Po 2hr jeżdzenia po pustyni dziewczyny zaczynają głodnieć I rozkaują powrót do głownej trasy i obranie kierunku na knajpę w LV. Trafiamy do polecanej http://www.phokimlong.has.restaurant . Szału nie ma, zaczynamy marudzić, że poziomu z Pad Thaja z Fresna nic już nie pobije. Tak w Vegas są najlepsze kuchnie świata, szczególnie wschodnie, ale nie wiem czy 3 osoby mogą zjeść tam za 35USD. Pewnie trzeba by z zero dopisać na końcu:) Na nocleg wybraliśmy hotel Silverton. 265Pln na expedia. Daleko od stripu. Ma w recepcji wielkie akwarium w którym pływają dziewczyny przebrane za syrenki. Młoda zachwycona.
Hotel miał jeszcze jeden plus. Dostaliśmy pokój gdzie praktycznie nie trzeba było przechodzić przez kasyno, a samo dojście z parkingu zajmowało 5 minut. W mieście gdzie znajduje się kilka z 10 największych hoteli na świecie to mega atut. Szczególnie, że w kasynach można palić. A my smrodu papiersów nie znosimy. Szybki godzinny chilling i ruszamy na miasto na pokaz fontan w Bellagio. Parkujemy na parkingu hotelu. Mamy darnmową godzinę. Strip wita nas tłumem ludzi i zapachem rzygów i palonego zioła. Tak pokaz fontan jest petarda. Wieża Eifla robi wrażenie, jak i cały strip po zmroku. Rewia świateł, odjechana architektura etc.
Czy jest to miejsce dla rodzin z dziećmi? Nie. Chodzą roznegliżowane panienki rozdające zaproszenia do klubów, jacyś drag queen etc. Po godzinie mamy dosyć i z radością wsiadamy do auta by w korku zrobić powolny objazd stripa w drodze do naszego hotelu.
Czy Vegas nas rozczarowało? Zdecydowanie nie, ponieważ wiedziałem czego się spodziewać. To miaste pełne możliwości, jak się wie czego szukać to jest petarda. Na godzinę czy dwie na stripie to szału nie ma. Taki pomysł mają miliony innych osób. Tym bardziej, że czasy kiedy Vegas było tanie narazie mineły. Wyjedziemy z miasta nie przegrywając ani dolarka w kasynie. Kilka lat temu przepuściłem z dychę w Atlantic City. Wystarczy. Hazard nie jest dla mnie. Za to Zion, który ma być następnego dnia to już lepiej.@eskie nie zjadłem, dziwny jakiś jestem
:) Podczas poprzedniej wycieczki do US miałem plan w 21 dni zjeść burgery w 21 różnych sieciach. Coś koło 12 numeru zmiękła mi fryta. Chociaż ekipę przez pół NY do white Castle przeciągnąłem. Tym razem steków niet, a Burger dosłownie z 3 razy.@Mihal09 wiem wiem, nawet tam dotarła piwna rewolucja
Dzień 6 – 08.04.2019r. Zion to jest TO
Jest kilka rzeczy których nigdy nie polubie w Las Vegas, w wymieniając dwie z nich: brak darmowych śniadań i resort fee. Jakiś mistrz marketingu wymyślił, że ukryjemy prawdziwą cenę hotelu poprzez idotyczny obowiązkowy dodatek, pod którym kryje sie opłata za jakiś bullkshit typu basen, parking, wifi, winda czy powietrze... Każdy hotel ma swój. Przy płaceniu przy checkoucie o mało się nie posikałem ze śmiechu jak się okazało, że resort fee tez był netto ceną. I doszedł tax. Łącznie USD 24. No trudno. Bierzemy znaleziony w pokoju kupon na lyfta i ruszamy na miasto odszukać knajpe na śniadanie. Jakość internet plusa nie mógł zasięgu złapać, a sygic kolejny raz nas zawiódł. Błądził i wywiózł pod jakiś warsztat samochodowy. W końcu trafiamy. Rating mega zajebisty. Mr Mamas to typowy diner. http://www.mrmamaslv.com (polecam). Młoda wciąga pankejka w kształcie myszki miki, ja jakiegoś omleta. Dolewki kawy jak na filmie, prawdziwa ameryka. Po śniadaniu łapiemy szybkie zakupy owocowe w markecie obok i lecimy na Zion. Jak dojeżdzamy to oczywiście jest już za późno na parking przy parku. I trzeba skorzystać z shuttle busa z sasiedniej miejscowości, parkując wzdłuż drogi. Uprzedzając fakty – tak zapłaciłem mandat. Skosili frajera turystę na USD 125. Protip - Patrzcie na kolory kraweżników : czerwony to NO BUENO, I nie wolno.
Po całej akcji przypomniałem sobie, że ta sama akcja spotkała już kogoś z forum. Także pamietajcie i uczcie się na błedach innych. Koniec offtopa. Shuttle zabiera nas do parku. Wszystko jest ładnie poopisywane, oznaczone, poukładane. Fajnie. Słońce nawala, pogoda bajka. Myjemy winogrona w źródełku wody pitnej i łapiemy kolejny shuttle, tym razem już po samym parku. Nie mamy bardzo ambitnego planu. Zresztą w Zionie, można się walnąć na trawce, zakupić w Lodge mango smoothie i po prostu robić chilling pochłaniając widoczki (tak też robimy na dłuższą chwile). Nieziemskie widoczki.
Akurat tego dnia szlak narrows jest zamknięty. Za mocny nurt rzeki. Może i lepiej, to nie kusi. W końcu to wiosna i woda ma pewnie z kilka stopni. Z Zionu zwijamy sie pod wieczór. I jest to zdecydowanie miejsce, które warto odwiedzić.
A. mówi, że z całego wyjazdu to jej się najbardziej podobało. Mi też, może z wyjątkiem mandatu, który czekał na nas po powrocie do auta. Młoda zadowolona, niecodziennie widzi się dzikie indyki czy jelenie tak blisko ludzi. Zwijamy sie do hotelu. Best Western Zion Plus w La Verkin. 256 pln hotels.com + druga noc za 308 pln na expedia. Nadal nie jesteśmy głodni po śniadaniu, które miało z miliard kalorii. Nie chce nam się wychodzić. Odpalamy popcorn w mikrofali i wcianmy jogurt z truskawkami. Mniam.
Dzień 7 – 09.04.2019r. zamiast Zionu będzie Wallmart
Nasz Best Western oferuje śniadanko więc pankejki będą wysmażone przez A. Ja futruje sie jajecznicą z proszku i kiełbaską. Po kilku dniach nawet przestaje się dziwić wszechobecnymi jednorazowymi talerzykami. Tylko po kija produkować tyle odpadów... Sprawdzamy prognozy pogody i są średnie. Decydujemy się na dzień leniucha. Dzisiaj nie bedziemy robic nic aktywnego. Mieliśmy spędzić 2 dzień w Zionie, rezygnujemy z tej opcji. Pojedziemy do Wallmarta po popcorn. I wykąpiemy sie w basenie. Wallmart jak Wallmart. Spędzamy tam z bite 3 godziny. Kupujemy sporo pierdółek większych i mniejszych, w tym sporo ciuchów dla dzieciaków, na prezenty. Ja dodatkowo kolejne 2 pary dzinsów. Przed sklepem testuje elektryczny wózek dla ludzi z ograniczoną ruchowościa mohgąca wynikac np z dużej masy ciała. Petarda! Jakie to zwrotne i wygodne. Dawno nie miałem takiego banana na twarzy.
