0
kalorymetr 21 grudnia 2020 00:02
Jeśli uważacie, że lepiej umieścić ten post w temacie o sytuacji covid w Tajlandii, to proszę o przeniesienie.

W końcu - dotarłem do Tajlandii. Właśnie jest godzina 5 czasu miejscowego, a mnie dopadł jet-lag :)
Wszystko zgodnie z tym, co opisane na stronie ambasady, stresu co nie miara, bo kwarantanna i lot muszą być wcześniej opłacone. Dokumenty wystawione na konkretną date i nr lotu, a test powinien być zrobiony max 72h przed wylotem. Przyznam, że aż spać nie mogłem tak mnie to stresowało.
Jak tylko dostałem wynik, to upewniłem się, że wszystko jest dokładnie tak jak to opisali i pozostało czekać :D
Lot Warszawa - Zurych - Bangkok.

Miałem troche dodatkowy stres związany z wpisaniem Polski jako 'high-risk country' przez Szwajcarię, ale na szczęście w dniu mojego wylotu zostaliśmy z tej listy usunięci.

Polska

Na lotnisku pojawiam się 3h, więc mam godzinkę do otwarcia check-inu. Przechadzam się do terminalu i widzę olbrzymią kolejkę na lot. do Kenii :) Jak widać ludzie podróżują pomimo utrudnień i niewiadomych, trochę mnie to cieszy.
Po około godzinie zostaje otwarte stanowisko. Idę oddać bagaż, Pani sprawdza dokumenty, a trochę tego jest
- certificate of entry - 0 zł
- test covid - 440 zł
- fit to fly certificate - 400 baht / 0 zł
- ubezpieczenie medyczne na covid na przynajmniej 100k USD - 0 zł
- potwierdzenie rezerwacji hotelu na kwarantanne - 33000 baht

Niektóre dokumenty jak np ubezpieczenie mam podwójne - jedno mam z diners club w PLN, drugie od przyszłego pracodawcy w USD. Wszędzie dawałem to z diners club dla testów, ale nikt się nie czepiał.
Miałem godzinę do startu boardingu, więc znowu rundka po lotnisku, śniadanie w McDonalds :) Tutaj niezły absurd, nie można zjeść przy stoliku, więc każdy je gdzieś na terminalu, ja sobie zjadłem na takiej platformie przy śmietnikach, nawet się do mnie ktoś "dosiadł" ;)

Chwilę przed boardingiem, zostałem wezwany do obsługi - stan przedzawałowy, w głowie najczarniejsze myśli,
ale okazało się, że jest mało osób i mnie przesadzili do tyłu.
Lot do Zurychu trwał 2h i minął szybko, troche sobie przysnąłem. Było mniej niż 30 pasażerów i każdy siedział sam, a przynajmniej każdy kto chciał to miał taką możliwość.

Zurych
Po wylądowaniu, niesamowite zaskoczenie. W Szwajcarii można siedzieć w restauracji :D Miałem 4h do następnego lotu, a więc kierunek salonik Aspire, jedyny otwarty z tych które obsługuje diners club :)

salonik aspire.jpg


Ludzi tyle, że nie było gdzie usiąść, wszystko działało normalnie, w Polsce przez ostatnie 2 tyg nie wychodziłem z domu - dziwne uczucie.
Jak tylko pojawił się nr bramki, odrazu tam poszedłem. To była dobra decyzja - o czym poniżej.

Na godzinę przed boardingiem zaczęto sprawdzać raz jeszcze dokumenty pozwalające na wjazd do Tajlandii. Tutaj już nie było miło. Z tego co zrozumiałem, to pracownicy którzy to sprawdzają mają problemy jak wpuszczą kogoś kogo nie powinni. Ustawili 4 stanowiska, a na lot czekało około 150 osób. Ja się ustawiłem na samym początku, aby mieć to szybko za soba, a później już sobie obserwowałem. Kilka osób nie zostało wpuszczonych, a na twarzach widać było zdenerwowanie i niepewność. Przejście kontroli było zaznaczane pieczątką na boarding passie, która upoważniała do wejścia do samolotu.

Powyższa procedura opóźniła wylot o około 40 minut. W samolocie zostały zablokowane środkowe rzędy foteli, a ja na szczęście miałem całą 3 dla siebie co pozwoliło na w lot we w miarę komfortowych warunkach. Zamieniłem kilka słów z człowiekiem z drugiej strony przejścia i on już nie miał tak bezproblemowo jak ja. Opóźniły mu się wyniki testu, odwołano mu wcześniejszy lot, musiał prosić ambasadę Tajlandii o nowy certificate of entry , a jak sam mówił, 4h próbował się dodzwonić. Kolega leciał z USA i był już w podróży ponad dobę, ale mimo wszystko był wyluzowany. Pozazdrościłem mu podejścia.


Screenshot_20201219-122937_SWISS.jpg


Sam lot raczej standardowo jak przed pandemią - pełny serwis, przekąski, alkohole, 2 dania. Swoją drogą jedzenie nawet dobre :) Gdzieś w połowie lotu, pilnie szukano lekarza na pokładzie, ale chyba nikt się nie zgłosił i nic z tego w końcu nie wynikło.

Bangkok
Takiej ulgi na twarzach i radości z wylądowania w Bangkoku nie widziałem nigdy, a byłem tu już kilka razy ;) Niestety została jeszcze jedna - ostatnia kontrola wszystkich dokumentów, skierowanie na kwarantanne oraz kontrola paszportów.

20201220_091413.jpg


Proces wygląda tak
Najpierw zostajemy usadzeni na krzesłach, a obsługa sprawdza czy mamy wszystkie dokumenty i układa, tak, żeby dalej wszystko szło sprawnie.
Później następuje pierwszy pomiar temperatury i sprawdzenie dokumentów przez osobę na stanowisku "Quarantine officer", tutaj dostajemy pieczątkę potwierdzająca wymóg kwarantanny oraz sprawdzane jest ubezpieczenie. Pani pytała co to PLN i ile to 600.000(kwota mojego ubezpieczenia) PLN w dolarach - oczywiście nic nie weryfikowała :)

kontrola.jpg



W sumie w drodze z samolotu do immigration mam 5 pomiarów temperatury z czego 3 to kamery termowizyjne, ale obsługa nawet nie patrzy na ekrany :D
Całość trwała ok godziny, tutaj już problemów nikt nie miał i szło w miarę sprawnie, został ostatni przeciwnik czyli tajskie immigration :)
Nie wiem czemu, ale trzymali mnie tam dość długo i nawet kilka osób się zastanawiało co zrobić, ale w końcu przepuścili. Byłem i tak już tak zmęczony, że nawet się nie stresowałem, zresztą dostałem wizę w ambasadzie, więc czemu miał by być problem..

Teraz tylko bagaż, kupić kartę sim można wyjść na zewnątrz. Cała trasa z samolotu aż do wyjścia z terminala jest obstawiona przez pracowników i można iść tylko w jednym słusznym kierunku. Karty sim niestety nie kupimy, nie ma sprzedawców na trasie. Przy wyjściu czeka kilkanaście osób, pracowników hoteli. Każdy pasażer ma plakietke z numerem hotelu, więc szybko zostaje wyłapany i odstawiony na bok. Chwile później jest z nami jeszcze 2 ludzi, szybkie pryskanie walizki i jedziemy do hotelu :)


wolnosc.jpg



samochod.jpg



Opis kwarantanny zamieszczę w kolejnym lub 2 kolejnych wpisach, zależnie czy będzie o czym pisać, na razie jestem po pierwszej nocy.
Relację zakończy opuszczenie tego wspaniałego przybytku.Chciałbym zacząć od małego sprostowania.
Dokumenty/formalności które wspomniałem jako wymagane do wjazdu dotyczą wizy NON-B, czyli biznesowej, bo i na takiej tutaj przyjechałem. Jeśli ktoś planuje przyjechać na wizie turystycznej to musi jeszcze mieć dodatkowo bilet powrotny i dowód opłaconych noclegów na cały pobyt. Jeśli ktoś jest poważnie zainteresowany to polecam śledzić stronę ambasady, jest aktualizowana na bieżąco.

Warto przyjechać późno pierwszego dnia, wtedy dzień 0 jest krótszy.

Wstęp
Wszystkie hotele, które są dostępne na kwarantanny zostały wcześniej zatwierdzone przez Tajski rząd i spełniają jakieś tam wymagania :) Wspólne dla każdej kwarantanny jest:
-15 dniowy okres trwania kwarantanny
-3 posiłki dziennie
-2 testy covid
-2 pomiary temepratury dziennie
-pielęgniarka dostępna 24/7 oraz lekarz dostępny w konkretnych godzinach
-zakaz alkoholu, jedzenia z zewnątrz

Cała reszta to już zależy od hotelu a do wyboru jest ich ponad 100. Większość hoteli i to 4 i 5 gwiazdek, wydaje mi się, że to forma ratowania największych graczy w branży.
Dla mnie najważniejsze były: niska cena, balkon, szybka odpowiedź ze strony hotelu i szybkie dopełnienie formalności :) Wybrałem kilka hoteli z listy i posłałem maile z zapytaniami. Dostałem sporo odpowiedzi o braku miejsc, niektóre hotele odpisywały po 1-2 tygodniach, a ten w którym załatwił wszystko w ciągu 2h. Było to dla mnie bardzo ważne, ponieważ potwierdzenie hotelu jest wymagane przez ambasadę, aby otrzymać certificate of entry. No a wiadomo jak jest, wszystko długo trwa, a czas do planowanego wyjazdu ucieka.
W tym przypadku były dostępne dwie opcje płatności.
Można było podać dane karty kredytowej na formularzu lub zapłacić przelewem. No ta karta to średnio mi się widziała, więc wybrałem przelew.

Kwarantanna
Oprócz standardowego wyposażenia w pokoju znajduję:
-prezent ze szpitala w postaci żelu/maseczek
-proszek do prania, płyn do mycia naczy, zmywak do naczyń
-miske do prania ubrań :D
-worki na śmieci
-zestaw kaw/herbat/cukru oraz zabielaczy do kawy
-40 butelek 0.5L wody
-naczynia i sztućce


naczynia.jpg



miska.jpg


herbata.jpg



szpital.jpg



Jestem Polakiem więc lubię "darmowe". Nawet jeśli tak naprawdę za to zapłaciłem :D Po inspekcji fantów idę na balkon i tutaj pierwsza wada tego pokoju.
Mam widok jak na nowoczesnym deweloperskim osiedlu!

widok.jpg


Nie dość, że muszę oglądać sąsiadów, to oni muszą oglądać mnie :) Nie to jest jednak największym problemem, a jest nim brak słońca. Nie dociera tutaj wcale, jest ciemno i muszę używać oświetlenia przez cały dzień.
Z plusów - temperatura w pokoju jest w miarę niska i prawie nie korzystam z klimatyzacji.

Znajduję też folder z informacjami na temat tego co gdzie jak i kiedy. Co można, co trzeba, a czego absolutnie nie mogę robić :)

kartki.jpg



kartki2.jpg



Jak widać wybór dań jest spory. Komunikacja z personelem hotelu odbywa się za pomocą popularnego w Azji komunikatora LINE. Każdego poranka zamawiam sobie jedzenie na następny dzień, a personel zostawia je na stoliku pod pokojem, co jest sygnalizowane pukaniem. Jeśli cokolwiek potrzebujemy, donoszą w kilka min. Można też korzystać z menu restauracyjnego, ale ceny są mało Tajskie.
300-500 baht za wątpliwej jakości jedzenie - poczekam.
Puszka Coca-Coli 60 baht.
Dobrze, że na codzień piję wodę. No i piwo. W domu piłem piwo, a tutaj alkoholu brak.
Widzę, u sąsiada na przeciwko butelkę whisky i 3 butelki coli. Przygotował się skubany.


