0
abelincoln 11 listopada 2021 03:43
Image
Nie bądźcie jak Janusz. Janusz zaparkował na wjeździe na miejsca do parkowania, więc nikt poza nim nie korzystał z parkingu...
Image
No i dotarłem do Furnas. Całkiem sympatyczne miasteczko, które chyba można określić jako najbardziej turystyczne na wyspach, przynajmniej z tych, które miałem okazję odwiedzić. Bardzo fajnie chodzi się wśród gorących czy też nawet wrzących źródeł, tuż obok jest też sympatyczny park. No i niejeden sklep z pamiątkami. Ale, nie jest to jeszcze poziom znany z innych turystycznych miejsc.
Image
Image
Jest też możliwość skorzystania z gorących źródeł. Ponieważ przyjeżdżałem tam wieczorem, to zostały mi tylko Poca de Dona Beija. I mam dość ambiwalentne uczucia. Owszem, ciepła woda zawsze na propsie. I 6 euro wstępu to nie jest aż tak dużo, więc można sobie pozwolić na odwiedziny bez dużego kaca moralnego. Z drugiej strony, jest są to raptem 4 małe baseny (5 z zimną wodą, 6 mi się nie udało znaleźć). Jest pełno ludzi, nawet jeśli nie było jeszcze kolejek (a sporo osób o tym pisze), dodatkowo te baseny są dość monotonne – może poza wodospadem w jednym z nich. Ok, rozkoszna rzecz na zmęczone nogi drałowaniem w górę i w dół. No i nie ma w środku żadnej możliwości kupna niczego zimnego, może nie oczekiwałbym alkoholu – bo troszkę niezbyt rozsądny pomysł na połączenie go z gorącą kąpielą, ale sok? Aha, parking jest malutki i miałem spore szczęście, że udało mi się coś znaleźć. Widziałem, że jak wychodziłem około 20, więcej ludzi zaczynało przychodzić i z miejscami parkingowymi było krucho.

Image
jak się jest w Furmas, to trzeba spróbować Cozido. Czyli potrawy mięsno-warzywnej, gotowanej w cieple wulkanicznym. Spróbowałem i o ile bardzo podoba mi się otoczka, to tak na dobrą sprawę jest to ładnie opakowany wkład do rosołu. Niedoprawionego. Ale, byłem, zaliczyłem, zrobiłem zdjęcie.
Image

A na koniec google maps zafundował mi to, co google maps robi najlepiej. Czyli drogę powrotną pod tytułem – kiedyś tu była droga, więc śmiało, zmieścisz się. Tylko że jest ciemna noc, a droga pewnie uczęszczana przez jeden samochód na dobę. Przyznam się szczerze, że w pewnym momencie poprosiłem głośno mojego rzęcha, by tylko się nie popsuł – bo nie miałem ochoty testować, ile potrwa wezwanie pomocy. O ile jest zasięg. No ale, po pewnym czasie bardzo boczna droga klasy III zamieniła się w bardzo boczną trasę klasy II, bowiem po skręceniu na „główniejszą” pojawiły się znaki. Znaczy się, cywilizacja. Potem nawet udało się dotrzeć do głównej drogi wzdłuż wybrzeża, więc było dobrze.

Po czym miałem moment, który zapadnie długo w mojej pamięci. Po jednej z wielu serpentyn przełączyłem się na długie i prawie doznałem zawału serca – bo oczom moim okazał się koń idący bokiem jezdni. Nagle, więc się wystraszyłem, po czym włączył się proces myślowy. Koń. W nocy. W środku niczego. Z bańkami na mleko po bokach. Bez jeźdźca. Co ja piłem dzisiaj? Nic, co wskazywałoby na możliwość halucynacji. Może te Cozido było trefne? Może to te źródła? Ale, koń szedł równo bokiem jezdni, ja minąłem go powoli i z zainteresowaniem – nieodwzajemnionym. I pojechałem dalej. Życie jest pełne nieodpowiedzianych zagadek...

PS. Ktoś wie dlaczego w 2/3 przypadków Taptalk oczekuje ode mnie pisania czarnymi literami na czarnym tle, co bywa troszkę skomplikowane, niezależnie od tego czy używam ustawień systemowych, czy natywnej kolorystyki taptalka?Obiecywałem na początku, że będzie jak na grzybach. No I dzisiaj jest ten dzień, kiedy jest jak na grzybach. To znaczy plan nie był zbyt ambitny: praca, lotnisko, samolot, lotnisko, sklep, nocleg. I póki co udaje się go zrealizować w 100%. To znaczy jestem już na lotnisku (pierwszym) – a samolotu jeszcze nie odwołano.



