Po podróży na Islandię kilka lat temu nasze apetyty na Północ mocno wzrosły. Zachwyciliśmy się przestrzenią, małymi smaczkami, które odkrywaliśmy każdego kolejnego dnia. Któregoś razu nauczycielka z Reykjaviku, która wzięła nas na stopa, zaczęła narzekać na..pęd i pośpiech swojego kraju.
Wspomniała wtedy, że raz do roku bierze urlop i płynie promem na Wyspy Owcze, gdzie na małych wysepkach znajduje harmonię i spokój.
O Wyspach Owczych wiedziałem już sporo po wcześniejszej lekturze fenomenalnych reportaży 81:1 Opowieści z Wysp Owczych. Po powrocie zacząłem czytać o Farojach, pochłaniać każdy kolejny materiał i dość znikome relacje w internecie. Podjęliśmy decyzję, że to będzie nasz następny cel dłuższej podróży.
Po dorwaniu tanich lotów (950zł w obie strony), wiedziałem, że musimy koniecznie:
- spędzić jeden dzień na jednej z najmniejszych i prawie w ogóle nie zamieszkałych wyspach. Z nadzieją, że nie spotkamy tam nikogo,
- odwiedzić wioskę Gasadalur, do której przez 30 lat przez góry, kilkugodzinny trekking pokonywał.. listonosz. Któregoś razu zastała go burza, którą przeczekał na klifie i listy dostarczył po kilkunastu godzinach. Była to do niedawna najbardziej odizolowana osada w kraju, kilka lat temu wydrążyli tunel,
- jeździć autostopem i rozmawiać z mieszkańcami, a że research mieliśmy zrobiony całkiem niezły, to poruszać konkretne tematy i nie pytać się jedynie o to, co zobaczyć w okolicy,
- wypić piwo i kieliszek czegoś mocniejszego w jakiejś dobrej spelunie w którymś z portów,
- podejrzeć maskonury, których na Islandii nie udało nam się zobaczyć.
Udało się zrealizować każdy z powyższych punktów
:) W dodatku trafiliśmy na - jak to mówili Wyspiarze - najlepsze lato jakie pamiętają i nie licząc kilku godzin mżawki, mieliśmy przez całą podróż pogodę niemal idealną. Moja dziewczyna zajmuje się fotografią i wreszcie miała możliwość uchwycenia piękna w kadrze, bo na Islandii po kilku ulewach aparat na kilka dni odmówił posłuszeństwa.
Miał być wstęp, a wyszedł niezły spoiler. Żeby zamknąć tą pierwszą część, kadry z Wysp Owczych. Dla ułatwienia zdjęcia podpisane z lokalizacjami.
Maskonury na wysepce Mykines.
Prom na wyspę Mykines - wypływa z Sorvagur, do którego pieszo doszliśmy z lotniska.
Osada Mykines z góry. Zdjęcie ze ścieżki prowadzącej do latarni - na której spotkacie tysiące maskonurów.
Kościółek z charakterystyczną trawą na dachu. Nabożeństwa tylko w ważniejsze święta. Na wyspie mieszka na stałe tylko kilka osób.
Ścieżka do latarni.
I jeszcze jeden maskonur
:)
Gasadalur - do tej wioski przez góry chodził listonosz.
Widok na Tindhólmur z Gasadalur.
Najlepsza restauracja w kraju. Nie pytajcie o ceny
:) Miejsce: Torshavn - stolica archipelagu.
Jeszcze jedna migawka ze stolicy.
Z pieniędzmi jest ciekawie. Można płacić w koronach duńskich, ale Farerzy mają też swoją walutę. Co ciekawe kurs jest 1:1.
Wyspa Fugloy, na której jesteśmy sami przez cały dzień. Nie licząc kilku dzieciaków na jej drugim krańcu tuż przed wylotem
:)
Porady praktyczne
1. Jak dolecieć na Wyspy Owcze? Trzeba dostać się np. do Kopenhagi (lub Malmo i przetransportować się do stolicy Danii)/Bergen/Reykjaviku , skąd na jedyne międzynarodowe lotnisko Vagar latają dwie linie lotnicze - SAS oraz Atlantic Airlines. Chcieliśmy wybrać tą drugą - narodową, pierwszą, która przed wydłużeniem pasu startowego musiała mierzyć się z podobno jednym z najtrudniejszych lotnisk w Europie. W książce, którą wymieniam na początku są fragmenty o regularnie odwoływanych lotach i potężnych przeżyciach przy lądowaniu. Teraz takich kłopotów na ogół nie ma, ale nadal pogoda potrafi pokrzyżować plany. Tanie bilety znaleźliśmy oczywiście na Fly4Free, dla orientacji w cenach podaję link do odpowiedniego tagu na portalu z listą poprzednich promocji.
2. Jak przemieszać się po Wyspach? Autostop sprawdził się świetnie, ale znacznie wygodniej będzie podróżować wynajętym autem. Co więcej - bardzo dobrze działa tu komunikacja publiczna, która dociera na lądzie do większości najciekawszych miejsc. Z kolei pomiędzy wyspami kursują promy - za podróż w jedną stronę około 25-50zł. Większość z nich to promy państwowe, są też prywatne, w tym najpopularniejszy chyba na wyspę maskonurów - Mykines.
3. Rewelacyjne przeloty helikopterami między wyspami Robię oddzielny akapit żeby podkreślić to co napiszę- Wyspy Owcze to moim zdaniem najlepszy kraj na świetne przeloty helikopterami. Dla miejscowych jest to jeden z rodzajów transportu (alternatywa dla promu), loty są dofinansowane. Są one obsługiwane przez Atlantic Airlines, w helikopterze mieści się kilkanaście osób. Przykładowy przelot na wyspę Fugloy prezentował się następująco:
Bilety do nabycia tutaj. My za jeden z przelotów płaciliśmy np. 110DKK, czyli po obecnym kursie 64zł.
4. Czy jest aż tak drogo? Tak, jest drogo, zwłaszcza w restauracjach. Kilka cen: Zupa rybna w knajpie – 40zł, średnia pizza z kilkoma składnikami - 50zł. Sprawdza się bardzo dobrze zabranie z Polski liofilizatów, które były dla nas obiadem każdego dnia. Kilka razy jedliśmy też w tutejszych restauracjach, ale częściej fast foody - fish & chips i nieśmiertelne hot-dogi. Chleb tostowy w Bonusie to około 10zł, puszka tuńczyka 6zł, piwko 0.33l - 7zł. Ważone na miejscu!
5. O czym pamiętać układając plan podróży? Zaplanujcie powrót na główne wyspy na 2 dni przed wylotem. Zdarza się, że promy lub loty są odwoływane i jeśli macie lot kolejnego dnia to nie ma rady - utkniecie. deszcz może uniemożliwić podróżowanie - tak jak napisałem u nas pogoda była świetna, ale mając na uwadze podróż po Islandii, gdzie 2/3 wyjazdu mieliśmy ulewy i potężny wiatr, sygnalizuję temat, bo pewnie nie każdy z to czytających wie jak to na północy wygląda, pola namiotowe są świetnie zlokalizowane, to najtańszy sposób noclegu, w większości posiadają domek z w pełni wyposażoną kuchnią. W niektórych mieliśmy do dyspozycji gorący basen (sztuczny, bo na Farojach nie ma geotermy jak na Islandii), w jednym nawet salę z tv i salonem. Takie campingi mają super klimat, większość gości to często Farerzy - ich rozrywką narodową jest camper, rodzinka, grill i piwo. Nawet jeśli to 10 km od ich domu
:) Cena to najczęściej 50-60zł za rozbicie namiotu. No i niektóre campingi są uznawane za najpiękniej położone na świecie:
Na koniec zapraszam na mojego bloga, gdzie sporo pisaliśmy o Wyspach Owczych, ale w innej formule. Znajdziecie też tam bardzo dużo zdjęć.
Mam nadzieję, że udało się trochę pokazać klimat tego - moim zdaniem - najpiękniejszego archipelagu Północy. Wyjątkowego nie tylko przez krajobrazy i naturę, ale także przez historie mieszkańców, nierzadko zamieszkujących którąś z wysepek w kilka osób.Dzięki za miłe słowa.
