0
katraviatta 25 września 2018 14:16
21.JPG



Wybłaguję K. byśmy przejechali jeszcze raz przez downtown (trochę nie po drodze), chcę pomiędzy te spektakularne wieżowce! Czuję się taka mała (choć przecież w normalnym wcieleniu też jestem korpoludkiem pracującym w downtown...). Tutaj na pewno wydarzają się bardzo ważne spotkania, rangi światowej!


22.JPG




23.JPG




24.JPG




25.JPG



Wspomniany wcześniej hotel z pięknym basenem znajduje się na przedmieściach i nawet...udaje nam się być w nim niedługo po 18:00 mimo intensywnego dnia. Hotel miał być luksusowy (niby “by Radisson”) i było bardzo ładnie. Skorzystałam z chęcią z basenu.

Był to jedyny hotel podczas naszej podróży, w którym na pewno, w środku, na ścianie, wędrował sobie prusak.


Dziś K. zaczyna spożywać ibuprom na bolący ząb. Dochodzi do maksymalnej dziennej dawki dla dorosłego człowieka.

Oraz mapka z dwóch dni:


26.jpg

Jedno koło lekko się zaryło, ale K. bez problemu w minutę odkopał.@olus zapytałam K. - cytuję "Nie wiem, pobrałem mapy, ale nie chciały działać lub nie umiem" oraz "znów wyjdzie z relacji, że podróżujesz z głupkiem" - nie wiem gdzie on to wyczytał. Generalnie, ja sobie myślę - to jest brak czasu na rozkminianie niektórych rzeczy. Przed urlopem ganialiśmy z dwa tygodnie na pełnych obrotach :D wiele rzeczy nie sprawdziliśmy, nie kupiliśmy, nie dociągnęliśmy. Może trochę już starości i taki kompromis pomiędzy wygodą i kosztami.
Jest jeszcze kilka zagadnień, które mogliśmy zrobić taniej lub szybciej, np. nie kupiliśmy karty do telefonu, by mieć internet. Nie sprzedaliśmy namiotów, żeby odzyskać choć część pieniędzy, nie kupiliśmy z forum annual pass... :(

@Japonka76 Dziękuję bardzo. Z tym nastawieniem i humorem to różnie. Trochę czuję tego zblazowania, o którym wspomina w innej relacji @travelerka. No bo przecież to już druga kontrola paszportowa. Widziałam już te żółte linie na ulicach, znam te znaki drogowe, jadłam już takie beef jerky i takie hersheys... :DDzień 3

Nie jesteśmy wyczynowymi podróżnikami. Na nogach spędzamy 8-12 h (zwykle bliżej nam do tego pierwszego czasu), z tego co najmniej 3 h w samochodzie. Zwłaszcza dziś na przykład. Korzystamy niespiesznie z hotelowego śniadania. Było ono jednym z obfitszych, przeogromny wybór dań ciepłych, jogurtów i owoców (już pokrojonych w kostkę...).

W hotelu odbieramy paczki: namioty i śpiwory zakupione jeszcze w PL przez amazon. K. zostaje posiadaczem nowego iphone’a!

Czeka nas podróż do Corpus Christi, z mapy wynika, że jest to ok. 266 mil.

Ruszamy późno dosyć, przed jedenastą.


1.JPG




2.JPG



Na trasie mamy znajdującą się na wyspie miejscowość Galveston, opisywaną w przewodniku (nareszcie jesteśmy na terenach, na których temat posiadamy jakieś bieżące źródła informacji...) i muszę przyznać, że sama miejscowość... meh.


3.JPG




4.JPG




5.JPG



Ale.

Co bym zmieniła, to nie zatrzymała się w niej. Jedyne, czego tu dokonaliśmy, to zakup kawy w starbucksie :D

Natomiast DROGA przez Galveston ciągnąca się wzdłuż wyspy - to jest must see. W dodatku “odkryłam” tę drogę na bieżąco na telefonicznej mapie - K. nie chciał mi wierzyć, że jeżeli pojedziemy nie tak, jak nawigacja chce (jakby do tej pory udowodniła, że można jej w pełni wierzyć...), to może jednak nie zginiemy.


