Burj Khalifa, czyli każdy wieżowiec ma swój czubaszek
;)
Po pierwszym nieśmiałym kontakcie przyszedł czas, żeby zapoznać się z Khalifą bliżej i zajrzeć do jej wnętrza.
;-) To był drugi (i ostatni) punkt emirackiego programu (pierwszym był zwiedzony w Abu Dhabi Meczet), nad którym pochyliliśmy się jeszcze będąc w Polsce. Oczywiście szepty w głowie z cyklu „być w Dubaju i nie wjechać na najwyższy budynek świata” towarzyszyły mi od momentu kupienia biletów lotniczych. A że jestem wyjątkowo mało asertywna nasze rozważania z „czy skorzystać?” bardzo szybko przekształciły się w „no dobra - skorzystać… ale jak to zrobić, żeby nie zbankrutować?”. Ja rozumiem, że atrakcja niczego sobie, ale koszty związane z wyjechaniem i zjechaniem windą są zaporowe, a myśl o wydaniu takiej sumy bolesna..
:P Co innego jakby można było np. wrócić z fantazją. Nie wiem… żeby jakiś base jumping, albo chociaż bungee…? Ale come on – zwykła pospolita winda… ?
:P
Przy zakupie biletu przez Internet do wyboru mamy w sumie 4 opcje: At The Top (obejmuje wjazd na 124. i 125. piętro) w godzinach szczytu – 216 AED/os., poza godzinami szczytu– 141 AED/os., At The Top Sky (obejmuje wjazd na 148. oraz 124. i 125. piętra) w godzinach szczytu – 525 AED/os., poza godzinami szczytu – 370 AED/os.
Na tym etapie trzeba podjąć dwie najważniejsze decyzje: na które piętro wyjechać i w jakich godzinach.
W pierwszej chwili chciałoby się wyjechać jak najwyżej… z drugiej – różnica zaledwie 24 pięter i ponad dwukrotny wzrost ceny studzi zapał. Uznaliśmy, że ta opcja nie warta jest swojej ceny. Przede wszystkim wilgotność powietrza spowodowana parowaniem wód Zatoki Perskiej oraz piach pustynny przenoszony i nawiewany do miasta sprawiają, że dobra widoczność w Dubaju to rzadkość. Właściwie cały czas Dubaj skąpany jest w chmurze pyłu. Im wyżej, tym trudniej dostrzec to, co na dole. Nie wspomnę o jakości zdjęć (a to przecież argument niepodważalny
:P). Pierwsza decyzja podjęta – interesuje nas wycieczka na 124 piętro.
Decyzja druga – która godzina? Bo oczywiście idealnie byłoby za jednym razem zaliczyć widok i w dzień, i w nocy. Jedynym małym mankamentem tej koncepcji był fakt, że zapewne nie tylko my błysnęliśmy intelektem i takich pomysłowych Dobromirów ustawi się w kolejce więcej… Wiem, że gdybyśmy odpuścili wyjazd w godzinach szczytu umożliwiający zobaczenie Dubaju również po zmroku, to przez resztę wyjazdu „byłam, i nie zobaczyłam...” rezonowałoby w mojej głowie. Lepiej nie ryzykować - a więc druga arcyważna decyzja została podjęta.
:) Ostateczna cena za parę (za jakąś godzinę „atrakcji”) wyniosłaby ok. 450 PLN. Do przełknięcia…. ale może by jeszcze pokombinować…?
:D
Nawiązałam kontakt z Polką, która pracowała w hotelu znajdującym się w Burj Khalifie. Jako pracownik hotelowy dwa razy w tygodniu mogła bez ponoszenia kosztów wprowadzać swoich gości do znajdującej się na 124 piętrze strefie VIP
:D Bingo! Takie rozwiązanie oszczędziło nam stania w długaśnej kolejce do windy, a na górze przepychania się łokciami w walce o kawałek szyby. Obyło się też bez zniecierpliwionego wzroku innych turystów i presji z cyklu „a Psze Pani, a nie za długo stoi Pani przy tej szybie?” - przerabiałam w Sears Tower. Dziękuję. W strefie VIP byliśmy zupełnie sami… mogliśmy się zrelaksować i napawać widokiem do bólu. W spokoju i ciszy, delektując się najlepszą kawą jaką w życiu piłam. Dodatkowo udało mi się umówić spotkanie na 17:00, dzięki czemu mieliśmy okazję zobaczyć Dubaj z tej wyjątkowej perspektywy i za dnia i po zmroku. Bajka! A koszt „alternatywnej” wyprawy na czubaszek Burj Khalify? 150 AED/os. Idealnie!!!
No i klasyka - najlepszy widok oczywiście z toalety
:D
Dubaj to miasto przyszłości, które wyznacza trendy w sektorze nowoczesnych technologii. Nieustannie rywalizuje ze światem pod względem najnowszych i największych projektów architektonicznych. Burj Khalifa jest wizytówką miasta i ikoną postępu - należy do niej kilka rekordów Guinessa.
Głód przekraczania kolejnych granic jest jednak tak duży, że górująca nad miastem Khalifa niebawem będzie miała towarzystwo. Emaar Properties rozpoczęło budowę kolejnej inwestycji - The Tower. Otwarcie planowane jest na 2020 rok. Spekuluje się, że zostanie przekroczona bariera 1000 metrów, wobec czego wszystko wskazuje na to, że Królowa już niedługo zostanie zdetronizowana.
Dzień 4. - Deira i Bur Dubai, czyli stare serce Dubaju.
Dubaj, dzięki swoim osiągnięciom architektonicznym, dość jednoznacznie się zdefiniował. Sięgające nieba wieżowce, 10-pasmowe autostrady, Dubaj Mall - największe centrum handlowe na świecie ze stokiem narciarskim i oceanarium pod dachem, fanaberie typu sztucznie usypane wyspy w kształcie palm, kosztujące kilkaset tysięcy dolarów policyjne radiowozy, jedno z największych lotnisk na świecie, czy siedmio-gwiazdkowy hotel… – to wszystko tworzy spójny wizerunek luksusu i przepychu. Myśląc „Dubaj” to właśnie przychodzi nam do głowy…
Ale Dubaj ma też swoje drugie oblicze. Deira i Bur Dubaj miały być esencją Arabii. Tam miało bić prawdziwe serce miasta – postanowiliśmy to sprawdzić.
Deira leży w okolicach naturalnego zalewu morskiego Creek, dzielącego miasto na pół. Zwiedzanie starej części miasta zaczęliśmy od suków, czyli tradycyjnych targowisk. I szybko pożałowałam… Lubię klimat lokalnych bazarów, ale teraz się upewniłam: ZDECYDOWANIE i DEFINITYWNIE – NIE arabskich!!!
:evil: Przeżyłam swego rodzaju „podróż do przeszłości” - do marokańskiego Jemaa el Fna i do wszystkich nieprzyjemnych wspomnień. Założone wtedy mentalne kotwice odpaliły na dubajskich sukach błyskawicznie…
:?
:x Ktoś kiedyś powiedział, że jak trafisz na arabskie targowisko, to tak jakbyś wpadł do akwarium z piraniami. Trudno o bardziej trafne porównanie.
:roll: Dokładnie tak się czuję w zderzeniu z natrętnymi sprzedawcami. Do ich standardowego repertuaru należą m. in.: zachodzenie drogi, ciągnięcie za rękę, nagabywanie. Nachalne i powtarzane pierdylion razy zaczepki „Shakira, Shakira!” (ruda Shakira – no comment
:P), no i w końcu hit – niezwykle lotna taktyka - „połów na szal”. Na odchodne, z nienacka, zarzucają ci szal na szyje, zupełnie tak, jakby naprawdę wierzyli, że ten desperacki akt w magiczny sposób otworzy ci oczy i zmienisz decyzję. Kto wie... A nuż, twój otępiony i skołatany ilością bodźców mózg, na chwilę straci czujność i wtedy właśnie, w przypływie chwilowego ogłupienia, stwierdzisz, że w majtkowym różu to ci jednak do twarzy.... ;| - komedia. Nie wiem, może jestem nieobiektywna, ale to zdecydowanie nie moja bajka… Moja strefa komfortu to dość delikatny obszar, który w tego typu miejscach jest zbyt często i zbyt bezpardonowo naruszany. Mało rzeczy na świecie potrafi tak szybko wygenerować we mnie irytację sięgającą tak niebezpiecznie wysokiego poziomu…
:evil:
Nie będę się rozpisywać o największym na świecie bazarze złota, gdzie ponoć przechowywanych jest w sumie 25 ton błyszczącego kruszcu, ani o bajecznie kolorowym i pachnącym targu przypraw. Potencjał jest, ale trudno czerpać jakąkolwiek przyjemność, kiedy przemieszczając się w labiryncie stoisk i kramików więcej energii tracisz na opędzanie się od natrętów, niż pożytkujesz na zakupy.
Z Deiry ewakuowaliśmy się w pośpiechu. Przepłynęliśmy taksówką wodną – abrą – do Al Fahidi, czyli starego miasta.. Abra to tradycyjna łódź, na pokład której wchodzi około 10-15 osób. Kurs kosztuje jedynie 1dirhama.
Sznur z paciorkami, przypominający różaniec to subha - muzułmański sznur modlitewny. Jest on częścią tradycji islamskiej. Składa się z 33 koralików, które służą do odliczania wszystkich 99 tzw. atrybutów (imion) Allaha, po każdej modlitwie. Widzieliśmy je w dłoniach mężczyzn dość często.
Dzielnica miasta po drugiej stronie kanału podobała mi się duuuuuuuuuuuuuuuuużo bardziej. Była tradycyjna i prawdziwa. Klimat był, ale był też spokój. Moja strefa komfortu znowu nadymała się swobodnie jak balonik.
:mrgreen:
Po pierwsze, super zdjęcia! A po drugie, jak ja Wam zazdroszczę tych pustek w meczecie w Abu Zabi... Niech zgadnę - byliście tam punktualnie na otwarcie? Gdy byłem tam w listopadzie 2017, otaczał mnie istny tłum (byłem wieczorem). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
Przeczytane od deski do deski. Oto dowód: "Komunikacja miejsca"
;)A tak bardziej poważnie, po tych interesujących wpisach chyba zmienię zdanie na temat długości mojego potencjalnego pobytu w przyszłości w Dubaju
:) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
Relacja super, 2 lata temu miałem podobny wyjazd Dubaj, APO, Siqujor, Bohol, Manila.Jedna uwaga, z tego co wiem to mundial 2022 będzie w Katarze a nie w Dubaju
:D „Według międzynarodowych raportów ok. 250 tys. robotników z południowo-wschodniej Azji żyje w Dubaju poniżej standardów cywilizacyjnych. Według Human Rights Watch podczas przygotowań do mundialu w 2022 r. co dwa dni z upału i przepracowania umiera jeden robotnik z Nepalu (brakuje danych dotyczących robotników z Indii, Sri Lanki i Bangladeszu). ”
A widzisz! Słusznie... Nie interesowałam się mundialem, nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić. Zacytowany tekst w całości można znaleźć w internecie. ?
Swietna relacja! Ja Dubaj kocham i nigdy sie tam nie nudze. Zawsze jest cos do ogladania czy robienia. Sprostuje tylko, ze stok narciarski nie jest w Dubai Mall, ale w Mall of the Emirates. I z kuponem z aplikacji The Entertainer, calkiem przystepny cenowo.Filipiny natomiast wcale mnie nie kreca... Ale relacja i tak pierwsza klasa!
@oskiboski nie
:) na Boholu gotówka załatwia wszystko
:) nie wiem jak w przypadku policji, nie miałam okazji sprawdzić
:lol: oprócz opłaty za wypożyczenie skutera brali dodatkowo kaucję, ale jakieś śmieszne kwoty
Burj Khalifa, czyli każdy wieżowiec ma swój czubaszek ;)
Po pierwszym nieśmiałym kontakcie przyszedł czas, żeby zapoznać się z Khalifą bliżej i zajrzeć do jej wnętrza. ;-)
To był drugi (i ostatni) punkt emirackiego programu (pierwszym był zwiedzony w Abu Dhabi Meczet), nad którym pochyliliśmy się jeszcze będąc w Polsce. Oczywiście szepty w głowie z cyklu „być w Dubaju i nie wjechać na najwyższy budynek świata” towarzyszyły mi od momentu kupienia biletów lotniczych. A że jestem wyjątkowo mało asertywna nasze rozważania z „czy skorzystać?” bardzo szybko przekształciły się w „no dobra - skorzystać… ale jak to zrobić, żeby nie zbankrutować?”. Ja rozumiem, że atrakcja niczego sobie, ale koszty związane z wyjechaniem i zjechaniem windą są zaporowe, a myśl o wydaniu takiej sumy bolesna.. :P Co innego jakby można było np. wrócić z fantazją. Nie wiem… żeby jakiś base jumping, albo chociaż bungee…? Ale come on – zwykła pospolita winda… ? :P
Przy zakupie biletu przez Internet do wyboru mamy w sumie 4 opcje:
At The Top (obejmuje wjazd na 124. i 125. piętro) w godzinach szczytu – 216 AED/os., poza godzinami szczytu– 141 AED/os.,
At The Top Sky (obejmuje wjazd na 148. oraz 124. i 125. piętra) w godzinach szczytu – 525 AED/os., poza godzinami szczytu – 370 AED/os.
