0
abelincoln 11 listopada 2021 03:43
Image Image Image ImageMiałem trochę szczęścia i udało mi się zrobić kilka zdjęć samolotu podchodzącego do ładowania w deszczu i wietrze. Czasem się cieszę, że nie jestem pilotem...
Image
Image
Image

Pogoda jednak sprzyjała i akurat jak wsiadaliśmy to przestało padać. Co było miłe, bo tuż po zakończeniu boardingu lunęło tak, że obsługa naziemna zaczęła wykazywać sportu pośpiech.


Natomiast sam lot był średni. Większą część drogi lecieliśmy w chmurach, więc trochę trzepało. A lądowanie było mocno wyboiste - łącznie z krzykami współpasażerów. Przyznam się szczerze, że jestem pełen podziwu, że podwozie Dasha wytrzymało przyziemienie. Traciliśmy wysokość szybko i nie było żadnego zwolnienia tuż przed ładowaniem.

Nie sądziłem że usłyszę kiedyś słowa "czy na pokładzie jest lekarz?", Ale najwyraźniej dla kogoś z tyłu samolotu emocje były zbyt duże. Gdy piszę te słowa współpasażer jest chyba reanimowany a my czekamy na karetkę w samolocie...


Ok, karetka zabrała pasażera a my zostaliśmy wypuszczeni przednimi drzwiami. Na miejscu leje, wieje i nie jest aż tak ciepło. W lotniskowej kafejce będę się zastanawiał nad planem b na dzisiaj.
Fiu, fiu. Kawiarnia ma nawet taras widokowy. Ponieważ wieczorem wypożyczam samochód, to odreaguję kawą [emoji15]
ImagePlanem b okazało się siedzenie na tyłku w lotniskowej kawiarni. W niedzielę nie jeździ autobus, taksówkarz nie chciał zejść z wyjściowej ceny 25e/RT (ale pewnie to przez mój brak umiejętności negocjacyjnych), za jedynym otwartym okienku wypożyczalni samochodów nikogo nie ma (a kręciłem się tam przez dobry kwadrans), poza tym na stronie oferują najtańszy samochód za 50 euro(!).

Jako że wiatr wieje, deszcz pada, a ja mam trochę zaległych lektur, to czas szybko minie. Poza mną w kawiarni jest 9 innych osób, jako że tylko mój samolot został - pewnie wybrali ten sam plan b.
(Edit: skłamałem - jest jeszcze spóźniony samolot do TER, ale jego pasażerowie raczej czekają na airside)

Wcześniej było więcej osób, bo odwołano lot do Lizbony, ale ostatni autobus do hotelu już odjechał.No i skończyło się rumakowanie. Moje połączenie do PDL zostalo odwołane przez pogodę. Zobaczymy czy mają tutaj na wyspie wystarczającą ilość miejsc hotelowych, bo już wcześniej odwołali loty na Corvo oraz do Lizbony.

Wygląda na to, że jednak tak. Co dobre dla mnie, z hotelu wyruszamy już po zakończeniu mojej pracy, więc od tym względem nie jest źle. Szkoda natomiast, że z 4 dni (a właściwie popołudni) na Sao Miguel zostaną mi 3. No ale, niezrealizowane plany to chyba dobry powód by wrócić w przyszłości?


Strasznie długo trwało czekanie na transfer do hotelu. W sensie czekaliśmy wszyscy w autobusie, czekaliśmy, 20 minut później przyszedł jakiś facet, wsadził walizkę do luku bagażowego, popatrzył w prawo, popatrzył w lewo, wyciągnął ja i wrócił do terminala... Po dalszych 5 minutach w końcu przyszła jakaś zagubiona para. Kierowca tak się ucieszył że ruszył z otwartymi środkowymi drzwiami. Jakieś 20 metrów później się zatrzymał i je zamknął. Myślałem że jest jakaś blokada - ale najwyraźniej się na tym nie znam...

Hotel ponoć czterogwiazdkowy. Z basenem. Nieczynnym. Patrząc na to jak bardzo w poważaniu mnie miał barman, rzeczywiście dużo gwiazdek jest. Pan wyczyścił całą zmywarkę kieliszków zanim do mnie poszedł. Wino za 3 euro, po kolacji zdecydowanie idę na miasto.

Trochę się obawiałem czy to, że przelot FLW-PDL jest kupiony w lekko kombinowany sposób nie zemści się i nie ugryzie mnie w bolesne miejsce, ale póki co nie jest źle - zmieniona rezerwacja jest taka jaka powinna być.No to koniec dnia i zamykany służbowy sklepik. Na początek kilka uwag z wczoraj.

Wieczorny spacer po Horcie troszkę mnie rozczarował. Niby godzina 20, ale udało mi się znaleźć tylko trzy otwarte miejsca. Dwie speluny, do których trochę się obawiałem wejść i jedno miejsce które wyglądało ok, barman oglądał z kolegą jak Portugalia przegrywa. No ale, człowiek miał ochotę na wino, to i wstąpił.

Portugalia przegrała, wino było dobre (2,5e), a na dodatek po meczu barman puścił bardzo sympatyczny jazz łamane na fado. Tak więc jakby ktoś utknął w Horcie, polecam Cafe International.
Image
kWracając do hotelu stanąłem przed problemem rodem z PRLu. Gdybym miał korkociąg, kupiłbym wino, ale nie mam kieliszka... Cóż, wiedzieliście, że jest wino w puszkach 0,25l? Ja do dzisiaj nie.


Pogoda dzisiaj całkiem sympatyczna, ale wciąż wietrznie, za to z hotelu można podziwiać Pico.
Plany na dzisiaj? Luźne - będę w Ponta Delgada w okolicy zmroku, więc raczej rozejrze się tylko po mieście.

ImageNa lotnisku w Horcie był dzisiaj szczyt komunikacyjny - 3 samolotu w niecałe pół godziny. W tym dwa loty do PDL w odstępie 10 minut. A przynajmniej taki był plan, bowiem mój samolot był spóźniony o 45 minut, więc nie mogłem się przekonać, jak się zmieszczą te wszystkie samoloty ma tutejszej płycie postojowej.

Mogłem się za to przekonać, że tutejszy "boarding lounge" nie do końca jest przystosowany do obsługi pasażerów z trzech samolotów na raz. Przypominały mi się czasy porannego szczytu w Modlinie. Szkoda też, że lecieliśmy większym Dashem, a nie tak jak miało być wczoraj - tym mniejszym. Kolejny powód by wrócić na Azory.

ImageZ lekkim, bo dobowym, poślizgiem udało mi się dotrzeć do Ponta Delgada. Samochód, bardzo rzęchowaty, czekał. Miejscówka, bardzo fajna, czekała. Nawet ilość miejsc do odwiedzenia była taka sama. Tylko możliwości mniejsze...
Image
Swoją drogą, próby sprzedaży dodatkowych rzeczy w wypożyczalniach są dość pocieszne. Dzisiaj zaoferowano mi wyjątkową promocję za jedyne 25 euro mogę dostać diesla, bo paliwo jest do niego dużo tańsze. Czyli o 0,25e. Czyli zwróci mi się po 100 litrach. Przy 5 dniowym wynajmie. Za 33 euro...

Obok mojej miejscówki jest sklep spożywczy, co jest fajne, ale troszkę mnie przeraziło to co zobaczyłem w lodówce z nabiałem. Chyba wszystkie rzeczy, które mogły, były napęczniałe... Pewnie przez to, że w lodówce panowała temperatura pokojowa. Kupiłem na śniadanie rzeczy, którymi raczej się nie struję. Raczej.
Image
Pierwszy spacer zapoznawczy udany. Było kilka miejsc ciekawych, stek był równie krwisty co smaczny, aczkolwiek nie byłem gotowy na odpowiedź w sprawie wina. Spytałem czy mogę dostać kieliszek. Odpowiedzieli, że sprzedają tylko na karafki, 0,75 litra. A na to ja nie byłem gotowy...
ImageNo to koniec pracy na dzisiaj i można wreszcie się rozejrzeć po wyspie. Za oknem świeciło do jakieś 13 piękne słońce, od tego czasu coraz więcej chmur się pojawia na niebie - ale wciąż mam dużą ochotę wyjść gdzieś w okolice przyrody. Plan na dzisiaj - pokręcić się w okolicach Sete Citades - jakiś krótki trekking oraz zwiedzanie okolicznych punktów widokowych. Nie będę zaliczał całego szlaku dookoła krateru, bo nie ma na to czasu, ale zobaczymy co się uda. Potem Ponta de Ferraria - największy odpływ ma być w okolicach 18, więc chciałbym być tam troszkę wcześniej, szczególnie że już będzie ciemno. A co się pojawi po drodze - zobaczymy...



Pracując zdalnie, można sobie pozwolić na luch poza domem. A już w szczególności jeśli ma się miejscówkę tuż przy głównym placu miasta. Jako że wczoraj (i prawdopodobnie jutro) był stek, to dzisiaj było wegańsko. Sympatyczne, ale chyba nadal bardziej lubię mięso... Image@tropikey nie jest to stricte wegański bar, ale większość dań była taka, kilka było wegetariańskich z opcją zamiany na wegańskie: Rotas da Ilha Verde. Rua de Pedro Home 49.

Ech, siedząc w knajpie, miałam nadzieję że to się tłumaczy jakoś poetycko - np. bulwy wyspy zielonej, albo coś w tym stylu, ale niestety jest dużo bardziej trywialnie...Dzień chciałem zacząć od małej rozgrzewki – poza tym, z planowania palcem po mapie wyszło mi, że mam czas na jakieś 45 min skoku w bok. Jako że na Flores bardzo mi się podobała trasa przy południowym brzegu, schodząca zakosami do samej wody, zdecydowałem się zacząć zwiedzanie od Rocha da Relva w miejscowości Relva. Sam szlak zaczyna się przy jakieś stodole, jest tam parking, ale większość osób, które mijałem, decydowało się na zostawienie samochodu przy Miradouro do Caminho Novo. Nie da się ukryć, że droga dojazdowa bardziej sugerowała dojście niż dojazd, ale jak na połączenie dziur w asfalcie, jego resztek i klepiska, nie jechało się źle.



Mając ograniczony czas z góry wiedziałem, że nie przejdę całej trasy, tylko dotrę do groty i źródełka – mniej więcej w połowie. Widoki, jak to na stromych skałach bardzo piękne, natomiast nie jest to coś, co należy wybrać w pierwszej kolejności. Dodatkowo po śladach widać, że turyści dewizowi mogą liczyć na transport końmi, więc technicznie jest to bardzo prosta trasa. Fasiągów dla turystów złotówkowych nie stwierdzono.



Natomiast mój cel, czyli grota i źródełko były sporym rozczarowaniem. Grota jest wielkości aneksu kuchennego w polskich nowoczesnych apartamentach, natomiast źródełko bardziej przypomina podłączenie do czyjegoś węża ogrodowego. Ale widziałem, że są tam jakieś małe obiekty noclegowe, więc dla osób chcących być daleko od cywilizacji może być to miejscówka warta uwagi. Chociaż, jest to na trasie podejścia samolotów do lotniska. Tak, na jednym ze zdjęć jest samolot [emoji16] Image Image ImageDrugim celem tego dnia był Miradouro da Boca do Inferno. Czyli must see dla każdego, kto odwiedza tą wyspę. Gdzieś przeczytałem, że można podjechać dość blisko do samego pocztówkowego zakończenia tego szlaku, ale dzisiaj brama była zamknięta i pilnowało ją dwóch wąsatych panów – może dlatego, że są jakieś drobne poprawki nawierzchni alei prowadzących to wspomnianego pocztówkowego momentu.



Już przyjeżdżając pod parking mocno się zdziwiłem, bowiem był on pełen, tak samo jak zatoczka przy ulicy – ba, nawet mijałem kilka grupek ludzi idących z odległego o kilkaset metrów parkingu przy początku szlaku wokół krateru. Taka ilość osób, w niskim sezonie? W środku trzeciej fali pandemii? Przy średniej pogodzie? Jeszcze bardziej się zdziwiłem idąc do punktu widokowego. Trasa bardziej przypomina spacer w parku i chyba tak jest traktowana przez mieszkańców, bo znacząca większość osób, które mijałem bardziej pasowało do parku, niż do szklaków. Nie piszę tego oceniająco, każdy ma prawo się ubierać, jak chce, ale bardziej jako ciekawostkę. Ta większość osób ubrana była w tenisówki czy nawet sandały, plus dżinsy czy sukienki, w dodatku w grupach albo rodzinnych, albo romantycznych.



Punkt widokowy ikoniczny i jeszcze piękniejszy niż na zdjęciach. Ja chciałem przy okazji „zaliczyć” Pico da Cruz. Bo to już kawałek trasy wokół krateru, coś wyższego niż wspomniany wcześniej punkt widokowy, no i możliwość zobaczenia krateru z innej perspektywy. Wróciłem więc do samochodu, przejechałem te kilkaset metrów na prawie pusty parking i ruszyłem na szlak.



A szlak był sporym rozczarowaniem, jest to bardziej zniszczona szutrowa droga z płytami betonowymi na bardziej stromym odcinku. Szkoda, że nie zdecydowałem się na dojście do Pico da Cruz z Boca do Inferno, ominąłbym wtedy 2/3 banalnego szutru. Ale człowiek nie wiedział. Z drugiej strony, jakbym poczytał więcej, to dowiedziałbym się, że Pico da Cruz jest miejscem często wykorzystywanym przez paralotniarzy, a oni raczej nie mają ochoty drałować 30-45 minut ze sprzętem na grzbiecie… Natomiast widoki ze szczytu na pewno były wynagradzające. Zarówno na krater, jak i na północne wybrzeże wyspy.



Jadąc do następnego punku programu przejechałem przez Sete Citades i wszystkie punkty widokowe. Warto było tracić czas na częste postoje. Zdecydowanie. Image Image Image Image ImageOstatnim punktem programu na dzisiaj było Ponta da Ferraria i możliwość kąpieli w oceanie. Jak byłem 2 lata temu na Maderze, to bardzo spodobała mi się możliwość kąpieli w oceanie w listopadzie, więc bardzo chętnie był to powtórzył. A tutaj taka gratka – mieszanka wody oceanicznej i wód termalnych. Ale najpierw, tuż przed stromym i krętym zjazdem na parking przy kąpielisku, trafiłem chyba na najbardziej romantyczne miejsce na wyspie, sądząc po ilości par radośnie przytulonych do siebie.



Na dole znajduje się duży parking, a bliżej kąpieliska są miejsca do przebrania się. Z kąpieli korzystała zaskakująco duża ilość ludzi, może dlatego, że wybrałem na porę wizyty czas odpływu, gdzie woda jest najcieplejsza – co ludzie lubią. I rzeczywiście, temperatura wody przeważnie była taka, jakiej się spodziewałem na Costa Del Sol, gdy byłem tam we wrześniu (a była rozczarowująco zimna). A czasem trafiało się na bezpośrednią bliskość źródła termalnego i robiło się gorąco. Dodatkowo miłym efektem były wdzierające się fale, zmiana temperatury połączona z koniecznością utrzymywania się w dobrej pozycji i nie wpadnięcia na sąsiadów. Super.



Dodatkowo zaskakujące było to, że z 2/3 osób kąpiących się, było z Polski. Nie wiem co to była za wycieczka, bo nie widziałem żadnego busa czy autokaru, ale wyglądało te ~20 osób, jakby było razem. Ciekawe. Mniej ciekawe natomiast było wyjście z wody. Wiatr zimny i przeszywający bardziej nastrajał do powrotu do wody, ale z drugiej strony zapadający zmierzch…



I jeszcze jedna rzecz z Ponta Delgada, mam gdzieś zapisane 2 czy 3 sklepy z lokalnym produktami, ale przypadkiem udało mi się trafić na „O principe dos queijos” w bocznej uliczce od głównego placu z kościołem. Świetny wybór serów i innych lokalnych produktów, w cenach niższych niż widziałem w marketach. W dodatku można poprosić o spróbowanie różnych serów. A i mieli rzemieślnicze piwo Korisca. Które było na mojej liście do spróbowania, a nigdzie nie umiałem go znaleźć. I całkiem dobre się okazało.



Image Image ImageDzisiaj będzie troszkę mniej intensywny dzień – wczoraj chyba jednak za dużo sobie zaplanowałem i po pierwsze zdążyłem ze wszystkim tak na styk (wjeżdżałem na kąpielisko w momencie, w którym słońce chowało się za horyzontem a oświetlenia tam nie ma) a po drugie, nie do końca mogłem się nacieszyć tym wszystkim co mnie otaczało.



A dzisiaj w planach bardzo standardowe rzeczy, czyli plantacja ananasów oraz herbaty, plus trochę punktów widokowych – w zależności od dostępnego czasu. A na deser będzie mięso. Czyli polecana tutaj szeroko restauracja stowarzyszenia rolników. Co prawda nie przepadam za dużymi posiłkami wieczorem, ale jak się jest na wakacjach, to się jest na wakacjach.



W ramach przygotowań, kupiłem wczoraj lokalnego ananasa by urozmaicić nim drugie śniadanie. I był bardzo dobry, więc czekam z niecierpliwością na pierwszy dzisiejszy punkt programu. ImageO tym jak dojrzewają ananasy pisze każdy kto odwiedza ich plantację, więc ja się powstrzymam – może tylko dodam, bo ja tego nie wiedziałem, że na terenie tejże plantacji jest parking, więc można śmiało wjeżdżać a nie zostawiać samochód na parkingu paręset metrów dalej.



