0
Tom Stedd 24 stycznia 2020 17:25
Może będzie to trochę nietypowa relacja jak na F4F, bo podróż odbyła się autobusem, jednak nie znalazłem taniego sposobu dostania się do Tallinna. A koszty za dojazd Lux Expressem były bardzo zacne: trasy Warszawa-Wilno-Tallinn i Tallinn-Wilno-Warszawa kosztowały jedynie 103 złote RT. Do tego dojazdy do/z Warszawy Neobusem za 22 zł RT. Mankament to oczywiście czas dojazdu, ale mam już pewność, że mój zadek może znieść 21 godzin jazdy z dwoma półgodzinnymi przesiadkami.

Pierwszy raz na podróżniczym szlaku skusiłem się na kartę turystyczną/miejską. Do tej pory było mi jakoś tak nie po drodze, ale przyjrzałem się ofercie tallińskiej i zdecydowałem się nabyć 72-godzinną wersję za 51 euro. Zdecydowana większość atrakcji była za darmo, w kilku można było zapłacić mniej, a do tego miało się nieograniczony transport publiczny. Na stronie oferenta karty dostępny jest kalkulator oszczędności i już wiem, że płacąc 51 euro skorzystałem z atrakcji, za wstęp do których należałoby zapłacić 178,50 euro. Wycisnąłem tyle z karty, ile się dało przez trzy dni. Dodam, że zabrakło mi jeszcze jednego dnia, żebym zobaczył wszystko, co chciałem. Niestety, trzeba również pamiętać, że w poniedziałki zdecydowana większość atrakcji jest nieczynna. W relacji wymieszane będą atrakcje/miejsca płatne, pokrywane w całości przez Tallinn Card i całkowicie bezpłatne, a posługiwać się będę terminologią angielską. Dla fanów jedzenia: nie, nie będzie zdjęć talerzy i opisów wizyt w restauracjach, ponieważ żywiłem się w sklepach.

W Tallinnie wysiadłem przed 7 rano i nie miałem co ze sobą zrobić. Zakwaterowanie w apartamencie dostępne było dopiero od godziny 14.00, sklepy były pozamykane, a na dworze było ciemno. Najwcześniej otwieraną atrakcją (o 9.00) było ZOO i pod nie dojechałem autobusem miejskim. Niepotrzebnie, bo ZOO w styczniu nie jest dobrym pomysłem. Powiem więcej - jest pomysłem złym. Bardzo złym. Zwierząt prawie nie ma (wywieźli je gdzieś lub poukrywały się przed zimnem?), ogólnie wszędzie szaro, smutno i dziwnie. Na pewno, gdy jest ciepło i słonecznie, to odbiór ogrodu zoologicznego byłby lepszy. A w styczniu ZOO w dużej części wyglądało tak:

1.jpg



2.jpg



3.jpg


Znacznie lepsze wspomnienia będę miał po wizycie w Seaplane Harbour Maritime Museum. Jest ono zlokalizowane w dawnych hangarach wodnosamolotów, a jego największą atrakcją jest możliwość zwiedzenia … okrętu podwodnego. Tak, jakimś cudem upchnięto cały okręt podwodny pod dachem. Ekspozycja – jak sama nazwa wskazuje – dotyczyła głównie klimatów morskich w kontekście historycznym, sportowym i wojskowym. Jest i zabytkowo, i multimedialnie. Ogólnie bardzo ciekawe miejsce.

4.jpg



5.jpg



6.jpg



7.jpg



8.jpg


Pierwszy raz byłem w okręcie podwodnym. Trochę ciasno, ale nie aż tak, jak sądziłem.

9.jpg



10.jpg



11.jpg



12.jpg



13.jpg



14.jpg



15.jpg



16.jpg


Nietypowym elementem w muzeum jest ściana butelek. Na miejscu można napisać list i włożyć go do flaszki. Kolekcja jest przebogata.

17.jpg


Czasową (chyba) wystawą była wystawa dotycząca morza i seksu. Tutaj było i romantycznie, i erotycznie. Nawiasem mówiąc nagość i erotyka były w różnych muzeach tallińskich prezentowane dość chętnie, o czym w dalszej części opisu.

18.jpg



19.jpg



20.jpg


Przed muzeum znajduje się ciekawy obiekt. To kopia pierwszej estońskiej łodzi podwodnej. Chwała bohaterom, którzy mieli odwagę w czymś takim schodzić pod wodę.

21.jpg


Z kolei za muzeum znajdują się tereny portowe, zwane Noblessner. Tutaj na początku XX wieku zbudowano 12 okrętów podwodnych. Jachty, żaglówki, statki, okręty – to można oglądać obecnie (nie zwiedzać) na nabrzeżu. Stare budynki portowe z kolei przekształcone zostały na lofty, lokale gastronomiczne, galerie. Znak czasu.

22.jpg



23.jpg



24.jpg



25.jpg



26.jpg


Jedynym obiektem, który można zwiedzać w Noblessner, jest lodołamacz Suur Toll, używany w latach 20-tych i 30-tych XX wieku. Na owe czasy było to podobno arcydzieło techniczne. Dla turystów udostępnionych jest wiele pomieszczeń mieszkalnych i technicznych.

27.jpg



28.jpg



29.jpg



30.jpg


Taka mała wrzutka nie na temat – jeśli ktoś chciałby w Tallinnie pojeździć samochodem, to za paliwo przyjdzie mu dość słono zapłacić.

31.jpg


Wracam do zwiedzania zabytków. Udałem się na starym mieście do Epping Tower, która reklamuje się tym, że można doświadczyć w niej prawdziwego średniowiecza. Broń, zbroje i inne akcesoria były, ale nie wiem, na jakiej zasadzie można było się nimi pobawić. Nie spytałem pracownika, bo mnie zamurowało na wejściu – spał on sobie smacznie z głową na stole i niewiele był zainteresowany moją osobą. Wieża ma kilka pięter, jednak tak naprawdę to nie ma za wiele do zaoferowania. Jest trochę informacji historycznych na planszach, a niespodziankę stanowi machina oblężnicza stojąca na najwyższym poziomie.

32.jpg



33.jpg


Skoro było ZOO, to i musiało być Estonian Museum of Natural History, czyli przyroda, zwierzątka (wypchane), ekologia itp. Sporo dzieciaków zwiedzało to miejsce, ale i dla dorosłych kilka miejsc jest ciekawych.

34.jpg



35.jpg



36.jpg



37.jpg



38.jpg



39.jpg



40.jpg


Jednym z „naj”, a może właśnie tym „naj naj”, było w Tallinnie Estonian Health Care Museum. Oferuje ciekawostki naukowe, szeroko rozumiana medycyna przedstawiona jest w sposób przystępny, a przedstawienie życia od narodzin aż do śmierci jest bez żadnej cenzury (poród, choroby weneryczne, procesy gnilne ciała, szkielety, anatomiczny model człowieka). Wielkie zdziwienie wypisało się na twarzy matki z kilkuletnim dzieckiem, gdy siadło ono na zwykłej kanapie i nagle rozległ się z głośników horrorowy marsz pogrzebowy. Nie wiedziała, co odpowiedzieć synowi, gdy pytał się, o co chodzi.

41.jpg



42.jpg



43.jpg



44.jpg



45.jpg


Z lekkiej tematyki warto wspomnieć o przedstawieniu różnych zmysłów człowieka. Zaprezentowano m.in. ciekawy przykład optyki – patrząc z boku widzimy coś takiego, a patrząc od przodu już pełen widok.

46.jpg



47.jpg



48.jpg



49.jpg




Dodaj Komentarz