Po drodze jeszcze mój rzęch mnie troszkę przestraszył. Jechałem na lotnisko, droga szybkiego ruchu, stówa na liczniku i nagle odzywa się alarm – ten od niezapiętych pasów, czy też pozostawienia kluczyka w stacyjce. Szybki rzut oka na kontrolki i nic. Szybkie zastanowienie się co to może być i nic. To zrobiłem to co każdy informatyk, czyli zjechałem z drogi szybkiego ruchu, znalazłem miejsce do zatrzymania się i zrestartowałem maszynę. Podziałało [emoji4]



Na deser zdjęcie z mojego dzisiejszego „biura”. Jako że doba w airbnb kończyła się o 11, to musiałem te 2,5 godziny popracować – zastanawiałem się nad miejscem coworkingowym, ale że ładna – nie za słoneczna – pogoda jest, to postanowiłem popracować na zewnątrz. Z coworkingu skorzystam w poniedziałek.

ImageNo cóż, wygląda imponująco. Szczególnie z perspektywy poziomu morza. No ale zobaczymy jutro, na co pozwoli pogoda... Póki co bardzo mocno wieje.
Image

Póki co miałem okazję tylko się przejść po centrum Madaleny, wygląda całkiem sympatycznie, zresztą, z okna samochodu cała wyspa tak wygląda.
Image
Jako że mój nocleg jest w pewnym oddaleniu od miasteczka to poszedłem z półtora kilometra do najbliższego baru na wieczorne wino, knajpa okazała się klasy lux, więc zastanawiam się, czy nie było rozsądniej kupić w sklepie butelki - w tej samej cenie. Szczególnie że dają wino, które jest dostępne na każdej z wysp - w sensie te

A jutro na sam początek luksus. Zamiast wstawać przed 6, wstanę przed 8. A co.Cóż, jak to bywa, plany swoje, życie swoje. Pogoda jest taka, że jako mieszkaniec Skandynawii jestem pod wrażeniem. Jestem w chatce będącej początkiem szlaku i leje ciągle, z przerwami na ulewy takie, że wycieraczki na najwyższych obrotach miały z tym problem. Dodatkowo mocno wieje - tak że jak po drodze chciałem zrobić zdjęcie tylko opuszczając szybę, to to zmoczylo mnie dość mocno, łącznie z rzeczami na fotelu pasażera. Jak czytam w relacjach, że na Wyspach Owczych czy na Islandii pada czasem poziomo, to tutaj też. Rozmawiałem z obsługą, i ponoc ma się pogoda pogarszać - od 11.00 ogłaszają żółte ostrzeżenie. Ponoć na kilka najbliższych dni. Chyba nie chce wiedzieć jak to wygląda, kiedy ogłaszają czerwone...


Cóż, trza się rozglądać za planem b. Coś tam mam przygotowane, aczkolwiek nie na dwa dni, a chyba jutro też nici z planów.
Image Image ImageSkoro nie udało się nad ziemią, to trzeba było spróbować pod nią. Wybrałem się do Gruta das Torres. Czyli polawowa jaskinia. Zwiedzanie kosztuje 8e i odbywa się kilka razy dziennie z przewodnikiem.
Image
Nie miałem jeszcze okazji zobaczyć jaskini tego typu, więc byłem ciekawy tego doświadczenia. Ogląda się tylko drobną jej część - a i tak trwa to ponad godzinę (plus kilkuminutowy film na początek). Pozostałe części są dostępne tylko dla naukowców. Nie licząc początkowej części, w jaskini nie ma żadnych udogodnień czy sztucznego bądź naturalnego światła.

Image
Moim zdaniem warte odwiedzenia, szczególnie że jest to doświadczenie niezależnie od pogody. A tymczasem podążam północną częścią wyspy w poszukiwaniu następnej atrakcji...
ImagePotem chciałem odwiedzić vineyard culture interpretation center, ale trochę się to okazało skomplikowane, bowiem na mapach Google jest w zupełnie innym miejscu niż by to sugerował opis. To znaczy w polu. Dosłownie. Natomiast od na stronie jest dość enigmatyczny, podając miejscowość. Więc trochę to trwało zanim go znalazłem - a i tak przeoczyłem. Dopiero po zapytaniu się w innym miejscu udało mi się trafić. Ale że było tuż przed sjesta, to musiałem przejść aż ona minie. Szkoda tylko że, jedyny bar w tej miejscowości jest zamknięty na 4 spusty...
Image
Tak więc spędziłem trochę czasu w Lajido i na pewno jest to wojska warta odwiedzenia. Piękne domki, skaliste wybrzeże i wiele miejsc piknikowych. Natomiast jeśli chodzi o centrum kultury winnej, to mocno mnie rozczarowało. Małe miejce, kilkanaście plansz, jeden eksponat i pół kieliszka wzmocnionego wina na koniec. Wino rasowe, smaczne, na dodatek pełnoletnie. Ale nie wiem czy warte odwiedzin w tym miejscu.
Image
Obok było też placówka poświęcona wulkanów - można było kupić wspólny bilet. Co jakiś czas odbywają się w nim pokazy. Najpierw 10 minutowy film o podróży do wnętrza ziemi - wyświetlany w sferze, więc 360 stopni obrazu, fi o trzęsieniach ziemi, a potem symulacja trzęsienia ziemi. Pierwsze dwa dość monotonne, trzecie dość jarmarczne. Atrakcja chyba ciekawa dla dzieci, dla dorosłych troszkę mniej...
Image
ImageCiekawa jest ta pogoda na Pico. Jak było w okolicach szlaku na szczyt już pisałem. Natomiast przy wybrzeżu jest bardzo zmiennie. Były chwile, kiedy nawet się przebijało słońce przez chmury, ale też były momenty, gdzie lało równie intensywnie, jak pod szczytem. Dlatego nie decydowałem się dzisiaj na żadne trekkingi. Skoro dane mi było zmoknąć w drodze na szczyt, to co się będę rozdrabniał.

Image

Swoją drogą, chyba rzeczywiście było niecodziennie deszczowo, skoro jedna z głównych dróg wyglądała tak:

Image
Image

Odwiedziłem Santo Antonio

Image

Wjechałem na punkt obserwacyjny Sao Roque do Pico
Image


I nawet trafiła się jakaś okupowana przez kaczki Lagoa (do Capitao)

Image



Swoją drogą, zauważyłem, że Google Maps ma spore problemy z restauracjami na mniejszych wyspach. Tak jakby nie do końca był w stanie zaakceptować to, że znacząca część pracuje tutaj w trybie obiad, kolacja, z kilkugodzinną przerwą w międzyczasie. Zdarzało mi się to na Flores i zdarzało mi się to kilkukrotnie tutaj, że jechałem po kilka kilometrów do restauracji, która miała być otwarta (nawet był „as busy as usual”), a na miejscu okazywało się, że jednak przerwa. Co bywa czasem frustrujące, jak człowiek trafia na takie coś 5 razy z rzędu…Cóż, przez noc pogoda się mocno pogorszyła i może nie jest tak jak wczoraj pod górą, ale niemniej mocno wieje, leje i chmury są dość nisko. Nauczony doświadczeniem z zeszłego tygodnia - I have a bad feeling about this...

Tak na dobrą sprawę dzisiaj jest ostatni dzień że zwiedzaniem podczas tego wyjazdu. Późniejszym popołudniem wracam do Ponta Delgada, jutro praca i wieczorem lot do Lizbony, a we wtorek rano lut do domu. Ponoć, wyjazdy zawsze kończą się za szybko.

Przy okazji, chciałbym odradzić korzystanie z cwazores na Pico. 3 miesiące temu, jak zaczynałem planować ten wyjazd, wysłałem zapytanie do kilku firm oferujących obserwacje wielorybów. Dwie odpisały, że to niski sezon i nie pracują, a cwazores napisali, że mają pełną ofertę w listopadzie. Więc spytałem o pływanie z delfinami, potwierdzili, że jeszcze nie mają dat (co oczywiste), ale będzie to możliwe. Dwa tygodnie temu się przypomniałem, i dostałem odpowiedź że w niskim sezonie nie robią pływania, ale mogą zaoferować wieloryby, powiedzą to kilka dni przed.

I oczywiście nic nie potwierdzili. Przy okazji późnego obiadu wczoraj, mijałem ich biuro - i ostatnie propozycje są przed półtora tygodnia... Gdyby jasno zakomunikowali mi że nie ma szans na to co chcę, to pewnie troszkę inaczej bym ten wyjazd rozłożył... Ale cóż, teraz mogę tylko ostrzec.


ImagePogoda przez większą część dnia składają się z ulew przeplatanych z deszczem. Dopiero jak już byłem w drodze na lotnisko, deszcz zamienił się w mżawkę, a nawet kilka razy przestało padać. Więc zwiedzanie dzisiaj było kuchni samochodowe.

Na początek jedna rzecz, która odpuściłem sobie wczoraj, czyli Museo do vinho do Pico. Ponieważ w niedzielę wstęp jest w ulubionej cenie forumowiczów fly4free... Dużo lepsza wystawa od tej wczorajszej, może poza faktem, że wyjaśnienia angielskie dostaje się osobno, w skoroszycie. Też jest dużo więcej pokazane, w tym można pozwiedzać pole z winoroślami.

Image
Image
Image

Potem pojeździłem wzdłuż południowego wybrzeża, ale tak na dobrą sprawę bardziej robiąc zdjęcia z okna samochodu, niż wychodząc. Co i tak niewiele dawało, bo wiary sporą część deszczu wrzucał mi w twarz...

A na koniec udało mi się trafić na bardzo sympatyczny park w Sao Joao. Co prawda bardziej by pasował do jakiegoś polskiego miasta, bowiem sosenki i sarenki brzmią bardziej swojsko, ale cóż, chwilowo nie padało, więc skorzystałem z możliwości rozprostowania kości.


Image Image Image
Image
Opuszczam Pico z poczuciem lekkiego zawodu, bowiem dwie rzeczy tutaj miały być najciekawszym elementem wyjazdu. No ale z góry było wiadomo że mogą się nie udać przed pogodę. No i się nie udały. A wyspa Pico jest na tyle mało turystyczna - szczególnie jak się jest kierowcą, że ilość rzeczy, które można robić gdy leje, jest bardzo niewielka. Ale to też było wiadomo przed wyjazdem.

A jutro kolejny "grzybowy" dzień. Praca, zakup pamiątek i lot do Lizbony. Więc za dużo wpisów proszę się nie spodziewać.Pożegnalny dzień na Azorach był dokładnie taki, jak zaplanowałem. Czyli praca, zakupy, lotnisko. Znaczy się, dzisiaj był dość ciężko przypadek poniedziałku w pracy, więc zamiast, tak jak planowałem, wyjść z hotelu około 9 i podążyć do biura co-workingowego, wyszedłem z hotelu o 14, ostatnie 2 godziny spędzając na fotelu w lobby. Szczęśliwie hotel takowe posiadał. Co nie jest takie częste w dwugwiazdkowych przybytkach...

Dzięki temu, że niezbyt mogłem sobie pozwolić na te pół godziny przerwy potrzebne na przeniesienie się, zaoszczędziłem całe 10 euro, tyle bowiem kosztowała dniówka w takim biurze, będzie więcej na pamiątki. Swoją drogą, ananas na plantacji kosztował 5 euro za kilo, w opisywanym wcześniej sklepie z produktami regionalnymi jest za mniej niż połowę tego...

Jeszcze jedna rzecz z wczoraj. Trasę PIX-PDL pokonywałem na darmowym bilecie dolotowym, ale przy odpowiednim odprawie w okienku na lotnisku nikt nic ode mnie nie chciał. Nie ryzykowałbym kupienia bilety, zamówienia dolotu i potem anulacji - ale też nigdy nie byłem aż tak odważny... Czy też cebulochętny.

Na pożegnanie wysp ostatnie wino wypite w porcie. W tle jakiś kontenerowiec obraca się w kanale portowym...
Image
@pabien (mam nadzieję że dobrze zrozumiałem to co chciałeś napisać) wydawało mi się, że clickbaitowe tytuły są na Stronie Głównej, na forum bardziej liczy się treść... [emoji6]Ciekawe, pierwszy raz od kilku miesięcy, ktoś sprawdzał mi paszport covidowy przed lotem do Danii. Ale też szukali pasażerów do WAW w tej samej sprawie - a chyba nie ma wymogu posiadania (jak ktoś chce kwarantannę) takowego przy lotach do PL, więc nie wiem jakie przeterminowane informacje na obsługa naziemna...
Image

Wciąż jestem zadowolony, że zapłaciłem te kilka procent więcej i mogę sobie wybierać miejsce w economyExtra. Dzisiaj wypełnienie ten to z 20%, w porównaniu z 80% na zielonych fotelach, więc mogłem sobie wybrać wolną trójkę, a nawet szóstkę. Tak to ja mogę latać ;-)

Niby LIS to takie porządne lotnisko, a o 23 niezbyt jest gdzie zjeść kolację... Dobrej nocy.
ImageSpodziewałem się, się LIS będzie troszkę bardziej przyjazne do spania, to znaczy idzie znaleźć całkiem ok miejsca, ale jako że światła nie są przyciemniane w nocy, sporo sprzątania odbywa się w tym czasie, no i ochrona namiętnie sobie jeździ meleksami ( łącznie z cofaniem z odpowiednimi sygnałami dźwiękowymi), to dla osoby z lekkim snem nie jest to dobre środowisko do spania. Chyba najlepsze miejce od względem światła i dźwięku jest na ławie (choć nie tak miękkiej) w kawiarni dots przy bramce 13, ale akurat tam już było zajęte jak przyjechałem. No ale, lecimy dalej...

