0
Tom Stedd 4 października 2020 12:17
Po miesięcznym zamknięciu się Ukrainy na turystów wybrałem się tym razem do Drohobycza. Jak zwykle dojazd do granicy w Medyce Neobusem (3 zł RT za bilety z promocji), a potem marszrutkami na trasie granica Szeginia – Mościska – Sambor - Drohobycz. Koszt łączny marszrutek to ok. 11 złotych.
Z granicy dojechałem do Mościsk zwykłą marszrutką, czyli taką zużytą w 70 procentach, ale już do Sambora podróżowałem wehikułem, jakiego jeszcze nie widziałem. Zużycie praktycznie pełne i jeszcze ten niestandardowy układ siedzeń… Mini szok.

1.jpg


Drohobycz to miasto z przebogatą historią, będące przez pewien czas w granicach Polski. To mieszanka różnych narodów, różnych kultur, raz w okresach prosperity, raz w okresach biedy. Drohobycz doświadczony został w czasie II wojny światowej, w mieście istniało spore getto. A przede wszystkim Drohobycz jest dumny z dwóch swoich wielkich i znanych synów: Bruno Szulca i Iwana Franko.
Dodam jeszcze, że Drohobycz leży kilka kilometrów od popularnego uzdrowiska Truskawiec, więc gdyby ktoś nie miał pomysłu, jak przedostać się z Polski do Truskawca, to jest to jedno z rozwiązań. Niezbyt wygodne, ale na pewno najtańsze i nie pytają o rozmiar i ilość bagaży. Byle tylko upchało się to wszystko w marszrutce.
Ogólnie atrakcje Drohobycza zlokalizowane są w centrum i jego okolicach, nie trzeba nigdzie jeździć, wszędzie jest blisko. W centrum od razu traficie na ratusz, w którym jest punkt informacji turystycznej, a w nim mapki, przewodniki i obsługa mówiąca po polsku. Pani poleciła mi zacząć zwiedzanie od wizyty na wieży ratuszowej, co też niezwłocznie uczyniłem. Widoki całkiem całkiem. Minusem dla opornych jest konieczność pokonania 157 schodów.

2.jpg



3.jpg



4.jpg


Na wieży można poobserwować pracę zegara niejako od środka. Jest szafa z mechanizmem, jest zegar widoczny „od zaplecza”. Mała rzecz, a niezwykła. Dodam jeszcze, że w wieży ukrywała się w czasie okupacji żydowska rodzina Bienstock, o czym wspomina wmurowana tablica pamiątkowa.

5.jpg



6.jpg


Po podziwianiu pejzaży pomaszerowałem do hotelu, zostawiłem plecak i rozpocząłem łazikowanie po mieście z mapką w ręku. W centrum pełno ludzi, handlarze wszystkim i niczym, mnóstwo sklepów, czyli typowe ukraińskie miasto. Poczułem się nieco przytłoczony, czym mocno się zdziwiłem. Mimo to poszedłem zobaczyć dawny budynek NKWD, w którym dokonano ludobójstwa kilkuset ludzi w 1941 roku. Już w przeszłości budynek ten owiany był złą sławą, kryje wiele mrocznych historii. Na jego tyłach znajduje się memoriał poświęcony zamordowanym ofiarom.

7.jpg



8.jpg


Kurczę, łażenie z mapą to mój najbardziej ulubiony sposób zwiedzania, ale nagle poczułem, że czegoś mi brakuje. Jakby na pokuszenie w informacji turystycznej dano mi wcześniej namiary na polskojęzycznych przewodników i może dlatego podświadomie chciałem zwiedzić Drohobycz z klasą. Zadzwoniłem więc do jednego z nich, ale był zajęty, podał natomiast mój numer drugiemu przewodnikowi, który skontaktował się ze mną i za cenę 300 hrywien (ok. 40 zł) przez dwie i pół godziny razem chodziliśmy po Drohobyczu. Tak, to był zdecydowanie dobry pomysł.
Okazało się, że przewodnik jest jednocześnie opiekunem synagogi choralnej, która jest czynna tylko godzinę dziennie od 11.00 do 12.00. Mimo, że było już popołudnie, pan Leonid otworzył mi synagogę i przybliżył jej historię. Aż trudno uwierzyć, że obecny budynek prawie nie istniał, był tak zdewastowany, że nie przypominał świątyni.

9.jpg



10.jpg



11.jpg



12.jpg



13.jpg



14.jpg


Pan Leonid znał oczywiście mnóstwo ciekawostek z przeszłości miasta. W fazie rozkwitu będącego pokłosiem eksploatacji ropy naftowej w pobliskim Borysławiu, do miasta zjechało mnóstwo poszukiwaczy szczęścia i pieniędzy. A że byli to w większości sami panowie, to rynek usług dla nich opierał się głównie na knajpach i domach publicznych. I tu ciekawostka – w poniższej kamienicy funkcjonował najstarszy w Drohobyczu … burdel. Obecnie jest to zwykła kamienica z mieszkaniami.

15.jpg


Ogólnie Drohobycz od zawsze był związany mocno z ludnością żydowską. W mieście działało jednocześnie kilkanaście synagog, a w czasie okupacji Żydzi zostali stłoczeni w getcie i byli stopniowo eksterminowani. W mieście był również duży cmentarz żydowski, na którym obecnie znajduje się osiedle mieszkaniowe. O pierwotnym przeznaczeniu tego terenu świadczy tylko mały pomnik zagubiony wśród bloków i drzew.

16.jpg


Niedaleko od ratusza można znaleźć dwa ciekawe obiekty. Dawną dzwonnicę i kościół katolicki, będący miejscem spotkań Polaków i pielęgnujący polskie tradycje. Niestety, w świątyni rządzi niezbyt przyjemny proboszcz, który po prostu wyrzucił mnie z kościoła. Podłogę zmywało kilka pań, które wręcz zaprosiły mnie do środka, ale po minucie pojawił się pleban, któremu nie spodobało się to, że chodzę po mokrej powierzchni. Jedna z pań zauważyła, żebym nie przejmował się zgryźliwym proboszczem i kontynuował zwiedzanie, ale poszedłem sobie. Ze smutkiem dodała jeszcze, że gdyby nie on, to liczba wiernych na mszach byłaby zdecydowanie większa. Cóż, na pewno nie myliła się.

17.jpg



18.jpg



19.jpg



20.jpg



21.jpg



22.jpg



23.jpg


Na murach kościoła znajdują się dwa ciekawe „eksponaty”: kula armatnia poświadczająca, że ściany były grube i solidne oraz dziwne rzeźby. Przewodnik podał dwa ciekawe rozwiązania zagadki, co to jest. Pierwsze to odwzorowanie pogańskiego bożka, a drugie to pierwotne źródło znanego powiedzenia „Ręka, noga, mózg na ścianie”. Czyżby rzeczywiście to powiedzenie pochodziło od tych trzech rzeźb? Ciekawostka, faktycznie.

24.jpg



25.jpg



26.jpg


Drohobycz stał solą, w herbie miasta są nawet elementy związane z warzeniem soli. Sól pozyskiwano ze słonych źródeł, a jednym z miejsc, gdzie to czyniono, była ta oto warzelnia. Dzisiaj oczywiście jest nieczynna i zarasta zielskiem.