Fajnie, że jeszcze na świecie są miejsca, gdzie można coś zobaczyć, czy też coś dostać za darmo – bo przecież wiadomo, że znacząca część turystów skusi się na to, co jest oferowane w sklepiku. A tam przecież ceny nie muszą być konkurencyjnego do tych w zwykłych sklepach. Tak samo było ze mną, dostałem małe co nieco do picia oraz przegryzkę, ale też nie odmówiłem sobie dodatkowego sosu z ananasa i lodów. Więc summa summarum chyba byli do przodu. Na samego ananasa się nie skusiłem, bowiem były dużo droższe (ale i bardziej żółte) niż dostępne w sklepach. Atrakcja fajna, nie za długa i bliska centrum.

Image

Potem pojechałem odwiedzić fabryki herbaty. Najpierw Porto Formoso, a potem Gorreana. Ta pierwsza jest malutka, mało odwiedzana i też niewiele ma do zaoferowania. Kilkuminutowy filmik, mała herbatka i to wsio. Aha, można jeszcze się przejść między krzakami herbaty. Ma to swój urok, ale niewiele więcej. Na zdjęciu poniżej można zobaczyć, jak zbierają herbatę, gdy turyści nie patrzą
Image
Druga fabryka herbaty jest większa, i widać, że bardziej przemyślana pod względem oferty dla turystów. Idzie się szlakiem przez wszystkie pomieszczenia i można podziwiać stare – ale ciągle jare – maszyny, a na koniec skosztować zarówno czarnej, jak i zielonej herbaty. A i sklepik jest dużo większy niż w przypadku Porto Formoso. Gdzieś czytałem, że wyżej oceniana jest wizyta w mniejszej fabryczne. Cóż, nie zgodzę się. I to wcale nie z industrialnego powodu. Ale o tym w następnym wpisie…
Aha, trzeba uważać wyjeżdżając..
Image ImageObok fabryki Gorreana znajdują się dwa szlaki – więc można połączyć podziwianie dzieł człowieka, z podziwianiem natury. Jeden z nich, ten wokół pól herbacianych, został już opisany i obfotografowany na tym forum. Natomiast drugi, linearny, nie. I to wielka szkoda. Bo trafiłem na niego przypadkiem, zastanawiając się, gdzie się mogę przejść korzystając z faktu, że jeszcze jest jasno. Właściwie był to powód, dla którego odwiedziłem drugą z wytwórni herbaty.  W dodatku powód, który powstał po patrzeniu na maps.cz.

 

I bardzo się cieszę, że mi się tam trafiło. Krótki, bo raptem około 20 minut w jedną stronę, ale świetny. Zaczyna się od pól herbacianych i zbiornika wodnego, by potem zejść pod most drogowy – swoją drogą, uśmiałem się przy tablicy opisującej tenże most. „Most w kształcie łuku, z kamienia, na jednej ze ścian napis JG 1962”. Zupełnie jakby był to jakiś zabytek antyczny, gdzie nic na jego temat nie wiadomo. Wydawałoby się, że przez 60 jakieś dokumenty się jeszcze zachowały…

 

Potem troszkę schodów, mijamy stary młyn i zaczynamy iść bardzo urokliwym wąwozem, by na sam koniec trafić na wodospad otoczony skałami i bujną roślinnością, przywodzącą na myśl dżunglę. Ale taką porządną, jak z amerykańskich filmów. Przepiękny widok, przepiękna atmosfera – chciałem tam zostać dłużej niż miałem możliwości.

 

Po powrocie na parking, miałem jeszcze półtorej godziny do kolacji, więc trochę się poszlajałem. Znalazłem też sympatyczne miejsce – z możliwością rozbicia namiotów – w obowiązkowym wodospadem. Parque dos Moinhos.

 

Image Image Image Image ImageChyba nie dodałem do ostatniego postu dwóch zdjęć. Oto i one:
Image
Image
Potem pochodziłem jeszcze po Ribeira Grande. Bardzo sympatyczne miasteczko, które wygląda jak fajne miejsce na odwiedziny przy świetle dziennym, tak by móc w pełni je docenić. Zresztą, po ciemku też wygląda uroczo.

Image
Image

Ale z niecierpliwością czekałem aż otworzą restaurację u rolników. I muszę powiedzieć, że było warto. Świetny stek za nie aż takie duże pieniądze – kilka euro więcej niż w centrum Ponta Delgada, ale smakowo to dwie klasy wyżej. W widać, że mają spore wzięcie, bowiem jak dzwoniłem rano, to wolny stolik był tylko na 19, mimo że otwarci są do 22. Ale wcale się nie dziwię.



Swoją drogą, ktoś to już wspominał, jest to ciekawe doświadczenie, jedzie się gdzieś na prowincję, potem trzeba pokrążyć troszkę pośród wystawy maszyn rolniczych, by w końcu trafić na restaurację, która zdecydowanie jest z wyższej półki. Urocze doświadczenie i każdemu polecałbym wizytę. Jest warta tych nie aż tak dużych pieniędzy…

Image Image ImageI dzisiaj nadszedł czas na ostatni dzień zwiedzania San Miguel. Plany, jak to zwykle u mnie, nie są zbyt ambitne, ale mogą się troszkę rozrosnąć. Ponieważ pogoda się popsuła troszkę i zamiast słońca z niewielkimi chmurami są chmury bez słońca, w dodatku wyglądające tak, jakby miały ochotę się odlać – to pewnie duży wpływ na plan dnia będzie miał aktualny stan pogody.



Dość długo wczoraj próbowałem pod względem logistycznym jakoś wpasować w moją trasę Ribeira dos Caldeirões, ale troszkę jest za daleko by to się udało, więc będzie musiało to miejsce poczekać na następny raz. Ale, plan wygląda następująco: na początek Lagoa do Fogo, ale nie za pomocną tego bardziej znanego szlaku z południa, a czegoś innego, co zachęcająco wygląda na mapie – więc nie wiadomo, czy się uda… Jak będzie dobry czas to jeszcze Lagoa do Congro. Potem pokręcę się po Furnas – z kolacją. A na koniec wizyta w tamtejszych basenach termalnych (bo są otwarte najdłużej).



A na deser w noclegowni.... ImageKorzystając z faktu że obsługa w restauracji jest niespieszna, to napiszę kilka zdań o Lagoa do Fogo. Startowałem szlakiem zaczynającym się na północy, w pobliżu Miradouro da Lagoa do Fogo, a nie linearnym szlakiem od południa, bardziej popularnym. Z prostej przyczyny, był krótszy i na dodatek umożliwiał zrobienie pętli.

Droga dojazdowa z Ponta Delgada, a szczególnie jej ostatni fragment jest zjawiskowa. Co chwilę obrazem do zapamiętania, co dwie punkt widokowy z parkingiem. Świetna rzecz.
Image
Lagoa do Fogo bardzo urokliwa, im bliższej, tym bardziej. Szlakiem schodzi się do poziomu wody czymś w rodzaju schodów (jeśli rusza się z punktu widokowego), co ja polecam, bo chyba łatwiej się schodzi schodami, niż tym, co jest alternatywą.
Image
Image
A alternatywą była całkiem sympatyczna ścieżka najpierw lądem, potem czymś w rodzaju grani. Bardzo stroma, czasem korzystałem z rąk by się asekurować - ale nieczęsto człowiek się może poczuć kozicą... Na pewno nie jest to droga dla osób z lękiem wysokości. No i trzeba dodać, że wchodzi się na wzgórze wyższe niż punkt widokowy, więc na sam koniec schodzi się do parkingu. Wszystko to w mniej niż godzinę przy ciągłych pięknych widokach.
Image
Image

edit: taptalk i zdjęcia...Potem nadszedł czas na krótki trekking (jakieś 45 min) do Lagoa do Congro i Lagoa dos Nenufares. To drugie, ma bardzo ładną nazwę i niewiele poza tym. Natomiast ta pierwsza, jest całkiem urokliwym miejscem, do którego idzie się gęstym lasem i na końcu można podziwiać piękny krater. Z tego co widziałem na mapie (i słyszałem), niedaleko jest też jakiś mały wodospad. Fajna trasa, aczkolwiek do pominięcia, jeśli ktoś jest w niedoczasie. Protip – pomimo tego, że droga do początku szlaku wygląda jakby droga gruntowa miała romans z korytem strumienia, można nią przejechać nawet małym samochodem pod sam początek szlaku. Jest gdzie zaparkować.
Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (12)

