0
tropikey 6 września 2019 17:10
Image

Image

Image

Image

Image

Image

A kawałek dalej, za wydmami, odseparowane od otwartego oceanu rozlewisko, gdzie plażować lubią miejscowi. Ale również ten oto uroczy lew morski. 

Image

Image

Image

Image

Image

Tu również spotykam pierwszych Polaków w czasie tego wyjazdu, sympatyczne małżeństwo podróżujące po Ekwadorze. Wiem, to brzydko z mojej strony, ale tak u mnie już niestety bywa, że niestety zapomniałem imiona obojga. Bardzo dobrze oddaje to piosenka "Skleroza" kabaretu Hrabi. Pozdrawiam ich jednak serdecznie. 

Wracam do Puerto Ayora. Zbliża się wieczór. Para z Polski podpowiedziała, że po 18:00 ulica Charles Binford przeobraża się w sporych rozmiarów centrum gastronomiczne miasteczka. Samochody już tamtędy nie jeżdżą, lokale wystawiają stoliki na zewnątrz, można pooglądać różne frutti di mare przed zamówieniem. Idę tam, ale jest chyba jeszcze za wcześnie, bo sporo restauracji dopiero się rozkręca, a mi zależy na czasie. Decyduję się zatem na narożny bar, w którym za 10 USD dostaję sporą porcję ryby w sosie kokosowym z ryżem i duże ekwadorskie piwo Pilsner. Smak potrawy jest bardzo dobry, ale właściciel i kucharz w jednej osobie mógłby być odrobinę bardziej szczodry w wydzielaniu ryby. 

Image

Wracam do Seymoura. Po drodze obserwuję jeszcze specyficzne podejście miejscowych do procesu inwestycyjnego. Budynek nieskończony, i owszem, ale wyposażanie wnętrz niech idzie pełną parą!

Image

Hostal Seymour zaskakuje mnie pozytywnie temperaturą wody w prysznicu. Spodziewałem się letniej lury, a mam naprawdę cieplutką i pod dobrym ciśnieniem. Spotkany następnego ranka Mark z NY (również płynący na Isabelę) narzeka na swoje miejsce. 
Ja rozumiem, że woda nie zawsze musi być gorąca - mówi - ale żeby w ogóle wody nie było?! 

Ale o Isabeli, to już w kolejnym odcinku :) 








Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu TapatalkaZ aurą to jest tam dziwna sprawa. Zanim tam doleciałem, co jakiś czas sprawdzałem prognozy. Ciągle pokazywały ok. 19 do 23 st. C i słońce + niewielkie zachmurzenie. Dla mnie bomba. Taka kanaryjska pogoda. Na Baltrze, po wylądowaniu tak właśnie było, więc wyglądało na to, że się sprawdza. Ale na południu Santa Cruz było już tak, jak na zdjęciach, ale liczyłem na poprawę na Isabeli. Tam jednak pierwsze dwa dni też były takie sobie. Potem stopniowo się rozjaśniało, a na San Cristobal była już piękna, plażowa pogoda. W ciągu tych 6 dni było zatem tak pół na pół. Miejscowi mówili, że owszem, chmury to dość normalna sprawa, natomiast zdziwieni byli temperaturą poniżej 20 st. C (pierwszego dnia na Isabeli). Choć na zwiedzanie była taka dla mnie w sam raz.
Podejrzewam, że lokalizacja wysp czyni przewidywanie tam pogody mało efektywnym.

EDIT: Warto przy tym wspomnieć, że na Galapagos faktycznie słońce operuje kompletnie niezależnie od chmur. Wszyscy piszą zawsze o kremach z filtrem, by stosować je tam niezależnie od zachmurzenia i to jest prawda. Dostosowałem się do tej rady (mimo, że byłem do niej nastawiony dość sceptycznie) i było dobrze, ale widziałem masę ludzi, którzy dotarli również w tym pochmurnym okresie, nie smarowali się (bo po co przy takich chmurach) i wyglądali potem na mniej lub bardziej "podpalonych" na wszystkich odkrytych częściach ciała.

Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu TapatalkaZnowu wczesnoporanna pobudka. Śniadanie w Seymourze startuje o 6:30, ale pozwalają mi na konsumpcję przed tą godziną. Jak na hostel jest przyzwoicie: chleb tostowy, szynka, ser, banany, kawa, herbata, jakieś inne drobiazgi. Wymeldowuję się i szybkim krokiem docieram o 6:45 do przystani. Kłębi się tu już z 200 osób. Część płynie na Isabelę, a część na San Cristobal. Trzeba podejść do stoiska agencji, która sprzedała bilet, a tam dostaje się informację, na którą łódź trafimy oraz identyfikator. 

Image

Image

Potem czekam na wywołanie, żeby ustawić się do właściwej kolejki. Wszystko jest dobrze zorganizowane, choć spokojnie mogłem przyjść co najmniej kwadrans później. Nie wiadomo jednak, w jakiej kolejności będą odpływać poszczególne łodzie, więc odradzam gwiazdorzenie i stawianie się na ostatnią chwilę. 

Wywołują wreszcie i moją "Brithanny". Gęsiego idziemy do kontroli bagażu (ponownie, na obecność jedzenia, nasion, ziemi, itd.), a potem do małej łódki, która wiezie nas do tej docelowej. Za przejazd tą małą trzeba dodatkowo wyskoczyć z 50 centów. Znajduję w portfelu dwie monety z liczbą 25 i daję naszemu woźnicy. Ten, gdy już zebrał kasę od wszystkich, skrupulatnie przelicza pieniądze i na koniec wywołuje mnie, oddaje monety i prosi o USD. No tak, dałem mu brazylijską forsę :D

Image

"Brithanny I" wygląda całkiem solidnie. Część pasażerów idzie na górny pokład (ponieważ są to tylko miejscowi, zastanawiam się, czy to aby nie jakieś lepsze miejsca), a reszta na dół. Czytałem, że najlepszy jest sam tył, ale tu już usadowiła się ok. 10-osobowa grupa z Niemiec. Mają rezolutną ekwadorską przewodniczkę, która zapewne załatwiła to z agencją. Siadam bliżej środka kabiny, już pod dachem i ze ścianą za plecami. W sumie, na obu pokładach jest ok. 30 pasażerów. Ruszamy. Gdy tylko opuszczamy strefę przybrzeżną, kapitan daje z silników ile w nie fabryka wcześniej włożyła i się zaczyna... 

Łódź wypręża się pod pewnym stopniem dziobem do góry, więc wszyscy, począwszy od przodu, zaczynają zsuwać się nieco do tyłu. To jednak pikuś. Ci z tyłu, przy silnikach, nie dość że mają non stop ryk koni mechanicznych w uszach, to zalewają ich co chwilę rozbryzgi oceanu, którego fale dzielnie rozbija nasza "Brithanny". Niemcy jednak, co nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, są do tego skrupulatnie przygotowani. Nieprzemakalne kurtki z kapturami, porządne spodnie i buty trekingowe zabezpieczają ich przed tymi okolicznościami przyrody. Tu nie ma miejsca na japonki, t-shirt i "jakoś to będzie" lub "co, ja nie dam rady?" 

Image

Ale i ja nie jestem w ciemię bity. Strój, mimo że nie tak profesjonalny, jak u sąsiadów zza Odry, też daje radę, a po założeniu moich wygłuszających słuchawek i zapodaniu odpowiedniej muzyki, jestem uodporniony na hałas. Szczególnie przydatny jest Łąki Łan - prawdziwi mistrzowie mowy polskiej, którzy skupiają mą uwagę na zawiłych grach słownych np. tu:

<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/vIOxazUZVXE" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>

Niestety, pojawia się kolejny czynnik "uprzyjemniający". Nasz kapitan poczuł się najwyraźniej, niczym pewien Crockett z Miami i wzbija "Brithanny" coraz częściej w lot. Nie są to longhaule, ot raptem kilka metrów, ale każde lądowanie, to istne klepisko, którego nie są w stanie zneutralizować cienkie materace pod tyłkami. I tak przez bite (o ironio) 2 godziny. 

Po ok. półtorej godziny takiego lunaparku, widzę jak siedząca vis a vis Brazylijka z kilkumiesięcznym dzieckiem w nosidełku zawieszonym pod brodą zielenieje i zatrzymuje w wystarczająco pojemnej paszczy to, co chciałoby wydostać się na zewnątrz. Jej mąż podaje jej szybko worek na zawartość paszczy (a wcześniej żołądka) i stara się możliwie szybko ewakuować potomstwo ze strefy zagrożenia skażeniem. Po chwili się to udaje, a biedna matka może nareszcie przerzucić co nieco z ust do worka. O dziwo, dziecko śpi nadal w najlepsze. 

Gdy powoli tracę nadzieję, że dotrę na Isabelę i ta piekielna przejażdżka wreszcie się skończy, ktoś pokazuje palcem na majaczącą wśród fal, podkowiastą Isla Tortuga (tak, wiem, można stracić orientację z tymi wszystkimi "tortugami"). Jeszcze około kwadransa i nareszcie obroty silników łagodnieją. Jesteśmy na przystani obok Puerto Villamil. Pierwsze, co dostrzegamy, to tutejsze maleńkie pingwiny. Tym razem nie udaje mi się ich sfotografować. Niemcy mają zbyt dogodne pozycje do ataku i szybkim manewrem okrążającym tłamszą wszelkie inne siły dążące do ujęcia pingwinów (zarówno cyfrowego, jak i analogowego). 

Po chwili dobija do nas "water taxi", by umożliwić desant na wyspę (1 USD, por favor). Jeszcze tylko miejscowa opłata klimatyczna (10 USD, por favor) i dziarskim, o dziwo nie chybotliwym krokiem ruszam z moimi dwoma plecakami do hotelu Casa de Marita. Mijam ciąg pick up'ów rozwożących pasażerów (1 USD, por favor), bo hotel jest raptem jakieś 500 m stąd. Docieram tam po kilku minutach i rozpoczynam stacjonarny etap podróży. Mam tu aż 5 noclegów.

Image

Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu TapatalkaOwszem, ich uroda jest silna, niczym cios pięściarza :D
Inna sprawa, że są tak leniwe i powolne, że trudno się ich bać. Podejrzewam, że dopiero w razie jakiegoś zagrożenia potrafią nieco przyśpieszyć. Na Galapagos o takowe jednak trudno - ludzie podchodzą do nich z dystansem, choć czasem są tak zakamuflowane na ciemnych skałach wulkanicznych, że łatwo na nie nadepnąć.
Ale z jaką gracją pływają!
Mam nadzieję, że jeszcze dziś wrzucę kolejną część...Już, już, wkrótce będzie :)

Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu TapatalkaNa takie dictum pozostaje sprężyć muskuły w palcach i stukać, stukać... 

Casa de Marita, to taki rodzaj gościńca (bo słowo "hotel" jakoś mi tu nie pasuje), za który warto wydać trochę więcej. Przypomina mi mocno Mayan Beach Garden w jukatańskim Punta Placer, w którym zatrzymaliśmy się jakiś czas temu na kilka dni. To też taki średnich rozmiarów obiekt prowadzony od wielu lat przez stare dobre (jak podejrzewam) małżeństwo. W Meksyku była to para ze Stanów, a tutaj właściciele to Peruwianka i Włoch. Jak łatwo się domyśleć, ta pierwsza, to Marita. Bardzo sympatyczna, dystyngowana dama, która przyszła się ze mną przywitać, gdy załatwiłem już pierwsze formalności z menadżerką hotelu, Andreą (też bardzo miłą i uczynną). Jej mąż, niby Włoch, ale takowego w ogóle nie przypomina. Wygląda raczej jak zdrobniały Papcio Chmiel z długimi włosami spiętymi w kitek. W młodszym wieku też wcale na typowego Italiańca nie wyglądał. Mówią o tym liczne zdjęcia małżonków na szafce w lobby. 

Image

Po kurtuazyjnej, ale w żadnej mierze sztywnej konwersacji z właścicielką idę do mojego pokoju. Zwie się on "Arena" (pokoje nie mają tu numerów, tylko nazwy). Jest na parterze budynku na przeciwko recepcji. Wygląda z grubsza tak. 

Image

Image

Image

Image

Image

Moja komnata jest urządzona bardzo indywidualnie, niesztampowo i z sercem. No i te urocze szlafroczki. Nieważne, że trochę na mnie kuse, podobnie, jak kimona w japońskich hotelach :D

Image

W pokoju nie ma telewizora i to jest godne powielania. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to dość głośna lodówka, która brzęczy co jakiś czas, gdy włącza się w niej  generator. Za to woda w prysznicu, marzenie... Nawet nie sądziłem, że będąc na równiku tak wielką przyjemność sprawiać mi będą gorące strumienie wody. Dlaczego? Cóż, jak się przekonam jutro i pojutrze, woda w Pacyfiku, nawet na tej szerokości geograficznej nie jest o tej porze roku wcale aż taka ciepła, nawet w piance. Nie ma nic przyjemniejszego, niż wrócić z długotrwałego moczenia się w tym Pacyfiku i wejść pod cieplutką wodę lejącą się z góry. 

Casa jest przy samej plaży, oddzielona od niej jedynie wąskim paskiem rzadkiej nadmorskiej trawy. A na plaży można oglądać baraszkujące młode lwy morskie, legwany tworzące nowe pokolenie, czy pelikany (choć te zazwyczaj tylko i po prostu są). Raz udaje mi się zobaczyć tu nawet pływającego zaraz przy brzegu pingwina. Tylko ja i pingwin. No i para Niemców (bo goście znad Renu są tu wszędobylscy). 

