Podróż tę odbyłem już dość dawno, jednak nigdy nie było dość czasu na wrzucenie choćby krótkiej relacji. Pomysł na taką trasę zrodził się przy okazji promocji Cebu Pacific, które jak wielu z nas wie, ma czasami świetne ceny na loty z Dubaju do Manili, a później dalej po Azji. Zdecydowałem się więc spontanicznie od razu polecieć do Australii, w której wcześniej nie byłem, zostawić sobie wystarczająco dużo czasu na zobaczenie Dubaju, no i zwiedzić którąś z rajskich wysp Filipin. Ostatecznie padło na Palawan, który był centralnym elementem wycieczki.
Za wszystkie loty wyszło 2024 zł. Jak na zrobioną trasę i odwiedzane kraje, daje to chyba dobrą średnią. Podwyższa ją znacznie lot MEL - MNL, ale na niego polowałem najdłużej, i do końca nie było żadnej dobrej obniżki.
Spakowany na cały miesiąc w plecak forclaz 40 stawiam się na lotnisku w Pyrzowicach na lot Wizzairem. Po przylocie w oczekiwaniu na autobus spotykam kilkoro Polaków, którzy jak się okazuje mają hostel w tym samym budynku co ja, a dwóch z nich leci trzy dni później tym samym lotem do Manili co ja. Co za zbieg okoliczności. Ktoś inny do Katmandu, ktoś zostaje w Dubaju. Późnym wieczorem wychodzimy więc zobaczyć nocne miasto, kończymy mocząc nogi na plaży.
Niewątpliwie Dubaj robi wrażenie bogactwem, przepychem i swoją zabudową. Jednakże prawie na każdym kroku mam też poczucie, że nie jest to za bardzo miasto dla ludzi. Co najwyżej dla aut. Przykładem mogą być skrzyżowania z chodnikami w kształcie płatków kwiatków. Pewnie w projekcie fajnie to wyglądało, ale przez to pieszy ma dość długą drogę do przejścia na drugą stronę. Albo szerokie arterie bez żadnego przejścia na bardzo długich odcinkach.
Szwendam się więc po mieście, jadę obejrzeć „stare miasto” i muzeum historii Dubaju, wjeżdżam na Burj Khalifa, oglądam pokaz Fontann Dubajskich i podziwiam The Dubai Mall, odbywam rejs po zatoce, a także jadę monorailem na słynną sztuczną wyspę Palma Jumeirah.
Czekając na lot do Manili odwiedzam na DXB salonik Ahlan. Robi wrażenie, można wziąć prysznic, wypocząć, a posiłki dostępne są z karty lub ze stołów. Alkohol bez ograniczeń.
Zbieram się na lot Cebu Pacific do Manili. Pierwszy raz będę leciał A330.Nie, to była jeszcze poprzednia tura forumowiczów-entuzjastów promocji Cebu, w listopadzie/grudniu 2018.
;)Na locie Dubaj - Manila jest na tyle dużo wolnych miejsc, że nie ma problemu ze znalezieniem całego rzędu i położeniem się. Na pokładzie spotykam parę Polaków, którzy dalej lecą na Boracay, a także dwóch kolegów, których poznałem wychodząc z lotu KTW - DWC, i którzy byli częścią grupy z jaką pierwszej nocy zwiedzaliśmy Dubaj.
Jako, że Cebu przełożyło mi lot do Sydney na dzień później, a w Manili ląduję przed południem, mam prawie dwa dni na poznanie, jak niektórzy nazywają, "najbrzydszej stolicy świata". Łączę więc siły z rodakami i razem udajemy się taksówką do centrum. Tam kręcimy się początkowo bez większego celu łapiąc "klimat" miasta.
Opony letnie.
Kolega jest na tyle odważny, że kosztuje baluta (surowy płód kurczaka prosto ze skorupki). Ja nie miałem ochoty.
