0
Raku90 17 czerwca 2020 10:35
Jako, że mamy chwilowy przestój w podróżach i na forum nie dzieje się tyle co zwykle postanowiłem napisać relację z Nikaragui. Mam nadzieję, że kogoś zainteresuje i będzie dużo pytań :)

W listopadzie 2017 roku razem z dziewczyną wyruszyliśmy w podróż do Nikaragui (przez Meksyk) z Amsterdamu linią AeroMexico ze słynnego na forum Burrito deal. Bilety kupiliśmy za około 700 zł w dwie strony z bagażem rejestrowanym za osobę. Decyzja o wyborze kierunku zapadła bardzo szybko, po sprawdzeniu dostępnych kierunków stwierdziliśmy, że Nikaragua brzmi najbardziej zachęcająco.

Do Amsterdamu dojechaliśmy samochodem z Wrocławia (polecam fajny darmowy parking przy hotelu Campanile, od razu obok jest metro). Lot do Meksyku przyjemny, serwis i obsługa w porządku. Kilka godzin przesiadki, bardzo długa kolejka po pieczątkę do paszportu, czekanie zajęło około 2h. Później zwiedzanie lotniska, bardzo dobre jedzenie w restauracjach lotniskowych. Następnie lot do Managui.

Podchodzimy do lądowania w Nikaragui, widać dymiący wulkan.

IMG_1438.jpg



Poniżej mały teaser czego możecie spodziewać się w dalszych postach:

Domek niedaleko wybrzeża Pacyfiku

IMG_1557.jpg



Pacyfik

IMG_1564.jpg



Granada, moje ulubione miasto w Nikaragui

IMG_1612.jpg



Volcano Boarding, widok z wulkanu z którego będziemy zjeżdżać na desce

GPTempDownload.jpg



Granada i wulkan Mombacho w tle

IMG_1625.jpg



Widok z wulkanu Mombacho na Granadę

IMG_1677.jpg



Bilety na lot na Corn Island

IMG_1748.jpg



Puste plaże na Corn Island

IMG_1856.jpg



Główna droga na Corn Island

IMG_1888.jpg

Po przylocie do Managui odebraliśmy bagaże i udaliśmy się do wypożyczalni samochodów po naszą Toyotę Yaris w sedanie. Dość nietypowa i niespotykana w Polsce wersja Yarisa. Generalnie auto było w dobrym stanie, jednak gdybym wiedział jakimi drogami będziemy podróżować wziąłbym samochód 4x4 z dużym prześwitem.

Upał i wilgotność uderza nas od razu po opuszczeniu lotniska, na ulicach ogromne korki, śmieci i brak jakichkolwiek zasad w ruchu drogowym.
Naszym pierwszym celem było miasto Leon położone na północ od Managui, drogi (poza stolicą) były w dobrym stanie, bez większych problemów udało nam się dostać do pierwszego noclegi. Cała podróż od wyjazdu z Wrocławia zajęła nam ponad 40h (10h samochodem do Amsterdamu, zwiedzanie Amsterdamu, lot z przesiadką w Meksyku, dojazd do miasta Leon z Managui około 3h), więc jesteśmy mocno zmęczeni.

Gdy dojechaliśmy do Leon, była już prawie 17 godzina, więc udajemy się na szybki spacer po mieście.


IMG_1440.jpg



Centrum miejscowości to rynek z kilkoma drzewami pośrodku, straganami ulicznych handlarzy oraz kościołem i paroma restauracjami.


IMG_1442.jpg



Kontynuując nasz spacer skusiłem się na jedzenie przygotowywane na ulicy, wybrałem kurczaka. Nie dostałem do niego żadnych sztućców, więc musiałem zjeść go rękami prosto z woreczka. Cena takiego posiłku to z tego co pamiętam około 4-5 zł.


IMG_1444.jpg




IMG_1445.jpg



Na sam koniec dnia usiedliśmy w restauracji z muzyką na żywo. W całej Nikaragui mają praktycznie tylko dwie marki piw: Victoria i Tona. Koszt piwa wszędzie taki sam - 1 USD. W międzyczasie podchodziły do nas miejscowe dzieci w różnych przebraniach i śpiewały oraz tańczyły.


IMG_1450.jpg



Wracając do hotelu napotkaliśmy paradę, mnóstwo roztańczonych ludzi, wszyscy uśmiechnięci. Było około 21 godziny i był to środek tygodnia.


IMG_1461.jpg



My udaliśmy się spać, bo następnego dnia czekała na nas wyjątkowa atrakcja, której można spróbować wyłącznie w dwóch miejscach na świecie - Volcano Boarding. Wygląda to mniej więcej tak: https://www.youtube.com/watch?v=VrmHj5mzUF0.
Dotarcie do wulkanu Cerro Negro trwa mniej więcej godzinę, następnie trzeba wejść z deską na szczyt wulkanu (728 metrów), co nie jest łatwe, bo jest bardzo gorąco, wieje wiatr i droga jest dość stroma i kamienisto-żwirowa. Sam zjazd jest krótki i trwa 2-5 minut w zależności ile razy się ktoś wywróci. Zdarza się, że ktoś coś sobie złamie, więc ubezpiecznie jest konieczne.


IMG_1494.jpg




IMG_1481.jpg



Raczej nie powtórzyłbym zjazdu, ale zdecydowanie polecam spróbować i choć raz zjechać, nawet dla samych okolicznych widoków.


IMG_1490.jpg



W drodze powrotnej zahaczyliśmy o miejscowy sklep.


IMG_1505.jpg



Do wyboru woda, ciepłe piwo, chrupki.

Około 18 pogoda się popsuła i po 5 minutach ulewy na ulicach płynęły rzeki, minęło 15 minut i po deszczu nie było śladu.
Kolejnego dnia udaliśmy się dna wybrzeże Pacyfiku.Jeszcze zanim udamy się nad Pacyfik chciałbym Wam pokazać pojazd którym się poruszaliśmy:


20171104_172701.jpg



Oraz droga, którą się jechaliśmy aby dotrzeć do wulkanu:


20171104_172705.jpg



Tutaj zatrzymaliśmy się aby obejrzeć legwany zielone oraz napić się kawy:


20171104_172103.jpg



Następnego dnia po zjeżdżaniu z wulkanu udaliśmy się nad wybrzeże Pacyfiku do miejscowości El Astillero. Droga, która miała zająć około 4 godzin zajęła nam około 6 godzin i dojechaliśmy na miejsce już po zmroku. Głównie było to spowodowane jakością dróg innych niż krajowe. Były to drogi szutrowe, z ogromnymi wybojami. W międzyczasie wystąpiła także ulewa z burzą. Po zjechaniu z asfaltu do celu mieliśmy około 40 minut, jednak w połowie drogi (której pokonanie i tak zajęło więcej niż 20 minut) zobaczyliśmy rzekę przecinającą naszą drogę. Ze względu na nasz samochód (Toyota Yaris) nie zaryzykowałem przeprawy przez nią, tym bardziej, że już się ściemniało i nie chciałem do niej wchodzić sprawdzać jak jest głęboko. Zawróciliśmy więc do głównej drogi i jechaliśmy kawałek dalej aby skręcić w inną szutrową drogę, niestety sytuacja się powtórzyła i znów musiałem zawrócić. Udało się nam znaleźć przejazd dopiero za trzecim razem, gdy już byliśmy mocno zrezygnowani i nie sądziliśmy, że dotrzemy do celu.
Wspomnę tylko, że po 3 dniach wracając byliśmy zmuszeni przejechać przez rzekę, ponieważ nie było innej drogi, a rzeka powstała na skutek opadów w nocy przed wyjazdem. Tutaj miejscowi okazali się pomocni ze swoimi terenowymi samochodami i pokazali mi mniej więcej w którym miejscu rzeka jest płytsza (sprawdziłem to najpierw samemu wchodząc do rzeki po pas, mając kij w ręku i szukając dna przed każdym kolejnym krokiem).

Wspomniana rzeka:


20171106_171418.jpg




20171106_173712.jpg



Okazało się, że w wynajętym noclegu (domki letniskowe) oprócz nas były jeszcze 3 osoby (jedna para i jeden samotny gość). Obsługi było 6-7 osób.


IMG_1518.jpg



Samo wybrzeże i Pacyfik nas nie zachwyciły, jedyny plus to puste plaże, chodziliśmy codziennie około 3-4 km w jedną stronę i nie spotkaliśmy żadnej osoby po drodze.


IMG_1520.jpg




IMG_1523.jpg




IMG_1524.jpg




IMG_1527.jpg



W niedzielę odbywał się mecz baseballowy, pełen relaks:


IMG_1551.jpg



Miejscowy sklep był tak wyposażony:


IMG_1555.jpg




IMG_1556.jpg



Wszędzie w Nikaragui można było kupić Coca-colę, dużo ciężej było dostać schłodzoną butelkę wody. Ceny podobne jak w Polsce, może ciut tańsze.

Zachód słońca nad wybrzeżem, w nocy miejscowi wypuszczali bydło, które chodziło po plaży i chłodziło się w oceanie.


IMG_1559.jpg

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

ziolox22 17 marca 2022 05:08 Odpowiedz
Fajna sprawa! Niestety musiałem odpuścić sobie ten kraj bo nie wpuszczają z dronem a mam go w plecaku. Może kiedyś uda sie wrócić.Super fotki!