0
tropikey 6 września 2019 17:10
Image

Przy okazji, muszę przyznać, że fascynującym jest, jak ogromne są różnice między poszczególnymi rasami ludzkimi. Weźmy na przykład zarost u mężczyzn, który u Azjatów potrafi sprowadzać się do jednego (ale jakże wypielęgnowanego) włosa, jak u tego jegomościa.

Image

Po wyjściu z metra trzeba kierować się na Xiangshan Trail. Idę najpierw między parkiem, a apartamentowcami. Potem trasa zaczyna się wspinać, aż docieram do charakterystycznego punktu, w którym początek mają schody prowadzące do punktów widokowych. Całą trasę dobrze opisuje https://mytanfeet.com/taiwan/elephant-mountain-taipei/
Dobrze, choć z jednym "ale": nijak nie mogę pojąć, dlaczego napisano tam, że po wyjściu ze stacji widać wskazówki do ścieżki w lewo, skoro w rzeczywistości kierują one w prawo... 

Z początku jest znośnie, choć strasznie irytuje mnie różna wysokość poszczególnych stopni, która burzy rytm kroków. Do tego, ogólnie stopnie są dość niskie, więc często muszę je brać podwójnie. Po czasie robi się jednak co raz bardziej stromo, a wysokość stopni drastycznie wzrasta. Gorące powietrze i wysiłek sprawiają, że koszulka zaczyna spełniać funkcję gąbki. Wcześniejszy żwawy krok zmienia się w dreptanie. 

Docieram do pierwszego punktu widokowego. Szybko zapominam o schodach. Oj tak... Kocham takie widoki. Nie jest to na pewno to samo, co zniewalająca panorama Hong Kongu, ale i tak jest wspaniale. 

Image

Image

Image

Ruszam jeszcze wyżej, do charakterystycznych głazów. Ponownie wyciskam siódme poty. W sumie, widok jest dość podobny, więc nie jestem pewien, czy było warto, tym bardziej, że do robienia zdjęć ze skałek ciągnie się ogonek chętnych, którzy  okupują potem szczyty przybierając na nich standardowe instagramowe pozy, od wypchanych ustek, poprzez rozrzucone ramiona, aż po "trzymanie" Taipei 101 między dłońmi, względnie na jednej, niczym na patelni. 

Image

Po uczcie dla oczu, jakim jest nocny widok Tajpej, czas wracać do mojego "gniazdka" w Banqiao. Do stacji idę ciut inną, bardziej okrężną drogą, bo podpatrzeć życie w tej części miasta. Przed zejściem do metra, z sąsiedniego lasu dobiega do mnie intensywne rechotanie nadrzewnych żab, dla których urządzono tu rezerwat. Może wrócę tu jeszcze kiedyś, by zobaczyć je własne oczy. 



Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu TapatalkaMój wczorajszy dzień w Santiago de Chile był piękny - o czym zapewne jeszcze opowiem - i zamierzałem w dobrym humorze wstawić kolejną część. Z własnej kompletnie niezrozumiałej, niczym nieograniczonej i trochę przerażającej głupoty mój dobry humor jednak prysł. Na szczęście skończyło się "tylko" na konsekwencjach finansowych, ale mam dowód na to, że rutyna to najgorsza cecha w takich podróżach. Do tematu wrócę we właściwym czasie...

Tymczasem, po ochłonięciu i po przeprowadzce w kolejne miejsce, nadaję kolejną część. Cofamy się ponownie w czasie. Jest 9 września, Tajpej...

Spało mi się doskonale. Teraz czas, by zaopatrzyć odpowiednio organizm przed wypadem do centrum miasta. Zobaczymy, na ile podołam temu zadaniu. Prognoza przewiduje dziś 35 stopni w cieniu...

Zjeżdżam do restauracji na śniadanie. Lokal jest przepastny, ale podzielony na kilka sektorów, dzięki czemu nie sprawia wrażenia jakiegoś food hall'u.

Image

Kelnerka sadza mnie w części dla członków HH i stawia na stoliku stosowną plakietkę, która mogłaby służyć zaspokojeniu mojej próżnej potrzeby bycia wyróżnionym, gdybym ją miał. A tak, to właściwie niczemu nie służy.
Wybór jedzenia jest ogromny, choć muszę ostrzec swojskich konserwatystów żywieniowych, że na europejskiej smaki nie powinni się nastawiać. Widzę jedynie kiepskie pieczywo, jakiś ser żółty i wędlinę a la puszkowany Krakus. Bez wątpienia kuchnia azjatycka dominuje tu i rządzi. Są zarówno dania na ciepło (makarony, pierożki, zupy), jak i na zimno, w tym duży wybór smaków japońskich, z ich kieszonkami i piklami na czele. Szkoda tylko, że nie ma japońskich tacek z przegrodami pozwalającymi na dokładne odseparowanie poszczególnych składników. Na widok takiego bałaganu, jak u mnie, prawdziwy Japończyk popełniłby zapewne sepuku.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jest też masa pysznych owoców i soków, choć kawę mają kiepską, ale to już przypadłość wielu (albo większości) hoteli w Azji.

Na degustacji spędzam dobrą godzinę. Mam teraz czas do 16:00, gdy zgodnie z ustaleniami z recepcją mam opuścić pokój.

Zaczynam od "grobowca" Czang Kaj-szeka. Piszę w cudzysłowie, bo mam spore wątpliwości, czy to aby na pewno miejsce spoczynku szczątków doczesnych dawnego przywódcy kraju. Informacje w języku polskim mówią o "grobowcu", ale te w języku angielskim już o "memorial hall", a to wcale nie musi być tożsame. Jakoś nie wydaje mi się, by gdzieś tam, np. w podziemiach tego majestatycznego budynku rzeczywiście złożone było - w tej lub innej postaci - ciało ojca tajwańskiego społeczeństwa (bo chyba raczej nie narodu, skoro to też Chińczycy). Doszkolę się jeszcze w tej materii w wolnej chwili. A może ktoś z Was ma "od ręki" wiedzę na ten temat?

Po wyjściu ze stacji CKS Memorial Hall widać ogromny budynek, ale to "tylko" teatr narodowy. Po drugiej stronie przestronnego placu stoi identyczny obiekt. Jest siedzibą opery narodowej. Dopiero na końcu jasnej patelni, którą jest dziś ten plac, z tła wybija się rzeczony Memorial Hall ku chwale Czang Kaj-Szeka.

Image

Image

Image

Image

Image

Z fotela spogląda na nas uśmiechnięty dobrotliwie staruszek. Gdyby miał bardziej srogą minę i brodę, wyglądałby niczym Abraham Lincoln. Posągu strzeże dwóch ubranych nieskazitelnie biało żołnierzy. Nie wolno im wykonywać żadnych ruchów. Zakaz jest tak dalece rygorystycznie przestrzegany, że gdy jednemu z nich splywa pot spod hełmu (o co przy dzisiejszej temperaturze nietrudno, nawet mimo klimatyzatorów ustawionych za żołnierzami), podchodzi do niego wolontariusz i ociera twarz chusteczką, pucując mu przy okazji dwa guziki.
Wkoło widzę liczne grupy japońskich turystów. Na schodach robią sobie zdjęcia grupowe. Zamiast "cheese", krzyczą przed ujęciem coś, co brzmi zupełnie, jak "banzai!".

Image

Image

Image

Zbliża się pełna godzina. Duża część przestrzeni przed postacią na fotelu zostaje odgrodzona. Za chwilę odbędzie się zmiana warty. Pierwotnie nie planowałem zostać na tym. Ciągle mam w pamięci paździerzowo-cepelianą, budzącą politowanie zmianę warty przed pałacem w Seulu, w której udział brali goście w błyszczących fatałaszkach, ucharakteryzowani, niczym aktorzy wodewilowi. Gorące powietrze zatrzymało mnie jednak przy ojcu Tajwanu. Niech będzie. Mogę to obejrzeć.
Muszę odszczekać wszelkie negatywne myśli, jakie miałem na zapas na temat tej uroczystości. Mogę jedynie pochylić czoła przed żołnierzami biorącymi w tym udział. Ileż trzeba ćwiczyć, by do perfekcji opanować ten układ! I powtórzyć go jeszcze w takich warunkach klimatycznych z precyzją zegara atomowego! Niesamowite. Wyrazy podziękowania dla dzisiejszej pogody, że nie pozwoliła mi wyjść stąd za szybko. Niestety, zdjęcia nie są w stanie tego oddać.

Image

Image

Image

Po zmianie warty postanawiam odwiedzić jeszcze świątynię Longshan. Na więcej nie mam już siły i ochoty.
Ruszam zatem do stacji metra. Idę obrzeżem placu, by nie stąpać po jego rozżarzonej powierzchni. Ta część jest niewielkim, zacienionym parkiem, w którym urządzono nawet staw z mostkiem i wodospadem.

Image

Image

Image

Jak widać przypadłości smartfonowych rodziców są znane i tu.

Image

Świątynia nie należy do dużych, ale ma swój urok. Poza tym prężnie działa. Jest przykładem zgrabnego połączenia religii i komercji. Z jednej strony setki wiernych, którzy modlą się w mniej lub bardziej natchniony sposób, a z drugiej działająca sprawnie maszynka do zarabiania na tym natchnieniu. Można tu kupić wszystko, co potrzebne dla duchowego połączenia się z Jednostką Naczelną. A jeśli zabraknie środków w portfelu, to nie ma sprawy - obok stoiska jest bankomat.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jedną z podstawowych czynności religijnych praktykowanych przez wiernych jest wróżenie z dwóch nerkowatych kawałków drewna pomalowanych na czerwono. Od rzucania nimi o ziemię w celach profetyczno-rytualnych są często mocno obdrapane.

Image

Image

Image

Mimo dużej ilości cienia, ukrop jest tu taki sam, jak na zewnątrz. W części modlitewnej są zawieszone dysze, z ktorych co chwilę wyrzucana jest gęsta mgła. Podejrzewam, że w celu schłodzenia otoczenia. Coś się jednak ta metoda nie sprawdza.

Image

Image

Żegnam się (w agnostycznym tego słowa znaczeniu) ze świątynią i po kilkudziesięciu metrach jestem w zbawiennej otchłani tajpejskiego metra. Jadę stąd prosto do hotelu, bez żadnych przesiadek.
Zbliża się czas wymeldowania. Oddaję klucz i zgodnie z wczorajszymi ustaleniami proszę o wpuszczenie do saloniku. Odjazd na lotnisko mam dopiero za 2 godziny.
Niestety, w recepcji jest jakaś nowa dziewczyna, która woli upewnić się u managera, czy aby na pewno po wymeldowaniu mogę jeszcze iść do saloniku. Ten mówi, że OK, ale tylko do 17:30, gdy zaczyna się happy hour. Nie tak się wczoraj umawiałem, ale nie wdaję się w dyskusję, bo nie chcę wkopać wczorajszej recepcjonistki - może jej ustalenia ze mną nie były zgodne z zaleceniami?
Siadam sobie w saloniku i korzystając z oferty nie-happy-hourowej walczę z tapatalkiem (z sukcesem dzięki Waszej pomocy :) !). Zbliża się 17:30, a tu podchodzi jedna z dwóch pań obsługujących salonik i mówi dyskretnie, że nie ma problemu, mogę siedzieć i korzystać ile chcę.
Nie wiem, czy to kwestia moich wczorajszych obfitych pochwał skierowanych do tych samych pań, czy po prostu były miłe, ale oczywiście chętnie korzystam z tej szczodrej propozycji.
W tak uroczych okolicznościach czekam na przyjazd kierowcy z SIXT'a. Jakiś czas temu dostępny byl kupon dający 50% zniżki na Sixt Rides. Skorzystałem z niego, dzięki czemu mam prywatną przejażdżkę na lotnisko za 25 USD. Jasne, to nie to samo, co Blacklane za grosze ileś lat temu, a i auto z niższej półki (czarna Toyota Avensis), ale za taki dystans to dobra cena.
Na lotnisko docieramy w ciągu pół godziny. Z niecierpliwością czekam na mój pierwszy lot linią Eva Airways...









Wysłane z mojego P9 przy użyciu TapatalkaJestem na lotnisku TPE. Nadaję bagaż do samego Sao Paulo, choć będę musiał i tak odebrać go w Vancouver i przenieść go osobiście do terminala krajowego, gdzie oddam go już do miejsca docelowego. Trochę to dziwne, ale wiadomo... Kanadyjczycy chadzają swoimi ścieżkami :) 

Image

Image

Po kontroli bezpieczeństwa kieruję się do saloników BR. Mam do wyboru 2: Star i Infinity. Gdybym miał status w programie lojalnościowym BR mógłbym pójść jeszcze do jednego (chyba Garden). 

Image

Image

Kierując się recenzją https://onemileatatime.com/eva-air-lounge-taipei-review/, idę do Infinity z lekko kosmicznym wystrojem. Nie jest to na pewno jakieś nadzwyczajne miejsce (a od saloniku Eva Air można byłoby w zasadzie czegoś takiego oczekiwać), ale nie można narzekać. Jest szeroki wybór gastronomiczny, dużo miejsc do siedzenia, fajna scenografia. Brakuje mi jednak jakiejś cichej sali z szezlągami, a i wifi mogłoby działać sprawniej. 

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (93)

handsome 6 września 2019 17:16 Odpowiedz
be continue..czekam :P :P :P
jaco027 6 września 2019 17:17 Odpowiedz
@tropikey dawaj, wawaj - wstepniak niezly! :-)
aga-podrozniczka 6 września 2019 17:26 Odpowiedz
Punkty 2-4 typowe dla F4F i FF ogolnie :-) Czekam na zabawne opisy.
stasiek-t 6 września 2019 17:31 Odpowiedz
tropikey napisał: Po jego zakończeniu dołączę do całej masy forumowych globtrotuarów* co się zowią...*wyjaśnienie dla młodszych: sformułowanie nieobraźliwe, zapożyczone od Stefana Friedmana (zapewne młodszym nieznanego, więc wyjaśnienie o kant tyłka rozbić)Będziesz nie tylko "globtrotuarem" ale i "oberżyświatem". Czego życzę :)
sudoku 6 września 2019 18:47 Odpowiedz
Gnaj, chłopie, gnaj, świat przed Tobą...Bardzo lubię te spotkania w salonikach, hotelach, czy innych odległych miejsach, gdy wchodzisz, a tam znajome, czasami od miesięcy, czy lat niewidziane twarze.A korzystając z warstwy edukacyjnej tej relacji, poniżej wyjaśnienie odnośnie topinambura, którego w swoim czasie przywiozłem z jakiegoś odległego miejsca:https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82onecznik_bulwiasty
aga-podrozniczka 6 września 2019 19:38 Odpowiedz
Biznes Qataru i A350 jest calkiem przyjemny, mi sie podobalo. Moj komentarz byl: "Dlaczego nie lecialam Qatarem wczesniej?" :-)
hubson 6 września 2019 21:53 Odpowiedz
A350 QR w C jest świetne. Kabina jest niesamowicie przestronna a barek na środku nadaje jej jeszcze lepszego ekskluzywnego klimatu.@tropikey życzę udanego RTW :)
ibartek 7 września 2019 00:46 Odpowiedz
good night and good luck ;-)niezly skladak, nie oszczedzaj na transferze przy wrzucaniu zdjec, im wiecej tym lepiej. i powodzenia..
tom971 7 września 2019 06:04 Odpowiedz
"Marian.. tu jest jakby luksusowo"W GDN @marcino123 a Gwiszące ogrody w salonie luster w WAWCacy - glamour !
j-1 7 września 2019 09:11 Odpowiedz
Im więcej koktajli tym lżejsze pióro ;) Trzymam kciuki, Powodzenia !
tropikey 8 września 2019 01:45 Odpowiedz
Drobne wyjaśnienie: one są bezalkoholowe (jeśli miałeś na myśli zbawienny wpływ tej substancji na wenę twórczą :D)Korzystając z darmowego WiFi przed wejściem do samolotu do Tajpej (niestety, rytm relacji gdzieś mi się zapodział), wypuszczam w eter kolejną część.A więc stało się. Mam za sobą pierwszy lot w Qsuite w A350-1000! W sieci recenzji, informacji i innych materiałów dot. tego produktu jest od groma, ale na forum f4f nic jeszcze na ten temat nie widziałem. Zatem do dzieła... Po przylocie do DOH miałem do dyspozycji ok. półtorej godziny. W sam raz, by odwiedzić tutejszy salon dla pasażerów C Qatar Airways, choć zbyt krótko, by wziąć prysznic. Nie żebym potrzebował strasznie dużo czasu na oblucje cielesne. Po prostu, pora około północy to szczyt ruchu w DOH i jest ogonek chętnych do łazienek. Kręcę się zatem po tym molochu. Mimo kilku już wizyt tutaj, rozmach i rozmiary tego miejsca wciąż robią na mnie wrażenie. Czas na boarding. Ciągle liczę się z tym, że może dojść do zmiany maszyny w ostatniej chwili, ale po wejściu do samolotu z ulgą dostrzegam charakterystyczne mini kabiny: pojedyncze fotele (po prawej i lewej stronie) oraz czteroosobowe przedziały (środkowa cześć), które można podzielić na dwie sekcje dwuosobowe lub cztery pojedyncze. Pomysł świetny, choć bez dwóch zdań samolot traci przestrzeń, o której wspominał też @hubson. Wrażenie ciasnoty jest największe w czasie boardingu, gdy kręcą się pasażerowie i krząta załoga, a do tego otwarte są luki bagażowe nad głowami. Po zakończeniu boardingu robi się dużo lepiej. Dla porównania zdjęcie przed i po. Wybrałem fotel 3K. Jest ustawiony tyłem do kierunku lotu, dzięki czemu przylega bezpośrednio do ściany z oknem, a drzwi kabiny są oddalone od fotela. Leciałem już kiedyś w ten sposób w biznesie Etihadu w A380 i nie odczuwałem z tego powodu żadnego dyskomfortu, więc bez obaw zdecydowałem się na takie ustawienie.  W jednostkach ustawionych tradycyjnie, przodem do kierunku lotu, jest odwrotnie, a to by mi nie pasowało. Sam fotel jest równie wygodny, jak w "zwykłym" A350-900, choć siedzisko jest nieco mniej twarde. @Aga_podróżniczka może być niezadowolona, gdy już trafi na qsuite, bo nie ma tu za dużo schowków (a pamiętam, że to dla niej ważny aspekt). W zasadzie, zamykany jest tylko jeden, usytuowany między fotelem i drzwiami. Są dodatkowo dwie półki, ale nie zamykane. Jest też sporo miejsca pod podnóżkiem. Ciekawostką jest wbudowany w konsolę kabiny czytnik do kart zbliżeniowych. Bardzo dobrze prezentuje się również wielki monitor, choć z niego korzystałem krótko, bo chciałem jak najdłużej pospać. Wyszykowałem się w tym celu jak należy, czyli wskoczyłem w katarską piżamkę (spodnie za krótkie, góra zbyt obszerna :D), w uszy włożyłem zatyczki, na to dodatkowo słuchawki wygłuszające, a gdy można już było zamknąć drzwi mojej kabiny i rozłożyć łóżko (po osiągnięciu wysokości przelotowe), zasnąłem drzwi, jednym przyciskiem przeszedłem w tryb flat bad, zasłoniłem oczy tym czymś, czego się do tego celu używa i poszedłem w kimono... Przespałem jakieś 4 godziny. W moim wieku to już zupełnie wystarczajace, by potem być aktywnym przez kolejnych kilkanaście. Stewardesa przyniosła zamówiony wcześniej posiłek. Znowu, prezencja raczej nie epatuje nadzwyczajną urodą (co pogłębia ciemność w kabinie), ale smakuje bardzo dobrze, orientalnie. A ciasto z jagodami też bomba. Nie tylko kaloryczna. Zdjecia dorzucę wkrótce, bo wołają na lot :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
