0
katraviatta 25 września 2018 14:16
15.JPG




16.JPG




17.JPG



To, że nie zjedliśmy śniadania ma swoje drugie uzasadnienie. K. od dwóch dni nie może się doczekać barbecue. Teksas słynie z barbecue! Wybraliśmy na ten cel restaurację w Lockhart pod Austin, która jest w Lonely Planet jako top 5. W środku jak karczma.


18.JPG




19.JPG



Wchodzimy najpierw i pobieramy pół kilo różnego mięsa. Potem do drugiej sali po dodatki. Za mięso zapłaciliśmy 26 $, za dodatki 12. Zrezygnowałabym z dodatków, nic specjalnego ;) (choć podobno ogórek kiszony był w dechę), a więcej $$ przeznaczyłabym na żeberka, które były najpyszniejsze! Tłuszcz skapywał na papier, w którym naturalnie otrzymaliśmy pół kilo mięsa ;)


20.JPG




21.JPG




(dodam, że po wizycie w stanach przytyłam tylko 1 kg, który udało się zrzucić w pierwsze 4 dni, więc nie był to kilogram permanentny).

Hotel bez śniadania co jutro oznacza festiwal pankejków w IHOP, które planujemy już dziś :DPomyliłam się, pankejki na śniadnie dopiero jutro :D

Dziś szybkie Austin. Szkoda, że szybkie. Wstępnie planowaliśmy jeszcze czegoś dokonać w Austin poprzedniego dnia, no ale dentysta, więc wszystkiego dokonać musimy dziś. Dlatego z trzech okolicznych parków stanowych (McKinney Falls, Pedernales Falls, Enchanted Rock) wybierzemy tylko jeden. I dlatego w Austin spędzimy tylko troszkę czasu. To miasto ludzi młodych (hipsterskie trochę), bardzo unikalne i nowoczesne (równiez tęczowo). Podobno przez ostanie lata niezmiernie rozkwitło.

Parkujemy na Congress avenue - ulicy-reprezentantce młodych. Mnóstwo sklepów pod nas i dla nas. (wstąpimy do nich w drodze powrotnej, gdyż jest 10:30, a miasto budzi się o jedenastej).

Idziemy w stronę downtown, najpierw przez most nietoperzy - dzięki któremu Austin podobno zarabia wiele milionów na turystach. Ale piszczą! Oczywiście najlepiej jest most zobaczyć wieczorem, kiedy chmara tysięcy nietoperków wylatuje na nocne łowy...


1.JPG




2.JPG




2a.JPG




2b.JPG




2c.JPG



W Downtown jemy na śniadanie taco (dziś wtorek - taco Tuesday!). Oczywiście nie w zwykłej restauracji pfff, jesteśmy w Austin! Taco można dostać, po ok 2$ szt. - w galerii sztuki nowoczesnej ;)


2d.JPG




3.JPG




4.JPG



W drodze powrotnej kupuję tu kapelusz (Z TEKSASU) i różne pamiątki. Congress avenue to miejsce dla młodych ludzi - knajpki i kawiarnie, hostele, murale, sztuka wysoka i niska...


5.JPG




6.JPG




7.JPG




8.JPG




9.JPG




10.JPG



Wchodzimy też do sklepu z kowbojkami (najtańsze jakie znalazłam kosztowały bodajże 250$)


11.JPG



To podobno miejscówka z filmu deathproof (film polecam, w miejscówce nie byliśmy).


12.JPG




13.JPG



Czuję, że tu by mi się podobało, gdybyśmy tak podle nie potraktowali Austin, zaledwie kilka godzin tu będąc.

Z trzech podanych wyżej stanowych parków wybieramy Pedernales Falls. Nasz przewodnik zdecydowanie jest nastawiony na miasta. A my na przyrodę. Szereg rzeczy musieliśmy więc sobie wygrzebywać sami i czasami jedziemy w ciemno, po obejrzeniu zaledwie zdjęć w google grafice :D
I chyba zawsze mieliśmy dużo szczęścia.

Opłata standardowa 5$, Visitors center zamknięte na głucho (trzeba sobie zapłacić samemu) jedna grupa turystów z korei (w sumie to chyba pierwsza grupa, jaka nam się trafia...)
Hahaa nareszcie, to Ameryka! :D Już wiem gdzie patrzeć na ładne rzeczy.


14.JPG




15.JPG




16.JPG




17.JPG




18.JPG




19.JPG




20.JPG




21.JPG




22.JPG




23.JPG




24.JPG




25.JPG




26.JPG



K., znawca ryb po potwierdzeniu z tablicą informacyjną, wyrokuje iż jest to karp biały.


27.JPG



Dziś śpimy w Del Rio, zaraz przy granicy z Meksykiem. Wybraliśmy to miejsce, bo w najbliższej okolicy był jeden punkt, który mogliśmy zobaczyć, a nie chcieliśmy się zamordować długim przejazdem bezpośrednio do Big Bend NP. Z racji tego, że zbliżamy się już do tej granicy, zdarzają się kontrole imigracyjne. Wyglądają one (na razie) tak, że trzeba obowiązkowo zwolnić do ok. 25 mil na godzinę a kontrolerzy stoją na poboczu niczym drogówka i losowo wybierają delikwentów do szczegółowej kontroli. Dziś nas nie wybrali.

Takie typowe teksańskie miasteczko (to akurat Fredericksburg).


28.JPG




29.JPG



Dwa słowa o stacjach benzynowych. Tym razem spędzamy w aucie dużo więcej czasu, bo robimy więcej mil niż ostatnio. Codziennie jesteśmy na stacji przynajmniej raz. Cen paliw szczegółowych nie mam tym razem, bo nie notowałam na bieżąco, natomiast powiem tylko, że galon regularnej kosztował od 2.29 do 3.09 w zależności od miejsca (a średnio tak ok. 2.60). Na stacjach prawie wszędzie jest kawa z automatów, którą robi się samemu jednym przyciskiem i płaci potem w zależności od wielkości pobranego kubka. Tym razem nie marnujemy czasu na starbucksy tylko właśnie pijemy kawę na śniadaniach lub na stacjach. Koszt takiej kawy to zwykle...dolar. Lub półtora. Płacić kartą, jakąkolwiek, w jakikolwiek sposób, z kodem pocztowym, bez, kredytową, debetową za benzynę - nie mogliśmy. Wiedzieliśmy więc, że musimy mieć gotówkę.
Ukradkiem zrobiłam zdjęcie typowym mieszkańcom Teksasu ;)


30.JPG



Wspominałam już, że zrobiło się odludnie, dużo bardziej niż na Zachodzie?
Otóż tutaj w tej części stanu drogi nagle wymierają. Najczęściej jesteśmy całkowicie sami. K. na prośbę “zatrzymaj się tutaj” - co prawda niechętnie - godzi się nawet w nielegalnym miejscu!


31.JPG




32.JPG




33.JPG



Wieczorem dla odmiany - Taco Bell. Coś mają wchodzić do Polski, ale ciągle jest to w sferze plotek. Totalny fastfood meksykański, ale... bardzo dobry! K. uwielbia kuchnię meksykańską (sam robi cuda w kuchni) i widocznie Taco Bell doprawia bardzo klasycznie, bo i moje i jego jest pyszne. Za dwa zestawy zapłaciliśmy w sumie 12.50.

O, zapomniałam o mapie dla wzrokowców. (z ostatnich 2 dni)


mapa.jpg

Dzień 6

No więc dzień zaczynamy od tych pankejków w IHOP. Ja biorę baaardzo wielkie combo i naturalnie połowę pankejków proszę na wynos :D K. zjada wszystko.


IMG_0139.JPG



Ruszamy w stronę Big Bend NP, chcemy zobaczyć Amistad natural reserve, ale w sumie stwierdzam, że “to tylko wielka woda” - nie mamy czasu jej użyć ani do kąpieli ani do innych wodnych aktywności.


141b.JPG



Poza tym nawigacja tradycyjnie wywozi nas do zamkniętego na głucho skupiska - tym razem budek magazynowych. Zatrzymujemy się przy poczcie (usytuowanej jakby w baraku) i pytam o wytyczne na Seminole Canyon - gdyż jak wiadomo, fakt występowania tego kanionu na mapie nie oznacza, że wjazd, by go zobaczyć znajduje się w tym samym miejscu :D

Czemu Seminole Canyon? A bo był na papierowej mapie. Nie mieliśmy o nim żadnej wiedzy, a przewodnik też nic o nim nie miał. Nie byliśmy jakoś super przygotowani czasami :roll:

Opłata standardowa 5$, K. wchodzi do visitors center by zapłacić. Ja w baletkach i sukience trochę się nie przygotowałam na godzinny szlak znienacka ;)

144.JPG



Bardzo lubię gdy jest ładnie opisane co widzę. Podróże mają kształcić, prawda?




158.JPG




157.JPG



W dół do kanionu były schody, które w połowie miały łańcuch i napis “staff only”. Nielegalnie przeszłam pod łańcuchem :| Byliśmy jednakowoż jedynymi odwiedzającymi kanion.



Dodaj Komentarz

Komentarze (18)

cypel 25 września 2018 14:53 Odpowiedz
Dobrze się czyta, fajny nieoklepany kierunek jak na USA.
bubu69 25 września 2018 18:44 Odpowiedz
@katraviatta - dziękuję za przeczytanie mojej relacji i tym samym wywołanie mnie :)! Ale super, że tam pojechaliście :)!!! Ja też oczywiście o tym myślałam, nie dość, że wschód do zobaczenia, to przecież jeszcze ciekawy środek z południem i północ niczego sobie :). Jestem bardzo ciekawa jak wyjdzie Wam ta podróż i co fajnego zobaczycie! Twoją poprzednią relację też czytałam, a teraz będę czekać na kolejne posty w tej :P, super :)!
channel 26 września 2018 09:33 Odpowiedz
Fajna relacja :) czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. No i może na jakąś mapkę :D
brzemia 26 września 2018 14:50 Odpowiedz
Coś się stało z samochodem?Wysłane z taptaka.
katraviatta 26 września 2018 14:51 Odpowiedz
Jedno koło lekko się zaryło, ale K. bez problemu w minutę odkopał.
japonka76 26 września 2018 15:25 Odpowiedz
@katraviatta zrobiłaś mój dzień :) a już się poważnie zastanawiałam gdzie jest to południe patrząc na pierwszy obrazek mapy na początku Twojej relacji. Lubię takie wyprawy, gdzie inne były starannie opracowane plany a wyszło zupełnie inaczej. :) Kierunek bardzo ciekawy, i też go rozważałam. W końcu jedziemy gdzieś indziej, więc w większą radością poczytam. Tym bardziej, że widzę humor i pozytywne nastawienie. Czekam na więcej.
olus 26 września 2018 15:40 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, zresztą tak jak poprzednia ze Stanów. Będę śledzić z zaciekawieniem.Jedno mnie zastanawia - dlaczego nie korzystacie (przynajmniej z relacji tak wynika) w jakichś map w telefonie? Obecnie przecież nawet w wersji offline aplikacje typu Google Maps czy MapsMe świetnie sobie radzą. Myślę, że znacznie lepiej niż typowa samochodowa nawigacja, przynajmniej w kwestii punktów do zwiedzania.
katraviatta 26 września 2018 15:59 Odpowiedz
@olus zapytałam K. - cytuję "Nie wiem, pobrałem mapy, ale nie chciały działać lub nie umiem" oraz "znów wyjdzie z relacji, że podróżujesz z głupkiem" - nie wiem gdzie on to wyczytał. Generalnie, ja sobie myślę - to jest brak czasu na rozkminianie niektórych rzeczy. Przed urlopem ganialiśmy z dwa tygodnie na pełnych obrotach :D wiele rzeczy nie sprawdziliśmy, nie kupiliśmy, nie dociągnęliśmy. Może trochę już starości i taki kompromis pomiędzy wygodą i kosztami.Jest jeszcze kilka zagadnień, które mogliśmy zrobić taniej lub szybciej, np. nie kupiliśmy karty do telefonu, by mieć internet. Nie sprzedaliśmy namiotów, żeby odzyskać choć część pieniędzy, nie kupiliśmy z forum annual pass... :(@Japonka76 Dziękuję bardzo. Z tym nastawieniem i humorem to różnie. Trochę czuję tego zblazowania, o którym wspomina w innej relacji @travelerka. No bo przecież to już druga kontrola paszportowa. Widziałam już te żółte linie na ulicach, znam te znaki drogowe, jadłam już takie beef jerky i takie hersheys... :D
channel 26 września 2018 21:57 Odpowiedz
Widokczki piękna. Missisipi - wielgachna! Cud, "mniód" to mapka (jam wzrokowiec, więc teraz wiem co i gdzie). Aligatorów się boję, ale rozumiem chęć zobaczenia. Masz fajny styl pisania, podobnie jak @Bubu69 dobrze się Ciebie czyta. Czekam co było dalej....
bubu69 27 września 2018 19:43 Odpowiedz
@katraviatta - Hahaha, czyli nie jest ze mną jeszcze tak źle :)! Wiedziałam, że jednak gdzieś czytałam o tym Denny's :P (dobre jedzenie, co nie ;)?).Naprawdę wspaniale, że akurat tam pojechaliście i opisujesz tę podróż! Faktycznie większość relacji to road trip po zachodzie, a tu taka perełka :), czekam na dalsze posty :)! Ach, no i jak ja bym też zobaczyła forfitera :)!!!
mikus 29 września 2018 14:01 Odpowiedz
Jak widzę relacje z USA, z innego miejsca niz standardowy objazd po Zachodzie, to ręce same składają mi się do oklasków !
mikus 2 października 2018 15:45 Odpowiedz
@katraviatta Oczywiście, że był to komplement :D Doceniam to, że wybraliście niestandardową trasę jak na USA i przez to niejako przecieracie szlaki. Tym bardziej chętnie czytam relacje i pewnie kiedyś sięgnę po Wasze wskazówki, bo już wiem, że muszę tam pojechać :)
gello666 12 listopada 2019 13:55 Odpowiedz
dzięki za kontynuację.Niecierpliwie czekam na cd.
gello666 21 listopada 2019 12:46 Odpowiedz
o kurcze, ale trasa :) Naprawdę musisz lubić jazdę samochodem.Twoja relacja sprawia, że zaczynam myśleć o Kolorado.
katraviatta 21 listopada 2019 16:45 Odpowiedz
Tak, w ciągu 18 dni zrobiliśmy 7500 km, nie było to uciążliwe poza tym dniem gdzie nocowaliśmy w Farmington w Nowym Meksyku - naprawdę byliśmy wkurzeni że dorobiliśmy sobie mile i odjęliśmy atrakcje. Pozostałe dnie był to po prostu dodatek do dnia, czasami dwugodzinny, czasami pięcio... najczęściej ok. trzygodzinny. codziennie nocowaliśmy gdzie indziej, poza dwoma razami na campingu oraz Denver właśnie, stąd w ciągu tak krótkiego czasu mogliśmy sobie pozwolić na taką ilość mil.Jeżeli chodzi o Colorado - kiedyś, gdy jeszcze oglądałam vlogi Krzysztofa Gonciarza - on mnie przekonał, pokazał dużo Colorado. Cały stan wygląda jak.. nasze Tatry, tylko 100 razy lepiej :D plus, gdy w ogóle poznawałam atrakcje Stanów w 2016 roku, co wpisywałam jakąś znalezioną w sieci, gdzie to jest - co druga była w Colorado :D
bubu69 2 grudnia 2019 22:18 Odpowiedz
Dzięki Twojej relacji już wiem, że muszę pojechać do Kolorado :) :P! Piękne tereny i te miasteczka :D!!! Denver również zaskakuje :)
katraviatta 3 grudnia 2019 18:56 Odpowiedz
Dzięki. Szczerze to my zaledwie "liznęliśmy" Colorado a aparat nie zawsze chciało mi się wyjmować. to przepiekny stan nawet z drogi!a propos, dziś miała miejsce potężna eksplozja w zakładzie chemicznym, który uwieczniłam w "dniu 2" - w Port Nocheshttps://www.polsatnews.pl/wiadomosc/201 ... -teksasie/
hub-89 15 stycznia 2020 22:27 Odpowiedz
Super relacja! btw. Masz może jeszcze gdzieś link do tej mapy Pacific Nortwest, którą wrzuciłaś w pierwszym poście? Wybieram się niedługo w te rejony, chętnie skorzystam jeżeli to nie problem. Pzdr ;)