To już ostatni etap tej podróży, więc pozwolę go sobie uczcić lampką porto(jedną każdego rodzaju od course), tak aby tutejsze niezbyt smaczne kanapki łatwiej wchodziły. Szkoda tylko, że w saloniku mogę spędzić troszkę ponad kwadrans, raczej nie starczy czasu na dwie kawy. A ta w samolocie jest niepijalna
Image... Ech, to uczucie, gdy boarding jest opóźniony o ponad kwadrans, a ciągle człowiek słyszy by zachować odpowiedni dystans [emoji16] ImageJako, że siedzę już nas koniaczkiem (podwójnym) w saloniku w CPH, to chyba czas na krótkie podsumowanie. Znaczy się, na tyle krótkie by nikogo nie zanudzić, ale też w dwóch częściach - dzisiaj pierwsza część, w ciągu kilku najbliższych dni postaram się tą relację zakończyć druga częścią podsumowania, o wydatkach.

Azory są przepięknym miejscem do spędzenia urlopu, ale tylko jeśli ktoś lubi spędzać czas na łonie natury. Tras na każdej z (odwiedzonych przy okazji tego wyjazdu) wysp jest sporo, i w dodatku są to trasy o różnych długościach i stopniach trudności. A prawie wszystkie z nich oferują niezapomniane wrażenia.

W dodatku zarówno Flores jak i Pico nie są jeszcze do końca zdominowane przez turystykę masową (aczkolwiek widać że na Pico inwestuje się mocno w doznania dla wielbicieli win), więc z jeden strony na się wrażenie bliższego i niezadeptanego kontaktu z maturą, ale z drugiej, jeśli pogoda nie dopisze (a poza sezonem się to zdarza często), to raczej pozostają zajęcia w podgrupach czy też gry, książki i filmy, bo alternatyw niezależnych od pogody za bardzo nie ma.

Pierwszy raz zdarzyło mi się łączyć wyjazd gdzieś daleko z pracą, dotychczas raczej pracowałem zdalnie spoza domu przy okazji odwiedzin rodziny czy też znajomych. Tutaj przez dominację atrakcji wymagających światła dziennego, trzeba było sobie narzucić dużą dyscyplinę, by maksymalnie wykorzystać czas pomiędzy końcem pracy, a zmierzchem. Co było ciekawym ćwiczeniem logistycznym. Szczególnie jeśli dodamy do tego jeszcze pisanie relacji w międzyczasie.

Mam zawieszone bilety do Brazylii z jednej z promocji TAPu, a że tam jest przesunięty czas tylko o 3 godziny, to może też w tym przypadku połączę wyjazd urlopowy z pracą. Dzięki temu można być gdzieś daleko dłużej, zobaczyć więcej - a nie zużywać urlopu.

Na pewno w przyszłości będę musiał więcej czasu przewidzieć na cieszenie się atrakcjami - i sugerowałbym to samo innym. Bo o ile dobrze udawało mi się tworzyć "pakiety" atrakcji na dane popołudnie, to przeważnie nie mogłem spędzić nad nimi tyle czasu ile bym chciał, bo inaczej nie zdążyłbym przed zmrokiem. Dużo lepiej to się udawało gdy miałem cały dzień do dyspozycji. Ale to chyba problem większości osób będących pierwszy raz w bardzo urokliwym miejscu- gdy nie wie się, kiedy i czy się tam wróci.

Na Azorach poza sezonem (choć pewnie i w jego szczycie) trzeba przy planowaniu zachować margines na nieprzewidziane opóźnienia w podróżach między wyspami. Dość regularnie pojawiało się to w relacjach, które czytałem przygotowując się do wyjazdu, u mnie zdarzyło się to przy locie HOR-PDL i promie z Flores na Corvo. Zresztą, zarówno przy locie FLW-HOR, jak i PIX-PDL powiedziałbym że raczej było bliżej minimalnych warunków widoczności/wiatru niż idealnych. Więc i blisko odwołania lotu.

W moim wyjeździe, obawiałem się powrotu z Flores, oraz pogody na Pico. I w obu przypadkach ryzyko się ziściło, na szczęście nie wpłynęło to zarówno na pracę ( bo opóźniony o dobę powrót na Sao Miguel obył się po pracy) jak i na lot powrotny do domu (bo udało się wrócić zgodnie z rozkładem, a poza tym lot do LIS był po 27 godzinach od planowanej godziny powrotu z Pico, więc była szansa, że nawet przy opóźnionym dolocie o dobę, zdążyłbym na lot na kontynent). Tylko niezrealizowanych planów żal...

Jedna rzecz, którą powinienem poprawić na przyszłość, to przygotowanie od względem jedzenia/restauracji. Nie licząc jednego miejsca na Sao Miguel, nie miałem niczego zanotowanego. W dodatku w godzinach lunchowych wolałem zwiedzać, by nie tracić światła dziennego - więc często zdarzało się, że restauracje znajdowałem na podstawie google maps. A te okazywały się być albo zamknięte na sjestę, albo w ogóle nieczynne. Przez co musiałem szukać innych, jeszcze bardziej przypadkowych i traciłem niepotrzebnie czas.


