0
orchidea04 20 października 2019 22:41
Termin: 8-18.10.2019

Ten miś, to tak konkretnie Tygrys, którego dostałam od mojego chłopaka w ramach urodzin. On sam nie mógł się ze mną wybrać ze względu na swój własny wyjazd do Holandii w podobnym terminie, więc Tygrys zajął jego miejsce ;)


tygrys.jpg



Z Malty mamy bezpośrednie połączenia z Lizboną (Air Malta) i Porto (Ryanair), jednak lecąc przez Rzym wyszło mnie to taniej. W Rzymie mam też koleżankę, rodowitą Rzymiankę, która zaoferowała mi swoją kanapę, więc za noclegi nie płaciłam nic. No dobrze, zapłaciłam maltańskim winem i nalewką z opuncji ;)

W czasie tego uropu chciałam zobaczyć jak najwięcej, ale też odpocząć więc nie spieszyć się nigdzie, nie biegać z wywieszonym językiem i nie stresować się, jeśli czegoś nie uda mi się zobaczyć. A tak właśnie wyglądały moje poprzednie wyjazdy i później marudziłam, że jestem bardziej zmęczona niż przed wyjazdem i potrzebuję urlopu od urlopu ;)
Czy mi się to udało? Sprawdźcie sami.

08.10, wtorek - dzien 0 Ciao Roma!

Przylot na lotnisko Fiumicino o czasie, 10:20. Z lotniska miałam zarezerwowany transfer Terravision (€5.80) na 11:10. Po odebraniu bagażu (podręczny nadawany) skierowałam się więc na przystanek. Autobus odjechał ... 3 minuty przed czasem. Na Termini byliśmy o 12:00 gdzie przesiadłam się na pomarańczową linię A metra. 20 minut później wysiadłam na stacji Lucio Sestio, skąd zgarnęła mnie Valeria, moja Rzymianka. W domu okazało się, że mam do dyspozycji cały pokój, a nie tylko kanapę :mrgreen:

Na Rzym nie miałam konkretnego planu. Wiedziałam jednak, że chcę wejść do Bazyliki Św. Piotra bo nie udało mi się to przy poprzedniej wizycie kilka lat temu (mimo, że byłam w Muzeach Watykańskich - nie pytajcie jak to się stało...). Wyczytałam, że Watykan lepiej omijać w środy i niedziele, ze względu na papieskie audiencje, więc uznałam, że najlepiej będzie jeśli wybiorę się tam jeszcze tego samego dnia. Valeria miała pojechać ze mną, jednak poprzedniego dnia napisała mi, że nadwyrężyła sobie coś w kręgosłupie i ledwo się rusza. Była w stanie odebrać mnie z metra, ale to by było na tyle. No nic. Po obiedzie pojechałam więc metrem do stacji Ottaviano, które jest najbliżej Watykanu. Nienawidzę kolejek, ale skoro chciałam wejść to nie miałam wyjścia - godzina stania...

Image

Bazylika zrobiła na mnie większe wrażenie na zewnątrz niż wewnątrz. Wysłałam mamie to samo zdjęcie:
Mama: Tato się ucieszył.
Ja: Powiedz mu, że stałam godzinę w kolejce do tego przybytku.
Mama: Ucieszył się jeszcze bardziej.

Kochany tato :lol:

Image

Po wyjściu z Bazyliki poszłam w kierunku Zamku św. Anioła. Do środka nie wchodziłam bo byłam tam już kilka lat temu.

Image

Z Zamku przeszłam do kolejnego mostu by zrobić typowo pocztówkowe zdjęcie z widokiem na Bazylikę

Image

Dalej Piazza Navona, Panteon i fontanna Di Trevi

Image

Ludzi było tam od groma i do dziś nie jestem pewna jak udało mi się zrobić zdjęcie bez nikogo w kadrze.
Co najbardziej mnie zaskoczyło to ilość policji przy atrakcjach. Również pilnujący z gwizdkami poganiający ludzi, którzy siadali na schodkach przy fontannie.

Valeria planowała kolację na 20:30 więc musiałam się zbierać. Popatrzyłam na mapę i metro Barberini wyglądało na najbliższe. Okazało się jednak, że ... stacja jest zamknięta ze względu na remont... Musiałam więc przejść do Termini i stamtąd pojechałam do domu.

09.10, środa - dzień 2 Rzym
Valeria czuła się trochę lepiej więc postanowiła wybrać się ze mną na zwiedzanie. Po śniadaniu pojechałyśmy więc metrem w stronę Koloseum. Tu znowu do środka nie wchodziłyśmy bo obie już byłyśmy.

Image

Przeszłyśmy przez Fori Imperiali do Pomnika Victora Emanuele II i stąd do Placu Campidoglio, gdzie stoi rzeźba Wilczycy karmiącej Remusa i Romulusa

Image

Stąd jest też ładny widok na Fori Imperiali

Image

Zeszłyśmy stąd i poszłyśmy ulicą del Corso (po drodze zatrzymując się w różnych sklepach) do placu del Popolo.


DSC03545.jpg



Przeszłyśmy przez ulicę i tu postanowiłyśmy zjeść obiad. Obeszłyśmy wszystkie knajpki w okolicy ale były pełne, zrezygnowane więc poczłapałyśmy z powrotem, ale moją uwagę przyciągnęła jedna, która była praktycznie tuż przy torach tramwajowych. Zajrzałyśmy do środka - trochę ludzi było, ale nie było źle. Sami włosi, chyba lokalna knajpka - Trattoria Pizzeria. Zjadłyśmy bardzo dobry obiad, Valeria rybę, ja jakieś mięso z frytkami i sałatką. Do tego też woda. Wyszło po €15 od głowy. Może nie najtaniej, ale zdecydowanie się smacznie najadłyśmy. Po obiedzie kręgosłup Valerii dał znowu o sobie znać więc wysłałam ją do domu. Przeszłyśmy razem jeszcze do Schodów Hiszpańskich i tu wsiadła w metro.

Image

Tu kolejni pilnowacze gwizdający na tych, którzy siedzą na schodach.

Ja pokręciłam się po placu, weszłam do Sephory i nie do końca wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Popatrzyłam więc na google maps i uznałam, że pójdę do parku Villa Borghese.
Park piękny i ogromny. Można tu też wypożyczyć rowery i riksze na 4 osoby - wszyscy pedałują. Taka jedna riksza najbardziej zapadła mi w pamięci bo były w niej 3 osoby wyglądające na Azjatów. Chłopak z przodu i dwa dziewczęcia z tyłu. Tylko chłopak pedałował, panny zachowywały się jakby były damami z prywatnym kierowcą, robiąc sobie selfie :lol:


DSC03576.jpg



W parku spędziłam ze 2 godziny. W końcu poszłam do metra i pojechałam do domu. Następnego dnia czekała mnie bardzo wczesna pobudka...

10.10, czwartek - dzień 3 Arrivederci Roma, bom dia Lisboa!
Wylot z lotniska Ciampino o barbażyńsko wczesnej porze - 06:40... Gdy planowałam pobyt, myślałam, że będę musiała wziąć taxi albo na samo lotnisko (za co pewnie zapłaciłabym ręką i nogą) lub do Termini i stąd autobusem. Na hoppa.com znalazłam jednak transfer spod B&B 2 minuty od Valerii bezpośrednio na lotnisko w cenie €14. Zarezerwowałam go więc i po przylocie do Rzymu potwierdziłam godzinę odbioru - 03:45... No nic, transfer zbiorowy, na pewno odbiera jeszcze innych ludzi. Okazało się, że byłam ostatnia do odbioru, ale busik był o czasie. I w sumie dobrze, że był tak wcześnie bo o 04:00 na lotnisku było już było pełno ludzi do oddania bagażu (ja znowu podręczny nadawany) i później do security. Tu po przejściu przez security okazał się, że... zgubiłam dowód osobisty! :o Całe szczęście, że praktycznie tuż za security, a nie później przy bramce... Wróciłam się więc i na moje szczęście ktoś znalazł mój dowód i oddał do security... Dowód musiał mi wypaść z tylnej kieszeni spodni gdy wyjmowałam telefon. Mini zawał serca przebyty...
Lot o czasie i chyba bez żadnych atrakcji bo cały przespany.

Jedyny plus tak wczesnego lotu

Image

Po odebraniu bagażu chciałam kupić Lisboa Card. Wiedziałam, że mogę ja kupić w informacji turystycznej, ale tuż przy taśmie bagażowej był kantor i reklama karty. Skierowałam się więc tam i nabyłam kartę na 72h za €42. Przy planowaniu pobytu skalkulowałam sobie, że karta zdecydowanie będzie mi się opłacać. W cenie karty są przejazdy autobusami, windami, tramwajami, metrem, lokalnymi pociągami (np do Cascais czy Sintry), wejścia do bardzo wielu atrakcji turystycznych, a także zniżki od 5% do 50% do innych miejsc (informacje o karcie można znaleźć tutaj: https://www.lisboacard.org/). Tip: w kantorze nie można płacić kartą (w sumie mało zaskakujące ;) ). Informacja turystyczna znajduje się po wyjściu z hali przylotów i... jest tam ogromna kolejka. Więc to w sumie dobry pomysł by kartę kupić w kantorze. Skierowałam się do metra i wiedząc, że jest jeszcze wcześnie, postanowiłam na razie nie aktywować mojej karty i kupić Viva Viagem z opcją do zappingu. Kolejna kolejka do automatów ale szybko szła. Kupiłam kartę doładowując ją kwotą €5 i pojechałam do ostatniej stacji Sao Sebastiao skąd dzieliło mnie 150m od mojego zakwaterowania. Wcześniej ustaliłam z moim hostem, że przyjadę prosto z lotniska i zostawię bagaż. Dziewczyna pracująca dla mojego hosta rzeczywiście na mnie czekała, wypiłyśmy kawę, udzieliła mi trochę wskazówek i dała mi klucze do pokoju. Pokój był już dla mnie gotowy więc w sumie mogłam zostać, ale ja miałam już plan zwiedzania. Rozpakowałam się więc nieco i ruszyłam podbijać Lizbonę :)
2 minuty od mieszkania znajduje się Park Eduardo VII i to od niego rozpoczęłam swoje zwiedzanie.

Image

Parkiem zeszłam w dół do ronda Marques de Pombai, gdzie wsiadłam w metro, tym samym aktywując Lisboa Card. Przejechałam dwie stacje do Restauradores i tutaj wsiadłam do windy da Gloria.

Image

Obok górnej stacji windy jest punkt widokowy de Sao Pedro de Alcantra.

Image

Widok ... taki sobie więc nie zabawiłam tam długo i poszłam w stronę konwentu Carmo. Wejście €5, Lisboa Card daje 20% zniżki, więc zapłaciłam €4.

Image

Znajduje się tutaj też muzeum archeologiczne, z całkiem sporą ilością eksponatów.

Image

Tutaj też natknęłam się na instagramową "modelkę"

Image

Biedny chłopak :lol:

Z konwentu, po schodach, przeszłam do windy Santa Justa. Widok z górnej platformy (wejście na platformę jest dodatkowo płatne, chyba €1.50, ja miałam je w cenie karty) już zdecydowanie lepszy.

Image

Windą zjechałam na dół i deptakiem doszłam do łuku triumfalnego Arco da Rua Augusta. Słońce miałam dokładnie przed sobą i uznałam, że nie ma sensu teraz wchodzić na górę bo będzie mi tylko waliło po oczach i ze zdjęć nic nie będzie.

Image

Zamiast tego poszłam więc do Lisboa Story Centre, które znaduje się po lewej stronie placu (mając rzekę przed sobą). Wejście w cenie Karty, w pozostałych przypadkach €7. Dostajemy audioguide (nie ma w języku polskim), który prowadzi nas przez całe centrum opowiadając historię Lizbony. Historia przedstawiona jest bardzo ciekawie, nawet dla osób, które historią się nie interesują. Warto zajrzeć. Całość zajmuje ok godziny, a na koniec jest film (bez głosu) przedstawiający wydarzenia z trzęsienia ziemi w 1775r.
Po wyjściu z Centrum słońce nadal świeci po oczach więc idę do portu celem znalezienia Nosso Tejo - Sightseeing Cruises. Rezerwuję prawie dwugodzinny rejs na sobotę. Rejs kosztuje €25, Karta daje mi 20% zniżki więc płacę €20. Wracam na plac do Comercio i decyduję się wejść na łuk. Wejście w cenie Karty, w pozostałych przypadkach €3. Windą dojeżdżamy do zegara, później trzeba pokonać kilkanaście schodów.

Image

Image

Po zejściu na dół dociera do mnie, że jest już 16:00, a ja jeszcze nie jadłam obiadu. Właściwie nie jadłam nic od 5:00. Na placu jest kilka restauracji, decyduję się siąść w jednej z nich. Dopiero kiedy dostałam menu zauważam, że jest to... włoska restauracja :lol:
No ale nic. Jak już siadłam to się nie ruszam. Danie całkiem smaczne, teraz już nie pamiętam co to było, ale zapłaciłam €15.

Po obiedzie kieruję się do metra i jadę niebieską linią do stacji Sao Sebastiao. Ale nie idę do domu, a przesiadam się na fioletową linię i jadę do stacji Oriente. Po co tu przyjechałam? Przyznaję bez bicia, że jestem kociarą. I koniecznie chciałam zobaczyć tego oto kota

Image

Kot stoi (w sumie to siedzi) na przeciwko wejścia do Centrum Vasco da Gama i wykonany jest ze ... śmieci. Z materiałów przeznaczonych do recyclingu. Zdjęcia przed przyjazdem znalazłam na Instagramie, a jego twórca ma wiele innych podobnych dzieł, które znajdują się w wielu miejscach na świecie.

Przeszłam nad rzekę. Nad głową przejeżdżała kolejka Teleferico de Lisboa, przed sobą miałam rzekę i most Vasco da Gama. Zrobiło mi się niezwykle miło i błogo. I właśnie tutaj zaczęłam odczuwać skutki mojego wczesnego lotu. Bardzo nie chciało mi się stąd ruszać, jednak w końcu poturlałam się w stronę metra i pojechałam do domu.

11.10, piątek - dzień 4 Lizbona-Belem
Dzień rozpoczęłam dość późno, ale nic dziwnego, skoro byłam tak bardzo zmęczona. Po śniadaniu wsiadłam w metro, pojechałam do stacji Baixa i przesiadłam się na zieloną linię by przejechać jeden przystanek do Cais do Sodre. Tutaj wsiadłam w lokalny pociąg w kierunku Cascai i pojechałam do Belem. Stąd mogłam też pojechać tramwajem, ale uznałam, że tramwajem wrócę. Z tego co zauważyłam to do pewnego momentu tramwaj jedzie tą samą trasą co pociąg, a później odbija w prawo. Pociąg jedzie ok 10 minut. W Belem najpierw poszłam do kościoła Igreja Santa Maria de Belem. Mała kolejka, ale nie stałam więcej niż 10 minut.

Image

Image

W kościele aktualnie odbywają się jakieś renowacje więc jeśli ktoś chciałby się pomodlić, no to spokoju nie zazna...

Obok kościoła jest wejście do klasztoru - koszt w cenie karty, w pozostałych przypadkach €10. Brak kolejki, w sumie weszłam praktycznie z marszu.

Image

Image

Po lewej stronie od wyjścia z Klasztoru jest Muzeum Archeologiczne. Wejście w cenie karty, dla pozostałych - €5. Tutaj przy wejściu znajdują się dwie kolejki - jedna dla zwykłych śmiertelników nie posiadających biletów i druga po lewej stronie tzw fast track dla tych, którzy bilety już mają, łącznie z Lisboa Card. Kolejka dla zwykłych śmiertelników była przeraźliwie długa, natomiast w fast tracku nie było żywej duszy. Poszłam więc fast trackem. Przy wejściu powitał mnie trochę gburowaty pan pilnowacz. Pokazałam mu moją kartę, na co pan się wyraźnie zirytował i zapytał dlaczego po prostu nie poszłam środkiem do wejścia. Nie za bardzo wiedziałam co odpowiedzieć :roll: no ale wysłał mnie do szatni. Należy zostawić tutaj torebkę czy plecak i dopiero wtedy można rozpocząć zwiedzanie. Szatnia działa w dość śmieszny sposób: są tam szafki, ale żeby użyć szafek należy wrzucić €1 i dopiero wtedy szafkę można zamknąć kluczem. To €1 odzyskujemy gdy wracamy po swoje rzeczy.
W muzeum jest bardzo dużo eksponatów więc jeśli ktoś się interesuje archeologią to zdecydowanie polecam.

Kolejnym muzeum w tym miejscu jest muzeum morskie.

Image

Jest tu od cholery i trochę modeli statków i równie dużo statków naturalnej wielkości. Przyszlam tu właściwie ze względu na mojego chłopaka, który statki uwielbia, ale sama się nimi też zachwyciłam. Wejście w cenie karty, w pozostałych przypadkach €5.

Image

W końcu opuszczam tą okolicę i kieruję się do Wieży Belem.

Image

Kolejka niestety jak stąd na Marsa. Do tego jeszcze jedna kolejka przed samym wejściem do Wieży. Mimo, że mam wejście w cenie karty, rezygnuję. Trochę nie mam cierpliwości do takich kolejek. Zamiast do Wieży idę ... na wino :D
Tuż obok Wieży znajduję mały mobilny kiosk o wdzięcznej nazwie Wine with a view

Image

Image

Kieliszek jest na pamiątkę - na szczęście z nietłukącego się szkła więc bez obaw wrzucam go do torebki. Mimo widocznych chmur jest ciepło. Zostaję tu jeszcze trochę ciesząc się winem i widokiem. W końcu ruszam w stronę Pomnika Odkrywców.

Image

Image

Wejście do środka kosztuje €6, karta daje mi 20% zniżki, płacę €4.80. Winda nie dojedża na samą górę, trzeba jeszcze pokonać kilka (ale niewiele) schodów.

Image

Image

Stąd kieruję się do tramwaju. Okazauje się, że pociąg jest lepszy - szybszy i było w nim zdecydowanie mniej ludzi... Wysiadam na przystanku Santo Amaro, tuż przy moście 25. kwietnia. Miałam w planach wjazd na platformę widokową o nazwie Pilar 7 Bridge Experience, którą również mam w cenie karty, jednak ... jestem za późno. Ostatnie wejście było o 17:30, a jest 17:45... No cóż, trudno. Okolica nie wygląda na jakoś niezmiernie ciekawą, wracam więc na przystanek i kolejnym (zapchanym) tramwajem jadę do Praca do Comercio. Słońce w końcu wyszło, czekam więc na zachód.

Image

Po zachodzie czas na kolację. Idę więc na deptak i decyduję się siąść w jednej z restauracji, Pastelaria Casa Brasileira. W menu widzę całkiem spory wybór, ale cena mi podpowiada, że to pewnie samo mięso i trzeba dodatkowo zamówić sałatkę czy frytki. Pytam kelnera - nie, wszystko jest w cenie. Zdziwiona, ale skoro kelner tak twierdzi, zamawiam stek. Dostaję... ogromną porcję (dwa wielkie kawałki mięsa) steka ze smażonym jajkiem, frytki i sałatka. Biorę też piwo, Sagres. Za całość zapłaciłam €12! Najedzona (zaraz pęknę) i szczęśliwa, kieruję się do metra i jadę do domu.

CDN12.10, sobota - dzień 5 Lizbona
Kolejny nieco późno rozpoczęty dzień. Po śniadaniu metrem pojechałam do przystanku Restauradores i przeszłam na plac da Figueira, gdzie wsiadłam w autobus 737 jadący bezpośrednio do Zamku św. Jerzego (Castelo de S. Jorge). Autobus zatrzymuje się tuż przy wejściu więc nie trzeba się za bardzo wspinać. Można oczywiście do zamku pójść na nogach, ale po co skoro dojeżdża autobus? :)
Na zamku mała kolejka, ale po 10 minutach kupowałam bilet - Karta nie daje mi tu żadnej zniżki, płacę więc pełną cenę: €10. Zamek taki sobie, widziałam ciekawsze.

Image

Za to tutaj znowu spotkałam mobilny kiosk Wine with a view.

Image

Tym razem wino z rzeczywiście widokiem. Od razu zaczęło mi się bardziej podobać :mrgreen: I kieliszek znowu na pamiątkę.

Z zamku miałam zamiar zejść na nogach, jednak przy wyjściu stał autobus, więc co się będę. Wysiadłam przy Katedrze.

Image

Tuk-tuków od groma. No nie jest to tramwaj 28 ale jest żółty ;)

Pomyślałam, że złapię tramwaj 28 i pojadę do placu do Comercio, jednak 3, które obok mnie przejeżdżały były zapchane. No nic, może uda mi się później. Poszłam więc na nogach w stronę portu bo o 15:30 miałam mieć rejs po Tagu. Za placem do Comercio zatrzymałam się w małym kiosku pod European Maritime Safety Agency, gdzie zjadłam kanapkę. Później poszłam do portu by spotkać załogę Nosso Tejo. Rejs odbył się na pięknej, oryginalnej łodzi.

Image

Tutaj mapka trasy:

Image

Polecam ten rejs z całego serca. Dziewczyna, która była naszą przewodniczką, w dwóch językach (po angielsku i francusku, bo wśród nas byli Francuzi) opowiadała o miejscach, które mijamy, nieco o historii Lizbony i odpowiadała na wszelkie pytania od uczestników. Ze względu na silny wiatr (który ponoć jest dość niespotykany w Lizbonie) i nieodpowiedni prąd rzeki, żagiel nie został rozłożony. Trochę szkoda, ale tak czy siak rejs był super. Dostaliśmy też wino ;)

Image

Kubeczek na pamiątkę.

Image

Image

Image

Image

Tutaj link do strony organizatora: https://www.nossotejo.pt/

Nasza łódź była najładniejsza i najciekawsza z tych wszystkich, które pływały po Tagu :)

2 godziny minęły zdecydowanie za szybko. Po rejsie pomyślałam, że może uda mi się złapać tramwaj 28. Skoro jest już 17:30 i słońce się schowało to może turyści zrezygnowali. Poszłam na przystanek za placem do Comercio, ale okazało się, że jest wyłączony z ruchu... To, co udało mi się zrozumieć to to, że tramwaj odjeżdża z przystanku na placu Martim Moniz. Poszłam tam więc, jednak się przeliczyłam. Kolejka do tramwaju była ... no myślę, że na kolejne 3 tramwaje. Skapitulowałam. Za przystankiem zobaczyłam ... ruchome schody :shock:

Image

Pomocne, zdecydowanie :D Google maps pokazywało mi, że w okolicy tych schodów jest jakiś punkt widokowy. Wjechałam sobie nimi na górę i... bateria w telefonie siadła. Tym samym moja orientacja w terenie zmalała do zera... Wróciłam na dół i mniej więcej wiedziałam jak dojść do metra. Po drodze zatrzymywałam się jeszcze przy restauracjach próbując zdecydować się na kolację. W końcu machnęłam ręką i uznałam, że zjem w którejś z knajpek koło mojego zakwaterowania. Wylądowałam ... w indyjskiej restauracji :lol: ale było smacznie.

13.10, niedziela - dzień 6 Lizbona-Sintra
Długo zastanawiałam się jak ugryźć Sintrę. Z pomocą przyszło mi airbnb. Portal od jakiegoś czasu oferuje "experiences" - wycieczki z lokalnymi przewodnikami, lekcje gotowania, naukę fotografii itd. Wycieczka do Sintry była jednym z takich "experiences". Zdecydowałam się na jedną z nich. Oczywiście nie była to prywatna wycieczka, a z małą grupą. Dzięki temu przy okazji poznałam dwie dziewczyny z USA (z czego jedna ma babcię Polkę, a druga męża Polaka), parę z Australii i dziewczynę z Korei. Przewodnik oczywiście Portugalczyk pochodzący z Sintry. Dzień rozpoczęliśmy o 09:00 kiedy to nasz przewodnik odebrał mnie spod mieszkania (transport w cenie). Potem pojechaliśmy po Koreankę, następnie po Amerykanki i na koniec po parę z Australii i pognaliśmy do Sintry.
Wycieczkę rozpoczęliśmy od obejścia starego miasta.


Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

firley7 22 października 2019 11:58 Odpowiedz
Portugalii nigdy za wiele.Bardzo sympatyczna relacja :) . BTW: Szkoda, że w Twoich poprzednich relacjach zdjęcia są niedostępne.
orchidea04 22 października 2019 12:04 Odpowiedz
Dzięki @firley7 :) trochę się tego nazbierało więc piszę partiami bo mogę tylko wieczorem i zajmuje mi to sporo czasu...Nie wiem dlaczego zdjęcia znikają po jakimś czasie :( spróbuję to poprawić jak będę miała chwilę. Ktoś wie co zrobić by zdjęcia zostawały na swoim miejscu?
eskie 24 października 2019 10:02 Odpowiedz
Dowód musiał mi wypaść z tylnej kieszeni spodni gdy wyjmowałam telefon.Nawet nie będę komentował :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: A relacja fajna, ja wolę przyrodę niż miasta, ale natchnęłaś mnie na powtórzenie wycieczki.
orchidea04 24 października 2019 10:08 Odpowiedz
@eskie cichaj ;p :oops: normalnie nie trzymam dowodu w spodniach, telefonu z resztą też nie
arcon 24 października 2019 11:14 Odpowiedz
Bardzo mnię się relacja podobała, trzeba czym prędzej znowu odwiedzić Portugalię :)
marcinsss 7 listopada 2019 08:24 Odpowiedz
Fajnie się czytało.W jaki sposób Ty te zdjęcia zamieszczasz? Bo naprawdę szkoda, że takie fajne relacje zostają po chwili bez ilustracji.Moja rada: albo wrzucaj je tu na stronę jako załączniki, albo korzystaj z jakiegoś serwisu hostingowego (ja ostatnio używam https://imgur.com/ i na razie nic mi nie ginie.).
orchidea04 7 listopada 2019 08:27 Odpowiedz
@marcinsss większość zdjęć jest linkowana z mojego fb, ale nie rozumiem dlaczego po jakimś czasie znikają. Dzięki za radę dotyczącą imgura, spróbuję :)