0
prz 31 lipca 2019 04:55
Nie pisałem jeszcze relacji, natomiast chętnie wrzucę kilka swoich przemyśleń i podsumowanie wyjścia na Huayna Potosi. Chętnie odpowiem na pytania :)

Mój pierwszy sześciotysięcznik - mapka z GPS: https://drive.google.com/open?id=1UkmD2 ... GznykadvqQ

Huayna Potosi - uważana za jeden z najprostszych 6 tysięczników, znajduje się nieopodal La Paz, de facto stolicy Boliwii. Samo La Paz położone jest na ~3600 m n.p.m., a lotnisko na 4000. W związku z tym jest to jedno z nielicznych lotnisk w których po starcie ciśnienie w kabinie rośnie, a nie maleje (standardowo w samolocie panuje ciśnienie równoważne wysokości ~2400 m n.p.m.)

Wycieczkę można odbyć w wersji dwudniowej lub trzydniowej. W wersji trzydniowej mamy dodatkowy dzień aklimatyzacyjny w campie 0 z krótkim spacerem i instruktarzem chodzenia w rakach. W wersji dwudniowej - od razu lecimy na trasę.

W La Paz jest mnóstwo agencji, które te wycieczki oferują - ja, za internetami, wybrałem tę o nazwie Huayna Potosi, której Camp 1 jest położony ok. 100 m wyżej od obozów pozostałych agencji. Wycieczka kosztowała 1100 BOB (615 złotych), po chwili cena spadła do 1030. Pamiętajmy jednak, że to Boliwia, więc cena jest dostosowywana na oko do Twojej zamożności :)

W cenę wycieczki wliczone było generalnie wszystko, włącznie z wynajmem sprzętu (ale większość miałem swoją, to był argument, który obniżył cenę do 1030).

Zgodnie z zasadami na jednego przewodnika może przypadać dwoje, nie więcej, turystów. Ze mną w grupie była Niemka, przez co odrobiłem wolontariat tłumaczenia hiszpańsko-angielskiego (no bo przewodnik - owszem - dwujęzyczny: Aymara i Hiszpański)

Plan był prosty - wyjazd z La Paz do obozu zerowego (4700 m npm), obiad, krótki spacer (do 4900 i z powrotem), spanie, śniadanie, obiad, wyjście do obozu 1 (5300 m n.p.m.), kolacja, drzemka, śniadanie wyjście na szczyt ok. 1 nad ranem. Po zdobyciu szczytu powrót do obozu 1, herbatka i zebranie bambetli, powrót do obozu zero, obiad i powrót do La Paz

W obozie zerowym generalnie panują luksusy - kuchnia, prąd, ciepła woda (tj. lepiej niż w moim 'hotelu' w La Paz), toalety. Obóz pierwszy to blaszako-namioty, też dość luksusowo jak na wysokość, za wyjątkiem jakości sławojki (no ale była...)

Jak (NIE) żyć?

W związku z ograniczonym czasem wymyśliłem sobie, że polecę do La Paz w czwartek rano, potwierdzę wycieczki i w piątek wyruszymy na wycieczkę. Wylot o 5:50 nie pozwolił na pójście spać w nocy ze środy na czwartek (przylot do Santiago z pracy ok. 22 - do domu po bagaże, kąpiel itp.). W La Paz szybka drzemka, pójście do agencji, szybki zakup czekolady i herbaty (o właśnie - termos nie jest wypożyczany w cenie wycieczki, a bardzo polecam mieć :). W międzyczasie nagłe zmiany pogody w Paranal spowodowały, że poleciałem z przeziębieniem.

Tak żyć nie należy - do obozu na 5400 ledwo doszedłem, a między obozem pierwszym, a szczytem zrezygnowałem chyba z 10 razy; sytuację ratował przewodnik, który powtarzał "a chodź jeszcze 100 metrów, bo blablabla" (choć jakieś 50 metrów od szczytu prawie go przekonałem i mnie chciał zostawić).

Dlaczego rezygnowałem?
1) Bo nie mogłem oddychać - na 2 kroki przypadały mi 4 oddechy i 6 uderzeń serca, na oko
2) Bo układ pokarmowy i oddechowy walczyły o drogi wspólne dla tego układu - nie wiedziałem czy kolejne 'kaszlnięcie' będzie wypluwaniem wydzieliny z płuc czy wyrzyganiem ostatniego jedzenia. W końcu rzygania nie było - ale chodzenie z uczuciem 'zaraz rzygnę' przez 4 godziny to ŻADNA przyjemność

Czyli jednak polecałbym się zaaklimatyzować przed taką wycieczką :)

Schodzenie było już trochę łatwiejsze, natomiast ok. 500 metrów przed obozem 0, idąc już na luzie bez raków (ale jednak w butach wysokogórskich, które NIE SĄ STWORZONE DO CHODZENIA BEZ RAKÓW), złapałem poślizg na warstwie lodu z wodą, który to zakończył się wywrotką z dość ciekawym ułożeniem nogi. Summa summarum - skręcenie kostki drugiego stopnia.

W tym miejscu dygresje i rekomendacje:

Dygresja - czy gdybym miał normalne buty to utrzymałbym równowagę, czy np. do skręcenia doszłoby złamanie?

Rekomendacja:
1) Axa-assistance - za ubezpieczenie ze sportami wysokiego ryzyka (jak kupowałem nie było limitu wysokości, obecnie jest to bodaj 6500 npm) zapłaciłem 93,87 PLN (ważność 25-30 lipca). Całkiem sprawny kontakt, wizyta w szpitalu bezgotówkowo. Polecenie warunkowe - jak mi zwrócą pieniądzę za but ortopedyczny, będzie pełne ;) [EDIT: zwrócili :)]

2) Zaaklimatyzować się - chyba najważniejsze; wydaje mi się, że jak ktoś nie chce tracić czasu na łażenie po La Paz to:

- można spędzić 1-2 dni chodząc np. po wyspie słońca na jeziorze Titicaca - wyspa jest na 4000 i, będąc tam w 2017, nie odczuwałem tego tak strasznie
- można zrobić jakiś trekking w okolicy La Paz (kanion Palca, dolina dusz - valle de las animas)

3) PUNKT NAJWAŻNIEJSZY

Taksówkarz, który wiózł mnie do szpitala w La Paz wyjaśnił WSZYSTKO.

- Gdzie lecimy?
- Clinica Alemana (wiadomo - niemiecka jakość, latynoski temperampent!)
- Co Ci się stało w nogę?
- Przewróciłem się i chyba skręciłem kostkę
- I gdzie to się stało?
- Jak schodziłem z Huayna Potosi, już blisko schroniska
- AH, a przed wejściem złożyłeś ofiarę Pachamamie i poprosiłeś o pozwolenie na wejście na górę?
- No... nie
- DZIWNYM NIE JEST! Jeśliś tego nie uczynił, oczywistym jest uraz. Wdzięcznym winieneś być, iż tak drobny; pewnie dlatego, że nie wiedziałeś Pachamama Ci odpuściła; mogło być o wiele gorzej... Do kliniki udać się rzecz ludzka, lecz boleści nie ulży... W to samo miejsce udać się lza by ofiarę przebłagalną złożyć i prosić o wybaczenie

Nie było ani momentu zawahania, uraz był w jego oczach oczywistością za moje wtargnięcie na teren Pachamamy. Ostatecznie, szczęśliwie ustaliliśmy, że mogę iść na jakąś górę w tej części Chile do której sięgało imperium Inków i tam złożyć ofiarę przebłagalną...

Dodaj Komentarz