0
pabien 3 grudnia 2018 22:15
-- 03 Gru 2018 23:15 --

W zasadzie, patrząc na mapę nad nie pod lecz nad, bo rzecz będzie o podróży w obecnych, faktycznych granicach Ukrainy.

Nie wiem jak mi się uda sklecić tę relację, ponieważ z jednej strony był to mój tegoroczny wyjazd, który wspominam najlepiej, ale z drugiej strony do końca nie wiem dlaczego. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że dlatego, iż był to najdłuższy w tym roku wyjazd z obiema córkami, jednak muszę szczerze przyznać, że one nie są z tego wyjazdu aż tak zadowolone jak ja.
Może być też inny powód - ten wyjazd był zupełnie niezaplanowany, a jednak się udał i na dodatek część tego co zobaczyłem było dla mnie dużą niespodzianką.

Początkowy plan A zakładał kupienie biletów na jakiś czarter tam dokąd jest bliżej z Radomia. Plan B to wsiąść w samochód i pojechać w tym kierunku w którym jest bliżej z Radomia.

Plan A całkiem nie wypalił, ponieważ w drugiej dekadzie lipca ciekawych czarterów nie było. W realizacji planu B przeszkodziło mi połączenie niechęci do dalekich podróży służbową Fabią z faktem, iż trudno wynająć samochód, którym można jadąc na południe zahaczyć o jakąś Mołdawię czy Bośnię.

Efektem był plan C i możliwość zrobienia za rozsądną cenę (ok 300 zł na twarz RT z bagażem rejestrowanym) egzotycznej kreski LUZ - KHE równie egzotyczną linią lotniczą o nazwie Brawo Airways (nie polecam, ale chyba nawet już nie ma co polecać).

W Chersoniu byłem już przedtem i lubię go bardzo. Moim dzieciom za wyjątkiem oferty kulinarnej nie przypadł do gustu. W żaden sposób nie chciały dać się przekonać, że Hotel Fregat, dawny hotel Intouristu jest perełką architektury i dlatego musimy w nim spędzić choć jedną noc. Malownicze drzwi i okna tonące w zieleni też nie podobały im się tak bardzo jak mi.

Ale do Chersonia nie przyjechaliśmy po to by siedzieć w Chersoniu tylko jako punkt startowy do podróży na morie. W tym miejscu pojawiła się kwestia jak na to morie się zabrać i jak tam przemieszczać? Jeśli pojedziemy marszrutką (nad morze w szczycie sezonu) dzieci będą mogły potem o tym opowiadać, ale w trakcie ja będę słyszał, że ciasno, trzęsie, nie ma klimatyzacji i tym podobne - jakby jechały z koleżankami zupełnie by to im nie przeszkadzało, ale z tatą? Do podrózy marszrutką kusił jeszcze piękny dworzec autobusowy.

Dzięki znalezionej w internecie ofercie wypożyczalni Sibavto, jednak nie marszrutka była naszym środkiem komunikacji na najbliższe dni. Za jakieś pod 40 zł na dobę mieliśmy dla siebie Lanosa z klimatyzacją i limitem 600 km dziennie. Nie mogę powiedzieć, że jakoś szczególnie polubiłem ten samochód, ale na pewno jego wynajęcie okazało się dobrym rozwiązaniem. Dzięki temu odwiedzilismy nie jeden, ale 4 kurorty i nie tylko nad Morzem Czarnym lecz również nad Morzem Azowskim.
c.d.n

-- 03 Gru 2018 23:52 --

Ponieważ relacja bez zdjęć nie liczy się, poniżej kilka zdjęć z Chersonia. Oprócz hotelu Fregat i głównie czcionki riczmorwokzału nie ma na nich elementów modernistycznych, których w tym mieście można znaleźć całkiem sporo. Dokładniejszym zwiedzaniem miasta zajmowałem się w czasie późniejszego, wrześniowego wypadu.

