Do przemieszczających się kamieni należy nadłożyć ok. 2h drogi. Pod koniec będzie szutrowa, lecz przejezdna droga. Gdy zobaczycie pierwszą tabliczkę, to jedźcie jeszcze niecały kilometr dalej i dopiero tam zobaczycie ślady kamieni
:)
Jak najbardziej warto nadłożyć drogi, aby ujrzeć to unikatowe zjawisko. Co ciekawe, ślady pokazują, że niektóre kamienie poruszają się w przeciwnych kierunkach. Zajeżdżając obszernym łukiem do Racetrack Playa, wyjechać stamtąd można tą samą trasą lub dwoma skrótami. My wybraliśmy szybszą trasę po lewej stronie mapy.
To, iż drogi po lewej stronie nie ma na mapie parku, zauważyliśmy dopiero po przeżyciu całej przygody. Przed wjazdem na drogę w dół zbocza widniała informacja o konieczności posiadania napędu 4x4 i wysokiego prześwitu. Kilkukrotnie jeździliśmy po drogach z takim oznaczeniem i za każdym razem to oznaczenie było znacznie przesadzone. Po tamtych drogach bez problemu można było przemieszczać się zwykłymi sedanami. Jednak w tym przypadku było zupełnie inaczej. Początek drogi był przyjemny, tylko gdzieniegdzie jako kierowca musiałem korzystać z pomocy "nawigatorów", przejeżdżając nad dużymi kamieniami.
Jednak im niżej zjeżdżaliśmy, tym trasa była gorsza. To co najciekawsze, czekało na nas już na sam koniec zjazdu ze zbocza. Znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że ze względu na stan paliwa nie mogliśmy się cofnąć. Musielibyśmy przez kilka godzin wspinać się po wyboistej drodze ku górze, a wtedy na pewno zabrakłoby nam benzyny, aby dojechać do znajdującej się od nas o 35 mil cywilizacji. Została nam tylko jedna opcja - pokonanie ostatnich, najgorszych dwustu metrów. Otuchy dodawały nam widoczne w dole urwane zderzaki i rozbite szyby czy przypomnienie sobie faktu, iż na tablicy przez wjazdem na tę drogę, widniał również napis "NO TOWING SERVICE"
:D Nie widać tego na zdjęciach, ale musieliśmy przejeżdżać po półmetrowych głazach. Musieliśmy znosić mniejsze kamienie, aby zasypywać dziury i budować własną drogę. Czasami przejechanie jednego metra zajmowało nam piętnaście minut.
Tę nierówną walkę skończyliśmy już po zmroku. Pokonanie ostatnich dwustu metrów zajęło nam około 3 godziny. Czasami lewe koła przejeżdżały kilka centymetrów od przepaści. Zjechaliśmy na sam dół i gdy już odetchnęliśmy z ulgą, okazało się, że musimy się jeszcze przeprawić przez kilkanaście suchych koryt rzek.
Nasz skrót pomógł nam zoszczędzić jakieś -6 godzin. Gdy po północy zajechaliśmy na stację benzynowa w Panamint Springs, komputer oznajmił nam, że zasięg naszego pojazdu wynosi dziesięć mil.
Choć z perspektywy dzisiejszego dnia całość wydaje cię ciekawą przygodą, to wtedy naprawdę się bałem. Może niekoniecznie o nasze zdrowie, czy kilkudniowe opóźnienie w planie podróży, ale o konsekwencje czysto finansowe. Auto mogłoby się po prostu zepsuć lub zawiesić na głazach i wtedy komuś trzeba by naprawdę dobrze zapłacić żeby nas stamtąd wyciągnął, albo co gorsze, droga mogłaby się osunąć i auto stoczyłoby się w dół zbocza. Myślicie, że obowiązywałoby mnie tam jakiekolwiek ubezpieczenie? Szczerze wątpię
:) Jestem jednak bardzo ciekawy jak prezentuje się droga po prawej stronie mapy - ta droga, która jest zaznaczona na mapce parku. TL;DR: nigdy nie myślcie o przejeździe tą samą drogą co my!
Dzień 20
Sequoia National Park - Moro Rock, General Sherman Tree, Tunnel Log - 4h bez żadnego trekkingu
Spanie w parku odbywało się na wysokości ponad 2000 m n.p.m., gdzie temperatura schodziła poniżej zera. Była to definitywnie najzimniejsza noc całego wyjazdu. Dzień 21
Kings Canyon National Park - dojazd do końca doliny, spacer na Zumwalt Meadow oraz powrót - 6h Boyden Cavern - 16$, wycieczki do jaskini ruszają o pełnych godzinach, zwiedzanie trwa ok. 45 min
Wieczorowa trasa:
Dzień 22 Dzień 23 Dzień 24
Yosemite National Park!
:)
Nocleg na Camp 4 - 18$/3noce/os., aby spać na tym doskonale zlokalizowanym campingu należy odstać swoje w kolejce na zasadzie First Come First Served. Zabronione jest zajmowanie kolejki dla swoich współtowarzyszy. Miejscówki są rozdawane od godziny 8:00. Stojąc w kolejce od piątej rano bez problemu załapaliśmy się na na nocleg dla pięciu osób. W kolejnych dniach widzieliśmy jak ludzie kładą się na ziemi już o godzinie 21:00, aby być pierwszymi na drugi dzień. Darmowe prysznice są w Curry Village. Yosemite Point - 4h Glacier Point + Sentinel Dome - 5h Half Dome - 8,5h (nie licząc długiej przerwy na szczycie). Na ten szczyt może wejść zaledwie 300 osób dziennie, dlatego konieczne jest posiadanie permitu. Zgłoszenie do loterii kosztuje 10$/grupa (każdy z osobna może wysłać takie zgłoszenie) i po wylosowaniu należy uiścić opłatę w wysokości 10$/os. Trekking zajmuje prawie cały dzień, a woda pitna jest jedynie na początku Mist Trail. Kolejny punkt czerpania wody to rzeka, przy której widnieją ostrzeżenia o konieczności używania filtrów, aczkolwiek razem z localsami piliśmy wodę z rzeki i nie czuliśmy żadnych dolegliwości. Ostatnie podejście jest bardzo strome, dlatego należy się zastanowić czy jest się wystarczająco odważnym i sprawnym fizycznie, aby nie uprzykrzać innym tej przyjemności. Niestety ze względu na porę roku nie widzieliśmy wielu naturalnych ozdób parku, jakimi są obfite wodospady.
Canyonlands, Sedona, Arches, Yellowstone, Canyon De Chelly. To kilka miejsc, na które zabrakło nam czasu w naszej podróży po USA. Po Twoich zdjęciach widać, że jest zdecydowanie do czego wracać
:)
Dziękuję za taki wyczerpujący opis waszego wyjazdu.I gratuluję.Na gorąco mam jedno (w zasadzie dwa) pytanie - w Yosemite nocowaliście w Camp 4 - wg. informacji na stronie parku od 2019 miejsca miały być tam przydzielane na zasadzie loterii. Czy to tak działa? (jeżeli już - to jak to wygląda). Drugie dotyczy Half Dome - braliżcie udział w marcowej loterii czy permit pozyskaliście w inny sposób?
to musieliśmy się minąć gdzieś na trasie bo z rodziną robiliśmy objazdówkę od 21.09 dokładnie po tych terenach (jednak czasu zabrakło na Yellowstone). Niestety w październiku zrobiło się zdecydowanie zimniej, w Sequoia NP pierwszy śnieg, w Bryce na noclegu temperatura poniżej zera, lada dzień mieli zamknąć Tioga Pass.
@gello666Loteria obowiązuje w sezonie od połowy maja do połowy września. My byliśmy po połowie września, więc po prostu musieliśmy ustawić się w kolejce, która działa na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy. Wpierw trzeba znaleźć drewnianą budkę rangera przy Camp 4, a to zadanie nie jest trudne, gdyż jest tam tylko jedna budka, do której ustawiona jest kolejka. Na budce widnieje informacja, ile jest wolnych miejsc na dzień następny i ta informacja jest codziennie aktualizowana. Zabronione jest zajmowanie miejsca dla kogoś innego - według nas obowiązuje tam taka zasada, aby można było sobie policzyć ile osób stoi w kolejce, aby nie stać tam niepotrzebnie. Chwilę przed 8:00 przychodzi ranger, rozdaje numerki każdej osobie i następuje proces rejestracji i wyznaczenia miejsc campingowych. W kolejce stoi się tylko raz, bez względu na liczbę nocy, które chce się tam spędzić. Limit to chyba 30 nocy, ale wątpię, aby kogokolwiek z nas to dotyczyło
