Całe wakacje przesiedziałem w Warszawie. Rzadko wyjeżdżamy w wakacje, bo wtedy w Polsce jest fajnie. Przyszedł jednak wrzesień i podróż służbowa do Mumbaju. Nie byłem tam prawie rok i pomyślałem, że wykorzystam to na skok w bok. Bhutan wydawał się najciekawszą, ale i najdroższą opcją. Raz się jednak żyje. Wszystkie lokalne agencje oferują prywatne toury, więc po kontakcie z kilkoma wybrałem jedną, zapłaciłem za 4-dniowy tour z własnym przewodnikiem i kierowcą. Wszystko wliczone w cenę. Trochę dziwnie będę się czuł na takim w pełni zorganizowanym wyjeździe, ale zobaczymy.
Pierwsze 3 dni w Mumbaju spędziłem w komfortowych warunkach hotelu Hyatt. Zawsze mam tam zderzenie z pełnym przepychu zamkniętym ośrodkiem, a mega syfem na ulicach. To moja 15 wizyta w Indiach, więc już się przyzwyczaiłem. O 7 rano miałem samolot do Kalkuty. Jet Airways nawet serwuje jakieś jedzenie na pokładzie. Mam 3h na przesiadkę (na osobnym bilecie), wypijam jeszcze kawę i rozpoczyna się boarding do Paro. Sen staje się rzeczywistością.
Muszę pokazać e-visę, plan podróży i dostaję kartę pokładową:
Na płycie stoi Royal Bhutan Airways. Okazuje się, że jest to prywatna linia lotnicza. Leci do Bangladeszu.
A ja wsiadam do ATR-42. Na pokładzie jest tylko 15 osób, z czego 3 białych.
Lot trwa 1:10h i w połowie czasu wlatujemy w góry:
Lądujemy w dolinie Paro:
Piechotą idziemy do terminalu. Od razu czuję się inaczej:
Szybka kontrola paszportowa i witamy w Bhutanie!!!wysyłasz paszport i kasę i biuro wszystko załatwia. High season to taksa 250$, low season to 200$.
Particulars Cost One Time Visa Processing Fee $40.00 Minimum Daily Tariff $250.00 (x3) FIT Surcharge $40.00 (x3) Calcutta - Paro - Calcutta (Economy) $412.00
Total Tour Price $ 1,322.00
W cenę wliczone wszystko, więc jak pijesz tylko wodę to nie dołożysz ani grosza (oprócz napiwku).Odbiera mnie przewodnik wraz z kierowcą z mojego biura podróży. Dwóch młodych ludzi, obaj mają na imię Sonam. Kierownik biura, z którym negocjowałem to też Sonam. Musi to być bardzo popularne imię. Na dzień dobry dostaję biały szal, jako tradycyjne powitanie bhutańskie. Pytają się mnie czy jestem głodny czy też mogę poczekać godzinę. Mówię, że mogę poczekać.
Mamy nowego SUVa Hyundai i jedziemy prosto do Thumphu. Stolica znajduje się 50 km od lotniska, a kręte i wąskie drogi powodują, że jedziemy prawie godzinę.
Zdjęcie po drodze:
Jedziemy najpierw do textile museum, ale jest zamknięte. Zaglądamy obok do miejsca, gdzie ciągle tkają materiały tradycyjnymi metodami i odwiedzamy market z ręcznymi wyrobami.
Zaglądamy także na pocztę, gdzie można zrobić znaczek z własną podobizną i wysłać pocztówkę. Jem późny lunch, gdzie zjadam sporo lokalnych smakołyków i przed 18 zostawiają mnie w moim hotelu umawiając się na 7 rano. Schodzę jeszcze na chwilę do miasta i oglądam Jigme Dorii Wangchuck, czyli święte miejsce, gdzie wpuszczają mnie na teren świątyni i każą przejść 3x dookoła niej.
Idę jeszcze na centralny plac:
Thimphu to taka większa wioska i wszystko jest blisko. Spaceruję przez godzinkę i wracam do hotelu o 19. Po 19 robi się ciemno, a ja padam ze zmęczenia.Nijak, olewają
:). Tak trochę to wygląda jakby żyli w swoim buddyjskim świecie.Punkt 7 rano przyjeżdżają po mnie i najpierw jedziemy zobaczyć ogromny posąg siedzącego Buddy. Miejsce jeszcze jest wykańczane, ale sam Budda gotowy. Ma 52 metry i spogląda na dolinę Thimphu. Mój przewodnik mówi, że na czole ma wielki diament by dodać mu wartości. Całość finansowana była ze środków wielu krajów, gdzie praktykuje się buddyzm.
