Luty 2017 Właśnie wróciliśmy z podróży i nie mieliśmy w najbliższych planach nic na przyszłość. A natura jak wiadomo nie znosi próżni (swoją drogą dziwne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że pełno jej w kosmosie
:) ). Tak więc nie trzeba było długo czekać, aż pojawił się nowy błąd cenowy, tym razem na forum fly4free. Gorąca dyskusja i po kilkunastu minutach jest już decyzja o kupnie biletów. Mamy loty na trasie Kraków->Helsinki->Singapur i Osaka->Helsinki->Kraków!
Takie open jaw to bardzo komfortowa sytuacja, bo z Singapuru można łatwo dostać się w większość miejsc w Azji, więc program wyprawy można obmyśleć trochę na zasadzie: „co ci w duszy gra”. Ostatecznie zdecydowaliśmy się skupić na Japonii, skoro i tak z Osaki będziemy wracać, odwiedzając jednocześnie Singapur i Kuala Lumpur. Kupno brakujących lotów wiązało się z polowaniem na tanie bilety w AirAsia (ostatecznie udało się w marcowej wielkiej wyprzedaży kupić przelot KUL->Tokio (HND) po 310zł/osobę). Z przelotem Singapur->Kuala Lumpur nie było problemów bo to mała odległość, a więc i ceny niskie i ostatecznie kupiliśmy bilety jakoś po ok. 100zł/os, co pewnie było bardzo zwyczajną ceną.
Finalnie plan wyjazdu przedstawia się następująco: luty 2018 piątek: Kraków -> Helsinki (przylot ok. 15:00), Helsinki (23:55)->Singapur (Sobota 17:10) niedziela, poniedziałek – Singapur poniedziałek, 21:00, Jetstar: przelot Singapur -> Kuala Lumpur wtorek, środa, czwartek – Kuala Lumpur czwartek 14:40 Air Asia Kuala Lumpur->Tokio (przylot 22:30) piątek, sobota, niedziela – Tokio poniedziałek – Nikko i przejazd do Kioto wtorek do niedziela – zwiedzanie Kioto i traktowanie miasta jako bazy wypadowej do innych miejscowości (Hiroshima, Miyajima, Uji, Nara, Himeji, Osaka) niedziela 11:45 wylot z Osaki do Helsinek, a stamtąd do Krakowa (przylot 18:55) A następnego dnia od samego rana brutalne zderzenie z codzienną rzeczywistością: do pracy!
:)
Acha, zapomniałem dodać: lecimy jak zawsze w trójkę tj. razem z naszą 4.5 letnią w momencie wylotu córką, występującą dalej pod ksywką Alex.
Piątek, dzień 1, Helsinki
Po krótkim locie z Krakowa lądujemy o 15:00 bezpośrednio w fińskiej saunie, a przynajmniej tak nam się przez chwilę wydaje.
Ponieważ lot do Singapuru mamy dopiero o północy, to decydujemy wybrać się do centrum Helsinek. Dojazd jest banalny, bo z lotniska kursuje pociąg. Bilety kupiłem trochę „na czuja” w automacie (koszt zdaje się 5 Euro), nigdy się nie dowiedziałem czy wybrałem właściwe, bo nikt ich nie sprawdzał. Są dwie trasy pociągu, ale obie chyba prowadzą do dworca głównego. Przejazd trwał może 30 minut i już jesteśmy u celu.
Słyszałem kiedyś żart, że największą atrakcją Helsinek jest prom do Rygi. Okazuje się jednak, że to nie jest żart.
;) Dobra, nie ma co przesadzać, miasto jest całkiem ok, zwłaszcza gdy udekorowane jest jeszcze świątecznie. No i ta ulica Esplanadia Północna, podgrzewana!
:) Włóczymy się po mieście nieco, odwiedzając targowisko Kauppatori, które jest już zamknięte, plac Senacki, kolejną reprezentacyjną ulicę: Aleksanterinkatu i wracamy.
Czas pozostały do boardingu spędzamy w saloniku almost@home. Możemy spróbować pysznej potrawki wołowej, ale hitem i tak są cukierki Karl Fazer. Mmmm, mają pyszny smak czekolady i "jedwabistą" konsystencję. Muszę poszukać gdzie je można kupić w Polsce. Zbliża się północ, a więc i czas naszego wylotu do Singapuru. Za oknem czeka na nas nowiutki A350 którym polecimy.
Special customers – Moomins?
Sobota – dzień 2, Singapur
Wylatujemy o północy, lecimy 11 godzin i lądujemy o .. 17.00 w Singapurze. Gdzie zaginęła nasza sobota? Nic to, „zniknięty” czas odnajdzie się, gdy będziemy wracali do Helsinek. Tak czy owak nie zostaje nam wiele czasu w sobotę by podziwiać Singapur. Lotnisko okazuje się chyba najpiękniejszym na jakim byliśmy, jest pełnie zieleni i różnych ozdób, często przykuwających uwagę Alex.
Na lotnisku kupujemy trzydniowy bilet na metro (kosztuje 20 SGD + 10 SGD kaucji zwrotnej za kartę). Jak się później okazuje biorąc pod uwagę koszt biletów w Singapurze nie daje on żadnych oszczędności, chyba, że ktoś rzeczywiście intensywnie korzysta z metra. Nie przepłaciliśmy, nie zaoszczędziliśmy, ale i tak było warto, bo brak konieczności kupna jednorazowego biletu za każdym razem to wielka wygoda. Jednocześnie dla Alex za darmo wyrobiliśmy Child Concession Card, która umożliwia bezpłatne przejazdy dla dziecka.
Już oznaczenia w metrze przypominają o tym, że Singapur to „fine city”
:) Dostać grzywnę w wysokości kilkunastu tysięcy złotych to żaden problem.
Dojazd do naszego hotelu jest banalny i już wkrótce wybieramy się na kolację. Dobrze trafiliśmy, bo Geylang, czyli dzielnica gdzie mieszkamy jest nie tylko dobrze skomunikowana z resztą Singapuru, ale też obfituje w liczne, tanie knajpki (posiłek za kilkanaście złotych to w miarę standard, ale można oczywiście znaleźć i taniej i drożej).
Zajadając nasza kolację przy stoliku na zewnątrz lokalu (nawet wieczorem jest cieplutko), napotykamy takiego kompana.Niedziela – dzień 3, Singapur
Dobrą stroną jetlagu jest to, że niekiedy człowiek budzi się wyspany bardzo wcześnie rano. Tak było też z nami, bo nieco drzemaliśmy w samolocie i w rezultacie nasz sen w hotelu skończył się o 4 rano. Nic to! Ogrody botaniczne w Singapurze czynne są od 5:00 rano i nawet wskazane być tam wcześnie, zanim upały dadzą o sobie znać. Stacja metra zlokalizowana jest tuż przy wejściu, a wstęp jest darmowy (płatna jest sekcja z orchideami, jeśli ktoś lubi). Ogród zajmuje olbrzymi teren i można spacerować tam wiele godzin podziwiając tropikalne rośliny i .. obserwując ludzi. Tak, bo dużo się tu dzieje, co chwila napotykamy grupki ludzi uprawiających najróżniejsze, często trudne do zidentyfikowania dyscypliny.
Po „zrobieniu” kilometrów w parku jedziemy do kościoła (jest ich całkiem sporo w Singapurze)
W metrze reklamuje się nowy film? Nie to reklama .. policji
:)
Potem wygłodniali wybieramy się na być może najbardziej wyczekiwany posiłek tego wyjazdu. Co w nim takiego szczególnego? Otóż idziemy do restauracji która otrzymała gwiazdkę Michelina! Spodziewacie się, że ubieramy się elegancko i szykujemy na wystawny posiłek? Nic z tych rzeczy! Jedziemy do Chinatown, gdzie znajduje się najtańsza na świecie restauracja wyróżniona przez Michelin. Ruch w Hawker Chan, bo o tej knajpce mowa, okazał się duży i musieliśmy czekać 40 minut na upragnione dania. Czy warto było? Nam smakowało, a rachunek był niewysoki (kilkanaście złotych od osoby).
