+1
yougurth 3 kwietnia 2015 10:48
Wycieczka w ciepłe kraje musiała zostać zrównoważona wylotem w zimniejsze rejony. Nie licząc w międzyczasie wyskoku Ryanairem do Gdańska- tak z ciekawości jak to się lata po kraju:) nie przekona mnie, że jest coś lepszego niż półtora godzinny lot-nawet z dojazdem na lotniska jest to zabawniejsza oferta.
Wracając- w połączeniu promocji Wizzaira -20% i Discount Club za cel obraliśmy Stavanger. Tym razem wycieczkę rozpocząłem na dworcu RDA w Krakowie, chciałem zobaczyć jak to się jeździ nową linią Lux Express do Warszawy. Chyba nastały czasy dobrobytu w polskiej branży transportowej.
Nie ma sensu go porównywać z PKSem szczególnie tym do Skocozwa;) o którym pisałem w poprzednim blogu.
Jak wiadomo Lux jest główną konkurencją Polskiego. Można powiedzieć, że PB wprowadził nowe standardy, ale Lux je znacznie podniósł; dużo wygodniejsze fotele, bardzo dużo miejsca, wifi działa podobnie jak w PB, zależy jak złapie sygnał. Do tego gorące napoje gratis, bez limitu. W PB bardzo irytujące jest to ze na niektórych trasach można dostać kawę, a na innych nawet nikt jej nie sprzedaje. Nie chodzi o to żeby się opić ile wejdzie, bo za darmo, tylko jeżeli chcesz to masz. Multimedia na wysokim poziomie przed każdym ekran z dostępem do internetu.
Z Warszawy o 6:30 ruszyliśmy do Gdańska. Na miejscu byliśmy ok 10:00, więc wolny czas wykorzystaliśmy na śniadanie na molo i spacer długim targiem. Do momentu lądowania w Stavanger wszystko przebiegło klasycznie. Z powodu krążących mitów o cenach w Norwegii nadaliśmy bagaż rejestrowany wypchany prowiantem na 3 dni:)
Mimo opłat i tak jest to bardziej opłacalne rozwiązanie niż zakupy na miejscu:) chleb tostowy 13zł.
Po wyjściu z samolotu nie tak oczywiste jest gdzie należy iść, poszliśmy za tłumem, a ten poszedł za drogą, czyli w kierunku hali odlotów... Droga po bagaże okazała się bardziej schowana. Na tym lotnisku warto patrzeć na znaki. Po odebraniu naszej spiżarni ruszyliśmy po bilety autobusowe. Jeżeli planujecie dłuższy pobyt, a nawet jednodniowy. Warto kupić bilet całodzienny lub 3 dniowy (150kr). Bilet kupujemy u kierowcy lub za pomocą aplikacji na telefon do ściągnięcia na androida bądź iOS. Ceny na stronie Kolumbus.no
Dzięki biletowi możemy dostać się autobusem linii nr 9 do Centrum Stavanger niedaleko przystani promowej do Tau.
Tu niestety kolejna skucha, aż wstyd;) autobus z opisem kierunku: Stavanger pojechał jednak w kierunku Sandnes-błąd na wyświetlaczu. Zorientowaliśmy się na szczęście dosyć szybko. Kierowca wytłumaczył jak naprawić błąd. Przejście na przeciwległy przystanek, łapiemy autobus linii 2 i jesteśmy na miejscu. Bardzo ładna okolica dworca- staw i klasyczna norweska zabudowa, tu pierwsze zdjęcia i droga w poszukiwaniu hotelu.

Po osiedleniu się ruszamy na spacer mostem na wysepkę Solyst, żeby spojrzeć na miasto z przeciwnego brzegu. W Norwegii spanie w sensownych warunkach kosztuje. Pomysłów na poradzenie sobie z tym problemem jest kilka; nie licząc coachsurfing i podobnych.
najtańsza: do bagażu rejestrowanego z jedzeniem dorzucamy namiot i śpiwory-dozwolone jest rozbijanie namiotów na dziko w odległości 150m od zabudowań-należy zostawić po sobie porządek- ale to oczywiste:)
Dla tych którzy boją się spania w miejscu niezbadanym z pomocą przychodzą pola namiotowe. Jeden w drodze do Preikestolen, z tym że dotarcie do niego zajmie trochę dłużej. Jak się tam dostać za chwile.
Kolejna opcja to wyszukiwanie na stronach z rezerwacjami okazji. Nam udało się zarezerwować w hotelu Scandic pokój 4os. za 120/os/noc. Cena nie powala, ale na tamtejsze warunki jest nie wiele wyższa niż pole namiotowe, a do tego w cenie mamy śniadanie...nie byle jakie.

w Norwegii nie zjeść Łososia to jak w Berlinie nie zjeść kebaba;)
Za takie smakołyki warto dołożyć te kilkadziesiąt złotych. Najedzeni po uszy ruszamy powoli:)
Z dworca autobusowego do przystani dzieli nas 10 min spaceru. Stąd co 30min rusza prom-płyniemy 40minut, koszt 100kr RT

W Tau czekamy na autobus do Jørpeland. W weekendy niestety kursują rzadko, tak więc warto wyruszyć wcześnie. Z Jørpeland mamy 4km spacer główna droga, i później po skręceniu w drogę w stronę parku kolejne 5km do parkingu i schroniska znajdującego się na początku szlaku na Pulpit Rock.

Wytrzymaliśmy tylko 1. odcinek do skrzyżowania, po skręceniu na trasę do parku nie marnując czasu zaczęliśmy łapać stopa. Udało się to w okolicach campingu Preikestolen-czyli bezpieczniejszej opcji noclegowej. Stąd zabrał nas Norweg do parkingu.

Niby to tylko 3km ale pod górę -i zyskaliśmy sporo czasu. Ruszamy szlakiem długość 3,8 km przewyższenie 600m. Jak na polskie warunki górskie nic wielkiego. Droga prowadzi po kamieniach i drewnianych traktach dlatego warto mieć odpowiednie obuwie, kamienie są śliskie, czasem napotkamy lód i śnieg- przynajmniej o tej porze. Nie warto wybierać się w butach do joggingu:) ale warto zabrać kije trekingowe znacznie ułatwiają pokonanie drogi. Bez wyścigów dotarliśmy w ok 2h. Minęliśmy sporo okolicznych mieszkańców w sportowych ciuchach wybiegających na szczyt. Ale tam gdzie był lód i ślizgawka musieli walczyć z przyczepnością - nie warto.

Mimo ze to weekend na szlaku nie było tłumów, co dziwne bo to jedna z atrakcji w okolicy choć innych szlaków nie brakuje. Może dlatego ze jeszcze nie sezon.

Wrażenia naprawdę spore, piękne widoki, ale tez nie można się zapominać- do krawędzi nie daleko, a stamtąd już tylko prosta droga w dół do poziomu morza, wiec ostrożnie.

Robimy przerwę na uzupełnienie żołądków i opróżnienie zapasów po czym wracamy na dół po Bardzo ciekawym rodzaju śniegu: sypki silnie zmrożony jak kruszony lód przez co mało przyczepny. Schodzimy na dół, a termos uzupełniamy wodą ze strumyka:) co chwila zdjęcia i podziwianie widoków. Do schroniska docieramy ok 1h przed zachodem słońca, a stad czeka nas droga do Jørpeland.

Jest też możliwość skorzystania z prywatnych przewoźników, którzy obsługują trasę między Tau a Schroniskiem Preikstoklen, ale za dodatkowa opłata. Autobusy pomiędzy Tau, a Jørpeland są w cenie biletu okresowego. Skoro wydaliśmy na lepsze spanie to na autobusie oszczędzamy:) Na szczęście życzliwych ludzi nie brakuje. Po ok 20 minutach zatrzymujemy volkswagena transita, w którym jest już para stopowiczów. Samochód duży wiec w 8 osób dzięki uprzejmości pewnego małżeństwa docieramy do Jørpeland w 10min. Chcąc się odwdzięczyć wręczamy tabliczkę gorzkiej czekolady i z uśmiechem żegnamy naszych wybawców. Stąd wracamy tą samą trasą do Stavanger. Wycieczka na Pulpit Rock zajęła nam w sumie 10h, warto zostawić sobie więcej czasu żeby móc dłużej napatrzyć się na te piękne widoki.
Niedzielny poranek rozpoczynamy od kolejnej porcji łososia w rozmarynie i innych morskich smakowitości po czym udajemy się do centrum Stavanger. Miasto jest niewielkie wiec zostało jeszcze sporo czasu. Wsiadamy do autobusu linii 8 i jedziemy w kierunku latarni morskiej Tungenes.
Autobus odjeżdża z centrum i dowozi nas do przystanku Randeberg. Nie przegapcie go bo autobus zawiezie Was na wyspę Bru.
W autobusach są wyświetlacze z przystankami wystarczy obserwować.
Z przystanku kierujemy się na północ asfaltową drogą. Znów niespiesznie po ponad godzinie docieramy pod latarnie. Jest tu małe schronisko gdzie można kupić gofry, kawę, herbatę i soki - drobne przekąski na wzmocnienie. My z racji uzależnienia od kawy musieliśmy zakupić nasze czarne złoto bez względu na cenę, w każdym razie poprzeczka była ustawiona wysoko:) co się okazało, można poprosić o jedną dolewkę gratis, dowiedzieliśmy się tego dzięki uprzejmości innej klientki.
Nie chodzi tu o kupienie jednej filiżanki kawy i bieganie po dolewkę dla każdego, bo pewnikiem rodzinny interes by zbankrutował;) a tak wszyscy uśmiechnięci. Powrót do autobusu wybraliśmy wzdłuż wybrzeża, gdzie jest wytyczony szlak dzięki któremu możemy jeszcze napawać się skandynawskim spokojem i widokami. Idziemy ok 3km wybrzeżem po czym wracamy na asfaltowa drogę prowadząca do przystanku autobusowego.

Po dojechaniu do Stavanger wracamy do hotelu po plecaki, które zostawiliśmy na przechowanie. Miłe jest to ze takie "przysługi" nie są objęte opłata, turysta jest bardziej traktowany jako gość niż jako klient. Jeżeli potrzebujesz tez wrzątku, podładować telefon, czy skorzystać z internetu bardzo proszę. Hotel prowadzi politykę skoro jesteś naszym gościem czuj się wygodnie i korzystaj z naszej drobnej pomocy. Bardzo miłe, ze nikt nie oczekuje niczego w zamian za drobna pomoc, może jedynie umiaru:)
Do powrotu zostało nam kilka godzin wiec kierujemy się do portu na kolacje, gdzie czeka na nas stół i ławka.

Tu zjadamy nasze ostatnie smakołyki przywiezione z polski. Bardzo dobrze smakuje nawet zwykła kanapka w takiej scenerii.

Po lądowaniu w Gdańsku próbujemy zdazyc na pociag na południe. Niestety autobus nocny odjeżdża dopiero o 23:13 a czas dojazdu to 40minut. Ostatni pociag rusza z Gdańska Głównego o 23:53 co oznacza ze braknie nam 5minut. Decydujemy ze zostajemy na lotnisku i przechodzimy do hali odlotów na 2h drzemkę. Lepiej przeczekać noc na lotnisku niż na dworcu PKP:)
O 3:50 autobusem N3 docieramy na dworzec PKS i czekamy na Polskiego Busa kory w jedyne 4:50 dowozi nas do Warszawy, ale na osłodę dostajemy lody herbatniki i kawę. Poza tym większość drogi i tak przespaliśmy.
Ostatnia cześć przemierzam do Krakowa najnowszym krzykiem mody czyli Pendolino. Ta wyprawa była bogata w środki lokomocji; tramwaje, autobusy, pociągi autostop statki i samoloty:)
Rzeczywiście w EIP komfort jest wysoki, wszystko ok. Co ważne szybko i wygodnie.

Podsumowując, żeby udało się wszystko zorganizować w przystępnej cenie trzeba planować z wyprzedzeniem. Na wiosnę będzie trochę łatwiej bo dołączą do siatki połączeń loty z Warszawy. Wycieczkę da się zorganizować za rozsądne pieniądze, loty poniżej 100zl w jedna stronę, noclegi w cenie pokoi w Zakopanem, a transport na miejscu to koszt ok 140zl. Na jedzenie na miejscu możesz nie wydać ani grosza, przy odpowiednim zapasie.

Dodaj Komentarz