Następnie jedziemy w stronę doliny Punakha. Zatrzymujemy się na przełęczy na wysokości 3100 m npm, gdzie jest świątynia oraz 108 stup. 108 to szczęśliwa liczba w buddyźmie. Miejsce bardzo ładne i w zimie gdy jest przejrzyste powietrze to można podziwiać panoramę wschodnich Himalajów. My oczywiście szczęścia nie mamy.
Po łącznie 2.5h dojeżdżamy serpentynami do Punakhi. Jedzie się po tych drogach góra 40-50 kph.
Punakha to piekna dolina z polami ryżowymi i jest tutaj najwspanialsza twierdza Bhutanu, czyli Punakha Dzong. Zwiedzam ten kunszt buddyjskiego rzemiosła i spotykam Polaków
:). Trochę niespodzianka. Turystów mało widać, więc tym bardziej... Przewodnik długo tłumaczy mi o tym miejscu i co zawiera się w każdej świątyni. Czyż nie wygląda wspaniale? I ta sceneria...
Wstępujemy na tutejszy targ. Mam okazję pochodzić i podejrzeć miejscowych.
Po lunchu idziemy do Świątyni Płodności. Po drodze mijamy pola ryżowe. Gdzieniegdzie zaczynają się zbiory.
Męski fallus to oznaka płodności i szczęścia. Można sobie kupić takiego dildo
;-)
Świątynia płodności jest bardzo skromna, ale ma bardzo duże znaczenie dla całego kraju. Każdy kto chce mieć dzieci lub ma dzieci i chce by zdrowo dorastały to powinien to miejsce odwiedzić. Dostałem nawet błogosławieństwo.
I znowu idziemy przez pola.
Wracamy przez Thimphu i jedziemy do Paro. Długa i kręta droga powoduje, że może się zrobić po jakimś czasie niedobrze. Na szczęście nie jest tak źle. W Thimphu szef biura zaprasza mnie na kawę.
Za Thimphu zatrzymujemy się przy najstarszym moście w Bhutanie - tylko dla ludzi się nadaje i jest już tylko wystawą. Widoki obok jednak super.
Wszędzie są też flagi oznaczające siły natury. W Paro zaglądamy jeszcze do niedawno otwartego browaru, gdzie możemy spróbować 7 różnych piw w kieliszkach 50 ml. Całkiem niezłe. Jeszcze chwila spaceru po mieście i czas do hotelu.Wysyłasz skan paszportu. Wizę i bilet załatwiają w 3-4 dni.Gniazdo Tygrysa to najbardziej znane miejsce w Bhutanie i chyba najbardziej spektakularnie położony klasztor na świecie. Dorównywać mogą mu tylko greckie Meteory, ale tam z jednej strony można dojechać asfaltówką, a tutaj trzeba się wspinać. Ruszamy o 7 rano, jeszcze przed tłumami. Pionowa, czarna skała widoczna jest z daleka, a na niej, gdzieś na 3/4 wysokości widać już z dołu klasztor.
Zdjęcie na dużym zoomie:
2h wędrówka pod górę jest mordercza i szybko jestem cały mokry. Dodatkowo odczuwam jeszcze skutki przeziębienia i nie czuję się zbyt dobrze.
Po drodze można pokręcić młynek dla lepszego samopoczucia.
Jednak wolno krok po kroku dochodzę do punktu widokowego. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć.
Wow, nareszcie relacja o tym wspanialym i fascynujacym kraju!
:D Bhutanu nigdy nie jest dosyc, jak sie odwiedzi raz przychodzi ochota na wiecej i ciekaw jestem Twoich wrazen.
wysyłasz paszport i kasę i biuro wszystko załatwia. High season to taksa 250$, low season to 200$. Particulars Cost One Time Visa Processing Fee $40.00Minimum Daily Tariff $250.00 (x3)FIT Surcharge $40.00 (x3)Calcutta - Paro - Calcutta (Economy) $412.00Total Tour Price $ 1,322.00W cenę wliczone wszystko, więc jak pijesz tylko wodę to nie dołożysz ani grosza (oprócz napiwku).
cart napisał:wysyłasz paszport i kasę i biuro wszystko załatwia. High season to taksa 250$, low season to 200$. Particulars Cost One Time Visa Processing Fee $40.00Minimum Daily Tariff $250.00 (x3)FIT Surcharge $40.00 (x3)Calcutta - Paro - Calcutta (Economy) $412.00Total Tour Price $ 1,322.00W cenę wliczone wszystko, więc jak pijesz tylko wodę to nie dołożysz ani grosza (oprócz napiwku).A jak długo trwa załatwianie? Bo skoro wysyła się paszport, to trzeba już raczej być w Indiach?
BartiBarry napisał:Czekam na więcej! Swoją drogą, ciekawe jak tubylcy reagują tam na turystów.cart napisał:Nijak, olewają
:). Tak trochę to wygląda jakby żyli w swoim buddyjskim świecie.@cart sorry, ze troche dopisze z moich doswiadczen.Reaguja roznie, przewaznie uprzejmie i przyjaznie, ale z pewnym dystansem, dopoki sie ich bardziej nie pozna.
;) Niezwykle goscinny i solidarny narod, ktory potrafi sie nawet ostatnia miska ryzu podzielic. W zadnym innym kraju nie otrzymalem tyle prezentow co w Bhutanie.
:) Nawet w bardziej odleglych wioskach pozwola wejsc do domu, aby zwiedzic, nie oczekujac nic w zamian.Niekiedy widac skrajna biede i ma sie wrazenie, ze czas w sredniowieczu sie zatrzymal.Nie raz widzialem biednych rolnikow uprawiajacych ziemie plugiem z wolami.Bylem swiadkiem, jak jeden turysta z Niemiec, de facto zamozny czlowiek, ktory twierdzil ze ma wielkie gospodarstwo rolne i powazna ilosc krow, probowal dac banknot 10 Ng tak biednym ludziom, ze az sciskalo. Wytlumaczylem mu, ze to jest nic i prawdopodobnie 1 jajka nie kupia, ale nie chcial slyszec i probowal wcisnac na sile, gdyz odmawiali przyjac.Co ci Biedni, sympatyczni i dumni ludzie mogli sobie o tym turyscie w tym momencie pomyslec?
8-) BTW niektorzy uwazaja, ze turysci musza byc b. bogaci, skoro stac ich zaplacic stawke dzienna w wysokosci $250.
Przyszedł jednak wrzesień i podróż służbowa do Mumbaju. Nie byłem tam prawie rok i pomyślałem, że wykorzystam to na skok w bok. Bhutan wydawał się najciekawszą, ale i najdroższą opcją. Raz się jednak żyje. Wszystkie lokalne agencje oferują prywatne toury, więc po kontakcie z kilkoma wybrałem jedną, zapłaciłem za 4-dniowy tour z własnym przewodnikiem i kierowcą. Wszystko wliczone w cenę. Trochę dziwnie będę się czuł na takim w pełni zorganizowanym wyjeździe, ale zobaczymy.
Pierwsze 3 dni w Mumbaju spędziłem w komfortowych warunkach hotelu Hyatt. Zawsze mam tam zderzenie z pełnym przepychu zamkniętym ośrodkiem, a mega syfem na ulicach. To moja 15 wizyta w Indiach, więc już się przyzwyczaiłem.
O 7 rano miałem samolot do Kalkuty. Jet Airways nawet serwuje jakieś jedzenie na pokładzie. Mam 3h na przesiadkę (na osobnym bilecie), wypijam jeszcze kawę i rozpoczyna się boarding do Paro. Sen staje się rzeczywistością.
Muszę pokazać e-visę, plan podróży i dostaję kartę pokładową:
Na płycie stoi Royal Bhutan Airways. Okazuje się, że jest to prywatna linia lotnicza. Leci do Bangladeszu.
A ja wsiadam do ATR-42. Na pokładzie jest tylko 15 osób, z czego 3 białych.
Lot trwa 1:10h i w połowie czasu wlatujemy w góry:
Lądujemy w dolinie Paro:
Piechotą idziemy do terminalu. Od razu czuję się inaczej:
Szybka kontrola paszportowa i witamy w Bhutanie!!!wysyłasz paszport i kasę i biuro wszystko załatwia. High season to taksa 250$, low season to 200$.
Particulars Cost
One Time Visa Processing Fee $40.00
Minimum Daily Tariff $250.00 (x3)
FIT Surcharge $40.00 (x3)
Calcutta - Paro - Calcutta (Economy) $412.00
Total Tour Price $ 1,322.00
W cenę wliczone wszystko, więc jak pijesz tylko wodę to nie dołożysz ani grosza (oprócz napiwku).Odbiera mnie przewodnik wraz z kierowcą z mojego biura podróży. Dwóch młodych ludzi, obaj mają na imię Sonam. Kierownik biura, z którym negocjowałem to też Sonam. Musi to być bardzo popularne imię.
Na dzień dobry dostaję biały szal, jako tradycyjne powitanie bhutańskie. Pytają się mnie czy jestem głodny czy też mogę poczekać godzinę. Mówię, że mogę poczekać.
Mamy nowego SUVa Hyundai i jedziemy prosto do Thumphu. Stolica znajduje się 50 km od lotniska, a kręte i wąskie drogi powodują, że jedziemy prawie godzinę.
Zdjęcie po drodze:
Jedziemy najpierw do textile museum, ale jest zamknięte. Zaglądamy obok do miejsca, gdzie ciągle tkają materiały tradycyjnymi metodami i odwiedzamy market z ręcznymi wyrobami.
Zaglądamy także na pocztę, gdzie można zrobić znaczek z własną podobizną i wysłać pocztówkę. Jem późny lunch, gdzie zjadam sporo lokalnych smakołyków i przed 18 zostawiają mnie w moim hotelu umawiając się na 7 rano. Schodzę jeszcze na chwilę do miasta i oglądam Jigme Dorii Wangchuck, czyli święte miejsce, gdzie wpuszczają mnie na teren świątyni i każą przejść 3x dookoła niej.
Idę jeszcze na centralny plac:
Thimphu to taka większa wioska i wszystko jest blisko. Spaceruję przez godzinkę i wracam do hotelu o 19. Po 19 robi się ciemno, a ja padam ze zmęczenia.Nijak, olewają :). Tak trochę to wygląda jakby żyli w swoim buddyjskim świecie.Punkt 7 rano przyjeżdżają po mnie i najpierw jedziemy zobaczyć ogromny posąg siedzącego Buddy. Miejsce jeszcze jest wykańczane, ale sam Budda gotowy. Ma 52 metry i spogląda na dolinę Thimphu. Mój przewodnik mówi, że na czole ma wielki diament by dodać mu wartości. Całość finansowana była ze środków wielu krajów, gdzie praktykuje się buddyzm.
Następnie jedziemy w stronę doliny Punakha. Zatrzymujemy się na przełęczy na wysokości 3100 m npm, gdzie jest świątynia oraz 108 stup. 108 to szczęśliwa liczba w buddyźmie. Miejsce bardzo ładne i w zimie gdy jest przejrzyste powietrze to można podziwiać panoramę wschodnich Himalajów. My oczywiście szczęścia nie mamy.
Po łącznie 2.5h dojeżdżamy serpentynami do Punakhi. Jedzie się po tych drogach góra 40-50 kph.
Punakha to piekna dolina z polami ryżowymi i jest tutaj najwspanialsza twierdza Bhutanu, czyli Punakha Dzong. Zwiedzam ten kunszt buddyjskiego rzemiosła i spotykam Polaków :). Trochę niespodzianka. Turystów mało widać, więc tym bardziej... Przewodnik długo tłumaczy mi o tym miejscu i co zawiera się w każdej świątyni.
Czyż nie wygląda wspaniale? I ta sceneria...
Wstępujemy na tutejszy targ. Mam okazję pochodzić i podejrzeć miejscowych.
Po lunchu idziemy do Świątyni Płodności. Po drodze mijamy pola ryżowe. Gdzieniegdzie zaczynają się zbiory.
Męski fallus to oznaka płodności i szczęścia. Można sobie kupić takiego dildo ;-)
Świątynia płodności jest bardzo skromna, ale ma bardzo duże znaczenie dla całego kraju. Każdy kto chce mieć dzieci lub ma dzieci i chce by zdrowo dorastały to powinien to miejsce odwiedzić. Dostałem nawet błogosławieństwo.
I znowu idziemy przez pola.
Wracamy przez Thimphu i jedziemy do Paro. Długa i kręta droga powoduje, że może się zrobić po jakimś czasie niedobrze. Na szczęście nie jest tak źle. W Thimphu szef biura zaprasza mnie na kawę.
Za Thimphu zatrzymujemy się przy najstarszym moście w Bhutanie - tylko dla ludzi się nadaje i jest już tylko wystawą. Widoki obok jednak super.
Wszędzie są też flagi oznaczające siły natury. W Paro zaglądamy jeszcze do niedawno otwartego browaru, gdzie możemy spróbować 7 różnych piw w kieliszkach 50 ml. Całkiem niezłe. Jeszcze chwila spaceru po mieście i czas do hotelu.Wysyłasz skan paszportu. Wizę i bilet załatwiają w 3-4 dni.Gniazdo Tygrysa to najbardziej znane miejsce w Bhutanie i chyba najbardziej spektakularnie położony klasztor na świecie. Dorównywać mogą mu tylko greckie Meteory, ale tam z jednej strony można dojechać asfaltówką, a tutaj trzeba się wspinać. Ruszamy o 7 rano, jeszcze przed tłumami. Pionowa, czarna skała widoczna jest z daleka, a na niej, gdzieś na 3/4 wysokości widać już z dołu klasztor.
Zdjęcie na dużym zoomie:
2h wędrówka pod górę jest mordercza i szybko jestem cały mokry.
Dodatkowo odczuwam jeszcze skutki przeziębienia i nie czuję się zbyt dobrze.
Po drodze można pokręcić młynek dla lepszego samopoczucia.
Jednak wolno krok po kroku dochodzę do punktu widokowego. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć.