+1
BrunoJ 22 października 2019 22:42
Witajcie!

Zapraszam na kolejną krótką relację, pokazującą jak wykorzystać weekend w Norwegii, mając jako punkt wypadowy Stavanger lub Bergen. Ja akurat zaczynałem ze Stavanger, ale z Bergen może być nawet łatwiej/bliżej. Nie są to miejsca nieznane i nie raz przewijały się również tutaj na forum. Ale Norwegia to jeden z tych krajów, które - jeśli ktoś polubił – nigdy się nie nudzą. I mimo, że różne osoby jadą prawie tą samą trasą, to widoki i miejsca bywają odmienne - bo pogoda, bo pora roku czy nawet pora dnia, bo za każdym razem na coś innego zwracamy uwagę. To propozycja dla tych, którzy już kiedyś byli i zaliczyli „must see” w postaci Preikestolen, czy Trolltungi. W szczególności w przypadku tego drugiego, miejsca, które chcę pokazać mogą okazać się ciekawym uzupełnieniem. Są one w szeroko rozumianej okolicy, ale wymagają jakiegoś środka transportu, ze wskazaniem na auto. Oczywiście jest to propozycja również dla tych, którzy jeszcze nigdy w Norwegii nie byli, od czegoś trzeba zacząć. Najlepiej byłoby wyrwać kilka dni, a i tak wszystko ciężko będzie zobaczyć.

{autoreklama on} Czytelnicy mojej wcześniejszej relacji z Tromso {autoreklama off} mieli okazję zauważyć, że mam ciągotki do motoryzacji i mruczenia muzyki przeróżnej. Tym razem od razu zacznę od hiciora z (mojej) młodości. Przy okazji dygresja - nawet mi ciężko dziś uwierzyć, że miałem w młodości epizod w punk-rockowej kapeli… Śpiewanie musicie już ogarnąć we własnym zakresie, ja ograniczę się do (lekko zmodyfikowanego tekstu). Wyjazd bowiem został zainspirowany nie tylko miejscami, które chciałem zobaczyć, ale i możliwością wykonania go nieco specyficznym środkiem transportu. A zdarzyło się mniej więcej tak:

Przyjaciel mój wyjeżdżał,
mówi do mnie: masz tu klucze.
Przez ten czas, jak mnie nie będzie
możesz jeździć nim, wszędzie

Wyjechał i nie było go
przez tydzień, może dłużej.
Nie zamieniłbym tych paru dni
za żadne skarby, za nic

W trasy brałem go.
Plenery, później cichy kemping.
Obiad gdzieś na stacji,
Przejazd w grząskim błocie, w piachu, w lesie.

Może trochę głośniej chodzi,
trochę więcej pali.
O, tak. To były bardzo fajne chwile,
nie zapomnę ich, nigdy.

ref.
Moi przyjaciele mówią mi:
bracie, co ci jest?
Nie żałuj go.
Wyobraź sobie, że on wciąż psuje się.
na parking jedź i zostaw go
Współczesne auto bierz…

.
Tą piosenką zapewne zakwalifikowałbym się do następnego etapu konkursu – jednak niekoniecznie byłby to konkurs „mam talent”, a raczej „stary człowiek i może…” :lol:
Wypada tutaj przedstawić podmiot liryczny :)

Tak mu z pyska patrzy


LRDef110_front.jpg


A tak od zadka, z nawrzucanymi już fantami, gotowy do wyjazdu. Możliwości przewozowe stanowczo niewykorzystane tym razem.


LFDer110_back_001.jpg



Należy łączyć przyjemne z pożytecznym, niektórzy lubią latać durnoloty, a inny jechać przed siebie. A przy okazji zatrzymać się tu i tam, coś zobaczyć, gdzieś się wdrapać czy porobić jakieś zdjęcia. A jak jeszcze można przy okazji pojeździć czymś mniej typowym, to przyjemność podwójna.

Zabieram Was zatem na przejażdżkę!

