0
MAREK MYSZAK 2 kwietnia 2019 20:44
45 lat moich wedrowek gorskich
Pewnego razu na początku lat 70-tych wpadla mi w ręce trylogia gorska Wawrzynca Zulawskiego: Tragedie tatrzańskie – Sygnały ze skalnych scian – Alpejskie lato. Zafascynowala mie absolutnie, chodz dzisiaj gdy ja czytam wydaje mi się trochę infantylna , pisana jezykiem pionierskim zdobywców Tatr. Od tego czasu rokrocznie czasami po kilka razy jezdzilem w Tatry przez 25 lat . Zszedlem Tatry Polskie , Slowackie , a w polowie lat 90-tych zakochałem się w Dolomitach. Trasy szlakowe i poza szlakowe w roznych porach roku , choć zima bywalem w Tatrach rzadko. Najpiekniejsze wspomnienia mam z wedrowek póżno -jesiennych. Gdy głeboko sięgne pamiecią w przeszłość to przypominają mi się momenty gdy w listopadowej zadymce snieżnej błądziłem po Kasprowym szukając zejścia , schodząc kilkukrotnie w dół i wracając na górę by w końcu zejść „ po słupach” na gąsienicowa. Pamietam też kilkugodzinne lenistwo i rozkosz oczu gdy w październikowym słońcu samotnie siedziałem na Krywaniu wpatrując się w bezkresną górską dal. Wejście w październikowej zadymce na Koprowy, piękne slonce na Hali Tomanowej i Czerwonych Wierchach a także wycofanie się z Koziej Przełęczy gdyż od północnej strony były tzw „szklane góry”. Moje tatrzańskie ambicje zaspokoiły wejścia na Mnicha „ przez płytę”, grań Kosścielcow przez płytę Lerskiego, Gerlach przez wielicka próbe / szkoda , że nie Martinką / Mięguszowiecki Szczyt czerwonym żlebikiem i zachodem Janczewskiego od Hinczowej granią a zejście Droga po Głazach do M.P pod Ch.
Dolomity to drugi etap mojej działalności górskiej. Zaczałem od wyjazdu do Cortiny i mojej pierwszej ferraty na Col de Rose.Byłem wzniebowzięty. Takich przestrzeni pod nogami takich trudności nie uświadczysz nawet na naszej Orlej Perci. Od łatwych ferrat jak Ivo Dibona na Cristalino de Ampezzo , przez pólki na Mone Pelmo, ferraty w grupie Sella, oczywiście Constantinni i Tissi na Mt Moiazza i Civetta i wiele , wiele innych. Przypominam sobie teraz taka łatwą powietrzna droge na Cima Cadin czy Torre Toblin zwanymi „drogą drabin” skąd sa niesamowite widoki na majestayczne jedyne w swoim rodzaju sciany Tre Cime de Lavaredo. A jeszcze okolice Catinaccio Rosengarten , wszystkie trzy Toffany , di Mezzo , di Dentro przez Punta Anna, Toffana di Rose , Monte Paterno, Croda Rose Marmolada, via ferrata Finanzieri idługo by tak wymieniać . Bywałem tez w okolicach Riva del Garda na jakiś ferratach . Z tamtych okolic zapamietalem długą ferratę 1200m „che guevara” z przewyższeniem 1400 m na Monte Casale w upalnym słoncu gdzie umierałem z pragnienia. Niestety nie zdażyłem poznać ferrat w Dolomitach Brenta po drugiej stronie doliny Adygi.
Zdarzylo mi się tez wedrować po Alpach , lecz to były raczej sporadyczne wyjazdy . W pamięci zostało mi wejście na Gran Paradiso / mój pierwszy 4 tysiecznik, mój pierwszy lodowiec/, próba , skazana na beznadziejność , wejścia na Mont Blanc du Tacul a być może dalej na Mont Maudit od Aquille de Midi granią , ”spacerek” po Mer de Glace skad podziwiałem słynne sciany Grandes Jorasses, Dente del Gigante , zach Petit Dru . Miałem niesamowite szczęscie nocując w schronisku Couvercle / po polsku: pokrywka/ i przy pięknej pogodzie moglem rozkoszować się widokiem słynnych alpejskich szczytów. Niegdyś na początku lat 90-tych chodzil mi po glowie pomysl na Matterhorn grania Hornli i chyba dobrze , że na pomysle się skonczyło . Nie czuje się na siłach do takich solowych wyzwań . W ostatnich latach po „zaliczeniu” z przewodnikiem gruzińskim mojego najwyższego szczytu Kazbek 5033 m n.p.m , po tym jak te 4 dniowe wejście/ zejście dalo mi w kość odpuściłem sobie flirt z wielkimi górami . Czas jest nieubłagany stad pomysl na podsumowanie moich dokonan górskich. W międzyczasie udało mi się wedrowac po Atlasie Wysokim w Marocco / Jabal Toubkal 4167m.n.p.m , Tizi n'Ouanoums (3,664m , okolice Oukaimeden – stacja narciarska w Maroko/ , Gory Dynarskie w Czarnogórze / Bobotov Kuk, Bezimieni vrh/ a takze w takich malo znanych ale dumnie brzmiacych gorach Picos de Europa w zachodniej Hiszpanii / okolice Santander/ , a także w Pirenejach / Andora /. W ostatnich latach chodził mi po głowie pomysl wejścia na najwyższy szczyt Austrii Grossglockner grania studle ale chyba już się nie uda . Plany na ten rok sa rowerowe a w przyszłym …………. będę o rok starszy . O swoich dokonaniach w kanadyjskich Gorach Skalistych i szlaku chilkoot na Alasce pisałem w osobnych relacjach. Troche tych gór zszedłem ale i tak najładniejsze zdjęcia są z jesiennych szlaków bieszczadzkich.
Zdjecia z gór w ogolnym katalogu zdjeć to : twenty years of challanges
Do bloga dołączylem zdjecia z jesiennych Bieszczadów / Bieszczad i Bieszczadów to forma podwójna tak na wszelki wypadek/

Dodaj Komentarz