6.jpg



Generalnie dla miłośników plażowania - cała Zatoka Meksykańska w sierpniu to super miejsce. Wczorajsza Holly Beach i okoliczne. Dziś całe Galveston wzłuż trasy - posiada mnóstwo publicznych plaż w przepięknych sceneriach. A pogoda cały czas jest idealna! Temperatura przekracza 30 stopni spokojnie. My kąpać się pójdziemy dopiero jutro. Dziś sobie jedziemy i podziwiamy specyficzną architekturę i roślinność.


7.JPG




8.JPG



Domy wszystkie na palach.


9.JPG




10.JPG




Nie wiemy czemu, zapewne ze względu na wszechobecną wilgoć. Oczy naokoło głowy! Trzydzieści mil frajdy... Tu zatrzymałabym się z dziesięć razy, jak nie więcej :)

Nadrabiamy trochę mil i zajeżdżamy do Brazoria National Wildlife Refuge, by zobaczyć... aligatory! :D

My tu gadu gadu, a to już piętnasta.

Niby Teksas, ale natura iście luizjańska. Wybieramy sobie godzinny szlak naokoło jeziora. Znaki twierdzą, że wystarczy uważać, by aligator nie zjadł. Ani wąż.


13.JPG




14.JPG




Jeszcze gwoli ścisłości w kwestii aligatorów. To nie jest tak, że są one jedyną atrakcją w takich miejscach. Na poniższych zdjęciach widać tę soczystość i unikalność natury. Jest też ona... głośna. Nie da się opisać tego dźwięku, tak samo jak kolory na zdjęciach w ogóle nie oddają tej zieleni i tej magii natury. To wręcz przezycie mistyczne i osobiste. Prawie jak w kaplicy Rothko.


11.JPG



Tak jak kanion - trzeba zobaczyć, by zrozumieć potęgę natury :)


15.JPG




16.JPG



O, tam jest jeden


17.JPG




18.JPG



Ta kreatura jak dla mnie jest dużo bardziej przerażająca.


19.JPG



Trzeba uważać na pajęczyny :/

Mnóstwo ptaków i innej zwierzyny


20.JPG



I zieleń, zieleń zieleń :) (miejscami mocno upiorna)


21.JPG




22.JPG




23.JPG




24.JPG




25.JPG




26.JPG




27.JPG




28.JPG




Na tym zjęciu JEST aligator


28a.JPG



Jest szesnasta a my pod prawie samym Houston :O

Teraz czeka nas jeszcze 3 h jazdy


Mijamy połacie białych pól i z gry farmville, w którą grałam w 2009 roku wiem, że są to pola bawełny. Kamieniem niech rzuci ten, który uważa, że gry nie kształcą.


28aa.JPG



Po dziewiętnastej meldujemy się w hotelu. Był to bardzo ciężki dzień dla zęba K. obaj są mocno markotni, choć jeszcze cierpią w ciszy.


Nareszcie pustynny Teksas ;)


30.JPG



Udajemy się dziś do nieodległego Denny’s. I tutaj wywołam Cię właśnie ponownie, @Bubu69, to w mojej relacji, jeśli ją czytałaś, były zachwyty na ich temat :) (zwłaszcza w kwestii stosunek cena/jakość). Teraz do rachunku powyżej 20$ dostaje się rabat 5$ na następną wizytę.

Kilka perełek kulinarnych w innych miejscach, podczas tej podróży jeszcze odkryjemy.

