Jeszcze w czasach dość sporej pandemii LOT wrzucił przeloty do Tirany za 299 zł w dwie strony, więc grzechem było nie skorzystać. A że Albania to kraj słabiej znany podróżniczo, to tym chętniej udałem się na wycieczkę. W pierwszej części opiszę wrażenia ze stolicy, a w drugiej z nadmorskiego Durres. W Warszawie samolot już czeka, a tu niedaleko jakiś chuligan niszczy płytę lotniska. Idą zmiany?
W trakcie lotu załoga kazała wypełnić albańskie druczki lokalizacyjne, ale nikt ich potem nie chciał. Co ciekawe, możemy przylecieć na podstawie albo paszportu, albo dowodu osobistego. Niestety, pogranicznicy nie chcą wbijać stempli do paszportu, więc śladu po wyjeździe nie ma żadnego. Sama hala przylotów nie jest duża, można kupić (nie najtańsze w porównaniu do polskich) karty SIM u dwóch operatorów: Vodafone lub One (działa także wi-fi lotniskowe). Można także od razu wymienić walutę na tamtejsze leke (?) – leki (?), bo kurs niewiele różni się od tego spotykanego w kantorach w mieście. Ja miałem EURO i co ciekawe, w wielu sklepach i innych punktach można nimi bezpośrednio płacić. Widać, że waluta ta ma największe poważanie i jest stosowana zamiennie z krajową.
Stojąc przed halą przylotu należy skierować się w lewo, gdzie znajduje się parking busów do centrum miasta lub do kilku innych miejscowości w Albanii. Nie ma innej alternatywy na dotarcie do Tirany, niż busy firmy Luna lub taksówki (o cenę nawet nie pytałem). Nie znam tematu za dobrze, ale na pewno nie działają żadne Bolty, czy Ubery (chyba że w wersji tubylczej pod inną nazwą).
Busy firmy Luna jadą do samego centrum na ulicę Ludovik Shilaku tuż przy słynnym placu Skanderberga. W tym miejscu kończą się też trasy kilku linii miejskich. Koszt przejazdu to 400 ALL (taki jest skrót od lek), czyli cena z przystanku jest nieaktualna. Biletów nie kupuje się wcześniej, w pojeździe jest lub po drodze wsiądzie gość, który zainkasuje pieniądze (oczywiście zapomnijcie o paragonie, czy płatności kartą). 400 ALL to według przelicznika mojego banku 16 zł, więc cena do zaakceptowania za prawie 20-kilometrową podróż. Poniżej zdjęcie informacyjne z lotniska i z przystanku końcowego.
Zakwaterowanie znalazłem przez booking.com w apartamencie leżącym kilka minut spacerkiem do Placu Skanderberga. Z zewnątrz kiepsko, wewnątrz lepiej. Ciekawostką była dosłownie pełna lodówka, niestety z cennikiem w EURO.
Oczywiście poczytałem wcześniej co nieco o Tiranie i wiedziałem, że teoretycznie nie ma za wiele do zaoferowania pod względem turystycznym, ale jak człowiek chce, to sobie znajdzie zajęcie i samemu wyszuka ciekawe miejsca. Na pewno – z nieznanego mi bliżej powodu – zwróciłem uwagę na budynki w mieście. Wydawały mi się inne, niestandardowe, ciekawe lub dziwne wizualnie. Było ich tak dużo, że wstawię tylko te, według mnie, najciekawsze. Wiem, że to może nudne, ale zaryzykuję.
Ten nazwałem roboczo pająkiem.
Amfiteatr w parku. Też jakiś taki inny.
Budownictwo nowoczesne – aż za nowoczesne?
Budujemy nowy biurowiec. Wyłania się powoli od góry.
Poniżej pomysłowa pomysłowość. Pod tymi kolumnami rzekomo pochowany jest ktoś znaczny w historii Albanii, więc żeby nie przenosić mogiły, a jednocześnie nie tracić cennego miejsca w centrum, opracowano koncepcję nakrycia mogiły od góry. Brawo.