Po powrocie z szaleństw zakupowych czas na basen. Dziecko miało obiecane, że podczas urlopu będziemy się kąpać w basenach. Naprzeciw naszego hotelu jest jakis dollar market. Krótki spacer i kupujemy kółko do basenu za 1 usd. Wieje bardzo silny wiatr, ale jest ciepło. Basen jest na zewnątrz. Woda okazuje się średnio ciepła (na moje lodowata), na szczęscie jest hot tub. Przy okazji zaczepiają nas inni goście i rozmawiamy o życiu, podróżach i całej reszcie. Podczas wiatru zwiało mi karte do pokoju do basenu. Rozmagnesowuje się, a na dodatek wyławiając ją z arktycznych wód basenowych, chyba porysowałem o ścianki basenu. Dziewczyny stoją na korytarzu w mokrych strojach, a ja idę ratować sytuację. Pani na recepcji dziwnie się jej przyglada, ja zachowuje poker face. I udaje, że nie wiem co się z nią działo. Customer service w Usa jednak jest zorientowany na klienta. Nie słyszę żadnego, nawet najmniejszego komentarza. Póżniej leżymy w pokoju i oglądamy netflixa. Zbieramy siły na kolejny długi dzień. Czeka nas kanion i dużo czasu spędzonego w aucie. Do kanionu mieliśmy zamiar nie jechać. Niemniej został dodany jako punkt programu podczas jednej z modyfikacji. Z calą świadomością co nas czeka. Jest podobno piękny, co sprawdzimy. Zanim to się stanie jest kolejny dzień z jogurtem i truskawkami na kolację. Dobrze, że sezon truskawkowy w PL dopiero nadejdzie.
@mateuszmtx Dobrze wiedzieć. Moje dziewczyny są niepijące, także nie było szans nakierować wyczieczki na te tory
@elwirka Poprawione.
Dzień 8 – 10.04.2019r. Kanion pełen wiatru
Zwijamy się z samego rana. Czeka nas z dobre 5 hr drogi. Tankujemy do pełna (ceny paliwa w Utah były naprawdę smiesznie niskie) i w drogę. Droga jest super malownicza. Przez te 5 hr jazdy niezliczoną ilość razy wypowiadałem teksty, ależ tu pięknie, jak rewelacyjnie, co za widok itp itd. Co jakiś czas zatrzymuje się na dwie minuty i wyskakuje z auta na zdjęcia z komórki. Dziewczyny nie wychylają nosów z auta. Ich strata.
Kilka z zdjęć z tej trasy wychodzi petarda. Żaden ze mnie fotograf i cykane starym srajfonem, i mimo wszystko są genialne. Wiemy, że pogoda znowu będzie średnia. W kanionie w nocy spadło 8cm śniegu. Nas po drodze też zastała zimowa temperatura: -2,8 deg C. w najzimniejszym punkcie. Leży śnieg gdzieniegdzie.
Samochód jest oczywiście na letnich oponach. Zastanawiam się czy czeka nas jakiś hardcore na drodze, na szczęscie droga obędzie się bez takich atrakcji. Niestety dostajemy telefon z Polski, który doszczętnie psuje nam humory. Przez chwilę jest obawa czy kończyny zabawe i wsiadamy w najbliższy samolot do domu. Zapada decyzja, że zostajemy mimo wszystko. I w końcu doturlaliśmy się nad kanion. Pierwszą rzeczą którą robimy to szukamy wszystkich możliwych ciepłych ciuchów, rekawiczek, czapek, kominów. Na parkingu wywalam z bagażnika wszystkie walizki w poszukiwaniu pochowanych rzeczy. Jest zimno, nawet bardzo. Odczuwalna temperatura pewnie poniżej zera. Najgorsze, że wieje niesamowicie silny wiatr. Nie latają żadne samoloty czy helikoptery. Ubrani najcieplej jak to możliwe idziemy nad pierwszy view point. Jest mega. Ciężko to opisać. Widoki sa nierealne.
Młoda ma lęk wysokości, nie czuje się komfortowo przy barierkach. Słabo, bo co tu innego robić jak nie pozować do zdjęć? Zbieramy tyłek i jedziemy do Grand Canyon Village. Po drodzę oczywiście kilka postojów na fotki. Podczas jednego o mało nie zrzuciłem durnych chinczyków w głąb kanionu. Jak można karmić wiewiórki ciasteczkami? Szczególnie, że wokół pełno informacji, że zakazane, nie wolno, bardzo im szkodzi etc... A tu dają i się cieszą... ehh szkoda słów...
Byłeś w południowo-zachodnich stanach USA i nie zjadłeś steka z Angusta????Coś mi tu fejkiem śmierdzi ta wyprawa!!!
:mrgreen:
:mrgreen:
:mrgreen:
:mrgreen:
:mrgreen:
@eskie nie zjadłem, dziwny jakiś jestem
:)Podczas poprzedniej wycieczki do US miałem plan w 21 dni zjeść burgery w 21 różnych sieciach.Coś koło 12 numeru zmiękła mi fryta. Chociaż ekipę przez pół NY do white Castle przeciągnąłem.Tym razem steków niet, a Burger dosłownie z 3 razy.
Plichcior napisał:@Mihal09 wiem wiem, nawet tam dotarła piwna rewolucjaTam się zaczęła piwna rewolucja ? przepraszam, musiałem, ale relacja bardzo fajna!
Zdjęcia super jesli robione z telefonu.Jedenie zastanawia mnie lekki chaos w planowaniu trasy?Tylko ja to widzę? Czy mi się wydaje ale sporo ciekawych miejsc jest pomijanych?Tapniete z telefonu
@brzemia nie wszystkie robione telefonem, te najładniejsze to już z lustrzanki przez A. pstrykaneTrasa planowana w pełni świadomie. Wiem, że wiele miejsc zostało pominiętych, ale akurat nie zależało nam na „zaliczaniu” atrakcji, tylko na dobrej zabawie. Plan jest kompromisem, trzeba było patrzeć pod kątem zainteresowań dziecka i czasu spędzonego w aucie. Przy tych dystansach to bardzo trudne. Więcej o tym w podsumowaniu relacji.
Bardzo fajnie, że podzieliłeś się swoją wyprawą. Dzięki za dużo fajnych zdjęć.Czy mógłbyś napisać 3 miejsca które podobały się Wam najbardziej i 3 które najmniej ?Czy shopping i odwiedzenie chyba wszystkich malli w okolicach było w planach czy było to zabijanie czasu ?
@rrmmxx można by trochę te koszty obciąć, unikając mandatów i drogich parków rozrywki, biorąc tańsze hotele czy auto@opo miałem magiczny zeszyt w którym zapisywałem sporo pozycji kosztów, ale akurat piwo poszło do wora spożywczego. I nie mam pojęcia ile kosztowało. Nic wymyślnego nie kupowałem, także nie były to ogromne wydatki. @brzemia pewnie każde z naszej 3 ma inne ulubione miejsca z wyprawy. Jak miałbym polecić to naprawdę warto zobaczyć ZION bo moim zdaniem jest genialny. Yosemite też było super. I fajnie się czułem jadąc oryginalnym odcinkiem Route 66 w Arizonie do Oatman. Generalnie natura. Jest tyle możliwości, że każdy jest w stanie coś odpowiedniego dla siebie znaleźć.Nie podobały nam się miasta. Ogromne korki, plaga włamań do aut, bezdomność, astronomiczne ceny hoteli ( patrząc na naszą kieszeń). To spowodowało, że nasz odbiór SFO był średni. A miasto to ma naprawdę sporo to zaoferowania. Niekiedy przeszkadzały tłumy turystów. Ludzi w głównych atrakcjach potrafi być niewyobrażalna ilość. Shoppingi były w planach jak najbardziej. Nie mieliśmy tutaj jakiegoś sztywnego planu, poszło trochę sytuacyjnie. Efekty niektórych wizyt nie dały spodziewanych efektów to zorganizowaliśmy kolejne. I kolejne. I tak jakoś budżet się wyczerpał:) Tutaj warto pamiętać, że normalne ceny nie są w żaden sposób okazyjne, porównując do naszych. Outlety, kupony, promocje etc już pozwalają się wykazać.