abelincoln 11 listopada 2021 12:08 Odpowiedz
Kupując bilety przez stronę przewoźnika zaskoczyła mnie niewielka różnica między taryfą discount a zwykłą. O ile dobrze pamiętam, to było mniej niż 10% wartości biletu. A że lot długi, człowiek wygodny – to dopłaciłem te drobne za możliwość wyboru miejsca w rzędzie ewakuacyjnym. No i bagaż rejestrowany jest w tej taryfie. Co prawda w życiu zdarzyło mi się z takowego korzystać 3 razy (z czego dwukrotnie przy przeprowadzkach do innego kraju), więc pewnie się zmarnuje, ale jak dają…Już podczas boardingu człowiek może poczuć że jest w drodze na południe, nawet jeśli obsługa jest lokalna. Boarding zaczął się 45 min przed lotem, ale że nie przez bramki tylko manualnie, plus rozmowy, plus gapiostwo pasażerów – boarding skończył się kilka minut przed godziną wylotu. Co i tak nie przeszkodziło mieć ponad 30 minut opóźnienia na starcie, ale ponoć przez mgłę w Lizbonie.Jeśli ktoś zastanawia się nad wielkością bagażu podręcznego, to na tym rejsie nikt się nie zainteresował, nawet jeśli pasażer wnosił dwie sztuki bagażu, z których każda wyglądała na za dużą jak na rozmiar podręcznego. Dopłata do wyboru miejsca się opłaciła, bowiem zmieniałem przed wyjściem miejce, by siedzieć samemu w trójce. Co prawda nie umiem sypiać w samolotach, ale miło jest mieć taką możliwość...Dzięki dużej ilości ciekawych promocji TAPa, w tym roku dość często miałem okazję korzystać z usług ANA lounge. Co prawda mam dość tutejszych bieda kanapek, ale zarówno białe jak i czerwone porto rekompensują wszelkie niedostatki żywieniowe. No i czymś takim dużo przyjemniej grzeszyć o poranku niż Carlsbergiem czy też – o zgrozo –Gammel Danskem w CPH.O zmianach w planie wyjazdu napiszę wieczorem, gdy będzie więcej czasu, ale dzięki TAPowi zamiast szybkiej podróży na Azory dzisiaj czeka mnie całodniowa przesiadka w Lizbonie. Jako że jest to kolejna długa przesiadka na tym lotnisku, to tym razem zdecydowałem się na wycieczkę do Sintry – której jeszcze nie miałem okazji odwiedzić. Plan jest dość standardowy - Palacio Nacional da Pena Sintra, Castelo dos Mouros, Quinta da Regaleira i jak będzie czas Palacio Nacional de Sintra. Ponieważ przechowalnie bagażu są na lotnisku zamknięte, to przy okazji przesiadki na Oriente zobaczę, czy pamiętam, gdzie tam jest przechowalnia. No to w drogę.Edit: taptalk trochę zmasakrował formatowanie tekstu, więc musiałem to poprawić przez stronę. Ale zniknęło zdjęcie poglądowe. Cóż za cóż. Sorki :D
oskiboski 11 listopada 2021 17:08 Odpowiedz
Zapowiada się świetnie :)
sudoku 11 listopada 2021 23:08 Odpowiedz
Quote:Plan:CPH-LIS 11.11 05:55-8:25LIS-PDL 11.11 22:20-23:45PDL-FLW 12.11 08:25-10:35FLW-HOR 14.11 11:15-12:05HOR-PDL 14.11 18.00-18:55PDL-PIX 19.11 15:20-16:15PIX-PDL 21.11 16:40-17:30PDL-LIS 22.11 19:25-22:40LIS-CPH 22.11 07:35-12:10To kiedy ta praca? :o
abelincoln 11 listopada 2021 23:08 Odpowiedz
@sudoku od poniedziałku do następnego poniedziałku (bez weekendu oczywiście)
booboozb 13 listopada 2021 12:08 Odpowiedz
@abelincoln masz może zdjęcie tej wartowni wielorybniczej? ;)
stasiek-t 13 listopada 2021 17:08 Odpowiedz
abelincoln napisał:. Plus, zauważyłem w jednej z knajp wczoraj, plakat informujący o jakimś festynie w wiosce obok. Co prawda nie wiem z jakiej okazji i co będzie poza kasztanami (do 19.30), ale raz się żyje...Okazja jest na plakacie - Św. Marcin na białym koniu przyjedzie ;). Lekko spóźniony, bo miał imieniny 11 listopada...