Kiedy brzuchy są pełne od razu lepiej się zwiedza. Na Chinatown widać przygotowania do nadchodzącego nowego chińskiego roku, ale oprócz tego dzielnica nie zachwyca jakoś szczególnie.
Przemierzamy kolejne ulice i przed nami stały punkt naszych wyjazdów: wesele! Tym razem hinduskie.
No pośpiesz się Zygmunt, na sali rosół już stygnie!
Zarówno w Singapurze jak i Kuala Lumpur regularnie pomiędzy 16:00 a 18:00 leje jak z cebra, więc dobrze w tym czasie znaleźć się pod dachem. My zdecydowaliśmy się na kolejną atrakcję z której słynie Singapur – Gardens by the Bay. Cena biletów jest dość wysoka, więc warto kupić je na klook.com (to taki azjatycki odpowiednik groupona, koszt można dodatkowo obniżyć wyszukując kod rabatowy). Pewnie myślicie sobie – drugie ogrody botaniczne tego samego dnia? A jednak ukryte pod kopułami starannie skomponowane układy roślinności, sztuczny wodospad czy wijące się wysoko w górnej części kopuł ścieżki robią zupełnie inne wrażenie niż rozległy, tropikalny ogród botaniczny który odwiedziliśmy z samego rana. Warto!
Nawet nie zauważyliśmy kiedy deszcz minął i zaczął nadciągać zmrok. A w raz z nim pokaz świetlny w przylegającym do kopuł Supertree Grove. Ta część jest bezpłatna, a ze względu na sporo widzów warto znaleźć dobry punkt obserwacyjny już kilkadziesiąt minut przed pokazem.
Wreszcie zmęczeni trudami długiego dnia wracamy do hotelu i padamy jak kłody
:)@WaldekK Mieszkaliśmy w Fragrance Hotel Ruby. Byliśmy bardzo zadowoleni. Wyszło nas to wtedy niedrogo, bo załapaliśmy się na słynną promocję booking ze zwrotem $40. Pokoje są niewielkie, ale czyste. Hotel położony jest 10 minut piechotą od stacji metra Aljunied, więc dojazd zarówno na lotnisko jak i do różnych atrakcji jest świetny. Do tego w pobliżu jest sporo knajpek dla miejscowych w których można dobrze i tanio pojeść.
:)Poniedziałek – dzień 3, Singapur i wieczorna podróż do Kuala Lumpur
Dzień zaczynamy od spaceru po Orchard Street. To długa ulica ze sklepami luksusowych marek. Pewnie wieczorem prezentuje się znakomicie, ale w ciągu dnia to po prostu ciąg pięknych wystaw sklepowych.
Przemierzamy więc Orchard Street szybko i mijając dzielnicę biznesową kierujemy się w stronę parku Merlion, skąd podobno jest świetny widok na Marina Bay Sands.
No i faktycznie, jest pięknie. Warto jednak pójść również dalej, bo architektura teatrów durianowych robi wrażenie.
Dziwne uczucie, w tym miejscu człowiek czuje się jakby był w środku wizualizacji komputerowej
:)
Z nieba leje się żar, a ponieważ czeka nas wieczorny lot to Kuala Lumpur decydujemy się na powrót do naszej dzielnicy Geylang, a po obiedzie szykujemy się na kolejny lot . I znowu zachwycamy się singapurskim lotniskiem, ceny tam są bardzo przystępne w porównaniu z drożyzną na innych lotniskach, a Alex szaleje na fajnym placu zabaw. Niektórzy to mają szczęście!
Lecimy do Kuala Lumpur! Samolot Jetstar jest nieco opóźniony, ale bez problemu jesteśmy w stanie zdążyć na autobus Star Shuttle który za 12zł/os dowiezie nas bardzo blisko hotelu (zaraz obok dworca Pudu Sentral, bardzo polecam tą okolicę). Autobus to trochę gracik i żona twierdzi, że widziała w nim karaluchy, ale co tam ważne, że jedziemy. Zastanawiam się czy faktycznie wsiedliśmy do właściwego autobusu, bo cały czas jedziemy wśród plantacji palm i zupełnie nie wygląda to na przedmieścia stolicy, ale nagle jakby znikąd zaczynają się pojawiać budynki i dojeżdżamy szczęśliwie na miejsce i to jeszcze przed północą. Wysiadamy z autobusu i widzimy sporo ludzi kończących odprawiać w warunkach polowych coś jakby hinduskie nabożeństwo oraz .. tony śmieci pozostawione prawdopodobnie podczas uroczystości. Z tą czystością to w ogóle nie trafiamy najlepiej, bo podłoga w naszym hotelu klei się od brudu (w sensie dosłownym, obuwie obowiązkowe
:) ), a wykładzina w windzie, mimo mnóstwa śmieci nie została ani raz poodkurzana przez cały czas naszego pobytu. Pościel, łóżko i inne sprzęty są na szczęście czyste.
Czy jest źle? Eee, tam, wcale nie. Kuala Lumpur rekompensuje te niedogodności w niesamowity sposób, ale o tym wkrótce..Wtorek – dzień 4, Kuala Lumpur
Widok z okna jaki ukazał nam się po przebudzeniu najlepiej chyba podsumowuje Kuala Lumpur.
Wersja oficjalna
Wersja pełna
Wkrótce ruszamy na śniadanie i już wiemy: w okolicy mamy małe knajpki, pełne lokalnych mieszkańców. Jest tanio i pysznie! Czego więcej trzeba..
amphi napisał:Dojazd do naszego hotelu jest banalny i już wkrótce wybieramy się na kolację. Dobrze trafiliśmy, bo Geylang, czyli dzielnica gdzie mieszkamy [...]Możesz podzielić się informacją, gdzie mieszkaliście? Jeśli tak, to jak oceniasz ten hotel?
@WaldekK Mieszkaliśmy w Fragrance Hotel Ruby. Byliśmy bardzo zadowoleni. Wyszło nas to wtedy niedrogo, bo załapaliśmy się na słynną promocję booking ze zwrotem $40. Pokoje są niewielkie, ale czyste. Hotel położony jest 10 minut piechotą od stacji metra Aljunied, więc dojazd zarówno na lotnisko jak i do różnych atrakcji jest świetny. Do tego w pobliżu jest sporo knajpek dla miejscowych w których można dobrze i tanio pojeść.
:)
Dobre i ciekawe zdjęcia, świetne opisy. Muszę chyba odgrzebać Twoje pozostałe relacje.
:)Czy można liczyć na jakieś podsumowanie kosztów? Choćby przybliżone....
dzięki @marcinsss ! Co do podsumowania kosztów, to może uda mi się przygotować, ale to pewnie trochę potrwa. O ile z relacją jest łatwo, to co do wydatków musiałbym sobie to i owo przypomnieć i przeliczyć.
@amphi nie chodzi o to, żeby Ci dokładać roboty. Sam właśnie zacząłem pisać relację i wiem, ile czasu na to schodzi.
:)Jeżeli o mnie chodzi, to pytając miałem nadzieję, że robiłeś jakieś podsumowanie kosztów na bieżąco. Jeśli nie, to nie zawracaj sobie głowy.
:)
Czy o Kioto będzie cos jeszcze, czy też chirurgia zdominuje dalszą część?Będę tam w przyszłym miesiącu, więc chętnie zaczerpnę więcej informacji
:)Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Patent z muzeum w Hiroszimie można było zastosować do bliższego zapoznania się z atrakcjami Gionu. Relacje byłaby jeszcze ciekawsza...
:lol:A tak poważnie - jak sobie radzicie w restauracjach? W menu są obrazki albo angielskie nazwy? A może chybił-trafił?
Czy dobrze rozumiem, że "zaliczenie" Uji po drodze do Nary wygląda w ten sposób, że wysiada się z Rapida i po spacerze po Uji wsiada się do któregoś kolejnego Rapida jadącego do Nary? Jeśli tak, to ile trzeba sobie zarezerwować na Uji?Pierwotnie zakładałem, że do Nary będę jechać z Osaki, a nie z Kioto (w obu miastach będę miał po 3 noclegi), ale ta opcja z Kioto wygląda też całkiem OK
:)
@tropikey dokladnie tak to wygladalo w naszym przypadku. Dojscie od stacji do swiatyni zajmuje okolo 20minut. Daje to w obie strony okolo 40min. Do tego czas spedzony w swiatyni, zdjecia, powiedzmy godzine, chyba, ze ktos chce bardzo dokladnie obejrzec znajdujace sie tam ekspozycje. Do tego pewnie bedziesz sie chcial zatrzymac i obejrzec co oferuja sklepiki z herbata znajdujace sie w drodze do swiatyni. Zakladam, ze zajelo nam wszystko dwie godziny lub nieznacznie wiecej. Jesli na powaznie planujesz tam zrobic zakupy to wiadomo, trzeba dokladnie wszystko wyprobowac, porownac ceny itd i ten czas bedzie dluzszy.Tak, dojazd z Kioto jest bardzo dogodny, pociagi kursuja czesto. Co do biletow to jezdzilismy na JRP, ale z tego co widzielismy to na kazdej stacji byly bramki. Stad podejrzenie, ze tak jak piszesz, bedziesz musial kupic dwa bilety raczej.
Bardzo fajna relacja! Dzięki za wiele cennych informacji praktycznych. Na pewno przydadzą się już za jakieś 3 tygodnie
:)Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Luty 2017
Właśnie wróciliśmy z podróży i nie mieliśmy w najbliższych planach nic na przyszłość. A natura jak wiadomo nie znosi próżni (swoją drogą dziwne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że pełno jej w kosmosie :) ). Tak więc nie trzeba było długo czekać, aż pojawił się nowy błąd cenowy, tym razem na forum fly4free. Gorąca dyskusja i po kilkunastu minutach jest już decyzja o kupnie biletów. Mamy loty na trasie Kraków->Helsinki->Singapur i Osaka->Helsinki->Kraków!
Takie open jaw to bardzo komfortowa sytuacja, bo z Singapuru można łatwo dostać się w większość miejsc w Azji, więc program wyprawy można obmyśleć trochę na zasadzie: „co ci w duszy gra”. Ostatecznie zdecydowaliśmy się skupić na Japonii, skoro i tak z Osaki będziemy wracać, odwiedzając jednocześnie Singapur i Kuala Lumpur. Kupno brakujących lotów wiązało się z polowaniem na tanie bilety w AirAsia (ostatecznie udało się w marcowej wielkiej wyprzedaży kupić przelot KUL->Tokio (HND) po 310zł/osobę). Z przelotem Singapur->Kuala Lumpur nie było problemów bo to mała odległość, a więc i ceny niskie i ostatecznie kupiliśmy bilety jakoś po ok. 100zł/os, co pewnie było bardzo zwyczajną ceną.
Finalnie plan wyjazdu przedstawia się następująco:
luty 2018
piątek: Kraków -> Helsinki (przylot ok. 15:00), Helsinki (23:55)->Singapur (Sobota 17:10)
niedziela, poniedziałek – Singapur
poniedziałek, 21:00, Jetstar: przelot Singapur -> Kuala Lumpur
wtorek, środa, czwartek – Kuala Lumpur
czwartek 14:40 Air Asia Kuala Lumpur->Tokio (przylot 22:30)
piątek, sobota, niedziela – Tokio
poniedziałek – Nikko i przejazd do Kioto
wtorek do niedziela – zwiedzanie Kioto i traktowanie miasta jako bazy wypadowej do innych miejscowości (Hiroshima, Miyajima, Uji, Nara, Himeji, Osaka)
niedziela 11:45 wylot z Osaki do Helsinek, a stamtąd do Krakowa (przylot 18:55)
A następnego dnia od samego rana brutalne zderzenie z codzienną rzeczywistością: do pracy! :)
Acha, zapomniałem dodać: lecimy jak zawsze w trójkę tj. razem z naszą 4.5 letnią w momencie wylotu córką, występującą dalej pod ksywką Alex.
Piątek, dzień 1, Helsinki
Po krótkim locie z Krakowa lądujemy o 15:00 bezpośrednio w fińskiej saunie, a przynajmniej tak nam się przez chwilę wydaje.
Ponieważ lot do Singapuru mamy dopiero o północy, to decydujemy wybrać się do centrum Helsinek. Dojazd jest banalny, bo z lotniska kursuje pociąg. Bilety kupiłem trochę „na czuja” w automacie (koszt zdaje się 5 Euro), nigdy się nie dowiedziałem czy wybrałem właściwe, bo nikt ich nie sprawdzał. Są dwie trasy pociągu, ale obie chyba prowadzą do dworca głównego. Przejazd trwał może 30 minut i już jesteśmy u celu.
Słyszałem kiedyś żart, że największą atrakcją Helsinek jest prom do Rygi. Okazuje się jednak, że to nie jest żart. ;) Dobra, nie ma co przesadzać, miasto jest całkiem ok, zwłaszcza gdy udekorowane jest jeszcze świątecznie. No i ta ulica Esplanadia Północna, podgrzewana! :) Włóczymy się po mieście nieco, odwiedzając targowisko Kauppatori, które jest już zamknięte, plac Senacki, kolejną reprezentacyjną ulicę: Aleksanterinkatu i wracamy.
Czas pozostały do boardingu spędzamy w saloniku almost@home. Możemy spróbować pysznej potrawki wołowej, ale hitem i tak są cukierki Karl Fazer. Mmmm, mają pyszny smak czekolady i "jedwabistą" konsystencję. Muszę poszukać gdzie je można kupić w Polsce.
Zbliża się północ, a więc i czas naszego wylotu do Singapuru. Za oknem czeka na nas nowiutki A350 którym polecimy.
Special customers – Moomins?
Sobota – dzień 2, Singapur
Wylatujemy o północy, lecimy 11 godzin i lądujemy o .. 17.00 w Singapurze. Gdzie zaginęła nasza sobota? Nic to, „zniknięty” czas odnajdzie się, gdy będziemy wracali do Helsinek. Tak czy owak nie zostaje nam wiele czasu w sobotę by podziwiać Singapur.
Lotnisko okazuje się chyba najpiękniejszym na jakim byliśmy, jest pełnie zieleni i różnych ozdób, często przykuwających uwagę Alex.
Na lotnisku kupujemy trzydniowy bilet na metro (kosztuje 20 SGD + 10 SGD kaucji zwrotnej za kartę). Jak się później okazuje biorąc pod uwagę koszt biletów w Singapurze nie daje on żadnych oszczędności, chyba, że ktoś rzeczywiście intensywnie korzysta z metra. Nie przepłaciliśmy, nie zaoszczędziliśmy, ale i tak było warto, bo brak konieczności kupna jednorazowego biletu za każdym razem to wielka wygoda. Jednocześnie dla Alex za darmo wyrobiliśmy Child Concession Card, która umożliwia bezpłatne przejazdy dla dziecka.
Już oznaczenia w metrze przypominają o tym, że Singapur to „fine city” :) Dostać grzywnę w wysokości kilkunastu tysięcy złotych to żaden problem.
Dojazd do naszego hotelu jest banalny i już wkrótce wybieramy się na kolację. Dobrze trafiliśmy, bo Geylang, czyli dzielnica gdzie mieszkamy jest nie tylko dobrze skomunikowana z resztą Singapuru, ale też obfituje w liczne, tanie knajpki (posiłek za kilkanaście złotych to w miarę standard, ale można oczywiście znaleźć i taniej i drożej).
Zajadając nasza kolację przy stoliku na zewnątrz lokalu (nawet wieczorem jest cieplutko), napotykamy takiego kompana.Niedziela – dzień 3, Singapur
Dobrą stroną jetlagu jest to, że niekiedy człowiek budzi się wyspany bardzo wcześnie rano. Tak było też z nami, bo nieco drzemaliśmy w samolocie i w rezultacie nasz sen w hotelu skończył się o 4 rano. Nic to! Ogrody botaniczne w Singapurze czynne są od 5:00 rano i nawet wskazane być tam wcześnie, zanim upały dadzą o sobie znać. Stacja metra zlokalizowana jest tuż przy wejściu, a wstęp jest darmowy (płatna jest sekcja z orchideami, jeśli ktoś lubi). Ogród zajmuje olbrzymi teren i można spacerować tam wiele godzin podziwiając tropikalne rośliny i .. obserwując ludzi. Tak, bo dużo się tu dzieje, co chwila napotykamy grupki ludzi uprawiających najróżniejsze, często trudne do zidentyfikowania dyscypliny.
Po „zrobieniu” kilometrów w parku jedziemy do kościoła (jest ich całkiem sporo w Singapurze)
W metrze reklamuje się nowy film? Nie to reklama .. policji :)
Potem wygłodniali wybieramy się na być może najbardziej wyczekiwany posiłek tego wyjazdu. Co w nim takiego szczególnego? Otóż idziemy do restauracji która otrzymała gwiazdkę Michelina! Spodziewacie się, że ubieramy się elegancko i szykujemy na wystawny posiłek? Nic z tych rzeczy! Jedziemy do Chinatown, gdzie znajduje się najtańsza na świecie restauracja wyróżniona przez Michelin. Ruch w Hawker Chan, bo o tej knajpce mowa, okazał się duży i musieliśmy czekać 40 minut na upragnione dania. Czy warto było? Nam smakowało, a rachunek był niewysoki (kilkanaście złotych od osoby).
Kiedy brzuchy są pełne od razu lepiej się zwiedza. Na Chinatown widać przygotowania do nadchodzącego nowego chińskiego roku, ale oprócz tego dzielnica nie zachwyca jakoś szczególnie.
Przemierzamy kolejne ulice i przed nami stały punkt naszych wyjazdów: wesele! Tym razem hinduskie.
No pośpiesz się Zygmunt, na sali rosół już stygnie!
Zarówno w Singapurze jak i Kuala Lumpur regularnie pomiędzy 16:00 a 18:00 leje jak z cebra, więc dobrze w tym czasie znaleźć się pod dachem. My zdecydowaliśmy się na kolejną atrakcję z której słynie Singapur – Gardens by the Bay. Cena biletów jest dość wysoka, więc warto kupić je na klook.com (to taki azjatycki odpowiednik groupona, koszt można dodatkowo obniżyć wyszukując kod rabatowy). Pewnie myślicie sobie – drugie ogrody botaniczne tego samego dnia? A jednak ukryte pod kopułami starannie skomponowane układy roślinności, sztuczny wodospad czy wijące się wysoko w górnej części kopuł ścieżki robią zupełnie inne wrażenie niż rozległy, tropikalny ogród botaniczny który odwiedziliśmy z samego rana. Warto!
Nawet nie zauważyliśmy kiedy deszcz minął i zaczął nadciągać zmrok. A w raz z nim pokaz świetlny w przylegającym do kopuł Supertree Grove. Ta część jest bezpłatna, a ze względu na sporo widzów warto znaleźć dobry punkt obserwacyjny już kilkadziesiąt minut przed pokazem.
Wreszcie zmęczeni trudami długiego dnia wracamy do hotelu i padamy jak kłody :)@WaldekK Mieszkaliśmy w Fragrance Hotel Ruby. Byliśmy bardzo zadowoleni. Wyszło nas to wtedy niedrogo, bo załapaliśmy się na słynną promocję booking ze zwrotem $40. Pokoje są niewielkie, ale czyste. Hotel położony jest 10 minut piechotą od stacji metra Aljunied, więc dojazd zarówno na lotnisko jak i do różnych atrakcji jest świetny. Do tego w pobliżu jest sporo knajpek dla miejscowych w których można dobrze i tanio pojeść. :)Poniedziałek – dzień 3, Singapur i wieczorna podróż do Kuala Lumpur
Dzień zaczynamy od spaceru po Orchard Street. To długa ulica ze sklepami luksusowych marek. Pewnie wieczorem prezentuje się znakomicie, ale w ciągu dnia to po prostu ciąg pięknych wystaw sklepowych.
Przemierzamy więc Orchard Street szybko i mijając dzielnicę biznesową kierujemy się w stronę parku Merlion, skąd podobno jest świetny widok na Marina Bay Sands.
No i faktycznie, jest pięknie. Warto jednak pójść również dalej, bo architektura teatrów durianowych robi wrażenie.
Dziwne uczucie, w tym miejscu człowiek czuje się jakby był w środku wizualizacji komputerowej :)
Z nieba leje się żar, a ponieważ czeka nas wieczorny lot to Kuala Lumpur decydujemy się na powrót do naszej dzielnicy Geylang, a po obiedzie szykujemy się na kolejny lot . I znowu zachwycamy się singapurskim lotniskiem, ceny tam są bardzo przystępne w porównaniu z drożyzną na innych lotniskach, a Alex szaleje na fajnym placu zabaw. Niektórzy to mają szczęście!
Lecimy do Kuala Lumpur! Samolot Jetstar jest nieco opóźniony, ale bez problemu jesteśmy w stanie zdążyć na autobus Star Shuttle który za 12zł/os dowiezie nas bardzo blisko hotelu (zaraz obok dworca Pudu Sentral, bardzo polecam tą okolicę). Autobus to trochę gracik i żona twierdzi, że widziała w nim karaluchy, ale co tam ważne, że jedziemy. Zastanawiam się czy faktycznie wsiedliśmy do właściwego autobusu, bo cały czas jedziemy wśród plantacji palm i zupełnie nie wygląda to na przedmieścia stolicy, ale nagle jakby znikąd zaczynają się pojawiać budynki i dojeżdżamy szczęśliwie na miejsce i to jeszcze przed północą. Wysiadamy z autobusu i widzimy sporo ludzi kończących odprawiać w warunkach polowych coś jakby hinduskie nabożeństwo oraz .. tony śmieci pozostawione prawdopodobnie podczas uroczystości. Z tą czystością to w ogóle nie trafiamy najlepiej, bo podłoga w naszym hotelu klei się od brudu (w sensie dosłownym, obuwie obowiązkowe :) ), a wykładzina w windzie, mimo mnóstwa śmieci nie została ani raz poodkurzana przez cały czas naszego pobytu. Pościel, łóżko i inne sprzęty są na szczęście czyste.
Czy jest źle? Eee, tam, wcale nie. Kuala Lumpur rekompensuje te niedogodności w niesamowity sposób, ale o tym wkrótce..Wtorek – dzień 4, Kuala Lumpur
Widok z okna jaki ukazał nam się po przebudzeniu najlepiej chyba podsumowuje Kuala Lumpur.
Wersja oficjalna
Wersja pełna
Wkrótce ruszamy na śniadanie i już wiemy: w okolicy mamy małe knajpki, pełne lokalnych mieszkańców. Jest tanio i pysznie! Czego więcej trzeba..