tropikey 8 września 2019 11:07 Odpowiedz
Melduję, że zdjęcia w poprzedniej części załadowane i w miarę poukładane. Postaram się dziś nadać kolejny odcinek dot. Singapuru, choć czeka mnie wieczorem Elephant Mountain w Tajpej, więc nie obiecuję ;) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
oskiboski 9 września 2019 17:59 Odpowiedz
@tropikey za 100kin mozna kupic na miesiac VIP. Mozemy Ci podarowac :D
aga-podrozniczka 9 września 2019 18:52 Odpowiedz
Z tym sloniem w Taipei jest tak, ze z drugiej strony mozna podjechac autobusem do petli, a potem wejść lzejsza droga. Przeszedłeś cala trase czy zawróciłes do miejsca skąd przyszedłeś?Z tego co pamietam, to od stromej strony jest ponad 200 stopni prawie jednym ciagiem.
xyrxis 9 września 2019 21:21 Odpowiedz
@tropikey, ile kinow Ci jeszcze trzeba do darmowego VIPa? Tez sie chetnie dorzuce.
osk 9 września 2019 21:22 Odpowiedz
Dyszka ode mnie
brzemia 9 września 2019 21:37 Odpowiedz
Poszlo 15Tapniete z telefonu
wtak 9 września 2019 22:01 Odpowiedz
A co to są King. Jak można @tropikey ' owi coś apgrejdować to zrzućmy się;)Tak na marginesie, to dobry pomysł, by na forum wspierać w podrózy
afc 9 września 2019 22:10 Odpowiedz
+10 ode mnieWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
xyrxis 9 września 2019 22:16 Odpowiedz
@wtak, to taka waluta Tapatalkowa jak nasze polubienia tylko ze kazdy moze rozdysponowac ich ograniczona ilosc.
tropikey 10 września 2019 06:04 Odpowiedz
Wielkie dzięki za wsparcie! Jestem teraz w saloniku AC w Vancouver. Postaram się uzupełnić ostatni wpis i dodać nowy.A co do kinów, oczywiście posłałem w podzięce też od siebie. Z resztą, nie zdając sobie do dziś sprawy, że to naprawdę może się komuś przydać, dość często klepałem wcześniej "prześlij kin", czy coś w tym stylu :)Wkrótce wracam... Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
billabong 10 września 2019 07:32 Odpowiedz
Udanej wyprawy! Zaczęła się rzeczywiście super, baw się dobrze. :)
suszek 12 września 2019 17:41 Odpowiedz
"Plynę przez ogrody wraz z otaczającym mnie tłumem. Ucieleśnia się tu ze wzmożoną mocą to, o czym wspomniałem pisząc o Changi. Atrakcją są tu ogromne drzewa z metalu, rośliny zamknięte w szklanym hangarze i woda płynąca wykopanymi przez ludzi kanałami. Wszystko to rozświetlone gigawatami kolorowych, mamiących świateł." - pieknie napisane ;)
tropikey 12 września 2019 17:53 Odpowiedz
Lejesz miód na moje serce :) To zdecydowanie przyjemniejsze, niż deszcz, który lał się na mnie dziś po przylocie do Foz do Iguacu. Dziś mam dzień nieco lajtowy, więc postaram się nadgonić nieco z relacją... Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
aga-podrozniczka 14 września 2019 15:48 Odpowiedz
Hilton wyglada zachecajaco, moze skorzystam. Czuje, ze jeszcze rzuci mnie do Taipei raz, zeby dokonczyc przerwana podroz z wiosny. Chociaz chcialabym zatrzymac sie tez w Grand Hotel.
kumkwat-kwiat 17 września 2019 10:31 Odpowiedz
@tropikeyPrawdziwy grobowiec Cang Kaj-szeka znajduje się poza Tajpej:https://en.wikipedia.org/wiki/Cihu_Mausoleum
aga-podrozniczka 17 września 2019 11:50 Odpowiedz
Ty cierpiales z powodu upalu, a ja z powodu deszczu. Nie zwiedziłam tego Memorial Hall, tylko pokrecilam sie pod dachem teatru i zrobilam zdjecia z zewnatrz. Bylam za to w National Sun Yat-sen Memorial Hall i tam widziałam zmiane warty. Faktycznie robi wrazenie.
oskiboski 17 września 2019 18:42 Odpowiedz
EVA trochę trąci myszką, ciekawe jak w Y. Miałem więcej oczekiwań w stosunku do Twojej podróży tam w C
tropikey 17 września 2019 18:50 Odpowiedz
Święte słowa. Też mam pewien niedosyt I wrażenie, jakbym leciał z 10 lat temu. Ale na trasach europejskich jest już high tech, bo latają nowiutkie Dreamlinery z nową C (https://samchui.com/2019/01/24/eva-air- ... ass-review).Ale, żeby nie było, że jestem jakiś wybredny... I tak było bardzo przyjemnie :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
aga-podrozniczka 17 września 2019 18:54 Odpowiedz
Amniety Kit Rimowa mozna opchnac na Ebay, osiagaja dosc wysokie ceny jak na taki gadzet.
tropikey 17 września 2019 19:08 Odpowiedz
Kurde, część zawartości bezpowrotnie zużyłem. E, i tak bym tego nie opchnął... Gdybym miał małe dziecko, byłoby w sam raz na piórnik, a tak, to za jakiś czas może przyda się do sztucznych zębów :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
brzemia 17 września 2019 19:10 Odpowiedz
To mozna zabrać ?;)Tapniete z telefonu
tropikey 17 września 2019 19:17 Odpowiedz
Można :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
splder 17 września 2019 19:53 Odpowiedz
brzemia napisał:To mozna zabrać ?;)Powiedziałbym nawet , że grzech zostawiać ;-p
yendras 24 września 2019 18:06 Odpowiedz
Super relacja, super podróż - gratulacje :) Niestety zacząłem czytać z opóźnieniem więc dopiero teraz, jako ten Filip z konopii, wyrywam się z topinamburem: rośnie tego u nas od cholery, na łąkach, poboczach dróg, nawet pod moim blokiem. Bulwy rośliny jeszcze jesienią są trujące, a na przednówku, gdy mróz rozkłada toksyny, sa jadalne, z czego korzystali chłopi na przednówku. Można go jeść nawet na surowo, w sałatce, ma lekko orzechowy smak.A ten "ice wine" to może trochę w stylu reńskiego Spätlese ?Czekam też na wskazanie zwycięzcy w starciu Iguazu vs Niagara.
tropikey 24 września 2019 18:24 Odpowiedz
Dzięki za miłe słowo i za wyjaśnienia natury biologicznej :)Z werdyktem nie ma co zwlekać - to jest po prostu nokaut na korzyść Iguacu (choć nokaut, to i tak mało powiedziane).Odcinek na temat jeszcze dziś (czasu Galapagos). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
barka 25 września 2019 07:41 Odpowiedz
Spałam kilka lat temu w Belmond Cataratas i raczej wiele nie straciłeś. Hotel jest faktycznie pięknie położony, ale standard już nie za wysoki, raczej chodzi o renomę i położenie :) Główny duży plus to właśnie możliwość podejście pieszo z hotelu to trasy po stronie brazylijskiej. Zgadzam się w 100%, najlepsza miejscówka to ta na końcu ścieżki brazylijskiej, kiedy stoisz tuż obok tego niesamowitego wodospadu i po chwili jesteś cały mokry :) Płynęliśmy też łódką pod niektóre wodospady po stronie brazylijskiej, można zobaczyć ten cud natury z innej strony.
brzemia 25 września 2019 08:06 Odpowiedz
Faktycznie piękne widoki! Jaguara nie widziales?Tapniete z telefonu
tropikey 25 września 2019 08:13 Odpowiedz
@barka: mimo tego zazdroszczę nocowania w tym hotelu :)@brzemia: jedynie w moim paszporcie :DPonoć na YouTube, gdy wpisze się hasło "jaguar Iguacu", można zobaczyć te zwierzęta chodzące po tej właśnie drodze. Sam nie zdążylem jeszcze sprawdzić. Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
yeahbunny 25 września 2019 17:42 Odpowiedz
@tropikey jestem pełen podziwu że udalo się zrobić obie strony wodospadów w 1 dzień. Uważam że jak byś zrobił w odwrotnej kolejności bylo by wieksze wow na stronie Brazylijskiej:)Dobrze że nie robiłeś zdjęc w restauracji bo chyba bym zjadł monitor :D
tropikey 25 września 2019 18:14 Odpowiedz
Szczerze mówiąc, w tej formule, czyli prywatnej (nieumyślnie) wycieczki, to ja mógłbym zrobić i trzecią stronę tego dnia, np. paragwajską, gdyby oczywiście taka była.Co ciekawe, kiedyś to co jest stroną brazylijską, należało do Paragwaju, ale na skutek wielkiej wojny w drugiej połowie XIX w., przeszło w ręce Brazylii. Niewiele o tym wiemy, a wojna była straszna. Wystarczy wspomnieć, że Paragwaj stracił wtedy 90% populacji męskiej (tak w każdym razie twierdzi Wikipedia: https://en.m.wikipedia.org/wiki/Paraguayan_War). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
aga-podrozniczka 26 września 2019 19:38 Odpowiedz
Jestem troche w plecy z relacja, wiec komentuje po kolei. Widze, ze Business Air Canada podobny do tego nowego British Airways, tylko pewnie sa delikatne roznice. Quote:Niektórzy goście Marriotta, czy Hiltona to nawet z pokoju nie muszą wychodzić, bo z okien wszystko widzą, a i żadna mewa przekąski im z rąk nie zabierze (co na deptaku się zdarza, na własne oczy widziałem). Szczerze polecam Marriotta, super widok na wodospad i wschod slonca. Przy ponownej wizycie nad Niagara na pewno zatrzymalabym sie w tym samym hotelu. Quote:A jest, co tłumaczyć, bo dojazd z tej stacji do mojego celu - stacji Paulista - to nie jakaś tam igraszka. Najpierw linią "jadeitową" do stacji Eng. Goulart, potem linią "szafirową" do Bras, następnie linią koralową do Luz i wtedy już tylko 3 stacje linią żółtą do Paulista. Brzmi jak slynny dialog z Rozmow Kontrolowanych :-)A ten Hampton w Sao Paolo Wyglada na dobry standard. Tylko w USA truja czlowieka na sniadaniu.
aga-podrozniczka 29 września 2019 08:13 Odpowiedz
Z tymi sejfami zdarza sie najlepszym. W Hiltonie w Tokyo, w otwartym sejfie, znalazlam bardzo wazne dokumenty paszportowe i wizowe jakiejs pary amerykanskiej. Jeszcze musialam tlumaczyc w recepcji, jakie to wazne i zeby jakos namierzyli goscia.
maginiak 30 września 2019 09:11 Odpowiedz
Bardzo przyjemnie się czyta i naprawdę super trasę skomponowałeś - Galapagos i Iguazu są na liście moich podróżniczych marzeń. Jestem pewna, że kiedyś to marzenie się spełni i fajnie będzie wtedy wrócić do Twojej relacji :)
wtak 30 września 2019 19:59 Odpowiedz
Kurczę, zadziwiający, egzotyczny ten Gdańsk ;)Jakiś czas nie byłem, sporo się zmieniło... .Trzeba nadrobić.
brzemia 30 września 2019 20:14 Odpowiedz
Bo to takie live delayed ;)Tapniete z telefonu
tropikey 30 września 2019 20:35 Odpowiedz
No fakt, trochę początek ostatniego odcinka mylący :DGwoli ścisłości, odcinek ten dotyczy wydarzeń z 16.09 :DTakże wyjaśnienie @brzemia jak najbardziej słuszne. Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
marek2011 1 października 2019 09:53 Odpowiedz