Ale oprócz dobrej architektury w Chersoniu można znależć mnóstwo malwniczych widoczków na które składają się połączenie zieleni z elementami architektury, konstrukcje z blachy, cegły, stali i drewna, prace w różnych technikach, mała architektura oraz same ulice z domami poddanymi upływowi czasu. I oczywiście rzeka.

-- 04 Gru 2018 00:16 --

Niepodzielane przez moje dziewczyny zachwyty nad Chersoniem miały wkrótce ustąpić już wspólnym zachhwytom nad naszym kolejnym miejscem pobytu, którym był Skadowsk.
O tym kurorcie wiedziałem tylko tyle, że jest kurortem nadmorskim, a kawałek od niego znajdują się ukraińskie Malediwy (cokolwiek to miało znaczyć - chyba chodziło o piasek) czyli wyspa Dżaryłgacz.

Droga była przyzwoitej jakości, ciekawostką były wydmy, które zaczęły się kilkadzisiąt kilometów przed dojechaniem nad morze.

O morskich walorach Skadowska mogę powiedzieć tylko tyle, że były wielkim rozczarowaniem. Plaże betonowe, a morze ciepłe co prawda lecz pełne meduz, sądząc po tym jak wyglądały nogi części opalających się - chyba mocno nieprzyjemnych w dotyku.

Jeśli chodzi o kutortowe walory Skadowska, to również należy uznać, że są one specyficzne. Mi się podobało, ale ja lubię metalowe pręty, palmy i różne takie ozdoby. Szczególnie w połączeniu z bujną zielenią. Mieszkaliżmy w pensjonacie Jużnyj, który przypominał mi ośrodki kolonijne z przełomu lat 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku. Mieszkaliśmy jedną noc, ponieważ wspólnie uznaliśmy, że w kwestii atrakcji morskich Skadowsk nie jest tym czego oczekiwaliśmy, a niedaleko znajduje się leżąca nad otwartym morzem (znaczy nie zasłonięta przez Dżaryłgacz) miejscowość o obiecującej nazwie Lazurnyje. Co więcej z Lazurnego na Dżaryłgacz jest 50 m nie kilka kilometrów, więc planowaliśmy dostać się stamtąd na ukraińskie Malediwy.

Tymczasem kilka zdjęć ze Skadowska. Widoków na morze nie ma, bo naprawdę tam nie było nic ciekawego do fotografowania.

EDIT: nie wiedziałem, że zdjęcia się połączą poza tekstem. Teraz zdjęcia do tego z tytułem 1980 są ze Skadowska, kolejne z Chersonia - to tak dla porządku.A na dodatek oddaje faktyczną trasę wycieczki.Kolejny dzień pokazał jak dobrym pomysłem było wynajęcie samochodu. Zaczął się od podrózy do Lazurnego. Tam plaża była już prawilna. Przed wodą był piasek nie beton i w ogóle plaża była całkiem ładna. Co z tego jeśli meduz było tyle samo?
Piaskiem doszliśmy do miejsca skąd można dostać się na Dżaryłgacz. Mimo, że odległość jest niewielka, silny prąd i ryzyko kontaktów z meduzami sposodowały, że zrezygnowaliśmy z przeprawy. ponieważ nie było żadnych łódek, które usługowo wiozą na wyspę ukraińskich Malediwów nie zwiedziliśmy. Patrzyliśmy na nie z wysokości powiedzmy ukraińskiej Sri Lanki.