W trasę wyruszam w październikową sobotę rano, ze Stavanger, na początek w kierunku Bergen. Celem na dziś jest Odda, leżąca bardziej na wschód. Około 200km trasy, wg wujka gugla 3.5h jazdy. Akurat… Zaraz za miastem, po przejechaniu dwoma kilkukilometrowymi tunelami pod morzem, trafiamy na prom, który jest integralną częścią trasy E39. Pustawo z rana, dookoła typowe przybrzeżne widoczki:


Prom_widok_002.jpg


Trasa prowadzi wzdłuż wybrzeża, góry majaczą gdzieś daleko. Wkrótce odbicie na E134 w kierunku na Oslo tutaj robi się już zupełnie pusto. Na razie jest w miarę płasko. Widoki przypominają polskie drogi i polskie góry, a kolorystyka polską jesień. Jak w domu.


image003.jpg



image004.jpg


Ok, może niektóre detale jednak są inne. W Polsce nie ma skarabeuszy.


image005a.jpg


Pomijając poranną kawę w jakiejś pomniejszej miejscowości, docieram do pierwszej atrakcji – skansenu w miejscowości Etne, znanego jako Sæbøtunet. Niestety po sezonie tego typu atrakcje są zazwyczaj zamknięte, lub czynne w pojedyncze dni w tygodniu. Aby naprawdę pozwiedzać, należy się tu pojawić latem. Ale z zewnątrz też warto poświęcić pare minut


image006.jpg



image007.jpg


O tym i innych podobnych miejscach można poczytać sobie np. tutaj: https://sunnhordland.museum.no/about/
W tej okolicy zaczęły się już typowo norweskie widoki, od czasu do czasu zatrzymuję się więc, żeby się rozejrzeć. Cały czas podziwiam barwy jesieni, będą one widoczne również na kolejnych zdjęciach, odmieniając nieco miejsca widziane najczęściej w pełnej, soczystej zieleni.


image009.jpg


albo… podładować baterie


image008.jpg


A fakt, zapomniałem, to nie to auto ;-)

Droga cały czas prowadzi wzdłuż fiordu, regularnie chowając się w tunelach. Kolejny punkt programu jest widoczny już z daleka. To wodospad Langfoss. Po obu stronach drogi jest parking, można się więc bezpiecznie zatrzymać i zachwycić się przez chwilę szumem wody


image010.jpg



image011.jpg


A jest czym, woda spływa/spada ok 600 metrów. Jest na co popatrzeć, na zdjęciach pokazuję tylko fragmenty, na żywo całość robi naprawdę spore wrażenie. Z parkingu jest szlak na samą górę, to jedna z tras na mojej długiej liście „to do”. Ale to wyprawa na kilka godzin, plus jak już się wejdzie na górę, to zawsze okazuje się, że jeszcze obok jest fajny szczyt, widoczek, jeziorko itd. Szkoda odpuścić skoro już się weszło. Miałem tak na większości szczytów na które dotarłem, czasem taki de-tour okazuje się dłuższy niż planowana oryginalnie trasa. I nie ma się co przed tym bronić, tylko korzystać (mając odpowiedni zapas czasu i jakieś latarki na wszelki wypadek ;)

Dodatkową atrakcją tego miejsca są sporej wielkości okazy geologiczne. Tutaj dwa przykładowe, ale jest tego sporo naprawdę przeróżnych. Naprawdę super atrakcja dla głazolubnych.


image012.jpg


Dalsza trasa, to coraz wyższe góry, szczególnie od momentu, gdy zjeżdżamy z głównej trasy na drogę nr 13 do Oddy. Trafiamy tam między innymi na kolejny wodospad, wcale mnie mniej okazały od poprzedniego. Ujęcie trochę niestandardowe, inne bardzo ładne fotki można obejrzeć m.in. w relacji kolegi @Pinezkiz3city


image013.jpg


To Latefossen, dość charakterystyczny ze względu na to, że tworzą go dwa strumienie wypływające z jeziora na górze, które na dole łączą się w jeden. Powstał więc naturalny trójkąt, chociaż T.Hanks pewnie zaraz wykombinowałby tutaj kielich płodności czy inne ukryte przekazy. Mniejszych i większych wodospadów trafiamy po drodze jeszcze kilka. Nie zatrzymuję się, bo i nie bardzo jest gdzie, ale jeden z bezimiennych udaje mi się uwiecznić w trakcie jazdy


image014.jpg


Próbuję też robić jakieś widoczki, ale trafienie fotki podczas jazdy okazuje się wyzwaniem, więc tylko nieliczne nadają się do pokazania. Może jednak trzeba było GoPro przywiesić….


image015.jpg


W końcu po prawie 5h podróży docieram do Oddy, stamtąd ostanie kilka km na docelowy parking, krętą i niekoniecznie asfaltową drogą ostro wijącą się pod górę. Z parkingu wyruszam do głównego dziś celu podróży – przełęczy Buer i krawędzi lodowca Folgefonna. To miejsce zaznaczone nr 3 na poniższej mapie:


image016.jpg


Prawdę mówiąc myślałem, że będę na miejscu ze 2h wcześniej, ale ostatecznie wyjechałem dopiero ok 9tej rano, a i przejazd z postojami zajął ciut więcej niż wstępnie zakładałem, na szlak startowałem więc ok 14tej, mając w pamięci, że przed 19tą będzie już ciemno. Cel wyprawy prezentował się tak.


image017.jpg


Na szczęście jakiś mądry człowiek wymyślił zoom w aparacie, więc tym razem nieco bliżej. Zamierzać dotrzeć do "białego", najniżej położonego fragmentu. Prawie na wyciągnięcie ręki.


image018.jpg


Obok parkingu znajduje się gospodarstwo, luzem biegają zwierzęta. A niektóre siedzą i medytują niedawne wybory


image019.jpg


Na pobliskiej trawce pasą się krowy w stylu Chewbacca. Zima idzie to i futerka pozakładały.


image020.jpg


Szlak relatywnie łatwy (skala norweska :) ). Można napawać się widokami zarówno w górę (zwróćcie uwagę na „sznurek” po prawej stronie).


image021.jpg


W dół również ślicznie (kolory jesieni!). Taka czerwona kropeczka na środku to domki przy parkingu.


image022.jpg


A gdzieś za szczytami na przeciwko – pokrytymi już świeżym śniegiem – jest słynna Trolltunga. Z dużym prawdopodobieństwem również już na biało.

Na trasie są liczne ułatwienia, np. mostki nad spływającą zewsząd wodą


image023.jpg


I w ogóle się nie trzęsą. Nic a nic, wcale, wcale. Ten konkretny naprawdę mnie zmylił, po kilku krokach wpadł w taki rezonans, że trzeba się było trzymać dwoma rękami, i głośno sobie powtarzać „jest bezpiecznie”. Dwoma rękami trzeba było też trzymać się w miejscach ja na zdjęciu niżej, a kilka ich było:


image024.jpg


Ale szczyt coraz bliżej i bliżej, aż w końcu, po dobrej 1.5h marszu – JEST. To on – lodowiec z bliska. A konkretnie jego mały fragment, bo główna część zalega wyżej. Może właśnie ten kawałek ubitego śniegu pamięta Mańka czy inne gadające leniwce…


image025.jpg


W dole wioska zniknęła za łukiem, z kolei góra z przeciwka dziwnie zmalała…


image026.jpg


Tak naprawdę tam na górze miałem dwa plany, oba zakończone na etapie planowania. :mrgreen: Po pierwsze – szlak prowadził dalej i można było popatrzeć na lodowiec z góry. Ale to kolejna godzina marszu w górę, a tymczasem jest już prawie 16ta. Nie tym razem :| Drugi plan był łatwiejszy – podejść do lodowca, dotknąć, polizać, czy coś…. Tyle, że tam na górze dotarło do mnie znaczenie odręcznie napisanej kartki przy wejściu na szlak: „uwaga, woda w rzece wysoka, bądźcie ostrożni”.


image027.jpg


Z tego ujęcia wydaje się, że to strumyczek, a tak naprawdę woda płynęła na szerokości 30m, lawirując między kamieniami. Kilka razy wydawało mi się, że wypatrzyłem „suchą” ścieżkę, która z bliska okazywała się wyglądać tak:


image029.jpg


Spędziłem dobre 15 minut szukając bezskutecznie sensownego przejścia na druga stronę. Ze dwa razy udało mi się przedrzeć spory kawałek, a później kombinowałem którędy właściwie mam wrócić...
Ostatecznie pogodziłem się z tym, że jeśli nie chcę się skąpać, a do tego najprawdopodobniej poobijać lub połamać, zaliczając niekontrolowany „rafting” na śliskich kamieniach, to pozostaje po prostu napawać się widokami. Pokazana wcześniej para "wspinaczy" też kombinowała, gość wpadł po kolana do wody i również sobie odpuścił. Pozostało zadowolić się zdjęciami. W zakończonej niedawno relacji z Islandii kolegi @marcinsss było ciekawe wyjaśnienie kolorów lodu. Niebieski odcień w niektórych miejscach wskazywałby, że część "szczelin" powstała całkiem nie dawno.


image028.jpg


Z myślą „jeszcze tu wrócę”, zaczynam schodzić na dół.

Chyba tradycją już jest to, że spotykam jakichś rodaków na szlaku. Tym razem była to para z Wrocławia, która – niejako wpasowując się w myśl tej relacji – wpadła na weekend i robiła objazd okolicy. Podobało mi się ich podejście, trochę podobne do mojego – skały nawet te o ciekawym kształcie to ciągle tylko kamienie, jak w każdych innych górach. A lodowce – nawet jeśli ostatecznie nie są super fotogeniczne – są unikalne i nie wszędzie można je spotkać.

Już na dole ponownie spotykam „krowy”, tym razem trzeba przejść tuż obok. Ale po tym jak na innej wycieczce trafiłem w podobnej sytuacji na wielkiego białego byka i niczym Franek Dolas przeszedłem obok udając, że nie widzę – włochata „krowa” nie robi na mnie wrażenia ;-) Trzeba zachować trochę czujności, ponieważ pod wieczór zwierzęta hodowlane mają nawyk pójść za człowiekiem, bez wnikania, że to turysta. Albo pasąc się przy drodze potrafią spanikować tuż przed przejeżdżającym motocyklem (brrr, jeszcze mam ciarki, mimo że była szansa na "miękkie" lądowanie w baraninie). Tym razem ma szczęście nie było żadnej akcji.


image030.jpg


Na parkingu okazuje się, że auto nie tylko mi się spodobało.


image032.jpg


Kociak łaził za mną po całym parkingu, stanowczo chciał pieszczot i zabawy. Ponieważ w międzyczasie słońce schowało się już za górami i zrobiło się dość rześko, więc nawet sobie chwilę z nim pobiegałem (czytaj – ja uciekałem, a on myślał, że to zabawa i mnie gonił, ja kopnąłem przypadkiem kamyk, a on zaczął na niego polować – ot, typowe zachowanie młodziaka). A potem jeszcze ostatni rzut oka na lodowiec:


image033.jpg


Komu w drogę temu ... Defender :ugeek: . Warto jeszcze spojrzeć na mapę, niestety dość niezdarnie uciąłem część napisów. Ale najważniejsze jest – informacja, że można zamówić trekking po lodowcu w przewodnikiem, oraz że jest kilka innych wejść na lodowiec z różnych stron. Przy czym to, którym dotarłem jest najkrótsze, z racji, że można dość daleko wjechać autem. Osobowym od biedy również :twisted:


image031.jpg


Wyjeżdżając nadrzuciłem kawałek, żeby zatrzymać się po przeciwnej stronie wody na zdjęcie. Jadąc „do” nie było możliwości zatrzymania się, a widok przedni.


image035.jpg


Powyższe to zbliżenie, w pełnej krasie wygląda to jak poniżej. Zdjęcie uniwersalne, niektórzy lubią jak sterczy w górę, inni jak zwisa w dół. Myślę, że pogodziłem obie frakcje…


image034.jpg


Tak naprawdę był jeszcze jeden plan, odrzucony już przed wyjazdem, może zbyt pochopnie. Pierwotnie nastawiałem się na nockę na kempingu w Oddzie. Chciałem więc przeznaczyć pierwszy dzień na zwiedzanie atrakcji pobocznych (np. wspinkę na wodospad), a następnego dnia z rana atak na lodowiec, w tym również na jego wyższą partię. Niestety prognozy pogody nie były optymistyczne, jak się później okazało - na szczęście niezbyt zgodne z prawdą. Straszyli, że u góry będzie prószył śnieg, a temperatura w Oddzie spadnie poniżej zera w nocy. Wiem, wiem - Vikingowie, Norwegia, ciepłe swetry, ale.. bez jaj… Bliżej Bergen obiecywali 5st i więcej. Mimo że ciemnawo, to godzina młoda, nic nie stało na przeszkodzie, żeby zrobić jakiś kawałek trasy w tym kierunku. Tym bardziej, że do Bergen było dobrze ponad 100km + prom. A miasto było celem na dzień kolejny. Tak właściwie to śledziłem pogodę ostatnie kilka dni, rozważając różne warianty wyjazdu. W piątek jeszcze uczciwie padało, w sobotę rano też nie było idealnie. Przy planowaniu takich wyjazdów o tej porze roku trzeba już mieć w tyle głowy, że w górach można zmoknąć, a w skrajności zaliczyć śnieg. Trzeba więc być gotowym na szybką zmianę celu podróży, czy zawrócenie w pół drogi.

Po drodze jeszcze kilka zdjęć ‘w locie’


image036.jpg


Między innymi zabytkowa elektrownia wodna, wraz z konstrukcją prowadzącą ze szczytu (osoby które płynęły promem do Lysebotn/Kjerag kojarzą podobną). W środku znajduje się muzeum, więc jeśli ktoś planuje zabawić dłużej w Oddzie, to warto zajrzeć.


image037.jpg


Później tunel prowadzący pod odwiedzonym niedawno lodowcem na drugą stronę góry, tam łapię resztki czerwieni zachodzącego słońca, dalsza trasa już po ciemku, co pozwala mi przetestować komplet przedniego oświetlenia w aucie :idea:


image038.jpg


Chciałbym napisać, że dalsza trasa bez historii, mimo że prowadziła nad brzegiem fiordu. Jest po prostu czarno i najbezpieczniej jest skupić się na drodze, a nie wypatrywać zarysów gór. Fajnie byłoby kiedyś zrobić taką trasę jako pasażer... Ale co najmniej dwie rzeczy są warte wspomnienia.
Po ciemku przemyka mi gdzieś Stiensdalsfossen – kolejny wodospad, którego atrakcją jest to, że można przejść pod wodą. Dopiero po dłuższej chwili dociera do mnie, że podświetlona na czerwono woda, która mi mignęła gdzieś z boku to nie była fontanna, tylko właśnie ten wodospad. Wjeżdżam już na serpentyny i kolejne kilka(naście) km nie ma szansy zawrócić. Więc odpuszczam. Mało to wodospadów dziś widziałem? ;-) Drugą ciekawostką jest właśnie ta droga z serpentynami. Na całej długości jest dobrze oświetlona, przez co nie trzeba używać żadnych doświetlaczy. Pod kątem bezpieczeństwa naprawdę nieźle pomyślane. Renifery biegające tu i tam po drodze to raczej normalka niż ciekawostka, więc nie będę wspominał …

Ostatecznie docieram do miejscowości Tysse, odbijam tam w bok na droge 48, żeby po kilku km dojechać do upatrzonego wcześniej Kempingu Gaupholm. Mniej więcej w połowie drogi między Oddą a Bergen, nad urokliwym jeziorkiem. Z prognozą temperatury/pogody bardziej optymistyczną, niż w Oddzie. Mimo kartki na bramie w języku angielskim, że kemping zamknięty, stoją jakieś dwa auta (ludzie śpią "na pokojach") i jeden camper z prawdziwego zdarzenia. Na miejscu pojawia się właściciel, który mieszka w domu znajdującym się na terenie. Oczywiście nie ma problemu, żeby przenocować, zamknięte są tylko domki (hytte). Są działające toalety, prysznice i kuchnia. Gość trochę zdziwiony na hasło ‘namiot’, ale skoro klient sobie życzy…. A klient i owszem, życzy sobie, bo namiot z widokiem na pobliskie jezioro, światła zabudowań po przeciwnej stronie oraz wschodzący między chmurami księżyc – ładnie tutaj, romantycznie … Pojawia się jeszcze żona właściciela, zaciekawiona kto i skąd i czy jestem pewien, że na zewnątrz, bo zimno. Ależ oczywiście, że jestem. Bo tak naprawdę ten nocleg w namiocie jest chyba najważniejszym wydarzeniem całego wyjazdu.
Właśnie, namiot… chyba nie wspomniałem wcześniej …. znawcy i uważni obserwatorzy pewnie od razu zauważyli...

Wieczory pełne marzeń,
przeżytych wcześniej wrażeń mnóstwo.
Nie zamieniłbym tych paru dni
za żaden skarb, za nic.

.
.
.
.
.
.
.

image039.jpg



C.D.N.Noc minęła nadspodziewanie spokojnie, chociaż na początku nie mogłem zasnąć, pewnie z wrażenia. Było dość rześko, ale powyżej zera, trochę pokropiło, lekki wiaterek. Rano nie mogłem sobie odmówić otworzenia „okien” i podelektowania się widokiem brzasku na tle gór. A że w czapce i opatulony śpiworem, a kogo to… Zresztą - nikogo, bo wszyscy dookoła jeszcze spali. Kto by tam wstawał w niedzielę, skoro świt, o 8-tej ;)


image040.jpg



image041.jpg


Po przebiegającej w pobliżu drodze przejechało przez całą noc raptem kilka aut, chociaż latem i w tygodniu jest to potencjalne źródło hałasu, warto w takim przypadku zająć miejsce bliżej wody, na jednym z niższych tarasów. Tym bardziej, że widoki na okolicę śliczne:


image043.jpg


Tutaj przy okazji sprostowanie nieco "poetyckiej" wypowiedzi pod koniec pierwszej części - woda, którą tu widać to oczywiście końcówka fiordu, a nie jezioro.

Auto w (prawie) dziennym świetle ładnie prezentuje się na tle krajobrazu


image042.jpg


A najlepsze jest to, że dosłownie minutę zajmuje złożenie dachu i auto jest gotowe do jazdy. To i tak długo, biorąc pod uwagę, że rozkłada się 10 sekund…


image044.jpg


Przed wyjazdem zrobiłem jeszcze mały spacerek po najbliższej okolicy i wyruszyłem w dalszą drogę. Przekąsiłem jakiś substytut śniadania, na kawę postanowiłem zatrzymać się już po drodze. Ruch w stronę Bergen był zauważalnie większy, a widoki niezmiennie piękne.


image045.jpg


W końcu dojeżdżam do miasta, a raczej przejeżdżam przez nie kilkupasmową pseudo-autostradą, żeby ostatecznie zjechać do centrum. Tutaj mały dylemat, gdzie można zaparkować auto. Bo niestety wszystkie podziemne parkingi odpadają (1.9m? tyle to ja mam bez kapelusza…). Na koniec znajduje miejsce prawie przy samym porcie w centrum, w weekend bezpłatnie. Wychodzę na nabrzeże, od strony hoteli i apartamentowców


image046.jpg


Nie mogę sobie odmówić, żeby ustrzelić ‘klasyczny” widok, kojarzony z Bergen. A tak naprawdę dość charakterystyczny dla wielu norweskich miast ze starą (lub stylizowaną na starą) portową zabudową.


image047.jpg


Idę zobaczyć domki z bliska, dużo bardziej interesują mnie „od podwórka” (szczególnie ten opisany jako Bergen Night Club – ale przed południem okazuje się nieczynny 8-) ).


image048.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

marcinsss 23 października 2019 14:32 Odpowiedz
Jupi! Jestem sławny! Pisze się o mnie. :lol: W tym momencie brak czasu, ale zdjęcia, które zobaczyłem, te kilka zdań, które przeczytałem oraz dobór muzyki sprawiają, że na pewno tu wrócę (i do tej relacji, i do Norwegii, mam nadzieję, też).Edit: Wróciłem, przeczytałem, zapłakałem. Skąd Ty masz to autko? Ja też chcę takiego przyjaciela...Fajnie się czyta.
brunoj 24 października 2019 18:38 Odpowiedz
marcinsss napisał:[..] zdjęcia, które zobaczyłem, te kilka zdań, które przeczytałem oraz dobór muzyki sprawiają, że na pewno tu wrócę (i do tej relacji, i do Norwegii, mam nadzieję, też).Edit: Wróciłem, przeczytałem, zapłakałem. Skąd Ty masz to autko? Ja też chcę takiego przyjaciela...Fajnie się czyta.Dzięki :)Ale komplementy nie pomogą, to mój przyjaciel i nikomu nie pożyczę :twisted: A na serio, to czasem udaje się wziąć życie za rogi i trzeba korzystać. Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda....