Po szybkiej „sesji” wracam z powrotem do Zabijaka, który jest najwyżej położonym miastem w Czarnogórze (1465 m n.p.m., przez co jest idealnym punktem wypadowym do eksploracji Durmitoru. Po sezonie wybór noclegów jest spory, zdecydowałem się na położony w centrum Rooms and Bungalows Sreten Zugić. Zameldowanie bezproblemowe, córka właścicieli świetnie mówi po angielsku, służyła radą w zakresie lokalnych atrakcji, poleciła mi też knajpę na kolację. Pensjonat jest dobrze zlokalizowany – w pobliżu market, stacja benzynowa, dworzec autobusowy i knajpy, jest idealnym rozwiązaniem dla podróżujących samotnie i par – w przypadku jakichś większych ekip myślę że nadmierny hałas mógł by być problemem dla gospodarzy. Po około godzinie wyruszam do poleconej knajpy, knajpa nazywa się Podgora, jedzenie okazuje się bardzo dobre, tradycyjnie na Bałkanach zamawiam sałatkę szopską, a jako danie głownę „Durmitor Steak”, a do picia oczywiście piwo Niksić. Po kolacji szybkie zakupy i powrót do pensjonatu. Temperatura spadła do 5 stopni.
Ciąg dalszy nastąpi, wyprawa trwała 4 dni i planuje to podzielić na 4 części Kolejnego dnia budzę się po 7, Jako że w listopadzie dni są dość krótkie, toteż nie chcąc tracić czasu pakuje się do samochodu. Temperatura jest niska, jest dość rześko ale przyjemnie, plus dobra przejrzystość powietrza. Biorąc pod uwagę mój plan na dzisiejszy dzień – idealnie! Pierwszy cel na dziś – Crne Jezoro. Po drodze aby tradycji stało się zadość zakupuje w lokalnej piekarni burek z serem oraz bałkański jogurt. Mój cel znajduje się bardzo blisko Zabijaka, toteż dojazd zajmuje dosłownie kilka minut. Trzeba zakupić bilet wstępu (3 euro) + 2 euro za parking. Dojście od kasy do początku jeziora zajmuje jakieś 10 minut. Tuż przy wejściu czeka na mnie „przewodnik” – kundelek idzie cały czas przede mną, co ciekawe dokładnie wie jaką trasą trzeba podążać Zasiadam na ławce z widokiem na jezioro, psinka patrzy na mnie proszącym wzrokiem – no i trzeba się było podzielić
:)Ruszam w prawo, mając słońce po lewej stronie. Totalne pustki, nie licząc ekipy pracowników parku narodowego która zabiera na zimę łódki na przyczepie podpiętej do legendarnej Łady Niwy. Idąc wzdłuż jeziora docieram do skraju lasu, Po drodze trzeba było przeskoczyć strumyk. Istnieje możliwość obejścia jeziorka dookoła prze las, jednak z racji tego że goni mnie krótki dzień nie robię tego tylko cofam się kawałek na znajdującą się w pobliżu ławeczkę. Po jakimś czasie spotykam pierwszą turystkę. Chinka mieszkająca w Katarze przyleciała również na 4 dni ! – słysząc to byłem dość zdziwiony biorąc pod uwagę odległość i ceny biletów, okazuje się że dziewczyna pracuje dla Qatar Airways i bilety ma dostępne praktycznie za darmo. Wymieniamy się doświadczeniami z dotychczasowej podróży i planami na później i każdy rusza w swoją stronę. Cofam się do miejsca gdzie doszedłem do jeziorka i idę jeszcze dalej w lewą stronę. Była to dobra decyzja, gdyż mając słońce za plecami w jeziorze pięknie odbijają się okoliczne szczyty i lasy. Pojawia się coraz więcej turystów, otwiera się również położona nad jeziorem knajpa.
szczyty i lasy. Pojawia się coraz więcej turystów, otwiera się również położona nad jeziorem knajpa. Wracam do samochodu i kieruje się kultową drogą P14 prowadząca do miejscowości Plużine. Po dosłownie niecałym kilometrze przystanek na zdjęcia - wspaniała panorama we wszystkich kierunkach. I tak co chwilę – liczba postojów na trasie które robię jest bliska 20. Zbliżam się do coraz wyższych szczytów. Wśród nich jest Bobotov Kuv, czyli najwyższy szczyt pasma Durmitoru – 2523 m n.p.m.. Czytałem kiedyś relację z Czarnogóry z listopada i na tej drodze był śnieg. W tym roku pogoda rozpieszcza i jest naprawdę ciepło, biorąc po uwagę że w pewnym momencie wyjeżdża się na wysokość 1900 metrów. Na trasie pustki, mijane są pojedyncze auta. Bardzo fajną rzeczą są ławki, które w dużej ilości znajdują się przy najpiękniejszych widokowo miejscach. Najwyższym miejscem na mojej trasie jest przełęcz Seło, o wysokości 1907 m n.p.m.. W tym miejscu robię sobie dłuższego stopa. Na parkingu stoją 2 samochody, nie widać nikogo, więc pewnie ich właściciele zrobili sobie trekking, być może na najwyższy szczyt Durmitoru – Bobotov Kuk. Ja podczas tego wyjazdu nie ma zaplanowanego żadnego trekkingu, gdyż z jednej strony po górach lubię jednak chodzić z kimś, a z drugiej mam napięty grafik i po prostu brakło by czasu. Jednak nawet bez ruszania na szla k widoki są oszałamiające. Ruszam dalej, rozpoczynając zjazd w dół. Fajną inicjatywą ze strony parku narodowego są ogromne ramki w najpiękniejszych widokowo miejscach. Są one podpisane miejscem które za sobą skrywają. Trasa stopniowo się obniża, by w końcu praktycznie się wypłaszczyć. W pewnym momencie bardzo fajnie widać zjawisko inwersji – dolinę poniżej przykrywało dosłownie morze chmur.. Od miejscowości Trsa droga widzie lasem, pełnym opadłych liści, pojawiają się też w końcu jakieś domostwa, których wcześniej praktycznie nie było. Po krótkim i stosunkowo płaskim odcinku droga zaczyna biec mocno w dół. Pojawiają się liczne skalne tunele. W miarę zbliżania się do Plużine pojawia się piękny widok na kanion rzeczny, który został sztucznie utworzony w 1974 roku. Lekka mgiełka tylko dodaje uroku temu miejscu. Zatrzymuje się w punkcie widokowym na małą przekąskę.
Po szybkiej „sesji” wracam z powrotem do Zabijaka, który jest najwyżej położonym miastem w Czarnogórze (1465 m n.p.m., przez co jest idealnym punktem wypadowym do eksploracji Durmitoru. Po sezonie wybór noclegów jest spory, zdecydowałem się na położony w centrum Rooms and Bungalows Sreten Zugić. Zameldowanie bezproblemowe, córka właścicieli świetnie mówi po angielsku, służyła radą w zakresie lokalnych atrakcji, poleciła mi też knajpę na kolację. Pensjonat jest dobrze zlokalizowany – w pobliżu market, stacja benzynowa, dworzec autobusowy i knajpy, jest idealnym rozwiązaniem dla podróżujących samotnie i par – w przypadku jakichś większych ekip myślę że nadmierny hałas mógł by być problemem dla gospodarzy. Po około godzinie wyruszam do poleconej knajpy, knajpa nazywa się Podgora, jedzenie okazuje się bardzo dobre, tradycyjnie na Bałkanach zamawiam sałatkę szopską, a jako danie głownę „Durmitor Steak”, a do picia oczywiście piwo Niksić. Po kolacji szybkie zakupy i powrót do pensjonatu. Temperatura spadła do 5 stopni.
Ciąg dalszy nastąpi, wyprawa trwała 4 dni i planuje to podzielić na 4 części Kolejnego dnia budzę się po 7, Jako że w listopadzie dni są dość krótkie, toteż nie chcąc tracić czasu pakuje się do samochodu. Temperatura jest niska, jest dość rześko ale przyjemnie, plus dobra przejrzystość powietrza. Biorąc pod uwagę mój plan na dzisiejszy dzień – idealnie! Pierwszy cel na dziś – Crne Jezoro. Po drodze aby tradycji stało się zadość zakupuje w lokalnej piekarni burek z serem oraz bałkański jogurt. Mój cel znajduje się bardzo blisko Zabijaka, toteż dojazd zajmuje dosłownie kilka minut. Trzeba zakupić bilet wstępu (3 euro) + 2 euro za parking. Dojście od kasy do początku jeziora zajmuje jakieś 10 minut. Tuż przy wejściu czeka na mnie „przewodnik” – kundelek idzie cały czas przede mną, co ciekawe dokładnie wie jaką trasą trzeba podążać Zasiadam na ławce z widokiem na jezioro, psinka patrzy na mnie proszącym wzrokiem – no i trzeba się było podzielić :)Ruszam w prawo, mając słońce po lewej stronie. Totalne pustki, nie licząc ekipy pracowników parku narodowego która zabiera na zimę łódki na przyczepie podpiętej do legendarnej Łady Niwy. Idąc wzdłuż jeziora docieram do skraju lasu, Po drodze trzeba było przeskoczyć strumyk. Istnieje możliwość obejścia jeziorka dookoła prze las, jednak z racji tego że goni mnie krótki dzień nie robię tego tylko cofam się kawałek na znajdującą się w pobliżu ławeczkę. Po jakimś czasie spotykam pierwszą turystkę. Chinka mieszkająca w Katarze przyleciała również na 4 dni ! – słysząc to byłem dość zdziwiony biorąc pod uwagę odległość i ceny biletów, okazuje się że dziewczyna pracuje dla Qatar Airways i bilety ma dostępne praktycznie za darmo. Wymieniamy się doświadczeniami z dotychczasowej podróży i planami na później i każdy rusza w swoją stronę. Cofam się do miejsca gdzie doszedłem do jeziorka i idę jeszcze dalej w lewą stronę. Była to dobra decyzja, gdyż mając słońce za plecami w jeziorze pięknie odbijają się okoliczne szczyty i lasy. Pojawia się coraz więcej turystów, otwiera się również położona nad jeziorem knajpa.
szczyty i lasy. Pojawia się coraz więcej turystów, otwiera się również położona nad jeziorem knajpa. Wracam do samochodu i kieruje się kultową drogą P14 prowadząca do miejscowości Plużine. Po dosłownie niecałym kilometrze przystanek na zdjęcia - wspaniała panorama we wszystkich kierunkach. I tak co chwilę – liczba postojów na trasie które robię jest bliska 20. Zbliżam się do coraz wyższych szczytów. Wśród nich jest Bobotov Kuv, czyli najwyższy szczyt pasma Durmitoru – 2523 m n.p.m.. Czytałem kiedyś relację z Czarnogóry z listopada i na tej drodze był śnieg. W tym roku pogoda rozpieszcza i jest naprawdę ciepło, biorąc po uwagę że w pewnym momencie wyjeżdża się na wysokość 1900 metrów. Na trasie pustki, mijane są pojedyncze auta. Bardzo fajną rzeczą są ławki, które w dużej ilości znajdują się przy najpiękniejszych widokowo miejscach. Najwyższym miejscem na mojej trasie jest przełęcz Seło, o wysokości 1907 m n.p.m.. W tym miejscu robię sobie dłuższego stopa. Na parkingu stoją 2 samochody, nie widać nikogo, więc pewnie ich właściciele zrobili sobie trekking, być może na najwyższy szczyt Durmitoru – Bobotov Kuk. Ja podczas tego wyjazdu nie ma zaplanowanego żadnego trekkingu, gdyż z jednej strony po górach lubię jednak chodzić z kimś, a z drugiej mam napięty grafik i po prostu brakło by czasu. Jednak nawet bez ruszania na szla k widoki są oszałamiające. Ruszam dalej, rozpoczynając zjazd w dół. Fajną inicjatywą ze strony parku narodowego są ogromne ramki w najpiękniejszych widokowo miejscach. Są one podpisane miejscem które za sobą skrywają. Trasa stopniowo się obniża, by w końcu praktycznie się wypłaszczyć. W pewnym momencie bardzo fajnie widać zjawisko inwersji – dolinę poniżej przykrywało dosłownie morze chmur.. Od miejscowości Trsa droga widzie lasem, pełnym opadłych liści, pojawiają się też w końcu jakieś domostwa, których wcześniej praktycznie nie było. Po krótkim i stosunkowo płaskim odcinku droga zaczyna biec mocno w dół. Pojawiają się liczne skalne tunele. W miarę zbliżania się do Plużine pojawia się piękny widok na kanion rzeczny, który został sztucznie utworzony w 1974 roku. Lekka mgiełka tylko dodaje uroku temu miejscu. Zatrzymuje się w punkcie widokowym na małą przekąskę.