Widok na Malediwy.jpg



Lasurne.jpg


Ponieważ nie widzieliśmy perspektyw na skorzystanie z uroków morza musieliśmy podjąć decyzję co dalej. Jednym z pomysłów było pojechanie do Żelaznego Portu - w ten sposób zwiedzilibyśmy komplet kurortów obwodu chersońskiego. Nie mogliśmy liczyć na to, że meduz tam nie będzie. Nie spodziewalismy się również, iż zastaniemy urokliwe miasteczko z pięknymi plażami (pod tym względem pewnie Lazurne jest nie do pobicia). W rezultacie postanowiliśmy powtórzyć rozwiązanie z seszłego roku i poszukać bardzo słonej wody do kąpieli. Tak słonej, aby żadne nieprzyjemne stworzenia nie mogły w niej przetrwać. W okolicach Odessy taką możliwość dają Limany. Tam gdzie byliśmy są natomiast różowe jeziora (liczba mnoga, ponieważ ponoć jest ich kilka). Znalezienie takiego nie było wielkim wyzwaniem - trzeba było tylko wpisać hasło do google maps.

Trasy (nie)alternatywne.png


Jak widać na obrazku mapy jako jedną z propozycji podały trasę przez Krym. Nie dla nas. Ukraińcy by przejechali, ale wiąże się to z wyjmowaniem wszystkich bagaży na granicy i wyrzucaniem całej żywności.
Droga do różowego jeziora była poza ostatnim odciniem przyzwoitej jakości i całkiem malownicza - przez pola wzdłuż i w poprzek kanałów. Po dordze były ładne przystanki

folk przystanek.jpg


a w restauracji - jedynej na całej trasie z Lazurnego, bo to nie są jakoś szczególnie gęsto zamieszkałe regiony, towarzyszyli nam panowie w koszulkach różnego kroju lub bez koszulek.

W restoranie.jpg


Samo jezioro jest duże, znajduje się na granicy między Ukrainą a Krymem, dojeżdża się do niego utwardzoną drogą średniej jakości, ale nasz Lanos spokojnie i bez strachu o zawieszenie ją pokonał. Jezioro jest naprawdę rózowe, nawet bardziej niż na zdjęciach poniżej.

rózowe jezioro.jpg



to już Krym.jpg



Różowe.jpg


Pewnym wyzwaniem było znalezienie noclegów. Nad jeziorem można co najwyżej przespać się w namiocie lub samochodzie. Co ciekawe jest tam infrsastruktura turystyczna - płatna, oferowana przez firmę, która zajmuje się produkcją kosmetyków z tamtejszej soli i błota. Można wynająć daszek i korzystać z pryszniców ze słodką wodą. Można też kupić jedzenie i picie - na ciepło kukurydza i zupki chińskie.
Miejsc do spania należy szukać w pobliskiej miejscowości oddalonej o jakieś 3 km. Pani w sklepie służy jako informacja turystyczna.

Informacja turystyczna.jpg


My znaleźliśmy nocleg w drewnianym domku w całości wynajmowanym turystom ze sławojką i prysznicem poza domem, ale za to z banią. Jeszcze w zeszłym roku przekonywano mnie, że takie domy są powszechne na wsiach rosyjskich, na Ukrainie już nie występują. Ale nie ma co narzekać - dla dzieci to była jakaś atrakcja, choć z początku podchodziły do niej z rezerwą.
Nad różowym jeziorem było miło. Jednak ile czasu można spędzać na tarzaniu się w błocie i leżeniu słonej wodzie?
Osoby z którymi współdzieliliśmy domek polecały Henniczesk - miejscowość już nad morzem Azowskim. Postanowiliśmy dać mu szansę, zwłaszcza że obok Henniczewska zaczyna się mierzeja - kończąca już na Krymie o atrakcyjnie brzmiącej nazwie Arbacka Strzałka. Mapy pokazywały nam dojazd dwiema drogami. Jedną znacznie krótszą, drugą dłuższą. Zważywszy, że czas dojazdu był podobny, po zeszłorocznych doświadczeniach jazdy nie drogą przez Ukrainę. Postanowiłem pojechać dłuższą, która zresztą prowadziła przez kolejną lokalną atrakcję - Askanię Nową. Mieści się tam do końca nie wiem co - ogród botaniczny, ogród zoologiczny, ale chyba taki, gdzie można sobie pojechać na safari. Nie zwiedzaliśmy, bo akurat padał deszcz.
Sama droga była znośna, a po drodze kilka atrakcji jak nabity na pal samolot czy pomnik ku chwale meliorantów. I lubiane przeze mnie zestawy gaśnicze i przystanek też się znalazł.

