+1
Plichcior 3 października 2019 13:48
8.16.JPG



8.17.JPG



8.18.JPG



8.19.JPG



8.20.JPG



8.21.JPG



Póżniej auto zostało na parkingu a my wsiedliśmy w shuttle busa. Pojechaliśmy w jedno miejsce, pokręciliśmy się kilka minut i wróciliśmy do auta. Zeszło z kolejne 2 hr. Nie odważyłem się schodzić w dół kanionu, ze względu na wiatr i to, że w nocy spadł snieg. Może być slisko. Młoda nie zna strachu i uwielbia wystrzeliwać sama do przodu. Po tym jak zeszliśmy na jednym szlaku może z kilkadziesiąt metrów wiedziałem, że to nie będzie na moje nerwy.


8.22.JPG



8.23.JPG



Czy pobyt nad kanionem nam się podobał? I tak i nie. Zdjęcia wyszły genialnie. Ale z dziecmi jest problem. Tam są tylko dwa rodzaje szlaków, albo wzdłuż krawędzi. Albo w dół na dno. Te 2 powstały za czasów kopalnianych i potrafią być hardcorowe. Te 1 są troche nudne. Także nad kanionem to za dużo nie pochodziliśmy. Najbardziej przez słabą pogode. Zimno nam wlazło w kości. Z małymi dziećmi można śmiało przyjeżdzać, infrastruktura jest przygotowana. Z nastolatkami też można podziałać na szlakach. Z naszą 7 latką było tak se. Szczególnie, ze względu na warunki atmosferyczne o tej porze roku. Trochę szkoda, że north rim był zamknięty, podobno jest bardziej dziki i nie tak popularny. Ceny noclegów oczywiscie w Grand Canyon Village wysokie jak diabli.

Nocujemy w Williams. Best Western Plus Inn of Williams 440pln przez expedia. Miasteczko kiczowate i pstrokate. Podobno było inspiracją do Cłodnicy Górskiej w Autach. Chociaż takich co twierdzą, że to ich miasteczko było pierwowzorem jest więcej. Zaliczamy restauracje i sklep z pamiatkami w jednym. https://pinecountryrestaurant.com Jest mi nadal zimno i zamawiam herbatę owocowa. Dostaje ice tea malinową na zimno. To sie dogadaliśmy. Nie mam siły tłumaczyć kelnerce o co mi chodziło. I tak nie jest zbytnio ogarnięta. Jedzenie całkiem przyjemne. Dziecko zgarnia kolejną pluszanke i kupujemy przy okazji jakies magnesy z route 66. Hotel rezerwowany dosyc późno, był dosyć drogi. Szału ni ma, ale spaliśmy już w gorszych podczas tego wyjazdu. Zresztą rano będzie szybka zbiórka, ponieważ czeka nas znowu dużo km za kółkiem.

Dzień 9 – 11.04.2019r. Osły, pustynia i skały

Wstajemy wcześnie. Po raz pierwszy jemy śniadanie hotelowe na zwykłych, normalnych talerzach. Wybór taki sam jak wszędzie czyli mocno amerykański. Przed wyjazdem z Williams szybki pit stop w markecie na uzupełnienie owocowo warzywnego prowiantu. Kupujemy jakieś bio baby carrot, które okazują się ohydne w smaku, ale komuś posmakują:)

Ruszamy, benzyny w baku już jest średnio. Moja wewnętrzna cebula nie pozwala mi zatankować w Williams. Po cenach w Utah jest sporo drożej, wiem , że znajdziemy coś tańszego po drodze. Na autostradzie oczywiście jest nadal drogo, a dodatkowo wjeżdzam w jakiś syf na drodze. Na autostradach można wjechać w całkiem spore przedmioty, ja trafiłem w jakiś metalowy fragment czegoś. Wymiary z 40x30x10cm. Naprawdę bylo duży, a że prędkość auta też autostradowa to huk odpowiedni. Na szczeście to coś zmieściło sie pod Chevym... Tankujemy po zjeżdzie z autostrady, gdzie faktycznie jest ciut taniej i kierujemy się starym fragmentem Route 66 do Oatman. Miał być super widowiskowy, początkowo rozczarowuje. Psioczę na tych wszystkich co pisali te recenzje. Po chwili zaczynają się pagórki. Jest mega, droga jest wąska krętka i wije się po górkach. Widoki piękne. Tempo jak w gdańsku w godzinach szczytu. Odszczekiwuje, warto było.

9.1.JPG



Zatrzymuje się na foty a w oddali słychac osły. Banan pojawia się na twarzy, jesteśmy blisko. I faktycznie po chwili jesteśmy na miejscu. Miasteczko wymarłe, żyjące tylko z turystów. Brzmi jak kicz, a tymczasem to jeden z fajniejszych punktów podczas całego naszego wyjazdu. Marchewki idą w ruch i osły nie narzekają. Kręcimy się i po 30 minutach trza by się zwijać.

9.2.JPG



9.3.JPG



9.4.JPG



9.5.JPG



9.6.JPG



9.7.JPG



Muszę kawy. Wchodzimy do jakiejś knajpy i dostaje lury do steropianowego kubka. Dziewczyny marudzą, że by coś wszamały. Nie protestuje, ja tam zawsze mogę coś zjeść. Wciągamy sałatkę burgera i fryty w Olive Oatman Restaurant. Nie dają wody z kranu, mówią, że tutejsza nie nadaje się do niczego. W końcu to pustynia, a wokół jezcze jakieś kopalnie.

9.8.JPG



Z pół godziny robi się półtorej i ruszamy w kierunku Twenty Nine Palms. Przecinamy Mojave National Preserve i lecimy z celem ustawionym na Joshua Tree. Gdzieś pomiędzy tymi dwoma trafia się abstrakcyjnie dziwna okolica. Pseudo kartonowe domki, cześć już opuszczonych, z powybijanymi szybami, po niektórych zostały tylko fundamenty, częśc nadal zamieszkana. Wzdłuż ulicy mnóstwo skrytek pocztowych. Mieścina (chyba już była) ciągnie się kilka kilometrów, ale klimat ma jak po apokalipsie zombie.

9.9.JPG



9.10.JPG



9.11.JPG



Dojeżdzamy do 29Palms, gdzie mamy hotel. Rodeway inn & Suites 29Palms (expedia 358pln). Decydujemy się na szybki czek-in I lecimy do Vistors Center Joshua Tree Park. Docieramy o 16:50 gdzie google mówi, ze zamykają bude za 10 minut. Wchodzę i pytam czy do parku można jeszcze. Pani Ranger z miną politowania mówi, że park jest zawsze otwarty. W sumie jak logicznie pomyśleć to kto by zwijał na noc pustynie i kamienie? Joshua Tree dostaje od mnie 10/10. Młoda wspina się po kamieniach w takim tempie, że nie nadążam za nią. Ja mam momentami pełne gacie, ona sie wkurza, że ja zamulam i jeszcze ją chce asekurować.

9.12.JPG



9.13.JPG



9.14.JPG



9.15.JPG



9.16.JPG



9.17.JPG



9.17a.JPG



9.18.JPG



9.19.JPG



Dla małych dzieci będzie nuda, dla średnich i większych lubiących wspinaczką/wchodzenie po kamieniach będzie mega zabawa. A. robi piękne zdjęcia kwitnących kaktusów, zachodzące słońce daje piękne swiatło I potęguje efakty. Po 19 jest już po zachodzie i trza powoli wracać.

9.20.JPG



9.21.JPG



9.22.JPG



9.23.JPG



9.24.JPG



9.25.JPG



O 20 jesteśmy w hotelu i okazuje, się że obok jest market. Pięknie, czas po piwo i zapasy na jutro. Pomidorki truskawkowe i winogrona powoli przestają nam wchodzić, biorę klementynki dla odmiany. Kolacja jest w pokoju, nie chce nam sie nigdzie ruszać po tak długim dniu. Zbieramy siły, ponieważ ruszamy z rana do LA.@brzemia nie wszystkie robione telefonem, te najładniejsze to już z lustrzanki przez A. pstrykane

Trasa planowana w pełni świadomie. Wiem, że wiele miejsc zostało pominiętych, ale akurat nie zależało nam na „zaliczaniu” atrakcji, tylko na dobrej zabawie. Plan jest kompromisem, trzeba było patrzeć pod kątem zainteresowań dziecka i czasu spędzonego w aucie. Przy tych dystansach to bardzo trudne. Więcej o tym w podsumowaniu relacji.@eskie Six Flags nie, było Universal Studios. O tym w kolejnym poście, który pewnie wieczorem wrzucę.Dzień 10 – 12.04.2019r. świątynia konsumpcjonizmu

Tego dnia najbardziej żałuje. W trakcie wyjazdu młoda znalazła gdzieś ulotkę z reklamą universal studios. Z światem harrego pottera. Oczywiście jest wielką fanką (5 naszych zwierzaków domowych ma imiona pochodzące z HP) i przekonała mnie, że chce tego bardzo bardzo. Wcześniej chcieliśmy ominąć atrakcje LA. Tylko czego tatuś nie zrobi jak córka strzeli oczka kota z shreka? Rezygnujemy z 2 tury chodzenia po Joshua Tree i ewentualnej wycieczki do Palm Tree i lecimy na LA. Bilety kupione wcześniej przez neta kosztowały w pip. Raz się żyje.

Plan był by zajechać wpierw pod napis Hollywood (na rodzinne selfie) a później dotrzeć na szaleństwa w parku rozrywki. Poranne korki nas znowu rozwaliły na łopatki. Nieustannie jestem w szoku jak wszystkie 5 czy nawet 7 pasów ruchu może stać. Również ten dla mocno obsadzonych aut ( dedykowany dla aut z przynajmniej 2/3 pasażerami). Trza modyfikować plan. Mieliśmy być w universal na otwarciu, lądujemy po 10. Selfie przełożone na czas po universal. Wracając do Universal Studios to jednym ten park się bardzo podoba, mnie osobiście bardzo średnio.

10.0.JPG



10.01.JPG



10.02.JPG



10.03.JPG



10.04.JPG



10.05.JPG



10.06.JPG



Fakt nie jest za duży (to akurat jest zaleta), ale tak naprawdę to jeden wielki sklep z kilkoma dodatkowymi atrakcjami. Wszystko krzyczy kup mnie, zapłać, zostaw szmal, wydaj etc. Zasadniczo największym problemem było to, że młoda okazałą się na to wszystko za młoda. Tak o 2-3 lata. Po pierwszej przejażdzce główną atrakcją świata HP wyszła z płaczem. Za intensywne doznania, strasznie dużo bodźców jest zaaplikowanych na raz. 2 kolejka górska była bardzo lajtowa, niemniej też była dla niej za ekstremalna. Podobał się jej kino 5d z kung fu pandy. Pokazy z zwierzętami i efektami specjalnymi również, ale tu była mocna bariera językowa. Jej angielski nie pozwalał zrozumieć co prowadzący mówią. Protip 1. wybierając się z małymi dziećmi w sezonie zabierzcie ubrania na przebranie. Świat minionków ma plac zabaw połączony z fontannami. Nie da się wyjść na sucho. Protip 2. Warto zastanowić się nad express pass. U nas czas czekania na pojedyncza atrakcję wynosił nawet ponad godzinę! Tak naprawdę można spędzić większość dnia w kolejkach i nie zobaczyć wszystkich głównych atrakcji. Ceny dodatków mogą skutecznie ostudzić zapał. Przykładowo za szczurka maskotkę wielkości 10cm zapłaciłem USD 18. Plus nieśmiertelny tax. 5 malutkich magnesów z Simpsonami to kolejne $10 plus tax.


Skończyliśmy około 17 i ruszyliśmy w kierunku znaku Hollywood. Była to jedyna atrakcja, którą chcieliśmy obskoczyć w LA. W końcu być i nie strzelić selfika z sławnym na cały świat logo to nie byłoby OK. A. wybrała miejscówkę do fotek z psiego parku. Ludu trochę było, na szczęście umiarkowana ilość. Fajna mieszanka = bogaci lokalesi bawiący sie po pracy z swoimi pociechami i turystyczna stonka. Trzepiąca po milion zdjęć jednego ujęcia napisu w tle.

10.07.JPG



10.08.JPG



10.09.JPG



10.10.JPG



10.11.JPG



10.12.JPG



Mijając grupkę afroamerykanów podsłyszałem jak nakręcona nastolatka kręciła filmik dla swoich folowersów używając słów bucket list. Hmm na moją listę to miejsce na bank nie trafia. Chociażby z powodu chinczyków, którzy kolejny raz kradną show blokując ulice, gdzie milion napisów mówi o zakazie zatrzymywania. No ale ich to nie dotyczy. Plus parkują na zakazie (niesmiertelny czerwony krawężnik też był ). Zwijamy się robiąc powolny objazd miasta po sąsiadującej dzielnicy. Ciekawe uczucie, widoki znam z niezliczonych seriali i filmów. Na żywo wygląda jakoś inaczej, Magia srebrnego ekranu. Na stacji zaczepia nas Pan bezdomny. Ale rozwala mnie tekstem, że on ma 190cm i ja mam 190 i że wysocy musza trzymać sztamę. A że akurat zbierał na fried chicken, to łączy nas też gust kulinarny. Dostaje trochę drobnych.

Uciekamy z LA w kolejnym wielkim popołudniowym korku. Nie będę tesknił. Nocleg mamy w Venturze. Niestety jest weekend, kiedy rozpoczynał się spring break. Ceny noclegów na wybrzeżu były wysokie (a może zawsze są). Lądujemy w Crystal Lodge (401pln Expedia) http://www.facebook.com/crystallodgemotel . Jeden z gorszych noclegów podczas wyjazdu. Zwykły motel, przydrożny, który znacie z filmów gdzie seryjny morderca wykańcza wszystkich gości. Na szczęscie idziemy szybko w kimę, wykończeni słońcem i tysiącami kroków zrobionymi tego dnia.

Dzień 11 – 13.04.2019r Wybrzeże jest piękne

Wstajemy rano. Śniadania w hotelu nie ma, bo nie ma też kuchni. Dojadamy resztki i ruszamy w poszukiwaniu porawdziwej Kaliforni. Plan był na plaże lody i chilling. Z pogoda trafiamy idealnie, jest słońce I ponad 20. Lecimy na plaże do Ventury. I jest ekstra.

11.01.JPG



11.02.JPG



11.03.JPG




Dodaj Komentarz

Komentarze (17)

eskie 3 października 2019 17:37 Odpowiedz
Byłeś w południowo-zachodnich stanach USA i nie zjadłeś steka z Angusta????Coś mi tu fejkiem śmierdzi ta wyprawa!!! :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
plichcior 3 października 2019 18:49 Odpowiedz
@eskie nie zjadłem, dziwny jakiś jestem :)Podczas poprzedniej wycieczki do US miałem plan w 21 dni zjeść burgery w 21 różnych sieciach.Coś koło 12 numeru zmiękła mi fryta. Chociaż ekipę przez pół NY do white Castle przeciągnąłem.Tym razem steków niet, a Burger dosłownie z 3 razy.
eskie 3 października 2019 19:22 Odpowiedz
Plichcior napisał:zmiękła mi fryta. :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
mihal09 3 października 2019 19:49 Odpowiedz
W Ameryce piwa sikaczem? O Panie......grzeszysz :D
mateuszmtx 4 października 2019 01:42 Odpowiedz
Plichcior napisał:@Mihal09 wiem wiem, nawet tam dotarła piwna rewolucjaTam się zaczęła piwna rewolucja ? przepraszam, musiałem, ale relacja bardzo fajna!
elwirka 4 października 2019 06:42 Odpowiedz
Po pierwsze rzygi przez rz. Po drugie jesteś dziwny skoro lubisz zakupy. Po trzecie pisz dalej, bo fajnie się czyta;-)
brzemia 4 października 2019 09:00 Odpowiedz
Zdjęcia super jesli robione z telefonu.Jedenie zastanawia mnie lekki chaos w planowaniu trasy?Tylko ja to widzę? Czy mi się wydaje ale sporo ciekawych miejsc jest pomijanych?Tapniete z telefonu
plichcior 4 października 2019 09:59 Odpowiedz
@brzemia nie wszystkie robione telefonem, te najładniejsze to już z lustrzanki przez A. pstrykaneTrasa planowana w pełni świadomie. Wiem, że wiele miejsc zostało pominiętych, ale akurat nie zależało nam na „zaliczaniu” atrakcji, tylko na dobrej zabawie. Plan jest kompromisem, trzeba było patrzeć pod kątem zainteresowań dziecka i czasu spędzonego w aucie. Przy tych dystansach to bardzo trudne. Więcej o tym w podsumowaniu relacji.
eskie 4 października 2019 10:53 Odpowiedz
Plichcior napisał: patrzeć pod kątem zainteresowań dzieckanie zapomnij o six flags w LA
plichcior 4 października 2019 10:59 Odpowiedz
@eskie Six Flags nie, było Universal Studios. O tym w kolejnym poście, który pewnie wieczorem wrzucę.
rrmmxx 9 października 2019 12:22 Odpowiedz
Świetna relacja. Trip godny, lecz kosztowny :)
rrmmxx 9 października 2019 13:24 Odpowiedz
Świetna relacja. Trip godny, lecz kosztowny :)
opo 9 października 2019 13:24 Odpowiedz
nie znalazłem podsumowania wydatków tylko na piwo, dość często przewijał sie w relacji ten trunek. ;)
brzemia 9 października 2019 14:47 Odpowiedz
Bardzo fajnie, że podzieliłeś się swoją wyprawą. Dzięki za dużo fajnych zdjęć.Czy mógłbyś napisać 3 miejsca które podobały się Wam najbardziej i 3 które najmniej ?Czy shopping i odwiedzenie chyba wszystkich malli w okolicach było w planach czy było to zabijanie czasu ?
plichcior 9 października 2019 16:25 Odpowiedz
@rrmmxx można by trochę te koszty obciąć, unikając mandatów i drogich parków rozrywki, biorąc tańsze hotele czy auto@opo miałem magiczny zeszyt w którym zapisywałem sporo pozycji kosztów, ale akurat piwo poszło do wora spożywczego. I nie mam pojęcia ile kosztowało. Nic wymyślnego nie kupowałem, także nie były to ogromne wydatki. @brzemia pewnie każde z naszej 3 ma inne ulubione miejsca z wyprawy. Jak miałbym polecić to naprawdę warto zobaczyć ZION bo moim zdaniem jest genialny. Yosemite też było super. I fajnie się czułem jadąc oryginalnym odcinkiem Route 66 w Arizonie do Oatman. Generalnie natura. Jest tyle możliwości, że każdy jest w stanie coś odpowiedniego dla siebie znaleźć.Nie podobały nam się miasta. Ogromne korki, plaga włamań do aut, bezdomność, astronomiczne ceny hoteli ( patrząc na naszą kieszeń). To spowodowało, że nasz odbiór SFO był średni. A miasto to ma naprawdę sporo to zaoferowania. Niekiedy przeszkadzały tłumy turystów. Ludzi w głównych atrakcjach potrafi być niewyobrażalna ilość. Shoppingi były w planach jak najbardziej. Nie mieliśmy tutaj jakiegoś sztywnego planu, poszło trochę sytuacyjnie. Efekty niektórych wizyt nie dały spodziewanych efektów to zorganizowaliśmy kolejne. I kolejne. I tak jakoś budżet się wyczerpał:) Tutaj warto pamiętać, że normalne ceny nie są w żaden sposób okazyjne, porównując do naszych. Outlety, kupony, promocje etc już pozwalają się wykazać.
pawel-p 12 października 2019 09:15 Odpowiedz
Fajne rejony (i relacja). Te kwitnące kaktusy w Joshua Tree Park to Echinocereus triglochidatus, - jest mrozoodporny nawet u nas.
plichcior 14 października 2019 10:30 Odpowiedz
ja z kaktusów znam tylko Echinokaktus Grusona i jego przydomek "fotel teściowej" :D