0
Qba85 20 sierpnia 2018 23:27
Tytuł wymyśliłem przed chwilą, by jakoś połączyć trzy kraje, w których byłem - Kosowo, Albanię i Czarnogórę. We wszystkich dwugłowy orzeł ma pewne znaczenie, w przypadku Albanii i Czarnogóry znajduje się na fladze. Nie będzie to relacja dzień po dniu lub krok po kroku, ale trochę obserwacji oraz informacji praktycznych (i kilka zdjęć dla ubarwienia) z miejsc, w których byłem. Może komuś się przyda? ;) Tym bardziej, że na forum nie ma wiele na temat tych kierunków, niektóre informacje są też trudne do znalezienia w internecie.

Chętnie odpowiem na wszelkie pytania. Nie będę jednak wchodził w rozważania polityczne dotyczące Kosowa, od którego zacznę 8-)
.
W przeciwieństwie do wielu osób już wcześniej nasłuchałem się (od znajomych) dużo dobrego - a nie złego - o Kosowie, więc byłem nastawiony pozytywnie i się nie zawiodłem. Tym bardziej, że lubię typowo bałkański kawiarniany klimat, wiecie co mam na myśli ;-)

W Prisztinie oczywiście widać gdzieniegdzie pozostałości po konfliktach zbrojnych, ale raczej poza centrum, które jest zadbane i nowoczesne z licznymi restauracjami, kawiarniami, sklepami znanych marek itd. Momentami wygląda to zabawnie, gdy widać modny butik, w nim odpicowane miejscowe dziewczyny, a to wszystko przy rozkopanej ulicy. Być może to mylne wrażenie, ale wydaje mi się, że cały ten brud i dziury to nie efekt "syfiarstwa" miejscowych, ale raczej tego, że miasto swoje przeszło i ciągle jest doprowadzane do porządku. Rozwalony chodnik - tak, sterty śmieci (jak w Albanii) na nim - nie.

Mocno zaskoczyło mnie życie nocne w Prisztinie. W sobotę otwarte były dosłownie dziesiątki klubów, restauracji, dyskotek i ulice koło północy nie różniły się  wiele od centrum Warszawy. Szukać w okolicach deptaku Matki Teresy, ale nie tylko. Inne pozytywy - bardzo dobra i bardzo powszechna znajomość języka angielskiego. Minus - zdarzają się bezpańskie psy, także na deptaku. Co prawda nikomu nic nie robiły i nie zaczepiały (bo pewnie są nauczone, że jeden nieostrożny ruch i pożałują), ale jednak czułem się nieswojo, gdy kilka szło za mną przez kilkanaście metrów. Nie czułem natomiast niepokoju w stosunku do miejscowych. Miałem nocleg poza centrum w ładnej dzielnicy willowej na wzgórzu, wracałem w środku nocy na piechotę i nie było z tym żadnego problemu.

Co warto zobaczyć?

- napis Newborn (obecnie przerobiony na New10rn) - miejsce symboliczne, ale pobazgrane napisami, a w weekendowy poranek zastawione puszkami po piwie

- katedra św. Matki Teresy - duża świątynia katolicka w muzułmańskim kraju robi wrażenie rozmiarami i nowością, niby ukończona rok temu, ale np. z boku widać było pustostany garaży - pewnie formalnie nie są częścią światyni, ale mocno do niej przylegają

- pomnik Billa Clintona - też raczej miejsce symboliczne, bo jest nie tak wielki jak może nam się wydawać, stoi w otoczeniu bloków, za nim jest też już trochę  wyblakły portret Clintona

- nowa biblioteka - tylko przejeżdżałem obok, ale jej bryła jest ciekawa i godna uwagi

- wspomniany deptak Matki Teresy (Bulevardi Nena Tereze) zakończony z obu stron placami - od góry jest to plac imienia Skanderbega (oczywiście z pomnikiem tego albańskiego bohatera), od dołu bardziej okazały plac Zahira Pajazitiego (jeden z dowódców Armii Wyzwolenia Kosowa) z Grand Hotelem

- Grand Hotel - kolejne symboliczne miejsce, bo kiedyś miał tu swoje chyba nawet całe piętro Tito, a w trakcie wojny chronili się  w nim dziennikarze i żołnierze. Teraz na dole jest restauracja, a 1 czy 2 piętra hotelu są ponoć czynne. Widziałem w New York Times reportaż sprzed kilku miesięcy na ten temat, więc zapragnąłem wjechać na górę i też pozwiedzać stare, nieposprzątane pokoje. Wszedłem do windy, nacisnąłem 12, po chwili drzwi się otworzyły, a tam... kraty, za nimi zamknięty bar. Naciskam 11, żeby spróbować piętro niżej - winda stoi. 10 - winda stoi. Wewnątrz zbiera mi się do ataku paniki, cisnę dalej 9, 8, 7 i wreszcie na 6 łaskawie zjechała :) Niestety to piętro wyglądało jak normalne hotelowe, do żadnego pomieszczenia nie dało się wejść, więc po przejściu korytarzy zjechałem na dół.

- na obrzeżach miasta jest park (Germia) ze stawem i terenami wypoczynkowymi, nie byłem, ale wierzę na słowo, że dobre miejsce na odpoczynek

Podsumowując: Prisztina raczej nie jest miastem dla tych, którzy chcą zobaczyć 120 atrakcji z przewodnika w 12 godzin, ale bardziej dla tych, którzy lubią "poczuć klimat". Wygląda mi na dobre miejsce na weekendowy citybreak (szkoda, że z Polski nie ma bezpośrednich lotów), a może nawet i wieczór kawalerski... :D

Poza Prisztiną w Kosowie byłem (a raczej byliśmy, bo ten fragment pokonałem ze znajomymi) też przejazdem w Prizrenie - fajna mała starówka z rzeczką, malowniczym mostem i twierdzą. Niestety tutaj wygrało trochę lenistwo, bo gdy w 30-stopniowym upale zobaczyliśmy, że na górę trzeba wchodzić na piechotę to spojrzeliśmy na siebie i zrezygnowaliśmy.

Warto dodać, że choć od granicy z Czarnogórą do Prisztiny prowadzą kiepskie drogi, to z Prisztiny w kierunku Tirany mamy dobrej jakości autostrady z pięknymi widokami. Kontrola na granicy dosłownie chwilowa, niemal jak na bramkach na autostradzie.

P.S.
W dalszych częściach będą zdjęcie poziome :)Tirana:

Dwa początkowe skojarzenia z Albanią to chaos na drogach i wszechobecne śmieci. Nie przesadzam. O ile jeszcze w ścisłym centrum Tirany nie było z tym drugim aż tak źle, to wszędzie poza nim już tak. Do tego korki na ulicach dojazdowych, pojazdy poruszające się niemal we wszystkich kierunkach i parkujące tam, gdzie akurat potrzebuje kierowca, ludzie przechodzący przez ulicę bez patrzenia w dowolnie wybranym miejscu i tempie - to wszystko daje zamieszanie większe niż na rondzie de Gaulle'a w Paryżu :)

W Tiranie byłem krótko, pół doby, więc niewiele widziałem. Obszedłem centrum z zadbanym i wyposażonym w różne atrakcje dla dzieci i starszych Sheshi Skënderbej, czyli Placem Skanderbega (czyli albańskiego bohatera narodowego z XV wieku - oczywiście stoi stosowny pomnik mężczyzny na koniu), jakże odmiennym od podobnego placu w Podgoricy, który widziałem później. Nieopodal znajduje się interesująca instalacja artystyczna z metalowych rurek i szklanych ścianek, które fajnie odbijają światło. Wydaje mi się, że stała obok Galeria Kombëtare e Arteve, ale głowy nie dam, nie zaznaczyłem sobie adresu, a teraz z pamięci nie potrafię usytuować, w google maps też nie jest zaznaczone. Można też natrafić na ulicę z polskim patronem Janem Pawłem II.