@tropikey: to jakoś niemal minęliśmy się, bo byłem w H parę dni temu przed dwa dni, hotel jest dość mocno obłożony, przez co nie zawsze da się zrobić wcześniejszy check-in/późniejszy check-out, natomiast odnośnie obsługi odniosłem przeciwne wrażenia, recepcjonistka była bardzo sympatyczna i rzeczowa plus mocno zaangażowana - przez kilka minut ustalała opcje zameldowania ok. 11:30 rano, aby od razu dać mi pokój - stworzyła aż trzy plany meldunkowe do wyboru, w tym jeden obejmował przekazanie pokoju po 15 minutach z koniecznością jego zmiany kolejnego dnia (mieli jakiś duży event i wyłączone całe piętro na jego potrzeby), kolejne dwa z różnymi typami pokoi z dłuższym oczekiwaniem, ale bez zmiany w trakcie pobytu. Do tego od razu wręczyła mi klucz do saloniku, abym mógł skorzystać. Oferta saloniku była ponadprzeciętna, bo serwowano w nim także pełny obiad, nie tylko kolację. I jak na obłożenie hotelu to rzeczywiście w lounge było stosunkowo niedużo ludzi, jedyne co mnie denerwowało przez pierwszy dzień, to ciągłe pytanie obsługi o numer pokoju mimo że wejście było tylko na klucz. Co do Limy - po centrum historycznym nie spodziewaj się za wiele, poza głównym placem jest mocno zaniedbane i nie robi specjalnie dobrego wrażenie, aczkolwiek warto (jak wszystko) zobaczyć. Lima jest w ogóle koszmarem komunikacyjnym i przejazd przez nią jest męczący.
tropikey 1 października 2019 10:31 Odpowiedz
Tak, właśnie widziałem Twój wpis o przejeździe na trasie LIM - miasto I domyśliłem się że musieliśmy być tam na zakładkę :) Ciekaw jestem, co wziąłeś na śniadanie z ich menu? Ja moje wrażenia przekażę dziś w kolejnym odcinku... Cóż, jestem już w domu, więc druga wizyta w Limie też już za mną. O moich wrażeniach z Centro Historico we właściwym czasie :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
marek2011 1 października 2019 12:41 Odpowiedz
@tropikey: pierwszego dnia jajka po benedyktyńsku i tacos , a drugiego dnia kelner powiedział , że mi przyniesie popróbować parę dań w tym typowych, i przyniósł cztery różne w tym huachanos itd. Oczywiście nie byłem tego w stanie zjeść, więc czułem się trochę jak Gesslerowa, po dwie łyżki i kolejne :D
tropikey 1 października 2019 16:43 Odpowiedz
Oj, coś się z układem tekstu posypało... Wkrótce to poprawię... Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
lataczuk 4 października 2019 23:33 Odpowiedz
hej @tropikey - no wez dawaj dalej ;)
tom971 5 października 2019 05:30 Odpowiedz
Jak widzę wołowinę.. pod każdą postacią.. to się trzęse z ekstazy.
marek2011 6 października 2019 01:03 Odpowiedz
Pogoda rzeczywiście średnia (chmury) - taka specyfika września, czy trafiłeś akurat tak?
tropikey 6 października 2019 08:53 Odpowiedz
Z aurą to jest tam dziwna sprawa. Zanim tam doleciałem, co jakiś czas sprawdzałem prognozy. Ciągle pokazywały ok. 19 do 23 st. C i słońce + niewielkie zachmurzenie. Dla mnie bomba. Taka kanaryjska pogoda. Na Baltrze, po wylądowaniu tak właśnie było, więc wyglądało na to, że się sprawdza. Ale na południu Santa Cruz było już tak, jak na zdjęciach, ale liczyłem na poprawę na Isabeli. Tam jednak pierwsze dwa dni też były takie sobie. Potem stopniowo się rozjaśniało, a na San Cristobal była już piękna, plażowa pogoda. W ciągu tych 6 dni było zatem tak pół na pół. Miejscowi mówili, że owszem, chmury to dość normalna sprawa, natomiast zdziwieni byli temperaturą poniżej 20 st. C (pierwszego dnia na Isabeli). Choć na zwiedzanie była taka dla mnie w sam raz.Podejrzewam, że lokalizacja wysp czyni przewidywanie tam pogody mało efektywnym. Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
marek2011 6 października 2019 15:57 Odpowiedz
Z tymi prognozami pogody coś jest na rzeczy, o ile te telefoniczne praktycznie w 99% się sprawdzają w Europie, Azji czy USA, to ostatnio w Peru nijak się miały do rzeczywistości :D Prognozy sobie, a rzeczywista pogoda sobie.
billabong 7 października 2019 05:17 Odpowiedz
marek2011 napisał:Z tymi prognozami pogody coś jest na rzeczy, o ile np. te telefoniczne praktycznie w 99% się sprawdzają w Europie, Azji czy USA, to ostatnio w Peru nijak się miały do rzeczywistości :D Prognozy sobie, a rzeczywista pogoda sobie.Przepraszam za wrzucenie krótkiego OT, ale jeśli chodzi o pogodę w Limie problem wynika z tego iż stacje metereologiczne znajdują się w dzielnicy La Molina, która jest po drugiej stronie gór, które zatrzymują chmury nad Limą. Prognozy pokazują słońce, bo tam jest słonecznie, a reszta miasta cała szara i wilgotna.
calaira 7 października 2019 16:15 Odpowiedz
Dopiero teraz dotarłam do tej relacji, ale będę śledzić do końca. Bardzo fajny, trochę nietypowy pomysł na RTW. Nie tylko skakanie po lotniskach i zaliczanie kolejnych pinezek na mapie, ale i trochę zwiedzania, a nawet lenistwa. Ale muszę przyznać, że te legwany nie wyglądają zbyt przyjaźnie :lol:
tropikey 7 października 2019 19:10 Odpowiedz
Owszem, ich uroda jest silna, niczym cios pięściarza :DInna sprawa, że są tak leniwe i powolne, że trudno się ich bać. Podejrzewam, że dopiero w razie jakiegoś zagrożenia potrafią nieco przyśpieszyć. Na Galapagos o takowe jednak trudno - ludzie podchodzą do nich z dystansem, choć czasem są tak zakamuflowane na ciemnych skałach wulkanicznych, że łatwo na nie nadepnąć.Ale z jaką gracją pływają!
juggler5 8 października 2019 08:31 Odpowiedz
@tropikey czekamy :)
tropikey 8 października 2019 08:31 Odpowiedz
Już, już, wkrótce będzie :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
brzemia 8 października 2019 08:42 Odpowiedz
Za chwilę bedziesz nam odszkodowanie płacić za opóźnioną relację. Miało być live ;)Tapniete z telefonu
marek2011 8 października 2019 10:16 Odpowiedz
Rozważamy już nawet pozew zbiorowy w tej sprawie :P
chester0 8 października 2019 12:46 Odpowiedz
@tropikey z tymi kodami to bym nie dramatyzował ;) a relacja super aż się łezka w oku kręci na widok znajomych miejsc , szkody tylko że pogodę miałeś nieco kiepską
tropikey 8 października 2019 13:09 Odpowiedz
Dziękuję za miłe słowa :)Pogoda przez pierwsze 2 dni była do bani, choć na zwiedzanie w sumie w sam raz. Potem było już lepiej :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
calaira 9 października 2019 20:02 Odpowiedz
Ja podrążę temat legwanów :D One rzeczywiście tak sobie leżą i nic nie robią, czy mają jednak jakieś epizody aktywności, zwłaszcza ruszania szarżą na przechodzących obok ludzi? :o
tropikey 9 października 2019 21:49 Odpowiedz
Osobiście nigdy się z szarżą legwanów nie spotkałem, choć byłby to na pewno fascynujący widok :DGeneralnie, są bardzo nieruchliwe. Czasem, gdy ktoś stąpa naprawdę blisko, ze znudzeniem podnoszą się i gdzieś oddalają. Natomiast, trzeba przyznać, że pływają całkiem elegancko i dostojnie. Jeśli wpadnę, jak dodać własne wideo, to pokażę :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
calaira 16 października 2019 17:34 Odpowiedz
Rewelacja! Przeczytałam wszystko z ogromną przyjemnością. Część południowoamerykańska fantastyczna. Ja bym chyba nie oparła się pokusie i poleciała na Wyspę Wielkanocną :lol: Ale i bez tego podróż była fantastyczna i mega Ci jej zazdroszczę :)
tropikey 16 października 2019 18:58 Odpowiedz
@Calaira: bardzo się cieszę, że się podobało :)A co do Wyspy Wielkanocnej, to szczerze pisząc, tam akurat mnie aż tak bardzo nie ciągnęło, natomiast, gdybym tylko mógł zaprogramować tą podróż wedle swych pokus, pewnie podążyłbym nieco inną trasą. Niestety, przy podróżach za mile, to nie takie proste :DCzas zatem na słowo końcowe...Serdecznie dziękuję, wszystkim, którym zechciało się przeczytać choćby jeden odcinek tej mydlanej (oby nie mdłej) opery. Wiadomo, wszyscy, którzy coś tu piszą, liczą na to, że ich słowa spotkają się z jakimś zainteresowaniem :)Muszę przyznać, że jestem szczerze zaskoczony, że wszystko poszło tak gładko. Przy tylu lotach, jedyną w zasadzie wpadką był wybryk Lufthansy z ostatniego odcinka, ale doprawdy, to drobiazg (na tym etapie podróży). Było jeszcze kilka przejawów niedoskonałego funkcjonowania mego mózgu, ale w gruncie rzeczy, oprócz nerwów, nie wywołały jakichkolwiek perturbacji (no, może oprócz przygody z sejfem w Santiago). Przypomniałem sobie, że nie napisałem jeszcze, jak skończyło się zamieszanie z Grabem w Singapurze. Ta sprawa, to kolejny dowód na to, że głupi ma zawsze szczęście. Okazało się bowiem, że kierowca Graba, z którym nie pojechałem, bo wsiadłem przez pomyłkę do auta zwykłego taryfiarza, był chyba jakąś pierdołą i anulował mój kurs. Grab poczuł się odpowiedzialny za ten wybryk i zamiast obciążyć mnie za nieskorzystanie z zamówionego przejazdu, przekazał jeszcze na moje konto 100 grabowych punktów :D Proszę jednocześnie o wybaczenie, ale nie będę robił jakiegoś szczegółowego rozliczenia kosztów. Słaby jestem w te klocki, ale z grubsza wydałem tylko nieco więcej, niż w trakcie "Erzaca prozacu" z 2016 r., pomimo tego, że tym razem podróż była o tydzień dłuższa, obejmowała więcej lotów i noclegi w wielu zdecydowanie lepszych hotelach. Wyszło mniej więcej 12 - 13.000 zł. (podatki i opłaty za przeloty milowe, koszt przelotów kupowanych "normalnie", noclegi, wyżywienie, transport nie lotniczy, wycieczki, itd.). Myślę, że to rozsądna kwota za tego rodzaju podróż :)Nie udałoby mi się zorganizować tego w ten sposób, gdyby nie wiedza zdobyta dzięki Wam, na tym forum. Mam nadzieję, że udało mi się zrewanżować chociaż w drobnym stopniu i zamieścić w tej relacji jakieś informacje, które okażą się przydatne innym forumowiczom planującym swe wyjazdy :)Przywitałem się z Wami Zenkiem Martyniukiem. To był oczywiście żart i to gorzki, bo martwi mnie, jak bardzo Polacy nasiąkają tego rodzaju muzyką, karmieni nią m. in. przez telewizję publiczną, która nie patrzy niestety na wzorce takie, jak BBC. Dla równowagi, żegnam się prawdziwym mistrzem. Oto Michel Camilo i jego sztandarowy utwór "Caribe". W sumie to też muzyka ludowa, ale ileż trzeba maestrii, by tak zagrać. Jako pałkarz (aktualnie w zawieszeniu), zwracam Waszą szczególną uwagę na jego bębniarzy. Tematycznie Michel Camilo ma z tą podróżą z grubsza tyle samo wspólnego, co Zenon, więc pod tym względem są równi sobie. <iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/mF7AUd12hEE" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>Do kolejnego razu!
wintermute 16 października 2019 20:23 Odpowiedz
No to już czekamy @tropikey na ten kolejny raz. Tylko co Ty teraz wymyślisz? Poprzeczkę zawiesiles sobie bardzo wysoko ☺
tropikey 16 października 2019 22:20 Odpowiedz
Patrząc na częstotliwość moich relacji zamieszczanych na forum, trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość :DW końcu, nie z każdego wyjazdu nadaję ;)Sam jestem ciekaw, co tam przyszłość przyniesie.Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
brzemia 16 października 2019 22:21 Odpowiedz
A co z koszulką?Tapniete z telefonu
tropikey 16 października 2019 22:27 Odpowiedz
Ponoć jest już w kraju. Razem z gatkami :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
adamkru 16 października 2019 22:37 Odpowiedz
@Tropikey, dałeś radę Chłopaku. Super się czytało i oglądało :-)Teraz idź za ciosem i planuj już kolejną wyprawę... będę czytał :-)Wysłane z mojego SM-G960F przy użyciu Tapatalka
sz-lony 16 października 2019 23:38 Odpowiedz
@tropikey Czy na tych zdjęciach Andów z samolotu uchwyciłeś przypadkiem Aconcaguę? Wygląda mi to bardzo podobnie! ;)Anyway, zazdroszczę wyprawy! Jeśli mogę spytać z ciekawości, ile ta przyjemność Cię wyniosła? Wiadomo, z żoną/partnerką zawsze trochę taniej, ale i tak strzelam, że niemało.