@kieras86 Canon 5d mark II z obiektywami: canon 50mm 1.4 oraz 16-35 2.8
:)
Odnośnie pogody - to fakt, na ogół było pochmurno. Pojawiało się światło, m.n mieliśmy podobno potężne szczęście, bo po "zdobyciu" najwyższego szczytu Wysp Owczych - Slættaratindur widoczność z góry była niemal 100%. Postaram się dorzucić w tym wątku jeszcze kilka zdjęć, m.in z tego miejsca. Generalnie byliśmy pogodą zachwyceni - po prostu prawie w ogóle nie padało. Staraliśmy się gdzie tylko się dało jeździć autostopem, więc było to dla nas tym bardziej ważne, a nasz namiot nie był wyposażony w bajeranckie membrany i podejrzewam, że po godzinie - dwóch potężnej ulewy byłoby po imprezie
:)
Generalnie bardzo polecam Wyspy Owcze żeby chwytać takie małe smaczki i poczuć ten klimat Północy. Jest to o tyle łatwe, że transport publiczny jest dobrze zorganizowany, autostop działa sprawnie, a nawet wynajęcie auta nie pochłonie potężnego majątku, bo największe wyspy kraju, połączone ze sobą tunelami można szybko objechać. Wyspę Fugloy, z której kadry wstawiłem w relacji można przejść z jednego do drugiego krańca pieszo. I podkreślę jeszcze to, co napisałem w tekście - trudno o lepsze miejsce na loty helikopterami. Choć obowiązuje niepisana zasada nie blokowania przelotów - tj. w jedną stronę promem, w drugą helikopterem.
Z drugiej strony, wyspa zaczyna powoli mierzyć się z podobnym problemem co Islandia - dużo turystów. Skala jest jednak znacznie mniejsza i moim zdaniem dopóki nie pojawią się tanie linie lotnicze, nie ulegnie to ogromnej zmianie. Inna sprawa, że większość przyjezdnym odpuszcza małe wyspy, a to na nich moim zdaniem wrażenie jest największe. I na koniec, w ramach uzupełnienia, bardzo polecam kupienie lotu z przesiadką w Kopenhadze i spędzenie tam kilku dni, lub choćby jednego pełnego dnia. Moja dziewczyna (współautorka bloga i autorka większości zdjęć), pisała swojego czasu na studiach o rozwoju miast i to jak oddano Kopenhagę pieszym, budzi podziw. Miasto chce poza tym zdetronizować rowerowo Amsterdam (długością tras rowerowych). Trochę autoreklama, ale dla zainteresowanych polecam ten tekst. Co ciekawe, próbowano wdrażać takie idee także w Polsce, z dość marnym skutkiem.
A na koniec przydługiego postu jeszcze parę słów o grindadrap - czyli krwawych polowaniach na grindwale. Nie będę robił analiz i tego oceniał, ale kilku ciekawych rzeczy się dowiedziałem. Nie było nam bez własnego auta łatwo trafić na polowanie, a i bez niego to spory problem. W końcu nie widzieliśmy. Z tego co dowiedzieliśmy się od jednego z Farerów, dziś polowania są bardzo mocno regulowane. Kiedy rybacy zobaczą podpływające do wybrzeży grindwale, zgłaszają to do odpowiednich organów i muszą dostać pozwolenie. Podobno nie ma z tym jednak problemu. Zwabiane są one do zatoki. Co było dla mnie bardzo ciekawe, na dzielenie się mięsem są pewne niepisane zasady. Największe kąski otrzymują Ci, którzy bezpośrednio polują, potem rybacy, ale też świadkowie będący na plaży. Wpisuje się na listę i potem każdy dostaje swój podział. Jak powiedziała nam studentka pracująca w barze na wyspie Nolsoy, mięso traktowane jest jako rarytas i kultywowanie tradycji. Nie jest nigdzie sprzedawane. To z resztą powtarzali wszyscy, z którymi rozmawialiśmy. Ich słowom przeczy jedna z restauracji w Torshavn (stolicy archipelagu) - nie pamiętam już która, ale któraś z powiedzmy 5 najlepszych. W karcie sezonowo jest tam mięso grindwali za potężne pieniądze. Tłumaczy się to tym, że jest to restauracja rodzinna i mięso nie jest kupowane odpłatnie, a pochodzi właśnie z przydziału.
Bardzo fajny i przydatny wpis.Chodzą te wyspy za mną i chodzą, ale ciągle coś innego wpada.Też mi się nie udało zobaczyć maskonurów na Islandii, więc może trzeba to potraktować jako przyczynek do wyjazdu?
Dzięki za miłe słowa.@kieras86Canon 5d mark II z obiektywami: canon 50mm 1.4 oraz 16-35 2.8
:)Odnośnie pogody - to fakt, na ogół było pochmurno. Pojawiało się światło, m.n mieliśmy podobno potężne szczęście, bo po "zdobyciu" najwyższego szczytu Wysp Owczych - Slættaratindur widoczność z góry była niemal 100%. Postaram się dorzucić w tym wątku jeszcze kilka zdjęć, m.in z tego miejsca. Generalnie byliśmy pogodą zachwyceni - po prostu prawie w ogóle nie padało. Staraliśmy się gdzie tylko się dało jeździć autostopem, więc było to dla nas tym bardziej ważne, a nasz namiot nie był wyposażony w bajeranckie membrany i podejrzewam, że po godzinie - dwóch potężnej ulewy byłoby po imprezie
:)Generalnie bardzo polecam Wyspy Owcze żeby chwytać takie małe smaczki i poczuć ten klimat Północy. Jest to o tyle łatwe, że transport publiczny jest dobrze zorganizowany, autostop działa sprawnie, a nawet wynajęcie auta nie pochłonie potężnego majątku, bo największe wyspy kraju, połączone ze sobą tunelami można szybko objechać. Wyspę Fugloy, z której kadry wstawiłem w relacji można przejść z jednego do drugiego krańca pieszo. I podkreślę jeszcze to, co napisałem w tekście - trudno o lepsze miejsce na loty helikopterami. Choć obowiązuje niepisana zasada nie blokowania przelotów - tj. w jedną stronę promem, w drugą helikopterem. Z drugiej strony, wyspa zaczyna powoli mierzyć się z podobnym problemem co Islandia - dużo turystów. Skala jest jednak znacznie mniejsza i moim zdaniem dopóki nie pojawią się tanie linie lotnicze, nie ulegnie to ogromnej zmianie. Inna sprawa, że większość przyjezdnym odpuszcza małe wyspy, a to na nich moim zdaniem wrażenie jest największe. I na koniec, w ramach uzupełnienia, bardzo polecam kupienie lotu z przesiadką w Kopenhadze i spędzenie tam kilku dni, lub choćby jednego pełnego dnia. Moja dziewczyna (współautorka bloga i autorka większości zdjęć), pisała swojego czasu na studiach o rozwoju miast i to jak oddano Kopenhagę pieszym, budzi podziw. Miasto chce poza tym zdetronizować rowerowo Amsterdam (długością tras rowerowych). Trochę autoreklama, ale dla zainteresowanych polecam ten tekst. Co ciekawe, próbowano wdrażać takie idee także w Polsce, z dość marnym skutkiem. A na koniec przydługiego postu jeszcze parę słów o grindadrap - czyli krwawych polowaniach na grindwale. Nie będę robił analiz i tego oceniał, ale kilku ciekawych rzeczy się dowiedziałem. Nie było nam bez własnego auta łatwo trafić na polowanie, a i bez niego to spory problem. W końcu nie widzieliśmy. Z tego co dowiedzieliśmy się od jednego z Farerów, dziś polowania są bardzo mocno regulowane. Kiedy rybacy zobaczą podpływające do wybrzeży grindwale, zgłaszają to do odpowiednich organów i muszą dostać pozwolenie. Podobno nie ma z tym jednak problemu. Zwabiane są one do zatoki. Co było dla mnie bardzo ciekawe, na dzielenie się mięsem są pewne niepisane zasady. Największe kąski otrzymują Ci, którzy bezpośrednio polują, potem rybacy, ale też świadkowie będący na plaży. Wpisuje się na listę i potem każdy dostaje swój podział. Jak powiedziała nam studentka pracująca w barze na wyspie Nolsoy, mięso traktowane jest jako rarytas i kultywowanie tradycji. Nie jest nigdzie sprzedawane. To z resztą powtarzali wszyscy, z którymi rozmawialiśmy. Ich słowom przeczy jedna z restauracji w Torshavn (stolicy archipelagu) - nie pamiętam już która, ale któraś z powiedzmy 5 najlepszych. W karcie sezonowo jest tam mięso grindwali za potężne pieniądze. Tłumaczy się to tym, że jest to restauracja rodzinna i mięso nie jest kupowane odpłatnie, a pochodzi właśnie z przydziału.To tyle słowem uzupełnienia
:D
Niezmiennie z tyłu głowy mam swój plan na Wyspy Owcze i mam nadzieję, że przyjdzie czas, by go zrealizować
;) Bo póki co dane mi tam było być dość krótko.Fajna, przystępna relacja i przydatne info - pozdrawiam.
Fajna, inspirująca relacja i zdjęcia, na których Wyspy Owcze jawią się jako oaza spokoju i pięknej przyrody.Mnie nie przeszkadzałaby pochmurna pogoda, bo na zdjęciach tworzy specyficzny, zagadkowy klimat, a na żywo jest pewnie jeszcze lepiej.Maskonury są świetne
:)
@Qba85Zamiast serduszka może być głos w relacji miesiąca
:D A tak serio, to bardzo dziękuję za nominację, docenienie relacji i gratuluję innym nominowanym. @Pinezkiz3cityDzięki. Mam sporo notatek z Wysp Owczych, jeśli będziesz miał jakieś pytania, na które odpowiedzi nie ma w relacji, to wal śmiało albo tutaj albo na priv.
Wspomniała wtedy, że raz do roku bierze urlop i płynie promem na Wyspy Owcze, gdzie na małych wysepkach znajduje harmonię i spokój.
O Wyspach Owczych wiedziałem już sporo po wcześniejszej lekturze fenomenalnych reportaży 81:1 Opowieści z Wysp Owczych. Po powrocie zacząłem czytać o Farojach, pochłaniać każdy kolejny materiał i dość znikome relacje w internecie. Podjęliśmy decyzję, że to będzie nasz następny cel dłuższej podróży.
Po dorwaniu tanich lotów (950zł w obie strony), wiedziałem, że musimy koniecznie:
- spędzić jeden dzień na jednej z najmniejszych i prawie w ogóle nie zamieszkałych wyspach. Z nadzieją, że nie spotkamy tam nikogo,
- odwiedzić wioskę Gasadalur, do której przez 30 lat przez góry, kilkugodzinny trekking pokonywał.. listonosz. Któregoś razu zastała go burza, którą przeczekał na klifie i listy dostarczył po kilkunastu godzinach. Była to do niedawna najbardziej odizolowana osada w kraju, kilka lat temu wydrążyli tunel,
- jeździć autostopem i rozmawiać z mieszkańcami, a że research mieliśmy zrobiony całkiem niezły, to poruszać konkretne tematy i nie pytać się jedynie o to, co zobaczyć w okolicy,
- wypić piwo i kieliszek czegoś mocniejszego w jakiejś dobrej spelunie w którymś z portów,
- podejrzeć maskonury, których na Islandii nie udało nam się zobaczyć.
Udało się zrealizować każdy z powyższych punktów :) W dodatku trafiliśmy na - jak to mówili Wyspiarze - najlepsze lato jakie pamiętają i nie licząc kilku godzin mżawki, mieliśmy przez całą podróż pogodę niemal idealną. Moja dziewczyna zajmuje się fotografią i wreszcie miała możliwość uchwycenia piękna w kadrze, bo na Islandii po kilku ulewach aparat na kilka dni odmówił posłuszeństwa.
Miał być wstęp, a wyszedł niezły spoiler. Żeby zamknąć tą pierwszą część, kadry z Wysp Owczych. Dla ułatwienia zdjęcia podpisane z lokalizacjami.
Maskonury na wysepce Mykines.
Prom na wyspę Mykines - wypływa z Sorvagur, do którego pieszo doszliśmy z lotniska.
Osada Mykines z góry. Zdjęcie ze ścieżki prowadzącej do latarni - na której spotkacie tysiące maskonurów.
Kościółek z charakterystyczną trawą na dachu. Nabożeństwa tylko w ważniejsze święta. Na wyspie mieszka na stałe tylko kilka osób.
Ścieżka do latarni.
I jeszcze jeden maskonur :)
Gasadalur - do tej wioski przez góry chodził listonosz.
Widok na Tindhólmur z Gasadalur.
Najlepsza restauracja w kraju. Nie pytajcie o ceny :) Miejsce: Torshavn - stolica archipelagu.
Jeszcze jedna migawka ze stolicy.
Z pieniędzmi jest ciekawie. Można płacić w koronach duńskich, ale Farerzy mają też swoją walutę. Co ciekawe kurs jest 1:1.
Wyspa Fugloy, na której jesteśmy sami przez cały dzień. Nie licząc kilku dzieciaków na jej drugim krańcu tuż przed wylotem :)
Porady praktyczne
1. Jak dolecieć na Wyspy Owcze?
Trzeba dostać się np. do Kopenhagi (lub Malmo i przetransportować się do stolicy Danii)/Bergen/Reykjaviku , skąd na jedyne międzynarodowe lotnisko Vagar latają dwie linie lotnicze - SAS oraz Atlantic Airlines. Chcieliśmy wybrać tą drugą - narodową, pierwszą, która przed wydłużeniem pasu startowego musiała mierzyć się z podobno jednym z najtrudniejszych lotnisk w Europie. W książce, którą wymieniam na początku są fragmenty o regularnie odwoływanych lotach i potężnych przeżyciach przy lądowaniu. Teraz takich kłopotów na ogół nie ma, ale nadal pogoda potrafi pokrzyżować plany. Tanie bilety znaleźliśmy oczywiście na Fly4Free, dla orientacji w cenach podaję link do odpowiedniego tagu na portalu z listą poprzednich promocji.
2. Jak przemieszać się po Wyspach?
Autostop sprawdził się świetnie, ale znacznie wygodniej będzie podróżować wynajętym autem. Co więcej - bardzo dobrze działa tu komunikacja publiczna, która dociera na lądzie do większości najciekawszych miejsc. Z kolei pomiędzy wyspami kursują promy - za podróż w jedną stronę około 25-50zł. Większość z nich to promy państwowe, są też prywatne, w tym najpopularniejszy chyba na wyspę maskonurów - Mykines.
3. Rewelacyjne przeloty helikopterami między wyspami
Robię oddzielny akapit żeby podkreślić to co napiszę- Wyspy Owcze to moim zdaniem najlepszy kraj na świetne przeloty helikopterami. Dla miejscowych jest to jeden z rodzajów transportu (alternatywa dla promu), loty są dofinansowane. Są one obsługiwane przez Atlantic Airlines, w helikopterze mieści się kilkanaście osób. Przykładowy przelot na wyspę Fugloy prezentował się następująco:
Bilety do nabycia tutaj. My za jeden z przelotów płaciliśmy np. 110DKK, czyli po obecnym kursie 64zł.
4. Czy jest aż tak drogo?
Tak, jest drogo, zwłaszcza w restauracjach. Kilka cen: Zupa rybna w knajpie – 40zł, średnia pizza z kilkoma składnikami - 50zł. Sprawdza się bardzo dobrze zabranie z Polski liofilizatów, które były dla nas obiadem każdego dnia. Kilka razy jedliśmy też w tutejszych restauracjach, ale częściej fast foody - fish & chips i nieśmiertelne hot-dogi. Chleb tostowy w Bonusie to około 10zł, puszka tuńczyka 6zł, piwko 0.33l - 7zł. Ważone na miejscu!
5. O czym pamiętać układając plan podróży?
Zaplanujcie powrót na główne wyspy na 2 dni przed wylotem. Zdarza się, że promy lub loty są odwoływane i jeśli macie lot kolejnego dnia to nie ma rady - utkniecie.
deszcz może uniemożliwić podróżowanie - tak jak napisałem u nas pogoda była świetna, ale mając na uwadze podróż po Islandii, gdzie 2/3 wyjazdu mieliśmy ulewy i potężny wiatr, sygnalizuję temat, bo pewnie nie każdy z to czytających wie jak to na północy wygląda,
pola namiotowe są świetnie zlokalizowane, to najtańszy sposób noclegu, w większości posiadają domek z w pełni wyposażoną kuchnią. W niektórych mieliśmy do dyspozycji gorący basen (sztuczny, bo na Farojach nie ma geotermy jak na Islandii), w jednym nawet salę z tv i salonem. Takie campingi mają super klimat, większość gości to często Farerzy - ich rozrywką narodową jest camper, rodzinka, grill i piwo. Nawet jeśli to 10 km od ich domu :) Cena to najczęściej 50-60zł za rozbicie namiotu. No i niektóre campingi są uznawane za najpiękniej położone na świecie:
Na koniec zapraszam na mojego bloga, gdzie sporo pisaliśmy o Wyspach Owczych, ale w innej formule. Znajdziecie też tam bardzo dużo zdjęć.
Link: Wyspy Owcze - nasz przewodnik
Mam nadzieję, że udało się trochę pokazać klimat tego - moim zdaniem - najpiękniejszego archipelagu Północy. Wyjątkowego nie tylko przez krajobrazy i naturę, ale także przez historie mieszkańców, nierzadko zamieszkujących którąś z wysepek w kilka osób.Dzięki za miłe słowa.
@kieras86
Canon 5d mark II z obiektywami: canon 50mm 1.4 oraz 16-35 2.8 :)
Odnośnie pogody - to fakt, na ogół było pochmurno. Pojawiało się światło, m.n mieliśmy podobno potężne szczęście, bo po "zdobyciu" najwyższego szczytu Wysp Owczych - Slættaratindur widoczność z góry była niemal 100%. Postaram się dorzucić w tym wątku jeszcze kilka zdjęć, m.in z tego miejsca. Generalnie byliśmy pogodą zachwyceni - po prostu prawie w ogóle nie padało. Staraliśmy się gdzie tylko się dało jeździć autostopem, więc było to dla nas tym bardziej ważne, a nasz namiot nie był wyposażony w bajeranckie membrany i podejrzewam, że po godzinie - dwóch potężnej ulewy byłoby po imprezie :)
Generalnie bardzo polecam Wyspy Owcze żeby chwytać takie małe smaczki i poczuć ten klimat Północy. Jest to o tyle łatwe, że transport publiczny jest dobrze zorganizowany, autostop działa sprawnie, a nawet wynajęcie auta nie pochłonie potężnego majątku, bo największe wyspy kraju, połączone ze sobą tunelami można szybko objechać. Wyspę Fugloy, z której kadry wstawiłem w relacji można przejść z jednego do drugiego krańca pieszo. I podkreślę jeszcze to, co napisałem w tekście - trudno o lepsze miejsce na loty helikopterami. Choć obowiązuje niepisana zasada nie blokowania przelotów - tj. w jedną stronę promem, w drugą helikopterem.
Z drugiej strony, wyspa zaczyna powoli mierzyć się z podobnym problemem co Islandia - dużo turystów. Skala jest jednak znacznie mniejsza i moim zdaniem dopóki nie pojawią się tanie linie lotnicze, nie ulegnie to ogromnej zmianie. Inna sprawa, że większość przyjezdnym odpuszcza małe wyspy, a to na nich moim zdaniem wrażenie jest największe. I na koniec, w ramach uzupełnienia, bardzo polecam kupienie lotu z przesiadką w Kopenhadze i spędzenie tam kilku dni, lub choćby jednego pełnego dnia. Moja dziewczyna (współautorka bloga i autorka większości zdjęć), pisała swojego czasu na studiach o rozwoju miast i to jak oddano Kopenhagę pieszym, budzi podziw. Miasto chce poza tym zdetronizować rowerowo Amsterdam (długością tras rowerowych). Trochę autoreklama, ale dla zainteresowanych polecam ten tekst. Co ciekawe, próbowano wdrażać takie idee także w Polsce, z dość marnym skutkiem.
A na koniec przydługiego postu jeszcze parę słów o grindadrap - czyli krwawych polowaniach na grindwale. Nie będę robił analiz i tego oceniał, ale kilku ciekawych rzeczy się dowiedziałem. Nie było nam bez własnego auta łatwo trafić na polowanie, a i bez niego to spory problem. W końcu nie widzieliśmy. Z tego co dowiedzieliśmy się od jednego z Farerów, dziś polowania są bardzo mocno regulowane. Kiedy rybacy zobaczą podpływające do wybrzeży grindwale, zgłaszają to do odpowiednich organów i muszą dostać pozwolenie. Podobno nie ma z tym jednak problemu. Zwabiane są one do zatoki. Co było dla mnie bardzo ciekawe, na dzielenie się mięsem są pewne niepisane zasady. Największe kąski otrzymują Ci, którzy bezpośrednio polują, potem rybacy, ale też świadkowie będący na plaży. Wpisuje się na listę i potem każdy dostaje swój podział. Jak powiedziała nam studentka pracująca w barze na wyspie Nolsoy, mięso traktowane jest jako rarytas i kultywowanie tradycji. Nie jest nigdzie sprzedawane. To z resztą powtarzali wszyscy, z którymi rozmawialiśmy. Ich słowom przeczy jedna z restauracji w Torshavn (stolicy archipelagu) - nie pamiętam już która, ale któraś z powiedzmy 5 najlepszych. W karcie sezonowo jest tam mięso grindwali za potężne pieniądze. Tłumaczy się to tym, że jest to restauracja rodzinna i mięso nie jest kupowane odpłatnie, a pochodzi właśnie z przydziału.
To tyle słowem uzupełnienia :D