawet 2x razy w zależności od terminu. I ktoś będzie mieć potem pretensje bo jedzie w lipcu i ma motel droższy o 200% niż w maju.Nie neguje oczywiście wrzucania podsumowań, ale planowane koszty wyjazdu to każdy sam może sobie oszacować mając plan wyjazdu :)
szarik 31 sierpnia 2018 19:50 Odpowiedz
Nie miałam na myśli kosztów hotelu czy wynajmu samochodu bo to zależy od poziomu własnych finansów, ale dodatkowych atrakcji, jedzenia czy restauracji, lokalnych knajpek itp.
jerry90 31 sierpnia 2018 19:52 Odpowiedz
@Bubu69 Super relacja. Jutr wylatujemy do SF, także w samą porę:D Skorzystam z doświadczeń.
don-boorak 31 sierpnia 2018 21:19 Odpowiedz
Koniec :cry: :( :cry: I co jutro robić?
badmoon 31 sierpnia 2018 21:22 Odpowiedz
Czyli musisz wrócić, bo nie ma foty z policjantem :D Jakby co, to w NYC jest to bardzo łatwe, bo policja na każdym rogu stoi i z reguły nie mają nic przeciwko robieniu sobie zdjęć z nimi. Nawet jak są uzbrojeni po zęby w długą broń :D No i wyprawa znacznie tańsza niż objazdówka po zachodzie.
bubu69 31 sierpnia 2018 21:40 Odpowiedz
@Don_Boorak - hahaha, a mówiłam nie pospieszać, bo będzie jak z serialem (oby to był dobry serial :P)@badmoon - Dokładnie tak :)!! Muszę wrócić, nie ma opcji, a jak jeszcze mi teraz mówisz, że tam jest tyle "copsów", to już w ogóle (zwłaszcza, że do Nowego Jorku też bardzo chcę ;)). A zdjęcie z długą bronią to koniecznie :P hahaha! Też tak myślę, że wyszłoby dużo taniej, jeśli sam NYC, to bez auta i jeden nocleg. Ktoś jedzie ze mną :P???
badmoon 31 sierpnia 2018 22:02 Odpowiedz
Tak na zachętę. Jedno mam z Kanady jak udaję, że mnie skuwają :D Sorry za zaśmiecanie wątku z taką piękną relacją ;) (jakby co, to usunę)
bubu69 1 września 2018 11:31 Odpowiedz
@badmoon - oj, nawet nie zdążyłam zobaczyć :)! Nie ma problemu, wcale by nic nie zaśmiecali ;)
badmoon 1 września 2018 11:31 Odpowiedz
@Bubu69 pytanie na czasie. Przy mojej planowanej na przyszły rok wyprawie na północny zachód USA i Kanady, mogę ustawić sobie dogodną, całodobową przesiadkę w SF lub LA. Co byś wybrała na 1 dzień? Pierwsza myśl to właśnie San Fran z kultowym Golden Gate, wiktoriańskimi domkami i słynnym tramwajem. Mam wrażenie, że LA byłoby trudniejsze i bardziej męczące na 1 dzień. Co sądzisz?
bubu69 1 września 2018 14:16 Odpowiedz
@badmoon - o, widzę że u Ciebie też szykuje się super wyprawa, a Kanada jest piękna :)! Co do Twojego pytania, to w tym wypadku również wybrałabym SF. Miasto jest mniejsze, do ogarnięcia na piechotę albo cable carem (jako super rozrywka :p), wszystkie atrakcje blisko siebie i dużo można zobaczyć. LA jest jednak duże i na pewno straciłbyś trochę czasu w korkach. ;)
katka256 1 września 2018 17:19 Odpowiedz
No szkoda, że wyprawa nie trwała miesiąc, aż chce się dalej czytać. Brakuje mi jeszcze zdjęć tych tatuaży- czy one jakieś wielkie były?Do konkursu zgłoszone.
don-bartoss 1 września 2018 18:40 Odpowiedz
Świetna relacja, w sumie jedyna z USA, która czytałem do końca. Zdjęcia wspaniałe. Widać, że się przyłożyłaś do organizacji i czułaś pewnie na miejscu. Tak trzymać! Powodzenia.
bubu69 1 września 2018 20:57 Odpowiedz
@katka256 - dzięki wielkie za zgłoszenie :)!!! Jeśli chodzi o tatuaże to tak na szybkiego można zrobić tylko takie małe, właśnie 3-4 cm, nie wymagają wcześniejszych projektów itp., no i zwłaszcza jak się wejdzie tak z marszu bez umówionego terminu. A co do zdjęć, to raczej ciężko, M. jest nieśmiały ;) hehe!@Don_Bartoss - bardzo mi miło to czytać :)! Tak, organizacja wyjazdu trwała kilka miesięcy, ale czego się nie robi dla spełnienia marzeń :)! Pozdrawiam :)!!!
channel 2 września 2018 21:45 Odpowiedz
Fantastyczna relacja :) szkoda że już się skończyła! No, zdjęcie z policjantem trzeba koniecznie nadrobić, więc teraz poczekamy na relację z New York :lol:Masz ogromny dar pisania lekko, ciekawie. Będzie mi brakowało codziennych odcinków!
kiew 2 września 2018 22:40 Odpowiedz
Dzięki za zawołanie w innym wątku, bo na forum już właściwie nie bywam, ale do Twojej relacji wszedłem i póki co pobieżnie poczytałem i przeglądnąłem zdjęcia - wygląda na to że było świetnie i cieszę się jeśli cokolwiek pomogłem ;) Z tego co pamiętam z dyskusji w trakcie planowania to do wielu wskazówek, które tam padały się nie zastosowaliście (zresztą wiele było zapewne sprzecznych ze sobą, choćby w kwestii podejścia do noclegów), ale to świetnie pokazuje że te rejony dają tak wiele możliwości, że grunt to znaleźć swój własny rytm i nie zmuszać się do niczego, a satysfakcja gwarantowana! :) I po waszej relacji widać, że mieliście w tej podróży własny rytm, własne małe przyjemności i smaczki (tatuaże!), a dzięki temu tak dobrze się to czyta/ogląda, bo ma odciśnięte to piętno indywidualność. A no i fajna z was para ;) Podobają mi się zdjęcia, ktoś ma rękę do kadrów, szczególnie zdjęcia z drogami w rolach głównych. Jakie obiektywy? Tele i jakaś stałka? Gatuluje, jeśli dobrze zrozumiałem, pierwszej takiej dużej wyprawy, ale i ostrzegam... Podróże ogólnie, ale Stany szczególnie, uzależniają i to zapewne dopiero początek. Hawaje, Alaska, północna część zachodniego wybrzeża, NYC + okolice, wschodnie wybrzeże, bible belt, yellowstone... Dużo tego ;)P.S. Byłem przekonany, że to 69 w nicku to tradycyjnie od roku urodzenia. Po zdjęciach już wiem, że źle to zinterpretowałem... :twisted:
rasing 3 września 2018 09:50 Odpowiedz
co do prawa jazdy miedzynarodowego to na pewno nie zaszkodzi, ode mnie mila Pani z alamo na hawajach chciala wlasnie miedzynarodowe prawo jazdy plus polskie ;) wiec wszystko jak zwykle zalezy od czlowieka ;)
bubu69 3 września 2018 09:50 Odpowiedz
@channel - Fajnie, że tak Ci się podobało :), ale jeśli pojadę do NYC to na bank nadrobię to zdjęcie i pewnie też napiszę relację z tego wyjazdu :) (ale to pewnie najwcześniej za dwa lata?). A póki co, to serdecznie Cię pozdrawiam ;)!!!@kiew - oj tak, rad było dużo, wszystkie mi pomogły, ale wielu nie zdążyłam ogarnąć, np. jakieś punkty widokowe czy fajne miejscówki. Ale masz rację, zrobiliśmy to po swojemu i było fantastycznie :)! Dzięki za komplement co do zdjęć, fakt że lubimy je robić, jednak daleko nam do profesjonalizmu ;). Oczywiście chciałabym mieć super aparat, czy właśnie dobre obiektywy, ale nie dość, że to jednak drogie zabawki, to trzeba się lepiej znać na obsłudze ;). Jeśli chodzi o lustrzankę, to był stary nikon d3100 z obiektywem nikkor af-s 55-200 vr. Och tak, podróże uzależniają! Przed wyjazdem myślałam, że odbędę swoją wymarzoną tak daleką podróż i starczy mi na jakiś czas, ale nic bardziej mylnego! Od razu bym gdzieś znowu pojechała i tak jak piszesz : Hawaje, Alaska, czy Oregon lub Wyoming, a nie mogę opuścić też NYC :) i reszty ze wschodu (zostaje też cała środkowa część!), a co dopiero inne kraje itd. Może kiedyś :)P.S. Hahaha, nie mogę, bo ja Ciebie też wywołałam jako dziewczynę, zamiast chłopaka, nie doczytając, że przecież piszesz w 100 % jako facet :P, a do tego ten wielki miś, jako avatar, no nie mogło być inaczej :P! A co do mojego nicka, to uchylę rąbka tajemnicy, żeby nie było :p, że mój nick to od tego, że my z mężem jesteśmy Yogi i Bubu (tak, wiem, że Bubu to był chłopczyk, ale kto go tam wie :P), a 69 to po prostu stary adres mieszkania i akurat ten nr był wolny, oj tam :P. No i właśnie powinniśmy odwiedzić też Yellowstone, ale było nie po drodze, jednak nie może być inaczej, musimy tam pojechać ;)
katka256 4 września 2018 17:05 Odpowiedz
Gratulacje z udziału w konkursie
katka256 4 września 2018 17:06 Odpowiedz
Gratulacje z udziału w konkursie, trzymam kciuki teraz, a potem w rocznym.
booboozb 4 września 2018 17:32 Odpowiedz
Quote:tak, wiem, że Bubu to był chłopczykdokładnie, skandal! ;) :Pa sama relacja bardzo przystępna, zdjęcia fantastyczne, fajnie było zjechać Stany razem z Wami.pozdrawiam
bubu69 4 września 2018 17:38 Odpowiedz
@katka256 - Dziękuję Ci bardzo :), udało się dostać do konkursu! Ale widzę, że jest wiele ciekawych relacji, tak więc zobaczymy ;). Mimo to dziękuję za nominację i życzę wszystkim powodzenia :)!@BooBooZB - ooo, cześć drugi BooBoo :) (taki bardziej zagraniczny :P)! Dziękuję za miłe słowa i za przeczytanie relacji, pozdrawiam :)!
qba85 10 września 2018 10:48 Odpowiedz
Bubu69 napisał: Tam też wypiliśmy nasze pierwsze piwo, a jako że jestem typową kobietą to wybrałam smakowe - cydr Angry Orchard, bardzo dobry :). Cydr to nie piwo, to coś o wiele lepszego ;)A poza tym fajna relacja, tylko szkoda, że aż tak długa :D
bubu69 10 września 2018 12:18 Odpowiedz
@Qba85 - Oj tam, wiadomo, że cydr to nie piwo, tylko coś mega super, dlatego wzięłam :PHaha, tak coś czułam, że relacja może być przydługa, zwłaszcza do przeczytania na raz, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać :P (a może bardziej - nie umiałam ;))
qba85 11 września 2018 11:16 Odpowiedz
@Bubu69 Czytając czuję się tak, jakby ktoś mi to opowiadał na żywo. Wszystkie te emocje, które zazwyczaj w relacjach internetowych są ukrywane, bo "to będzie głupio brzmiało" :) A może Ty nie pisałaś tylko użyłaś programu, który zamienia głos na tekst? :D Quote:No więc najpierw zabrałam się do jedzenia lodów, a jakże by inaczej, nabrałam ich pełną łyżkę i włożyłam do buzi......, a to k...a było masło!!!! Czy wyobrażacie sobie, że myślicie, że zjecie coś innego, a okazuje się, że to nie to co widzały twoje oczy, tylko coś przeciwnego, a wielka porcja naraz smakuje tak obrzydliwie jak nic nigdy! Masakra Hahaha też kiedyś zrobiłem podobnie w Austrii. Na "szwedzkim stole" leżały różne egzotyczne, niektóre kompletnie nieznane mi owoce, a obok masło w kulkach, więc pomyślałem, że to też jakiś owoc :lol:
bubu69 11 września 2018 12:20 Odpowiedz
@Qba85 - czyli rozumiem, że też skosztowałeś tej smakowicie wyglądającej kuleczki :P??? Hahaha, tak, to było dobre... mmm, mniam :)!Hehe, programu do przetwarzania głosu nie używałam, niestety wszystko musiałam pisać ręcznie, ale podczas tego mówiłam do siebie na głos, więc to prawie to samo :P!I tak, chciałam przekazać wszystkie emocje, które nam tam towarzyszyły, bo tak naprawdę przecież wszyscy jesteśmy po prostu ludźmi, większość rzeczy przeżywamy podobnie, przemyślenia mamy raz mądrzejsze raz mniej ;), więc nie zastanawiałam się jak to będzie brzmiało, po prosto samo wyszło :) (i przynajmniej na wesoło mam nadzieję ;)). Dzięki za miłe słowa i przeczytanie mojej relacji (jak nie w całości, to chociaż w części :P). Pozdrawiam :)!
