28 dni 11000 przejechanych kilometrów 3 duże miasta 15 parków narodowych 16 dodatkowych miejsc/atrakcji
Odkąd udaje mi się w miarę regularnie podróżować, traktuję swe wyprawy bardzo zadaniowo. Póki jestem młody i pełen energii, chcę wycisnąć z podróży jak najwięcej. Ekscytującym etapem jest planowanie. Planowanie jest jak granie w grę planszową. W grę kooperacyjną, gdzie walczymy razem przeciwko grze, używając zasobów w postaci czasu, energii i pieniędzy, które są skorelowane z pogodą, transportem i godzinami otwarcia, obierając taktykę w taki sposób, ażeby uzbierać maksimum punktów za zwiedzone miejsca i unikając efektów kart pułapek. Jednakże podczas rozgrywki mamy tę świadomość, że ostatecznego wyniku nie poznamy przez długi, długi czas...
Po tym grafomańskim wstępie przechodzimy do konkretów. Relacji z USA jest na forum mnóstwo. Wszystkie relacje stanowią doskonałe kompendium wiedzy. Dlatego opisywanie moich przygód, emocji czy dokładnego planu dnia, w mojej ocenie nie wniesie nic nowego. Wciąż pojawiają się zapytania o to, czy owy plan jest wykonalny, czy istnieje sugestia aby coś w nim zmienić, bądź ogólnie ludzie mają problem chociażby tylko z ułożeniem owego planu. Dlatego niech ta relacja stanowi przegląd atrakcji, ich zobrazowanie i niech będzie źródłem konkretnych informacji. Podczas planowania (nie tylko usa) brakuje mi często bardzo subiektywnej, lecz chyba najważniejszej informacji - co najmniej ile godzin muszę spędzić w danym miejscu, aby zobaczyć to co najważniejsze. Jeśli robisz rozeznanie w sprawie zachodniego wybrzeża i po tym wstępnie masz zamiar zostawić tę relację na sam koniec, to tutaj mam pierwszą radę: zaplanujcie podróż co najmniej pół roku przed wylotem, a unikniesz zmniejszenia Twoich szans na przeżycia, których chcesz doznać.
Ostatnie długie słowa wstępu muszą być teraz, aby później było krótko. Podróż miała być budżetowa, nastawiona na naturę i bardzo intensywna. I taka była. Zrealizowaliśmy 105% planu, co napawa nas ogromną satysfakcją. Podróżowaliśmy we wrześniu 2019 r. i wszelakie uwagi będą się tyczyły wrześniowego terminu. Amerykańskie drogi pokonywaliśmy w 5 osób, jeżdżąc autem klasy intermediate SUV. 3 osoby zostały poznane przez internet, a pierwszy raz widzieliśmy je na amerykańskiej ziemi. Nigdy wcześniej nie podróżowaliśmy z nieznajomymi (już znajomymi!) i wyszło o wiele, o wiele, wiele lepiej niż się spodziewaliśmy
:) Teraz wiem, że to była kwestia dogłębnego wytłumaczenia charakteru podróży i ustalenia sztywnych zasad. Prysznice braliśmy na stacjach, w publicznych kąpieliskach, campingach w parkach narodowych. Z reguły pożywienie kupowaliśmy w Walmarcie i gotowaliśmy na kuchence polowej. Jeśli jedliśmy gdzieś w „restauracji”, to w większości były to fast foody, ze względu na „fast” w nazwie. We wszystkie noce z wyjątkiem dwóch, spaliśmy w namiotach. Darmowych miejsc do rozbicia się, wyszukiwaliśmy przede wszystkim za pomocą strony freecampsites.net (10/10), a maksymalnie dwukrotnie za pomocą aplikacji "Wikicamps USA". Bywały noce, gdy spaliśmy poniżej 5 godzin, bywały poranki, gdy nikt nie ustawiał budzika. Nie będę jednak rozpisywał się dokładnie jak dojechać, gdzie zaparkować, gdzie spać, ile kosztował hot-dog na ulicy, o której wstaliśmy, ile czasu byliśmy w Walmarcie, ile w Del Taco, ani o której poszliśmy spać – to jest w innych relacjach i nie leży w założeniu tej relacji. Na mapach zaznaczę nasze orientacyjne trasy, bez uwzględniania dokładnego miejsca noclegu. W razie potrzeby wiele miejsc gdzie można się rozbić znajdziecie na stronie freecampsites.net - strona nie zawiodła nas ani razu. Pomimo jakości odbiegającej od dzieł profesjonalistów, wstawię wiele zdjęć, aby choć w części zobrazować odwiedzane miejsca. Wiadomo, żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać… [dowolne słowa chwalące owe miejsce]. Ja nie będę wchodził w szczegóły, ale Wy pytajcie o nie śmiało. Każdy z naszej ekipy doleciał/ odleciał w innym miejscu czy terminie, spotykaliśmy się/rozstawaliśmy również w różnych miejscach i momentach podróży – przeloty i dni organizacyjne pominę. Opiszę tylko dni właściwego tripa, czyli wszystkie atrakcje zobaczone grupę, choć nie przez każdego z naszej piątki. Oczywiście, że mieliśmy annual pass, dlatego przy większości atrakcji nie będzie podanych cen, gdyż wstęp gwarantował nam annual pass. Wyrażę subiektywne opinie, które w zdecydowanej większości pokrywały się z opiniami całej grupy. Na koniec wszystko podsumuję.
Ogólne uwagi na start Waszego planowania: - czasy przejazdów pomiędzy poszczególnymi punktami, które sprawdzacie uprzednio w Google Maps pokryją się z rzeczywistością. Nie przyśpieszycie tego. Serio
:) Chyba, że będziecie pędzić o więcej niż 10 mph ponad dozwoloną prędkość, - podróżowanie po USA jest bardzo wygodne i potrafi rozleniwić, ponad 90% atrakcji można zobaczyć bez żadnego wysiłku - tzn. do punktów widokowych podjeżdża się autem i dochodzi pokonując kilkadziesiąt metrów od miejsca zaparkowania. Rzadko należy iść szlakiem kilka godzin, aby zobaczyć to co najlepsze, - jest to absolutną prawdą, iż w każdym parku narodowym warto na sam początek zajść do visitors centre – po informacje oraz po wodę
:D przeanalizowanie każdego parku pod kątem tego jakie są szlaki, ile czasu zajmuje ich przejście, czy trasa jest bardzo stroma, czy są ładne widoki itd. zajmuje wiele czasu i jest w zasadzie bezcelowe. Jest bezcelowe dlatego, że jeżeli w danym parku narodowym jest coś naprawdę szczególnego o czym musicie wiedzieć wcześniej, to robiąc rozeznanie na pewno nie przegapicie tej atrakcji
:P W zasadzie znajdziecie ją w tej relacji. Pomniejszych aktywności z dokładnością co do godziny nie zaplanujecie, ani nie przewidzicie wcześniej, a udając się do visitors centre dostaniecie plan szyty na miarę, pod realia danego dnia, - poniżej podam ile godzin spędziliśmy w danym miejscu, bądź ile godzin poświęciliśmy na pokonanie całego szlaku (w większości przypadków jako młode, względnie sprawne fizycznie osob, gdy nikt nas nie opóźniał). Jednocześnie będzie to dla Was informacja ile czasu powinniście tam spędzić, aby zobaczyć to co najlepsze, aby odjechać jako usatysfakcjonowani.
Nie traciliśmy czasu, ale nie pędziliśmy na łeb i szyję. W każdym miejscu spędziliśmy wystarczająco wiele godzin. Prawdą jest, że z czystej przyjemności pobylibyśmy dłużej w wielu miejscach, ale o żadnym miejscu (jest jeden wyjątek!) nie myślimy z żalem, że powinniśmy zostać w nim dłużej, bo nie zobaczyliśmy tego czy owego. Zobaczcie, że można odważnie planować ogrom atrakcji, że można podjąć wyzwanie. Że rzeczywistość zweryfikuje, że się da. Niech ta relacja będzie inspiracją i pomocą przy planowaniu Waszej podróży
:)
No to lecimy!
Dzień 1:
Zejście do środka Wielkiego Kanionu, czyli Plateau Point. Nie jest to jednak zejście do samej rzeki. 3 lata temu miałem przyjemność widzieć ten kanion, ale tylko z jego krawędzi, a wtedy bardzo wiele się traci. Zejście w dół odkrywa całkiem inne oblicze Wielkiego Kanionu – zdecydowane must do. Czas przejścia – 7h łącznie z dłuższymi przerwami. Trasa wykonalna nawet w 5,5h. Ze względu na upał wyruszyć jak najwcześniej, najlepiej jeszcze przed świtem. Ponoć idąc szlakiem Bright Angel Trail można dojść do starej kopalni – warte sprawdzenia.
Przejazd do Sedony
Dzień 2:
Devil’s Bridge – 1,5h Jak widać na profilowym, lubię skakać na mostach i tak jak już kiedyś ktoś na forum pisał - nieco szokuje to amerykanów
:)
Meteor Crater – 1h, wejście 18$. Oprócz stania i patrzenia w zasadzie nic nie można tam robić
:D ale nie żałujemy czasu, ani pieniędzy - jest to najlepiej na świecie zachowany krater powstały w wyniku uderzenia meteorytu. Ta wielka dziura ma 1,2 km średnicy. Dodatkowa atrakcja to kino 5D „collision damage” za 5$. Jednak odradzam pójście do kina –film jest zrobiony typowo dla małych dzieci i niczego się z niego nie dowiecie.
Petrified Forest NP– 4h – najważniejsze atrakcje objeżdża się autem, warto zajechać chociażby tylko na godzinę, aby zobaczyć i dotknąć skamieniałe drzewa - jest to bardzo ciekawe doświadczenie
:)
Canyon de Chelly – to jest ten jeden wyjątek, gdzie chętnie zostalibyśmy dłużej
:D Największe pozytywne zaskoczenie całej podróży. Przed podróżą żadne informacje nie nakazały nam poświęcenia czegoś w imię trekkingu w dole kanionu. Dopiero widząc go na żywo, zdaliśmy sobie sprawę z piękna tego miejsca. Miejsca pomijanego i zapominanego. Gdybym cofnął się w czasie zaplanowałbym 1 dodatkowy dzień w tym miejscu. Jest wiele punktów widokowych - najpiękniejszy jest ostatni tzn. najdalej na wschód. Subiektywnie – Canyon de Chelly jest piękniejszy od Wielkiego Kanionu.
Przejazd do Mesa Verde NP
Dzień 3:
W parku Mesa Verde, to co najciekawsze można zobaczyć tylko na wycieczce z przewodnikiem - koszt 5$/osoba. Bilety w internecie szybko się wyprzedają, lecz w praktyce wycieczki odbywają się co 30 minut i w grupie wycieczkowej znajdzie się dla Was miejsce. Wybraliśmy się do Cliff Palace. Nie oczekiwaliśmy cudów od tego parku, ale fakt jest taki, że Mesa Verde najsłabszy punkt spośród całego miesiąca. Można go śmiało odpuścić. Dojazd do Cliff Palace – 2h, wycieczka – 1h
Przejazd do Black Canyon of the Gunnison NP.
Jadąc trasą dyktowaną przez Google Maps, bonusowo zaznaliśmy kolejnej, niesamowitej atrakcji - całkiem nieświadomie przejeżdżaliśmy „Scenic Byways”. Warto nawet nadrobić wiele kilometrów, aby się tamtędy przejechać. Nigdy w życiu nie widziałem tak wielkich gór jak tego dnia.Dzień 4
Black Canyon of the Gunnison NP - 4h + 1h wycieczka z rangerem Wygraliśmy się na lekcję z geologii z rangerką, chyba tylko dlatego, że tak bardzo źle to brzmiało
:D i byliśmy zaskoczeni, że można całość przedstawić w prosty i ciekawy sposób. Ten kanion, to kolejne przepiękne miejsce, które jest niedoceniane.
Canyonlands, Sedona, Arches, Yellowstone, Canyon De Chelly. To kilka miejsc, na które zabrakło nam czasu w naszej podróży po USA. Po Twoich zdjęciach widać, że jest zdecydowanie do czego wracać
:)
Dziękuję za taki wyczerpujący opis waszego wyjazdu.I gratuluję.Na gorąco mam jedno (w zasadzie dwa) pytanie - w Yosemite nocowaliście w Camp 4 - wg. informacji na stronie parku od 2019 miejsca miały być tam przydzielane na zasadzie loterii. Czy to tak działa? (jeżeli już - to jak to wygląda). Drugie dotyczy Half Dome - braliżcie udział w marcowej loterii czy permit pozyskaliście w inny sposób?
to musieliśmy się minąć gdzieś na trasie bo z rodziną robiliśmy objazdówkę od 21.09 dokładnie po tych terenach (jednak czasu zabrakło na Yellowstone). Niestety w październiku zrobiło się zdecydowanie zimniej, w Sequoia NP pierwszy śnieg, w Bryce na noclegu temperatura poniżej zera, lada dzień mieli zamknąć Tioga Pass.
@gello666Loteria obowiązuje w sezonie od połowy maja do połowy września. My byliśmy po połowie września, więc po prostu musieliśmy ustawić się w kolejce, która działa na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy. Wpierw trzeba znaleźć drewnianą budkę rangera przy Camp 4, a to zadanie nie jest trudne, gdyż jest tam tylko jedna budka, do której ustawiona jest kolejka. Na budce widnieje informacja, ile jest wolnych miejsc na dzień następny i ta informacja jest codziennie aktualizowana. Zabronione jest zajmowanie miejsca dla kogoś innego - według nas obowiązuje tam taka zasada, aby można było sobie policzyć ile osób stoi w kolejce, aby nie stać tam niepotrzebnie. Chwilę przed 8:00 przychodzi ranger, rozdaje numerki każdej osobie i następuje proces rejestracji i wyznaczenia miejsc campingowych. W kolejce stoi się tylko raz, bez względu na liczbę nocy, które chce się tam spędzić. Limit to chyba 30 nocy, ale wątpię, aby kogokolwiek z nas to dotyczyło
:) Choć obok nas spał amerykański chłopak, który wspinał się parku przez 30 dni. Odnośnie do permitu na Half Dome, to braliśmy udział w loterii marcowej i tego terminu nie możecie przegapić. Można wysłać tylko jedno zgłoszenie do loterii. Każda osoba może wysłać zgłoszenie jako lider grupy i wtedy wpisać liczbę permitów, o które się ubiega (max. 6). Do loterii można zgłosić do 7 dat, które układa się w hierarchii i nie ma to wpływu na koszt zgłoszenia. W loterii marcowej rozdawanych jest 225/300 permitów na każdy dzień. Codziennie w sezonie odbywają się dodatkowe loterie, podczas których losowane są permity na dwa dni do przodu i wtedy do zgarnięcia jest 75 permitów + te, które zostały anulowane. W marcu wysłaliśmy 4 zgłoszenia na 7 różnych dat, każde dla grupy 4 osób. 3/4 zgłoszenia zostały wylosowane dla pierwszej daty w hierarchii. Z drugiej strony znajomi, którzy też był w Yosemite we wrześniu, wysłali 2 zgłoszenia dla dwóch osób i nie zostali wylosowani. Natomiast udało im się zdobyć permit w loterii odbywającej się dwa dni przed tym jak weszli na szczyt. Poza sezonem i poza weekendem szansa jest dość duża, lecz jest jeszcze jedna możliwość
:D Przed samym wejściem na "cable" stoi ranger, który sprawdza permity (należy mieć ze sobą dokumenty tożsamości), lecz niektórzy widząc stromość góry rezygnują i wtedy owe miejsce w grupie można komuś oddać, a my byliśmy świadkami takiej właśnie sytuacji.@zawiertTego nie dopisałem w podsumowaniu, ale wydaje mi się, że wrzesień to czas idealny. Nie jest już zbyt gorąco, nie jest jeszcze aż tak zimno i co chyba najważniejsze: jest poza sezonem, amerykańskie dzieciaki są już w szkołach, czyli wszędzie jest znacznie mniej turystów!
:)
Ciekawe spojrzenie. Mimo mnogości relacji z zachodu USA, Twoja jest z odrobinę innej perspektywy. Tylko po cholerę się tak spieszyłeś z tą relacją, nie zdążyłam zacząć czytać a Ty już skończyłeś
;)
Hmmm no cóż, mówiąc najprościej to perspektywa kogoś kto schodzi z utartego szlaku bo ma czas i mu się nie spieszy? W Twojej relacji widać, że naprawdę warto. Paradoksalnie z relacją galopowałeś i mało brakowało a bym ja przeoczyła - kilka wpisów dzień po dniu na początku listopada a potem KONIEC pod KONIEC miesiąca, na który na szczęście udało mi się załapać
:)
Ha! Ja za to chciałem przekazać nieco inną puentę: dzięki temu, że byliśmy cały czas w goniliśmy, mieliśmy dużo czas tam, gdzie go naprawdę potrzebowaliśmy i dzięki temu widzieliśmy bardzo wiele. 4 tygodnie to dużo czasu i nie chcieliśmy go "przebimbać". Ale tak jak wspomniałaś: jak najbardziej warto
:)
Fajne kompendium, ja w okolicy Yosemite dodałbym przynajmniej 2,5h na szlak do wodospadu wzdłuż jeziora Hetch Hetchy. Ale raczej tylko kiedy dużo wody spływa z gór (optymalnie przełom kwiecień//maj).
11000 przejechanych kilometrów
3 duże miasta
15 parków narodowych
16 dodatkowych miejsc/atrakcji
Odkąd udaje mi się w miarę regularnie podróżować, traktuję swe wyprawy bardzo zadaniowo. Póki jestem młody i pełen energii, chcę wycisnąć z podróży jak najwięcej. Ekscytującym etapem jest planowanie. Planowanie jest jak granie w grę planszową. W grę kooperacyjną, gdzie walczymy razem przeciwko grze, używając zasobów w postaci czasu, energii i pieniędzy, które są skorelowane z pogodą, transportem i godzinami otwarcia, obierając taktykę w taki sposób, ażeby uzbierać maksimum punktów za zwiedzone miejsca i unikając efektów kart pułapek. Jednakże podczas rozgrywki mamy tę świadomość, że ostatecznego wyniku nie poznamy przez długi, długi czas...
Po tym grafomańskim wstępie przechodzimy do konkretów. Relacji z USA jest na forum mnóstwo. Wszystkie relacje stanowią doskonałe kompendium wiedzy. Dlatego opisywanie moich przygód, emocji czy dokładnego planu dnia, w mojej ocenie nie wniesie nic nowego. Wciąż pojawiają się zapytania o to, czy owy plan jest wykonalny, czy istnieje sugestia aby coś w nim zmienić, bądź ogólnie ludzie mają problem chociażby tylko z ułożeniem owego planu. Dlatego niech ta relacja stanowi przegląd atrakcji, ich zobrazowanie i niech będzie źródłem konkretnych informacji. Podczas planowania (nie tylko usa) brakuje mi często bardzo subiektywnej, lecz chyba najważniejszej informacji - co najmniej ile godzin muszę spędzić w danym miejscu, aby zobaczyć to co najważniejsze. Jeśli robisz rozeznanie w sprawie zachodniego wybrzeża i po tym wstępnie masz zamiar zostawić tę relację na sam koniec, to tutaj mam pierwszą radę: zaplanujcie podróż co najmniej pół roku przed wylotem, a unikniesz zmniejszenia Twoich szans na przeżycia, których chcesz doznać.
Ostatnie długie słowa wstępu muszą być teraz, aby później było krótko. Podróż miała być budżetowa, nastawiona na naturę i bardzo intensywna. I taka była. Zrealizowaliśmy 105% planu, co napawa nas ogromną satysfakcją. Podróżowaliśmy we wrześniu 2019 r. i wszelakie uwagi będą się tyczyły wrześniowego terminu. Amerykańskie drogi pokonywaliśmy w 5 osób, jeżdżąc autem klasy intermediate SUV. 3 osoby zostały poznane przez internet, a pierwszy raz widzieliśmy je na amerykańskiej ziemi. Nigdy wcześniej nie podróżowaliśmy z nieznajomymi (już znajomymi!) i wyszło o wiele, o wiele, wiele lepiej niż się spodziewaliśmy :) Teraz wiem, że to była kwestia dogłębnego wytłumaczenia charakteru podróży i ustalenia sztywnych zasad. Prysznice braliśmy na stacjach, w publicznych kąpieliskach, campingach w parkach narodowych. Z reguły pożywienie kupowaliśmy w Walmarcie i gotowaliśmy na kuchence polowej. Jeśli jedliśmy gdzieś w „restauracji”, to w większości były to fast foody, ze względu na „fast” w nazwie. We wszystkie noce z wyjątkiem dwóch, spaliśmy w namiotach. Darmowych miejsc do rozbicia się, wyszukiwaliśmy przede wszystkim za pomocą strony freecampsites.net (10/10), a maksymalnie dwukrotnie za pomocą aplikacji "Wikicamps USA". Bywały noce, gdy spaliśmy poniżej 5 godzin, bywały poranki, gdy nikt nie ustawiał budzika. Nie będę jednak rozpisywał się dokładnie jak dojechać, gdzie zaparkować, gdzie spać, ile kosztował hot-dog na ulicy, o której wstaliśmy, ile czasu byliśmy w Walmarcie, ile w Del Taco, ani o której poszliśmy spać – to jest w innych relacjach i nie leży w założeniu tej relacji. Na mapach zaznaczę nasze orientacyjne trasy, bez uwzględniania dokładnego miejsca noclegu. W razie potrzeby wiele miejsc gdzie można się rozbić znajdziecie na stronie freecampsites.net - strona nie zawiodła nas ani razu. Pomimo jakości odbiegającej od dzieł profesjonalistów, wstawię wiele zdjęć, aby choć w części zobrazować odwiedzane miejsca. Wiadomo, żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać… [dowolne słowa chwalące owe miejsce]. Ja nie będę wchodził w szczegóły, ale Wy pytajcie o nie śmiało. Każdy z naszej ekipy doleciał/ odleciał w innym miejscu czy terminie, spotykaliśmy się/rozstawaliśmy również w różnych miejscach i momentach podróży – przeloty i dni organizacyjne pominę. Opiszę tylko dni właściwego tripa, czyli wszystkie atrakcje zobaczone grupę, choć nie przez każdego z naszej piątki. Oczywiście, że mieliśmy annual pass, dlatego przy większości atrakcji nie będzie podanych cen, gdyż wstęp gwarantował nam annual pass. Wyrażę subiektywne opinie, które w zdecydowanej większości pokrywały się z opiniami całej grupy. Na koniec wszystko podsumuję.
Ogólne uwagi na start Waszego planowania:
- czasy przejazdów pomiędzy poszczególnymi punktami, które sprawdzacie uprzednio w Google Maps pokryją się z rzeczywistością. Nie przyśpieszycie tego. Serio :) Chyba, że będziecie pędzić o więcej niż 10 mph ponad dozwoloną prędkość,
- podróżowanie po USA jest bardzo wygodne i potrafi rozleniwić, ponad 90% atrakcji można zobaczyć bez żadnego wysiłku - tzn. do punktów widokowych podjeżdża się autem i dochodzi pokonując kilkadziesiąt metrów od miejsca zaparkowania. Rzadko należy iść szlakiem kilka godzin, aby zobaczyć to co najlepsze,
- jest to absolutną prawdą, iż w każdym parku narodowym warto na sam początek zajść do visitors centre – po informacje oraz po wodę :D przeanalizowanie każdego parku pod kątem tego jakie są szlaki, ile czasu zajmuje ich przejście, czy trasa jest bardzo stroma, czy są ładne widoki itd. zajmuje wiele czasu i jest w zasadzie bezcelowe. Jest bezcelowe dlatego, że jeżeli w danym parku narodowym jest coś naprawdę szczególnego o czym musicie wiedzieć wcześniej, to robiąc rozeznanie na pewno nie przegapicie tej atrakcji :P W zasadzie znajdziecie ją w tej relacji. Pomniejszych aktywności z dokładnością co do godziny nie zaplanujecie, ani nie przewidzicie wcześniej, a udając się do visitors centre dostaniecie plan szyty na miarę, pod realia danego dnia,
- poniżej podam ile godzin spędziliśmy w danym miejscu, bądź ile godzin poświęciliśmy na pokonanie całego szlaku (w większości przypadków jako młode, względnie sprawne fizycznie osob, gdy nikt nas nie opóźniał). Jednocześnie będzie to dla Was informacja ile czasu powinniście tam spędzić, aby zobaczyć to co najlepsze, aby odjechać jako usatysfakcjonowani.
Nie traciliśmy czasu, ale nie pędziliśmy na łeb i szyję. W każdym miejscu spędziliśmy wystarczająco wiele godzin. Prawdą jest, że z czystej przyjemności pobylibyśmy dłużej w wielu miejscach, ale o żadnym miejscu (jest jeden wyjątek!) nie myślimy z żalem, że powinniśmy zostać w nim dłużej, bo nie zobaczyliśmy tego czy owego. Zobaczcie, że można odważnie planować ogrom atrakcji, że można podjąć wyzwanie. Że rzeczywistość zweryfikuje, że się da. Niech ta relacja będzie inspiracją i pomocą przy planowaniu Waszej podróży :)
No to lecimy!
Dzień 1:
Zejście do środka Wielkiego Kanionu, czyli Plateau Point. Nie jest to jednak zejście do samej rzeki. 3 lata temu miałem przyjemność widzieć ten kanion, ale tylko z jego krawędzi, a wtedy bardzo wiele się traci. Zejście w dół odkrywa całkiem inne oblicze Wielkiego Kanionu – zdecydowane must do.
Czas przejścia – 7h łącznie z dłuższymi przerwami. Trasa wykonalna nawet w 5,5h. Ze względu na upał wyruszyć jak najwcześniej, najlepiej jeszcze przed świtem.
Ponoć idąc szlakiem Bright Angel Trail można dojść do starej kopalni – warte sprawdzenia.
Przejazd do Sedony
Dzień 2:
Devil’s Bridge – 1,5h
Jak widać na profilowym, lubię skakać na mostach i tak jak już kiedyś ktoś na forum pisał - nieco szokuje to amerykanów :)
Meteor Crater – 1h, wejście 18$. Oprócz stania i patrzenia w zasadzie nic nie można tam robić :D ale nie żałujemy czasu, ani pieniędzy - jest to najlepiej na świecie zachowany krater powstały w wyniku uderzenia meteorytu. Ta wielka dziura ma 1,2 km średnicy. Dodatkowa atrakcja to kino 5D „collision damage” za 5$. Jednak odradzam pójście do kina –film jest zrobiony typowo dla małych dzieci i niczego się z niego nie dowiecie.
Petrified Forest NP– 4h – najważniejsze atrakcje objeżdża się autem, warto zajechać chociażby tylko na godzinę, aby zobaczyć i dotknąć skamieniałe drzewa - jest to bardzo ciekawe doświadczenie :)
Canyon de Chelly – to jest ten jeden wyjątek, gdzie chętnie zostalibyśmy dłużej :D Największe pozytywne zaskoczenie całej podróży. Przed podróżą żadne informacje nie nakazały nam poświęcenia czegoś w imię trekkingu w dole kanionu. Dopiero widząc go na żywo, zdaliśmy sobie sprawę z piękna tego miejsca. Miejsca pomijanego i zapominanego. Gdybym cofnął się w czasie zaplanowałbym 1 dodatkowy dzień w tym miejscu. Jest wiele punktów widokowych - najpiękniejszy jest ostatni tzn. najdalej na wschód. Subiektywnie – Canyon de Chelly jest piękniejszy od Wielkiego Kanionu.
Przejazd do Mesa Verde NP
Dzień 3:
W parku Mesa Verde, to co najciekawsze można zobaczyć tylko na wycieczce z przewodnikiem - koszt 5$/osoba. Bilety w internecie szybko się wyprzedają, lecz w praktyce wycieczki odbywają się co 30 minut i w grupie wycieczkowej znajdzie się dla Was miejsce. Wybraliśmy się do Cliff Palace. Nie oczekiwaliśmy cudów od tego parku, ale fakt jest taki, że Mesa Verde najsłabszy punkt spośród całego miesiąca. Można go śmiało odpuścić.
Dojazd do Cliff Palace – 2h, wycieczka – 1h
Przejazd do Black Canyon of the Gunnison NP.
Jadąc trasą dyktowaną przez Google Maps, bonusowo zaznaliśmy kolejnej, niesamowitej atrakcji - całkiem nieświadomie przejeżdżaliśmy „Scenic Byways”. Warto nawet nadrobić wiele kilometrów, aby się tamtędy przejechać. Nigdy w życiu nie widziałem tak wielkich gór jak tego dnia.Dzień 4
Black Canyon of the Gunnison NP - 4h + 1h wycieczka z rangerem
Wygraliśmy się na lekcję z geologii z rangerką, chyba tylko dlatego, że tak bardzo źle to brzmiało :D i byliśmy zaskoczeni, że można całość przedstawić w prosty i ciekawy sposób. Ten kanion, to kolejne przepiękne miejsce, które jest niedoceniane.
Przejazd na północ:
Dzień 5
Przykład darmowej perełki noclegowej: