0
lataczuk 21 listopada 2019 16:31
Na początek wypadałoby zacząć od podziękowań. Od ładnych paru lat zaczytuję się w relacjach z RTW na forum i nimi też zainspirowany postanowiłem sprobować sam. Za tą inspirację chciałem właśnie podziękować - nie będę tu wymieniał z nicka bo i tak wszyscy wiedzą, o których użytkowników chodzi :).

To bedzie "mój pierwszy raz" na wiele sposobów. Pierwsze RTW, pierwsza relacja na forum, po raz pierwszy odwiedze wiele miejsc, chociaz z tym to tak do końca nie wyszlo, bo jednak bedę musiał zahaczyć o miejsca już odwiedzone. Pierwszy raz też jadę sam w dłuższą podróż. Zdarzały mi się przedłużone weekendy max ale to wszystko, więc jestem ciekaw czy mi się taka formuła spodoba.

O innych pierwszych razach, a także o tych pierwszych razach, które z różnych względów nie były pierwszymi razami, to już we właściwym czasie.

Pierwszy raz spróbuję użyć tapatalka, więc stąd dopisek "jak się uda" w tytule. Zdjęć jakiejś szalonej ilości nie będzie, po po pierwsze, nie jestem jakimś szczególnie uzdolnionym fotografem, a po drugie, lustrzak zostaje w domu, bo jest po prostu za duży i za ciężki.

Jutro ostatni dzień w pracy, a wieczorem lotnisko. Ale o tym to juz w następnym odcinku.Trasa bedzie też na żywo - jak wrzuce mapkę teraz to już nikt nie bedzie czytał ;).

A na poważnie, to jakoś specjalnie innowacjne to RTW nie jest - no ale w końcu, to mój pierwszy raz!No i się zaczęło. Ostatni dzień w pracy upłynął wyjątkowo spokojnie, więc byłem w stanie dopiąć jakieś ostatnie rezerwacje, dokończyć pakowanie i takie tam drobne sprawunki.

Bagaż nieco ponad 11kg więc jestem zadowolony. Przez chwilę rozważałem wyprawę tylko z podręcznym, ale doszedłem do wniosku, że nie chce mi się aż tak bardzo starać.

Niestety po trasie uderzę w zimę i to parę razy, no ale trudno.

Podróż na lotnisko wyjatkowo szybka, brak korków na obwodnicy Londynu w piatkowy wieczór to raczej niespotykane. Dzięki temu mogę więcej czasu spędzić w saloniku BA w oczekiwaniu na mój lot do Oslo.

W sumie to ten lot jest bardziej z gatunku pozycjonujacych, ale skoro już tam lecę to będę miał pół dnia na obskoczenie atrakcji i jakaś kawę.

Jako, że jest późno, to zatrzymam sie w Park Inn tuż przy OSL. Napisałem do Radisson Rewards z prośba o status match, ale przez prawie dwa tygodnie nie odpowiedzieli. Liczylem głównie na jakiś upgrade do śniadania, bo to jest jedyny posiłek w ciagu dnia, którego nie dam rady odpuścić. Do tej pory jednak nie odpowiedzieli, wiec trudno. Kupilem na LHR kanapkę, żeby jutro rano po prostu wyjść. Wiem, że to nic w porównaniu ze spaniem na placu zabaw, ale chociaż coś ;).

Co do Oslo to każdy mi mówi, że tam nic nie ma. Jednak wolę sam sprawdzać takie rzeczy. Mam nadzieje tylko, że pogodynka się myli i pogoda pozwoli pochodzić kilka godzin.

Nie mniej jednak i Norwegia i Oslo to moje pierwsze razy.

Dobra, chyba trochę przydługa historia jak na poczatek więc kończę. Jeszcze tylko wstawie testowe zdjęcie coby sprawdzić czy działa.

ImageLot do Oslo mija spokojnie i przylatujemy pół godziny przed czasem. Teraz jest moda na szkalowanie BA, ale ja mam do tej linii sentyment i całkiem ja lubię. Do hotelu prowadzi zadaszony chodnik, co mnie bardzo uradowalo, bo pogoda była okropna. Pokój jest naprawdę fajny więc jestem zadowolony z wyboru, tym bardziej, że zapłaciłem punktami.

Budzik dzwoni przed 8 i nieco zaskoczony stwierdzam, że jest totalnie ciemno. Spało mi się naprawde dobrze i chętnie bym został w tym łóżku, ale chęć sprawdzenia czy w Oslo coś jest wygrywa.

Kanapka, kawa, prysznic, zakładam na siebie prawie wszystki co mam, bo na zewnatrz jest chyba ze 3 stopnie i wychodzę szukać pociagu do centrum. Dalej siapi i jest naprawdę nieprzyjemnie.

Pociag za 105 NOK, może nie jest super tani, ale szybki i wygodny i po 23 min jestem na stacji Oslo Centralne. Dalej pada wiec chowam się na chwile w jakimś centrum handlowym i całe szczęście zaraz przestaje.

Idę w stronę katedry, dalej parlament, teatr i pałac. Umówmy się, że ten pałac to taki raczej średni, ale ładna okolica. Za to uśmiechnałem się pod nosem na widok strażników bo nosza takie śmieszne spodnie, które przypominaja mi dresiki adidaska z bazaru (z rozpinanymi nogawkami), które kiedyś w pewnych kręgach były dość modne.

Image

Wracam obok ratusza i na Aker Brygge łapie mnie znowu deszcz, całe szczęście dość przelotny. Troszkę poszwędałem się po twierdzy i przy operze spowrotem na dworzec.

Image

Nie starczyło mi czasu na kawę, ani na dłuższe zapoznanie się z budynkiem opery, a szkoda, bo miasto zrobilo na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Chętnie bym tu wrócił jak będzie cieplej. Coś w tym Oslo jest.

Na ulicach praktycznie nie było ludzi, tylko w twierdzy natrafiłem na chińska wycieczkę, czyli selfistiki, wechaty, słit focie i masa hałasu.

Image

Na lotnisku zalogowałem się w OSL Lounge, które raczej jakieś specjalnie godne polecenia nie jest - marny wybór jedzenia i picia, ale przynajmniej w spokoju moża posiedzieć.

Teraz mówię zimie do widzenia i wlaśnie siedzę już na pokładzie QR do Doha. To miał być mój pierwszy raz w C QR, ale niestety nie wyszło i już C u nich zaliczyłem.

Pierwszy taz za to w A350, i pierwszy raz w tej konfiguracji (reverse herringbone). To do usłyszenia z Doha (nie mam siły na odmienianie polskiej wersji nazwy tego miasta ;).

Image


Poza tym wyglada na to, że nie mogę dodać wiecej niż 1 zdjęcia. @tropikey - jak to obszedleś w tapa?Dzięki - nie wiem co zrobić z tymi kinami, ale okazuje sie ze można wziać VIP na miesiac za darmo, wiec chyba się udało problem rozwiazać.W Doha ladujemy przed czasem, ale deboarding autobusowy tę oszczędność czasu szybko zabija. Nie wiem co myśleć o tej konfiguracji QR, w zasadzie wszystko było OK, ale trochę brakowało prywatności. Kabina była zreszta pełna co pewnie też wpływa na odbiór. Ja w sumie całkiem lubie ta konfiguracje, która lata z WAW, ale z bardzo skromnego doświadczebia to tam zawsze pustki były.

Kolejka do kontroli granicznej jest gigantyczna, całe szczęście przypomnialem sobie, że dla pasażerów C jest osobne pomieszczenie więc przejście zajmuje mi może z 10 min. Nie muszę się martwić bagażem, bo ten zostaje na lotnisku.

Nocuję w Souq Waqif Butique Hotels i planuję się tam dostać Uberem. W necie naczytałem się jak ciężko to ogarnać bez netu (lotniskowe WiFi kończy się przy wyjściu z budynku) ale stwierdziłem, że spróbuję.

Udaje mi się w końcu złapać połacznie więc wybiegam szukać Alego, a na zewnatrz setki ludzi, samochodów i ogólnie chaos. Jakimś cudem udaje mi się go wypatrzeć i po 15 min jestem w Souq. Ali kasuje mnie 54 QAR.

Jedno słowo o hotelu - nie mogłem go za nic w świecie zlokalizować, więc tam zadzwoniłem przed wyjazdem. Ogólnie to nie wiadomo, w którym budynku się będzie i trzeba się stawić w Arumalia celem przydziału. Miła niespodzianka, że w przypadku rezerwacji przez Discover Qatar w hotelu można zostać, aż do kolejnego odlotu.

Jest już 2-ga w nocy więc idę spać, przewracam się dobra godzinę, aż w końcu odpływam z zatyczkami do uszu i budzi mnie dopiero budzik o 10 rano.

Doha to kolejny z tych pierwszych razów, który mi nie wyszedł. Troche przypadkiem wyladowałem tu jakieś pół roku temu. Miałem 10 godzin więc wyszedłem na miasto. Temperatura wtedy była ponad 40 stopni więc spacery były mało przyjemne.

Nie dogadałem się też z kierowca na lotnisku - chciałem wysiaść przy perle, a on zrozumiał, że chodzi mi o sztuczna wyspe, więc tym sposobem objeździłem pół Kataru i tym razem na wyspę już się nie wybieram.

Szwędam się trochę po Souq i szukam czegoś na śniadanie - ktoś na forum polecał falafela w knajpie o wdzięcznej nazwie (po spolszczeniu) “szuja” więc się tam udaję - jedzenie jakoś mnie nie rozwaliło ale przynajmniej wyszedłem pełny.

Image

Idę do Muzeum Sztuki Islamskiej - nie wiem dlaczego, ale ubzdurało mi się, że jest za darmo, więc się trochę zdziwiłem jak skasowali mnie 50 QAR - cóż, może to ten mało reprezentacyjny wyglad.

Image

Image

Muzeum samo w sobie jest ok, ale chyba największe wrażenie zrobił na mnie sam budynek i widoki na i przez zatokę. Spędzam tam dobra godzine i wracam w strone “perły”, która za dnia wyglada wyjatkowo kiczowato i nie wiem dlaczego, ale przypomina mi gigantyczny pisuar.

Image

Wracam do hotelu, żeby trochę odpoczać i idę wypić jakaś kawę i sok i poobserwować przechodniów. W sumie dość często słychać polska mowę.

Dziwi mnie również ilość (głównie białych) kobiet, które za nic maja tutejsze zwyczaje i paraduja w różnych stopniach roznegliżowania - czasami wygladaja dość “plażowo”.

Szybki prysznic w hotelu i idę na autobus, który nadjeżdza po ok 15 minutach i kosztuje 5 QAR. Oczekiwanie na autobus umila mi zachód słońca.

Image

Autobus mam na użytek prywatny bo jedyna pasażerka wysiada zaraz jak ja wsiadam. Kierowcy najwyrazniej się nudzi i krzyczy coś do mnie przez pół autobusu więc przesiadam się do przodu. Kierowca pochodzi z Kenii i mieszka w Katarze od 2 lat ale bardzo by chciał przyjechać do Anglii. Poza tym to life is good i głównie wozi powietrze.

Mimo, że praktycznie były już godziny szczytu, nie było w ogóle korków, więc melduję się w Al Mourjan zdecydowanie przed czasem.

W oczekiwaniu na mój lot do Singapuru, kończę pisać ten odcinek oraz oddaję się konsumpcji.

Doha to nie jest miejsce, do którego chciałbym wracać, dwie wizyty zdecydowanie wystarcza. To po prostu nie jest do końca mój klimat.Qsuite to znowu miał być pierwszy raz, który mi nie wyszedł. Gdy rezerwowalem ten bilet nie miałem pojęcia, że dane mi będzie przetestować ten produkt w międzyczasie.

Ale nie ma tego złego - dzięki temu dowiedziałem się, że nie za bardzo mi odpowiada wersja “przodem do kierunku jazdy” więc przynajmniej wiedziałem jakie miejsce teraz wybrać.

Na temat Qsuite to chyba nie ma co pisać za wiele - produkt jest jak dla mnie świetny. Jedyne zastrzeżenie, to że jak kabina jest pełna to załoga za bardzo nie wyrabia. Poza tym to słuchawki mogliby jakieś lepsze wybrać - ale to już dotyczy wszystkich konfiguracji.

W zasadzie to żałowałem, że lot trwał tak krótko, bo właśnie wchodziłem w fazę REM gdy brutalnie zbudzono mnie na śniadanie.

Dojazd do centrum MRT - Revolut działa, więc nie trzeba się bawić w bilety. Wybieram opcję trochę okrężna, ale dzięki temu wysiadam pod samym Conrad Centennial, który będzie moim “domem” na najbliższe dwie noce.

Jako, że jest dopiero 11 nie za bardzo liczę, że dostanę pokój. To, że nie dostanę upgrade to już wiem, bo kika dni temu znalazlem (w spamie) email z hotelu z propozycja upgrade za 50 SGD netto.

Spotkała mnie niespodzianka bo jednak dostałem pokój od razu i nawet ma trochę widok na Marina Bay Sands, więc nie jest źle.

Image

Uradowany biorę prysznic i wychodzę na pierwszy spacer. Zaczynam od lunchu na Purvis Street - jest tam kilka całkiem sympatycznych i przystępnych cenowo knajpek. Zamawiam curry z kurczaka co okazało się błędem gdyż z braku wprawy w posługiwanju się pałeczkami uświniłem się jak prosię. Nie poddałem się jednak i poszedłem zobaczyć Raffles:

Image

Kilka innych obiektów kulturalnych i idę ma piechotę aż do Fort Canning.

Image

Singapur robi ma mnie bardzo dobre wrażenie, a przecież ledwo co zaczałem się z nim zapoznawać.

Z Fort Canning wracam do hotelu MRT, bo jednak czuję pewien dyskomfort z powodu plam na koszulce i przy okazji ucinam sobie krótka drzemkę.

Kiedy wychodzę znowu wyglada na to że będzie padać. W Marina Sands Bay mam do odebrania bilety do tych “szklarni” i na mostek, które sa na dzisiaj, więc idę. Całe szczęście obyło się bez deszczu ale wygladało groźnie.

Image

Odbieram bilety i idę do szklarni. Ogólnie jest to dość ciekawe, nieciekawe sa jednak dzikie tłumy, które tam przebywaja. Mikołaj także już tutaj dotarł.

Image

Wymyśliłem sobie, że pójdę ma mostek poogladać pokaz świateł - udało mi się zupełnie przez przypadek. Miałem wejście na 19 a przez kolejki nie wjechalem na góre do 19.30, dzięki temu się udało. Ogólnie obsługa przeganiała tych, którzy się ociagali.

Pokaz zrobił na mnie pozytywne wrażenie, tak jak i same ogrody. Myślę, że jutro jeszcze wrócę się tam poszwędać.

Właśnie sie zastanawiam co zrobić z dniem jutrzejszym więc wracam do lektury fly4free ;).

ImageUstawiam budzik “na wszelki wypadek” na 9. Okazało się, że to dobry pomysł bo spałem jak zabity. Trochę późny start ale trudno.

Śniadanie jest naprawdę rewelacyjne i mógłbym tu spędzić pół dnia, ale pora iść na miasto. Wybór padł na South Ridges i zgodnie z zaleceniami z forum zaczynam “od końca”. Tym sposobem zakończę dość blisko hotelu wiec będę mógł odsapnać.

W przeciwieństwie do wczoraj - dzisiaj świeci słońce i jest naprawdę goraco. W ogóle to te prognozy z aplikacji to można o kant d. roztrzaskać...

Dalej za to nie wiem o co chodzi z tym “hapi, hapi” w MRT.

Zaczynam od spaceru wśród koron drzew i dalej w kierunku Hort Park - sam park jest dość zwyczajny. Daleś ścieżka prowadzi wśród koron drzew więc patrzy się na las z innej pespektywy. Po drodze atrakcje ;) np taka:

Image

Uwage przykuwaja za to piękne domy przy ulicy której nazwy nie pamiętam.

Image

Jest też najdłuższa kładka w Singapurze:

Image

(Swoja droga, całkiem ładna, tylko zdjęcie beznadziejne)

I góra Faber - dosyć fajny widok na ta mniej znana część miasta:

Image

Schodzę do stacji Harbourfront i wracam do hotelu odsapnać.

Ścieżka nie jest jakaś wymagajaca strasznie ani też nie obfituje w jakieś niesamowite atrakcje, ale to fajna odskocznia od miasta, hałasu i tłumów.

A’propos hałasu, przez wiekszość drogi towarzyszy mi taki gwizdoświst - coś troche jak świerszcz ale dużo głośniej - do tej pory zastanawiam się co to było.

Po odpoczynku wyruszam do Little India - w skrócie - to jedno wielkie składowisko badziewności. Nawet nie było tam aż takiego syfu jak się spodziewałem:

Image

Da się jednak znaleźć kilka perełek:

Image

Jest też troche fajnych knajpek i kafejek, nawet zasiadam w jednej na kawę (Chye Seng Huat Hardware - bardzo polecam)

Z Little India przejeżdzam na Bugis - w okolicach Haji Lane jest sporo fajnych barów i restauracji, jak kiedyś jeszcze dane mi będzie odwiedzić Singapur to na pewno się tam wybiorę na piwo.

Image

Image

A to wszystko tuż obok dość sporego meczetu:

Image

Nogi mi już właża ale zmuszam się jeszcze na dotarcie do Marina Bay na pokaz wodnoświatłowy, który robi całkiem przyjemne wrażenie, mimo, że nie jestem fanem takich atrakcji.

Następnie ostatni wieczorny rzut oka na MBS

Image

Idę strzelić fotkę Syrence Singapurskiej:

Image

W drodze powrotnej kupuję w jakimś supermarkecie 2 piwa w cenie zgrzewki w Biedrze, które przy dzisiejszym zmęczeniu pewnie mnie położa.

Nie do końca się zdecydowałem co robić jutro (mam czas do ok. 17) wiec otwieram piwo i do lektury fly4free ;)Dzisiejszy dzień rozpoczal budzik o 8.30 (nienawidzę budzików) i śniadanie, którym się już podniecałem wczoraj, więc dzisiaj nie będę ;).

Wczoraj poprosiłem o późne wymeldowanie, ale niestety udało się dostać tylko do 14. Stwierdziłem więc, że po rundzie porannej wrócę do hotelu na prysznic, wymelduję się i jeszcze zdażę coś zobaczyć.

Na rundę poranna wybór padł na China Town. Spodziewałem się targowiska badziewia, a tu bardzo miłe zaskoczenie - w okolicy jest parę fajnych miejsc do zobaczenia. Łażę trochę bez celu aż docieram do największej światyni:

Image

Coś mnie podkusiło by zajrzeć do środka okazało się, że jestem pod wrażeniem:

Image

Okolice sa pełne uliczek pełnych knajp, kafejek i klubów (Ann Siang Hill Park), chętnie bym tu wrócił wieczorem ale już się nie uda.

Image

Image

Z China Town jadę jeszcze na Orchard Rd, głównie żeby rzucić okiem na to miejsce:

Image

Sama ulica Orchard jak z moich najgorszych koszmarów czyli same centra handlowe, więc uciekam do hotelu wziać prysznic i się wymeldować.

Znajduję jeszcze energię, żeby się wybrać do Tiong Bahru - całkiem ciekawa dzielnica z dość interesujaca architektura, muralami, kafejkami, ciekawymi sklepami itd.

Image

Image

Image

Wracam do hotelu, przebieram się i pora na lotnisko. Właśnie zasiadam w Lounge i oczekuje na mój SQ do Sydney. Niestety tym razem w Y. I tu żale mam do M&M - patrzyłem, próbowałem, dzwoniłem na różne infolinie, ale się nie udało zarezewować C.

Singapur mi się bardzo spodobał i nie miałbym nic przeciwko, żeby się tu jeszcze wybrać, a tymczasem pora na Australię!Spodziewałem się chaosu przy boardingu A380, ale wszystko odbywa się jak w singapurskim zegarku, chwila moment i odbijamy od rękawa. I tu fajna niespodzianka, nikt nie siedzi po środku!

Po serwisie (jedzenie było całkiem ok) i skończeniu filmu próbuję troche spać, ale szczerze mówiac średnio mi to wychodzi. Może to ta ekscytacja pierwsza wizyta w Australii :). Ladujemy dobre 40 min przed czasem. Nastawiłem się na nie-wiadomo-jakie kolejki, ale nie czekałem ani sekundy.

Najpierw próbuję przejść automatyczna kontrolę ale odpadam na pytaniu czy byłem w Ameryce Południowej w ostatnich sześciu latach - nawet nie bardzo mógłbym próbować naściemniać bo w paszporcie pieczatki z Brazylii...

Miła Pani co prawda pyta mnie dlaczego zaznaczyłem tak, i wspomina coś o żółtej febrze, ale potem twierdzi, że Brazylia się nie liczy... coż nie będę z nia dyskutował, zreszta nie miałem nawet kiedy, wszystko trwało ok minuty. Później spodziewam się, że będa jakieś kontrole bagażu, ale jakaś miła pani zabiera moja karteczkę i każe wychodzić - dość zdziwiony znajduję się na zewnatrz.

Przez to zamieszanie nawet nie zauważyłem, że nie dostałem żadnej pieczatki :((. Na wyjeździe już pewnie nie ma szans.

Wszystko jak do tej pory idzie nadzwyczaj dobrze. Korzystam z rady @smieci i bez problemu znajduję ścieżkę na Wolli Creek i wsiadam w pociag do centrum.

Zadowolony z siebie udaję się do Radisson Blu Plaza, gdzie mam zarezerwowana jedna noc. Jest dopiero 9 więc szansę na pokój sa raczej marne, ale kto nie pyta...

Pani (niezbyt miła zreszta) mówi, że owszem, maja moja rezerwacje, ale na wczoraj.... czyli danie d. klasycznie i na maxa... sprawdzam pięć razy, ale niestety Pani ma rację... twierdzi, że ma dla mnie super ofertę i za jedyne 320 AUD...

Pytam czy moge się zameldować na te parę godzin - nie ma problemu. Przynajmniej taka zaleta, że mam pokój gdzie moge przemyśleć co robić. Rezerwacja była za punkty więc przynajmniej tyle dobrze.

Kolejne dwie noce mam w Hiltonie na George Street. Niestety nie mam akurat wystarczajacej liczby punktów na kolejna noc ale korzystam z opcji points + cash i w sensownej w miare cenie doklejam jedna noc.

Nawet złość mi już minęła, bo w sumie co mam zrobić... no danie straszne.

W Hiltonie mówia, że skleja moje rezerwacje i mogę dostać upgrade z dostępem do lounge ale dil jest taki, że łazienka w pokoju przystosowana jest dla niepełnosprawnych. Na pokój jednak musze poczekać, więc udaję się na Bondi celem spaceru do Coogee. Widoki muszę przyznać sa całkiem słuszne:

Image

Cały spacer z przystankami zajmuje mi ok 2 godzin, ale tych przystanków jest sporo.

Image

Image

Image

Z Coogee jadę autobusem do hotelu celem odebrania pokoju i drzemki bo po słabym spaniu w nocy jestem trochę skopany.

Odbieram pokój i muszę przyznać jestem trochę rozczarowany. Łóżko jest co prawda gigantyczne, ale niezbyt wiele miejsca poza tym. A może po prostu rozpuścił mnie Conrad w Singapurze...

Skoro mam już dostęp do tego lounge to idę zobaczyć co to jest. Werdykt jest taki, że nie wiem czy te upgrady to nie lekka ściema. Na śniadanie mam też iść do lounge. Jakbym nie dostał upgrade to mógłbym korzystać z głównej restauracji... bo ale koniec tych dywagacji.

Trochę się zmuszam do wyjścia, ale przecież nie widziałem jeszcze opery!

Idę obok katedry do ogrodu botanicznego.

Image

I oto jest. Nareszcie!

Image

Kręcę się trochę po okolicy i szczerze mówiac to planowalem przejść aż do Darling Harbour ale w okolicach The Rocks wymiękam i zawracam do hotelu. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się w tamte okolice zajrzeć.

Tymczasem jutro Blue Mountains!

PS. Jakby nie było dosyć nieszczęść na dzisiaj, pękł mi pasek do spodni, który mam od 20 lat i jestem z nim zwiazany emocjonalnie, więc będę musiał wybrać się na szoping w Sydney...Tak jak się spodziewałem, śniadanie w lounge jest mocno okrojone. No cóż, następnym razem będę wiedział, żeby nie godzić się na takie “apgrejdy”.

Trochę się guzdram, ale jakoś udaje mi się zdażyć na 9.18 do Katoomba. Podróż mija spokojnie, czytam sobie Lonely Planet i gapię się przez okno. Bardzo lubię jeździć pociagiem wiec mimo ponad dwóch godzin jazdy jest całkiem przyjemnie.

Po drugiej stronie korytarza siedzi jegomość po 50-tce z towarzyszka zrobiona na Barbie i właśnie wymiotuje w swoja kurtkę. Kurtka najwyraźniej wodoodporna.

Po całej akcji wszystko pakuje w worek na pranie z hotelu i siedzi sobie spokojnie dalej. Razem z Barbie i z workiem.

Za mna za to Chińczyk, który uroczo mlaska wcinajac swoje śniadanie. Odzczuwa też potrzebę komunikowania się z kimś na pewno dla niego ważnym przez głośnik.

Niestety mimo jego usilnych starań żebym ja też usłuszał ta konwersację, kompletnie nic nie rozumiem, więc cały jego wysiłek ma marne.

Im dalej od Sydney tym widoki ciekawsze. Stacje sa czasami totalnie w lesie. Zastanawiam się gdzie wysiadajacy mieszkaja bo żadnych domów nie widać.

W ogóle to zastanawiałem się czy nie odpuścić sobie Blue Mountains na rzecz ekstra dnia w Sydney. Teraz już wiem, że byłaby to pomyłka.

Katoomba to bardzo przyjemne miasteczko z ciekawymi budynkami i nawet znalazłem jakiś street art. Ponoć to i tak nie jest najciekawsze miasteczko w okolicy.

Image

Image

Image

Po drugiej stronie ulicy od dworca jest informacja turystyczna więc idę zgarnać jakaś mapę. Panowie sa bardzo mili a na koniec prosza o datek do skrzyneczki. Nie mam ze soba w ogóle miejscowej waluty więc robi mi się strasznie głupio, ale co zrobić.

Do głównych atrakcji można dojechać autobusem miejskim, ale spokojnie można też dojć. Po drodze jest nawet Aldi jakby ktoś pragnał uzupełnić zapasy.

Na pierwszy ogień idzie Echo Point i Three Sisters.

Image

Image

Placzę się trochę po ścieżkach, dochodzę do Honeymoon Bridge i wracam w kierunku Scenic World. Sam Echo Point jest przebudowywany więc część jest odgrodzona. Całe szczęście nie ma jakichś strasznych tłumów a jak odejdzie się dalej od głównych atrakcji to jest w ogóle pustawo.

Przechodzę do Scenic World i daję się skusić na i ichniejsze atrakcje. W cenie 44 AUD jest najbardziej steoma kolejka na świecie, kolejka linowa i inna kolejka linowa jeżdzaca w poprzek przez doline z fajnym widokiem na wodospad. Jeździć tym wszystkim można ile się chce.

Image

Zjeżdzam do dołu i najpierw idę w przeciwnym kierunku to kładek. Można tam naprawdę odpoczać w ciszy bo wszyscy ida w druga stronę.

Image

Wracam na Scenic Walk i wybieram najdłuższa pętle. Spotykam tego osobnika:

Image

Zastanawiam się czy jeszcze się nie wybrać do jakiegoś punktu, ale jest już trochę późnawo a przecież to ponad 2h do Sydney.

Wracam zachwycony widokami i czuję pewien niedosyt.

Do wyboru jest mnóstwo szlaków dłuższych i krótszych i spokojnie dałoby się zagospodarować więcej niż jeden dzień.

Wieczorem jeszcze zbieram siły na spacer wokół opery, The Rocks oraz Walsh Bay. Myslałem, że uda mi się dotrwać do Darling Harbour, ale wymiękam i jadę do hotelu.


Dodaj Komentarz

Komentarze (20)

przemos74 21 listopada 2019 16:35 Odpowiedz
Powodzenia! :) Subskrybuję ;)
adamkru 21 listopada 2019 16:39 Odpowiedz
Powodzenia! :-)Wysłane z mojego SM-G960F przy użyciu Tapatalka
tropikey 21 listopada 2019 17:06 Odpowiedz
Trzymamy kciuki!I dawaj najpierw trasę, co by nam apetyt rozbudzić :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
lataczuk 21 listopada 2019 22:07 Odpowiedz
No to testuję tego tapatalka i za nic w świecie nie chce mi dodać zdjęcia. Wykrzacza sie na 95%. Coś da się z tym zrobić?
wojciech-barnowski 21 listopada 2019 22:51 Odpowiedz
Niezle :)
lataczuk 21 listopada 2019 23:18 Odpowiedz
Trasa bedzie też na żywo - jak wrzuce mapkę teraz to już nikt nie bedzie czytał ;). A na poważnie, to jakoś specjalnie innowacjne to RTW nie jest - no ale w końcu, to mój pierwszy raz!
smieci 21 listopada 2019 23:30 Odpowiedz
Lepiej wrzuć mapke teraz bo się potem może okazać, że nie bedzie Ci się chciało dopisać do końca ;) i nie będziemy wiedzieli co bylo w planie.Ja myślałem, że teraz przy moim drugim RTW napiszę jakąś relację ale zupełnie nie miałem na to siły. Dlatego podziwiam za chęci i życze wytrwałości i dopisania do końca.
sudoku 22 listopada 2019 21:14 Odpowiedz
tropikey napisał:Trzymamy kciuki!I dawaj najpierw trasę, co by nam apetyt rozbudzić :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu TapatalkaPodpinam się z prośbą o trasę. I oczywiście powodzenia!
marek2011 22 listopada 2019 23:30 Odpowiedz
lataczuk napisał:Co do Oslo to każdy mi mówi, że tam nic nie ma. Jednak wolę sam sprawdzać takie rzeczy. Mam nadzieje tylko, że pogodynka się myli i pogoda pozwoli pochodzić kilka godzin. Dla mnie miasto jest bardzo fajne, uwielbiam miks historycznej i nowoczesnej architektury w lekkim, a zarazem ekstrawaganckim nordyckim wydaniu, jest parę fajnych miejsc do zobaczenia, świetne wrażenie wrobi wybrzeże, budynek opery itp. Jeśli trafi się dobra pogoda, to Oslo robi świetne wrażenie.
pabien 23 listopada 2019 19:39 Odpowiedz
Dodajesz jedno, potem drugie. Tak do dziesiątego, potem finitoWysłane z mojego Mi A3 przy użyciu Tapatalka
tropikey 23 listopada 2019 23:07 Odpowiedz
A, problem ze zdjęciami... Pomogli mi forumowicze, którzy zrzucił się na Tapatalk VIP za 100 "kinów".Robimy zrzutkę?Przesyłam od siebie pierwszą partię :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
afc 23 listopada 2019 23:53 Odpowiedz
Robimy+12Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
lataczuk 24 listopada 2019 12:16 Odpowiedz
Dzięki - nie wiem co zrobić z tymi kinami, ale okazuje sie ze można wziać VIP na miesiac za darmo, wiec chyba się udało problem rozwiazać.
tropikey 24 listopada 2019 12:20 Odpowiedz
Te kiny też służą do wzięcia VIP na miesiąc. Ale można też wziąć VIP na miesiąc na próbę. Obie wersje są OK. Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
smieci 1 grudnia 2019 12:31 Odpowiedz
lataczuk napisał: Przez to zamieszanie nawet nie zauważyłem, że nie dostałem żadnej pieczatki :((. Na wyjeździe już pewnie nie ma szans. Niestety nie ma już pieczatek w Sydney. W zeszłym roku, tak samo jak Ty teraz, przy wjeździe zapomniałem poprosić a przy wyjeździe już nie chcieli wbić. A w tym roku specjalnie pamiętałem i poprosiłem na wjeździe ale się okazało, że nawet nie mają czym przybić. Na wyjeździe nawet już nie pytałem.
tropikey 4 grudnia 2019 12:55 Odpowiedz
Nadal nie zdradziłeś całej trasy, więc w oczekiwaniu, co też będzie dalej, ciśnienie mi skacze :DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
akna 5 grudnia 2019 08:52 Odpowiedz
@lataczuk, tak wycieraczki z migaczami zamienione tam mają ;-) też nas to wkurzało :DSpałeś w raglanie w Warnambool? Całkiem fajna mieścina, jednak jechanie tam ekstra po zobaczeniu atrakcji GOR było już mocno dobijające zmęczeniem niestety.
lataczuk 5 grudnia 2019 08:52 Odpowiedz
@tropikey - muszę Cię rozczarować, fajerwerków już nie będzie :(. @Akna - tak w Raglanie. Całkiem ok, tylko właścicielowi paszcza nie chciała się zamknać w ogóle - wyjście z recepcji zajęło mi 15 min :). Mieścina rzeczywiście całkiem wporzo - przynajmniej coś tam jest, bo w takim Port Campbell to nie dość że drogo to dwie ulice na krzyż.
tropikey 12 grudnia 2019 13:50 Odpowiedz
Gratuluję udanej podróży.Widzę, że mamy bardzo podobne odczucia z lotu w C Iberią: bardzo słabe słuchawki i nieprzespany lot (z tą różnicą, że ja leciałem z SCL, więc niezdolność organizmu do zapadnięciacw sen była jeszcze bardziej dokuczliwa).Teraz najgorsze... Powrót do szarej codzienności :(Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
brzemia 12 grudnia 2019 17:29 Odpowiedz
Dzieki za relacje. !!Tapniete z telefonu