abelincoln 14 listopada 2021 17:08 Odpowiedz
Planem b okazało się siedzenie na tyłku w lotniskowej kawiarni. W niedzielę nie jeździ autobus, taksówkarz nie chciał zejść z wyjściowej ceny 25e/RT (ale pewnie to przez mój brak umiejętności negocjacyjnych), za jedynym otwartym okienku wypożyczalni samochodów nikogo nie ma (a kręciłem się tam przez dobry kwadrans), poza tym na stronie oferują najtańszy samochód za 50 euro(!).Jako że wiatr wieje, deszcz pada, a ja mam trochę zaległych lektur, to czas szybko minie. Poza mną w kawiarni jest 9 innych osób, jako że tylko mój samolot został - pewnie wybrali ten sam plan b. (Edit: skłamałem - jest jeszcze spóźniony samolot do TER, ale jego pasażerowie raczej czekają na airside)Wcześniej było więcej osób, bo odwołano lot do Lizbony, ale ostatni autobus do hotelu już odjechał.
abelincoln 14 listopada 2021 23:08 Odpowiedz
No i skończyło się rumakowanie. Moje połączenie do PDL zostalo odwołane przez pogodę. Zobaczymy czy mają tutaj na wyspie wystarczającą ilość miejsc hotelowych, bo już wcześniej odwołali loty na Corvo oraz do Lizbony. Wygląda na to, że jednak tak. Co dobre dla mnie, z hotelu wyruszamy już po zakończeniu mojej pracy, więc od tym względem nie jest źle. Szkoda natomiast, że z 4 dni (a właściwie popołudni) na Sao Miguel zostaną mi 3. No ale, niezrealizowane plany to chyba dobry powód by wrócić w przyszłości? Strasznie długo trwało czekanie na transfer do hotelu. W sensie czekaliśmy wszyscy w autobusie, czekaliśmy, 20 minut później przyszedł jakiś facet, wsadził walizkę do luku bagażowego, popatrzył w prawo, popatrzył w lewo, wyciągnął ja i wrócił do terminala... Po dalszych 5 minutach w końcu przyszła jakaś zagubiona para. Kierowca tak się ucieszył że ruszył z otwartymi środkowymi drzwiami. Jakieś 20 metrów później się zatrzymał i je zamknął. Myślałem że jest jakaś blokada - ale najwyraźniej się na tym nie znam... Hotel ponoć czterogwiazdkowy. Z basenem. Nieczynnym. Patrząc na to jak bardzo w poważaniu mnie miał barman, rzeczywiście dużo gwiazdek jest. Pan wyczyścił całą zmywarkę kieliszków zanim do mnie poszedł. Wino za 3 euro, po kolacji zdecydowanie idę na miasto. Trochę się obawiałem czy to, że przelot FLW-PDL jest kupiony w lekko kombinowany sposób nie zemści się i nie ugryzie mnie w bolesne miejsce, ale póki co nie jest źle - zmieniona rezerwacja jest taka jaka powinna być.
tropikey 16 listopada 2021 17:08 Odpowiedz
Jak wegańskie, to poproszę o nazwę, bo nie kojarzę tego lokalu :)
abelincoln 16 listopada 2021 23:08 Odpowiedz
@tropikey nie jest to stricte wegański bar, ale większość dań była taka, kilka było wegetariańskich z opcją zamiany na wegańskie: Rotas da Ilha Verde. Rua de Pedro Home 49.Ech, siedząc w knajpie, miałam nadzieję że to się tłumaczy jakoś poetycko - np. bulwy wyspy zielonej, albo coś w tym stylu, ale niestety jest dużo bardziej trywialnie...
wintermute 17 listopada 2021 12:08 Odpowiedz
Z tego co pamiętam to ten sklep „O principe dos queijos” był najlepiej zaopatrzony i miał najlepsze ceny na całej Sao Miguel. Jak widać nic się nie zmieniło.
pabien 22 listopada 2021 17:08 Odpowiedz
Pojawia mi się ten tytuł od czasu do czasu. Niestety tylko tytuł. Za wytłumaczenie niech służy cytat "Pierwszej nocy w nowym miejscu piszę książkę pod tytułem 08400. Niestety jestem zdyskwalifikowana we wszystkich konkursach literackich z powodu slabego tytułu."Cytat jest z młodej polskiej autorki. Autorki tak dobrej, że kiedy czyta się jej książki chce się wyć.