Wspomniany Skanderbeg jest też patronem bardzo dobrej i taniej brandy Skënderbeu. Taniej oczywiście na miejscu - w Polsce 0.7 litra kosztuje ponad 70 zł, w Albanii w przeliczeniu około 20. Najpierw trzeba tylko znaleźć otwarty, a to wieczorem było zadanie równie trudne jak znalezienie miejsca z czymś do jedzenia. Ciekawa różnica kulturowa: miejscowi wielokrotnie byli zdziwieni, że ktoś  po godzinie 19 nie chce po prostu usiąść w knajpie i napić się na miejscu zagryzając jakimiś przekąskami, ale porządnie zjeść, a potem lub przedtem zrobić małe zapasy.

Gdyby ktoś - jak ja - szukał informacji na temat transportu, to międzynarodowy dworzec autobusowy mieści się przy Rruga Dritan Hoxha za główną tirańską halą sportową. Można też dostać się do niego od drugiej strony wąskimi bocznymi uliczkami i wtedy można się zdziwić, że ten duży budynek za peronami to wcale nie jest dworzec tylko hala :) Na dworcu międzynarodowym można złapać także połączenie lokalne (np. do Szkodry przez którą jeżdżą autobusy do Czarnogóry), ale mi akurat nie podpasowały, więc udałem się na drugą stronę ulicy Dritana Hoxhy w poszukiwaniu miejsca, w którym według mapy powinien być dworzec lokalny w kierunku zachodnim.

Nie musiałem nawet szukać, bo szybko zostałem zagadnięty przez kierowcę pytaniem "Szkodra?". Wprowadził mnie na parking za barem/kawiarnią, przyjął 5 euro, zapakował bagaże do busa i zaproponował kawę lub skorzystanie z toalety. Na pierwsze nie miałem ochoty, z drugiego zrezygnowałem, bo nie jestem fanem ichnich wychodków z dziury w podłodze i bez papieru... ;) Bus do Szkodry jechał niecałe dwie godziny i miałem wrażenie, że połowę tego czasu przebijaliśmy się przez wspomniany wcześniej harmider na ulicach w Tiranie i okolicach. Wsiadanie i wysiadanie odbywało się dość płynnie, na starcie kierowca przejechał 300 metrów wolno z otwartymi drzwiami i po drodze wskoczyło kilka osób. W szczytowym momencie w busie na 14 miejsc jechało 20 osób, w tym rodzina z (na oko) rocznym bobasem trzymanym na rękach najpierw przez tatusia, a potem po szybkiej i zaordynowanej przez niego zmianie na także zaordynowanym przez niego krótkim postoju dziewczynka trafiła do mamusi, co wprawiło ją w stan większego zadowolenia.

Przystanki po drodze też były organizowane tam, gdzie ktoś akurat chciał i z tego miejsca chciałbym wyrazić małą zazdrość w kierunku Albańczyków - szkoda, że w Polsce to tak nie działa (tzn. zdarza się, ale raczej gdzieś na podmiejskich kursach, a nie na drodze między 2 z 5 największych miast w kraju (na nasze warunki to byłaby trasa np. Warszawa - Poznań).Szkodra:

Niewiele informacji na jej temat znalazłem na forum, więc poniższe mogą być pomocne dla kolejnych poszukujących ;) Mam też więcej fotek i są lepsze niż poprzednie, także dzięki lepszym widokom 8-)

Miasto wykorzystywane przez turystów/podróżników głównie jako baza wypadowa w góry lub w kierunku jeziora Koman. Ja nie miałem tyle czasu, by poświęcić cały dzień na jakąś wycieczkę, więc ograniczyłem się do objechania miasta i najbliższej okolicy. Objechania na dwóch kółkach, bo w końca Szkodra to - jak wcześniej wyczytałem - albańska stolica rowerów, co potwierdziło się  na miejscu. Trochę dziwne było tylko to, że w całym mieście są tylko (według informacji turystycznej) dwa punkty wypożyczające rowery, ja korzystałem z tego przy hotelu Tradita. Nie wiem, jak wyglądałoby to np. w Tiranie, ale w Szkodrze mimo obaw nie odczułem zagrożenia wspomnianym albańskim "dzikim" ruchem samochodowym ;)

Największa atrakcja to zamek Rozafa, który znajduje się na wzgórzu na obrzeżach miasta (spokojnie można dojść na piechotę z centrum). Wstęp bodaj 100 leków, można bardzo wysoko wjechać samochodem. Dla spragnionych jest restauracja z płatną toaletą, ale właściwie dopiero na końcu "szlaku". Można zwiedzić muzeum (dodatkowo płatne), nie skorzystałem. To jednak tylko dodatek, bo zamek oferuje przede wszystkim świetne punkty widokowe. Leży przecież u zbiegu dwóch rzek i jeziora Szkoderskiego.

Kilka kilometrów od Szkodry w przeciwną  stronę niż zamek i jezioro możemy zobaczyć 18-wieczny most we wsi Mes. Obecnie jest ponoć zagrożony zawaleniem z powodu podmywania powodziami, chociaż trudno w to uwierzyć, gdy latem widzi się niemal całkowicie wyschnięte koryto rzeki ;)

Szkodra nie leży bezpośrednio nad jeziorem Szkoderskim, ale po przejściu lub przejechaniu jednego z dwóch mostów na rzece Buna jesteśmy już właściwie nad brzegiem jeziora. Trzeba jednak przejść/przejechać kilka kilometrów do miejscowości Shiroke, by zobaczyć jego ogrom. Do Shiroke jeździ autobus miejski, ale bardzo rzadko i nie sposób znaleźć jego rozkład w internecie, więc jeśli nie macie samochodu, to polecam rower, taksówkę albo własne dwie nogi ;) Promenada zaczyna się jeszcze w Szkodrze i przez pewien czas biegnie wzdłuż jakiegoś gruzowiska (a po jej drugiej stronie drogie knajpy przeplatają się z miejscowymi lumpeksami, czyli gigantycznymi stosami ubrań wyłożonymi na folii na chodniku), potem wzdłuż rzeki, dochodzi do mostu i po drugiej stronie za moment prowadzi wzdłuż jeziora i jednocześnie zboczem wzgórza, którego nazwy nie znalazłem.

Shiroke to jedna z dwóch miejscowości przy tej drodze, drugą jest Zogaj, a kilka kilometrów dalej jest już Czarnogóra. Niestety tędy granicy legalnie nie przekroczymy, asfaltowa droga kończy się w Zogaj, piaszczysta kawałek dalej. Wzdłuż jeziora są liczne restauracje (w jednej z nich zjadłem świetną zupę rybną za 300 leków - to już bardzo wysoka cena jak na albańskie standardy), kilka pensjonatów, ale też miejsca, w których widziałem kąpiących się  ludzi. Nie wiem, czy można to nazwać to plażą, nawet kamienistą, w każdym razie miejsce do wejścia do wody się  znajdzie. Najlepsze jest pewnie w Zogaj, gdzie mają małe molo, z którego miejscowe dzieci skaczą na główkę, więc albo nie jest płytko albo mają w nosie bezpieczeństwo albo jedno i drugie ;) Byłoby to nawet przyjemne miejsce do posiedzenia nad wodą, ale niestety oczywiście można się niemal potknąć o śmieci...

W Szkodrze życie kawiarniane toczy się wokół dwóch deptaktów, z których jeden wygląda na typowo nastawiony na gości z zagranicy (szyldy "typical Albanian meal", sklepy z pamiątkami itd.), a drugi jest po prostu fajniejszy i oczywiście ma niższe ceny ;) Gdyby ktoś chciał jeszcze bardziej wejść w lokalny klimat, to można zajrzeć do jednej z knajpek na okolicznych ulicach, gdzie przesiadują w 99% panowie (na deptaku wyglądało to bardziej koedukacyjnie). Z menu najbardziej w pamięć zapadła mi "supa od jaja i limona", czyli zupa jajeczno-cytrynowa. Interesująca jest też kawa po niemiecku, którą tam podają. Do tej pory wydawało mi się, że "po niemiecku" oznacza kawę z lodami i bitą śmietaną, a tu w kilku miejscach dostałem w zasadzie normalną czarną kawę z małą pianką i zdecydowanie nie była to bita śmietana ;) Oczywiście kawa była bardzo dobra, jak wszędzie na Bałkanach. Może ktoś zna genezę tej różnicy w nazewnictwie?

Polecam także taniutkie (20 leków za kilogram) arbuzy i smażoną na ulicach kukurydzę. Nie polecam zakupionej przeze mnie w markecie sałatki w stylu albańskim (tak ją nazwali), który smakowała jak majonez wymieszany z chili :D Jeśli już jesteśmy przy zakupach, to w wielu miejscach zgadzają się  na płatność w euro, ale... nie zawsze się to opłaca. To mnie zaskoczyło, bo na początku wydawało mi się, że miejscowym bardzo zależy na tym, by otrzymać euro i dlatego chcą, by w nich płacić. Przykładowo w hotelu cena w euro była niższa, w wypożyczalni rowerów i jednej restauracji też. A potem w innej i kolejnej dla odmiany było odwrotnie, w jednym miejscu nawet mieli inny kurs euro/lek dla banknotów, inny dla monet. Wniosek: kalkulator w głowie się  przydaje i jeśli macie przy sobie obie waluty, to można podpytać o obie ceny ;)

Świetny przykład na albańskie podejście do ruchu drogowego stanowi Plac Demokracji, na którym ustawiono ławki do siedzenia, ale nikt nie pomyślał o namalowaniu choćby w jednym miejscu pasów. Nikomu to jednak nie przeszkadza, kto chce to i tak sobie przejdzie. Plac i okolice wyglądają nieźle, lecz jeśli wyj(e)dziemy poza centrum, to już tak ładnie nie jest. Pomijam już śmieci, ale widać też jakieś zaniedbane fabryki czy bloki wyglądające z zewnątrz niemal jak pustostany. Nowocześnie prezentuje się stadion piłkarski miejscowej Vllazni, za to tragicznie hala sportowa.

W Szkodrze nie ma jednego dworca autobusowego, busy odjeżdżają z różnych miejsc w centrum, ale są raczej dobrze oznaczone, na pewno lepiej niż w Tiranie. Nagabywacze też się kręcą. Przy Placu Demokracji jest punkt informacji turystycznej, rozdają mapki, rozkłady jazdy busów. 50 metrów dalej spod Hotelu Rozafa do Ulcinj w Czarnogórze startują busy firmy Vllazen Lluja (trzy razy dziennie o 9, 14:15 i 16, powrót o 7, 12:30 i 16:30, na ulotce podano e-mail vlluja@yahoo.com i telefon 0692061942). Oczywiście nie odjechaliśmy o czasie, ale nie miało to wielkiego znaczenia, bo najwięcej czasu straciliśmy na granicy i później po czarnogórskiej stronie. Na granicy wcale nie było najgorzej, bo bus podjechał osobnym pasem po ominięciu bardzo długiej kolejki samochodów, ale i tak sprawdzanie paszportów (kierowca zebrał je na początku) trwało jakieś 20 minut. Potem od granicy do Ulcinj jechaliśmy przez góry, a droga była remontowana i na dodatek częściowo bez asfaltu. W efekcie całe 40 kilometrów pokonaliśmy w prawie 2 godziny. I nie wiem, czy autem byłoby szybciej.Mimo braku odpowiedzi i niewielkiej liczby polubień zachęcony coraz większą liczbą odsłon przenoszę się do Czarnogóry... ;-)

Ulcinj:

Typowe turystyczne miasteczko z dwoma plażami i starym miastem. Nie oferuje wielu atrakcji poza plażowaniem i odpoczynkiem - co oczywiście nie oznacza, że to samo w sobie nie jest atrakcyjne. Ważna uwaga - wikipedia podaje, że "keep in mind that some parts are very hilly" i radzę to potraktować poważnie, bo można się zmęczyć ;) Po wyjściu z dworca autobusowego na główną ulicę widzimy wzgórze dokładnie tam, gdzie powinno być morze - ja w tym momencie załamałem ręce, ale okazało się, że na szczęście nie trzeba wchodzić na szczyt, można wzgórze obejść.

Z centrum (czyli z okolicy, w której są urzędy, dworzec itd.) Ulcinj schodzi się w dół do ładnej zatoczki z Małą Plażą i nadmorską promenadą z kawiarniami/barami/restauracjami. Nie polecam noclegu w tej okolicy, bo wieczorem miejsce ożywa i to na całego z muzyką z kilku z pubów/dyskotek ustawionych prosto na ulicy. Między turystami i imprezowiczami biegają żebrzące albańskie (wnioskuję po rysach twarzy i chyba się nie mylę, bo Ulcinj jest w większości zamieszkały przez Albańczyków, widać sporo albańskojęzycznych nazw na ulicach) dzieci, które są tak bezczelne, że np. podchodzą do osoby kupującej cośprzy straganie i błagalnym gestem pokazują, by kupić daną rzecz (słodycze albo napój). Na marginesie - jeśli już padło słowo napój, to nadmienię w Czarnogórze odkryłem coś takiego jak wino pomieszane z colą (o nazwie Bamboos) - dla mnie nowość, szkoda, że nie ma u nas albo nie potrafię znaleźć.

Na zachodnim końcu promenady znajdziemy przystań, z której odpływają stateczki m.in. do wyspy Ada Bojana w delcie rzeki Buna na granicy czarnogórsko-albańskiej (nie korzystałem, cena bodaj 10 euro) lub na rejsy połączone z łowieniem ryb. Obok przystani schody do starego miasta, z którego rozpościerają się wspaniałe widoki na morze, centrum Ulcinj i dalszą częśc wybrzeża. Dużo wąskich uliczek, wśród których łatwo można się zgubić, co ostatecznie nie jest aż takie złe, bo mury przynajmniej dają trochę cienia ;-) Na starym mieście jest też fajny bar z "plażą" - w cudzysłowie, bo to de facto kilka skałek z leżakami, ale jest miejsce, by wejść do wody i popływać. Raczej nie polecam z dziećmi.

Druga plaża to ta słynna 13-kilometrowa Velika Plaža (Wielka Plaża:)) kilka kilometrów od centrum Ulcinj. Są busiki, można podjechać taksówkę, ale można też iść na nogach, jeśli komuś się nie spieszy. Trzeba tylko wziąć pod uwagę, że nie wejdziemy na Wielką Plażę na jej początku, bo tam są hotele, do których wysyłane są też wycieczki z polskich biur podróży (i Polaków ogólnie w okolicy Ulcinj zapewne pojawia się wielu, wnioskuję po polskich napisach w niektórych restauracjach). Poza tym po wejściu na plażę również trzeba się nachodzić, jeśli chce się znaleźć spokojne miejsce, ale z drugiej strony przynajmniej można takie znaleźć. Ceny wyższe niż przy Małej Plaży czy w Barze, a oprócz sprzedawanych w handlu obnośnym przekąsek i pierdółek ciekawostką była (przynajmniej dla mnie) możliwość zdjęcia z wężem i/lub człowiekiem przebranym za Spidermana. Z dziwnych praktyk - restauracja na plaży nie ma własnej toalety i odsyła do publicznej toalety przy wejściu na plażę. Trochę to dziwne i nawet nie chodzi (tylko) o to, że ta toaleta jest płatna, ale także o to, że trzeba do niej iść kilkaset metrów.

