0
kubus571 4 września 2019 12:09
Trochę zazdrosny o relacje @kasiak80 też podzielę się swoim spojrzeniem na to piękne miejsce.

Na wstępie dlaczego tam?

Bo nienawidzę upałów :) Miały być Wyspy Owcze zainspirowany jednym z deali na forum, jednak po przestudiowaniu dat i możliwości okazało się że wyjazd w okolicy końca roku szkolnego (warunek konieczny) kosztowałby 2x więcej niż ten zaproponowany na początku czerwca, a podróż trwałaby prawie 40h. Więc zamiast zmieniać daty zmieniliśmy kraj.
Bilety z Gdańska WizzAir do Tromso, powrót z Tromso Norwegianem via Oslo do Warszawy z bagażem rejestrowanym 1011pln.

Skład to 4 osobowa ekipa męska w większości zaprawiona w zeszłorocznych bojach pod Everestem.

Cel: : odpocząć, wejść na parę górek, sprać na dziko pod namiotem i nie martwić się o nic.

Zgrubna trasa (szczegóły później): Tromso - Senja - Lofoty - Vaeroy - Tromso.

Trasę zamierzaliśmy pokonać samochodem. Najtańszy o dziwo okazał się Hertz, razem z pełnym ubezpieczeniem na 9 dni wyszło ostatecznie 2524pln za Lexusa nx300h. Ogólnie to samochód był załatwiany telefonicznie przez polskie biuro i było o ponad 800zł tańszy od konkurencji czy też wykilkania tej samej opcji na stronie internetowej - nie wiem jak to możliwe, ale na fakturze dostaliśmy masę bonusów i zniżek. Przygotowani byliśmy na Toyotę Auris czy Forda Focusa a tu miła niespodzianka, Lexus okazał się fantastycznym autem na 4 osoby z bagażami był wręcz idealny a miejsca z tyłu jak w limuzynie. Generalnie plan był taki, że rozbijamy się z namiotem gdzieś w górach robimy sobie jakiś trek, zwijamy mandżur i jedziemy dalej - mniej więcej udało się to wykonać.

1 dzień 18.06.2019

Wylot z Gdańska mieliśmy o 17.40, niestety Wizzair na kilka tygodni przed wylotem zmienił rozkład i zamiast o 17ej już być w Tromso to dopiero mieliśmy startować, no ale trudno, jest dzień polarny 4h nadrobimy bez problemu. Do Gdańska dostaliśmy się Pierdolino standardowo z lekkim poślizgiem z samego rana, potem odpoczynek u kolegi z Trójmiasta który wybierał się z nami i w drogę na lotnisko.
Odprawa na lotnisku w Gdańsku jest tak tragiczna jak opisywana w niektórych tematach na forum, bramki dedykowane dla danego rejsu otwierane dość późno zważywszy że w podróż do Reyjaviku czy Tromso raczej większość osób ma bagaż rejestrowany. Co ciekawe plecaków turystycznych nie nadaje się na stanowisku tylko trzeba wrzucić je do bagażu nadwymiarowego, bo paski i zatrzaski mogą się powciągać w rolki taśmociągu (podobno jakiś nowy system - nie wiem nie znam się). Reszta przygody na lotnisku raczej bez historii, duty free, fajki, alkohol, palarnia, szybki McDonald's i lecimy.
Już po 2 godzinach lotu widać było, że nie będzie nam dane podziwiać widoków przy lądowaniu, pułap chmur poniżej 1000m, szaro buro i ponuro, ale w końcu człowiek się nie poci wyjmując rękę z kieszeni. Lądowanie gładkie, bagaż odebrany szybko, to okienka w Hertz, miła niespodzianka z racji upgradu samochodu i w drogę.
Jak większość pierwsze kroki poczyniliśmy do Remy, bo podstawowe zaopatrzenie. Dania obiadowe, śniadania i kolację mieliśmy w plecakach w formie liofili lub pół produktów suchych. Potrzebny był chleb, woda, czy przekąski. W Remie nie było nakręcanych kartuszy, ale zakupiliśmy je po drugiej stronie ulicy w Jobb og Fritid AS w sezonie czynne do 23ej.
Tak więc w drogę. Tego dnia planowaliśmy dojechać jak najbliżej Senji, jak zwykle na koniec jazdy trzeba było jeszcze znaleźć jakieś miejsce na namioty z czym zawsze jest najwięcej problemów.
O drogach w Norwegii jeszcze będzie okazja napisać.


Image

Po prawie 200km w środku nocy znaleźliśmy sobie odpowiednie miejsce gdzie nam nikt nie będzie przeszkadzać a i my nie powinniśmy nikomu wadzić.

Image

Image

Namiary na wszystkie zaprezentowane miejscówki do spania na dziko chętnie udostępnię.

Dzień 2 19.06.2019

Na następny dzień w planie było zwiedzanie Senji i wejście na Segle. Pierwsze kroki po przebudzeniu poczyniliśmy do miejscowości Husoy, położonej na północnym wschodzie wyspy na wyspie o tej samej nazwie. Osada wręcz idylliczna, małe domki, góry i zatoka wokół, na wyspie poza miejscowością nie ma nic więcej, na pewno w czasie lepszej pogody widoki byłyby jeszcze lepsze.

Image

Image

Image

Po krótkim stopie i skorzystaniu z publicznej toalety skierowaliśmy się do Fjordgard gdzie rozpoczyna się szlak na Segle, liczyliśmy że pogoda się może trochę poprawi i wejście będzie miało jakiś aspekt widokowy jednak się przeliczyliśmy.
Segla jest wręcz pocztówkowym szczytem, większość zdjęć tego szczytu wykonywanych jest z północnej strony gdzie jest niemal pionowa 300m ściana plus druga taka od zachodu wprost do fjordu, jednak szlak prowadzi bardziej od południa i nie jest zbyt wymagający, owszem przy dobrej pogodzie lufa po lewej stronie może pewnie niejednego przyprawić o zawrót głowy no ale tu każdy ma swoje granice lęku, z parkingu na szczyt można dojść spokojnie w 2h.Dziękuję, w takim razie lecimy dalej.

Tak więc weszliśmy na Segle. Z przełęczy w połowie podejścia jeszcze można było coś zobaczyć

Image

Image

Ze szczytu nie było widać nic, kompletnie.

Po zejściu szybkie ogarnięcie i jedziemy dalej. I tu po raz pierwszy dał o sobie znać dzień polarny. Doskonale wiedzielismy, że jest już dość późno (na zegarkach), zaczęły się dyskusję, gdzie jechać, co robić, gdzie szukać jakiegoś miejsca pod namioty i pojawiły się argumenty, że
"Przecież po nocy nie będziemy rozbijać namiotów",
kontrargument,
"Przecież mamy samochód można oświetlić sobie biwak"
dopiero po paru minutach
"Przecież ciemniej nie będzie"
Mi było naprawdę ciężko wbić sobie do głowy to, że słońce nie zachodzi i w szczególności przy takiej szarówce czy jest 1 w nocy czy 13 to jest tak samo szaro :)
Tu jeszcze rzut oka na Seglę, która łaskawie wyłoniła się z chmur

Image

Tak więc nie spiesząc się udaliśmy się na plażę Ersfjord. Zupełnie inna niż słynne lofockie plaże Bunes, Kvalvikia itp. Przy plaży parking, prysznic, kibelek - pełna kultura. Kilka osób już zaczęło rozbijać namioty, my jednak zatrzymaliśmy się tylko na obiad.

Image

Image

Po obiadokolacji czas na powrót na główną trasę tak więc kierując się na Finnsnes przecinamy Senje na pół, po drodze mijając kilka ładnych punktów widokowych, w ogóle Norwegowie mają to do siebie że przy wielu parkingach budują jakieś kładki, mostki, schodki by jeszcze bardziej wyeksponować okolicę.

Image

Image

Poniżej most łączący Sensję ze stałym lądem z parkingu pod Coop'em.

Image

Po zakupach czas na spanie, następnego dnia mieliśmy zamiar dojechać aż do Leknes, więc postanowiliśmy jechać jak najdalej mając świadomość, że znalezienie jakiegoś ustronnego miejsca przy drodze E6 na Narvik będzie trudne, tak więc z Finnsnes jechaliśmy na południe opłotkami i dzięki temu w trakcie sprawdzania jednego z parkingów pod ewentualny nocleg znaleźliśmy mapę dla wędkarzy :) okazało się że to co mieliśmy za fjord jest jeziorem, a wzdłuż jeziora są zaznaczone miejsca na kampingi dla wędkarzy, do których byśmy nawet nie zajrzeli bo dojazdy były ledwo widoczne. Tak więc znaleźliśmy niesamowite miejsce nad samą wodą, a do tego z prowizoryczną chatką gdzie można było normalnie przygotować posiłek i posiedzieć przy flaszeczce.

Image

Image

A tak się przedstawia dzień 2 na mapie i miejsce chyba najlepszego miejsca na nocleg nad jeziorem.

Image

Podsumowując Senję jako punkt wycieczki i uprzedzając trochę fakty, stwierdzam, że jeśli ktoś był na Lofotach i chciałby zobaczyć coś nowego, dzikiego, bez ludzi to Senja jest dla niego. Poziom komercjalizacji tego miejsca w porównaniu do Rheine, A, plaż Bunes, Kvalvikia itp to jak Kaszuby vs. okolice Giżycka, Karpaty Rumuńskie vs Tatry chyba wiecie o co mi chodzi.
Nawet tunele, często kilkukilometrowe wyglądały jakby miały się zaraz rozpaść, na Lofotach w tunelach jest jak w dzień a tu pełna przygoda :) na pewno wrócę jeszcze na Senję, bo wiele jest w tym prawdy że to miniatura całej Norwegii.Dzień 3 20.06.2019

Po przespanej "nocy" czekał nas transfer w okolice Leknes, więc kilka godzin w samochodzie, pogoda była piękna (jak się okazało jedyny taki dzień), nie śpieszyliśmy się, wróciliśmy na główną trasę kierując się na Narvik, zatrzymując się kilkukrotnie w miejscach opisanych na znakach jako te związane z bitwą o ten port podczas II wojny światowej.

Image

Poniżej most łączący stały ląd z wyspą Hinnoya.

Image

I jeden z wielu parkingów na trasie

Image

Naszym celem była plaża Uttakleiv, dojechaliśmy tam w godzinach popołudniowych, pod drodze mijając kolejne tunele już takie na wypasie, łapiąc trochę stresa przez policję która urządziła sobie plener fotograficzny na jednym z odcinków dróg.
Swoją drogą ciężko było jako kierowcy zrozumieć jak to możliwe że wszyscy jeżdżą w miarę przepisowo, czasem aż do przesady. Aczkolwiek w mojej opinii niektóre ograniczenia na prostym jak drut odcinku drogi gdzie w zasięgu wzroku nie ma dosłownie nic i jest ograniczenie do 80km/h to lekka przesada- no ale prawo jest prawo.

Plaża Uttakleiv jest dość popularnym miejscem kampingowym tuż przed nią jest plaża Haukland. Na Haukland jest więcej ludzi, jednak nie można tam biwakować, co jednak nie przeszkadza wielu osobom rozbijać tam namiotów i spędzać noc.
Tu uprzedzając trochę fakty nie dziwie się że na Lofotach każdy skrawek płaskiej przestrzeni jest często ogrodzony z napisem privat a do tego często złośliwymi komentarzami właścicieli, duża część osób w ogóle nie ma umiaru rozbijając się gdzie popadnie i łamiąc wszelkie zasady i reguły.
Na Uttakleiv biwak jest dozwolony jest jednak kibelek i umywalka płatność za samochód i 4 osoby z tego co pamiętam 150NOK.
Tak więc postawiliśmy nasze domostwa i chcieliśmy ruszyć w góry. Pierwotnym celem był Himmeltinden mierzący 931m n.p.m. jednak po kalkulacji czasów przejść okazało się że zejdziemy stamtąd grubo po północy z ciężkim sercem trzeba było odpuścić.
Swoją drogą czasy podejść podawane w wielu opracowaniach potrafią różnić się diametralnie nawet o 200%, często ciężko się domyśleć czy chodzi o czas RT czy OW, ale po zasięgnięciu języka od ludzi schodzących odpuściliśmy i wybraliśmy na Mannen, o połowę niższy jednak fajnie usytuowany szczyt którego masyw oddzielał obie wcześniej wspomniane plaże.
Podejście wręcz banalne zajęło nieco ponad godzinę. Jednak widok naprawdę fajny.

