0
KarolKwiat 5 grudnia 2019 12:18
Upadek Thomasa Cooka w Wielkiej Brytanii był przyczyną załamania wielu planów urlopowych, w tym i mojego. Mianowicie miałem skorzystać z bezpośredniego połączenia do Gambii liniami tego przewoźnika i tym samym postawić stopę na swoim piątym kontynencie. Oprócz tego istniała inna opcja jak loty przez Brukselę czy Lizbonę, jednak wiązały się one z wyższymi kosztami i długimi, nawet kilkunastogodzinnymi przesiadkami. Dlatego opcja afrykańska na jakiś czas została zawieszona w próżni.
Jakiś czas temu czytałem artykuł o miejscach położonych poza Europą, do których możesz wjechać na dowodzie osobistym. Chodzi tutaj o kolonie francuskie, angielskie czy holenderskie. I hiszpańskie. Akurat w tym przypadku nie było ich wiele, ale obie doskonale kojarzyłem z atlasu świata – Ceuta i Meilla.
Co się odwlecze to nie uciecze jak mówi przysłowie i czasem wszystko się układa idealnie w całość. Tak było z Afryką. Nadarzyła się idealna sposobność bo dostałem zaproszenie do znajomego na kilka dni mieszkającego niedaleko Malagi, więc udało się zrobić plan aby maksymalnie je wykorzystać. Marbella w Hiszpanii leżąca na kontynencie europejskim, Gibraltar należący do Wielkiej Brytanii i hiszpańska Ceuta leżąca już w Afryce. Niezły plan?



Najlepszym sposobem dostania się do Ceuty jest prom z Algeciras. Jest kilku przewoźników ale najlepszą ofertę miała Balearia, której statki są widoczne w każdym porcie Morza Śródziemnego. Cena w obie strony wynosiła ok 55 euro i zawierała bilet w drugiej klasie. Po zostawieniu auta na parkingu (20 euro) udaliśmy się do terminala, wypiliśmy kawę i przeszliśmy kontrolę paszportową. Była to ekspresowa bo oględnie sprawdzono nam dowody osobiste, wydrukowano bilety i puszczono bagaż przez bramkę. Nie było zaostrzonych wymagań bo w ruszamy do innej części Hiszpanii a nie do innego kraju. Tylko na innym kontynencie. Zapewne osoby podróżujące do Tangeru z bramki obok były bardziej szczegółowo sprawdzane.
Po szybkim boardingu udaliśmy się na pokład i zajęliśmy swoje miejsca. Prom na Balearii jest przestronny, siedzenia są bardzo wygodne i można w nich odpocząć czy nawet się przespać. Jest sklep bezcłowy czy kawiarnia. Ale najlepszy widok jest na zewnątrz. Można tam spędzić całą godzinną podróż i zrobić ciekawe zdjęcia na samym środku Cieśniny Gibraltarskiej.







Po dopłynięciu do Ceuty następuje szybka odprawa i można ruszać w miasto. Liczy ono 85 tysięcy mieszkańców i jest dokładnie hiszpańską eksklawą położoną na terenie Maroka. Przez ostatnich kilkadziesiąt lat władze marokańskie miały ochotę na przejęcie tego terytorium, podobnie jak w przypadku Meilli, jednak szanse na to są małe. Cała granica jest ogrodzona 3-metrowym płotem, z drutem kolczastym na szczycie, wokół którego teren patrolują hiszpańskie służby. Takie zabezpieczenie ma skutecznie ograniczać nielegalną emigrację z terenu Afryki a także przemyt narkotyków.
Cała eksklawa jest do zwiedzenia w przeciągu jednego dnia, maksymalnie dwóch i wszędzie można dojść pieszo. Na początku trasy pojawiają się pozostałości po twierdzy, którą przez wieki starali się zdobyć najeźdzcy atakujący teren Ceuty. Sporym utrudnieniem były także liczne fosy otaczające Muras Regales, bo taką nazwę ma ta atrakcja turystyczna.









W niedalekiej odległości znajduje się kolejna atrakcja czyli Plaza de Africa. Ciekawy plac, zadbany z małym parkiem na środku. Najważniejszym obiektem jest Sanctuario de Nuestra, w którym znajduje się czarna Matka Boska.









Z placu można udać się na pobliską plażę, która nie cieszyła zbytnim zainteresowaniem bo panowała w końcu późna jesień. Takie pewnie jest myślenie miejscowych, dla których 23 stopnie to zdecydowanie za zimno na kąpiel czy opalanie. Jednymi użytkownikami byli biegacze, w dość sporej grupie, którzy realizowali swój trening.







Ciekawym miejscem jest deptak – eleganckie marmury pod stopami przechodniów, sklepy i mnóstwo zieleni, gdzie można odpocząć podczas 40 stopniowych upałów.







Od strony portu znajduj się historyczne miejsce Wzgórze Hacho, na którym stoi pomnik Herkulesa trzymającego dwa olbrzymie słupy. Według mitologii greckiej dawniej Afrykę i Hiszpanię łączyły góry, które swoim młotem zniszczył Herkules, dzięku czemu powstała Cieśnina Gibraltarska. A słupy ustawione na Gibraltarze i Ceucie oznaczają koniec starożytnego świata, poza którego granice nikt nie był w stanie wyruszyć.





Plaza de los Reyes jest kolejnym punktem na mapie miasta, szczególnie dla miłośników gołębii bo jest ich tam mnóstwo i same siadają na przedramieniu. Głównym budynkiem jest Casa de los Dragones czyli dom smoków. W jego budowie charakterystyczną rzeczą są mauretańskie łuki, balkony i jak sama nazwa wskazuje smoki.







W niedalekiej odległości znajdują się XII-wieczne łaźnie arabskie, jednak nie są one dostępne dla turystów. Jeśli chce się zaczerpnąć kąpieli to można skorzystać z kompleksu basenów Gran Casino de Ceuta lub pograć w ruletkę, jak ktoś lubi hazard.





W mieście ścierają się wpływy 4 kultur – chrześcijańskiej, islamskiej, żydowskiej i hinduskiej. Na ulicy wśród przechodniów panuje miks bo można spotkać kobiety w burkach jak i wyzwolone Arabki pokazujące swoje piękne oblicze. Położenie Ceuty na skraju styku kilku kultur pozwala na multikulturalizm jej mieszkańców, życie w zgodzie ze swoimi zasadami i nie dochodzi tutaj do większych konfliktów.









Dla fanów piłki nożnej ciekawą informacją jest, że znajduje się tutaj także drużyna piłkarską występująca w hiszpańskiej Tercera Division. Funkcjonowanie klubu jest zapewne ciężkie, bo co drugi mecz trzeba rozgrywać na wyjeździe w europejskiej części Hiszpanii, co wiąże się ze sporymi wydatkami.
Powrót do Algeciras poprzedziła wizyta w sklepie bezcłowym, gdzie ceny były kilka razy niższe niż w Wielkiej Brytanii. Potem odprawa na prom i powrót do Europy. Rejs przez Cieśninę Gibraltarską przy zachodzącym słońcu dodaje uroku tego miejsca i taki wypad jak najbardziej można polecić jako urozmaicenie pobytu na południu Hiszpanii.









Na koniec krótki film z Ceuty:

&t=2s

Dodaj Komentarz