Z Apo pochodzi jedno z moich ulubionych filipińskich wspomnień. Ostatnie stateczki wycieczkowe z turystami opuszczały zwykle wyspę popołudniu, pozostawiając nam magię wieczorów przy malowniczo-zachodzącym słońcu oraz cudownie-błogie noce, kiedy „cisza gra”, prawie na wyłączność.
„Prawie”, ponieważ na przygotowany przez naturę spektakl zwykle czekaliśmy na wybrzeżu z pokaźną grupą lokalsów.
:D Najpierw wspólnie dogrzewaliśmy się ostatnimi promieniami słońca, a kiedy to znikało za horyzontem „czas antenowy” przejmowały kipiące energią dzieci.
:lol:
Uśmiech leczy i podnosi na duchu. Zbliża, dodaje odwagi, przełamuje lody i… nic nie kosztuje. ? Szczerbałkowa bomba energetyczna, funkcja selfi w komórce i... cytując klasyka: "stop this madnessss"! ? Radość w najczystszej postaci. ??? Dzieciaki totalnie skradły nasze serca. ?
I jeszcze jedna rzecz – na Apo Island nie ma wody pitnej. Jest ona codziennie dostarczana z sąsiedniej wyspy i pożytkowana w sposób niezwykle oszczędny. Z uwagi na brak wodociągów oraz dostęp do energii elektrycznej w ograniczonym zakresie, oferowany na wyspie standard możne być zaskoczeniem dla bardziej wymagających turystów. W naszych łazienkach nie było bieżącej wody, tylko dwa baniaki: z wodą morską i słodką. Woda była zimna
:D i nie czarujmy się - trzeba było się trochę nagimnastykować, żeby ogarnąć poranną i wieczorną toaletę, np. z myciem włosów.
:D Można było też wiecznie mylić baniaki
:P i np. po morskiej kąpieli zmyć z siebie sól i piach wodą…. słoną – tak, robiłam wielokrotnie.
:lol:
:lol:
:lol: Po zachodzie słońca prąd był tylko do 21, w porywach do 22. Dla nas nie miało to zupełnie żadnego znaczenia. Właściwie to chyba nawet traktowaliśmy to jako dodatkową atrakcję. Planując noclegi na wyspie warto wziąć to jednak pod uwagę. Ostatecznie nie dla wszystkich polewanie się zimną wodą z miski może być zachęcające. I ja to szanuję… hahha ?BOHOL, czyli Zielono Mi !!!
Bohol jest większą i zdecydowanie bardziej popularną turystycznie wyspą niż Apo. Można się na nią dostać na dwa sposoby – drogą lotniczą lub wodną. My wybraliśmy opcję drugą. Skorzystaliśmy z oferty OceanJetFerry na odcinku Dumaguette – Tagbilaran i za ok. 800PHP/os + bagaż (w klasie economy
:) ) zafundowaliśmy sobie ok. 40-minutowy rejs.
Na pokładzie statku czekał nas taki obrazek. I choć jeszcze grubo przed wyjazdem czytałam o walkach kogutów na Filipinach. Oglądałam reportaże o ich brutalności i bezwzględności, jaką wykazują się właściciele tych zwierząt, to w tamtej chwili, na statku jakoś pierwszy raz uderzyła mnie ta myśl w dwójnasób. Walki kogutów to tradycja. Organizowane są nieprzerwanie od stuleci i wrosły w filipińską kulturę niezwykle mocno. Skala zjawiska jest ogromna. Na Filipinach właściwie każdy inwestuje w koguta, którego później szkoli i przygotowuje do krwawej walki na śmierć i życie. Ptaki faszerowane lekami i sterydami przyzwyczajane są do hałasu i rażącego światła w nocy, aby wystawione na arenę nie bały się reflektorów i głośnego aplauzu. Trudno mi zaakceptować fakt, że w XXI wieku nadal zezwala się na bezsensowne męczenie i torturowanie zwierząt ku uciesze gawiedzi… Walki są krwawe i bardzo brutalne. Ptaki zadziobują się na śmierć lub tną oponenta ostrzem przywiązanym do nogi. Wszystko trwa od kilku do kilkunastu minut. Przegrany kogut się wykrwawia, a zwycięzca, w zależności od poniesionych w walce ran, dzieli los przeciwnika lub jest szyty i po szybkiej rekonwalescencji wystawiany do kolejnej walki… Wszystko odbywa się w ogromnych emocjach, przy głośnym dopingu tłumów mężczyzn i zakładach za wielkie pieniądze. To filipiński sposób na odreagowanie stresu, relaks, ale i forma hazardu, która daje realną możliwość zarobienia szybkich pieniędzy i zyskanie pewnego prestiżu. Szkoda, że kosztem cierpienia kogutów.
Mówi się, że Bohol to Filipiny w pigułce, bo stosunkowo niewielka powierzchnia oferuje zarówno lśniące w słońcu piaszczyste plaże Panglao (sąsiadująca wysepka połączona mostami z Boholem), błękit otaczającej go wody wraz z fascynującym, różnobarwnym światem pod jej powierzchnią (wyspa stanowi świetną bazę wypadową na okoliczne nurki), jak i intensywnie soczystą zieleń interioru skrywającą unikalne skarby natury. Nasze kolejne dni na Palawanie miały minąć pod znakiem hamaków, rumu, plaż i kąpieli wodnych, dlatego też będąc na Boholu postawiliśmy na aktywną formę spędzania czasu i postanowiliśmy skupiliśmy się na odkrywaniu jego wewnętrznej części. Poza tym, nasze rozważania pt. „a może by…” dotyczące leniuchowania na plażach Panglao szybko rozwiała pogoda, która na Boholu nas nie rozpieszczała. Intensywne deszcze i nisko zawieszone chmury towarzyszyły nam prawie przez cały pobyt na wyspie.
Nasze chciejstwa przewidywały 4 najważniejsze i najbardziej popularne atrakcje, porozrzucane w różnych częściach Boholu. Najszybszym i najprostszym sposobem na dotarcie do nich było wypożyczenie skutera. A że ceny wynajęcia dwukółka na Filipinach są śmiesznie niskie, to tego typu formę plądrowania wyspy zaadoptowaliśmy na wszystkie 4 dni pobytu.
:mrgreen: Jednodniowy koszt wahał się w granicach 450-600 PHP. Przy niewielkich umiejętnościach negocjacyjnych i dłuższym wynajmie można było dodatkowo zejść z ceny – zapłaciliśmy ostatecznie 400 PHP. Za litr benzyny sprzedawany w gustownych butelkach po coca-coli płaciliśmy średnio 45-50 PHP.
:D Skuterkowe wojaże zawsze wywołują u mnie dreszczyk ekscytacji. Już na kilka dni „przed” aktywują niecierpliwe przebieranie nogami. Uwielbiam tą formę zwiedzania, bo daje mi beztroskie poczucie wolności. Swobody. Niezależności. Ze względu na deszcze nasze wstępne plany dość płynnie się zmieniały. Dzięki skuterom mogliśmy sobie pozwolić na elastyczność. Poza tym, drogi na Boholu są dobrej jakości, a ruch nie jest duży. Zamiast duchoty w wypełnionych po brzegi jeepneyach „wiatr we włosach, w oczach łzy, na liczniku 43
:D”. Lubię.
:mrgreen:
Bambusowy Most w Sevilli, czyli Spacer z Wyimaginowanym Krasnalem
:lol:
Sevilla to mała wioska, która znana jest z dwóch zawieszonych nad rzeką bambusowych mostów. Niby nic wielkiego. Mosty ani wybitnie długie, ani przerzucone wybitnie wysoko. „Barierki” za to wyplecione na wysokości kompatybilnej z przeciętnym, niskim Azjatą, a nie wysokim Europejczykiem. W związku z tym przejście chybotliwą konstrukcją na ugiętych nogach stanowiło pewne wyzwanie i przypominało spacer z wyimaginowanym krasnalem. Dla obserwatora z boku musiało to wyglądać komicznie.
Bambusowe kładki trzeszczą i skrzypią przy każdym kroku. Po opadach deszczu są śliskie. Wiatr rzuca nimi na boki, a przechodzący ludzie wprawiają je w ruch sinusoidalny – przez co momentami zachowują się jak trampolina. No szał… Maksowi wpadła stopa pomiędzy bambusowy splot i miał spore problemy, żeby ją z potrzasku wydostać. Gdyby przytrafiło się to mnie, umarłabym na zawał! No więc - wygląda banalnie, ale odnotowałam znaczny wzrost tętna.
:lol:
Dzięki bogu konstrukcja została wzmocniona i ustabilizowana stalowymi linami. Po drugiej stronie rzeki czekały na nas kramiki z pamiątkami i koszulkami. I szkoda tylko, że produktów nie rozdawali za friko w ramach nagrody za odwagę i odniesione zwycięstwo.
:D Bo należało się jak nic!
:P Koszt: 35 PHP
Po pierwsze, super zdjęcia! A po drugie, jak ja Wam zazdroszczę tych pustek w meczecie w Abu Zabi... Niech zgadnę - byliście tam punktualnie na otwarcie? Gdy byłem tam w listopadzie 2017, otaczał mnie istny tłum (byłem wieczorem). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
Przeczytane od deski do deski. Oto dowód: "Komunikacja miejsca"
;)A tak bardziej poważnie, po tych interesujących wpisach chyba zmienię zdanie na temat długości mojego potencjalnego pobytu w przyszłości w Dubaju
:) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
Relacja super, 2 lata temu miałem podobny wyjazd Dubaj, APO, Siqujor, Bohol, Manila.Jedna uwaga, z tego co wiem to mundial 2022 będzie w Katarze a nie w Dubaju
:D „Według międzynarodowych raportów ok. 250 tys. robotników z południowo-wschodniej Azji żyje w Dubaju poniżej standardów cywilizacyjnych. Według Human Rights Watch podczas przygotowań do mundialu w 2022 r. co dwa dni z upału i przepracowania umiera jeden robotnik z Nepalu (brakuje danych dotyczących robotników z Indii, Sri Lanki i Bangladeszu). ”
A widzisz! Słusznie... Nie interesowałam się mundialem, nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić. Zacytowany tekst w całości można znaleźć w internecie. ?
Swietna relacja! Ja Dubaj kocham i nigdy sie tam nie nudze. Zawsze jest cos do ogladania czy robienia. Sprostuje tylko, ze stok narciarski nie jest w Dubai Mall, ale w Mall of the Emirates. I z kuponem z aplikacji The Entertainer, calkiem przystepny cenowo.Filipiny natomiast wcale mnie nie kreca... Ale relacja i tak pierwsza klasa!
@oskiboski nie
:) na Boholu gotówka załatwia wszystko
:) nie wiem jak w przypadku policji, nie miałam okazji sprawdzić
:lol: oprócz opłaty za wypożyczenie skutera brali dodatkowo kaucję, ale jakieś śmieszne kwoty
Z Apo pochodzi jedno z moich ulubionych filipińskich wspomnień. Ostatnie stateczki wycieczkowe z turystami opuszczały zwykle wyspę popołudniu, pozostawiając nam magię wieczorów przy malowniczo-zachodzącym słońcu oraz cudownie-błogie noce, kiedy „cisza gra”, prawie na wyłączność.
„Prawie”, ponieważ na przygotowany przez naturę spektakl zwykle czekaliśmy na wybrzeżu z pokaźną grupą lokalsów. :D Najpierw wspólnie dogrzewaliśmy się ostatnimi promieniami słońca, a kiedy to znikało za horyzontem „czas antenowy” przejmowały kipiące energią dzieci. :lol:
Uśmiech leczy i podnosi na duchu. Zbliża, dodaje odwagi, przełamuje lody i… nic nie kosztuje. ? Szczerbałkowa bomba energetyczna, funkcja selfi w komórce i... cytując klasyka: "stop this madnessss"! ? Radość w najczystszej postaci. ??? Dzieciaki totalnie skradły nasze serca. ?
I jeszcze jedna rzecz – na Apo Island nie ma wody pitnej. Jest ona codziennie dostarczana z sąsiedniej wyspy i pożytkowana w sposób niezwykle oszczędny. Z uwagi na brak wodociągów oraz dostęp do energii elektrycznej w ograniczonym zakresie, oferowany na wyspie standard możne być zaskoczeniem dla bardziej wymagających turystów. W naszych łazienkach nie było bieżącej wody, tylko dwa baniaki: z wodą morską i słodką. Woda była zimna :D i nie czarujmy się - trzeba było się trochę nagimnastykować, żeby ogarnąć poranną i wieczorną toaletę, np. z myciem włosów. :D Można było też wiecznie mylić baniaki :P i np. po morskiej kąpieli zmyć z siebie sól i piach wodą…. słoną – tak, robiłam wielokrotnie. :lol: :lol: :lol: Po zachodzie słońca prąd był tylko do 21, w porywach do 22.
Dla nas nie miało to zupełnie żadnego znaczenia. Właściwie to chyba nawet traktowaliśmy to jako dodatkową atrakcję. Planując noclegi na wyspie warto wziąć to jednak pod uwagę. Ostatecznie nie dla wszystkich polewanie się zimną wodą z miski może być zachęcające. I ja to szanuję… hahha ?BOHOL, czyli Zielono Mi !!!
Bohol jest większą i zdecydowanie bardziej popularną turystycznie wyspą niż Apo.
Można się na nią dostać na dwa sposoby – drogą lotniczą lub wodną. My wybraliśmy opcję drugą. Skorzystaliśmy z oferty OceanJetFerry na odcinku Dumaguette – Tagbilaran i za ok. 800PHP/os + bagaż (w klasie economy :) ) zafundowaliśmy sobie ok. 40-minutowy rejs.
Na pokładzie statku czekał nas taki obrazek. I choć jeszcze grubo przed wyjazdem czytałam o walkach kogutów na Filipinach. Oglądałam reportaże o ich brutalności i bezwzględności, jaką wykazują się właściciele tych zwierząt, to w tamtej chwili, na statku jakoś pierwszy raz uderzyła mnie ta myśl w dwójnasób.
Walki kogutów to tradycja. Organizowane są nieprzerwanie od stuleci i wrosły w filipińską kulturę niezwykle mocno. Skala zjawiska jest ogromna. Na Filipinach właściwie każdy inwestuje w koguta, którego później szkoli i przygotowuje do krwawej walki na śmierć i życie.
Ptaki faszerowane lekami i sterydami przyzwyczajane są do hałasu i rażącego światła w nocy, aby wystawione na arenę nie bały się reflektorów i głośnego aplauzu. Trudno mi zaakceptować fakt, że w XXI wieku nadal zezwala się na bezsensowne męczenie i torturowanie zwierząt ku uciesze gawiedzi… Walki są krwawe i bardzo brutalne. Ptaki zadziobują się na śmierć lub tną oponenta ostrzem przywiązanym do nogi. Wszystko trwa od kilku do kilkunastu minut. Przegrany kogut się wykrwawia, a zwycięzca, w zależności od poniesionych w walce ran, dzieli los przeciwnika lub jest szyty i po szybkiej rekonwalescencji wystawiany do kolejnej walki… Wszystko odbywa się w ogromnych emocjach, przy głośnym dopingu tłumów mężczyzn i zakładach za wielkie pieniądze. To filipiński sposób na odreagowanie stresu, relaks, ale i forma hazardu, która daje realną możliwość zarobienia szybkich pieniędzy i zyskanie pewnego prestiżu. Szkoda, że kosztem cierpienia kogutów.
Mówi się, że Bohol to Filipiny w pigułce, bo stosunkowo niewielka powierzchnia oferuje zarówno lśniące w słońcu piaszczyste plaże Panglao (sąsiadująca wysepka połączona mostami z Boholem), błękit otaczającej go wody wraz z fascynującym, różnobarwnym światem pod jej powierzchnią (wyspa stanowi świetną bazę wypadową na okoliczne nurki), jak i intensywnie soczystą zieleń interioru skrywającą unikalne skarby natury.
Nasze kolejne dni na Palawanie miały minąć pod znakiem hamaków, rumu, plaż i kąpieli wodnych, dlatego też będąc na Boholu postawiliśmy na aktywną formę spędzania czasu i postanowiliśmy skupiliśmy się na odkrywaniu jego wewnętrznej części. Poza tym, nasze rozważania pt. „a może by…” dotyczące leniuchowania na plażach Panglao szybko rozwiała pogoda, która na Boholu nas nie rozpieszczała. Intensywne deszcze i nisko zawieszone chmury towarzyszyły nam prawie przez cały pobyt na wyspie.
Nasze chciejstwa przewidywały 4 najważniejsze i najbardziej popularne atrakcje, porozrzucane w różnych częściach Boholu. Najszybszym i najprostszym sposobem na dotarcie do nich było wypożyczenie skutera. A że ceny wynajęcia dwukółka na Filipinach są śmiesznie niskie, to tego typu formę plądrowania wyspy zaadoptowaliśmy na wszystkie 4 dni pobytu. :mrgreen: Jednodniowy koszt wahał się w granicach 450-600 PHP. Przy niewielkich umiejętnościach negocjacyjnych i dłuższym wynajmie można było dodatkowo zejść z ceny – zapłaciliśmy ostatecznie 400 PHP. Za litr benzyny sprzedawany w gustownych butelkach po coca-coli płaciliśmy średnio 45-50 PHP. :D
Skuterkowe wojaże zawsze wywołują u mnie dreszczyk ekscytacji. Już na kilka dni „przed” aktywują niecierpliwe przebieranie nogami. Uwielbiam tą formę zwiedzania, bo daje mi beztroskie poczucie wolności. Swobody. Niezależności. Ze względu na deszcze nasze wstępne plany dość płynnie się zmieniały. Dzięki skuterom mogliśmy sobie pozwolić na elastyczność. Poza tym, drogi na Boholu są dobrej jakości, a ruch nie jest duży. Zamiast duchoty w wypełnionych po brzegi jeepneyach „wiatr we włosach, w oczach łzy, na liczniku 43 :D”. Lubię. :mrgreen:
Bambusowy Most w Sevilli, czyli Spacer z Wyimaginowanym Krasnalem :lol:
Sevilla to mała wioska, która znana jest z dwóch zawieszonych nad rzeką bambusowych mostów. Niby nic wielkiego. Mosty ani wybitnie długie, ani przerzucone wybitnie wysoko. „Barierki” za to wyplecione na wysokości kompatybilnej z przeciętnym, niskim Azjatą, a nie wysokim Europejczykiem. W związku z tym przejście chybotliwą konstrukcją na ugiętych nogach stanowiło pewne wyzwanie i przypominało spacer z wyimaginowanym krasnalem. Dla obserwatora z boku musiało to wyglądać komicznie.
Bambusowe kładki trzeszczą i skrzypią przy każdym kroku. Po opadach deszczu są śliskie. Wiatr rzuca nimi na boki, a przechodzący ludzie wprawiają je w ruch sinusoidalny – przez co momentami zachowują się jak trampolina. No szał… Maksowi wpadła stopa pomiędzy bambusowy splot i miał spore problemy, żeby ją z potrzasku wydostać. Gdyby przytrafiło się to mnie, umarłabym na zawał! No więc - wygląda banalnie, ale odnotowałam znaczny wzrost tętna. :lol:
Dzięki bogu konstrukcja została wzmocniona i ustabilizowana stalowymi linami. Po drugiej stronie rzeki czekały na nas kramiki z pamiątkami i koszulkami. I szkoda tylko, że produktów nie rozdawali za friko w ramach nagrody za odwagę i odniesione zwycięstwo. :D Bo należało się jak nic! :P
Koszt: 35 PHP