+3
Bulusia 2 września 2020 14:34
Księstwo marzeń
Koronawirus niczego nie zmienił. Międzynarodowy pociąg z Francji do Włoch wtoczył się na stację Monte Carlo bez żadnej granicznej kontroli, mierzenia temperatur, maseczek i innych pandemicznych wynalazków. Choć przecież opuściłem terytorium Unii nikt nie zaglądał do mego paszportu ani o nic nie pytał. W Monako zatem jak zawsze.
Nawigacja w moim telefonie zwariowała. Choć ze stacji kolejowej do mojego hotelu było rzekomo tylko 300 metrów GPS w żaden sposób nie potrafił ustalić na którym poziomie aktualnie się znajduję. Poziomie, bowiem geografia księstwa to nie tylko odległość, ale i wysokość. Maleńki kraj położony jest na stromej skale, w której wykuto cztery, a w niektórych miejscach pięć poziomów. Autem zjeżdża się tutaj wąskimi serpentynami, a pieszym służą publiczne windy, którymi łatwo dostać się na odpowiednie „piętro”. Wyjścia ze stacji kolejowej znajdują się na trzech różnych poziomach, stąd dla nieświadomego turysty trudność w połapaniu się w monakijskiej geografii.
Poza tym wszystko normalnie, jak w stereotypowym wyobrażeniu o Monako: jachty, limuzyny, prestiż. I rosyjska mafia. Ale nie ta dawna z lat 90. o złotych zębach i w dresie. Teraz rosyjscy capo di tutti capi noszą drogie markowe garnitury, równie markowe zegarki i jeżdżą limuzynami, np. Rolls-Royce’m na mołdawskich numerach, którego widziałem na jachtowym nabrzeżu. Elegancja w ubiorze w Monako zaczyna się od 10 tysięcy. Euro oczywiście. Wszystko co tańsze jest jedynie schludne. Do tego dopasowują się ceny mieszkań i domów. Adres w Monako można mieć już za 5 tys. euro miesięcznie, gdy ktoś chce wynająć kawalerkę w kiepskim stanie i w nieciekawym miejscu lub 4 mln euro jeśli potrzebne jest niewielkie studio na własność.
Monako to jednak głównie kontrasty. Widokówki z mariną czy pałacem książęcym urzekają, ale nijak mają się do codziennego życia rodowitego Monakijczyka, który się tu urodził i ma szczęście (lub może przekleństwo) mieszkać jak sardynka w przygniecionej puszce.
- Wielu myśli, że to księstwo marzeń. Ty sam za parę dni stąd wyjedziesz i w pamięci zostaną ci jachty, wygodny hotel i błękitne morze – mówi mi Jacques. Spotykam go na starym mieście, tuż koło armat ustawionych na wzgórzu. Niegdyś miały bronić wejścia do portu, dziś są popularnym miejscem spotkań. – Spróbuj tu żyć tu na co dzień, jak zwykły mieszkaniec – sam nie wiem zachęca czy może raczej zniechęca.
Próbuję zatem.
Jacques ma około czterdziestki, jest tutejszy i mieszka w centrum, na skale, jak większość lokalsów. Ci naprawdę bogaci mają swoje rezydencje na dole, w okolicach mariny i kasyna. Porusza się skuterem, bo samochodu i tak nie ma gdzie zostawić, a parkingi kosztują majątek. Przed wejściem do większości domów jest akurat tyle miejsca by zostawić motorek i może rower jeszcze. Gdy pojawią się goście, najlepiej żeby przyszli pieszo. Widoki z okien oszałamiające, ale to tyle. Wszędzie cholernie ciasno. Z poziomu morza, mimo że skorzystaliśmy z publicznej windy do domu Jacquesa daleko. I stromo, zwłaszcza przy 30-stopniowym upale. I z zakupami.
Domy w północnej części miasta stoją od dziesiątków lat, za często ozdobnymi frontonami z misternie zdobionymi okiennicami kryją się śmierdzące stęchlizną sienie, znane z polskich starych kamienic. Rozbudowa domów możliwa jest tylko pod warunkiem rozbiórki budynków obok. Wiele domów jest pod opieką konserwatorską i jakiekolwiek modernizacje są albo w ogóle niemożliwe albo nieprawdopodobnie drogie. – W domu mam tylko klimatyzator, założenie regularnej klimatyzacji z zachowaniem wszelkich procedur konserwatorskich kosztowałoby około 15 tys. euro – tłumaczy Jacques.
Może dlatego właśnie w udostępnionej do zwiedzania części pałacu książęcego spoconym turystom muszą wystarczyć przenośne wiatraki i otwarte okna.
- Wielu cudzoziemców zachwyca się zarobkami na miejscu, ale w ogóle nie biorą pod uwagę kosztów – tłumaczy dalej Jacques. – Ten kto tu ma mieszkanie na własność jest potencjalnym milionerem. Ten kto musi wynajmować, mieszka we Francji.
Różnice są drastyczne. W Nicei, 20 km od Monako niewielkie mieszkanie można wynająć już za 2 tys. euro, po drugiej stronie księstwa – w Genui – nawet za 1300. W Monte Carlo znaleźć coś sensownego poniżej 4 tys., bez znajomości i okazji, jest bardzo trudne. W agencjach nieruchomości wystawione oferty zaczynają się od 5-6 tys. Wynajem 150-metrowego apartamentu w przyzwoitej dzielnicy to koszt 8 tys. euro miesięcznie. Rzecz jasna wynajem całych domów to zupełnie inna finansowa półka.
Co ciekawe utrzymanie mieszkania nie jest wcale droższe niż w Polsce. Właściciel wspomnianego wyżej apartamentu wycenia je na 300 euro miesięcznie. – To prawda, ziemi nie mamy, więc każdy metr kosztuje fortunę – opowiada Jacques. – Ale usługi i produkty są stosunkowo niedrogie.
Co znaczy niedrogo, zwłaszcza w Monako, można długo dyskutować, ale Polacy mieszkający w Irlandii bądź Norwegii byliby mile zaskoczeni. Ceny spożywki nie odbiegają od tych znanych na Zachodzie, a część z nich jest nawet tańsza niż np. na Islandii. Wpływ na to ma bardzo rozbudowana struktura VAT, w myśl której wiele produktów jest w ogóle zwolnione z podatku bądź obłożone preferencyjną stawką. Wiele rzeczy jest też dodatkowo subsydiowane przez państwo. Dzięki temu właśnie, mimo że cały kraj zajmuje ledwie 202 hektary i nie ma tu zwyczajnie miejsca na pola uprawne, elektrownie czy sady, ceny na importowane z konieczności dobra utrzymują się na dość umiarkowanym poziomie.
Cesarz dał na kasyno
Problemy z brakiem miejsca Monako próbuje rozwiązać zasypując… Morze Śródziemne. W ten sposób powierzchnia kraju zwiększyła się aż o 25 procent! Warto jednak znać proporcje: to raptem 0,5 km kwadratowego. I pomyśleć, że jeszcze w połowie XIX wieku Monako było ponaddziesięciokrotnie większe. To bunt mieszkańców Menton i Roquebrune doprowadził niemal do upadku księstwa. Przy wsparciu cesarza Napoleona w plebiscycie zdecydowali oni o przyłączeniu do Francji. Ciekawe czy ich dzisiejsi potomkowie też by tak ochoczo głosowali za oderwaniem od Monako?
Napoleon w zamian za ziemię potwierdził co prawda niepodległość księstwa, wypłacił zadośćuczynienie w złocie, ale w istocie pozostawił ówczesnemu władcy Monako kawał stromej skały do zarządzania. Bez pól, rolnictwa, przemysłu, za to w ciasnocie i biedzie. Nie bez powodu mieszkańcy zbuntowanych miast wybrali wielką Francję i cesarza, a nie niewiele wówczas znaczącego księcia z rodu Grimaldich.
Co więc było robić? Nie mając ziemi, fabryk ani ludzi Karol III, ówczesny pan na skale, zainwestował uzyskane od cesarza pieniądze w kasyno. To był prawdziwy strzał w dziesiątkę. Większość państw ówczesnej Europy zabraniała hazardu, do Monako zjeżdżali się więc gracze ze wszystkich państw. Dochody rosły, a zyski rozsądnie inwestowano. Przełom XIX i XX wieku przyniósł rozwój turystyki, na Lazurowym Wybrzeżu powstawały luksusowe hotele, promenady i sanatoria. Gdy w Paryżu trwała walka o rząd dusz między socjalistami a prawicowymi radykałami życie towarzyskie przeniosło się na południe. To w Nicei, Cannes i Monte Carlo najznakomitsi światowi architekci projektowali budynki, które do dziś są symbolem epoki. Monakijskie kasyno i pobliski hotel Hermitage to ikony stylu. To wtedy właśnie Karol III zniósł podatek dochodowy, co obowiązuje do dziś i jest główną przyczyną starań możnych tego świata o status rezydenta.