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Niestety, żadne kody zniżkowe ani inne triki tu nie działają. I nie chodzi tylko o Casa de Marita. Na Galapagos hotelarze są cwani i ze świecą szukać tu obiektów, które pozwalają na stosowanie jakichkolwiek kodów. Pozostaje obserwować ceny. U Marity standardowa cena (przynajmniej we wrześniu), to ok. 115 - 120 USD za noc ze śniadaniem. Sporo. Zaglądałem sobie co jakiś czas na expedię (i jej klony) oraz na hotels, booking i inne trivago, ale bardzo długo nic się nie działo. Aż tu nagle, gdzieś tak na 2 miesiące przed wyjazdem cena spadła do 94 USD. Nadal sporo, ale do przełknięcia. Przy 5 nocach jest ok. stu dolców oszczędności. Na dalsze spadki nie czekałem (i tak bym się nie doczekał). 

Z grubsza rozpakowuję rzeczy, co by nie gniły w plecakach i ruszam na zwiady. Do downtownu Puerto Villamil jest stąd 5 minut na piechotę. Jest tam skwer z placem zabaw i obowiązkowym Darwinem, obok kościół (tak samo, jak w Puerto Ayora, pod wezwaniem św. Franciszka i z identyczną jego figurą przy wejściu), a wszędzie dookoła punkty oferujące wycieczki lub rowery, przetykane gastronomią.

Image

Image

Image

Do wieczora jeszcze szmat czasu. Wypożyczam rower (3 USD za godzinę, choć ponoć są też za 2,5 USD. Można też na cały dzień za 15 USD) i piaszczystą drogą jadę najpierw do centrum opieki nad żółwiami, gdzie można podpatrzeć te zwierzęta w różnym wieku, żyjące w kilkunastu zagrodach. Jest tam również miniaturowe muzeum prezentujące różne etapy ich żywota, łącznie ze scenami intymnymi.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image
Image

Image

Kawałek dalej jest niewielkie rozlewisko, nad którym żyje gromada flamingów. Tempo życia mają równie fascynujące, jak odwiedzone przed chwilą żółwie, więc po kilku minutach ruszam na ścieżkę krajoznawczą prowadzącą do "muru łez" (Muro de las Lagrimas). Ponownie, przed wjazdem muszę wpisać się do księgi gości trzymanej w budce wartownika, który uprzedza, by nie jechać szybko i uważać na żółwie oraz legwany. 
Po drodze jest kilka parkingów dla rowerów, przy których zaczynają się piesze odnogi do różnych atrakcji (o różnym stopniu atrakcyjności). Raz są to gęste zarośla mangrowców nad rozlewiskiem, innym razem usiana zwierzyną "Plaża miłości", albo mocno zapadnięty tunel z lawy. 

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (93)

handsome 6 września 2019 17:16 Odpowiedz
be continue..czekam :P :P :P
jaco027 6 września 2019 17:17 Odpowiedz
@tropikey dawaj, wawaj - wstepniak niezly! :-)
aga-podrozniczka 6 września 2019 17:26 Odpowiedz
Punkty 2-4 typowe dla F4F i FF ogolnie :-) Czekam na zabawne opisy.
stasiek-t 6 września 2019 17:31 Odpowiedz
tropikey napisał: Po jego zakończeniu dołączę do całej masy forumowych globtrotuarów* co się zowią...*wyjaśnienie dla młodszych: sformułowanie nieobraźliwe, zapożyczone od Stefana Friedmana (zapewne młodszym nieznanego, więc wyjaśnienie o kant tyłka rozbić)Będziesz nie tylko "globtrotuarem" ale i "oberżyświatem". Czego życzę :)
sudoku 6 września 2019 18:47 Odpowiedz
Gnaj, chłopie, gnaj, świat przed Tobą...Bardzo lubię te spotkania w salonikach, hotelach, czy innych odległych miejsach, gdy wchodzisz, a tam znajome, czasami od miesięcy, czy lat niewidziane twarze.A korzystając z warstwy edukacyjnej tej relacji, poniżej wyjaśnienie odnośnie topinambura, którego w swoim czasie przywiozłem z jakiegoś odległego miejsca:https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82onecznik_bulwiasty
aga-podrozniczka 6 września 2019 19:38 Odpowiedz
Biznes Qataru i A350 jest calkiem przyjemny, mi sie podobalo. Moj komentarz byl: "Dlaczego nie lecialam Qatarem wczesniej?" :-)
hubson 6 września 2019 21:53 Odpowiedz
A350 QR w C jest świetne. Kabina jest niesamowicie przestronna a barek na środku nadaje jej jeszcze lepszego ekskluzywnego klimatu.@tropikey życzę udanego RTW :)
ibartek 7 września 2019 00:46 Odpowiedz
good night and good luck ;-)niezly skladak, nie oszczedzaj na transferze przy wrzucaniu zdjec, im wiecej tym lepiej. i powodzenia..
tom971 7 września 2019 06:04 Odpowiedz
"Marian.. tu jest jakby luksusowo"W GDN @marcino123 a Gwiszące ogrody w salonie luster w WAWCacy - glamour !
j-1 7 września 2019 09:11 Odpowiedz
Im więcej koktajli tym lżejsze pióro ;) Trzymam kciuki, Powodzenia !
tropikey 8 września 2019 01:45 Odpowiedz
Drobne wyjaśnienie: one są bezalkoholowe (jeśli miałeś na myśli zbawienny wpływ tej substancji na wenę twórczą :D)Korzystając z darmowego WiFi przed wejściem do samolotu do Tajpej (niestety, rytm relacji gdzieś mi się zapodział), wypuszczam w eter kolejną część.A więc stało się. Mam za sobą pierwszy lot w Qsuite w A350-1000! W sieci recenzji, informacji i innych materiałów dot. tego produktu jest od groma, ale na forum f4f nic jeszcze na ten temat nie widziałem. Zatem do dzieła... Po przylocie do DOH miałem do dyspozycji ok. półtorej godziny. W sam raz, by odwiedzić tutejszy salon dla pasażerów C Qatar Airways, choć zbyt krótko, by wziąć prysznic. Nie żebym potrzebował strasznie dużo czasu na oblucje cielesne. Po prostu, pora około północy to szczyt ruchu w DOH i jest ogonek chętnych do łazienek. Kręcę się zatem po tym molochu. Mimo kilku już wizyt tutaj, rozmach i rozmiary tego miejsca wciąż robią na mnie wrażenie. Czas na boarding. Ciągle liczę się z tym, że może dojść do zmiany maszyny w ostatniej chwili, ale po wejściu do samolotu z ulgą dostrzegam charakterystyczne mini kabiny: pojedyncze fotele (po prawej i lewej stronie) oraz czteroosobowe przedziały (środkowa cześć), które można podzielić na dwie sekcje dwuosobowe lub cztery pojedyncze. Pomysł świetny, choć bez dwóch zdań samolot traci przestrzeń, o której wspominał też @hubson. Wrażenie ciasnoty jest największe w czasie boardingu, gdy kręcą się pasażerowie i krząta załoga, a do tego otwarte są luki bagażowe nad głowami. Po zakończeniu boardingu robi się dużo lepiej. Dla porównania zdjęcie przed i po. Wybrałem fotel 3K. Jest ustawiony tyłem do kierunku lotu, dzięki czemu przylega bezpośrednio do ściany z oknem, a drzwi kabiny są oddalone od fotela. Leciałem już kiedyś w ten sposób w biznesie Etihadu w A380 i nie odczuwałem z tego powodu żadnego dyskomfortu, więc bez obaw zdecydowałem się na takie ustawienie.  W jednostkach ustawionych tradycyjnie, przodem do kierunku lotu, jest odwrotnie, a to by mi nie pasowało. Sam fotel jest równie wygodny, jak w "zwykłym" A350-900, choć siedzisko jest nieco mniej twarde. @Aga_podróżniczka może być niezadowolona, gdy już trafi na qsuite, bo nie ma tu za dużo schowków (a pamiętam, że to dla niej ważny aspekt). W zasadzie, zamykany jest tylko jeden, usytuowany między fotelem i drzwiami. Są dodatkowo dwie półki, ale nie zamykane. Jest też sporo miejsca pod podnóżkiem. Ciekawostką jest wbudowany w konsolę kabiny czytnik do kart zbliżeniowych. Bardzo dobrze prezentuje się również wielki monitor, choć z niego korzystałem krótko, bo chciałem jak najdłużej pospać. Wyszykowałem się w tym celu jak należy, czyli wskoczyłem w katarską piżamkę (spodnie za krótkie, góra zbyt obszerna :D), w uszy włożyłem zatyczki, na to dodatkowo słuchawki wygłuszające, a gdy można już było zamknąć drzwi mojej kabiny i rozłożyć łóżko (po osiągnięciu wysokości przelotowe), zasnąłem drzwi, jednym przyciskiem przeszedłem w tryb flat bad, zasłoniłem oczy tym czymś, czego się do tego celu używa i poszedłem w kimono... Przespałem jakieś 4 godziny. W moim wieku to już zupełnie wystarczajace, by potem być aktywnym przez kolejnych kilkanaście. Stewardesa przyniosła zamówiony wcześniej posiłek. Znowu, prezencja raczej nie epatuje nadzwyczajną urodą (co pogłębia ciemność w kabinie), ale smakuje bardzo dobrze, orientalnie. A ciasto z jagodami też bomba. Nie tylko kaloryczna. Zdjecia dorzucę wkrótce, bo wołają na lot :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
tropikey 8 września 2019 11:07 Odpowiedz
Melduję, że zdjęcia w poprzedniej części załadowane i w miarę poukładane. Postaram się dziś nadać kolejny odcinek dot. Singapuru, choć czeka mnie wieczorem Elephant Mountain w Tajpej, więc nie obiecuję ;) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
oskiboski 9 września 2019 17:59 Odpowiedz
@tropikey za 100kin mozna kupic na miesiac VIP. Mozemy Ci podarowac :D
aga-podrozniczka 9 września 2019 18:52 Odpowiedz
Z tym sloniem w Taipei jest tak, ze z drugiej strony mozna podjechac autobusem do petli, a potem wejść lzejsza droga. Przeszedłeś cala trase czy zawróciłes do miejsca skąd przyszedłeś?Z tego co pamietam, to od stromej strony jest ponad 200 stopni prawie jednym ciagiem.
xyrxis 9 września 2019 21:21 Odpowiedz
@tropikey, ile kinow Ci jeszcze trzeba do darmowego VIPa? Tez sie chetnie dorzuce.
osk 9 września 2019 21:22 Odpowiedz
Dyszka ode mnie
brzemia 9 września 2019 21:37 Odpowiedz
Poszlo 15Tapniete z telefonu
wtak 9 września 2019 22:01 Odpowiedz
A co to są King. Jak można @tropikey ' owi coś apgrejdować to zrzućmy się;)Tak na marginesie, to dobry pomysł, by na forum wspierać w podrózy
afc 9 września 2019 22:10 Odpowiedz
+10 ode mnieWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
xyrxis 9 września 2019 22:16 Odpowiedz
@wtak, to taka waluta Tapatalkowa jak nasze polubienia tylko ze kazdy moze rozdysponowac ich ograniczona ilosc.
tropikey 10 września 2019 06:04 Odpowiedz
Wielkie dzięki za wsparcie! Jestem teraz w saloniku AC w Vancouver. Postaram się uzupełnić ostatni wpis i dodać nowy.A co do kinów, oczywiście posłałem w podzięce też od siebie. Z resztą, nie zdając sobie do dziś sprawy, że to naprawdę może się komuś przydać, dość często klepałem wcześniej "prześlij kin", czy coś w tym stylu :)Wkrótce wracam... Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
billabong 10 września 2019 07:32 Odpowiedz
Udanej wyprawy! Zaczęła się rzeczywiście super, baw się dobrze. :)
suszek 12 września 2019 17:41 Odpowiedz
"Plynę przez ogrody wraz z otaczającym mnie tłumem. Ucieleśnia się tu ze wzmożoną mocą to, o czym wspomniałem pisząc o Changi. Atrakcją są tu ogromne drzewa z metalu, rośliny zamknięte w szklanym hangarze i woda płynąca wykopanymi przez ludzi kanałami. Wszystko to rozświetlone gigawatami kolorowych, mamiących świateł." - pieknie napisane ;)
tropikey 12 września 2019 17:53 Odpowiedz
Lejesz miód na moje serce :) To zdecydowanie przyjemniejsze, niż deszcz, który lał się na mnie dziś po przylocie do Foz do Iguacu. Dziś mam dzień nieco lajtowy, więc postaram się nadgonić nieco z relacją... Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
aga-podrozniczka 14 września 2019 15:48 Odpowiedz
Hilton wyglada zachecajaco, moze skorzystam. Czuje, ze jeszcze rzuci mnie do Taipei raz, zeby dokonczyc przerwana podroz z wiosny. Chociaz chcialabym zatrzymac sie tez w Grand Hotel.
kumkwat-kwiat 17 września 2019 10:31 Odpowiedz
@tropikeyPrawdziwy grobowiec Cang Kaj-szeka znajduje się poza Tajpej:https://en.wikipedia.org/wiki/Cihu_Mausoleum
aga-podrozniczka 17 września 2019 11:50 Odpowiedz
Ty cierpiales z powodu upalu, a ja z powodu deszczu. Nie zwiedziłam tego Memorial Hall, tylko pokrecilam sie pod dachem teatru i zrobilam zdjecia z zewnatrz. Bylam za to w National Sun Yat-sen Memorial Hall i tam widziałam zmiane warty. Faktycznie robi wrazenie.
oskiboski 17 września 2019 18:42 Odpowiedz
EVA trochę trąci myszką, ciekawe jak w Y. Miałem więcej oczekiwań w stosunku do Twojej podróży tam w C
tropikey 17 września 2019 18:50 Odpowiedz
Święte słowa. Też mam pewien niedosyt I wrażenie, jakbym leciał z 10 lat temu. Ale na trasach europejskich jest już high tech, bo latają nowiutkie Dreamlinery z nową C (https://samchui.com/2019/01/24/eva-air- ... ass-review).Ale, żeby nie było, że jestem jakiś wybredny... I tak było bardzo przyjemnie :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
aga-podrozniczka 17 września 2019 18:54 Odpowiedz
Amniety Kit Rimowa mozna opchnac na Ebay, osiagaja dosc wysokie ceny jak na taki gadzet.
tropikey 17 września 2019 19:08 Odpowiedz
Kurde, część zawartości bezpowrotnie zużyłem. E, i tak bym tego nie opchnął... Gdybym miał małe dziecko, byłoby w sam raz na piórnik, a tak, to za jakiś czas może przyda się do sztucznych zębów :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
brzemia 17 września 2019 19:10 Odpowiedz
To mozna zabrać ?;)Tapniete z telefonu
tropikey 17 września 2019 19:17 Odpowiedz
Można :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
splder 17 września 2019 19:53 Odpowiedz
brzemia napisał:To mozna zabrać ?;)Powiedziałbym nawet , że grzech zostawiać ;-p
yendras 24 września 2019 18:06 Odpowiedz
Super relacja, super podróż - gratulacje :) Niestety zacząłem czytać z opóźnieniem więc dopiero teraz, jako ten Filip z konopii, wyrywam się z topinamburem: rośnie tego u nas od cholery, na łąkach, poboczach dróg, nawet pod moim blokiem. Bulwy rośliny jeszcze jesienią są trujące, a na przednówku, gdy mróz rozkłada toksyny, sa jadalne, z czego korzystali chłopi na przednówku. Można go jeść nawet na surowo, w sałatce, ma lekko orzechowy smak.A ten "ice wine" to może trochę w stylu reńskiego Spätlese ?Czekam też na wskazanie zwycięzcy w starciu Iguazu vs Niagara.
tropikey 24 września 2019 18:24 Odpowiedz
Dzięki za miłe słowo i za wyjaśnienia natury biologicznej :)Z werdyktem nie ma co zwlekać - to jest po prostu nokaut na korzyść Iguacu (choć nokaut, to i tak mało powiedziane).Odcinek na temat jeszcze dziś (czasu Galapagos). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
barka 25 września 2019 07:41 Odpowiedz
Spałam kilka lat temu w Belmond Cataratas i raczej wiele nie straciłeś. Hotel jest faktycznie pięknie położony, ale standard już nie za wysoki, raczej chodzi o renomę i położenie :) Główny duży plus to właśnie możliwość podejście pieszo z hotelu to trasy po stronie brazylijskiej. Zgadzam się w 100%, najlepsza miejscówka to ta na końcu ścieżki brazylijskiej, kiedy stoisz tuż obok tego niesamowitego wodospadu i po chwili jesteś cały mokry :) Płynęliśmy też łódką pod niektóre wodospady po stronie brazylijskiej, można zobaczyć ten cud natury z innej strony.
brzemia 25 września 2019 08:06 Odpowiedz
Faktycznie piękne widoki! Jaguara nie widziales?Tapniete z telefonu
tropikey 25 września 2019 08:13 Odpowiedz
@barka: mimo tego zazdroszczę nocowania w tym hotelu :)@brzemia: jedynie w moim paszporcie :DPonoć na YouTube, gdy wpisze się hasło "jaguar Iguacu", można zobaczyć te zwierzęta chodzące po tej właśnie drodze. Sam nie zdążylem jeszcze sprawdzić. Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
yeahbunny 25 września 2019 17:42 Odpowiedz
@tropikey jestem pełen podziwu że udalo się zrobić obie strony wodospadów w 1 dzień. Uważam że jak byś zrobił w odwrotnej kolejności bylo by wieksze wow na stronie Brazylijskiej:)Dobrze że nie robiłeś zdjęc w restauracji bo chyba bym zjadł monitor :D
tropikey 25 września 2019 18:14 Odpowiedz
Szczerze mówiąc, w tej formule, czyli prywatnej (nieumyślnie) wycieczki, to ja mógłbym zrobić i trzecią stronę tego dnia, np. paragwajską, gdyby oczywiście taka była.Co ciekawe, kiedyś to co jest stroną brazylijską, należało do Paragwaju, ale na skutek wielkiej wojny w drugiej połowie XIX w., przeszło w ręce Brazylii. Niewiele o tym wiemy, a wojna była straszna. Wystarczy wspomnieć, że Paragwaj stracił wtedy 90% populacji męskiej (tak w każdym razie twierdzi Wikipedia: https://en.m.wikipedia.org/wiki/Paraguayan_War). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
aga-podrozniczka 26 września 2019 19:38 Odpowiedz
Jestem troche w plecy z relacja, wiec komentuje po kolei. Widze, ze Business Air Canada podobny do tego nowego British Airways, tylko pewnie sa delikatne roznice. Quote:Niektórzy goście Marriotta, czy Hiltona to nawet z pokoju nie muszą wychodzić, bo z okien wszystko widzą, a i żadna mewa przekąski im z rąk nie zabierze (co na deptaku się zdarza, na własne oczy widziałem). Szczerze polecam Marriotta, super widok na wodospad i wschod slonca. Przy ponownej wizycie nad Niagara na pewno zatrzymalabym sie w tym samym hotelu. Quote:A jest, co tłumaczyć, bo dojazd z tej stacji do mojego celu - stacji Paulista - to nie jakaś tam igraszka. Najpierw linią "jadeitową" do stacji Eng. Goulart, potem linią "szafirową" do Bras, następnie linią koralową do Luz i wtedy już tylko 3 stacje linią żółtą do Paulista. Brzmi jak slynny dialog z Rozmow Kontrolowanych :-)A ten Hampton w Sao Paolo Wyglada na dobry standard. Tylko w USA truja czlowieka na sniadaniu.
aga-podrozniczka 29 września 2019 08:13 Odpowiedz
Z tymi sejfami zdarza sie najlepszym. W Hiltonie w Tokyo, w otwartym sejfie, znalazlam bardzo wazne dokumenty paszportowe i wizowe jakiejs pary amerykanskiej. Jeszcze musialam tlumaczyc w recepcji, jakie to wazne i zeby jakos namierzyli goscia.
maginiak 30 września 2019 09:11 Odpowiedz
Bardzo przyjemnie się czyta i naprawdę super trasę skomponowałeś - Galapagos i Iguazu są na liście moich podróżniczych marzeń. Jestem pewna, że kiedyś to marzenie się spełni i fajnie będzie wtedy wrócić do Twojej relacji :)
wtak 30 września 2019 19:59 Odpowiedz
Kurczę, zadziwiający, egzotyczny ten Gdańsk ;)Jakiś czas nie byłem, sporo się zmieniło... .Trzeba nadrobić.
brzemia 30 września 2019 20:14 Odpowiedz
Bo to takie live delayed ;)Tapniete z telefonu
tropikey 30 września 2019 20:35 Odpowiedz
No fakt, trochę początek ostatniego odcinka mylący :DGwoli ścisłości, odcinek ten dotyczy wydarzeń z 16.09 :DTakże wyjaśnienie @brzemia jak najbardziej słuszne. Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
marek2011 1 października 2019 09:53 Odpowiedz
@tropikey: to jakoś niemal minęliśmy się, bo byłem w H parę dni temu przed dwa dni, hotel jest dość mocno obłożony, przez co nie zawsze da się zrobić wcześniejszy check-in/późniejszy check-out, natomiast odnośnie obsługi odniosłem przeciwne wrażenia, recepcjonistka była bardzo sympatyczna i rzeczowa plus mocno zaangażowana - przez kilka minut ustalała opcje zameldowania ok. 11:30 rano, aby od razu dać mi pokój - stworzyła aż trzy plany meldunkowe do wyboru, w tym jeden obejmował przekazanie pokoju po 15 minutach z koniecznością jego zmiany kolejnego dnia (mieli jakiś duży event i wyłączone całe piętro na jego potrzeby), kolejne dwa z różnymi typami pokoi z dłuższym oczekiwaniem, ale bez zmiany w trakcie pobytu. Do tego od razu wręczyła mi klucz do saloniku, abym mógł skorzystać. Oferta saloniku była ponadprzeciętna, bo serwowano w nim także pełny obiad, nie tylko kolację. I jak na obłożenie hotelu to rzeczywiście w lounge było stosunkowo niedużo ludzi, jedyne co mnie denerwowało przez pierwszy dzień, to ciągłe pytanie obsługi o numer pokoju mimo że wejście było tylko na klucz. Co do Limy - po centrum historycznym nie spodziewaj się za wiele, poza głównym placem jest mocno zaniedbane i nie robi specjalnie dobrego wrażenie, aczkolwiek warto (jak wszystko) zobaczyć. Lima jest w ogóle koszmarem komunikacyjnym i przejazd przez nią jest męczący.
tropikey 1 października 2019 10:31 Odpowiedz
Tak, właśnie widziałem Twój wpis o przejeździe na trasie LIM - miasto I domyśliłem się że musieliśmy być tam na zakładkę :) Ciekaw jestem, co wziąłeś na śniadanie z ich menu? Ja moje wrażenia przekażę dziś w kolejnym odcinku... Cóż, jestem już w domu, więc druga wizyta w Limie też już za mną. O moich wrażeniach z Centro Historico we właściwym czasie :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
marek2011 1 października 2019 12:41 Odpowiedz
@tropikey: pierwszego dnia jajka po benedyktyńsku i tacos , a drugiego dnia kelner powiedział , że mi przyniesie popróbować parę dań w tym typowych, i przyniósł cztery różne w tym huachanos itd. Oczywiście nie byłem tego w stanie zjeść, więc czułem się trochę jak Gesslerowa, po dwie łyżki i kolejne :D
tropikey 1 października 2019 16:43 Odpowiedz
Oj, coś się z układem tekstu posypało... Wkrótce to poprawię... Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
lataczuk 4 października 2019 23:33 Odpowiedz
hej @tropikey - no wez dawaj dalej ;)
tom971 5 października 2019 05:30 Odpowiedz
Jak widzę wołowinę.. pod każdą postacią.. to się trzęse z ekstazy.
marek2011 6 października 2019 01:03 Odpowiedz
Pogoda rzeczywiście średnia (chmury) - taka specyfika września, czy trafiłeś akurat tak?
tropikey 6 października 2019 08:53 Odpowiedz
Z aurą to jest tam dziwna sprawa. Zanim tam doleciałem, co jakiś czas sprawdzałem prognozy. Ciągle pokazywały ok. 19 do 23 st. C i słońce + niewielkie zachmurzenie. Dla mnie bomba. Taka kanaryjska pogoda. Na Baltrze, po wylądowaniu tak właśnie było, więc wyglądało na to, że się sprawdza. Ale na południu Santa Cruz było już tak, jak na zdjęciach, ale liczyłem na poprawę na Isabeli. Tam jednak pierwsze dwa dni też były takie sobie. Potem stopniowo się rozjaśniało, a na San Cristobal była już piękna, plażowa pogoda. W ciągu tych 6 dni było zatem tak pół na pół. Miejscowi mówili, że owszem, chmury to dość normalna sprawa, natomiast zdziwieni byli temperaturą poniżej 20 st. C (pierwszego dnia na Isabeli). Choć na zwiedzanie była taka dla mnie w sam raz.Podejrzewam, że lokalizacja wysp czyni przewidywanie tam pogody mało efektywnym. Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
marek2011 6 października 2019 15:57 Odpowiedz
Z tymi prognozami pogody coś jest na rzeczy, o ile te telefoniczne praktycznie w 99% się sprawdzają w Europie, Azji czy USA, to ostatnio w Peru nijak się miały do rzeczywistości :D Prognozy sobie, a rzeczywista pogoda sobie.
billabong 7 października 2019 05:17 Odpowiedz
marek2011 napisał:Z tymi prognozami pogody coś jest na rzeczy, o ile np. te telefoniczne praktycznie w 99% się sprawdzają w Europie, Azji czy USA, to ostatnio w Peru nijak się miały do rzeczywistości :D Prognozy sobie, a rzeczywista pogoda sobie.Przepraszam za wrzucenie krótkiego OT, ale jeśli chodzi o pogodę w Limie problem wynika z tego iż stacje metereologiczne znajdują się w dzielnicy La Molina, która jest po drugiej stronie gór, które zatrzymują chmury nad Limą. Prognozy pokazują słońce, bo tam jest słonecznie, a reszta miasta cała szara i wilgotna.
calaira 7 października 2019 16:15 Odpowiedz
Dopiero teraz dotarłam do tej relacji, ale będę śledzić do końca. Bardzo fajny, trochę nietypowy pomysł na RTW. Nie tylko skakanie po lotniskach i zaliczanie kolejnych pinezek na mapie, ale i trochę zwiedzania, a nawet lenistwa. Ale muszę przyznać, że te legwany nie wyglądają zbyt przyjaźnie :lol:
tropikey 7 października 2019 19:10 Odpowiedz
Owszem, ich uroda jest silna, niczym cios pięściarza :DInna sprawa, że są tak leniwe i powolne, że trudno się ich bać. Podejrzewam, że dopiero w razie jakiegoś zagrożenia potrafią nieco przyśpieszyć. Na Galapagos o takowe jednak trudno - ludzie podchodzą do nich z dystansem, choć czasem są tak zakamuflowane na ciemnych skałach wulkanicznych, że łatwo na nie nadepnąć.Ale z jaką gracją pływają!
juggler5 8 października 2019 08:31 Odpowiedz
@tropikey czekamy :)
tropikey 8 października 2019 08:31 Odpowiedz
Już, już, wkrótce będzie :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
brzemia 8 października 2019 08:42 Odpowiedz
Za chwilę bedziesz nam odszkodowanie płacić za opóźnioną relację. Miało być live ;)Tapniete z telefonu
marek2011 8 października 2019 10:16 Odpowiedz
Rozważamy już nawet pozew zbiorowy w tej sprawie :P
chester0 8 października 2019 12:46 Odpowiedz
@tropikey z tymi kodami to bym nie dramatyzował ;) a relacja super aż się łezka w oku kręci na widok znajomych miejsc , szkody tylko że pogodę miałeś nieco kiepską
tropikey 8 października 2019 13:09 Odpowiedz
Dziękuję za miłe słowa :)Pogoda przez pierwsze 2 dni była do bani, choć na zwiedzanie w sumie w sam raz. Potem było już lepiej :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
calaira 9 października 2019 20:02 Odpowiedz
Ja podrążę temat legwanów :D One rzeczywiście tak sobie leżą i nic nie robią, czy mają jednak jakieś epizody aktywności, zwłaszcza ruszania szarżą na przechodzących obok ludzi? :o
tropikey 9 października 2019 21:49 Odpowiedz
Osobiście nigdy się z szarżą legwanów nie spotkałem, choć byłby to na pewno fascynujący widok :DGeneralnie, są bardzo nieruchliwe. Czasem, gdy ktoś stąpa naprawdę blisko, ze znudzeniem podnoszą się i gdzieś oddalają. Natomiast, trzeba przyznać, że pływają całkiem elegancko i dostojnie. Jeśli wpadnę, jak dodać własne wideo, to pokażę :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
calaira 16 października 2019 17:34 Odpowiedz
Rewelacja! Przeczytałam wszystko z ogromną przyjemnością. Część południowoamerykańska fantastyczna. Ja bym chyba nie oparła się pokusie i poleciała na Wyspę Wielkanocną :lol: Ale i bez tego podróż była fantastyczna i mega Ci jej zazdroszczę :)
tropikey 16 października 2019 18:58 Odpowiedz
@Calaira: bardzo się cieszę, że się podobało :)A co do Wyspy Wielkanocnej, to szczerze pisząc, tam akurat mnie aż tak bardzo nie ciągnęło, natomiast, gdybym tylko mógł zaprogramować tą podróż wedle swych pokus, pewnie podążyłbym nieco inną trasą. Niestety, przy podróżach za mile, to nie takie proste :DCzas zatem na słowo końcowe...Serdecznie dziękuję, wszystkim, którym zechciało się przeczytać choćby jeden odcinek tej mydlanej (oby nie mdłej) opery. Wiadomo, wszyscy, którzy coś tu piszą, liczą na to, że ich słowa spotkają się z jakimś zainteresowaniem :)Muszę przyznać, że jestem szczerze zaskoczony, że wszystko poszło tak gładko. Przy tylu lotach, jedyną w zasadzie wpadką był wybryk Lufthansy z ostatniego odcinka, ale doprawdy, to drobiazg (na tym etapie podróży). Było jeszcze kilka przejawów niedoskonałego funkcjonowania mego mózgu, ale w gruncie rzeczy, oprócz nerwów, nie wywołały jakichkolwiek perturbacji (no, może oprócz przygody z sejfem w Santiago). Przypomniałem sobie, że nie napisałem jeszcze, jak skończyło się zamieszanie z Grabem w Singapurze. Ta sprawa, to kolejny dowód na to, że głupi ma zawsze szczęście. Okazało się bowiem, że kierowca Graba, z którym nie pojechałem, bo wsiadłem przez pomyłkę do auta zwykłego taryfiarza, był chyba jakąś pierdołą i anulował mój kurs. Grab poczuł się odpowiedzialny za ten wybryk i zamiast obciążyć mnie za nieskorzystanie z zamówionego przejazdu, przekazał jeszcze na moje konto 100 grabowych punktów :D Proszę jednocześnie o wybaczenie, ale nie będę robił jakiegoś szczegółowego rozliczenia kosztów. Słaby jestem w te klocki, ale z grubsza wydałem tylko nieco więcej, niż w trakcie "Erzaca prozacu" z 2016 r., pomimo tego, że tym razem podróż była o tydzień dłuższa, obejmowała więcej lotów i noclegi w wielu zdecydowanie lepszych hotelach. Wyszło mniej więcej 12 - 13.000 zł. (podatki i opłaty za przeloty milowe, koszt przelotów kupowanych "normalnie", noclegi, wyżywienie, transport nie lotniczy, wycieczki, itd.). Myślę, że to rozsądna kwota za tego rodzaju podróż :)Nie udałoby mi się zorganizować tego w ten sposób, gdyby nie wiedza zdobyta dzięki Wam, na tym forum. Mam nadzieję, że udało mi się zrewanżować chociaż w drobnym stopniu i zamieścić w tej relacji jakieś informacje, które okażą się przydatne innym forumowiczom planującym swe wyjazdy :)Przywitałem się z Wami Zenkiem Martyniukiem. To był oczywiście żart i to gorzki, bo martwi mnie, jak bardzo Polacy nasiąkają tego rodzaju muzyką, karmieni nią m. in. przez telewizję publiczną, która nie patrzy niestety na wzorce takie, jak BBC. Dla równowagi, żegnam się prawdziwym mistrzem. Oto Michel Camilo i jego sztandarowy utwór "Caribe". W sumie to też muzyka ludowa, ale ileż trzeba maestrii, by tak zagrać. Jako pałkarz (aktualnie w zawieszeniu), zwracam Waszą szczególną uwagę na jego bębniarzy. Tematycznie Michel Camilo ma z tą podróżą z grubsza tyle samo wspólnego, co Zenon, więc pod tym względem są równi sobie. <iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/mF7AUd12hEE" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>Do kolejnego razu!
wintermute 16 października 2019 20:23 Odpowiedz
No to już czekamy @tropikey na ten kolejny raz. Tylko co Ty teraz wymyślisz? Poprzeczkę zawiesiles sobie bardzo wysoko ☺
tropikey 16 października 2019 22:20 Odpowiedz
Patrząc na częstotliwość moich relacji zamieszczanych na forum, trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość :DW końcu, nie z każdego wyjazdu nadaję ;)Sam jestem ciekaw, co tam przyszłość przyniesie.Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
brzemia 16 października 2019 22:21 Odpowiedz
A co z koszulką?Tapniete z telefonu
tropikey 16 października 2019 22:27 Odpowiedz
Ponoć jest już w kraju. Razem z gatkami :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
adamkru 16 października 2019 22:37 Odpowiedz
@Tropikey, dałeś radę Chłopaku. Super się czytało i oglądało :-)Teraz idź za ciosem i planuj już kolejną wyprawę... będę czytał :-)Wysłane z mojego SM-G960F przy użyciu Tapatalka
sz-lony 16 października 2019 23:38 Odpowiedz
@tropikey Czy na tych zdjęciach Andów z samolotu uchwyciłeś przypadkiem Aconcaguę? Wygląda mi to bardzo podobnie! ;)Anyway, zazdroszczę wyprawy! Jeśli mogę spytać z ciekawości, ile ta przyjemność Cię wyniosła? Wiadomo, z żoną/partnerką zawsze trochę taniej, ale i tak strzelam, że niemało.
brzemia 17 października 2019 03:47 Odpowiedz
Napisal. Ok 12tys plnTapniete z telefonu
tropikey 17 października 2019 08:06 Odpowiedz
@brzemia jak zwykle czujny i ze słuszną informacją :)@Sz@lony - właśnie nie jestem pewien, czy to Aconcagua. Kształt podobny, ale z flightradara wynika, że mijaliśmy ją z prawej strony, a ja siedziałem z lewej, więc coś to nie gra. Na pewno widziałem ją, gdy zbliżałem się do Santiago lecąc z Limy, bo pokazywał mi ją wtedy norweski Chilijczyk, o którym wspominałem. Jeszcze co do kosztów, to trzeba pamiętać, że ogromna część została pokryta różnymi milami, aviosami, qmilesami i punktami hotelowymi. Gdyby nie to, podejrzewam, że wydałbym - kupując dokładnie to samo - jakąś horrendalną kwotę. Już same loty w klasie biznes i to w jedną stronę, to grube tysiące za każdy bilet. Tak więc, bez wcześniejszego schomikowania różnych punktów lojalnościowych nigdy na takie coś bym się nie porwał.Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
handsome 17 października 2019 08:40 Odpowiedz
Bardzo miła lektura a do tego mocno pouczająca :P
olencjaaa 17 października 2019 09:30 Odpowiedz
Świetna relacja! Z niecierpliwością czekałam na powiadomienia o nowych wpisach.Gratuluję i życzę aby dni szybciej mijały do kolejnej podróży ;)
firley7 17 października 2019 10:22 Odpowiedz
Ja również przyłączam się do gratulacji. Wspaniała relacja :) Cieszę się, że cały plan wyprawy wypalił. Dodatkowe gratulacje za wzorową kondycję fizyczną, która wręcz wymagana jest podczas takiego tripu :)
sz-lony 17 października 2019 16:02 Odpowiedz
@brzemiaMusiałem gdzieś przeoczyć pochłonięty tą relacją ;)
legion1 17 października 2019 21:55 Odpowiedz
@tropikey świetna relacja ;) sam za kilka miesięcy będę w Limie i Santiago de Chile i opisy tych miejsc zdecydowanie mi pomogą ;)
regulartraveler 17 października 2019 22:03 Odpowiedz
Dla mnie relacja wybitna! Uwielbiam taki styl i poczucie humoru. Fotki super! Szczególnie mnie urzekły te z Galapagos :) I zazdroszczę podróżowania w biznesie, bo mnie jeszcze nie było to dane... Na pewno RTW staje się wtedy przyjemniejsze ;) Podsumowując, KLASA!!!Jeśli kiedyś załapię się na spotkanie trójmiejskie forum fly4free, to liczę na relację na żywo :)
tropikey 18 października 2019 18:04 Odpowiedz
tropikey napisał:Ponoć jest już w kraju. Razem z gatkami :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu TapatalkaAktualizacja post finałowa: dziś, po długiej podróży z Galapagos, moja zguba trafiła w domowe pielesze. Rodacy są jednak (a przynajmniej bywają) bardzo pomocni :)Stokrotne podziękowania dla Ani i Konrada :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
juggler5 21 października 2019 09:45 Odpowiedz
Te gatki to powinieneś sobie oprawić i powiesić na ścianie :)
ncn 21 października 2019 18:15 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, świetnie się czyta to, co piszesz :)
maginiak 21 października 2019 18:50 Odpowiedz
Samotne podróże są nie dla mnie i myślę że jedynym bodźcem, który pozwoliłby mi się cieszyć taką podróżą, byłoby jednoczesne pisanie relacji - chociaż jak widać Ciebie podróż pochłonęła tak bardzo, że na relację nie starczyło czasu ;)Niezwykle pozytywna w odbiorze relacja, super się czytało. No i gratulacje z okazji szczęśliwego powrotu majtasków ;)
tropikey 21 października 2019 21:07 Odpowiedz
Widząc, jakim zainteresowaniem cieszą się losy moich zaginionych kąpielówek, zaczynam snuć wizję jakiegoś ciekawego wyjazdu, w który zabiorę je w roli maskotki. Jedni wiozą w świat pluszowe misie i inne zwierzątka, a ja będę fotografować różne znane miejsca z udziałem majtasów z promocji w Decathlonie :D Nazwę tą relację np.:"Z gaćmi mnie nie zaćmi" (to zwłaszcza, gdybym jechał na zaćmienie słońca lub księżyca - muszę tylko dopytać @Sudoku, kiedy jakieś spektakularne się szykuje), "Pontonem w pantalonach" (to pod warunkiem, że @BooBooZB podpowie, w którym akwenie owe pantalony mnie najlepiej uniosą") albo "Lost underwear goes Down Under" (jeśli podążę kiedyś śladami @adamkru). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
marcinsss 21 października 2019 21:39 Odpowiedz
Kiedy po kilku wyprawach "maskotka" się zużyje, to zawsze możesz jeszcze na jakieś lodowce pojechać: "Lodowe góry, a w majtach dziury." :)
booboozb 23 października 2019 17:44 Odpowiedz
tropikey napisał:"Pontonem w pantalonach" (to pod warunkiem, że @BooBooZB podpowie, w którym akwenie owe pantalony mnie najlepiej uniosą") Jak pantalony i ponton, to z doświadczenia polecę Grenlandię. ;)Mam nadzieję,że pomogłem. :P
ncn 24 października 2019 13:25 Odpowiedz
Sorry za mały offtop, ale nigdzie nie mogę znaleźć tego info. Na jakiej stronie można zrobić taką "mapę kresek" jak w pierwszym poście?
tropikey 24 października 2019 13:31 Odpowiedz
Dokładnie :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
orchidea04 7 listopada 2019 05:08 Odpowiedz
@tropikey 3 dni zajęło mi przeczytanie tej relacji :mrgreen: wiem, wiem, powinnam była czytać na bieżąco i nawet zaczęłam na początku Twojej podróży, ale później, z braku czasu, nie mogłam. Teraz (udając, że pracuję) dopiero mogłam się oddać lekturze. Zdecydowanie zazdraszczam, świetna podróż, fantastyczne zdjęcia (szczególnie lwów morskich :mrgreen: ) i obiecuję (sobie głównie), że kolejną relację będę czytać wraz z jej rozpoczęciem ;)