Piękne kolorowe polany potęgują wrażenie wspaniałości tego parku:
Dochodzimy do tego miejsca i uważamy, że to dobry koniec naszej wędrówki. Dalej idzie się w dół po piargach i zboczem jeszcze z 1.5-2h do wodospadu.
No cóż, może ktoś z was będzie miał więcej czasu i zrobi zdjęcia z dalszej części szlaku? Jest tam gdzieś na szlaku domek, gdzie można się przespać.
Wracamy ze szlaku. Jak podejrzewaliśmy, w wielu miejscach się ślizgamy i zjeżdżamy. Bardzo mądre było wybranie się w sandałach na taki szlak
;-) Mijamy bardzo dużo ludzi, którzy wchodzą, w końcu niedziela. W większości festiwal postsowieckiego kiczu, więc nasze sandały tak nie odbiegały
:lol:
Na dole ogrom ludzi. Jak przyjechaliśmy to było tylko kilka samochodów, a teraz zrobił się cały korek. Dla nas to dobrze. Idziemy na początek korka i szybko łapiemy stopa to samego Biszkeku. Pani chce tylko 7.5 zł (150 som).
W Biszeku totalna patelnia. Zatrzymaliśmy się przy centrum handlowym na obrzeżach by coś zjeść. W knajpie w centrum handlowym byliśmy sami, a była ona dość spora. Jedziemy marszrutką do hotelu, odbieramy plecaki i jedziemy na lotnisko. Air Manas w starutkim 737-400 zabiera nas do Osz. To tylko pół godziny lotu, a lądem jedzie się 10 godzin. Jak się kupi trochę wcześniej to można polecieć za 20 euro, my zapłaciliśmy x2 za OW.
W Osz, przed zmrokiem dojeżdżamy do Osh Guesthouse. Dobudowali sobie kawałek do sowieckiego bloku jako recepcję, a za pokoje służą kawalerki z masakrycznie wyglądającego z zewnątrz bloczyska. W środku nasze mieszkanie wyglądało nie lepiej i na pewno nie miało remontu od tego 1976 roku. Łóżko było jednak ok, czysta pościel, klima, no i w bojlerze była ciepła woda. Na jedną noc się nada.Rano złapaliśmy marszrutkę do Suleyman Too, czyli do świętego wzgórza, które miało mieć petroglify. Zapowiadało się stromo do góry:
Po setkach schodów spoceni dotarliśmy na miejsce. Z góry jest fantastyczny widok na Osz i Kotlinę Fergańską:
W środku jest muzeum w jaskini, ale większość wystaw to kopie. Tylko kilka petroglifów było widać na odłupanych skałach. Zeszliśmy drugą stroną, a tu taka małą ciuchcia wwoziła i zwoziła pasażerów. A my się tyle po schodach namęczyliśmy
:-)
Odebraliśmy plecaki z guesthouse i pojechaliśmy na granicę z Uzbekistanem, którą sprawnie przekroczyliśmy. Pytali się o leki i kazali pokazać jakie mamy. Ponoć wwóz leków na ból głowy z kodeiną jest zabronione. Pokazaliśmy im cały arsenał. Trochę debatowali, ale w końcu nas puścili. Zastanawiam się czy to nie jest jakiś szlak przemytniczy. Ponoć z Afganistanu, przez Tadżykistan i góry prowadzi szlak kokainowy.
Drugi raz jestem w Uzbekistanie i drugi raz nie zobaczę ich słynnych miast. Pierwszy raz 10 lat temu nawet miałem taki plan, ale pogryzły mnie psy w Tadżykistanie i naprędce wracałem do Polski by nie ryzykować wścieklizny. Teraz chcieliśmy zobaczyć tylko 2 miasta w Kotlinie Fergańskiej - Kokand i Andijon. Do Uzbeku jeszcze wrócę, ale nigdy nie byłem pewny czy będzie mi się chciało jechać do Kotliny Fergańskiej, a tu rzut beretem z Osz.
Z granicy łapiemy autobus z lokalesami. Kosztuje jakieś grosze. Chciałem wymienić kasę po stronie uzbeckiej, ale byli tylko cinkciarze, a ja nie wiedziałem jaki jest kurs. Lepiej wymienić trochę po stronie kirgiskiej. Zapytałem czy mogę zapłacić w kirgiskich somach i nie było problemu.
W Andijan mamy świetny hotel za 29$ przy samym dworcu. Jest tu 38 stopni, więc przesiadujemy wczesne popołudnie w klimie. Po 17, wybraliśmy się dopiero zobaczyć nowy meczet i okoliczne muzea, zbudowane w słynnym stylu uzbeckim z wielkimi wieżami.
Meczet jeszcze w budowie, ale od frontu jest skończony
Spotykamy miłe panie, które chcą sobie zrobić zdjęcia z nami, a my w rewanżu robimy zdjęcia im.
Zaglądamy na pobliski ogromny targ.
Kupiliśmy 6 pomidorów za złotówkę.
A to ten suszony jogurt
Drugi i ostatni dzień w Uzbekistanie zaplanowaliśmy przejazd do Kokand i potem długi powrót. Spóźniamy się na autobus o 8 i wyjeżdżamy dopiero o 9. Za 120 kilometrów płacimy 3 złote. Autobus strasznie się wlecze i zatrzymuje się przy każdym kto machnie ręką. Jedziemy aż 2h i 45 minut i trochę mało czasu nam się na wszystko robi. Na dworcu łapiemy szybko taksówkę i podjeżdżamy pod Pałac Chana.
wygląda to nieźle:
W środku niestety remont, tylko kilka sal gotowych
Idziemy jeszcze dookoła:
Szukamy jakiejś knajpy. Trochę był problem, ale znaleźliśmy niedaleko. Taksówką jedziemy na dworzec, ale shared taxi. Krótki negocjacje i jedziemy prawie nowym Chevroletem (i z klimą!) za 20 zł od osoby. Tym razem lecimy po 140 kph i dojeżdżamy w 1.5h. W Andijon łapiemy od razu autobus na granicę i tę szybko przekraczamy. W Osz taksóweczka za 5 zł na lotnisko i wieczorem dolecieliśmy do Biszkeku.
Następnego dnia rano idziemy na dworzec i łapiemy bezpośrednią marszrutkę do Ałmaty. Kosztowała 20 złotych. Jeszcze nocleg przy dworcu Ałmaty 1 i samolotem o 5 rano przez Kijów wracamy do Warszawy.
Są takie relacje, gdzie z jakiś powodów - czasem wiadomo, czasem nie wiadomo jakich - czytając otwierają mi się usta w niemym jęku zachwytu "aaaa". Ta do nich należy: od początku ciekawie, a przy pierwszym zdjęciu "aaaa".
@RaphaelMam dokładnie to samo - od zawsze ciągnęło mnie w dalekie regiony dawnego Związku Radzieckiego (min. po książkach Kapuścińskiego).Ta relacja przypieczętowała to - na przyszły rok poszukam Kirgistanu.Tylko jak tam się sprawnie dostać ?
Najłatwiej i najtaniej to Ałmaty. My lecieliśmy za 1200, ale można polecieć i za 600 z krótkimi przesiadkami w Kijowie. W UIA z taryfą first minute można kupić ten kierunek za grosze. Na miejscu jest mega tanio, podam koszty w podsumowaniu.
Jeszcze raz dzięki za współne zwiedzanie:)Jak pojawi się promocja UIA to znowu kupię loty do Almatów. Zdjęciami mnie przekonałeś że Kirgistan będzie w przyszm roku w czerwcu:)
Kirgizja to jeden z tych krajów w których pomimo, że byłem, to wiem, że było to stanowczo za krótko.. Ale do dziś mam przed oczami Pamir.. byliśmy ekstremalnie zmęczeni po nocnej jeździe wołgą z Osz, ale widok wynagradzał wszystko.. Czekam na dalszy ciąg
:)
Podobnie jak inni napiszę jedynie: rewelacyjna relacja
:!: Szczególnie, że za 3 miesiące również ruszam w tę stronę
;)Te zdjęcia z bazaru: pytasz ludzi o pozwolenie na zrobienie zdjęcia czy tak dobrze "z biodra" wychodzą ?
Tradycyjnie ładne foty.Kirgistan to moja nowa miłość po Sumatrze. Przepiękny kraj, życzliwi ludzie, znakomite jedzenie, wołowina, baranina, kompoty z gatunku petarda i i do tego nieprzyzwoicie tanio.Szkoda, że jednak nie doczłapaliście się do Ala Kul i Ałtyn Arashan.Kurut próbowaliście?
cypel napisał:Kurut próbowaliście?Nie.@marcino123Tu akurat podłączyłem 50-tkę i trzaskałem z biodra, oprócz ostatniej pani, która mi zapozowała. Zresztą po perspektywie można poznać, że nie robię z góry
;)50-tka jest jednak za wąska, najlepiej mieć stałkę 35mm. Ja potem w Uzbekistanie założyłem mój 16-35, ale on duży jest i bardziej zwraca uwagę. W ostatniej części będą z niej zdjęcia.Część osób mnie widziała i się zasłaniała lub odwracała. Z trzaskania z biodra sporo też przestrzelasz AF, ale to co akurat wyjdzie to jest miodzio.