Nie jest to ani łatwe ani tanie. Jednym z warunków jest udokumentowany minimum 10-letni pobyt w księstwie. Nawet jeśli przyjąć umiarkowaną cenę 5 tys. euro za wynajem mieszkania, przez 10 lat robi się z tego 600 tys.! – To zdecydowanie nie jest zabawa dla maluczkich – śmieje się Jacques. – Tym bardziej, że przeludnienie już prowadzi do konfliktów z przybyszami.
W ciasnych domach wykutych w monakijskiej skale często mieszkają wielopokoleniowe rodziny. Pomijając aspekt finansowy zwyczajnie na ma dokąd się wyprowadzić. – Wielu moich znajomych, rodowitych Monakijczyków, mieszka we Francji, nawet jeśli pracują tu na miejscu – opowiada Jacques. – Dla wielu wybór jest prosty: niezależne mieszkanie i dojazd 30-50 km każdego dnia do pracy albo mieszkanie z rodzeństwem, rodzicami a często i dalszą rodziną.
Obywatel Monegask
Na tych 200 hektarach niezależności mieszka dziś ponad 38 tys. ludzi, z czego ledwie 6 tys. to Monegaskowie, rdzenny naród Monako, urodzeni w księstwie z rodziców Monegasków. Elita elit. Nawet mówią innym językiem. O ile w powszechnym użyciu jest tu francuski (oczywiście obok rosyjskiego) Monegaskowie mówią po… monegasku, czyli dialektem języka liguryjskiego, czyli wariantem włoskiego. Skomplikowane? Pewnie, że tak, zwłaszcza, że na co dzień posługuje się nim nie więcej niż 5 tys. ludzi. – To trochę taka fatamorgana, podobnie jak maltański czy łużycki, podobno jest i podobno ktoś nim mówi – śmieje się Jacques. Sam w tym języku zna jedynie… Ojcze Nasz.
Te 6 tys. „prawdziwych” Monakijczyków stanowi establishment kraju. Tylko oni mają prawo ubiegać się o rządowe posady, reprezentować państwo na zewnątrz (Monako ma 10 ambasad na świecie) czy służyć w najbliższym otoczeniu księcia, np. jako straż przyboczna.
Drugą kastę wybranych stanowią obywatele Monako: ludzie którzy nie urodzili się tutaj, ale dostali paszport drogą naturalizacji. Decyzja w tej sprawie to wyłączna prerogatywa księcia. Niby stosowna ustawa wymienia warunki konieczne do jego uzyskania, ale wola panującego jest święta. Obywatelstwo może przyznać bez spełnienia kryteriów, lub nie przyznać mimo dopełnienia oficjalnych warunków. Albert II to prawdziwy władca, nie malowany jak w innych europejskich monarchiach. Rządzi, a nie tylko panuje. Obok księcia Liechtensteinu – Hansa Adama II – jest to jedyny w dzisiejszej Europie przypadek władcy odpowiedzialnego jedynie przed Bogiem i historią.
Obywatele Monako mogą pracować w państwowych firmach czy w policji, mają zagwarantowaną pełną opiekę socjalną. Jest ich około 3 tysięcy. Wraz z rodowitymi Monegaskami stanowią więc mniejszość w kraju. Pozostali, blisko 30 tys., to głównie Francuzi i Włosi, a także – jak wymienia monakijski urząd statystyczny – obywatele 123 innych państw. Statystyki podają też, że aż 32 proc. z nich to milionerzy…
Drugie – po Watykanie – najmniejsze państwo świata potrafiło w sukces przekuć to, co wydawało się będzie powodem jego zguby. Brak ziemi stworzył elitarność: tylko wybrani mogą tu zamieszkać. Brak ziemi wywindował ceny: aleja księżnej Grace to dziś ścisła światowa czołówka najdroższych nieruchomości. Wreszcie prawo bicia unijnej monety uczyniło monakijskie euro łakomym kąskiem dla kolekcjonerów z powodu jego rzadkości. Nawet paszport księstwa to często sprawa zwykłego snobizmu. Przy odpowiednio dużych pieniądzach kupno obywatelstwa wielu państw nie stanowi dziś problemu. Czym innym jednak jest posiadanie paszportu USA, który mają miliony, a czym innym dokumentu Monako. Na ziemi żyje blisko 7,8 mld ludzi, a paszporty malutkiego księstwa ma ledwie 9 tys. Taki snobizm dla wielu wart jest wielkich pieniędzy. Tego nawet Napoleon nie przewidział.

Dodaj Komentarz