27.jpg


Drohobycz szczyci się dwoma drewnianymi cerkwiami. Szlak polskich i ukraińskich cerkwi został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Przewodnik trochę żałował, że tylko jedna z drohobyckich świątyń jest na tej liście, bo według niego powinny znaleźć się obie.
Cerkiew, co ciekawe, nie była zbudowana w Drohobyczu, została bowiem zakupiona i przeniesiona do miasta. Według legendy miała kosztować tyle soli, ile zmieściło się w jej środku, ale to bzdura, bo byłaby to ilość soli przeogromna, za którą można by kupić kilka miast.
Wejście na teren świątyni jest płatne 40 hrywien plus dodatkowo płaci się za możliwość zrobienia zdjęć. Cerkiew była podobno pierwotnie zrobiona bez użycia jednego gwoździa, wyłącznie z drewna, ale obecnie jej elementy są połączone m.in. gwoździami, bo wiek jednak swoje zrobił. Co ciekawe, drzwi cerkwi otwiera się podobno autentycznym XVII-wiecznym kluczem, który prezentuje z dumą mój przewodnik.

28.jpg



29.jpg


Wewnątrz cerkiew jest klimatyczna, ciemna i podlega ciągłej restauracji. Ciekawostką jest fakt, że cerkiew jest piętrowa. Podobno istniała tradycja, że jednego dnia może odbyć się tylko jedna uroczystość, dlatego zrobiono niejako piętro stanowiące drugą cerkiew, co umożliwiło odbycie dwóch nabożeństw jednego dnia.

30.jpg



31.jpg



32.jpg



33.jpg



34.jpg


Wejście na piętro to wyzwanie dla większych ludzi. Wąziutkie schody, prawie pionowe. Dałem radę.

35.jpg


Druga drewniana cerkiew leży w pobliżu na terenie należącym do straży pożarnej. Nie ma ona charakteru turystycznego, po prostu stoi sobie zamknięta na głucho i nie można zajrzeć do środka. Można jedynie zobaczyć z zewnątrz pozostałości bogatych zdobień przy drzwiach wejściowych.

36.jpg



37.jpg


Wcześniej wspomniałem o Bruno Schulzu, pochodzącym z rodziny żydowskiej polskim rysowniku i pisarzu. W Drohobyczu uczył się, mieszkał, wykładał, a w czasie okupacji jego umiejętności doceniane były także przez Niemców. W punkcie informacji turystycznej można otrzymać nawet dedykowaną Schulzowi mapkę z 44 miejscami mniej lub bardziej związanymi z jego życiem i działalnością. W mieście nie może oczywiście zabraknąć akcentów związanych z Schulzem – jest i muzeum, jest i ulica jego imienia. Niestety, nie wiedzieć czemu, jest to nieduża ulica prowadząca od centrum do terenów mocno zapuszczonych i jej widok odbiega od standardów, jakich można by się spodziewać.

38.jpg



39.jpg



40.jpg



41.jpg



42.jpg



43.jpg



44.jpg


Życie Schulza zakończyło się w Drohobyczu w 1942 roku. Gdy wyszedł z budynku Judenratu, czyli rady żydowskiej, został zatrzymany przez gestapowca i pozbawiony życia jednym strzałem w tył głowy. Budynek rady istnieje do chwili obecnej, oczywiście ma inne przeznaczenie, a miejsce naprzeciw Judenratu upamiętnia tablica wmurowana w chodnik.

45.jpg



46.jpg



47.jpg


Kolejnym ciekawym akcentem jest pomnik Adama Mickiewicza. Niby pomnik jakich wiele, ale ma on dwie tablice. Jedną z przodu, z nieco przekłamaną datą jego powstania i jedną z tyłu, już prawidłową.

48.jpg



49.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (6)

ann-a-k 12 października 2020 14:53 Odpowiedz
Bardzo ciekawa relacja! W sumie nigdy nie myślałam o Ukrainie inaczej niz w kontekście Lwowa czy Kijowa czy teraz Czarnobyla, gdzieś tam w głowie mając opowieści o wszech obecnej korupcji , słabej infrastrukturze i ogolnej niechęci Ukrainców wobec Polaków , ale w sumie wiosną , na krótki wyjazd mogłabym się wybrać .Patrząc na zdjęcia przypomina mi się Polska lat 90. więc nawet dla takiego zejścia na ziemię i docenienia tego co mamy, czuje się zachęcona wyruszyć jednak do sasiadów Dzięki za tę relację!
pabloz 12 października 2020 15:38 Odpowiedz
Foto synagogi z 2013 r.
arturro 15 października 2020 11:38 Odpowiedz
Szaconeczek. Jedną wizytą w Drohobyczu wycisnąłeś z miasteczka więcej, niż ja trzema :)
meczko 15 października 2020 11:38 Odpowiedz
ann_a_k napisał: .... gdzieś tam w głowie mając opowieści o wszech obecnej korupcji , słabej infrastrukturze i ogolnej niechęci Ukrainców wobec Polaków ... Jeżdżę na Ukrainę regularnie od 20 lat, praktycznie w każdym roku jestem tam 2-3 razy (pandemiczny 2020 to pierwszy od lat, kiedy nie byłem ani razu). Mogę powiedzieć z całą pewnością, że te opowieści można w dużej mierze między bajki włożyć, a te o rzekomej niechęci Ukraińców wobec Polaków są zresztą częściowo umiejętnie rozdmuchiwane przez rosyjską internetową trollownię.Ale co do konkretów:- korupcja jest faktycznie potężnym problemem, ale turyści się z nią nie stykają. Przez 20 lat nie zdarzyła mi się sytuacja, żeby ktoś ode mnie za cokolwiek zażądał łapówki. Nieco gorzej może być przy jeżdżeniu po Ukrainie samochodem, ale znajomi, którzy tak podrożowali, też twierdzą, że nie ma dramatu, a opowieści o zatrzymywaniu aut na zagranicznych rejestracjach za wymyślone wykroczenia to już dawno historia (inna sprawa, że od pewnego czasu na zagranicznych rejestracjach jeździ pół Ukrainy).- słaba infrastruktura - częściowo to rzeczywiście problem, ale głównie dla jeżdżących autem po prowincji. Noclegi, poruszanie się po miastach, pociągi międzymiastowe są całkiem OK.- niechęć do Polaków? Tu jest wręcz odwrotnie. Bardzo często spotytam się z sympatią i pozytywnymi reakcjami. Zdarzyło mi się też kilka razy przy różnych okazjach porozmawiać z Ukraińcami określającymi się jako nacjonaliści, w tym nawiązującymi do Bandery, UPA itp. Wszystkie te rozmowy były przyjazne albo neutralne. Powtarzającym się motywem było to, że obecnie ten ich nacjonalizm jest skierowany przeciwko Rosji, co jest poniekąd w pełni uzasadnione, a przeciwko Polakom nic nie mają.
jerzy5 2 listopada 2020 01:17 Odpowiedz
Też , tak jak ty od kilku lat jezdzę regularnie na Ukrainę, potwierdzam pozytywne podejście do Polaków, choć jak jestem na głębokiej prowincji czuję też wyrażne zaskoczenie, a zarazem ciepło i serdeczność od spotkanych ludzi, zapewne też cię to spotyka. Ale właściwie to głownie chciałem napisać że ci bardzo zazdroszczę w tych nie podróżniczych czasach, udało ci się być na Ukrainie, bo mi niestety nie i chyba już w tym roku będzie trudno, a tęsknie...więc dzięki twojej relacji trochę mi ulżyło :D
przem44 2 listopada 2020 19:11 Odpowiedz
Mnie się udało 2 tygodnie temu wybrać na Ukrainę (do Lwowa). Pierwszy raz swoim samochodem, tak to przynajmniej raz w roku jestem ? Raz zatrzymał mnie policjant bo nie wiedzieliśmy gdzie jechać i długo staliśmy na skrzyżowaniu ale był bardzo miły i pokazał nam dalszą drogę ? i wyjeżdżając z Ukrainy o mało co nie dostalismy mandatu bo podobno przejechałem kontrolę celna na granicy mimo iż miałem zielone światło. Ale jak to na Ukrainie wszytsko rozeszlo się po kościach. ? Ogólnie wyjazd super, dał nam siły na ten ciężki okres.