:) Choć obok nas spał amerykański chłopak, który wspinał się parku przez 30 dni. Odnośnie do permitu na Half Dome, to braliśmy udział w loterii marcowej i tego terminu nie możecie przegapić. Można wysłać tylko jedno zgłoszenie do loterii. Każda osoba może wysłać zgłoszenie jako lider grupy i wtedy wpisać liczbę permitów, o które się ubiega (max. 6). Do loterii można zgłosić do 7 dat, które układa się w hierarchii i nie ma to wpływu na koszt zgłoszenia. W loterii marcowej rozdawanych jest 225/300 permitów na każdy dzień. Codziennie w sezonie odbywają się dodatkowe loterie, podczas których losowane są permity na dwa dni do przodu i wtedy do zgarnięcia jest 75 permitów + te, które zostały anulowane. W marcu wysłaliśmy 4 zgłoszenia na 7 różnych dat, każde dla grupy 4 osób. 3/4 zgłoszenia zostały wylosowane dla pierwszej daty w hierarchii. Z drugiej strony znajomi, którzy też był w Yosemite we wrześniu, wysłali 2 zgłoszenia dla dwóch osób i nie zostali wylosowani. Natomiast udało im się zdobyć permit w loterii odbywającej się dwa dni przed tym jak weszli na szczyt. Poza sezonem i poza weekendem szansa jest dość duża, lecz jest jeszcze jedna możliwość
:D Przed samym wejściem na "cable" stoi ranger, który sprawdza permity (należy mieć ze sobą dokumenty tożsamości), lecz niektórzy widząc stromość góry rezygnują i wtedy owe miejsce w grupie można komuś oddać, a my byliśmy świadkami takiej właśnie sytuacji.@zawiertTego nie dopisałem w podsumowaniu, ale wydaje mi się, że wrzesień to czas idealny. Nie jest już zbyt gorąco, nie jest jeszcze aż tak zimno i co chyba najważniejsze: jest poza sezonem, amerykańskie dzieciaki są już w szkołach, czyli wszędzie jest znacznie mniej turystów!
:)
Ciekawe spojrzenie. Mimo mnogości relacji z zachodu USA, Twoja jest z odrobinę innej perspektywy. Tylko po cholerę się tak spieszyłeś z tą relacją, nie zdążyłam zacząć czytać a Ty już skończyłeś
;)
Hmmm no cóż, mówiąc najprościej to perspektywa kogoś kto schodzi z utartego szlaku bo ma czas i mu się nie spieszy? W Twojej relacji widać, że naprawdę warto. Paradoksalnie z relacją galopowałeś i mało brakowało a bym ja przeoczyła - kilka wpisów dzień po dniu na początku listopada a potem KONIEC pod KONIEC miesiąca, na który na szczęście udało mi się załapać
:)
Ha! Ja za to chciałem przekazać nieco inną puentę: dzięki temu, że byliśmy cały czas w goniliśmy, mieliśmy dużo czas tam, gdzie go naprawdę potrzebowaliśmy i dzięki temu widzieliśmy bardzo wiele. 4 tygodnie to dużo czasu i nie chcieliśmy go "przebimbać". Ale tak jak wspomniałaś: jak najbardziej warto
:)
Fajne kompendium, ja w okolicy Yosemite dodałbym przynajmniej 2,5h na szlak do wodospadu wzdłuż jeziora Hetch Hetchy. Ale raczej tylko kiedy dużo wody spływa z gór (optymalnie przełom kwiecień//maj).
Do przemieszczających się kamieni należy nadłożyć ok. 2h drogi. Pod koniec będzie szutrowa, lecz przejezdna droga. Gdy zobaczycie pierwszą tabliczkę, to jedźcie jeszcze niecały kilometr dalej i dopiero tam zobaczycie ślady kamieni :)
Jak najbardziej warto nadłożyć drogi, aby ujrzeć to unikatowe zjawisko. Co ciekawe, ślady pokazują, że niektóre kamienie poruszają się w przeciwnych kierunkach. Zajeżdżając obszernym łukiem do Racetrack Playa, wyjechać stamtąd można tą samą trasą lub dwoma skrótami. My wybraliśmy szybszą trasę po lewej stronie mapy.
To, iż drogi po lewej stronie nie ma na mapie parku, zauważyliśmy dopiero po przeżyciu całej przygody. Przed wjazdem na drogę w dół zbocza widniała informacja o konieczności posiadania napędu 4x4 i wysokiego prześwitu. Kilkukrotnie jeździliśmy po drogach z takim oznaczeniem i za każdym razem to oznaczenie było znacznie przesadzone. Po tamtych drogach bez problemu można było przemieszczać się zwykłymi sedanami. Jednak w tym przypadku było zupełnie inaczej. Początek drogi był przyjemny, tylko gdzieniegdzie jako kierowca musiałem korzystać z pomocy "nawigatorów", przejeżdżając nad dużymi kamieniami.
Jednak im niżej zjeżdżaliśmy, tym trasa była gorsza. To co najciekawsze, czekało na nas już na sam koniec zjazdu ze zbocza. Znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że ze względu na stan paliwa nie mogliśmy się cofnąć. Musielibyśmy przez kilka godzin wspinać się po wyboistej drodze ku górze, a wtedy na pewno zabrakłoby nam benzyny, aby dojechać do znajdującej się od nas o 35 mil cywilizacji. Została nam tylko jedna opcja - pokonanie ostatnich, najgorszych dwustu metrów. Otuchy dodawały nam widoczne w dole urwane zderzaki i rozbite szyby czy przypomnienie sobie faktu, iż na tablicy przez wjazdem na tę drogę, widniał również napis "NO TOWING SERVICE" :D Nie widać tego na zdjęciach, ale musieliśmy przejeżdżać po półmetrowych głazach. Musieliśmy znosić mniejsze kamienie, aby zasypywać dziury i budować własną drogę. Czasami przejechanie jednego metra zajmowało nam piętnaście minut.
Tę nierówną walkę skończyliśmy już po zmroku. Pokonanie ostatnich dwustu metrów zajęło nam około 3 godziny. Czasami lewe koła przejeżdżały kilka centymetrów od przepaści. Zjechaliśmy na sam dół i gdy już odetchnęliśmy z ulgą, okazało się, że musimy się jeszcze przeprawić przez kilkanaście suchych koryt rzek.
Nasz skrót pomógł nam zoszczędzić jakieś -6 godzin. Gdy po północy zajechaliśmy na stację benzynowa w Panamint Springs, komputer oznajmił nam, że zasięg naszego pojazdu wynosi dziesięć mil.
Choć z perspektywy dzisiejszego dnia całość wydaje cię ciekawą przygodą, to wtedy naprawdę się bałem. Może niekoniecznie o nasze zdrowie, czy kilkudniowe opóźnienie w planie podróży, ale o konsekwencje czysto finansowe. Auto mogłoby się po prostu zepsuć lub zawiesić na głazach i wtedy komuś trzeba by naprawdę dobrze zapłacić żeby nas stamtąd wyciągnął, albo co gorsze, droga mogłaby się osunąć i auto stoczyłoby się w dół zbocza. Myślicie, że obowiązywałoby mnie tam jakiekolwiek ubezpieczenie? Szczerze wątpię :) Jestem jednak bardzo ciekawy jak prezentuje się droga po prawej stronie mapy - ta droga, która jest zaznaczona na mapce parku. TL;DR: nigdy nie myślcie o przejeździe tą samą drogą co my!
Dzień 20
Sequoia National Park - Moro Rock, General Sherman Tree, Tunnel Log - 4h bez żadnego trekkingu
Spanie w parku odbywało się na wysokości ponad 2000 m n.p.m., gdzie temperatura schodziła poniżej zera. Była to definitywnie najzimniejsza noc całego wyjazdu.
Dzień 21
Kings Canyon National Park - dojazd do końca doliny, spacer na Zumwalt Meadow oraz powrót - 6h
Boyden Cavern - 16$, wycieczki do jaskini ruszają o pełnych godzinach, zwiedzanie trwa ok. 45 min
Wieczorowa trasa:
Dzień 22
Dzień 23
Dzień 24
Yosemite National Park! :)
Nocleg na Camp 4 - 18$/3noce/os., aby spać na tym doskonale zlokalizowanym campingu należy odstać swoje w kolejce na zasadzie First Come First Served. Zabronione jest zajmowanie kolejki dla swoich współtowarzyszy. Miejscówki są rozdawane od godziny 8:00. Stojąc w kolejce od piątej rano bez problemu załapaliśmy się na na nocleg dla pięciu osób. W kolejnych dniach widzieliśmy jak ludzie kładą się na ziemi już o godzinie 21:00, aby być pierwszymi na drugi dzień.
Darmowe prysznice są w Curry Village.
Yosemite Point - 4h
Glacier Point + Sentinel Dome - 5h
Half Dome - 8,5h (nie licząc długiej przerwy na szczycie). Na ten szczyt może wejść zaledwie 300 osób dziennie, dlatego konieczne jest posiadanie permitu. Zgłoszenie do loterii kosztuje 10$/grupa (każdy z osobna może wysłać takie zgłoszenie) i po wylosowaniu należy uiścić opłatę w wysokości 10$/os. Trekking zajmuje prawie cały dzień, a woda pitna jest jedynie na początku Mist Trail. Kolejny punkt czerpania wody to rzeka, przy której widnieją ostrzeżenia o konieczności używania filtrów, aczkolwiek razem z localsami piliśmy wodę z rzeki i nie czuliśmy żadnych dolegliwości. Ostatnie podejście jest bardzo strome, dlatego należy się zastanowić czy jest się wystarczająco odważnym i sprawnym fizycznie, aby nie uprzykrzać innym tej przyjemności.
Niestety ze względu na porę roku nie widzieliśmy wielu naturalnych ozdób parku, jakimi są obfite wodospady.