0
Wykus 8 marca 2019 12:39
Może się tym razem uda napisać całą relacje. Ostatnio mnie jakoś natchnienie opuściło, uznałem, że w Tajlandii i ZEA było tak wiele osób, że takich relacji nikt już nie czyta. Ale może teraz będzie inaczej, dopingowanie mile widziane:)

Tytuł relacji wytłumaczę trochę później.

Nasze wyjazdy uzależnione są od wakacji szkolnych, ponieważ podróżujemy aktualnie z jedenastoletnią córką, która tak się wciągnęła w wyjazdy z plecakiem, zwiedzanie, zmiany hoteli itp., że opcja All inclusive spotyka się z jej słowami „NIE MA MOWY”. Jak coś zaczynam planować to tylko pytanie ile razy lecimy, gdzie, ile razy zmieniamy hotele. Już nie wiem co z niej wyrośnie
Podróż na przełomie lipca i sierpnia 2018 roku. Szukanie biletów, kombinacji przelotów, destynacji tak aby pogoda była w miarę ok i tym sposobem w styczniu jesteśmy w posiadaniu biletów. Ponownie wylot z Budapesztu bo najtaniej liniami Emirates.

Krótki plan:
25.07 wyjazd do Budapesztu samochodem, zwiedzanie miasta Szentendre i Budapesztu oraz nocleg
26.07 zostawiamy samochód na parkingu i wylot do Kuala Lumpur przez Dubaj
27.07 do 29.07 Kuala Lumpur
29.07 wylot na Bali
30.07 do 04.08 pobyt na Bali
04.08 do 09.08 Lombok
09.08 przelot przez Kuala Lumpur do Singapuru
10.08 do 13.08 wylot z Singapuru przez Dubaj do Budapesztu i powrót samochodem do domu

Zaczynamy na spokojnie, dojeżdżamy do Szentendre i zwiedzamy urokliwe miasteczko nazywane najbardziej śródziemnomorskim w tej części Europy. Mało ludzi, spokojnie, samochód zostawiamy zaraz obok starej części miasta.








Po południu przenosimy się kilka kilometrów do Budapesztu, meldujemy się w kameralnym hoteliku z darmowym parkingiem i ruszamy na Budapeszt.









Rano wstajemy wyspani i gotowi do lotu. W ubiegłym roku mieliśmy 12 godzinne oczekiwanie na następny lot, ale tym razem tylko około 5 godziny postoju w Dubaju połączonego z zakupami i po raz kolejny mój ulubiony samolot A380. Wylot z Budapesztu o czasie, na parkingu bez komplikacji zostawiamy samochód i zostajemy przewiezieni na lotnisko. W samolocie komplet obsługa jak na w ubiegłym roku, jednak zauważam, że oszczędności się zaczynają i napoje już nie są podawane w puszkach tylko nalewane przez obsługę z butelek. Lot spokojny z super widokami przed lądowaniem.







Po lądowaniu samolot parkuje na płycie i do terminalu jedziemy bez żadnych postojów aż 35 minut, ale dla maniaka samolotów widoki bezcenne:)







W Dubaju małe zakupy z procentami w tle:), czas szybko zleciał i zaczyna się boarding na pokład samolotu do Kuala Lumpur. Ponownie cały samolot wypełniony, udało mi się zarezerwować miejsca z przodu. Samolot nowiutki, szybko się zapełnił i o czasie ruszamy do Malezji. Podczas lotu żona z córką śpią, ja oglądam to co jest w języku polskim i o czasie zaczynamy podchodzić do lądowania z widokami na pola palmowe.





Załatwiamy procedury wjazdowe na lotnisku i jako wyjazd budżetowy nie decydujemy się na szybką kolejek do centrum miasta a wybieramy autobus do dworca w Kuala Lumpur. Na dworcu przesiadamy się na kolejkę i dojeżdżamy na przystanek z którego mamy kilkaset metrów do hotelu. Meldujemy się, szybkie zapoznanie się z hotelem, ogarniamy się po podróży i już piechotą, wieczorkiem idziemy posmakować miasta. Chodzimy bez konkretnego celu, gdzie nas nogi poniosą. W końcu czuje, że jestem w Azji i ten charakterystyczny zapach…:)















Następny dzień już zaplanowany. Rano śniadanko i ruszamy do jednej z większych atrakcji Kuala Lumpur - Jaskinie Batu. Planujemy tam dojechać kolejką, ale wcześniej przeczytałem, że linia kolejowa jest w remoncie i część trasy pokonuje się autobusem. Docieramy na główny dworzec w Kuala Lumpur, kupujemy bilety i jedziemy na początku autobusem a potem pociągiem. Całość zabiera nam około godzinki.





Na miejscu dosyć dużo turystów, pielgrzymów ale wszystko z umiarem jak na takie miejsce. Natomiast to co odczułem dotkliwie to wilgotność, zwłaszcza jak wyszedłem po tych 272 stopniach do głównej jaskini.













Wracamy także pociągiem, jednak zatrzymujemy się na wcześniejszej stacji i tam wysiadamy, aby piechotą pozwiedzać miasto. Trafiamy na różnego rodzaju świątynie, obserwujemy mieszkańców, wchodzimy w rzadziej uczęszczane uliczki. Bez pośpiechu, bez nastawienia, że coś musimy zaliczyć, zobaczyć.









Bar w którym jedliśmy obiad - interes rodzinny: kelner który zbierał zamówienie maksymalnie lat 8, kelner który przyniósł nam jedzenie - tak na oko grubo ponad 80 lat. Ale jedzenie rewelacja.









Jamek Mosque i okolice











Sultan Abdul Samad Building





Późnym popołudniem wracamy do hotelu trochę odpocząć, ponieważ na wieczór planujemy zobaczyć budynek z którego najbardziej znane jest miasto i miejsce nagrywania scen filmu z 1999 roku „Osaczeni”. Przy okazji chcemy zobaczyć pokaz fontann oraz pospacerować po KLCC Park.
Ponownie ruszamy na piechotę ale już tempem spacerowym.

















Wracamy w nocy zmęczeni. Jutro przed południem chwila odpoczynku przed kolejnym etapem podróży i ten czas spędzamy na basenie, na dachu hotelu z fantastycznym widokiem na miasto.
Wymeldowujemy się, zamawiam Ubera spod hotelu na dworzec i ponownie autobusem jedziemy na lotnisko.
Nie jestem w stanie odnieść się do opisu miasta. Byliśmy w nim zdecydowanie za krótko aby więcej interesujących miejsc zobaczyć. Na pewno miasto z dużym ruchem ulicznym i pieszym, mieliśmy często problem aby przejść przez jezdnię, dosyć duży tłok, bardzo parno. Ale jest to miejsce w które bym jeszcze w przyszłości chciał odwiedzić.



Na lotnisku zabawna sytuacja. Czekając na lot przez około 20 minut obserwuje jak dwóch facetów wrzuca żetony do maszyn z zabawkami aby móc jakiś przedmiot wyciągnąć za pomocą chwytaków. Tych urządzeń było około 15 i przechodzą od jednej do drugiej nic nie wygrywają. W końcu córka pyta się czy może też spróbować. Nauczony doświadczeniem, stwierdzam, że ma mała szansę na wygraną daje jej pieniądze na dwa żetony. I co… wygrywa od razu pluszaka. Widok twarzy tych dwóch facetów bezcenny. Jednak i ja wracam szybko do rzeczywistości widząc co teraz musimy wozić ze sobą, mając plecaki pełne innych rzeczy. Ale mówi się trudno i zdobycz zabieramy ze sobą aż do Polski.



Obserwując wcześniej loty AirAsia na trasach gdzie mieliśmy wykupione loty, bardzo często loty były opóźnione i to nawet do kilku godzin. Tym razem wszystko o czasie i wsiadamy do naszego samolotu w kierunku Bali. Na miejscówkę wybieramy miasteczko Ubud, ponieważ mamy plan na zwiedzanie wyspy, natomiast odpocząć chcemy już na wyspie Lombok /co się nam jednak nie udało do końca/.
Przylatujemy na lotnisko, dosyć długo trwa procedura wjazdowa, ponadto czekamy na bagaże ponad 30 minut i dopiero później okazało się, że bagaże są ale na innym taśmociągu.
Z lotniska ma nas odebrać kierowca, z którym jestem umówiony na dalsze zwiedzanie. Ustalenia były takie, że ma czekać z kartką z moim imieniem i nazwiskiem. Wychodzimy z hali przylotów, na miejsc tłum kierowców i taksówkarzy a mojego brak. Chodzę, sprawdzam i niestety nikogo nie ma. W końcu sprawdzam WiFi i łącze się z siecią. Kierowca przez WhatsApp podaje mi instrukcje gdzie jest ale nie jesteśmy w stanie się odnaleźć. W końcu pisze, żebym wysłał zdjęcie gdzie stoimy i zaraz okazuje się, że stoi około 4 metry od nas. Na pytanie gdzie ma kartkę z moimi danymi – pokazuje mi z uśmiechem na twarzy skrawek papieru dosłownie o wymiarach 4 cm na 4 cm z napisanymi moimi danymi. Ruszamy z terenu lotniska i po około dwóch godzinach meldujemy się w hotelu, przy okazji budząc obsługę, która już spała z uwagi na późną porę.

Hotel – jak dla mnie bajka. Jakbyśmy mieszkali w świątyni, mały, kameralny, basen, śniadania można było jeść na zewnątrz lub na tarasie. Przy zameldowaniu okazało się, że klimatyzacja nie działała, co na następny dzień zostało zaraz naprawione. W ciągu dnia cisza i spokój, jeszcze nigdy nie spotkałem się z tak miła obsługą.



















Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

mmaratonczyk 8 marca 2019 18:31 Odpowiedz
Nas 6 sierpnia na Lomboku może nie "potrzepało" ale mocno nami "wstrząsło" . Czekam na dalszą część relacji