0
szajbek 3 lutego 2019 22:06
Słowem wstępu
Dziś jest ten dzień, jeden z trudniejszych dni w życiu każdego mężczyzny – umieram z przeziębienia. Na zewnątrz mróz, śnieg i plucha, a ja stojąc praktycznie jedną nogą w grobie, staram się przetrwać ten straszny czas, wracając myślami do naszego wyjazdu…

Zachodnia część Stanów Zjednoczonych, choć relacji na forum jest multum, dorzucę także swoją. Dobrych wspomnień, szczególnie w chłodne dni, nigdy za wiele.

Praktycznie cała podróż minęła nam na pełnym farcie, rzeczy, które podobno miały być nie do zrobienia, udawało nam się ogarnąć zupełnie bezstresowo. Nawet otrzymanie wizy, było jakieś inne, zupełnie na luzie. Odchodząc od okienka, zastanawialiśmy się „To naprawdę już?”.

Nie marzyłem o wyjeździe do Stanów, szczerze mówiąc, nigdy w sposób szczególny o nich nie myślałem. Siedząc razem z moją P. na jakiejś uroczystości, znajomi rzucili „a może polecielibyśmy do USA?”, zupełnie nieświadomi dalszego rozwoju przypadków, wzruszyliśmy ramionami i powiedzieliśmy „czemu nie?”.

Dzień 0 – 27.08.18 (WAW-LAX, dojazd do Doliny Śmierci)
Od tamtej rozmowy miął niecały rok. Dzisiejszy lot, dla całej naszej czwórki, jest pierwszym długodystansowym. Dla kontrastu wobec tu piszących, nie kupiliśmy biletów za bezcen – choć w noworocznej promocji LOTu, zapłaciliśmy za nie 2500zł od osoby.

Przyznaję się bez bicia, byłem lekko stremowany 12h lotem, ale żona zadbała o mnie…

Image


Co do samego lotu i dreamlinera, system rozrywki bardzo fajny, na bieżąco mamy podgląd gdzie jesteśmy, filmy nowe, tetris rozwala system (wpadłem do top10!). 2x posiłek, dostępne darmowe przekąski, w cenie biletu także alkohole. Jeśli ktoś chciał rozprostować kości, stewki nie wyrzucały nikogo z tylnej części samolotu.


Image

Image

Zgodnie z zaleceniami z internetów, buchnęliśmy koc (ktoś na forum wspominał, że się przyda – potwierdzam) i pędem ruszyliśmy na odprawę. Poszło dość sprawnie i byliśmy w darmowym busie do wypożyczalni.

Lekka dygresja, wypożyczalnie w Stanach są genialne! Czułem się jak dziecko w sklepie z zabawkami, wchodzisz do każdego, bierzesz ze swojej kategorii, który Ci się podoba. Nam przypadł do gustu Dodge Caravan z przebiegiem 700km. Samochód jest świetny, opiszę go dokładnie trochę później, gdy udamy się w trasę do Yellowstone.

Z WAW wylatywaliśmy coś po 17, na miejscu byliśmy ok. 20 tego samego dnia. Przed 23 wyjeżdżaliśmy samochodem z wypożyczalni, po drodze Walmart, zapas 100 butelek wody, jakieś przekąski i ok. północy ruszyliśmy do Doliny Śmierci. Przed 5 byliśmy na miejscu, przespaliśmy się chwilę przy punkcie widokowym Father Crowley Overlook. Miejscówka genialna na krótką drzemkę, a samo podziwianie nieba, gdy dookoła nie ma nawet jednej latarni również robi wrażenie. Po 7 powoli zaczynali zjeżdżać się turyści, więc i my ruszyliśmy przed siebie.


DZIEŃ 1 – 28.08.18 (Dolina Śmierci + Las Vegas)
Pobudka przy Father Crowley Overlook:

Image


Kierujemy się na Mesquite Flat Dunes, mijając po drodze malutkie Visitor Center. Robimy krótkiego stopa, żeby poradzić się Rengersów, czy nasz Dodge ogarnie drogę na Titus Canyon. Rengers, dokładnie taki sam, jak w bajkach o misiu Yogim, informuje, że trasa jest zamknięta. Przy VC jest stacja paliw, wszyscy straszą o cenach rzędu 5$, my tankowaliśmy za lekko ponad 3$, także bez spiny.

Dojeżdżamy na parking przy Mesquite Flat Dunes, chociaż jest rano, już czuć temperaturę. Decydujemy się przejść kawałkiem po pustyni. Nogi grzęzną w gorącym piasku, żar leje się z nieba, ale każdy brnie twardo przed siebie.


Image


Kolejny punkt to Furnance Creek. Nie ma tutaj nic szczególnego do zobaczenia, malutkie muzeum, niedaleko pole do golfa (wyglądało to trochę surrealistycznie po wyjściu z pustyni). Główna zaleta to klimatyzowany budynek i normalna łazienka. Dobre miejsce na krótki przystanek w podróży i kupienie pamiątek z DV.


Image

Image


W Badwater Basin spotkaliśmy wędrującego bez podkoszulki sympatyka poparzeń III stopnia, ze spalonymi od słońca plecami. Jeśli chcecie się tu przejść warto wziąć ze sobą okulary przeciwsłoneczne, biel soli i ostre słońce powodują, że dość ciężko tu wytrzymać bez ochrony oczu. Kremy przeciwsłoneczny to podstawa, w PL znaleźliśmy max z filtrem 50, jeśli ktoś ma bardzo jasną karnację w Walmarcie spokojnie są dostępne 100. Przejście tej drogi zajmuje ok. 20-30 min w jedną stronę.


Image

Image

Image


Dalej pojechaliśmy na Devil’s Golf Course.


Image


Zupełnym „must see” w DV jest Artist’s Palette. Wspaniałe kolorowe skały oszałamiały swoim wyglądem. Co chwile musieliśmy się zatrzymywać żeby zrobić zdjęcie.


Image

Image

Image

Image

Image


W wielu przewodnikach naczytałem się, że koniecznie trzeba wyłączać klimatyzację w drodze przez DV, bo przegrzewa się samochód. Moim zdaniem lekka bzdura, samochód śmigał normalnie przez cały czas, może jest to kwestia koloru (biały?), a może inni panikują, nie wiem. ALE! Nie pamiętam już za bardzo w jakim miejscu to się stało, ale będąc w środku DV samochód miał ogromne problemy z podjazdem pod górę. Czuć było radykalny spadek mocy. Wciskanie gazu do dechy czy lekkie pulsowanie nim, nic nie dawało. Samochód z ok. 50 mil/h stracił prędkość do 20 i słychać było, że zaraz zgaśnie nam silnik. W ostatniej chwili zorientowałem się, że mamy włączony system ECO, po wyłączeniu go samochód zachowywał się już normalnie. W żadnej relacji o tym nie przeczytałem, a moim zdaniem ten tryb, może być bardziej niebezpieczny niż sama klima. Polecam wyłączać, nie zmniejsza spalania, a niepotrzebnie może zwiększyć adrenalinę.


Zabriskie Point:

Image

Image

Image


Ostatnim punkt w DV to Dantes View


Image


Ktoś wspominał, że warto kupić przenośną lodówkę. Moim zdaniem niepotrzebny wydatek. Chowając wodę gdzieś głęboko w bagażniku, była zupełnie zdatna i przyjemna do picia. Można też spokojnie znaleźć miejsce w samochodzie, gdzie klima będzie chłodzić nam wodę (miejsca na butelki za drugim rzędem siedzeń).


Z DV ruszyliśmy na Las Vegas, zameldowaliśmy się w hotelu i padliśmy na trzy godziny. Jakoś przed północą ruszyliśmy na miasto. Czy warto je zobaczyć? Zdecydowanie. Czy zostać tu na dłużej? Absolutnie nie. Parę godzin wystarczy, aby zobaczyć możliwie najważniejsze rzeczy. Co ciekawe, im dłużej się tu szwędaliśmy, tym bardziej nabraliśmy przekonania, że miasto pachnie cukrem, czuć było go dosłownie wszędzie.


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Kiedy dawałem mój plan do oceny, @monroe napisał w odniesieniu do tego dnia, że jeśli go wykonamy, powinniśmy ruszać na K2 zimą bez przygotowania. Mieliśmy ruszyć w tym roku, ale moje przeziębienie się strasznie ciągnie, więc chyba odpuścimy :DKrótki off-top, nie będę zaśmiecał własnej relacji.

Rzetelność informacji podanych przez kolegę jest na poziomie paska z TVP info. Wyjaśnijmy parę kwestii:
1) 50ml whisky, na dwie osoby, 16 godzin przed wejściem do samochodu, z pewnością ma ogromny wpływ na organizm dorosłego faceta.
2) Zmęczenie w klasie ekonomicznej? Osobiście bardziej zmęczyła mnie podróż ryanem do Sevilli niż LOTem do LAX. Mieliśmy naprawdę komfortowe warunki. Podkreślałem to w relacji, zrobię to jeszcze raz tutaj, przelot był dla nas wszystkich naprawdę wygodny, każdy kto obawia się lotu, a podróż będzie odbywał w naszych polskich dreamlinerach, może mieć spokojną głowę.
3) Żadne z nas nie miało żadnych dolegliwości/nieprzyjemności związanych ze zmianą stref czasowych. Nie każdy reaguje tak samo.

Mam wrażenie, że niektórzy nie są w stanie zaakceptować obiektywnych różnic między organizmami poszczególnych osób. Za punk honoru stawiają sobie udowodnienie, że jeśli on by nie dał rady tego zrobić/było by to dla niego niebezpieczne (lub dla osób z jego otoczenia) to przy innych musi być tak samo. Jeszcze w tym tygodniu ktoś wrzucał plan do oceny, niemożliwy do zrealizowania, który jak się okazało, już był zrealizowany bez większych problemów przez innych użytkowników.

Przy okazji zawodów sportowych w których uczestniczę, wystawiałem swój organizm na wiele prób i dokładnie wiem, gdzie są granice mojej wytrzymałości. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że dla nas, nasz plan był całkowicie optymalny. Nie uważam, aby o kwestiach tak subiektywnych, mógł decydować zupełnie nieznający nas człowiek za ekranem komputera.

„inaczej nawet nie pamietałbym, że to Ty” – nawet nie chcę się do tego odnosić, tekst co najmniej nieprzyjemny.

Miałem nie reagować w żaden sposób na te wiadomości, ale trochę mnie to dotknęło, bo przez nadinterpretację pasującą do schematu myślenia kolegi, poczułem się przedstawiony jako kierowca alkoholik.

Dla mnie off-top definitywnie się zakończył, zapraszam na dalszą część relacji :-)



DZIEŃ 2 – 29.08.2018 (Las Vegas + Zapora Hoovera + Route 66)
Nocowaliśmy w hotelu Hooters, za 4 osoby + śniadanie + gifty na kasyno zapłaciliśmy 100 dolców. Śniadanie pyszne, kawa obłędna. Zwiedzanie LV mieliśmy już za sobą, ale być w krainie rozpusty i nie przep… uścić kilku dolców w kasynie to grzech. Zaszaleliśmy i puściliśmy z dymem piątaka. Zawsze miałem ten filmowy obraz w głowie, że wrzucam żeton, a jak wygram to maszyna wypluwa moniaki. W rzeczywistości trzeba zarejestrować kartę, wpłacić na nią środki i dopiero z nią możemy grać. Wszelkie wygrane zapisywane są również na niej. Tak czy inaczej, straciliśmy kasę i z tym optymistycznym akcentem opuściliśmy hotel. Mieliśmy zaliczyć jeszcze Valley of Fire, ale nie wyrobilibyśmy się czasowo (zabalowaliśmy z dwie godziny), pojechaliśmy więc od razu do Zapory Hoovera.


Image

Image

Image

Image

Image


Próbujemy naszych sił z eksperymentem z wodą, ale nie umiemy w doświadczenia. Wszelkie próby uchwycenia na zdjęciu wody „wylewanej do góry” nie wyszły. Woda rozbryzgiwała się, albo po prostu spadała.

PS Gdyby ktoś się przegrzał z wrażenia jaką robi Zapora, można się odświeżyć przy „cooling station”, ogromny klimatyzator/wiatrak był mocno oblegany przez wszystkich turystów. Po wyjściu z piętrowego parkingu, znajduje się tuż przy zaporze, po lewej stronie.

Po drodze wjeżdżamy na most, żeby uchwycić zaporę z dalszej perspektywy. Wejście na most łatwe, miłe i przyjemne. Są nawet podjazdy dla niepełnosprawnych.


Image


Droga 66 nie robi na nas większego wrażenia, jedziemy odcinkiem od Kingman do Seligman. Rzadko widujemy motocyklistów, nie wiem czym jest to spowodowane, ale w moich wyobrażeniach powinno być ich mnóstwo w Stanach. W trakcie przejazdu trasą, spotykamy tylko jedną grupę.


Image


W Ameryce wszystko musi być duże - naliczyliśmy 105 wagonów


Image


Jedyną atrakcją na trasie jest sklep, często wspominany na forum. Tak, ten z polskim akcentem. Ceny w sklepie są lekko zawyżone w stosunku do tych z miast, ale tylko tutaj można znaleźć zajebiaszczy, metalowy brelok z napisem Route 66 pordzewiały w paru miejscach. Wygląda bosko. Kupiliśmy tylko jeden i żałujemy, że tak mało. Szukaliśmy podobnego do końca wyjazdu, ale nie wyszło, były same plastiki.


Image

Image


Dziś nocujemy w Valle (Grand Canyon Inn and Motel). Po przyjeździe dostajemy darmowy upgrade, ale nie bardzo jest się kiedy nim nacieszyć, mamy tylko kilka godzin na sen i znowu w trasę. Wiem, że większość planuje swój nocleg w Williams, ale nam zależy na możliwie szybkim dostaniu się do Kanionu. Planujemy zobaczyć wschód słońca nad Kanionem.

PS W Valle nic nie ma, nawet o restauracje ciężko. Nam to bez różnicy, byliśmy tam późnym wieczorem, ale jak ktoś chce połazić po miasteczku, to raczej nie tutaj. Warto pamiętać, że przy Kanionie zmienia się strefa czasowa z -9 na -8, żeby w motelu się nie zdziwić i nie odbić od zamkniętej recepcji.DZIEŃ 3 – 30.08.2018 (Wielki Kanion)
Wstaliśmy coś koło 4. Z Valle mieliśmy stosunkowo blisko (ok. 30min), zaparkowaliśmy się przy Grand Canyon VC, ale bladego pojęcia nie mieliśmy jak blisko Kanionu jesteśmy. Duża grupa osób stała na przystanku czekając na busa, z rozmowy wynikało, że wszyscy przyjechali zobaczyć wschód. Bus nie odjeżdżał, grupa robiła się coraz większa, a powoli zaczynało świtać. Przyznaje się bez bicia, nie wszystko było dokładnie zaplanowane. Mieliśmy coś na kształt planu, jego zarysy, ale dość dużo rzeczy działo się na bieżąco. Po krótkiej rozmowie z panią prowadzącą busa, dowiedzieliśmy się, że jesteśmy 3 minuty pieszo od najbliższego punktu widokowego, do którego ona będzie odjeżdżać dopiero za kilkanaście minut (a do tego busa wszyscy stali). Zaliczyliśmy z rana niezły sprint, ale opłacało się.


Image

Image


Później dojechaliśmy busem do przystanku łączącego linie niebieską oraz czerwoną i przeszliśmy na pieszo prawie całą drogę do Hermits Rest. Moim zdaniem, jeden z największych błędów przy ogarnianiu tych punktów widokowych to przejazd busem. Szlak pomiędzy poszczególnymi punktami jest łatwy i przyjemny, w wielu miejscach są ławeczki z widokiem na kanion, co ciekawe bardzo mało osób decydowało się na ten sposób zwiedzania. Warto ze sobą wziąć dużo wody, zdecydowaliśmy się odpuścić przez końcem, właśnie ze względu na brak picia.


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Jeśli gdzieś po drodze, z pozoru bez żadnej większej przyczyny, zatrzymuje się kilka- lub kilkanaście samochodów, to znaczy, że jest zwierzak.


Image


Ogromny i piękny! To chyba jest jeleń kanadyjski, ale głowy sobie uciąć nie dam. Krótka dygresja, jak głupim trzeba być, aby podchodzić do dzikiego zwierzaka na odległość pół metra i robić sobie przy nim selfie? Jeleń był cierpliwy, ale do czasu. Kiedy piętnaste selfi nadal nie było takie jak powinno, jeleń sunął lekko do pary kucającej tuż przy nim, ale chyba bardziej z zamiarem przestraszenia, aniżeli zrobienia jakiejś krzywdy. Nikomu nic się nie stało, ale dopiero po tym ludzie się trochę otrząsnęli i zaczęli trzymać dystans.

No i ostatni punkt na dziś



Dodaj Komentarz

Komentarze (15)

monroe 4 lutego 2019 22:20 Odpowiedz
Cóż, skoro wywołałeś mnie do tablicy... (inaczej nawet nie pamietałbym, że to Ty)Nie wiem czy jest się czym chwalić - po 12h locie w ekonomicznej (alkohol też był przy okazji co pokazujesz na zdjeciach) zmianie czasu (różnica względem PL), Wy jeszcze prowadziliście 6h samochód w nocy. Owszem, można - tak jak Ci zresztą pisałem. Można też zrobić wiele innych mało bezpiecznych dla siebie i innych rzeczy ale nie wiem czy to aby na pewno powód do dumy? ;)
88309 4 lutego 2019 23:58 Odpowiedz
A skąd wiesz czy nie przespał 3/4 lotu i nie był zmęczony? My po locie do San Francisco też w ogóle nie odczuwaliśmy zmęczenia i poszliśmy na parogodzinny spacer. Każdy organizm inaczej reaguje na zmiany stref czasowych.
monroe 5 lutego 2019 02:14 Odpowiedz
Ciężko mi uwierzyć w to, że byli wypoczęci po 12h lotu startując o 17:00 z WAW i przylatujac do LAX o 5 rano warszawskiego czasu. Zwłaszcza, że lot był w ekonomicznej a nie w C. Do tego alkohol na pokładzie.Do tego się odnosiłem. Poza tym spacer po 12h lotu a jazda samochodem 6h w nocy to też nie to samo.A to że sam po takim locie nie odczuwałeś zmęczenia to stosunkowo normalne przez pierwsze godziny po wylądowaniu. Jednak nie znaczy to, że zmęczony w rzeczywistości nie byłeś. Biologii nie oszukasz nawet Ty ;)
88309 5 lutego 2019 07:58 Odpowiedz
Myślę po prostu, że każdy jest na tyle odpowiedzialny i na tyle zna swój organizm, że stwierdzili - "damy radę!". Pewnie też zadziałały emocje z powodu podróży :-)
marcinsss 8 lutego 2019 01:29 Odpowiedz
O matko, ale intensywnie. :)Ale niektóre momenty to jakbym się cofnął w czasie. Te same miejsca, wydarzenia, wrażenia... (Vegas, R66, jelenie). W dodatku byliśmy niemal w tym samym czasie.No i zdjęcia... ŚWIETNE! Oczywiście oprócz tych, robionych pralką. :lol: Ale że Wam się chciało pralkę ze sobą tachać...Zupełnie nie znam Waszego planu i nie będę teraz szukał, zatem z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. :)
88309 10 lutego 2019 18:14 Odpowiedz
Zawsze z zaciekawieniem i sentymentem czytam relacje z zachodu USA. To była moja i żony pierwsza tak daleka wyprawa i spełnieniem marzeń o road tripie :) Czekam na dalsze części :)
88309 10 lutego 2019 20:06 Odpowiedz
A cóż to za spięcie na parkingu? Szkoda, że Angels Landing było zamknięte - z jakiego powodu? Wiesz może?My też jak jechaliśmy po zmroku w stronę Bryce to też jedna sarna stała praktycznie na linii oddzielającej pobocze od pasa ruchu. Lekki stresik po tym był...A Demolition Derby to fajne przeżycie :)P.S Zgadzam się - fajnie rozpocząć samodzielne planowanie od bezproblemowo turystycznie miejsc. Zachodnie wybrzeże USA można zaliczyć do takich miejsc.
mixsa 10 lutego 2019 20:21 Odpowiedz
Angles Landing było zamknięte z powodu zniszczeń po mega burzy która nawiedziła Zion latem. Byłam w połowie września i mieli otworzyć za kilka dni, dlatego my wybraliśmy Observation Point :)Super relacja - czekam na więcej :)
rmk 10 lutego 2019 20:58 Odpowiedz
Dobrze się czyta, jeszcze lepiej ogląda. Czekam na więcej :)
olcia 10 lutego 2019 21:24 Odpowiedz
na prawdę świetnie się czyta, czekam na cd:)
zjadacz 4 maja 2019 05:08 Odpowiedz
Co z dalszą częścią relacji ? ;)
froggy89 14 maja 2019 11:41 Odpowiedz
Swietna relacja :) dziel sie wiecej wlasnymi spostrzezeniami i wrazeniami prosze :)Gdzie wypozyczales auto i jaka to klasa?
farmer 16 maja 2019 21:59 Odpowiedz
@szajbek świetna relacja i zdjęcia! dawaj dalej! Niezła lektura przed moim podbojem Zachodu USA we wrześniu :)
bubu69 30 maja 2019 14:57 Odpowiedz
Super relacja, bardzo fajnie, przystępnie napisana, a do tego PRZEPIĘKNE zdjęcia :)!Świetnie, że udało się Wam pojechać do Yellowstone, tak pozytywnie zazdroszczę :), te żubry to coś wspaniałego :), nie wspominając oczywiście o gejzerach, mgle i czającej się Samanthcie hehehe :). Ale krajobraz wygląda bajkowo, chyba jako jedni z nielicznych odbiliście do tego parku z typowego road tripa po zachodzie. Gdybym miała więcej czasu wtedy, to też byśmy nie odpuścili, zwłaszcza że jesteśmy Yogi i Bubu :), więc chyba musimy to jednak nadrobić, a Twoje zdjęcia mnie dodatkowo zmotywowały (na razie tylko w myśleniu, ale kto wie za jakiś czas ;)). Czekam na ciąg dalszy!!! Fajnie jest wrócić wspomnieniami w te okolice, więc do roboty :P
marco-manno 23 czerwca 2019 14:06 Odpowiedz
Super sie czyta! Chyba zainspiruje się ta relacja we wrzesniu :) Cos jeszcze bedzie? Wstawisz podliczenie kosztow ?