+2
Maxima0909 13 lipca 2019 21:29
DSC00114-Resizer-800.jpg



DSC00124-Resizer-800.jpg



DSC02308p-Resizer-800.jpg



DSC02317p-Resizer-800.jpg



DSC00021-Resizer-800.jpg



DSC02284p-Resizer-800.jpg



DSC00047-Resizer-800.jpg


A! i to właśnie na Duli Beach dzieje się magia!!! Ale o tym w kolejnym poście. :D :D :D

Safari Beach?
Bujać się na hamaku, w cieniu palm. Z widokiem na pustą, lśniącą w słońcu plażę i bezkresne morze. Słyszeć szum fal, czuć łagodną bryzę na ciele… Pić ulubiony owocowy koktajl… Uwielbiam.
…ale nie za długo. :D

Wsiedliśmy więc na skutery i korzystając z google maps spontanicznie wybraliśmy kolejną plaże, na chybił-trafił, której status piękna i warunki bytowe postanowiliśmy zbadać komisyjnie. Strzał padł na Safari Beach, ale właściwie nie mam pewności co do tego, czy plaża, do której ostatecznie udało nam się dojechać była tą, do której pierwotnie zmierzaliśmy.
Początkowo chwilę kluczyliśmy w labiryncie tak samo wyglądających, słabo oznakowanych ścieżek. Kiedy wydawało nam się, że odnaleźliśmy właściwą drogę i teraz pójdzie już jak z płatka, przygoda się dopiero zaczynała. Egzaminem na prawo jazdy – Level Expert z przyświecającym celem „Safari Beach” w tle. Ciągnąca się kilometrami wyboista droga. Zero asfaltu. Co chwilę pnąca się stromo w górę, po to, by zaraz za wzniesieniem z powrotem opaść. Pokonywana w ślimaczym tempie, bo koła nieustannie boksowały. Mnóstwo luźnych kamieni i piachu! W praktyce, częściej ze wzniesień osuwaliśmy się na lawinie kamyczków, niż zjeżdżaliśmy. No i bardzo głębokie, wypłukane przez deszcz, pionowe koleiny, które miejscami tworzyły gęstą sieć kanałów. Ciężko było je ominąć. Jednym słowem – nigdy nie dojechałabym kierując skuterem sama. Generalnie przypuszczam, że upierdliwość drogi zniechęciła już na wczesnym etapie lwią część zapaleńców przed nami…

Trzeba było się wykazać sporym samozaparciem i determinacją, żeby w postanowieniu wytrwać. Ja mam słabą silną wolę i wiem, że gdyby dalsza podróż zależała ode mnie, sukcesu by nie było. :D Odpuściłabym w przedbiegach. Ale nie byłam. :P Pozostało mi tylko zaprzeć się nogami, mocno się trzymać, opcjonalnie zamknąć oczy i od czasu do czas, dodając sobie otuchy pokrzykiwać Geeeerooonimoooo!!! :lol: :

No i warto było....

20190125_120457p-Resizer-800.jpg



DSC02381p-Resizer-800.jpg


Dotarliśmy w końcu do ukrytej, zupełnie odizolowanej i zapomnianej plaży… Pokrytej piaskiem o idealnie równej, nietkniętej powierzchni, czesanej tylko wiatrem. Zachwyciliśmy się jej totalną dzikością. Była piękna.

DSC02384p-Resizer-800.jpg



DSC02392p-Resizer-800-Resizer-800.jpg



DSC00181-Resizer-800.jpg



DSC00193-Resizer-800.jpg



DSC00201-Resizer-800.jpg


…ale wkrótce okazała się być równie niegościnna.
Po pierwsze: rozgrzany do miliona stopni piasek palił stopy tak niemiłosiernie, że po heroicznym przebiegnięciu całej szerokości plaży i dotarciu do wody poważnie rozważałam opcję pozostania w niej na wieki. Droga powrotna bynajmniej nie napawała optymizmem.
Po drugie: jakieś bliżej nieokreślone gryzące dziadostwo dwoiło się i troiło, aby nas z dziewiczej plaży wykurzyć. Przysięgam - miałam wrażenie, że z odsieczą przeleciało owadzie wsparcie z całej wyspy. Kojarzycie te bajki, w których roje os komasowały swoje siły i formowały w powietrzu olbrzymie znaki delikatnie, acz stanowczo nakłaniające do natychmiastowego opuszczenia terenu? No właśnie… Prawie WIDZIAŁAM TO NA WŁASNE OCZY! :lol:
I po ostatnie :D: nagle doceniłam istnienie choćby jednej, symbolicznej knajpki na plaży.

Ich istnienie (w zachowaniem stosownego umiaru) w miejscu gdzie wypoczywasz i spędzasz cały dzień jest ogromnym plusem. O ile odnalezienie zupełnie bezludnej plaży jest przeżyciem fajnym samym w sobie (czujesz się jak prawdziwy odkrywca), tak już przetrwanie w miejscu zupełnie odciętym i odległym od jakiejkolwiek cywilizacji, przy tak wymagających warunkach pogodowych jest zupełną abstrakcją. Tego typu plaże może fajnie wyglądają, ale wypoczywać się na nich nie da. :P@oskiboski nie :) na Boholu gotówka załatwia wszystko :) nie wiem jak w przypadku policji, nie miałam okazji sprawdzić :lol:
oprócz opłaty za wypożyczenie skutera brali dodatkowo kaucję, ale jakieś śmieszne kwotyIsland hopping

Jeden dzień pobytu na Palawanie poświeciliśmy na Island hopping, czyli najpopularniejszą formę zwiedzania okolicznych wysepek. Biur podróży z jednodniową wycieczką po archipelagu Bacuit było jak grzybów po deszczu. W sprzedaży standardowo są cztery trasy A, B, C i D. Oferty wydawały nam się na tyle zbliżone, że nie poświęciliśmy czasu na wnikliwą analizę żadnej z nich. Wiedzieliśmy, że interesuje nas snorkling, więc idąc tym tropem od początku koncentrowaliśmy się głównie na opcji C, która miała nam zapewnić go najwięcej.
Koszt wycieczki (z lunchem w cenie) to 1400 PHP. To najdroższa trasa, ale jak mniemam, cena podyktowana jest odległością miejsc docelowych od El Nido. Jest natomiast standardowa dla wszystkich agencji. Czas trwania – 7 godzin.

Czy według mnie to dobrze wydane pieniądze?
I tak, i nie.

Co do tego, że archipelag ma do zaoferowania przepiękne spoty do snurkowania nie mam najmniejszych wątpliwości – oglądałam dziesiątki relacji z tego typu wycieczek i można trafić świetnie. Prawdopodobnie nasza ignorancja w tej materii zebrała żniwo. :D Nie poświęciliśmy czasu na porównanie ofert i poszukanie rekomendowanych biur. Całymi dniami plądrowaliśmy wyspę na skuterach, a wieczorami skupialiśmy się raczej na degustacji rumu. :P
Rezultat? Pokrótce - bogatego, podwodnego życia zatoki Bacuit nie widziałam wcale. Snurkowanie na pewno nie było traktowane priorytetowo. Ba! nie wiem, czy w ogóle było brane pod uwagę. :D

20190123_085457-Resizer-800.jpg


Teraz, dokładniej analizując miejsca, które teoretycznie wchodzą w skład oferty sądzę, że niewiele zaryzykowałabym twierdząc, że nasza trasa nie była nawet trasą C. :D Mam wrażenie, że nie widziałam żadnego z wyżej wymienionych miejsc. Hahahaaha. No comment. :lol:

Ale po kolei. Pierwszy przystanek. Plaża bajkowo usytuowana, widoczki zacne, ale tłoczno. Niski poziom wody, dość duże prądy, które utrudniały ustanie w wodzie w jednym miejscu, a pod powierzchnią cała masa ostrych jak żyletki raf. Fale rzucały ludźmi jak kukiełkami. Po kilku nieprzyjemnych otarciach aktywował mi się mode „ruda maruda” i przesłało mi się w wodzie podobać. :P Zimne piwo na plaży było bardziej atrakcyjne. Ryb nie zauważyłam….

DSC02234-Resizer-800.jpg



DSC09970-Resizer-800.jpg



DSC02242p-Resizer-800.jpg



DSC09974-Resizer-800.jpg



DSC09976-Resizer-800.jpg



DSC09979-Resizer-800.jpg



DSC09980p-Resizer-800.jpg



Punkt drugi – mała kameralna plaża. Zdecydowanie za mała na przyjęcie kilku łódek turystów. Dopłynęliśmy chyba jako ostatni, co w rezultacie miało swoje plusy i minusy. Początkowy tłok i szok, bo ciężko było sobie znaleźć w ścisku miejsce, ale ostatecznie grupy, które wcześniej przypłynęły wcześniej plaże opuściły, zostawiając nas w niewielkim składzie.

Samo dostanie się do plaży było dość trudne, nawet dla osób potrafiących pływać. Łódź początkowo zacumowała w przesmyku między skałami. Nie wyglądało to bezpiecznie. Wpływające w wąskie gardło fale nabierały mocy i znosiły na skały. Woda była głęboka i przyznaje, miałam pietra. Starsi państwo (uczestnicy wycieczki) stanowczo odmówili wyjścia z łodzi i ostatecznie wynegocjowali podpłynięcie do plaży z innej, rozsądniejszej strony. Szkoda, że decyzja została podjęta już po mojej heroicznej walce z falami i kilku nowych obtarciach. :D

DSC02263p-Resizer-800.jpg



IMG_1803p-Resizer-800.jpg



DSC09987-Resizer-800.jpg



DSC09993-Resizer-800.jpg



DSC09989p-Resizer-800.jpg



DSC09990-Resizer-800.jpg


Na plaży zaplanowany był lunch.
Na rozstawiony na piasku stół wjechała cała masa pyszności. Świeżo grillowana ryba, krewetki, kraby, smażone warzywa, sałatki, ryż i soczyste owoce. Nie wiem co wzmogło doznania - czy okoliczności przyrody w jakich spożywaliśmy posiłek, czy fakt, że byłam głodna – ale wszystko było przepyszne.

IMG_1806p-Resizer-800.jpg



DSC02266p-Resizer-800.jpg



DSC02267p-Resizer-800.jpg



DSC02280p-Resizer-800.jpg


Gdy hordy ludzi opuściły niewielki skrawek lądu i zrobiło się ciszej, okazało się, że mini plaże zamieszkiwały warany, które skuszone zapachami i ciekawością zaczęły niepewnie wypełzać ze skalnych jam. Były zaskakująco szybkie i raczej nie miały celebryckiej natury, więc mam tylko jedno, marnej jakości zdjęcie. Ale żeby nie było “pics or it didn’t happen” to proszę!

DSC02274p-Resizer-800.jpg


Oczywiście nie były wielkości krewnych z Komodo, ale zobaczyć znienacka ponad metrowego jaszczura, zupełnie nie spodziewając się tego typu spotkania - no robi wrażenie. :P
Aha, i właśnie sobie uzmysłowiłam, że jakąś godzinę wcześniej, dokładnie w tym miejscu zacumowana była łódka, z której ochoczo wyskoczyłam podejmując się wyzwania „dotrzeć na brzeg”. Jak wyobrażę sobie spotkanie z takim jegomościem podczas walki o przetrwanie to mnie słabi.... :D

Zamieszanie z „przepakowywaniem” łódki i w konsekwencji spóźniony lunch sprawiły, że mieliśmy znaczną obsuwę czasową. Ze zdjęć mi wynika, że w międzyczasie zatrzymaliśmy się przy jakiejś większe lagunie? do której wpływaliśmy kajakami. Widoczki całkiem sympatycznie. :)

GOPR8658p-Resizer-800.jpg



GOPR8661p-Resizer-800.jpg



GOPR8688p-Resizer-800.jpg



GOPR8690p-Resizer-800.jpg



Kolejny stop to mini laguna… do której trzeba było dopłynąć o własnych siłach. Było to o tyle męczące, że poziom wody nie do końca pozwalał na swobodne ruchy. Momentami skamieniałe rafy były tak wysokie, że prawie ocierały o brzuch :P nie wspomnę o kolanach.
Jak już wreszcie udało mi się dotrzeć do niewielkiej szczeliny w skale prowadzącej do tajemniczej laguny okazało się, że aby zajrzeć do jej wnętrza trzeba ustawić się w kolejce... jak do sklepu.
A w środku? Stłoczeni na ograniczonej wysokimi skałami powierzchni ludzie kłębili się ciasno jak sardynki w puszce.… Woda po kolana. Mętna. Wzburzony przez dziesiątki ludzkich stóp piasek uniemożliwiał kontrolowanie tego, co dzieje się pod powierzchnią. Mało światła. Było już mocno po południu, więc zupełnie zacienione miejsce straciło wszelkie kolory i magię… Na domiar tego wszystkiego bliżej niezidentyfikowane stworzenie zaczęło pod wodą podgryzać moje krwawiące otarcia… W takich miejscach kumulują się moje wszystkie strachy i demony. Jakaś forma klaustrofobii, dyskomfort który odczuwam w tłumie, obawa przed przebywaniem w wodzie, pod powierzchnią której niczego nie widzę… Wpadam wtedy w jakiś dziwny rodzaj paniki, a świadomość tego, że natychmiastowe wypisanie się z tego typu imprezy mało kiedy jest natychmiastowe :P potęguję we mnie napięcie… Matko, jak bardzo NIEEEE…
Szczelina w skale służyła zarówno tym, którzy chcieli ukrytą lagunę zobaczyć, jak i tym, którzy ją zobaczyli, a teraz chcieli się z niej jak najszybciej wydostać (yeap, that’s me) :P Kolejka wewnątrz nie była wiele krótsza od tej na zewnątrz… Dłużyło mi się… oj dłużyło.

Na 4 stop nie wystarczyło nam już czasu. Co prawda gdzieś tam dopłynęliśmy… ale nikt z uczestników nie zdecydował się już na kąpiel w wodzie. Snurkowanie i podziwianie podwodnego świata po zachodzie słońca traci sens.

Czy mam poczucie straconych pieniędzy? Absolutnie nie. Filipiny nie są drogie. Myślę, że kwota 100 złotych za ponad 7 godzinną wyprawę po wyspach, łącznie z przepysznym lunchem w cenie, nie jest zaporowa, a tego typu atrakcja może stanowić ciekawą alternatywę dla poruszania się między plażami tylko i wyłącznie na skuterze. Natomiast jeśli chodzi stricte o program naszej wycieczki i jego realizację to, w mojej ocenie, pozostawiało to dużo do życzenia.  Przestroga dla innych – warto się trochę rozeznać. :P

Dodaj Komentarz

Komentarze (17)

oskiboski 14 lipca 2019 15:02 Odpowiedz
Super relacja i zdjęcia przypadkiem też mam bilet na Filipiny za 150 zł przez Dubaj i muszę zaplanować 1 dzień :)
nakoniecswiata 15 lipca 2019 13:09 Odpowiedz
Świetnie się czytało (i oglądało) bardzo inspirująca relacja ;)
102470 15 lipca 2019 17:19 Odpowiedz
Byłem na PPS, wracam m.in. na TAG, czekam na część dalszą :)
tropikey 18 lipca 2019 21:45 Odpowiedz
Po pierwsze, super zdjęcia! A po drugie, jak ja Wam zazdroszczę tych pustek w meczecie w Abu Zabi... Niech zgadnę - byliście tam punktualnie na otwarcie? Gdy byłem tam w listopadzie 2017, otaczał mnie istny tłum (byłem wieczorem). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
maxima0909 19 lipca 2019 13:00 Odpowiedz
@tropikey tak, byliśmy raniuśko :) ale też zdjęcia starałam się robić tak, żeby w kadrze nie było tłumów... nie byliśmy tam sami ;-)
tropikey 21 lipca 2019 16:58 Odpowiedz
Przeczytane od deski do deski. Oto dowód: "Komunikacja miejsca" ;)A tak bardziej poważnie, po tych interesujących wpisach chyba zmienię zdanie na temat długości mojego potencjalnego pobytu w przyszłości w Dubaju :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
krzysztof76 31 lipca 2019 21:50 Odpowiedz
Relacja super, 2 lata temu miałem podobny wyjazd Dubaj, APO, Siqujor, Bohol, Manila.Jedna uwaga, z tego co wiem to mundial 2022 będzie w Katarze a nie w Dubaju :D „Według międzynarodowych raportów ok. 250 tys. robotników z południowo-wschodniej Azji żyje w Dubaju poniżej standardów cywilizacyjnych. Według Human Rights Watch podczas przygotowań do mundialu w 2022 r. co dwa dni z upału i przepracowania umiera jeden robotnik z Nepalu (brakuje danych dotyczących robotników z Indii, Sri Lanki i Bangladeszu). ”
maxima0909 1 sierpnia 2019 10:08 Odpowiedz
A widzisz! Słusznie... Nie interesowałam się mundialem, nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić. Zacytowany tekst w całości można znaleźć w internecie. ?
2catstrooper 1 września 2019 06:11 Odpowiedz
Swietna relacja! Ja Dubaj kocham i nigdy sie tam nie nudze. Zawsze jest cos do ogladania czy robienia. Sprostuje tylko, ze stok narciarski nie jest w Dubai Mall, ale w Mall of the Emirates. I z kuponem z aplikacji The Entertainer, calkiem przystepny cenowo.Filipiny natomiast wcale mnie nie kreca... Ale relacja i tak pierwsza klasa!
rw30 1 września 2019 22:46 Odpowiedz
świetne zdjęcia, trochę ich jak dla mnie za dużo, ale mimo wszystko są świetne : )
oskiboski 8 września 2019 19:06 Odpowiedz
Jak z wypożyczeniem skuterka na Bohol ? Chcieli prawko czy coś ? Ja niestety nie mam a skuterek taki przydatny :PWysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
maxima0909 10 września 2019 05:08 Odpowiedz
@oskiboski nie :) na Boholu gotówka załatwia wszystko :) nie wiem jak w przypadku policji, nie miałam okazji sprawdzić :lol: oprócz opłaty za wypożyczenie skutera brali dodatkowo kaucję, ale jakieś śmieszne kwoty
bozenak 6 października 2019 17:07 Odpowiedz
Naprawdę fajna relacja , mam nadzieję, że następna część będzie szybko ;) :oops:
buby 5 listopada 2019 20:46 Odpowiedz
Czekamy czekamy, super relacja :)
cuchara 25 lutego 2020 19:37 Odpowiedz
świetna relacja, i zdjęcia też - fajnie piszesz a wszystkie wskazówki przydadzą mi się bo już wkrótce zaczyna się mój długo wyczekany urlop
grzes830324 8 lipca 2020 12:02 Odpowiedz
cudowna fotorelacja :) przypomina mi wyprawę do Dubaju moją z 2018
grzes830324 9 lipca 2020 05:08 Odpowiedz
cudowna fotorelacja :) przypomina mi wyprawę do Dubaju moją z 2018