K. wieczorem połyka ibupromu spokojnie 2 x tyle co powinien. Jego ból jest już nie do wytrzymania na tyle, że ja to widzę (że jest nie do wytrzymania). Na wzmiankę o dentyście słyszę “nie stać mnie na dentystę w Stanach”. Mamy podróżne ubezpieczenie, ale na dentystę przeznaczyliśmy jakieś 600 zł na osobę.@mikuś biorę Twój komentarz za komplement, dziękuję. Dlaczego? Ponieważ wakacje, na których temat nie ma gotowych scenariuszy w relacjach, w miejsca, gdzie mało kto jeździ z naszych krajan (o znajomych nawet nie wspomnę) - takie wakacje nie jest łatwo zaplanować. Spędziliśmy na tym bardzo dużo czasu. K. bardzo się zaangażował i tak naprawdę nie wiem jakie są jego wszystkie tajne źródła. Trochę strona matadors network, trochę busy przez świat (które właśnie zrobiły wyprawę przez route 66), trochę lonely planet i trip advisor. Ale przede wszystkim szperanie, szperanie... Znajomy z Arkansas polecił nam też jedno miejsce, które wkleiliśmy w nasz plan już w Stanach będąc. Spędzaliśmy dużo czasu, prawie każdego dnia wakacji, na szperanie i doszukiwanie do końca tego, co robimy dnia następnego. Czasami decydowaliśmy nagle. To nie Zachód, gdzie, jeśli coś jest zamknięte bo pogoda, to 30 mil dalej mamy drugie coś. Tutaj, jeśli coś jest zamknięte, to następną atrakcję można mieć...jutro :D

Jak dobrze pójdzie.

No więc w Corpus Christi jesteśmy. Zacznę od nocnych majaków i jęków zęba K. Nie wiem o ile przekroczył dawkę ibupromu. Natomiast powiem wprost: nic to nie pomagało. O czwartej przebudzając się mówię, że ma iść do dentysty. O szóstej pytam, czy sprawdzał ubezpieczenie. O ósmej już wiemy, że to jednak było 1000 zł limitu a nie 600. K. dzwoni do ubezpieczyciela pytać jak to z formalnościami, potem telefon do dentysty położonego o 2 mile od hotelu.
Mieliśmy ogromne szczęście, ponieważ wizyta znalazła się na godzinę 10:00 rano. Ktoś by pomyślał, że poważne zapalenie zęba, od którego pacjent nie śpi, bo jęczy, może poważnie zepsuć wakacje.

Cała procedura zajęła nam zaskakująco niewiele czasu. (koszt imprezy: wizyta 65$, recepta 35 - zwrot w trakcie załatwiania więc jeszcze się nie wypowiem). Musieliśmy dziś zrobić szybkie pranie, bo luźniejszy dzień (tak, dentysta w tym jakże pomógł).Na receptę trzeba się umawiać do określonej apteki po odbiór, więc ja idę robić pranie, K. czeka na receptę pod apteką. K. zachwycony ilością informacji, jakie się otrzymuje w aptece. Dostał penicylinę na zapalenie a na ból... ibuprofen :D Okazuje się że w Stanach dozwolona dawka jednorazowa to 800 mg (cztery nasze ibupromy). A papierkologii z 4 strony a4.


1.JPG



Nie myśleliśmy nawet o śniadaniu i wcale nie byliśmy głodni. Zachomikowane beef jerky pomogły. O 12:30 jesteśmy w drodze do stanowego parku Mustang Island (plaża celem kąpieli <3 ).


2.JPG



Wjazd samochodem 10$. Wszystkie inne plaże obok przed i po wyglądają dokładnie tak samo, więc można chyba specjalnie do Mustang nie jechać.. :D


3.JPG



Tutaj na marginesie dodam, że nie posiadam zaawansowanych programów do poprawiania zdjęć. Dlatego zdjęcia lekko nie w kącie prostym takie pozostaną.


4.JPG




5.JPG




6.JPG




7.JPG




8.JPG




9.JPG




10.JPG



Woda idealna. Sąsiadów tyle co widać. Jako, że dentysta trochę wydłużył nam dzień, wypad skraca się do godziny. Na plażę to ja chciałam jechać. Uwielbiam i z chęcią wydłużyłabym i powtórzyła taki leżing!


O czternastej udajemy się w stronę Austin, gdzie dziś śpimy. Ja nie prowadzę w ogóle pojazdu i lubię mieć papierowe mapy ze sobą, na które ciągle patrzę. Z mapy wynika, że koniecznie chcę i koniecznie musimy skręcić na lekko inną trasę by przejechać przez...


11.JPG



Przecież to w połowie moje miasto rodzinne :D


12.JPG



W okolicach dużo polskobrzmiących miejscowości typu Kosciuszko czy Pawelekville.


Mnie się podoba, bo celowo dzięki temu zjechaliśmy z autostrady i jedziemy sobie drogą lokalną (czyli naszą jednopasmówką).


13.JPG




14.JPG





Dodaj Komentarz

Komentarze (18)

cypel 25 września 2018 14:53 Odpowiedz
Dobrze się czyta, fajny nieoklepany kierunek jak na USA.
bubu69 25 września 2018 18:44 Odpowiedz
@katraviatta - dziękuję za przeczytanie mojej relacji i tym samym wywołanie mnie :)! Ale super, że tam pojechaliście :)!!! Ja też oczywiście o tym myślałam, nie dość, że wschód do zobaczenia, to przecież jeszcze ciekawy środek z południem i północ niczego sobie :). Jestem bardzo ciekawa jak wyjdzie Wam ta podróż i co fajnego zobaczycie! Twoją poprzednią relację też czytałam, a teraz będę czekać na kolejne posty w tej :P, super :)!
channel 26 września 2018 09:33 Odpowiedz
Fajna relacja :) czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. No i może na jakąś mapkę :D
brzemia 26 września 2018 14:50 Odpowiedz
Coś się stało z samochodem?Wysłane z taptaka.
katraviatta 26 września 2018 14:51 Odpowiedz
Jedno koło lekko się zaryło, ale K. bez problemu w minutę odkopał.
japonka76 26 września 2018 15:25 Odpowiedz
@katraviatta zrobiłaś mój dzień :) a już się poważnie zastanawiałam gdzie jest to południe patrząc na pierwszy obrazek mapy na początku Twojej relacji. Lubię takie wyprawy, gdzie inne były starannie opracowane plany a wyszło zupełnie inaczej. :) Kierunek bardzo ciekawy, i też go rozważałam. W końcu jedziemy gdzieś indziej, więc w większą radością poczytam. Tym bardziej, że widzę humor i pozytywne nastawienie. Czekam na więcej.
olus 26 września 2018 15:40 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, zresztą tak jak poprzednia ze Stanów. Będę śledzić z zaciekawieniem.Jedno mnie zastanawia - dlaczego nie korzystacie (przynajmniej z relacji tak wynika) w jakichś map w telefonie? Obecnie przecież nawet w wersji offline aplikacje typu Google Maps czy MapsMe świetnie sobie radzą. Myślę, że znacznie lepiej niż typowa samochodowa nawigacja, przynajmniej w kwestii punktów do zwiedzania.
katraviatta 26 września 2018 15:59 Odpowiedz
@olus zapytałam K. - cytuję "Nie wiem, pobrałem mapy, ale nie chciały działać lub nie umiem" oraz "znów wyjdzie z relacji, że podróżujesz z głupkiem" - nie wiem gdzie on to wyczytał. Generalnie, ja sobie myślę - to jest brak czasu na rozkminianie niektórych rzeczy. Przed urlopem ganialiśmy z dwa tygodnie na pełnych obrotach :D wiele rzeczy nie sprawdziliśmy, nie kupiliśmy, nie dociągnęliśmy. Może trochę już starości i taki kompromis pomiędzy wygodą i kosztami.Jest jeszcze kilka zagadnień, które mogliśmy zrobić taniej lub szybciej, np. nie kupiliśmy karty do telefonu, by mieć internet. Nie sprzedaliśmy namiotów, żeby odzyskać choć część pieniędzy, nie kupiliśmy z forum annual pass... :(@Japonka76 Dziękuję bardzo. Z tym nastawieniem i humorem to różnie. Trochę czuję tego zblazowania, o którym wspomina w innej relacji @travelerka. No bo przecież to już druga kontrola paszportowa. Widziałam już te żółte linie na ulicach, znam te znaki drogowe, jadłam już takie beef jerky i takie hersheys... :D