szitowe.jpg



przystanek.jpg



na pal.jpg



chwała meliorantom.jpg


Henniczesk okazał się być całkiem fotogrniczny. Nie mam na myśli jakichś szczególnie pięknych widoczków lecz rzeczy, które przyciągają obiektyw. Oglądając lokalną twórczość naścienną dopiero tutaj zauważyłem, że dla Ukraińców II Wojna światowa zaczęła się w 1939r, nie jak w reszcie poradziecji w 1941. Plaża znów mocno taka sobie, natomiast przy niej oferta gastronomiczna obejmowała przepyszne czebureki.
Sam Henniczesk okazał się być w sam raz na jedno popołudnie. Kolejny etap podróży to Arbacka Strzałka, gdzie planowaliśmy zatrzymać się na kilka dni.Proszę bardzo
Monument Melioratoram
Obwód chersoński, Ukraina
https://goo.gl/maps/KXnLfzMdGxE2

A dzieci dopiero z czasem doceniają takie podróże. Jednak często slyszę, że powinienem je zabrać w jakiejś ładne miejsce, gdzie wszyscy jeżdżą. Uważam jednak, że od tego mają mamę. Ja chcę je w przyszłym roku zabrać nad Bałchasz i do Iranu.
Ale w turystycznych miejscach też z nimi bywam. Choćby 2 tygodnie wcześniej byłem ze starszą córką w Portugalii i Hiszpanii (młodsza była na obozie). Pierwotnie miała to być former FYROM, ale prognoza pogody była nieciekawa.
Również bylo fajnie, ale tam też oglądaliśmy dziwne miejsca typu przypominający sierp i młot pomnik szynki.Arbacka Striełka łączy ląd z Krymem. Gdzieś tam jest granica. Nie dojechaliśmy, ponieważ naszym celem było gorące źródło.
Droga na początku jest normalna, potem zmienia się w płyty betonowe, ale o dziwo dobrze spasowane, dalej kończy się beton i zaczyna piasek po którym komfortowo zaczyna się jeździć dopiero przy jakichś 90 km/h. Tak dojeżdża się do źródła. Miłe miejsce, tylko przy temperaturze na zewnątrz dochodzącej do 40 stopni gorąca woda nie kusiła specjalnie. Na zdjęciu widać również stół do masarzu wodnego.

gorące źródło.jpg



to tu.png



Na Striełce znajdują się liczne ośrodki - nowsze i starsze, większe i mniejsze brzydsze i ładniejsze. Mnie dziewczyny namówiły na ośrodek Express, raczej z tych wypasionych. Mieszkaliśmy w Kotedżu, a w zasadzie w jego dolnej połowie - dużym z tarasem i kosztowało nas to mnóstwo pieniędzy. Chyba ze 100 dolarów za noc, ale z wyżywieniem.

kottedża.jpg


Morze tak jak i w innych miejscach nie nadawało się do użycia, choć sama plaża była zupełnie OK. Nie taka jak na ukraińskiej Sri Lance, ale piasek był w porządku. Zaletą Expressu był spory basen, w kótrym jak można się domyślić żadnych meduz szczęśliwie nie było. Spędziliśmy tam jakiś czas nie robiąc nic szczególnego. Nawet nie chciało nam się iść na drugą, jeziorową stronę Striełki - byliśmy tam jedynie w trakcie wizyty przy gorącym źródle. Muszę tam kiedyś wrócić, bowiem poza ośrodkiem można było zobaczyć bądź kupić rzeczy ciekawe.

kozackafantazja.jpg



wybór alkoholi.jpg


Trochę wynudzeni pobytem w ośrodku (prawie) All Innclusive postanowiliśmy poszukać kolejnych atrakcji, ale mieliśmy problem z podjęciem decyzyji. wrezultacie zdecydowaliśmy się na udanie w drogę powrotną do Chersonia z postojem w leżącej przy tamie na Dnieprze Novej Kachovki. Powodem takiego wyboru był hotel, położony nad samą rzeką i wyglądający na taki z przyzwoitszych. Ale po drodze była droga, a przy niej ponownie pomnik Meliorantów oraz kolejne przystanki.

Przystanek.jpg



detal.jpg


Cruising Lanosem po niezbyt uczęszczanej drodze będącej tylko czasami w złym stanie był całkiem miły, szczególnie zważywszy, iż na końcu drogi czekał taras, fotel i widok na Dniepr.

odpoczyneczek.jpg

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

don-bartoss 3 grudnia 2018 23:19 Odpowiedz
Tytuł to niezły clickbait ;)
pabien 3 grudnia 2018 23:22 Odpowiedz
A na dodatek oddaje faktyczną trasę wycieczki.
greg1291 4 grudnia 2018 00:15 Odpowiedz
Myślę, że tytuł " Lanosem na Krym" byłby bardziej chwytliwy :)
wtak 4 grudnia 2018 09:11 Odpowiedz
Chwała meliorantom jest rewelacyjna.Wrzuć proszę link z google, gdzie to :)
pabien 4 grudnia 2018 09:56 Odpowiedz
Proszę bardzoMonument MelioratoramObwód chersoński, Ukrainahttps://goo.gl/maps/KXnLfzMdGxE2A dzieci dopiero z czasem doceniają takie podróże. Jednak często slyszę, że powinienem je zabrać w jakiejś ładne miejsce, gdzie wszyscy jeżdżą. Uważam jednak, że od tego mają mamę. Ja chcę je w przyszłym roku zabrać nad Bałchasz i do Iranu.Ale w turystycznych miejscach też z nimi bywam. Choćby 2 tygodnie wcześniej byłem ze starszą córką w Portugalii i Hiszpanii (młodsza była na obozie). Pierwotnie miała to być former FYROM, ale prognoza pogody była nieciekawa.Również bylo fajnie, ale tam też oglądaliśmy dziwne miejsca typu przypominający sierp i młot pomnik szynki (wrzucę jak będę przy kompie).
wtak 4 grudnia 2018 23:15 Odpowiedz
Chwała meliorantów ;)Jeśli możesz, wrzuć parę cen. Lot miałeś Lublin-Chersoń? A za "skolko dzjenieg" ?
pabien 5 grudnia 2018 08:02 Odpowiedz
Sprawdziłem wyciąg z karty. Nie był to jakoś szczególnie tani wyjazd, ale byliśmy we trójkę i raczej nie oszczędzaliśmy. Z przelotem wszystko nas kosztowało trochę ponad 4k, może 4699 wliczając dojazd Warszawa - LUZ RT i 2 noclegi w Hamptonie. Wyjazd trwał 11 dni w tym 9 na Ukrainie.Bilety do Chersonia, kupowane 2 dni przed wylotem kosztowały 328 zł/os RT z bagażem rejestrowanym.Samochód kosztował ok 500 zł/9 dni z dopłatą za oddanie na lotnisku i opłatą za sprzątanie, czyli trochę więcej niż pisałem. Kaucja 200 EUR płatna kartą lub gotówką.Noclegi od 70 zł do 360 zł (ten ostatni z wyżywieniem). W Nowej Kachovce za Hotel Premier coś tam płaciliśmy 188 zł/noc że śniadaniem. Hotel Fregat w Chersoniu 126 zl Bilard od 15 do 27 zł/h. Jedzenie od kilkunastu do dużych kilkudziesięciu zł za posiłek.el sueño de la razon produce monstruos