qba85 12 września 2018 11:16 Odpowiedz
@Bubu69 jeszcze nie przeczytałem, ale przeczytam...jak widać systematycznie odnoszę się do jej fragmentów :D
cerro 21 września 2018 06:45 Odpowiedz
Bubu69 napisał:Dzień 8. Zion - Las Vegas 14.06.2018Springdale – Zion NP – Las VegasDzisiejszy dzień zaczął się dosyć wcześnie. Wieczorem mieliśmy wyprowadzać na spacer tygrysa Mike'a Tysona (uwielbiam ten film :P) i wygrać milion w kasynie - w mieście rozpusty i grzechu Las Vegas, a póki co szykowaliśmy się na szlak Angels Landing. Trochę się naoglądałam filmików jak to wszystko tam strasznie wygląda i obawiałam się, że jednak nie wejdę, bo mam minimalny lęk wysokości. Pół metra ścieżki to dla mnie trochę za mało, ale do pójścia pchały mnie opinie, że wchodzą nawet dzieci i starsi ludzie, to czemu ja miałabym nie dać rady... Miejsce, w którym może wylądować tylko anioł intrygowało mnie do szpiku kości! Liczyłam się też z tym, że dostanę opieprz w momencie, gdy staniemy pod najgorszym podejściem, a ja zrezygnuję ("no i po co my tu szliśmy, bla bla bla") albo i jeszcze lepiej, gdy ja tam zostanę, a M. pójdzie sam na górę. A że on nie wiedział dokładnie na co się piszemy, to jeszcze mu mówiłam "Ty nawet nie wiesz gdzie my będziemy włazić" i "ale będzie hardcore" i takie tam cytaciki, żeby potem za bardzo nie kozaczył :P.Wyszykowaliśmy się i po godzinie 6 byliśmy już na śniadaniu w restauracji obok, w której wymieniliśmy voucher z motelu na przyzwoite śniadanie (czyli jajecznica, smażone ziemniaczki, grzanki, bekon, warzywa(?) i sok pomarańczowy, normalka). Potem zostawiliśmy klucz od pokoju w skrzynce obok recepcji jako wymeldowanie i szybciutko pojechaliśmy już naszym autem do Zionu. Po godz.7 było już ostatnie wolne miejsce na parkingu przy muzeum, w związku z czym stanęliśmy i udaliśmy się na przystanek shuttle bus. Spotkaliśmy tam grupę facetów w średnim wieku, którzy oczywiście się z nami przywitali, jak to bywa na codzień w Ameryce. Nauczona już swobody sama dalej do nich zagadałam, z ciekawości dokąd się wybierają, gdyż zauważyłam przyczepioną kamerkę GoPro u jednego z nich. Wiedziałam już jaka będzie odpowiedź, bo sama byłam tak przygotowana na ten szlak – kamerkę miałam zamiar przypiąć do klatki piersiowej i nagrywać te wszystkie niebezpieczne momenty, w których mieliśmy uczestniczyć. Naturalnie rozwinęła się bardzo miła pogawędka "skąd jesteśmy, co robimy, co oni robią, co robią ich żony, ile kto ma dzieci, gdzie kto pracuje, jakie czasy są teraz w Polsce i USA, co z tą polityką i kościołem...", no a przede wszystkim, że w przypadku naszego dzisiejszego szlaku kiepska sprawa, że bardzo mocno wieje. Przysięgam Wam, że naprawdę wyobrażałam sobie, jak ten wiatr porywa nas w otchłań przepaści, ale z uśmiechem mówiłam do nich, że mój mąż cały czas nie wie gdzie idzie, oni podłapywali i podkręcali, żeby mocno trzymał się łańcuchów. W końcu przyjechał wyczekiwany autobus i wszyscy wsiedliśmy z nadzieją powodzenia dzisiejszej wyprawy.Dojechaliśmy do punktu (w busie mówią przez głośnik na jaki szlak można iść z tego przystanku, tak więc nie można się zgubić) i zaczęliśmy wędrówkę. Na początku szlak prowadzi prostą drogą, najpierw normalnie, potem stopniowo pod górkę. W końcu dochodzimy do pierwszego zawijasa, po którym już trzeba „lekko” się wspinać. Specjalnie wybrałam ten szlak z samego rana, za radą wielu osób, które mają to doświadczenie już za sobą, by te najgorsze podejścia pokonywać w cieniu, zanim koło południa zrobi się tam patelnia. W miarę szybkim tempem szliśmy do przodu. Nie pamiętam ile dokładnie wynosi czas wg znaków informacyjnych na samą górę, ale mieliśmy w planie uwinąć się szybciej. Fot.161 Fot.162 Fot.163 Fot.164 Fot.165 Fot.166 Potem było trochę prostej drogi, aby znów po chwili pojawiła się serpentyna, tym razem o jeszcze bardziej stromym podejściu. Było mi już trochę ciężko, mąż wyprzedził mnie o dobry kawał drogi, ale nie pozostało mi nic innego jak iść dalej. Fot.167 W końcu po godzinie marszu dotarliśmy do płaskiego terenu, z którego rozpościerały się widoki już na całą dolinę. Pojawiła się też górka z widocznymi łańcuchami i byłam pewna, że to ostatnie, najgorsze podejście, po którym czeka mnie koniec, jeśli oczywiście dam radę. No i zaczęło się – wspinanie się po krawędzi za pomocą łańcuchów, raz z jednej strony, raz z drugiej, trochę stopni w górę, hop tu, hop tam i raz dwa trzy – jestem! Nie było takie straszne! Jednak moim oczom ukazał się właśnie ten hardcore, bo to przed chwilą to był pierwszy, króciutki odcinek tego szlaku, najgorsze miało się dopiero zacząć :) (i szybka myśl „przecież ni ch… tam nie wejdę, po jakiejś cienkiej krawędzi góry”).Fot.168 Fot.169 Fot.170 Fot.171 Fot.172 Fot.173 Fot.174 Ale szliśmy dalej, w miarę ostrożnie, ale dość szybko. Starałam się nie patrzeć w przepaść, tylko po prostu iść do przodu i zastanawiałam się kiedy przyjdzie ten moment, w którym nie postawię dalej stopy. Okazało się jednak, że nie było wcale takiego momentu :)! Nie taki diabeł straszny jak go malują, a raczej anioł :). Droga z filmików o szerokości pół metra nagle zmienia się w całkiem pokaźnych rozmiarów ścieżkę, a obawy o zadrżeniu stopy nad urwiskiem odfrunęły do nieba. Jest naprawdę super :)! Obawiałam się tylko jak będzie z powrotem, bo pojawiało się już coraz więcej ludzi na szlaku, a trzeba było wracać tą samą drogą.Dotarliśmy na koniec, skalną półkę już o szerokości 4 metrów, gdzie można było spokojnie odpocząć, zjeść i podziwiać widoki :). Co kto nie przyszedł to krzyczał „i did it”, „we did it”, „yes, you did it” i ogółem radościom nie było końca! Widoki cudowne z każdej strony, w dole ledwo widać samochody, słońce powoli wschodzi ku górze, a Ty wiesz że było warto tu wejść :).No ale przecież to było z góry wiadomo, że dam radę, ani razu w to nie wątpiłam ;). Słuchajcie, dla nas Polaków wprawionych w bojach po Śnieżce, Giewoncie, a co dopiero Gubałówce to nie ma szans, żeby tam nie wejść. Jak potem to przeanalizowałam, to dużo ciężej było wspinać się po tych serpentynach, tzn. wymagało większego wysiłku niż po łańcuchach i stromym zboczu. Oczywiście trzeba uważać, ale naprawdę nie jest to takie straszne jak się myśli, bądź jak widać na zdjęciach. Sama jestem ciekawa filmików, które nagrałam, czy wygląda to jednak niebezpiecznie :). W dół zeszliśmy już dosyć szybko i ogólny czas mieliśmy ok.2:30 h.Fot.175 Fot.176 Fot.177 Fot.178 Fot.179 Fot.180 Fot.181 Fot.182 Fot.183 Fot.184 Fot.185 Dotarliśmy do auta i wyruszyliśmy w trasę do Las Vegas. Zion bardzo mi się podobał, jest pięknym parkiem, mam nadzieję, że jeszcze tu kiedyś wrócę :)! A tymczasem podziwiałam amerykańskie ciężarówki, które uwielbiam, zawsze się za nimi oglądałam i robiłam fotki. Po autostradach jeździ się bardzo bezpiecznie, większość osób nie przekracza dozwolonej prędkości, a jak już to znacznie niewiele. Niestety nie bardzo za to znają zasadę jazdy prawym pasem (chyba że u nich nie ma czegoś takiego) i ciężko było ich jakkolwiek wyprzedzić, oba pasy zawalone. Być może wiąże się to z tym, że są wysokie kary za przekroczenie prędkości, po kilkaset dolarów, a nawet grozi sąd lub w najgorszym wypadku areszt. Czytałam już historię, że jakąś parę zatrzymali pośrodku pustkowia za zbyt szybką jazdę i policja chciała ich wysłać właśnie do więzienia, bo gdyby spowodowali wypadek, to na helikopter z pierwszą pomocą czekaliby tam godzinę. Prawo restrykcyjne, ale widocznie mają w tym słuszność, inna sprawa, że po tych drogach pustynnych to faktycznie mało kto jeździ i szansa jakiejkolwiek stłuczki jest bliska zeru. Niemniej jednak w miastach staraliśmy się trzymać dozwolonej prędkości, za to po autostradach czy tych bocznych drogach dodawaliśmy trochę gazu ;P (absolutnie do tego nie namawiam ;)).Fot.186 No i w końcu zbliżamy się do Vegas :)! Już z daleka widać wysokie hotele, wyróżniające się na tle pustyni. Sama trasa też bardzo ciekawa, niesamowite krajobrazy, formacje skalne, cały czas nie mogłam się napatrzeć. W nawigacji mieliśmy wbity adres hotelu, ale wiedzieliśmy, że jeszcze za szybko na zameldowanie, więc stwierdziliśmy że sobie pokrążymy po okolicy. No i mój mąż wpadł na kolejny świetny pomysł - chce pójść do prawdziwego amerykańskiego barbera! Kuźwa, że też ja nic sobie takiego nie wymyśliłam (oprócz całej wycieczki :P)! Mój jedyny pomysł na siebie to zrobienie sobie zdjęcia z prawdziwym, amerykańskim policjantem. Scenariusz byłby mniej więcej taki, że podchodzę, mówię czy zrobi sobie ze mną zdjęcie i tu wyjścia są dwa. Albo przychyla się do mojej prośby i odrywa się od swojej ciężkiej pracy, jaką zapewne jest tropienie przestępców, albo bierze mnie za podejrzanego i od razu skuwa w kajdanki (potem test na trzeźwość, pokój przesłuchań i takie tam). Jednak byłam gotowa zaryzykować :). No ale wróćmy do tego barbera. Znaleźliśmy jakiś adres w necie i tam podjechaliśmy, ale okazało się że nie mają teraz wolnego miejsca. Więc wróciliśmy dalej do poszukiwań, jest ich tam bardzo dużo, zwłaszcza w dzielnicy Downtown (nie wiem czy to zbieg okoliczności, ale wszystkie dzielnice Downtown mają jakąś złą renomę, gangi i te sprawy). Udaliśmy się więc pod kolejny adres, no i tu mieliśmy farta. Ale jak tam weszliśmy to miałam po raz kolejny uczucie „ja pierdzielę, tu nas na bank zaciukają!”, no gdzie ten mnie znowu wywiózł! W środku sami Kubańczycy z łańcuchami na szyi, a pośrodku ojciec interesu, facet z siwym wąsem. Naprawdę, nie to że mam coś do Kubańczyków, ale tam był taki klimat jak z filmów, że samo mi się nasunęło (zresztą przecież chciałam tak jak na tych wszystkich filmach, to nie mogłam teraz wyjść). Mój mąż zajarany, siada na fotel i mówi gościowi, żeby zrobił z nim co chce (tzn. z fryzurą). Ja już w lekko poddenerwowana czy nasze auto jeszcze stoi, mówię że „nie, nie, nie” i jedyne co on może zrobić, to to samo jak jest, tylko krócej. Chłopak zdawał się rozumieć co mówię, chociaż nie wyglądał na takiego co umie po angielsku. No i zaczęło się : golenie, strzyżenie i skracanie. Jakież było moje przerażenie to widział tylko mój mąż, bo fryzjer zajęty był swoją pracą. Mówię więc do M. ,że „ja pierdolę czy on jest tego pewien, co on mu robi”, a on że oczywiście, raz się żyje, więc zamilkłam do końca strzyżenia. Robiłam tylko zdjęcia i filmiki i z upływem czasu miałam coraz większą bekę :). Po skończeniu strzyżenia i zapłaceniu chyba ok.10 $ wyszliśmy zadowoleni z kolejnym ciekawym doświadczeniem na naszej wycieczce. Naprawdę polecam ten zakład, jeśli chcecie wyglądać a’la Ronaldo i mieć więcej włosów na głowie w postaci równych linii z czarnej farby w „zakolach” to śmigajcie do barbera Gerardo :)!Fot.187 Fot.188 Fot.189 Ale to nie koniec zajebistych pomysłów mojego męża! Kiedy to on robił ostatni tatuaż? Ja już nie pamiętam (gdzie jest do cholery ten policjant). No to teraz już szukaliśmy studia tatuażu. Tyle się działo na tej wycieczce, że trzeba było to jakoś uwiecznić, a Kac Vegas musi się jakoś rozpocząć. Oczywiście natrafiliśmy po drodze na takie studio, o wdzięcznej nazwie „Precious slut” (co jeszcze się dzisiaj wydarzy!?). Wchodzimy do środka i bez problemu można sobie zrobić u nich tatuaż. Przyjął nas bardzo sympatyczny chłopak, o oczach błękitnych jak niebo i od razu go polubiliśmy. W myśl zasady „polub i zaufaj” to mój mąż znowu „rób co chcesz”. No i wymyślił wzór, rach ciach i po sprawie :). Bez zbędnej dezynfekcji, tylko same podstawy :). Ale bardzo miło się gadało, przybliżył nam ukryte atrakcje w okolicy, o których nie wiedzą nawet lokalsi, naprawdę polecam to studio :).W końcu nastała godzina zameldowania, więc udaliśmy się do naszego hotelu Treasure Island, mieszczącego się na początku Stripa, czyli głównej ulicy Vegas. Zastanawiałam się nad wyborem hotelu, gdyż okazało się, że noclegi w LV w tych najlepszych i największych hotelach, znanych z filmów, są takie tanie, że możesz wybrać jaki tylko chcesz. Kierowałam się jednak przede wszystkim darmowym parkingiem oraz lokalizacją, aby daleko nie chodzić. Wybór padł na ten właśnie hotel, cena przystępna, a zaraz obok, na tyłach budynku, jest wielki, kilkupoziomowy parking dla gości hotelowych, do którego wjazd zdążyłam oblukać wcześniej na google street view. Znaleźliśmy miejsce i bez walizek udaliśmy się najpierw do recepcji zrobić check-in. Nie wiem jak inni, co byli w Las Vegas, ale my recepcji szukaliśmy pół godziny. Cały dolny hol to jedno wielkie, niekończące się kasyno, poprzeplatane różnymi sklepami. Niby są jakieś znaki, ale tu przebudowa, tam inna ścieżka i już nie wiesz gdzie jesteś. A że pierwszy raz byliśmy w czymś takim, to była to dla nas sama przyjemność chodzenia po tym labiryncie w te i nazat, najpierw zameldowanie, potem po walizki i z powrotem, już do pokoju. Nasze piętro miało inne windy, niż piętra wyżej czy niżej, mieliśmy dostęp do 6 wind, prowadzących do wybranych 10 pięter . Ale super! W końcu dojechaliśmy, a że w momencie rezerwacji wybrałam pokój z widokiem na Strip, to jak weszliśmy do środka, znowu nie mogliśmy uwierzyć, że tu jesteśmy :). Fot.190 Fot.191 Fot.192 Po krótkim odpoczynku stwierdziliśmy standardowo, że idziemy na basen widoczny z naszego okna. Nie wiedziałam jaka etykieta tu obowiązuje, czy paradowanie w samym stroju z ręcznikiem pośrodku luksusowego hotelu to norma, ale okazało się, że tak. Nie wiem co sobie myślałam, że przyjeżdżają tam sami biznesmeni w garniturach, ale tak naprawdę to wszędzie byli zwykli ludzie tacy jak my i nie było czym się przejmować. W ogóle w całej Ameryce nikt się niczym nie przejmuje, jak wygląda, czy jest gruby czy chudy, nikt na nikogo nie patrzy, nie ocenia, jesteś tam sobą i to jest najlepsze. Bardzo mi się tam podobało pod tym względem, kompleksy odeszły na bok, a każdy był każdemu równy. Oczywiście nie zeszłam w samym stroju, ale w klapkach już tak ;). Ogólnie tego dnia było najgoręcej ze wszystkich dni na naszym roadtripie, ok.40 stopni o godz. 17, tak że basen w sam raz. Natomiast tym razem okazało się, że tu się nie pływa, tylko przemierza basen na stojąco z drinkiem w ręku :). Całości przygrywał DJ, z podestu nad nami, a wszyscy się dobrze bawili. Wokół palmy, słońce, czego chcieć więcej. Moje myśli "ale zajebiście, jestem właśnie w basenie w Vegas, nie każdy mógł tu być, wokół słychać muzykę, jest tak jak na tych wszystkich filmach" dostarczały mi tyle radości, że aż czasami śmiałam się do siebie samej w głos.Po jakimś czasie wróciliśmy do pokoju i już szykowaliśmy się na dalszy podbój LV. Plan był taki, że zrobimy sobie spacerek wzdłuż Stripa, czyli nic nadzwyczajnego :). Najpierw trzeba było wyjść z naszego hotelu, co wcale nie okazało się takie znowu łatwe (mimo że już trochę znaliśmy rozkład tych ścieżek). W końcu wyszliśmy na zewnątrz i droga tak prowadziła, że trzeba było przejść na drugą stronę do następnego hotelu i znowu jego środkiem iść dalej. Spacer pomiędzy tymi dwoma hotelami zajął nam godzinę. Tam się nie da iść normalnie :). Z samego hotelu możesz nie wychodzić przez cały dzień, a i tak nie obejrzysz wszystkiego. Ale jak tak dalej pójdzie to my nawet nie zdążymy dojść do następnej przecznicy. No nic, długo się nie zastanawialiśmy dokąd nas to zaprowadzi i tak chodziliśmy od jednej strony do drugiej, zwiedzając po kolei każdy hotel na naszej drodze. Natrafiliśmy na pokaz fontann przed Bellaggio, całkiem przyjemny, ale były tam takie tłumy, że powoli traciliśmy