Plaża Haukland z góry

Image

Image

Plaża Uttakleiv

Image

Image

Przygotowanie obiadu po zejściu ze szlaku

Image

Masyw Hammeltinden widziany z Uttakleiv, co ciekawe na górze znajduję się radar NATO, nawet widać jak się kręci :) podobno w górze wydrążony jest tunel którym da się wjechać windą na górę, do tunelu prowadzi droga z plaży Haukland.

Image


Image

Tu też miała miejsce śmieszna scena z udziałem gościa który podszedł do nas około 1-2 w nocy i zaczął rozmowę od charakterystycznego "Hey Duuuuuude :D" czym już zyskał naszą sympatię, okazało się że wraz z kolegami paląc pewną roślinę czekają na zachód i słońca i podszedł zapytać czy to już czy jeszcze mają siedzieć :) wytłumaczyliśmy mu że słońce to niżej już nie będzie a najbliższy zachód słońca za parę tygodni po czym on i koledzy udali się do namiotów :)W sumie na 1600km widzieliśmy raptem jedną kolizję. Mimo wszystko czasem kusi żeby przynajmniej te 100-110 polecieć ;)

Ale do meritum

dzień 4 21.06.2019

Już podczas snu pogoda zaczęła się diametralnie zmieniać, namiotem zaczęło telepać a deszcz coraz mocniej dobijał się do środka. Jak rano wstaliśmy pogoda była fatalna, dupówa była straszliwa. Przyzwyczajeni jesteśmy do nędzy pogodowej w Tatrach ale tatrzańska dupówa to przy tym raj na ziemi.
W planie było pojechanie do Nusfjord tam przejście szlakiem wokół półwyspu, A, Rheine i jak się uda może Kvalvikia. Rano zostało to brutalnie zweryfikowane, widać było że serwisy pogodowe kłamią mówiąc o jakichś przejaśnieniach, nic takiego nie miało miejsca.
Pojechaliśmy do Nusfjord celem zwiedzania tylko i wyłącznie, po wyjściu z samochodu odechciało się nawet tego, wiatr i deszcz poziomo do ziemi nie ma siły we wszechświecie która nakaże mi zapłacić 100NOK za wejście do osady i czerpanie z tego jakiejkolwiek przyjemności.

Image

Po drodze odwiedziliśmy też Flakstad i Fredvang - przyjemne miejsca. W między czasie kombinowaliśmy gdzie ulokować się w okolicy promu w Moskenes, ponieważ następnego dnia płynęliśmy na Vaeroy.

Image

Image

Na koniec dojechaliśmy do A, ciężko było się przestawić z pustej Senji na pełny parking na końcu drogi w A i masę ludzi wokół. Pochodziliśmy chwilę po miasteczku i to by było na tyle.
I tu rada dla potomnych jeśli chcecie przywieźć jakieś fajne koszulki, magnesy, bryloczki etc to kupcie je w A lub Rheine ew. Ramberg, ja nauczony doświadczeniem stwierdziłem że w tak odludnych miejscach ceny są wysokie, okazało się, że w Tromso jakieś +10-15% a niektóre rzeczy nawet więcej, nie mówiąc już o lotnisku. Sklepik w A ma bogaty asortyment, a kartka do Polski idzie jakieś 7-10dni :)

Image

Image

Następnie pojechaliśmy do Moskenes upewnić się, że jutrzejszy prom na pewno istnieje i można się na niego wbić, potwierdzone zostało, że odpływa o 10 rano - i tu popełniliśmy pierwsze błąd, a może nawet wielbłąd, jednak wtedy jeszcze tego nie wiedzieliśmy.
Obok przystani jest kamping z którego usług skorzystaliśmy, byliśmy dość wcześnie więc mieliśmy jeszcze jako taki wybór najlepszych miejscówek pod namiot. Potem było już tylko coraz ciaśniej a szturm na kamping został przeprowadzony po wieczornym przybiciu promu z Bodo - jak w wesołym miasteczku, dobrze że mieliśmy miejsce trochę z boku i ławeczke a cały wieczór siąpiło więc było trochę spokojniej.

I niech to zdjęcie będzie zapowiedzią kolejnego dnia ;)

ImageNiestety post edytowany przez 2 godziny poszedł w piach, tak więc piszę od nowa :evil:

Dzień 5 22.06.2019

O 10ej rano stawiliśmy się zwarci i gotowi na prom do Sorland na wyspie Vaeroy, samochód zostawiliśmy na parkingu przy przystani, do plecaków wzięliśmy rzeczy potrzebne na trek i obiad, plan był taki że wracamy wieczornym promem.
Naszym celem na Vaeroy była Heia bardzo łatwy szczyt ale z pięknym widokiem. Co ciekawe kolejny na szczycie którego znajdował się radar NATO.
Prom M/S "Vaeroy" (co ciekawe zbudowany w 2012 roku w Stoczni Gdynia) pływa na trasie Bodo - Moskenes - Vaeroy - Rost - Bodo. Cena za pieszego na odcinku Moskenes - Vaeroy to 100NOK w jedną stronę, bilety można kupić przy wsiadaniu i niemożliwa jest wcześniejsza rezerwacja miejsc, ta opcja jest dostępna jedynie przy podróży z samochodem. Rejs trwa 1h 15min. Na promie w sumie pustki, większość osób płynie raczej do Bodo, są też promy bezpośrednie z Moskenes do Bodo i wtedy podróż trwa bodajże ok. 3h.
Tak więc lekko ponad godzinka na dospanie w wygodnych fotelach i podładowanie elektroniki.

Image

Sama wyspa Vaeroy wg danych ma 18km2 powierzchni i 750 mieszkańców, jednak wg mnie to żyję tam może połowa tej liczby chyba że wszyscy byli na akurat na wakacjach ;)
Góry na wyspie nie należą do wysokich najwyższy szczyt ma trochę ponad 500m n.p.m. nasz cel jest niższy i mierzył ponad 400m. Z Sorland jak na dłoni widać całe pasmo górskie na wyspie a poza górami wyspa składa płaskiego podmokłego terenu który jak mniemam powstał w skutek akumulacji osadów spływających z gór.
Pierwsze kroki po wyjściu na ląd skierowaliśmy do położonej około 100m od przystani informacji turystycznej, szybki rzut oka na rozkład promów i konsternacja. Rozkłady promów układane są w dość czytelny sposób dniami tygodnia, jak ktoś podróżował PKP to kojarzy na pewno "cegłę" sieciowy rozkład jazdy na którym są zaznaczone połączenia w godzinami odjazdu ze stacji pośrednich w zależności czy dany skład się na nich zatrzymuję. Okazuję się, że w sobotę nie ma promu powrotnego :!: :!: :!: :!: nie rozumiem do dziś jak 4 dorosłych facetów ogarniętych przy tego typu przedsięwzięciach patrząc na plan podróży i przeglądając rozkład promu ominęło taki fakt, po prostu nie mogę tego pojąć.Najbliższy rejs wg rozkładu jest w niedzielę o 22ej, szybkie potwierdzenie tej informacji powoduję coraz większą nerwowość, dwójka kolegów która przepakowywała się bliżej statku dostaję od nas sygnał ręką żeby sp...dalać i sprintem próbujemy zdążyć z powrotem, niestety syrena zawyła, dzwonki zadzwoniły, maszyna ruszyła.

Zostajemy na wyspie. Nasze miny w tym momencie to połączenie niepewności, śmiechu i porządnego wk...., żałuję że nikt nie wyciągnął wtedy aparatu, scena jak z filmu a my moglibyśmy być bohaterami memów na tle odpływającego promu.

Ale skoro jesteśmy w dupie to trzeba się w niej jakoś urządzić. Pierwsze to nocleg, u Pani z informacji dostajemy info że są dwa hotele, udajemy się do jednego z nich, niestety cena jak na wyjazd lowcostowy powala 600NOK za osobę - ale ok rozważymy, plan B to poczekalnia przy przystani w tym samym budynku co informacja, czyli 3x3 dwa stoły 4 krzesła i grzejnik - tak to mówią ważne że na głowę nie pada ;) koniec końców decydujemy się na poczekalnie.Druga rzecz o jaką się zatroszczyliśmy to prowiant, zakładając że sklep w niedziele zamknięty udajemy się do jedynego COOP'a na wyspie, zakupujemy co potrzebne na przeżycie jednego dodatkowego dnia bez swoich zapasów. Poza zapasami nie muszę wspominać że w samochodzie została część garderoby wierzchniej, śpiwory i namioty. Pod sklepem gotujemy jakiś obiad i siedzimy jakieś 3h obserwując okolice. Z początku miejscowi traktują nas jak jakieś zjawisko, po jakimś czasie gdy główną ulica przejechały już chyba wszystkie samochody na wyspie lokalsi zaczynają nas pozdrawiać, niektórzy nawet próbują się dowiedzieć co tam robimy jednak bariera językowa jest nie do przejścia, emerytowani bywalcy sklepowej ławeczki angielskiego nie w ząb, my norweskiego również.
Na szczęście pogoda łaskawa jak na tutejsze standardy.

Pozostało nam ruszyć w górę, czasu mieliśmy masę więc jeszcze chwila charatania w gałę, na takim boisku to jeszcze większa przyjemność.

Image

Na budynku kolejnej informacji turystycznej znajdujemy świetnej jakości ortofotomapę wyspy z zaznaczonymi szlakami i niektórymi czasami przejść oraz opisami co ciekawszych miejsc.

Image

Na Heia prowadzi droga, dzięki której serwisowany jest wspomniany wcześniej radar, jednak po drodze jest tunel do którego wg znaków nie można wchodzić, tak więc omijamy go trawersując trawki i skałki oraz starając się nie stracić zdobytej wysokości. Ostatni kawałek podejścia to dłuuuuuuuga asfaltowa prosta pod górę, niestety pogoda się psuję a silny wiatr i deszcz sprawiają że nawet tak łatwe podejście jest strasznie męczące.

Image

Image

Jak wpiszecie Vaeroy w google to jestem pewien że ukaże się Wam poniższy kadr w różnych konfiguracjach pogodowych i dopieszczony programem graficznym. U nas było tak.

Image

Image

Image

W dole po lewej widoczna opuszczona wioska rybacka Myrland do której planowaliśmy się udać, jednak zejście w dół z miejsca w którym się znajdowaliśmy nie zachęcało do tej wycieczki, poza tym skoro los dał nam łaskawie dodatkowy dzień to jutrzejszy plan napisał się sam.
Po paru ujęciach zaczęliśmy drogę powrotną dla mnie osobiście szlak powrotny to sztos, coś niesamowitego, uwielbiam takie klimaty.

Image

Image

Po długim spacerze po górach pozostało udać się na piwo, wiedzieliśmy że na wyspie znajduję się jedna otwarta knajpa, druga podobno była ale info było niepewne. Nie zdziwiło nas że lokal był pusty, piwo 90NOK ale zasłużyliśmy. Po złożeniu zamówienia barmanka zapytała nas o pochodzenie usłyszawszy odpowiedź padło "Oooo Lukas they are also from Poland" no i z kanapy wstał zataczając się Łukasz. Chcąc nie chcąc mieliśmy towarzystwo rodaka w tak odległym zakątku Europy.
Często słyszymy o stereotypach Polaków pracujących za granicą, niestety rozmowa z Łukaszem tylko je potwierdziła, pomijam że był nawalony jak szpak niech pierwszy rzuci kamień ten kto nie przedłużył w knajpie. Ale jego obecność była wręcz męcząca, próbowaliśmy się od niego dowiedzieć czegoś o życiu w tym miejscu, jednak powtarzał w kółko jak mu źle, że nie lubi Norwegów, ale że nie wróci do Polski bo to bo tamto do tego non stop się nam przedstawiał - Dzień Świstaka. Na szczęście na odsiecz przyszedł jego brat który zawlókł go do domu. Jak to skwitował mój kolega "Wygrałem życie, w jedynej knajpie na prawie bezludnej wyspie spotykam jedynego gościa którym jest nawalony Polak" no ciężko nie było mu przyznać racji.

Następnie udaliśmy się na spoczynek do naszego apartamentu, nie spodziewaliśmy się dużego zainteresowania tym miejscem, jednak zdziwiły nas co kilka chwil przejeżdżające samochody, stwierdziliśmy że jest tam raptem 5km asfaltu więc miejscowi jeżdżą w kółko i docierają silniki ;)

Image

Wiem że całe to spanie w poczekalni mocno cebulowate jednak sytuacja nas do tego zmusiła, poza tym posprzątaliśmy, wywietrzyliśmy nie mieliśmy sobie nic do zarzucenia. Gdy wróciliśmy wieczorem na prom kanciapa była zamieniona w suszarnie przez parę Niemców, więc nie dało się do niej wejść bez odruchu wymiotnego.

Dzień 6 23.06.2019

Następnego dnia udaliśmy nieśpiesznie do Myrland, plan był taki żeby na wypożyczonych rowerach dojechać do końca drogi na drugim końcu wyspy i stamtąd ruszyć szlakiem wzdłuż wybrzeża. Rowery były typowo miejskie z dwoma biegami, na strome podjazdy po drodze nie nadawały się kompletnie. Jadąc z Sorland na koniec drogi mija się Norland, naprawdę urokliwe miejsce.

Image

Image

Image

Na końcu drogi, skrzyżowanie szlaków, parę ławeczek, kibelki i kolejna poczekalnia wyglądająca jak szatnia.

Image

Image

Droga z tego miejsca do wioski powinna zająć wg mapy i miejscowych od 2 do 5h w obie strony. Spory rozrzut jedynemu z nas który koniec końców dotarł na miejsce zajęło to w obie strony 3,5h. Ja spasowałem jakoś w połowie, nie dość że pogoda znowu fundowała prysznic to wysoka trawa na trawersowanych zboczach powodowała że buty i spodnie były jak wymoczone w kałuży. Ponadto gleba na linoleum i niedojedzenie potęgowały niechęć do wszystkiego.
Jednak w drodze powrotnej mieliśmy chwile łaskawości ze strony słońca i Sorland zaprezentowało się w taki sposób.


Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

kubus571 4 września 2019 14:29 Odpowiedz
Pytanie dla czytających jeśli tacy występują. Czy widać zdjęcia? Bo z mojej przeglądarki są tylko linki.
boots 4 września 2019 14:31 Odpowiedz
Widać.
booboozb 4 września 2019 14:33 Odpowiedz
Widać ;)
eskie 4 września 2019 14:40 Odpowiedz
kubus571 napisał:spraćPiękny neologizm podróżniczy!!!spaćsrać praćw jednym słowie.Relacja fajna :)
meczko 5 września 2019 14:33 Odpowiedz
"...ciężko było jako kierowcy zrozumieć jak to możliwe że wszyscy jeżdżą w miarę przepisowo, czasem aż do przesady. Aczkolwiek w mojej opinii niektóre ograniczenia na prostym jak drut odcinku drogi gdzie w zasięgu wzroku nie ma dosłownie nic i jest ograniczenie do 80km/h to lekka przesada- no ale prawo jest prawo."Właśnie dlatego w Norwegii w wypadkach drogowych ginie rocznie 20 osób na 1 mln mieszkańców, a w znanej z "dynamicznej, ale bezpiecznej" jazdy Polsce - 74 (dane za 2018). Z innej beczki - w zeszłym roku też wychodziliśmy na Mannen i trafiliśmy na piękny dzień, z pełnym słońcem. Plaża Haukland z góry wyglądała jak na Karaibach. Przez całą wycieczkę marzyłem o tym, jak to zaraz po zejściu zanurzę się w rajskiej wodzie. Nie zwróciłem początkowo uwagi na to, że na plaży był tłum ludzi, ale jakoś nikt nie wchodził do wody głębiej niż stopami. Sam po zejściu przebrałem się pospiesznie w spodenki do pływania, pobiegłem w stronę wody, wbiegam i... "o k***!" Woda miała może z 6-8 stopni, nie więcej :D Wrażenie Karaibów ulotniło się momentalnie :D Fajna relacja, pisz dalej!