sniadanie.jpg



obiad.jpg



smieci.jpg



Samo jedzenie, pomimo dobrych komentarzy w internecie ja oceniam na słabe/średnie. Porcje są olbrzymie, więc zjadam 20-30% i reszta idzie do kosza. Wszystko jest w plastikach których generuje cały worek w 3 dni. Do każdego zamówienia dostaje też owoc (arbuz/papaja/dragonfruit) oraz sok pomarańczowy z koncentratu. Sok jest absolutnie obrzydliwy i wylewam go za każdym razem. Rano dostaje kawę, wypijam, ale się nie cieszę, tzn też jest niedobra.
W wigilie za to dostałem w prezencie ładnie zapakowane ciastko :D

Wyczytałem w internecie, że można zamówić sobie zakupy z dostawą. Super, zapomniałem szamponu, a od hotelowego zaczynam już łysieć. Robie małe zamówienie z pobliskiego tesco i czekam na dostawce. Szampon, płyn do mycia, patyczki higieniczne, zgrzewka red bulla i czipsy.
Okazało się, że jakiegoś powodu mój hotel już nie pozwala na dostawy, o czym zostaje poinformowany przez telefon.
Miła Pani oznajmia, że oddadzą mi zakupy jak wyjdę na wolność - pierwsza myśl, niezła symulacja więzienia i to jak tanio!

Ok, rozumiem, ale proszę dajcie chociaż środki czystości.
Yes, Yes, no problem, we bring to your room.
ขอขอบคุณ!!

Dosłownie za chwile puka człowiek z obsługi i wręcza mi wszystko co chciałem, ale nie to co zamówiłem, tylko z hotelowej kantyny(podejrzewam 7/11). Pewnie jeszcze będę musiał za to dopłacić.
Trudno, jestem skazany na hotelowe menu przez następne 14 dni.
Któregoś tam dnia mam robiony test na wirusa. Obawiałem się przypadkowej lobotomii, ale na szczęście jest niesamowicie delikatnie, można powiedzieć, że nawet przyjemnie :) Rano znajduję pod drzwiami zółtą opaskę, która oznacza nowe przywileje :)
Szkoda, że rozmiar Azjatycki, ale może ręka nie odpadnie.


opaska.jpg


Piszę do obsługi i za moment jestem eskortowany na spacerniak! Co za emocje!

korytarz.jpg


Jak widać Tajowie bardzo poważnie podchodzą do ochrony przed wirusem, wszystko jest zafoliowane, żeby nie trzeba było tego później spalić.

folia.jpg


Winda dla personelu. Szkoda, że nie zablokowana i często to ona właśnie przyjeżdża. Nikt się do tego nie stosuję.

winda.jpg



Dla więźniów z mojego bloku(budynku) przeznaczona jest odgrodzona około 2 metrowym płotem część hotelowego parkingu. Na zewnątrz czuć magie świąt.

spacerniak.jpg



spacerniak2.jpg



swieta.jpg


Zarówno ja i współosadzeni szybko zrozumieliśmy dlaczego na filmach więźniowie chodzą wzdłuż płotu. To jest najdłuższa trasa. Od teraz robie 10-20km dziennie dookoła parkingu.
Na szczęście nikt nie pilnuję ile się spędza czasu na zewnątrz, więc jak ktoś ma ochotę i się nie boi to może tam siedzieć cały dzień. Ja mam ze sobą playstation 5 i pracuję zdalnie, więc jakoś poza weekendami nie cierpię. Dni szybko mijają.
Jak by był alkohol to troche takie all inclusive :)

Jutro rano czeka mnie drugi test na koronę i jeśli wyjdzie negatywny to więcej się nie zmieni. Jeśli wyjdzie pozytywny natomiast to przymusowo trafię na izolacje w szpitalu.

Tak więc to już koniec relacji. W Tajlandii zapowiada się nowy lockdown. Sporo prowincji już wprowadziło ograniczenia z powodu ogniska wirusa wśród imigrantów z Birmy. Być może wyjdę stąd i będzie wszystko zamknięte, w sumie za specjalnie się z tym nie przejmuje i tak nie mam zamiaru narazie nigdzie podróżować.

Jeśli ktoś zdecyduje się jechać, to pamiętajcie, zabierzcie wszystko czego potrzebujecie i dajcie sobie czas na wybór dobrego hotelu, teraz już powinny pojawiać się opinie.

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

juggler5 30 grudnia 2020 13:57 Odpowiedz
Coś tam się dzieje?? :)
washington 5 stycznia 2021 09:51 Odpowiedz
wow, nowy wymiar podróży :) dzięki za relację!
puhacz 8 stycznia 2021 03:28 Odpowiedz
Tydzień temu wylądowałem w Wietnamie i widzę, że przeszedłeś podobny proces. W VN jest to chyba jeszcze nieco bardziej podkręcone (czas kompletowania dokumentów to około dwa miesiące, zgodę muszą wydać trzy różne instytucje) ale widzę bardzo dużo podobieństw. Myślałem czy szarpnąć się na opis tej orki na forum ale po Twoim wpisie już chyba nie ma to większego sensu. W każdym razie, doskonale rozumiem to uczucie gdy budzisz się w środku nocy i zastanawiasz czy wszystko ogarnięte, czy kwarantanna opłacona, czy wynik testu będzie o czasie itd. itd. Stres ogromny ale i przeżycie nie do zapomnienia ;) Gratuluję zawzięcia, wiem ile to kosztuje (kasy, czasu i nerwów).p.
maciek 8 stycznia 2021 10:18 Odpowiedz
puhacz napisał:Myślałem czy szarpnąć się na opis tej orki na forum ale po Twoim wpisie już chyba nie ma to większego sensu.No co Ty, nie odpuszczaj. Pisz relację! Niesamowite są te opisy podróżowania w czasach pandemii. Ciekawie będzie już po wszystkim do tego wrócić.
kalorymetr 12 stycznia 2021 23:09 Odpowiedz
puhacz napisał:Tydzień temu wylądowałem w Wietnamie i widzę, że przeszedłeś podobny proces. W VN jest to chyba jeszcze nieco bardziej podkręcone (czas kompletowania dokumentów to około dwa miesiące, zgodę muszą wydać trzy różne instytucje) ale widzę bardzo dużo podobieństw. Myślałem czy szarpnąć się na opis tej orki na forum ale po Twoim wpisie już chyba nie ma to większego sensu. W każdym razie, doskonale rozumiem to uczucie gdy budzisz się w środku nocy i zastanawiasz czy wszystko ogarnięte, czy kwarantanna opłacona, czy wynik testu będzie o czasie itd. itd. Stres ogromny ale i przeżycie nie do zapomnienia ;) Gratuluję zawzięcia, wiem ile to kosztuje (kasy, czasu i nerwów).p.2 miesiące.. Straszna sprawa. Tutaj proces był/jest bardzo szybki. Oczywiście wszystko zależy od obłożenia w ambasadzie, bo pracownicy zatwierdzają dokumenty i wydają wizy ręcznie. Ja sobie dałem 2 tygodnie, a miałem wszystko "ogarnięte" w 3 dni, z czego 2 czekałem na wizę. Jak by dawali wizy od ręki to bym się uwinął w 12h. Dodam jeszcze, że pierwotny termin wydania wizy był dużo bardziej odległy(co oznacza, że chętnych nie brakuje), ale zostało to przyśpieszone, ponieważ zaczynałem tutaj pracę z konkretną datą.Co do relacji, to oczywiście, że opisz - prośba ode mnie, umieść też tam info skąd wziąłeś wizę, bo to zapewne zainteresuje zdalnych pracowników. W Tajlandii sprawa jest prosta - wizy turystyczne są dostępne dla wszystkich.Mam nadzieje, że zrobią travel bubble w Azji południowo wschodniej i będzie się można spotkać na piwo!
pudelek 12 stycznia 2021 23:09 Odpowiedz
Ciekawe z jakiego powodu nie można spożywać alkoholu? To by jednak trochę urozmaiciło areszt ;)
kalorymetr 13 stycznia 2021 03:42 Odpowiedz
Myśle, że chodzi o pijanych ludzi :)Ogólnie można sobie wnieść, nikt bagażu nie przeszukuje.