siły na przedostawanie się na kolejne ulice. Do tego dochodziła taka duchota, że wejście do hotelu z klimatyzacją było zbawieniem, ale potem znowu trzeba było szukać wyjścia. Po kilku godzinach stwierdziliśmy, że już starczy, a nie doszliśmy nawet do końca Stripa, nie oglądając innych znanych hoteli, tj. New York, New York, czy Luxor. Wizyta w Vegas nie mogłaby się odbyć oczywiście bez zagrania w kasynie! Jako że nie jesteśmy częstymi bywalcami takich nocnych uciech to wybraliśmy najprostszą opcję, czyli grę na maszynach. Moja wygrana to 62 centy!!! A raczej przegrana, bo wydałam na to dolara. Ale voucher na odbiór wygranej jest, jak kiedyś tam wrócę to na pewno spieniężę :)Fot.193 Fot.194 Fot.195 Fot.196 Fot.197 Fot.198 Fot.199 Fot.200 Fot.201 Fot.202 Fot.203 Fot.204 Fot.205 Fot.206 Fot.207 Fot.208 Fot.209 Las Vegas zaskoczyło nas pozytywnie, a podobno można to miasto pokochać albo znienawidzić. Po pierwsze: być, a nie być w Vegas, to już jest na plus. Niby kiczowate, ale wg mnie wcale nie, a nawet tam to tak zajebiście wygląda, że nie wyobrażam sobie tego inaczej. Niestety ten tłum ludzi, niemiłosierny skwar oraz mnóstwo różnych innych bodźców, takich jak świecące neony i hałas sprawiają, że po jakimś czasie masz trochę dosyć i chcesz wracać do ciszy hotelowego pokoju. A tam w namiastce luksusu można oddać się …. no cóż, co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas ;). Z pewnością pokochałam to miasto :)!Nadrabiam powoli relację, dlatego mam takie tyły... ale na widok tych zdjęć to aż mi się zachciało w góry (jakiekolwiek). ;) Wysłane z TupTapTok
cerro 26 września 2018 22:32 Odpowiedz
Nadrabiam powoli relację, dlatego mam takie tyły... ale na widok tych zdjęć to aż mi się zachciało w góry (jakiekolwiek). ;) Wysłane z TupTapTok
d4fc4 11 października 2018 09:10 Odpowiedz
Świetnie napisana relacja, szkoda tylko, że tak późno na nią trafiłem, żeby na nią zagłosować (nie trafiłem jeszcze na tak radosną).W przyszłości mam z żoną plan polecieć do NY, a na moją następną okrągłą rocznicę urodzin planujemy podróż do Kalifornii (czyli za kilka lat, żeby nasza latorośl zapamiętała jak najwięcej) i już wiem że wiele skorzystam z Twojej relacji.
bubu69 11 października 2018 11:17 Odpowiedz
@D4fc4 - Dziękuję za przeczytanie relacji i miłe słowa :)! Mam nadzieję, że marzenia się spełnią, a wyjazdy udadzą! Cieszę się, jeśli moja relacja w czymś pomoże! Pozdrawiam :)!
wteiwewte 30 kwietnia 2019 16:34 Odpowiedz
Świetna relacja, przeczytałam na raz, robiąc notatki przy własnym planie. ;) Ciekawie napisana i bardzo pomocna przy planowaniu podróży. Piękne zdjęcia, już się nie mogę doczekać, żeby to wszystko zobaczyć na własne oczy.
thyx 26 maja 2019 22:26 Odpowiedz
@Bubu69 Pisałaś, że w okolicach Yosemite nie działał gps. Tu chodzi o to, że urządzenia zwariowało (odbicia sygnału) czy po prostu jakiś problem z urządzeniem? To było jedyne miejsce gdzie na trasie nie działał gps?
bubu69 26 maja 2019 22:49 Odpowiedz
@ThYx - tak, to było jedyne miejsce na całym zachodzie, w którym nie mieliśmy w ogóle zasięgu. Nie wiem na jakiej zasadzie, ale po prostu nie było gps, nie odnajdywało położenia na mapie i nie można było nigdzie zadzwonić. Dokładnie było to na trasie Tioga Rd, natomiast w hotelu w którym spaliśmy (w El Portal) odnajdywało jeszcze gps, ale z zasięgiem internetu było gorzej, dlatego mieli płatne wifi :)
qbaqba 27 maja 2019 00:24 Odpowiedz
Ja nie odnotowałem żadnych problemów z lokalizacja gps w telefonie (ok, na szlakach może za często nie sprawdzałem, ale jak już to zawsze pokazywał poprawnie).
farmer 11 września 2019 15:14 Odpowiedz
Przeczytana w całości po raz drugi, na 3 dni przed wylotem do LAX. Dzięki @Bubu69!
bubu69 11 września 2019 21:56 Odpowiedz
@farmer - ale super, dzięki wielkie :)!!!! Powodzenia na wycieczce, będzie na pewno ekstra :)!!!