channel 26 września 2018 21:57 Odpowiedz
Widokczki piękna. Missisipi - wielgachna! Cud, "mniód" to mapka (jam wzrokowiec, więc teraz wiem co i gdzie). Aligatorów się boję, ale rozumiem chęć zobaczenia. Masz fajny styl pisania, podobnie jak @Bubu69 dobrze się Ciebie czyta. Czekam co było dalej....
bubu69 27 września 2018 19:43 Odpowiedz
@katraviatta - Hahaha, czyli nie jest ze mną jeszcze tak źle :)! Wiedziałam, że jednak gdzieś czytałam o tym Denny's :P (dobre jedzenie, co nie ;)?).Naprawdę wspaniale, że akurat tam pojechaliście i opisujesz tę podróż! Faktycznie większość relacji to road trip po zachodzie, a tu taka perełka :), czekam na dalsze posty :)! Ach, no i jak ja bym też zobaczyła forfitera :)!!!
mikus 29 września 2018 14:01 Odpowiedz
Jak widzę relacje z USA, z innego miejsca niz standardowy objazd po Zachodzie, to ręce same składają mi się do oklasków !
mikus 2 października 2018 15:45 Odpowiedz
@katraviatta Oczywiście, że był to komplement :D Doceniam to, że wybraliście niestandardową trasę jak na USA i przez to niejako przecieracie szlaki. Tym bardziej chętnie czytam relacje i pewnie kiedyś sięgnę po Wasze wskazówki, bo już wiem, że muszę tam pojechać :)
gello666 12 listopada 2019 13:55 Odpowiedz
dzięki za kontynuację.Niecierpliwie czekam na cd.
gello666 21 listopada 2019 12:46 Odpowiedz
o kurcze, ale trasa :) Naprawdę musisz lubić jazdę samochodem.Twoja relacja sprawia, że zaczynam myśleć o Kolorado.
katraviatta 21 listopada 2019 16:45 Odpowiedz
Tak, w ciągu 18 dni zrobiliśmy 7500 km, nie było to uciążliwe poza tym dniem gdzie nocowaliśmy w Farmington w Nowym Meksyku - naprawdę byliśmy wkurzeni że dorobiliśmy sobie mile i odjęliśmy atrakcje. Pozostałe dnie był to po prostu dodatek do dnia, czasami dwugodzinny, czasami pięcio... najczęściej ok. trzygodzinny. codziennie nocowaliśmy gdzie indziej, poza dwoma razami na campingu oraz Denver właśnie, stąd w ciągu tak krótkiego czasu mogliśmy sobie pozwolić na taką ilość mil.Jeżeli chodzi o Colorado - kiedyś, gdy jeszcze oglądałam vlogi Krzysztofa Gonciarza - on mnie przekonał, pokazał dużo Colorado. Cały stan wygląda jak.. nasze Tatry, tylko 100 razy lepiej :D plus, gdy w ogóle poznawałam atrakcje Stanów w 2016 roku, co wpisywałam jakąś znalezioną w sieci, gdzie to jest - co druga była w Colorado :D
bubu69 2 grudnia 2019 22:18 Odpowiedz
Dzięki Twojej relacji już wiem, że muszę pojechać do Kolorado :) :P! Piękne tereny i te miasteczka :D!!! Denver również zaskakuje :)
katraviatta 3 grudnia 2019 18:56 Odpowiedz
Dzięki. Szczerze to my zaledwie "liznęliśmy" Colorado a aparat nie zawsze chciało mi się wyjmować. to przepiekny stan nawet z drogi!a propos, dziś miała miejsce potężna eksplozja w zakładzie chemicznym, który uwieczniłam w "dniu 2" - w Port Nocheshttps://www.polsatnews.pl/wiadomosc/201 ... -teksasie/
hub-89 15 stycznia 2020 22:27 Odpowiedz
Super relacja! btw. Masz może jeszcze gdzieś link do tej mapy Pacific Nortwest, którą wrzuciłaś w pierwszym poście? Wybieram się niedługo w te rejony, chętnie skorzystam jeżeli to nie problem. Pzdr ;)