W okolicy Wielkiej Plaży oprócz hoteli znajdziemy też oczywiście kempingi, dużo noclegów także w centrum Ulcinj, a przy głównej drodze z centrum stoją liczni właścicieli miejsc noclegowych do wynajęcia. Wszystko to pozwala mi stwierdzić z pełną stanowczością: znalezienie dachu nad głową już na miejscu nie powinno być problemem.

No i to tyle o Ulcinj. Jeśli nie planujecie plażowania i/lub imprezowania, to wystarczy pół dnia :-)Bar:

Pod względem liczby mieszkanców nie jest dużo większy od Ulcinj, lecz bardziej przypomina zwykłe miasto, nie kurort. Oczywiście jest cała infrastruktura turystyczna, kamieniste plaże (także w Susanj, dalej ponoć są też piaszczyste), ładna promenada z restauracjami/kawiarniami i stoiskami, ale także np. liczne blokowiska.

Bar wyróżnia też międzynarodowy terminal promowy. Zajrzałem tam poza godzinami funkcjonowania, wszystkie punkty usługowe były zamknięte, ale drzwi pootwierane i bez problemu można było przejść do miejsca, gdzie cumują promy - dziwna sprawa szczególnie w kraju, w którym nie wejdziesz na perony dworca autobusowego bez ważnego biletu :) Tak a propos - w Barze dworce autobusowy i kolejowy znajdują się daleko od centrum i daleko od starego miasta.

Największą atrakcją w nowej części Baru niby jest pałac króla Nikoli, który z zewnątrz nie wygląda imponująco (nie chcę być złośliwy, ale takich pałacyków to w Polsce znajdziemy kilkanaście w każdym województwie), a do zwiedzania swoimi wystawami też nie zachęcał. Nieopodal stoi prawosławny kościoł św. Vladimira, który polecam zdecydowanie bardziej. Po drugiej stronie ulicy jest nowa hala sportowa Topolica - jej bryła jest przeciętna, ale można złapać fajne ujęcia na tle gór np. przy zachodzącym słońcu. Obok budują park, który miał powstać chyba do przyszłego (2019) roku.

Wszystko powyższe przebija oczywiście Stary Bar, który leży około 4-5 kilometrów od centrum i 200 metrów wyżej. Z centrum - a dokładnie od Canj przez Sutomore i Susanj - do Starego Baru latem jeździ autobus miejski. Minusem jest brak rozkładu jazdy dla poszczególnych przystanków, podawane są tylko godziny odjazdu z przystanków początkowych, a autobus krąży zygzakami po centrum i można się pogubić, w którą stronę jedzie autobus z danego przystanku. Można też iść na nogach, ale uprzedzam, że cała trasa prowadzi w górę. Plusem trasy pieszej są fajne widoki i możliwość podpatrzenia starego miasta "od dołu". Wąskie, strome uliczki są "wyposażone" oczywiście w sklepy z pamiątkami i restauracje, niektóre ciekawie wbite w mury. Miejsce jest bardzo klimatyczne, a na deser zdecydowanie należy udać się na do twierdzy (a raczej jej pozostałości). Sama w sobie jest ciekawym i pełnym zakamarków miejscem, ale oferuje także świetne punkty widokowe na okoliczne górzyste tereny.

Kilka kilometrów od Starego Baru można zobaczyć najstarsze drzewo (oliwne) świata - ma ponad 2000 lat. Ja tam niestety nie dotarłem, więc nie jest w stanie ocenić, czy to fajna "atrakcja". Widziałem za to, że fajnie została wykorzystana w reklamie miejscowego piwa (jest na jednym ze zdjęć poniżej, podobnych reklam z było więcej).I na koniec o Podgoricy, w której nie byłem długo...

Stolica Czarnogóry to pod kątem turystycznym miejsce na 3-4 godziny, nie znajdziemy w niej wielu atrakcji (np. Plac Republiki nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, nawet takiego kiczowatego jak centrum Skopje:)). Są ładne parki, deptak z kawiarniami/restauracjami, tureckie stare miasto, ale jedyne miejsce naprawdę warte polecenia to okolice starego mostu na Ribnicy - malowniczy zakątek (Skaline) u zbiegu dwóch rzek z ruinami twierdzy.

Żeby była jasność - Podgorica to oczywiście nie jest jakaś wiocha zabita deskami, znajdziecie tam wszystko, co potrzeba do codziennego życia typu punkty usługowe, sklepy z galeriami handlowymi itd. itp. Dworzec autobusowy jest dość przyzwoity z przechowalnią bagażu, knajpą i wifi. Dworzec kolejowy wygląda dwa razy gorzej niż dworzec w przykładowym Kaliszu 20 lat temu, co biorąc pod uwagę częstotliwość kursowania pociągów w sumie nie dziwi...

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

qba85 29 września 2018 21:40 Odpowiedz
To jeszcze jako drobne podsumowanie dorzucam informację o noclegach, z których korzystałem (ceny za dobę). Tirana:Bit Hostel 22,5 euro za pokój dla 3 osóbTrudno znaleźć, bo to dom, który nie stoi bezpośrednio przy ulicy, ale za innym domem. Warunki proste, pokoje są teoretycznie wieloosobowe, ale można zarezerwować cały dla mniejszej liczby. Łazienka mała poza pokojem, tak samo szafki. Przyzwoite śniadanie przygotowane przez gospodarza (a raczej ojca gospodarza), duży taras z widokiem na okolicę. Polecam na 1 noc, może 2.Szkodra:Shkodra Hotel 27 euro za pokój dla 1 osobyMożna się przestraszyć, bo za płotem jest jakieś wysypisko śmieci, a na wstępie trudno było znaleźć kogoś, kto mógłby posłużyć za recepcjonistę. Pokój w dobrym standardzie, ale nieduży. Ja się pomieściłem, ale były w nim trzy łóżka i dla trzech osób faktycznie mogłoby być ciasno. Łazienka w pokoju, także szafa. Nie ma śniadania, nie ma windy. Umiarkowanie polecam ze względu na cenę. Ulcinj:Guest House Vera, 30 euro za pokój dla 1 osobyRodzinny pensjonat, właściciele mieszkają na parterze, sympatyczni, kontaktowi, ale jednocześnie nie narzucają się. Pokój z prywatną łazienką, mój był bez balkonu, ale są też takie z balkonami. Nie ma windy, nie ma śniadania, ale jest wielki taras ze stołami i aneksem kuchennym pod zadaszeniem. Fajny klimat. Polecam, ale raczej nie dla imprezowiczów :)Bar:Hostel Bar Susanj, 34 euro za pokój dla 1 osobyStary obiekt, który trudno znaleźć w dzielnicy domków jednorodzinnych i pensjonatów. Nie ma recepcji, na dole są jakieś pozostałości restauracji czy baru. Nie ma windy i śniadania. Łazienka miała być prywatna, a była poza pokojem przypisana do dwóch. W pokoju szafa, trzy łóżka, niewiele miejsca i średnio czysto. Na mały plus balkonik z krzesłami i stołem. Mocno nie polecam.I to by było na tyle. Mogę odpowiedzieć na jakieś pytania, ale skoro nie było do tej pory, to chyba już nie będzie... :) Dzięki za kilka polubień!