Polecam przyjrzeć się temu czemuś wyższemu. Ilość koncepcji zabudowy, ich rodzajów i idei jest chyba nieskończona.
Osobny dział architektury to stacje paliw. Niektóre są wypasione jeśli chodzi o dachy. Są nieproporcjonalnie duże lub bardzo fikuśne w kształcie.
Poniżej ktoś postanowił zasadzić las na dachu.
Znów nowoczesność. Swoją drogą w Tiranie widzi się non stop coś budowane, przebudowywane, niszczone.
Widok z innej perspektywy, niż wcześniej. Mały, większy, największy. Duży może więcej.
A tutaj powoli wyłania się złoty budynek.
Osobna kwestia to murale. Jest ich sporo, ale jestem ignorantem w tej dziedzinie sztuki, więc znów tylko zdjęcia bez komentarza.
Uff, przebrnęliśmy. To teraz pora na kilka standardów turystycznych, które trzeba zobaczyć będąc w Tiranie. Plac Skanderberga to miejsce centralne, miejsce spotkań tubylców i turystów. Wokół niego jest kilka obiektów historycznych i kulturalnych, więc możecie je zwiedzić, jeśli lubicie wyższe doznania artystyczne. Nie będę powtarzać opisów i ciekawostek, które można znaleźć gdzieś w internecie w mądrzejszych relacjach, więc tylko wrzucę kilka zdjęć.
Niedaleko od placu Skanderberga znajdują się trzy obiekty sakralne: kościół prawosławny (ortodoksyjny), kościół katolicki i meczet, który robi z zewnątrz olbrzymie wrażenie, ale jest chyba niedostępny z racji prac budowlanych.
Ciekawostka: nieco zapomniana już Matka Teresa z Kalkutty (zajmowała się m.in. osobami trędowatymi) była z pochodzenia Albanką. Ma swój pomnik przed świątynią katolicką.
Za rzeczką/bulwarem dzielącymi Tiranę na dwie części znajduje się dawna dzielnica komunistycznych dygnitarzy o nazwie Blloku. Obecnie to rejon bardzo porządnych lokali, sklepów i innych poważnych instytucji. Znaleźć można tutaj także dawną rezydencję przywódcy albańskiego Envera Hoxhy. Zbrodniarz umarł w 1985 roku, a dom stoi nadal i widać, że ktoś zajmuje się tym terenem. Wstęp surowo zabroniony.
Kilkaset metrów od posiadłości Hoxhy jest bardzo tajemnicza budowla, zwana potocznie piramidą. Miała być ona bodajże symbolem, muzeum, upamiętnieniem tego kanalii, ale ostatecznie była niszczona przez społeczeństwo i dopiero niedawno pojawiła się koncepcja zagospodarowania od nowa tego miejsca. Niestety, teraz nic nie widać przez wysokie ogrodzenie, ale ma być na bogato, co widać na załączonym obrazku.
Przypadkowo znalazłem się na jednym z lokalnych bazarów, takim z wyższej półki, otoczonym restauracjami. Chciałem sobie w spokoju przejść i zobaczyć ofertę, ale gdy jeden z handlarzy tytoniem zaczął bardzo nachalnie zachwalać niepotrzebny mi towar, to dałem sobie spokój i odszedłem. O ile się nie mylę, to handlarze mieli w ofercie m.in. swojskie wina w plastikowych butelkach i rakiję.
Quote:W Tiranie jest sporo kiosków typu przekąskownik. Kupisz tam oczywiście słodycze, picie, alkohol, ale chyba już nie papierosy.Jak najbardziej sprzedają tam fajki
;) od 250-380 LEK. Marlboro Gold płaciłem 380 LEK.Co do paragonów w sklepach/restauracjach - Jak najbardziej dają, Ja dostawałem wszędzie z kodem QR, który po zeskanowaniu ukazywał się paragon w wersji online
;)Co do bankomatów: darmowy to tylko CREDINS Bank. FiBank też ale tylko na karcie mBank Visa Świat, na Revolut chciał 650LEK Prowizji a kartę PKO BP odrzucił z automatu
:D Byłem 12-14.04.2022, za chwilę w innym wątku wrzucę listę bankomatów z prowizjami i bez prowizji
:)Edit: Lista bankomatów bezprowizyjnych jak i z prowizją; bankomaty-w-jakim-kraju-bez-dodatkowej-prowizji,135,134492&p=1522678#p1522678
Tirana jest fajna a Albania jako kraj świetna i moim zdaniem jeden z najciekawszych krajów bałkańskich, do tego doskonała kuchnia i tania.Martinuss napisał:Co do bankomatów: darmowy to tylko CREDINS Bank.Nie tylko w Alpha bank też bez haraczu revolutem można wyjąć kasiore, przynajmniej ja wyciągałem w 2021 roku.
W Warszawie samolot już czeka, a tu niedaleko jakiś chuligan niszczy płytę lotniska. Idą zmiany?
W trakcie lotu załoga kazała wypełnić albańskie druczki lokalizacyjne, ale nikt ich potem nie chciał. Co ciekawe, możemy przylecieć na podstawie albo paszportu, albo dowodu osobistego. Niestety, pogranicznicy nie chcą wbijać stempli do paszportu, więc śladu po wyjeździe nie ma żadnego.
Sama hala przylotów nie jest duża, można kupić (nie najtańsze w porównaniu do polskich) karty SIM u dwóch operatorów: Vodafone lub One (działa także wi-fi lotniskowe). Można także od razu wymienić walutę na tamtejsze leke (?) – leki (?), bo kurs niewiele różni się od tego spotykanego w kantorach w mieście. Ja miałem EURO i co ciekawe, w wielu sklepach i innych punktach można nimi bezpośrednio płacić. Widać, że waluta ta ma największe poważanie i jest stosowana zamiennie z krajową.
Stojąc przed halą przylotu należy skierować się w lewo, gdzie znajduje się parking busów do centrum miasta lub do kilku innych miejscowości w Albanii. Nie ma innej alternatywy na dotarcie do Tirany, niż busy firmy Luna lub taksówki (o cenę nawet nie pytałem). Nie znam tematu za dobrze, ale na pewno nie działają żadne Bolty, czy Ubery (chyba że w wersji tubylczej pod inną nazwą).
Busy firmy Luna jadą do samego centrum na ulicę Ludovik Shilaku tuż przy słynnym placu Skanderberga. W tym miejscu kończą się też trasy kilku linii miejskich. Koszt przejazdu to 400 ALL (taki jest skrót od lek), czyli cena z przystanku jest nieaktualna. Biletów nie kupuje się wcześniej, w pojeździe jest lub po drodze wsiądzie gość, który zainkasuje pieniądze (oczywiście zapomnijcie o paragonie, czy płatności kartą). 400 ALL to według przelicznika mojego banku 16 zł, więc cena do zaakceptowania za prawie 20-kilometrową podróż. Poniżej zdjęcie informacyjne z lotniska i z przystanku końcowego.
Zakwaterowanie znalazłem przez booking.com w apartamencie leżącym kilka minut spacerkiem do Placu Skanderberga. Z zewnątrz kiepsko, wewnątrz lepiej. Ciekawostką była dosłownie pełna lodówka, niestety z cennikiem w EURO.
Oczywiście poczytałem wcześniej co nieco o Tiranie i wiedziałem, że teoretycznie nie ma za wiele do zaoferowania pod względem turystycznym, ale jak człowiek chce, to sobie znajdzie zajęcie i samemu wyszuka ciekawe miejsca. Na pewno – z nieznanego mi bliżej powodu – zwróciłem uwagę na budynki w mieście. Wydawały mi się inne, niestandardowe, ciekawe lub dziwne wizualnie. Było ich tak dużo, że wstawię tylko te, według mnie, najciekawsze. Wiem, że to może nudne, ale zaryzykuję.
Ten nazwałem roboczo pająkiem.
Amfiteatr w parku. Też jakiś taki inny.
Budownictwo nowoczesne – aż za nowoczesne?
Budujemy nowy biurowiec. Wyłania się powoli od góry.
Poniżej pomysłowa pomysłowość. Pod tymi kolumnami rzekomo pochowany jest ktoś znaczny w historii Albanii, więc żeby nie przenosić mogiły, a jednocześnie nie tracić cennego miejsca w centrum, opracowano koncepcję nakrycia mogiły od góry. Brawo.
Polecam przyjrzeć się temu czemuś wyższemu. Ilość koncepcji zabudowy, ich rodzajów i idei jest chyba nieskończona.
Osobny dział architektury to stacje paliw. Niektóre są wypasione jeśli chodzi o dachy. Są nieproporcjonalnie duże lub bardzo fikuśne w kształcie.
Poniżej ktoś postanowił zasadzić las na dachu.
Znów nowoczesność. Swoją drogą w Tiranie widzi się non stop coś budowane, przebudowywane, niszczone.
Widok z innej perspektywy, niż wcześniej. Mały, większy, największy. Duży może więcej.
A tutaj powoli wyłania się złoty budynek.
Osobna kwestia to murale. Jest ich sporo, ale jestem ignorantem w tej dziedzinie sztuki, więc znów tylko zdjęcia bez komentarza.
Uff, przebrnęliśmy. To teraz pora na kilka standardów turystycznych, które trzeba zobaczyć będąc w Tiranie. Plac Skanderberga to miejsce centralne, miejsce spotkań tubylców i turystów. Wokół niego jest kilka obiektów historycznych i kulturalnych, więc możecie je zwiedzić, jeśli lubicie wyższe doznania artystyczne. Nie będę powtarzać opisów i ciekawostek, które można znaleźć gdzieś w internecie w mądrzejszych relacjach, więc tylko wrzucę kilka zdjęć.
Niedaleko od placu Skanderberga znajdują się trzy obiekty sakralne: kościół prawosławny (ortodoksyjny), kościół katolicki i meczet, który robi z zewnątrz olbrzymie wrażenie, ale jest chyba niedostępny z racji prac budowlanych.
Ciekawostka: nieco zapomniana już Matka Teresa z Kalkutty (zajmowała się m.in. osobami trędowatymi) była z pochodzenia Albanką. Ma swój pomnik przed świątynią katolicką.
Za rzeczką/bulwarem dzielącymi Tiranę na dwie części znajduje się dawna dzielnica komunistycznych dygnitarzy o nazwie Blloku. Obecnie to rejon bardzo porządnych lokali, sklepów i innych poważnych instytucji. Znaleźć można tutaj także dawną rezydencję przywódcy albańskiego Envera Hoxhy. Zbrodniarz umarł w 1985 roku, a dom stoi nadal i widać, że ktoś zajmuje się tym terenem. Wstęp surowo zabroniony.
Kilkaset metrów od posiadłości Hoxhy jest bardzo tajemnicza budowla, zwana potocznie piramidą. Miała być ona bodajże symbolem, muzeum, upamiętnieniem tego kanalii, ale ostatecznie była niszczona przez społeczeństwo i dopiero niedawno pojawiła się koncepcja zagospodarowania od nowa tego miejsca. Niestety, teraz nic nie widać przez wysokie ogrodzenie, ale ma być na bogato, co widać na załączonym obrazku.
Przypadkowo znalazłem się na jednym z lokalnych bazarów, takim z wyższej półki, otoczonym restauracjami. Chciałem sobie w spokoju przejść i zobaczyć ofertę, ale gdy jeden z handlarzy tytoniem zaczął bardzo nachalnie zachwalać niepotrzebny mi towar, to dałem sobie spokój i odszedłem. O ile się nie mylę, to handlarze mieli w ofercie m.in. swojskie wina w plastikowych butelkach i rakiję.