Na tym etapie trzeba podjąć dwie najważniejsze decyzje: na które piętro wyjechać i w jakich godzinach.
W pierwszej chwili chciałoby się wyjechać jak najwyżej… z drugiej – różnica zaledwie 24 pięter i ponad dwukrotny wzrost ceny studzi zapał. Uznaliśmy, że ta opcja nie warta jest swojej ceny. Przede wszystkim wilgotność powietrza spowodowana parowaniem wód Zatoki Perskiej oraz piach pustynny przenoszony i nawiewany do miasta sprawiają, że dobra widoczność w Dubaju to rzadkość. Właściwie cały czas Dubaj skąpany jest w chmurze pyłu. Im wyżej, tym trudniej dostrzec to, co na dole. Nie wspomnę o jakości zdjęć (a to przecież argument niepodważalny :P). Pierwsza decyzja podjęta – interesuje nas wycieczka na 124 piętro.
Decyzja druga – która godzina? Bo oczywiście idealnie byłoby za jednym razem zaliczyć widok i w dzień, i w nocy. Jedynym małym mankamentem tej koncepcji był fakt, że zapewne nie tylko my błysnęliśmy intelektem i takich pomysłowych Dobromirów ustawi się w kolejce więcej… Wiem, że gdybyśmy odpuścili wyjazd w godzinach szczytu umożliwiający zobaczenie Dubaju również po zmroku, to przez resztę wyjazdu „byłam, i nie zobaczyłam...” rezonowałoby w mojej głowie. Lepiej nie ryzykować - a więc druga arcyważna decyzja została podjęta. :) Ostateczna cena za parę (za jakąś godzinę „atrakcji”) wyniosłaby ok. 450 PLN. Do przełknięcia…. ale może by jeszcze pokombinować…? :D
Nawiązałam kontakt z Polką, która pracowała w hotelu znajdującym się w Burj Khalifie. Jako pracownik hotelowy dwa razy w tygodniu mogła bez ponoszenia kosztów wprowadzać swoich gości do znajdującej się na 124 piętrze strefie VIP :D Bingo!
Takie rozwiązanie oszczędziło nam stania w długaśnej kolejce do windy, a na górze przepychania się łokciami w walce o kawałek szyby. Obyło się też bez zniecierpliwionego wzroku innych turystów i presji z cyklu „a Psze Pani, a nie za długo stoi Pani przy tej szybie?” - przerabiałam w Sears Tower. Dziękuję.
W strefie VIP byliśmy zupełnie sami… mogliśmy się zrelaksować i napawać widokiem do bólu. W spokoju i ciszy, delektując się najlepszą kawą jaką w życiu piłam. Dodatkowo udało mi się umówić spotkanie na 17:00, dzięki czemu mieliśmy okazję zobaczyć Dubaj z tej wyjątkowej perspektywy i za dnia i po zmroku. Bajka!
A koszt „alternatywnej” wyprawy na czubaszek Burj Khalify? 150 AED/os. Idealnie!!!
No i klasyka - najlepszy widok oczywiście z toalety :D
Dubaj to miasto przyszłości, które wyznacza trendy w sektorze nowoczesnych technologii. Nieustannie rywalizuje ze światem pod względem najnowszych i największych projektów architektonicznych. Burj Khalifa jest wizytówką miasta i ikoną postępu - należy do niej kilka rekordów Guinessa.
Głód przekraczania kolejnych granic jest jednak tak duży, że górująca nad miastem Khalifa niebawem będzie miała towarzystwo. Emaar Properties rozpoczęło budowę kolejnej inwestycji - The Tower. Otwarcie planowane jest na 2020 rok. Spekuluje się, że zostanie przekroczona bariera 1000 metrów, wobec czego wszystko wskazuje na to, że Królowa już niedługo zostanie zdetronizowana.
Dzień 4. - Deira i Bur Dubai, czyli stare serce Dubaju.