brzemia 17 października 2019 03:47 Odpowiedz
Napisal. Ok 12tys plnTapniete z telefonu
tropikey 17 października 2019 08:06 Odpowiedz
@brzemia jak zwykle czujny i ze słuszną informacją :)@Sz@lony - właśnie nie jestem pewien, czy to Aconcagua. Kształt podobny, ale z flightradara wynika, że mijaliśmy ją z prawej strony, a ja siedziałem z lewej, więc coś to nie gra. Na pewno widziałem ją, gdy zbliżałem się do Santiago lecąc z Limy, bo pokazywał mi ją wtedy norweski Chilijczyk, o którym wspominałem. Jeszcze co do kosztów, to trzeba pamiętać, że ogromna część została pokryta różnymi milami, aviosami, qmilesami i punktami hotelowymi. Gdyby nie to, podejrzewam, że wydałbym - kupując dokładnie to samo - jakąś horrendalną kwotę. Już same loty w klasie biznes i to w jedną stronę, to grube tysiące za każdy bilet. Tak więc, bez wcześniejszego schomikowania różnych punktów lojalnościowych nigdy na takie coś bym się nie porwał.Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
handsome 17 października 2019 08:40 Odpowiedz
Bardzo miła lektura a do tego mocno pouczająca :P
olencjaaa 17 października 2019 09:30 Odpowiedz
Świetna relacja! Z niecierpliwością czekałam na powiadomienia o nowych wpisach.Gratuluję i życzę aby dni szybciej mijały do kolejnej podróży ;)
firley7 17 października 2019 10:22 Odpowiedz
Ja również przyłączam się do gratulacji. Wspaniała relacja :) Cieszę się, że cały plan wyprawy wypalił. Dodatkowe gratulacje za wzorową kondycję fizyczną, która wręcz wymagana jest podczas takiego tripu :)
sz-lony 17 października 2019 16:02 Odpowiedz
@brzemiaMusiałem gdzieś przeoczyć pochłonięty tą relacją ;)
legion1 17 października 2019 21:55 Odpowiedz
@tropikey świetna relacja ;) sam za kilka miesięcy będę w Limie i Santiago de Chile i opisy tych miejsc zdecydowanie mi pomogą ;)
regulartraveler 17 października 2019 22:03 Odpowiedz
Dla mnie relacja wybitna! Uwielbiam taki styl i poczucie humoru. Fotki super! Szczególnie mnie urzekły te z Galapagos :) I zazdroszczę podróżowania w biznesie, bo mnie jeszcze nie było to dane... Na pewno RTW staje się wtedy przyjemniejsze ;) Podsumowując, KLASA!!!Jeśli kiedyś załapię się na spotkanie trójmiejskie forum fly4free, to liczę na relację na żywo :)
tropikey 18 października 2019 18:04 Odpowiedz
tropikey napisał:Ponoć jest już w kraju. Razem z gatkami :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu TapatalkaAktualizacja post finałowa: dziś, po długiej podróży z Galapagos, moja zguba trafiła w domowe pielesze. Rodacy są jednak (a przynajmniej bywają) bardzo pomocni :)Stokrotne podziękowania dla Ani i Konrada :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
juggler5 21 października 2019 09:45 Odpowiedz
Te gatki to powinieneś sobie oprawić i powiesić na ścianie :)
ncn 21 października 2019 18:15 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, świetnie się czyta to, co piszesz :)
maginiak 21 października 2019 18:50 Odpowiedz
Samotne podróże są nie dla mnie i myślę że jedynym bodźcem, który pozwoliłby mi się cieszyć taką podróżą, byłoby jednoczesne pisanie relacji - chociaż jak widać Ciebie podróż pochłonęła tak bardzo, że na relację nie starczyło czasu ;)Niezwykle pozytywna w odbiorze relacja, super się czytało. No i gratulacje z okazji szczęśliwego powrotu majtasków ;)
tropikey 21 października 2019 21:07 Odpowiedz
Widząc, jakim zainteresowaniem cieszą się losy moich zaginionych kąpielówek, zaczynam snuć wizję jakiegoś ciekawego wyjazdu, w który zabiorę je w roli maskotki. Jedni wiozą w świat pluszowe misie i inne zwierzątka, a ja będę fotografować różne znane miejsca z udziałem majtasów z promocji w Decathlonie :D Nazwę tą relację np.:"Z gaćmi mnie nie zaćmi" (to zwłaszcza, gdybym jechał na zaćmienie słońca lub księżyca - muszę tylko dopytać @Sudoku, kiedy jakieś spektakularne się szykuje), "Pontonem w pantalonach" (to pod warunkiem, że @BooBooZB podpowie, w którym akwenie owe pantalony mnie najlepiej uniosą") albo "Lost underwear goes Down Under" (jeśli podążę kiedyś śladami @adamkru). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
marcinsss 21 października 2019 21:39 Odpowiedz
Kiedy po kilku wyprawach "maskotka" się zużyje, to zawsze możesz jeszcze na jakieś lodowce pojechać: "Lodowe góry, a w majtach dziury." :)
booboozb 23 października 2019 17:44 Odpowiedz
tropikey napisał:"Pontonem w pantalonach" (to pod warunkiem, że @BooBooZB podpowie, w którym akwenie owe pantalony mnie najlepiej uniosą") Jak pantalony i ponton, to z doświadczenia polecę Grenlandię. ;)Mam nadzieję,że pomogłem. :P
ncn 24 października 2019 13:25 Odpowiedz
Sorry za mały offtop, ale nigdzie nie mogę znaleźć tego info. Na jakiej stronie można zrobić taką "mapę kresek" jak w pierwszym poście?
tropikey 24 października 2019 13:31 Odpowiedz
Dokładnie :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
orchidea04 7 listopada 2019 05:08 Odpowiedz
@tropikey 3 dni zajęło mi przeczytanie tej relacji :mrgreen: wiem, wiem, powinnam była czytać na bieżąco i nawet zaczęłam na początku Twojej podróży, ale później, z braku czasu, nie mogłam. Teraz (udając, że pracuję) dopiero mogłam się oddać lekturze. Zdecydowanie zazdraszczam, świetna podróż, fantastyczne zdjęcia (szczególnie lwów morskich :mrgreen: ) i obiecuję (sobie głównie), że kolejną relację będę czytać wraz z jej rozpoczęciem ;)