Po 2hr jeżdzenia po pustyni dziewczyny zaczynają głodnieć I rozkaują powrót do głownej trasy i obranie kierunku na knajpę w LV. Trafiamy do polecanej http://www.phokimlong.has.restaurant . Szału nie ma, zaczynamy marudzić, że poziomu z Pad Thaja z Fresna nic już nie pobije. Tak w Vegas są najlepsze kuchnie świata, szczególnie wschodnie, ale nie wiem czy 3 osoby mogą zjeść tam za 35USD. Pewnie trzeba by z zero dopisać na końcu:) Na nocleg wybraliśmy hotel Silverton. 265Pln na expedia. Daleko od stripu. Ma w recepcji wielkie akwarium w którym pływają dziewczyny przebrane za syrenki. Młoda zachwycona.
Hotel miał jeszcze jeden plus. Dostaliśmy pokój gdzie praktycznie nie trzeba było przechodzić przez kasyno, a samo dojście z parkingu zajmowało 5 minut. W mieście gdzie znajduje się kilka z 10 największych hoteli na świecie to mega atut. Szczególnie, że w kasynach można palić. A my smrodu papiersów nie znosimy. Szybki godzinny chilling i ruszamy na miasto na pokaz fontan w Bellagio. Parkujemy na parkingu hotelu. Mamy darnmową godzinę. Strip wita nas tłumem ludzi i zapachem rzygów i palonego zioła. Tak pokaz fontan jest petarda. Wieża Eifla robi wrażenie, jak i cały strip po zmroku. Rewia świateł, odjechana architektura etc.
Czy jest to miejsce dla rodzin z dziećmi? Nie. Chodzą roznegliżowane panienki rozdające zaproszenia do klubów, jacyś drag queen etc. Po godzinie mamy dosyć i z radością wsiadamy do auta by w korku zrobić powolny objazd stripa w drodze do naszego hotelu.
Czy Vegas nas rozczarowało? Zdecydowanie nie, ponieważ wiedziałem czego się spodziewać. To miaste pełne możliwości, jak się wie czego szukać to jest petarda. Na godzinę czy dwie na stripie to szału nie ma. Taki pomysł mają miliony innych osób. Tym bardziej, że czasy kiedy Vegas było tanie narazie mineły. Wyjedziemy z miasta nie przegrywając ani dolarka w kasynie. Kilka lat temu przepuściłem z dychę w Atlantic City. Wystarczy. Hazard nie jest dla mnie. Za to Zion, który ma być następnego dnia to już lepiej.@eskie nie zjadłem, dziwny jakiś jestem :)
Podczas poprzedniej wycieczki do US miałem plan w 21 dni zjeść burgery w 21 różnych sieciach.
Coś koło 12 numeru zmiękła mi fryta. Chociaż ekipę przez pół NY do white Castle przeciągnąłem.
Tym razem steków niet, a Burger dosłownie z 3 razy.@Mihal09 wiem wiem, nawet tam dotarła piwna rewolucja
Dzień 6 – 08.04.2019r. Zion to jest TO
Jest kilka rzeczy których nigdy nie polubie w Las Vegas, w wymieniając dwie z nich: brak darmowych śniadań i resort fee. Jakiś mistrz marketingu wymyślił, że ukryjemy prawdziwą cenę hotelu poprzez idotyczny obowiązkowy dodatek, pod którym kryje sie opłata za jakiś bullkshit typu basen, parking, wifi, winda czy powietrze... Każdy hotel ma swój. Przy płaceniu przy checkoucie o mało się nie posikałem ze śmiechu jak się okazało, że resort fee tez był netto ceną. I doszedł tax. Łącznie USD 24. No trudno. Bierzemy znaleziony w pokoju kupon na lyfta i ruszamy na miasto odszukać knajpe na śniadanie. Jakość internet plusa nie mógł zasięgu złapać, a sygic kolejny raz nas zawiódł. Błądził i wywiózł pod jakiś warsztat samochodowy. W końcu trafiamy. Rating mega zajebisty. Mr Mamas to typowy diner. http://www.mrmamaslv.com (polecam). Młoda wciąga pankejka w kształcie myszki miki, ja jakiegoś omleta. Dolewki kawy jak na filmie, prawdziwa ameryka. Po śniadaniu łapiemy szybkie zakupy owocowe w markecie obok i lecimy na Zion.
Jak dojeżdzamy to oczywiście jest już za późno na parking przy parku. I trzeba skorzystać z shuttle busa z sasiedniej miejscowości, parkując wzdłuż drogi. Uprzedzając fakty – tak zapłaciłem mandat. Skosili frajera turystę na USD 125. Protip - Patrzcie na kolory kraweżników : czerwony to NO BUENO, I nie wolno.
Po całej akcji przypomniałem sobie, że ta sama akcja spotkała już kogoś z forum. Także pamietajcie i uczcie się na błedach innych. Koniec offtopa. Shuttle zabiera nas do parku. Wszystko jest ładnie poopisywane, oznaczone, poukładane. Fajnie. Słońce nawala, pogoda bajka. Myjemy winogrona w źródełku wody pitnej i łapiemy kolejny shuttle, tym razem już po samym parku. Nie mamy bardzo ambitnego planu. Zresztą w Zionie, można się walnąć na trawce, zakupić w Lodge mango smoothie i po prostu robić chilling pochłaniając widoczki (tak też robimy na dłuższą chwile). Nieziemskie widoczki.
Akurat tego dnia szlak narrows jest zamknięty. Za mocny nurt rzeki. Może i lepiej, to nie kusi. W końcu to wiosna i woda ma pewnie z kilka stopni. Z Zionu zwijamy sie pod wieczór. I jest to zdecydowanie miejsce, które warto odwiedzić.
A. mówi, że z całego wyjazdu to jej się najbardziej podobało. Mi też, może z wyjątkiem mandatu, który czekał na nas po powrocie do auta. Młoda zadowolona, niecodziennie widzi się dzikie indyki czy jelenie tak blisko ludzi. Zwijamy sie do hotelu. Best Western Zion Plus w La Verkin. 256 pln hotels.com + druga noc za 308 pln na expedia. Nadal nie jesteśmy głodni po śniadaniu, które miało z miliard kalorii. Nie chce nam się wychodzić. Odpalamy popcorn w mikrofali i wcianmy jogurt z truskawkami. Mniam.
Dzień 7 – 09.04.2019r. zamiast Zionu będzie Wallmart
Nasz Best Western oferuje śniadanko więc pankejki będą wysmażone przez A. Ja futruje sie jajecznicą z proszku i kiełbaską. Po kilku dniach nawet przestaje się dziwić wszechobecnymi jednorazowymi talerzykami. Tylko po kija produkować tyle odpadów... Sprawdzamy prognozy pogody i są średnie. Decydujemy się na dzień leniucha. Dzisiaj nie bedziemy robic nic aktywnego. Mieliśmy spędzić 2 dzień w Zionie, rezygnujemy z tej opcji. Pojedziemy do Wallmarta po popcorn. I wykąpiemy sie w basenie. Wallmart jak Wallmart. Spędzamy tam z bite 3 godziny. Kupujemy sporo pierdółek większych i mniejszych, w tym sporo ciuchów dla dzieciaków, na prezenty. Ja dodatkowo kolejne 2 pary dzinsów. Przed sklepem testuje elektryczny wózek dla ludzi z ograniczoną ruchowościa mohgąca wynikac np z dużej masy ciała. Petarda! Jakie to zwrotne i wygodne. Dawno nie miałem takiego banana na twarzy.
Po powrocie z szaleństw zakupowych czas na basen. Dziecko miało obiecane, że podczas urlopu będziemy się kąpać w basenach. Naprzeciw naszego hotelu jest jakis dollar market. Krótki spacer i kupujemy kółko do basenu za 1 usd. Wieje bardzo silny wiatr, ale jest ciepło. Basen jest na zewnątrz. Woda okazuje się średnio ciepła (na moje lodowata), na szczęscie jest hot tub. Przy okazji zaczepiają nas inni goście i rozmawiamy o życiu, podróżach i całej reszcie. Podczas wiatru zwiało mi karte do pokoju do basenu. Rozmagnesowuje się, a na dodatek wyławiając ją z arktycznych wód basenowych, chyba porysowałem o ścianki basenu. Dziewczyny stoją na korytarzu w mokrych strojach, a ja idę ratować sytuację. Pani na recepcji dziwnie się jej przyglada, ja zachowuje poker face. I udaje, że nie wiem co się z nią działo. Customer service w Usa jednak jest zorientowany na klienta. Nie słyszę żadnego, nawet najmniejszego komentarza. Póżniej leżymy w pokoju i oglądamy netflixa. Zbieramy siły na kolejny długi dzień. Czeka nas kanion i dużo czasu spędzonego w aucie. Do kanionu mieliśmy zamiar nie jechać. Niemniej został dodany jako punkt programu podczas jednej z modyfikacji. Z calą świadomością co nas czeka. Jest podobno piękny, co sprawdzimy. Zanim to się stanie jest kolejny dzień z jogurtem i truskawkami na kolację. Dobrze, że sezon truskawkowy w PL dopiero nadejdzie.
@mateuszmtx Dobrze wiedzieć. Moje dziewczyny są niepijące, także nie było szans nakierować wyczieczki na te tory
@elwirka Poprawione.
Dzień 8 – 10.04.2019r. Kanion pełen wiatru
Zwijamy się z samego rana. Czeka nas z dobre 5 hr drogi. Tankujemy do pełna (ceny paliwa w Utah były naprawdę smiesznie niskie) i w drogę.
Droga jest super malownicza. Przez te 5 hr jazdy niezliczoną ilość razy wypowiadałem teksty, ależ tu pięknie, jak rewelacyjnie, co za widok itp itd. Co jakiś czas zatrzymuje się na dwie minuty i wyskakuje z auta na zdjęcia z komórki. Dziewczyny nie wychylają nosów z auta. Ich strata.
Kilka z zdjęć z tej trasy wychodzi petarda. Żaden ze mnie fotograf i cykane starym srajfonem, i mimo wszystko są genialne. Wiemy, że pogoda znowu będzie średnia. W kanionie w nocy spadło 8cm śniegu. Nas po drodze też zastała zimowa temperatura: -2,8 deg C. w najzimniejszym punkcie. Leży śnieg gdzieniegdzie.
Samochód jest oczywiście na letnich oponach. Zastanawiam się czy czeka nas jakiś hardcore na drodze, na szczęscie droga obędzie się bez takich atrakcji. Niestety dostajemy telefon z Polski, który doszczętnie psuje nam humory. Przez chwilę jest obawa czy kończyny zabawe i wsiadamy w najbliższy samolot do domu. Zapada decyzja, że zostajemy mimo wszystko. I w końcu doturlaliśmy się nad kanion. Pierwszą rzeczą którą robimy to szukamy wszystkich możliwych ciepłych ciuchów, rekawiczek, czapek, kominów. Na parkingu wywalam z bagażnika wszystkie walizki w poszukiwaniu pochowanych rzeczy. Jest zimno, nawet bardzo. Odczuwalna temperatura pewnie poniżej zera. Najgorsze, że wieje niesamowicie silny wiatr. Nie latają żadne samoloty czy helikoptery. Ubrani najcieplej jak to możliwe idziemy nad pierwszy view point. Jest mega. Ciężko to opisać. Widoki sa nierealne.
Młoda ma lęk wysokości, nie czuje się komfortowo przy barierkach. Słabo, bo co tu innego robić jak nie pozować do zdjęć? Zbieramy tyłek i jedziemy do Grand Canyon Village. Po drodzę oczywiście kilka postojów na fotki. Podczas jednego o mało nie zrzuciłem durnych chinczyków w głąb kanionu. Jak można karmić wiewiórki ciasteczkami? Szczególnie, że wokół pełno informacji, że zakazane, nie wolno, bardzo im szkodzi etc... A tu dają i się cieszą... ehh szkoda słów...