I jeszcze kilka uwag o dzisiejszym locie (zielona strefa 90%, czerwona 80%, C - 50%) - wczoraj leciałem a320, teraz lecę a321neo w rzędzie ewakuacyjnym i o ile rzeczywiste economyExtra na dużo miejsca na nogi, to tutaj w rzędzie ewakuacyjnym jest jeszcze sporo więcej. Więc jeśli ktoś ma taką możliwość, brać, nie wybrzydzać.

Jakśmy czekali sobie wspólnie się przytulając w oczekiwaniu na rozpoczęcie boardingu, chyba pierwszy raz zdarzyło mi się usłyszeć w TAP informacje o jednej sztuce bagażu podręcznego. Plus rzecz osobista. Byłem ciekawy czy to zaczną sprawdzać - ale było jak zawsze. Co kto chciał, to mógł wnieść.
Image
Image
ImageI obiecane podsumowanie kosztów wyjazdu. Z jedną uwagą, nie chciało mi się bardzo dokładnie liczyć wydatków, więc przeważnie są one lekko zaokrąglone w górę. Wyjazd nie był bardzo budżetowy – w sensie nie ciąłem maksymalnie kosztów, tylko starałem się miło spędzić czas. Wszystkie ceny poniżej w euro.

Loty – lot na Azory był kupiony przy okazji promocji TAP. Jeśli chodzi o latanie między wyspami, to może będzie to opis historyczny, a nie coś przydatnego w przyszłości (po ostatnich zmianach w darmowych przelotach po\przed lotem z kontynentu). Pierwotnie planowałem skorzystać z oferty airpass (dla PDL-FLW, FLW-PDL i PDL-PIX), ale przy łącznych kosztach pojedynczych biletów 240 euro, symulacja wyszła 220 euro, więc kupiłem bilety osobno u pośredników. Poza PDL-FLW były to 2 bardziej skomplikowane trasy, gdzie korzystałem tylko z części biletu: FLW-HOR-PDL-PIX-LIS oraz PDL-PIX-LIS. Trasa PIX-PDL była darmowym dolotem do osobno kupionego biletu PDL-LIS, i wtedy udało mi się zbić koszt do 156 euro.

1.PNG


Wynajem samochodu - na Sao Miguel wynajmowałem przez Vipcars w Ilha Verde, 33 euro za 5 dni płatne z góry. Samochód najmniejszy Hyundai i10, 4 letni, podbijany, bez anteny i trochę rzęchowaty, często wydawał dziwne odgłosy i ściągało go lekko na prawą stronę. Ale dał radę. Kaucja 1200 euro, zwolniona tego samego dnia co oddanie. Próbowali sprzedać jakiś upgrade, ale niezbyt nachalnie. Na Flores i Pico wynajmowałem przez Ryanair w Autatlantis, oba po 40 (plus 10% prowizji Ryanaira płatna z góry, reszta na miejscu) za 2 doby, 500 euro kaucji - ta sama kaucja na oba wynajmy, sami o to pytają, wygasła jeszcze przed oddaniem drugiego samochodu (8 dni ważności). Zamówiony najmniejszy samochód, otrzymany w obu przypadkach 3 letni C1. Oddanie samochodu bardzo szybkie i bezproblemowe.

3.PNG


Noclegi były wynajęte przez AirBnb. W Ponta Delgada wynająłem trochę droższe miejsce niż najtańsze oferty, ale specjalnie chciałem mieć coś większego, tak by mi się wygodniej pracowało. Natomiast na Pico trochę popełniłem błąd, a troszkę się dałem naciąć. Z perspektywy czasu widzę, że powinienem poszukać czegoś w winnicy, tak by sobie uprzyjemnić wieczory, szczególnie że po jeżdżeniu tam samochodem widziałem, że jest sporo miejsc sugerujących połączenie winiarni i noclegowni. Przy poszukiwaniu przed wyjazdem, aż tak mi się to nie rzuciło w oczy. A dałem się naciąć, ponieważ obszar, gdzie mniej więcej znajdowała się kwatera (widoczny przed rezerwacją) był o jakoś 1,5km bliżej do „centrum” Madaleny niż w rzeczywistości. Co powodowało, że niezbyt się dało przejść tam wieczorem – tylko trzeba było korzystać z samochodu. A i na mniejszych wyspach jest mniej noclegów, to i ceny są wyższe.

2.PNG


Pamiątki kosztowały dość dużo, ale w podziękowaniu dla najlepszej z żon, zdecydowałem się zakupić dla niej trochę pumeksu lokalnej biżuterii z kamieniem wulkanicznym. Plus ze dwa wina, które są zdecydowanie droższe niż te z kontynentu. Trochę też kosztowały herbaty. Miałem jeszcze 150 euro w gotówce, którą wydawałem przez cały pobyt – bodajże w dwóch sklepach i jednej lokalnej knajpce nie było możliwości zapłaty revolutem.

4.PNG


Łączny koszt wyjazdu zamknął się w niecałych 1,5 tys. euro.

I to by było na tyle z wyjazdu na Azory do pracy. Dziękuję tym, którzy dotrwali do końca moich wypocin (kto by się spodziewał tych 60 postów?), a także przepraszam tych, którzy nie dali rady – że w ogóle musieli zaczynać to czytać. A że nie sposób pisać o Azorach i nie wspomnieć o krowach, co mi się chyba dotychczas udało, to zwierz ów na zakończenie.

IMG_20211113_132715.jpg


Dodaj Komentarz

Komentarze (12)

abelincoln 11 listopada 2021 12:08 Odpowiedz
Kupując bilety przez stronę przewoźnika zaskoczyła mnie niewielka różnica między taryfą discount a zwykłą. O ile dobrze pamiętam, to było mniej niż 10% wartości biletu. A że lot długi, człowiek wygodny – to dopłaciłem te drobne za możliwość wyboru miejsca w rzędzie ewakuacyjnym. No i bagaż rejestrowany jest w tej taryfie. Co prawda w życiu zdarzyło mi się z takowego korzystać 3 razy (z czego dwukrotnie przy przeprowadzkach do innego kraju), więc pewnie się zmarnuje, ale jak dają…Już podczas boardingu człowiek może poczuć że jest w drodze na południe, nawet jeśli obsługa jest lokalna. Boarding zaczął się 45 min przed lotem, ale że nie przez bramki tylko manualnie, plus rozmowy, plus gapiostwo pasażerów – boarding skończył się kilka minut przed godziną wylotu. Co i tak nie przeszkodziło mieć ponad 30 minut opóźnienia na starcie, ale ponoć przez mgłę w Lizbonie.Jeśli ktoś zastanawia się nad wielkością bagażu podręcznego, to na tym rejsie nikt się nie zainteresował, nawet jeśli pasażer wnosił dwie sztuki bagażu, z których każda wyglądała na za dużą jak na rozmiar podręcznego. Dopłata do wyboru miejsca się opłaciła, bowiem zmieniałem przed wyjściem miejce, by siedzieć samemu w trójce. Co prawda nie umiem sypiać w samolotach, ale miło jest mieć taką możliwość...Dzięki dużej ilości ciekawych promocji TAPa, w tym roku dość często miałem okazję korzystać z usług ANA lounge. Co prawda mam dość tutejszych bieda kanapek, ale zarówno białe jak i czerwone porto rekompensują wszelkie niedostatki żywieniowe. No i czymś takim dużo przyjemniej grzeszyć o poranku niż Carlsbergiem czy też – o zgrozo –Gammel Danskem w CPH.O zmianach w planie wyjazdu napiszę wieczorem, gdy będzie więcej czasu, ale dzięki TAPowi zamiast szybkiej podróży na Azory dzisiaj czeka mnie całodniowa przesiadka w Lizbonie. Jako że jest to kolejna długa przesiadka na tym lotnisku, to tym razem zdecydowałem się na wycieczkę do Sintry – której jeszcze nie miałem okazji odwiedzić. Plan jest dość standardowy - Palacio Nacional da Pena Sintra, Castelo dos Mouros, Quinta da Regaleira i jak będzie czas Palacio Nacional de Sintra. Ponieważ przechowalnie bagażu są na lotnisku zamknięte, to przy okazji przesiadki na Oriente zobaczę, czy pamiętam, gdzie tam jest przechowalnia. No to w drogę.Edit: taptalk trochę zmasakrował formatowanie tekstu, więc musiałem to poprawić przez stronę. Ale zniknęło zdjęcie poglądowe. Cóż za cóż. Sorki :D
oskiboski 11 listopada 2021 17:08 Odpowiedz
Zapowiada się świetnie :)
sudoku 11 listopada 2021 23:08 Odpowiedz
Quote:Plan:CPH-LIS 11.11 05:55-8:25LIS-PDL 11.11 22:20-23:45PDL-FLW 12.11 08:25-10:35FLW-HOR 14.11 11:15-12:05HOR-PDL 14.11 18.00-18:55PDL-PIX 19.11 15:20-16:15PIX-PDL 21.11 16:40-17:30PDL-LIS 22.11 19:25-22:40LIS-CPH 22.11 07:35-12:10To kiedy ta praca? :o
abelincoln 11 listopada 2021 23:08 Odpowiedz
@sudoku od poniedziałku do następnego poniedziałku (bez weekendu oczywiście)
booboozb 13 listopada 2021 12:08 Odpowiedz
@abelincoln masz może zdjęcie tej wartowni wielorybniczej? ;)
stasiek-t 13 listopada 2021 17:08 Odpowiedz
abelincoln napisał:. Plus, zauważyłem w jednej z knajp wczoraj, plakat informujący o jakimś festynie w wiosce obok. Co prawda nie wiem z jakiej okazji i co będzie poza kasztanami (do 19.30), ale raz się żyje...Okazja jest na plakacie - Św. Marcin na białym koniu przyjedzie ;). Lekko spóźniony, bo miał imieniny 11 listopada...
abelincoln 14 listopada 2021 17:08 Odpowiedz
Planem b okazało się siedzenie na tyłku w lotniskowej kawiarni. W niedzielę nie jeździ autobus, taksówkarz nie chciał zejść z wyjściowej ceny 25e/RT (ale pewnie to przez mój brak umiejętności negocjacyjnych), za jedynym otwartym okienku wypożyczalni samochodów nikogo nie ma (a kręciłem się tam przez dobry kwadrans), poza tym na stronie oferują najtańszy samochód za 50 euro(!).Jako że wiatr wieje, deszcz pada, a ja mam trochę zaległych lektur, to czas szybko minie. Poza mną w kawiarni jest 9 innych osób, jako że tylko mój samolot został - pewnie wybrali ten sam plan b. (Edit: skłamałem - jest jeszcze spóźniony samolot do TER, ale jego pasażerowie raczej czekają na airside)Wcześniej było więcej osób, bo odwołano lot do Lizbony, ale ostatni autobus do hotelu już odjechał.
abelincoln 14 listopada 2021 23:08 Odpowiedz
No i skończyło się rumakowanie. Moje połączenie do PDL zostalo odwołane przez pogodę. Zobaczymy czy mają tutaj na wyspie wystarczającą ilość miejsc hotelowych, bo już wcześniej odwołali loty na Corvo oraz do Lizbony. Wygląda na to, że jednak tak. Co dobre dla mnie, z hotelu wyruszamy już po zakończeniu mojej pracy, więc od tym względem nie jest źle. Szkoda natomiast, że z 4 dni (a właściwie popołudni) na Sao Miguel zostaną mi 3. No ale, niezrealizowane plany to chyba dobry powód by wrócić w przyszłości? Strasznie długo trwało czekanie na transfer do hotelu. W sensie czekaliśmy wszyscy w autobusie, czekaliśmy, 20 minut później przyszedł jakiś facet, wsadził walizkę do luku bagażowego, popatrzył w prawo, popatrzył w lewo, wyciągnął ja i wrócił do terminala... Po dalszych 5 minutach w końcu przyszła jakaś zagubiona para. Kierowca tak się ucieszył że ruszył z otwartymi środkowymi drzwiami. Jakieś 20 metrów później się zatrzymał i je zamknął. Myślałem że jest jakaś blokada - ale najwyraźniej się na tym nie znam... Hotel ponoć czterogwiazdkowy. Z basenem. Nieczynnym. Patrząc na to jak bardzo w poważaniu mnie miał barman, rzeczywiście dużo gwiazdek jest. Pan wyczyścił całą zmywarkę kieliszków zanim do mnie poszedł. Wino za 3 euro, po kolacji zdecydowanie idę na miasto. Trochę się obawiałem czy to, że przelot FLW-PDL jest kupiony w lekko kombinowany sposób nie zemści się i nie ugryzie mnie w bolesne miejsce, ale póki co nie jest źle - zmieniona rezerwacja jest taka jaka powinna być.
tropikey 16 listopada 2021 17:08 Odpowiedz
Jak wegańskie, to poproszę o nazwę, bo nie kojarzę tego lokalu :)
abelincoln 16 listopada 2021 23:08 Odpowiedz
@tropikey nie jest to stricte wegański bar, ale większość dań była taka, kilka było wegetariańskich z opcją zamiany na wegańskie: Rotas da Ilha Verde. Rua de Pedro Home 49.Ech, siedząc w knajpie, miałam nadzieję że to się tłumaczy jakoś poetycko - np. bulwy wyspy zielonej, albo coś w tym stylu, ale niestety jest dużo bardziej trywialnie...
wintermute 17 listopada 2021 12:08 Odpowiedz
Z tego co pamiętam to ten sklep „O principe dos queijos” był najlepiej zaopatrzony i miał najlepsze ceny na całej Sao Miguel. Jak widać nic się nie zmieniło.
pabien 22 listopada 2021 17:08 Odpowiedz
Pojawia mi się ten tytuł od czasu do czasu. Niestety tylko tytuł. Za wytłumaczenie niech służy cytat "Pierwszej nocy w nowym miejscu piszę książkę pod tytułem 08400. Niestety jestem zdyskwalifikowana we wszystkich konkursach literackich z powodu slabego tytułu."Cytat jest z młodej polskiej autorki. Autorki tak dobrej, że kiedy czyta się jej książki chce się wyć.