@cart nie obraź się, ale zdjęcia z biodra czyli z podpierdolki to ZŁODuże szkło to jest nieraz zaleta a nie wada. Jak człek widzi duży korpus z dużym szkłem to wydaje mu się, że jesteś kimś ważnym i on też "rośnie"Do portretów jednak idealna ogniskowa to 35-85mm, mowa oczywiście o ff.Ale na ulicę im szerzej tym lepiej.
Bardzo fajne relacja. Świetne zdjęcia.Musiałem przeczytać, bo chwilę temu wróciłem z Kirgistanu i mam zamiar relację z tego napisać, a tu proszę... Bałem się, że będzie to trochę bez sensu pisać koleją relację z tego samego miejsce. No i niespodzianka - mimo tego, że korzystaliśmy z tego samego połączenia lotniczego, to podobieństwa właściwie na tym się kończą. Zupełnie inaczej podróżowaliśmy, odwiedzaliśmy zupełnie inne miejsca i generalnie te relacje będą się uzupełniały.
:) Zatem jak ktoś ma niedosyt, to zapraszam... tak jakoś za miesiąc powinienem zacząć.
:)Powodzenia w konkursie!
cart napisał:No cóż, może ktoś z was będzie miał więcej czasu i zrobi zdjęcia z dalszej części szlaku? Jest tam gdzieś na szlaku domek, gdzie można się przespać.Rzeczywiście jest tam domek, w którym można się przespać, jeśli są miejsca. Wokół domku można rozłożyć namiot lub skorzystać z tych należących do bazy. Postaram się jutro w mojej relacji pokazać dalszą część szlaku. Tylko zdjęcia nie tak dobre, jak Twoje, ech
Ah, generalnie staram się nie liczyć ile wydaję na podróże, bo jak liczyłem kilka wyjazdów to byłem przerażony
;-)Mogę powiedzieć, że to są jedne z najtańszych krajów, po jakich jeździłem. Transport i jedzenie były super tanie.
A to ten wodospad na tele zoomie:
Piękne kolorowe polany potęgują wrażenie wspaniałości tego parku:
Dochodzimy do tego miejsca i uważamy, że to dobry koniec naszej wędrówki. Dalej idzie się w dół po piargach i zboczem jeszcze z 1.5-2h do wodospadu.
No cóż, może ktoś z was będzie miał więcej czasu i zrobi zdjęcia z dalszej części szlaku? Jest tam gdzieś na szlaku domek, gdzie można się przespać.
Wracamy ze szlaku. Jak podejrzewaliśmy, w wielu miejscach się ślizgamy i zjeżdżamy. Bardzo mądre było wybranie się w sandałach na taki szlak ;-)
Mijamy bardzo dużo ludzi, którzy wchodzą, w końcu niedziela. W większości festiwal postsowieckiego kiczu, więc nasze sandały tak nie odbiegały :lol:
Na dole ogrom ludzi. Jak przyjechaliśmy to było tylko kilka samochodów, a teraz zrobił się cały korek. Dla nas to dobrze. Idziemy na początek korka i szybko łapiemy stopa to samego Biszkeku. Pani chce tylko 7.5 zł (150 som).
W Biszeku totalna patelnia. Zatrzymaliśmy się przy centrum handlowym na obrzeżach by coś zjeść. W knajpie w centrum handlowym byliśmy sami, a była ona dość spora.
Jedziemy marszrutką do hotelu, odbieramy plecaki i jedziemy na lotnisko. Air Manas w starutkim 737-400 zabiera nas do Osz. To tylko pół godziny lotu, a lądem jedzie się 10 godzin.
Jak się kupi trochę wcześniej to można polecieć za 20 euro, my zapłaciliśmy x2 za OW.
W Osz, przed zmrokiem dojeżdżamy do Osh Guesthouse. Dobudowali sobie kawałek do sowieckiego bloku jako recepcję, a za pokoje służą kawalerki z masakrycznie wyglądającego z zewnątrz bloczyska.
W środku nasze mieszkanie wyglądało nie lepiej i na pewno nie miało remontu od tego 1976 roku. Łóżko było jednak ok, czysta pościel, klima, no i w bojlerze była ciepła woda. Na jedną noc się nada.Rano złapaliśmy marszrutkę do Suleyman Too, czyli do świętego wzgórza, które miało mieć petroglify.
Zapowiadało się stromo do góry:
Po setkach schodów spoceni dotarliśmy na miejsce.
Z góry jest fantastyczny widok na Osz i Kotlinę Fergańską:
W środku jest muzeum w jaskini, ale większość wystaw to kopie. Tylko kilka petroglifów było widać na odłupanych skałach. Zeszliśmy drugą stroną, a tu taka małą ciuchcia wwoziła i zwoziła pasażerów. A my się tyle po schodach namęczyliśmy :-)
Odebraliśmy plecaki z guesthouse i pojechaliśmy na granicę z Uzbekistanem, którą sprawnie przekroczyliśmy. Pytali się o leki i kazali pokazać jakie mamy. Ponoć wwóz leków na ból głowy z kodeiną jest zabronione. Pokazaliśmy im cały arsenał. Trochę debatowali, ale w końcu nas puścili. Zastanawiam się czy to nie jest jakiś szlak przemytniczy. Ponoć z Afganistanu, przez Tadżykistan i góry prowadzi szlak kokainowy.
Drugi raz jestem w Uzbekistanie i drugi raz nie zobaczę ich słynnych miast. Pierwszy raz 10 lat temu nawet miałem taki plan, ale pogryzły mnie psy w Tadżykistanie i naprędce wracałem do Polski by nie ryzykować wścieklizny. Teraz chcieliśmy zobaczyć tylko 2 miasta w Kotlinie Fergańskiej - Kokand i Andijon. Do Uzbeku jeszcze wrócę, ale nigdy nie byłem pewny czy będzie mi się chciało jechać do Kotliny Fergańskiej, a tu rzut beretem z Osz.
Z granicy łapiemy autobus z lokalesami. Kosztuje jakieś grosze. Chciałem wymienić kasę po stronie uzbeckiej, ale byli tylko cinkciarze, a ja nie wiedziałem jaki jest kurs. Lepiej wymienić trochę po stronie kirgiskiej. Zapytałem czy mogę zapłacić w kirgiskich somach i nie było problemu.
W Andijan mamy świetny hotel za 29$ przy samym dworcu. Jest tu 38 stopni, więc przesiadujemy wczesne popołudnie w klimie. Po 17, wybraliśmy się dopiero zobaczyć nowy meczet i okoliczne muzea, zbudowane w słynnym stylu uzbeckim z wielkimi wieżami.
Meczet jeszcze w budowie, ale od frontu jest skończony
Spotykamy miłe panie, które chcą sobie zrobić zdjęcia z nami, a my w rewanżu robimy zdjęcia im.
Zaglądamy na pobliski ogromny targ.
Kupiliśmy 6 pomidorów za złotówkę.
A to ten suszony jogurt
Drugi i ostatni dzień w Uzbekistanie zaplanowaliśmy przejazd do Kokand i potem długi powrót.
Spóźniamy się na autobus o 8 i wyjeżdżamy dopiero o 9. Za 120 kilometrów płacimy 3 złote. Autobus strasznie się wlecze i zatrzymuje się przy każdym kto machnie ręką. Jedziemy aż 2h i 45 minut i trochę mało czasu nam się na wszystko robi. Na dworcu łapiemy szybko taksówkę i podjeżdżamy pod Pałac Chana.
wygląda to nieźle:
W środku niestety remont, tylko kilka sal gotowych
Idziemy jeszcze dookoła:
Szukamy jakiejś knajpy. Trochę był problem, ale znaleźliśmy niedaleko. Taksówką jedziemy na dworzec, ale shared taxi. Krótki negocjacje i jedziemy prawie nowym Chevroletem (i z klimą!) za 20 zł od osoby. Tym razem lecimy po 140 kph i dojeżdżamy w 1.5h.
W Andijon łapiemy od razu autobus na granicę i tę szybko przekraczamy. W Osz taksóweczka za 5 zł na lotnisko i wieczorem dolecieliśmy do Biszkeku.
Następnego dnia rano idziemy na dworzec i łapiemy bezpośrednią marszrutkę do Ałmaty. Kosztowała 20 złotych. Jeszcze nocleg przy dworcu Ałmaty 1 i samolotem o 5 rano przez Kijów wracamy do Warszawy.