Wieczorem zaglądamy do Intramuros, czyli wzniesionej przez Hiszpanów historycznej części starego miasta otoczonej murami.
Następnego dnia już sam decyduję się odwiedzić najważniejsze miejsca z przewodników. Korzystam z jeepneyi, które pełnią rolę komunikacji miejskiej. Nie jest jednak łatwo ogarnąć, który jedzie w pożądanym kierunku
8-)
Zaglądam więc ponownie do Intramuros. Tam zwiedzam Katedrę Manilską, Kościół San Agustin wraz z muzeum, Fort Santiago, a także Rizal Park. Odwiedzam też Narodowe Muzeum Filipin.
Razem ze mną Manilę postanowił odwiedzić przewodniczący Chińskiej Partii Ludowej Xi Jinping. Nie wiem czy był dokładnie w tych samych miejscach co ja, ale jego obecność spowodowała trudności w przemieszczaniu się.
Kuchnia filipińska jest dość, hmm... specyficzna.
Wieczorem jadę do hostelu się umyć, a dalej metrem i jeepneyem na lotnisko.
Mam jeszcze trochę czasu do odlotu, więc zaglądam do salonika Marhaba. Jest raczej marny. Przekąski na zimno i napoje.
Do Manili wrócę niebawem, choć bardziej tranzytowo w drodze na Palawan, już wracając z Australii.@Japonka76 To ja zamiast wracać z Puerto Princessy popłynąłem promem na Coron (jeszcze lepszy island hopping), a później z Busuangi poleciałem na Luzon. Tak, na lotniskach i w samolotach też spędziłem mnóstwo czasu, ale chętnie bym to powtórzył.
;)Sydney
Podczas lotu Manila - Sydney pierwszy raz w życiu doświadczam dość dużych turbulencji. Wyobraźnia skażona przez "katastrofy w przestworzach" zaraz robi swoje.
8-) Z otrzymaniem wizy nie ma problemów, na lotnisku wszystko przebiega szybko i sprawnie. Po wyjściu udaję się na autobus, który podwozi mnie na kolejkę do centrum. Tam melduję się w hostelu. Problemem za to staje się jet lag, w ciągu dnia robię się bardzo senny, a w nocy nie mogę spać. 10 godzin różnicy czasu oraz dwie noce spędzone w samolocie robią swoje.
Sydney wita pochmurnie, choć przez resztę pobytu w Australii pogoda jest bardzo dobra (niebawem zaczyna się tu lato). Pierwszego dnia spaceruję po centrum zbyt zmęczony na bardziej ambitne zwiedzanie.
Jako, że pierwszy raz jestem w okresie przedświątecznym na półkuli południowej, jest dla mnie trochę surrealistycznym przeżyciem oglądanie choinek w lecie
;)
Kolejnego dnia decyduję się na rejs do Manly. Statki pływają często, a podziwianie miasta z wody jest całkiem przyjemne.
Na Manly Beach spotykam Szkota poznanego w hostelu. Jako że każdy z nas ma inne plany, po rozmowie rozdzielamy się i idziemy w swoją stronę. Nawet w Sydney można się przypadkiem spotkać.
Rozpoczynam spacer szlakiem "Manly Scenic Walkway". Jest to malownicza trasa prowadząca z plaży Manly do mostu Spit Bridge. Biegnie głównie wybrzeżem, choć wspina się również na okoliczne wzgórza. Przejście zajęło mi około 3,5 godziny. Gorąco polecam!
Ojej, wspomnienia wróciły. Razem z małżonkiem zrobiliśmy podobną trasę korzystając z promocji Cebu już w 2015 roku. WAW - BUDBUD – DWCDXB – MNLMNL – SYDSYD – MNLMNL – PPS PPS - MNLMNL – DXBDWC – BUDBUD - WAW / też razem 10 lotów
:D Z przyjemnością poczytam o Twojej przygodzie. Ciekawa jestem co Cię w tym wszystkim najbardziej urzekło.Spędziliśmy kupę czasu w samolotach i na lotniskach (MNL aż 3 razy), i w Budapeszcie na powrocie już szczerze tesknniliśmy do domu.
@Japonka76To ja zamiast wracać z Puerto Princessy popłynąłem promem na Coron (jeszcze lepszy island hopping), a później z Busuangi poleciałem na Luzon.Tak, na lotniskach i w samolotach też spędziłem mnóstwo czasu, ale chętnie bym to powtórzył.
;)
KTW – DWC [W6 – 250 zł]
DXB – MNL [5J - 120 zł]
MNL – SYD [5J – 180 zł]
SYD – MEL [TR – 275 zł]
MEL – MNL [5J – 542 zł]
MNL – PPS [Z2 – 187 zł]
USU – CRK [PR – 110 zł]
MNL – DXB [5J – 120 zł]
DXB – KBP [PS – 180 zł]
KBP – WAW [PS – 60 zł] = 2024 zł / 10 lotów
Za wszystkie loty wyszło 2024 zł. Jak na zrobioną trasę i odwiedzane kraje, daje to chyba dobrą średnią. Podwyższa ją znacznie lot MEL - MNL, ale na niego polowałem najdłużej, i do końca nie było żadnej dobrej obniżki.
Spakowany na cały miesiąc w plecak forclaz 40 stawiam się na lotnisku w Pyrzowicach na lot Wizzairem.
Po przylocie w oczekiwaniu na autobus spotykam kilkoro Polaków, którzy jak się okazuje mają hostel w tym samym budynku co ja, a dwóch z nich leci trzy dni później tym samym lotem do Manili co ja. Co za zbieg okoliczności. Ktoś inny do Katmandu, ktoś zostaje w Dubaju.
Późnym wieczorem wychodzimy więc zobaczyć nocne miasto, kończymy mocząc nogi na plaży.
Niewątpliwie Dubaj robi wrażenie bogactwem, przepychem i swoją zabudową. Jednakże prawie na każdym kroku mam też poczucie, że nie jest to za bardzo miasto dla ludzi. Co najwyżej dla aut. Przykładem mogą być skrzyżowania z chodnikami w kształcie płatków kwiatków. Pewnie w projekcie fajnie to wyglądało, ale przez to pieszy ma dość długą drogę do przejścia na drugą stronę. Albo szerokie arterie bez żadnego przejścia na bardzo długich odcinkach.
Szwendam się więc po mieście, jadę obejrzeć „stare miasto” i muzeum historii Dubaju, wjeżdżam na Burj Khalifa, oglądam pokaz Fontann Dubajskich i podziwiam The Dubai Mall, odbywam rejs po zatoce, a także jadę monorailem na słynną sztuczną wyspę Palma Jumeirah.
Czekając na lot do Manili odwiedzam na DXB salonik Ahlan. Robi wrażenie, można wziąć prysznic, wypocząć, a posiłki dostępne są z karty lub ze stołów. Alkohol bez ograniczeń.
Zbieram się na lot Cebu Pacific do Manili. Pierwszy raz będę leciał A330.Nie, to była jeszcze poprzednia tura forumowiczów-entuzjastów promocji Cebu, w listopadzie/grudniu 2018. ;)Na locie Dubaj - Manila jest na tyle dużo wolnych miejsc, że nie ma problemu ze znalezieniem całego rzędu i położeniem się. Na pokładzie spotykam parę Polaków, którzy dalej lecą na Boracay, a także dwóch kolegów, których poznałem wychodząc z lotu KTW - DWC, i którzy byli częścią grupy z jaką pierwszej nocy zwiedzaliśmy Dubaj.
Jako, że Cebu przełożyło mi lot do Sydney na dzień później, a w Manili ląduję przed południem, mam prawie dwa dni na poznanie, jak niektórzy nazywają, "najbrzydszej stolicy świata".
Łączę więc siły z rodakami i razem udajemy się taksówką do centrum. Tam kręcimy się początkowo bez większego celu łapiąc "klimat" miasta.
Opony letnie.
Kolega jest na tyle odważny, że kosztuje baluta (surowy płód kurczaka prosto ze skorupki). Ja nie miałem ochoty.
Wieczorem zaglądamy do Intramuros, czyli wzniesionej przez Hiszpanów historycznej części starego miasta otoczonej murami.
Następnego dnia już sam decyduję się odwiedzić najważniejsze miejsca z przewodników. Korzystam z jeepneyi, które pełnią rolę komunikacji miejskiej. Nie jest jednak łatwo ogarnąć, który jedzie w pożądanym kierunku 8-)
Zaglądam więc ponownie do Intramuros. Tam zwiedzam Katedrę Manilską, Kościół San Agustin wraz z muzeum, Fort Santiago, a także Rizal Park. Odwiedzam też Narodowe Muzeum Filipin.
Razem ze mną Manilę postanowił odwiedzić przewodniczący Chińskiej Partii Ludowej Xi Jinping. Nie wiem czy był dokładnie w tych samych miejscach co ja, ale jego obecność spowodowała trudności w przemieszczaniu się.
Kuchnia filipińska jest dość, hmm... specyficzna.
Wieczorem jadę do hostelu się umyć, a dalej metrem i jeepneyem na lotnisko.
Mam jeszcze trochę czasu do odlotu, więc zaglądam do salonika Marhaba. Jest raczej marny. Przekąski na zimno i napoje.
Do Manili wrócę niebawem, choć bardziej tranzytowo w drodze na Palawan, już wracając z Australii.@Japonka76
To ja zamiast wracać z Puerto Princessy popłynąłem promem na Coron (jeszcze lepszy island hopping), a później z Busuangi poleciałem na Luzon.
Tak, na lotniskach i w samolotach też spędziłem mnóstwo czasu, ale chętnie bym to powtórzył. ;)Sydney
Podczas lotu Manila - Sydney pierwszy raz w życiu doświadczam dość dużych turbulencji. Wyobraźnia skażona przez "katastrofy w przestworzach" zaraz robi swoje. 8-)
Z otrzymaniem wizy nie ma problemów, na lotnisku wszystko przebiega szybko i sprawnie. Po wyjściu udaję się na autobus, który podwozi mnie na kolejkę do centrum. Tam melduję się w hostelu. Problemem za to staje się jet lag, w ciągu dnia robię się bardzo senny, a w nocy nie mogę spać. 10 godzin różnicy czasu oraz dwie noce spędzone w samolocie robią swoje.
Sydney wita pochmurnie, choć przez resztę pobytu w Australii pogoda jest bardzo dobra (niebawem zaczyna się tu lato).
Pierwszego dnia spaceruję po centrum zbyt zmęczony na bardziej ambitne zwiedzanie.
Jako, że pierwszy raz jestem w okresie przedświątecznym na półkuli południowej, jest dla mnie trochę surrealistycznym przeżyciem oglądanie choinek w lecie ;)
Kolejnego dnia decyduję się na rejs do Manly. Statki pływają często, a podziwianie miasta z wody jest całkiem przyjemne.
Na Manly Beach spotykam Szkota poznanego w hostelu. Jako że każdy z nas ma inne plany, po rozmowie rozdzielamy się i idziemy w swoją stronę. Nawet w Sydney można się przypadkiem spotkać.
Rozpoczynam spacer szlakiem "Manly Scenic Walkway". Jest to malownicza trasa prowadząca z plaży Manly do mostu Spit Bridge. Biegnie głównie wybrzeżem, choć wspina się również na okoliczne wzgórza. Przejście zajęło mi około 3,5 godziny. Gorąco polecam!