Dubaj, dzięki swoim osiągnięciom architektonicznym, dość jednoznacznie się zdefiniował. Sięgające nieba wieżowce, 10-pasmowe autostrady, Dubaj Mall - największe centrum handlowe na świecie ze stokiem narciarskim i oceanarium pod dachem, fanaberie typu sztucznie usypane wyspy w kształcie palm, kosztujące kilkaset tysięcy dolarów policyjne radiowozy, jedno z największych lotnisk na świecie, czy siedmio-gwiazdkowy hotel… – to wszystko tworzy spójny wizerunek luksusu i przepychu.
Myśląc „Dubaj” to właśnie przychodzi nam do głowy…
Ale Dubaj ma też swoje drugie oblicze. Deira i Bur Dubaj miały być esencją Arabii. Tam miało bić prawdziwe serce miasta – postanowiliśmy to sprawdzić.
Deira leży w okolicach naturalnego zalewu morskiego Creek, dzielącego miasto na pół. Zwiedzanie starej części miasta zaczęliśmy od suków, czyli tradycyjnych targowisk. I szybko pożałowałam…
Lubię klimat lokalnych bazarów, ale teraz się upewniłam: ZDECYDOWANIE i DEFINITYWNIE – NIE arabskich!!! :evil:
Przeżyłam swego rodzaju „podróż do przeszłości” - do marokańskiego Jemaa el Fna i do wszystkich nieprzyjemnych wspomnień. Założone wtedy mentalne kotwice odpaliły na dubajskich sukach błyskawicznie… :? :x Ktoś kiedyś powiedział, że jak trafisz na arabskie targowisko, to tak jakbyś wpadł do akwarium z piraniami. Trudno o bardziej trafne porównanie. :roll: Dokładnie tak się czuję w zderzeniu z natrętnymi sprzedawcami. Do ich standardowego repertuaru należą m. in.: zachodzenie drogi, ciągnięcie za rękę, nagabywanie. Nachalne i powtarzane pierdylion razy zaczepki „Shakira, Shakira!” (ruda Shakira – no comment :P), no i w końcu hit – niezwykle lotna taktyka - „połów na szal”. Na odchodne, z nienacka, zarzucają ci szal na szyje, zupełnie tak, jakby naprawdę wierzyli, że ten desperacki akt w magiczny sposób otworzy ci oczy i zmienisz decyzję. Kto wie... A nuż, twój otępiony i skołatany ilością bodźców mózg, na chwilę straci czujność i wtedy właśnie, w przypływie chwilowego ogłupienia, stwierdzisz, że w majtkowym różu to ci jednak do twarzy.... ;| - komedia. Nie wiem, może jestem nieobiektywna, ale to zdecydowanie nie moja bajka… Moja strefa komfortu to dość delikatny obszar, który w tego typu miejscach jest zbyt często i zbyt bezpardonowo naruszany. Mało rzeczy na świecie potrafi tak szybko wygenerować we mnie irytację sięgającą tak niebezpiecznie wysokiego poziomu… :evil:
Nie będę się rozpisywać o największym na świecie bazarze złota, gdzie ponoć przechowywanych jest w sumie 25 ton błyszczącego kruszcu, ani o bajecznie kolorowym i pachnącym targu przypraw. Potencjał jest, ale trudno czerpać jakąkolwiek przyjemność, kiedy przemieszczając się w labiryncie stoisk i kramików więcej energii tracisz na opędzanie się od natrętów, niż pożytkujesz na zakupy.
Z Deiry ewakuowaliśmy się w pośpiechu. Przepłynęliśmy taksówką wodną – abrą – do Al Fahidi, czyli starego miasta.. Abra to tradycyjna łódź, na pokład której wchodzi około 10-15 osób. Kurs kosztuje jedynie 1dirhama.
Sznur z paciorkami, przypominający różaniec to subha - muzułmański sznur modlitewny. Jest on częścią tradycji islamskiej. Składa się z 33 koralików, które służą do odliczania wszystkich 99 tzw. atrybutów (imion) Allaha, po każdej modlitwie. Widzieliśmy je w dłoniach mężczyzn dość często.
Dzielnica miasta po drugiej stronie kanału podobała mi się duuuuuuuuuuuuuuuuużo bardziej. Była tradycyjna i prawdziwa. Klimat był, ale był też spokój.
Moja strefa komfortu znowu nadymała się swobodnie jak balonik. :mrgreen: